WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety, czuła w sobie coś zadziwiającego, co kazało jej mieć nadzieję, że Winston jest o nią choć w niewielkim stopniu zazdrosny. Może nie jest jego jedyną kobietą, ale przyjemna była myśl, że ktoś jednak o nią zabiega. Powoli to odchodziło, gdy wspomnieniami wracała do wieczoru walentynkowego z baseballistą. Nie miała pojęcia, co ma teraz zrobić. Czy może mieć dwóch mężczyzn, tak jak Winston ma dwie kobiety? Uznać można to za równość? Nie zamierzała teraz myśleć o końcu ich relacji. Jeszcze nie teraz, gdy z Dominiciem wciąż jest na niepewnym gruncie – o ile można wspomnieć o jakimkolwiek gruncie.
Nie potrafiła zrezygnować z obu mężczyzn; chciała ich, ale w dwa różne sposoby. Nie czuła potrzeby rozwijania relacji z Winstonem, chociaż uwielbiała momenty, gdy jakimś cudem mógł zostać nieco dłużej, by i wspólnie mogli zjeść posiłek i w spokoju pożegnać się. Nigdy nie do końca było wiadome czy spotkają się jeszcze, czy coś jednak się wydarzy i będą jedynie wspomnieniami na kartach swoich znajomości. Później? Będą się mijali w centrum Seattle z kamienną twarzą, udając, że nic nigdy ich nie łączyło. Nawet jeśli prawda wyszła na jaw, teraz było jej jeszcze bardziej niekomfortowo być blisko Winstona. Normalnie pocałowaby Wina, objęła tak, jak to robią kochankowie – bez wstydu i namiętnie – i dałaby z siebie wszystko, by marzył o niej tu i teraz.
- A nie przysłoniłam już? – roześmiała się, teatralnie odrzucając włosy do tyłu. Delikatnie, może nawet dość dyskretnie, objęła go w pasie, nie mogąc wyjść z podziwu jakie miejsce wybrał na swoją niespodziankę. Wdychała cudowną mieszankę zapachów ciętych i doniczkowych kwiatów. To był jej raj, nawet jeśli nie należał do niej. Przekonała się, że słucha jej uważnie i wie, o czym marzy.
Oburzyła się jednak na jego słowa i aż odsunęła się, dłoń układając na wysokości serca.
- Słucham?! Mogłeś zaprosić więcej kobiet? Winnie, właśnie mnie zraniłeś, poważnie – odetchnęła oficjalnie, choć w kącikach jej ust krył się uśmieszek rozbawienia. Starała się okazać, że absolutnie nie jest zazdrosna. Oby miał tylko jedną kochankę. Oby mu starczała.
Odpokutował, zdradzając cel przyjścia tutaj. Skusiła się więc na delikatny pocałunek, tym razem przysuwając wargi do jego. Subtelnie podziękowała mu, choć to był tylko początek. Ne mogła powiedzieć absolutnie nic, podekscytowana kursem florystycznym. Była absolutnie przeszczęśliwa, widząc w tunelu światełko nadziei na swoją wymarzoną przyszłość. I już chciała powiedzieć coś więcej, krzyknąć entuzjazmem, gdy z zaplecza wyłoniła się właścicielka. Zaskoczona Ashley spojrzała na nią, dopiero po chwili rozumiejąc, co się zadziało. Win miał ją tu tylko przyprowadzić? Tak jest o wiele lepiej. Wzięła go za rękę, ruszając więc w kierunku wskazanym przez kobietę.
- Widzisz? Nie musisz się wstydzić, kochanie – odparła zadziornie, doskonale pamiętając tę nutę w jego głosie, gdy nazwała go tak ostatnim razem. Skłamałaby jednak, gdyby miała powiedzieć, że nie cieszy się, że będą razem to robić. Kto wie, może to dobra forma na chwilę relaksu dla prokuratora? Trochę inna, niż dotychczas stosowana. – Co będziemy robić? Jejusiu, jak pięknie pachnie w pani kwiaciarni. Prawie jak w moim mieszkaniu, tylko jeszcze ładniej, prawda, Win?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopuszczenie do siebie emocji nawet przypominającej coś w rodzaju zazdrości, było w mniemaniu ciemnowłosego czymś całkowicie nierozsądnym, wszak to oznaczałoby, że zaczął się w jakimś stopniu angażować. Na samym początku - w kontakcie z Ashley - wiedział, że do głosu nie powinny dojść żadne uczucia; niezależnie od tego, jak dobrze mu było w jej łóżku, jak bezkonfliktowo przebiegała ta relacja i jak swobodnie czuł się w towarzystwie młodszej kobiety. Romans nie miał stanowić fundamentów wspólnie budowanej przyszłości, co - jak mu się wydawało - było między nimi wiadome od pierwszych chwil, kiedy to cielesna bliskość niespodziewanie zastąpiła bezpiecznie utrzymywany dystans. I choć tygodnie powoli przeradzały się w miesiące, tak Win nie zmienił swojego podejścia.
- Ashley - wypowiedział być może trochę za ostro, całkiem automatycznie marszcząc czoło i spinając mięśnie. Nie po to starał się ostrożnie dobierać miejsca ich spotkań, nie był także fanem afiszowania się z okazywaną bliskością tak, aby oczy innych ludzi mogły być ku niemu - czy też raczej nim - zwrócone. Odchrząknął, kręcąc przy tym przecząco głową i odwrócił się tak, aby stanąć przodem do kobiety.
- Leighton złożyła pozew o rozwód - poinformował cicho, lecz ton głosu mężczyzny był twardy i stanowczy, tak samo, jak posyłane Farrow spojrzenie. - Chcesz sprawić, by miała więcej dowodów mojej winy? Świetnie - posłał w eter, robiąc jeszcze jeden krok do tyłu i rozkładając ręce na boki. Prawdopodobnie całość mogła zabrzmieć - i wyglądać - dość szorstko, jednakże Palmer naprawdę nie chciał dać się złapać na czymś, co będzie kolejnym punktem dla żony.
Może zatem nie uważał wcześniej tak, jak mu się wydawało, skoro Leigh zdobyła zdjęcia, a on wraz z Ash dał się uwiecznić na kilku kliszach. Niby chciał być nieuchwytny, a nie uciekł przed goniącą ich migawką aparatu.
- Dlaczego nie? - mruknął lekko, nie kryjąc tym razem swojego uśmiechu, jaki czaił się zarówno w kącikach ust, jak i mogła go dostrzec w ciemnych tęczówkach prokuratora. Nonszalancko wzruszył ramionami, tym gestem dając sygnał, że nie było w tym nic absurdalnego, ani niemożliwego. Gdyby tylko na to miał ochotę realizacja przyszłaby całkiem gładko.
Całe szczęście, że kolejna dawka czułości - na którą Winston w pierwszym odruchu zareagował zaskoczeniem, zatem bez wątpienia musiał popracować nad refleksem - obyła się bez świadków, a on zdążył zacisnąć zęby na dolnej wardze kochanki, nim ta zdążyła się odsunąć.
- Nie rób tak więcej - pouczył ją, utrzymując przez kolejnych parę sekund spojrzenie oparte na wysokości jej oczu. Nie mógł głośno przyznać, ale miał za dużo do stracenia, aby swobodnie wdawać się w tego typu gierki w miejscach, gdzie mógł ich zobaczyć dosłownie każdy, a rozpoznać w nim prokuratora - część z nich.
- Nie chcesz mnie rozzłościć, Farrow - oświadczył, luzując uścisk jej palców na swojej dłoni i kiedy ją zabierał, leniwie zerknął na znajdujący się na nadgarstku zegarek, tym samym ignorując wszystkie słowa, które padały w najbliższym otoczeniu.
- Co będziecie robić? - zagaił, patrząc to na właścicielkę, to na jakieś inne kręcące się osoby. - Wieńce pogrzebowe? - Chwycił jakąś fioletową wstążkę sugerującą, że ktoś składa wyrazy głębokiego współczucia. - Może jeszcze zostanę na chwilę. - Oczywiście, w końcu Winston Palmer nigdy nie miał za wiele czasu; zawsze znajdywał maksymalnie kwadrans, może dwa, a przeciągał swój limit kiedy miał na to ochotę. A czy miał teraz? Zależy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyznać trzeba, że Ashley przywiązała się do Winstona. Nie była to żadna miłość ani zauroczenie, raczej nie zauroczenie. Wiedziała jedynie, że widzi ich tylko i wyłącznie jako teraźniejszość, bez przyszłości. To nie zmieniało jednak faktu, że czuła namiastkę radości, gdy wybierał spędzić czas z nią, a nie własną żoną. Wszystko jednak zaczynało się komplikować. Powoli, małymi gestami, źle dobranym tonem słówek. Właśnie teraz czuła rozdarcie pomiędzy nieznanymi uczuciami do baseballisty, a przyjemnością gwarantowaną przez Palmera. Po co to wszystko mieszać? Dlaczego nie potrafi akurat teraz wyłączyć swoich emocji i żyć dalej z doskoku z Winstonem?
Chciała mieć go tylko dla siebie, a to akurat jest misją z klauzuli niemożliwe.
To nie tak, że nie podejmowała się rzeczy niemożliwych. Winston jednak pokazywał, że nie do końca zależy mu na Ashley w taki sam sposób jak jej na nim. Owszem, miał więcej do stracenia, lecz mimo to zaczynał denerwować ją oschły charakter prokuratora. Nigdy nie oczekiwała uczuć, czułości czy wtulenia się w niego po upojnych chwilach uniesienia. Teraz? Coś się zmieniało. Powodowało w jej sercu pustkę, której Winston nie potrafił zapełnić. Serce poharatane przez nieumiejętność kochania. A mieszkanie było tylko własnym kątem, nic więcej.
To, jak zareagował teraz na jej potrzebę okazania uczuć, zraniło ją. Czego jednak mogła się po nim spodziewać? Odetchnęła głęboko, odsuwając się od niego na moment, speszona ostrym tonem. Po chwili zdołał ją zaskoczyć ponownie, gdy oznajmił o rozwodzie z Leighton.
- Było mnie więc tu nie zapraszać – odparła tak cicho, by nikt więcej poza Winstonem nie usłyszał jej słów. Nie zamierzała celować w niego tych słów złośliwie. Musiała jednak podjąć jakąkolwiek formę obrony siebie. Odwróciła spojrzenie, by nie widział w jej oczach absolutnie żadnego zawodu, jaki jej właśnie zafundował. Starała się to zwalczyć, by taka głupota nie przysłoniła jej radości z pobytu w tym wspaniałym miejscu. Bo czy istniało coś piękniejszego niż bukiety kwietne i zapach świeżości?
Pokręciła głową na jego słowa, a jednocześnie kolejne ciosy. Nie potrafiła mu się oprzeć, lecz nadchodziły czasami momenty, gdy ta pewność siebie Palmera denerwowała ją. Musiała przekonać go do siebie, by nie miał innych. Chciała, by pragnął tylko jej, żadnej innej. I zamierzała robić to dalej, chociaż nieco ostrożniej, jak sobie życzył. Mruknęła, uśmiechając się, czując jak ją przygryza. Przysunęła biodra do jego, korzystając z okazji i robiąc wszystko, co w jej mocy, by dzisiejszą noc spędził w jej łóżku. Nie trwało to długo.
- Och, nie, nie chcę – uśmiechnęła się pod nosem, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy. Nie chciał tych gestów – dobrze, doskonale. Upewniał ją coraz mocniej, że ona chce więcej. Doznała takiej formy dotyku na balu walentynkowym od zupełnie nieznanego jej mężczyzny, a Winston, który wciąż stopował się, bo albo wciąż tego typu gesty były zarezerwowane dla żony, albo naprawdę bał się, że przegra sprawę rozwodową. Co siedziało w jego głowie – nie miała pojęcia.
Przeszli do pomieszczenia przeznaczonego na warsztaty, a tam Ash zapomniała zupełnie o swoich rozterkach, zajmując wyznaczone jej miejsce.
- Oj, nie, dziś raczej nie – powiedziała kobieta z rozbawieniem, zerkając na Winstona zaintrygowana. Ash za to przytaknęła Winstonowi.
- To byłby niezły pomysł. Takie warsztaty pomogłyby mi, bo czasem zdarza mi się takie robić dla klientów mojego przyjaciela.
Kobieta nie do końca zrozumiała kontekst wypowiedzi Farrow, a może bardziej zaskoczyło ją to wszystko, bo przeszła po prostu dalej.
- Dzisiejszym tematem są bukieciki ślubne. Pokażesz mi, kochaniutka, swój pomysł na jeden, a ja w międzyczasie poopowiadam o właściwym dobieraniu kwiatów i ich znaczeniu. Nie damy przecież tulipanów czy żółtej róży, prawda? Dobrze, mąż może jednak skusi się na małą pomoc żonie?
Oj, Ashley z trudem zwalczyła chęć roześmiania się. Sięgnęła jednak po pierwsze kwiaty, kręcąc głową.
- Mąż nie ma ręki do kwiatów – odparła, zerkając przy tym na Winstona. W końcu nie kłamała. Był mężem, tylko nie jej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Winston za to bardzo rzadko się do kogoś przywiązywał, wszak dorastanie w niepełnej rodzinie wzmogło w nim tylko poczucie, że to samowystarczalność jest kluczem w umiejętnym funkcjonowaniu w społeczeństwie, a nie budowanie relacji z innymi ludźmi i poleganie na nich. I nie, to też nie tak, że wobec tego nigdy z nikim nie nawiązał więzi, a grono znajomych mężczyzny nie istniało; miał całkiem przyzwoity kontakt z matką, ojczymem i nawet dogadywał się z przybranym rodzeństwem. Nie mógł narzekać na relację z przyrodnią siostrą, ani - przez naprawdę wiele lat - nie miał nic do zarzucenia swojemu małżeństwu z Leighton. Romans z Ashley mimo przeszkód trwał, a inne, towarzyskie wyjścia prokuratora Palmera były skrzętnie upychane w grubym, książkowym kalendarzu. Z drugiej jednak strony czuł, że gdyby teraz - nagle - miał odnaleźć się w całkiem innym miejscu, w innej rzeczywistości, bez większego problemu by sobie z tym poradził nawet jeśli miło byłoby, gdyby mógł wziąć ze sobą tych kilka osób, które liczyły się dla niego bardziej.
Niby też nigdy nie chciał za całe zło (i te nie do końca odpowiednie podejście żywione wobec rodzin i trwałych relacji) winić biologicznego ojca, aczkolwiek gdzieś głęboko, w swojej pamięci, bez trudu potrafił przypomnieć sobie te wszystkie momenty, kiedy przez długi czas widział się z matką głównie przelotnie, bowiem ta była zbyt zapracowana, aby mogli wspólnie wyjść na obiad i do kina, nie mówiąc nawet o wyjeździe gdzieś na beztroskie wakacje. Zresztą, nawet nie było ich na to stać. Wiele czynników miało olbrzymie znaczenie w całokształcie osoby, jaką był Winston Palmer, lecz wbrew pozorom nie był tak do końca zadufanym egoistą. Miewał i lepsze dni, gdzie był bardziej przystępny dla otoczenia.
- To miała być atrakcja dla ciebie, Ash, chciałem cię tylko - zobaczyć - wprowadzić - poinformował, dodając do swoich słów lekkie wzruszenie ramionami i spoglądając na kobietę tak, jak gdyby to była oczywista oczywistość, zatem prokurator pokusił się jeszcze o skinienie głową.
- Niedaleko jest kawiarnia. Miałem zamiar tam poczekać. - Mimowolnie odwrócił się, aby wzrokiem omieść drzwi i to, co znajdowało się za nimi, nawet jeżeli nie było widać ów wspomnianej kawiarni. I wyjątkowo był grzeczny na tyle, że nie dodał (doprawiając całość lekką szpilką), że powinna wiedzieć jak bardzo lubi takie miejsca i, ekhm, obsługę w nich pracującą. Trochę sobie by w tym żartował (ale jednak tego nie powiedział, ok?), a z drugiej strony coś nie tak musiało być z tymi kelnerkami, skoro często dostawały od niego wyższe napiwki. Ciekawe dlaczego.
- Potem pojechalibyśmy do ciebie. Zasłużyłem na ładne podziękowanie za ten prezent - rzucił lekko, ponieważ jak widać, Winston miał już wszystko zaplanowane. Niestety, pomysł ciemnowłosego szlag trafił, skoro został prawie siłą zaciągnięty na zaplecze.
- Robisz wieńce dla klientów swojego przyjaciela? - Uniósł brew pytająco, starając się skrzyżować z nią wzrok, mimo, iż dzieliła ich pewna odległość i do tego długi, zastawiony kwiatami i ozdobami stół.
- Pewnie dlatego jesteśmy w trakcie rozwodu - odparował, dość wymownie wyciągając dłoń przed siebie i spoglądając na pozbawiony obrączki palec.
- Proponuję zrobić coś w klimacie czterech wesel i pogrzebu, zostaną spełnione oczekiwania wszystkich - skwitował, odbijając się od ściany i podchodząc bliżej, by ostatecznie stanąć za plecami Farrow.
- Nadal sobie grabisz, skarbie - mruknął cicho z przekąsem, mając na uwadze ten moment, kiedy właścicielka z pracownicą ruszyły po nożyce i rękawiczki, których do tej pory brakowało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała nawet myśleć o tym, że Winston mógłby spotykać się z innymi kobietami. Nie musiała być jego jedyną kobietą i od początku zdawała sobie sprawę, że na pewno jest oblegany towarzysko przez płeć piękną. To chyba ją dosięgnął zaszczyt, ponieważ to do niej wracał i jej prawił prezenty; chociażby takie jak teraz – powalentynkowe warsztaty. Przyznać trzeba było, że czuła się wyróżniona i pożądana. Pytanie tylko na jak długo starczy jej taki romans. Zaczynała chcieć więcej, nawet jeśli miała świadomość, że nie dostanie tego od Winstona. Chciała wierzyć, że znaczy dla prokuratora coś więcej niż przygodny, szybki seks. Mogła się tak oszukiwać, ale na jak długo?
Może właśnie istnieje prawdopodobieństwo szczęścia, żyjąc w niewiedzy i ciężko pracując? Nie czuje się wtedy samotności, ani poczucia odsunięcia od ludzi. Żyła tak poniekąd od lat – bez większych emocji czy uczuć jak zakochanie albo miłość. Miała jeden cel i robiła wszystko, by do niego dążyć; relacje z mężczyznami stawały się dla niej tylko dodatkiem.
- Wprowadzić? – usilnie próbuje ukryć zawód pod uśmiechem. Czy to coś złego, że pragnęła jego obecności? Zaczynała podejrzewać, że coś w niej się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni. Brakowało jej towarzystwa, czułych objęć i czegoś głębszego niż schadzki pod osłoną oczy osób trzecich.
Skinęła głową, mimowolnie rodząc dystans między nim. Cofnęła się nieznacznie pod pretekstem obejrzenia bukietu białych róż. Nachyliła się nad nimi, wąchając mdły zapach, nie patrząc nawet na Winstona. Nie do końca mu wierzyła w kwestii poczekania w kawiarni, ale dlaczego? Skoro chciał od niej czegoś więcej po zakończonych warsztatach? Na wzmiankę o pójściu do niej, zaśmiała się z pewnym rozbawieniem. Powinna się z nim zgodzić, że tak, owszem, należy mu się podziękowanie, ale nie przeszło jej to tym razem przez gardło. Oczekiwał tego, a ona nie powinna mu się przeciwstawiać, bo zafundował jej doskonałą niespodziankę. Poza tym, jest przecież tylko kochanką. Kiedyś nazwano by ją kurtyzaną. Albo dziwką.

Wspomnienie Blake’a było celowym zabiegiem, bowiem Ash chciała zobaczyć reakcję Winstona na to. Długo unikała jego wzroku, walcząc ze sobą i usilnie oglądając jakie rodzaje kwiatów będzie miała dostępne.
- Tak, przyjaciela, ma swój dom pogrzebowy – mruknęła potakująco, podpierając się o stół łokciami i uśmiechając do Winstona niewinnie. Uśmiech szybko zanikł, gdy usłyszała jego kolejne słowa. Ściągnęła brwi, zaskoczona tą bezpośredniością, a przede wszystkim – brakiem obrączki. Przyznać musiała, że ucieszyło ją to niezmiernie, więc i posłała kochankowi zadziorne spojrzenie, świadczące o jej radości. Nawet jeśli nie powinna. Nie wyglądał jednak na bardzo nieszczęśliwego z tej okazji. Kobieta, która prowadziła warsztaty, wydawała się dość zaskoczona i zbita z tropu. Wydawało się Ash, że dojrzała ulgę na jej twarzy, gdy zniknęła na moment w innym pomieszczeniu. Ashley odwróciła się nieco w stronę Winstona i sięgnęła po jego dłoń, na której jeszcze nie tak dawno spoczywała obrączka.
- Ja sobie grabię? Kochanie, jesteś dziś strasznie niemiły. Lepiej mnie szybko pocałuj, bo bardzo nieładnie mnie powitałeś – westchnęła, unosząc jego dłoń do swoich ust. – Więc chcesz wieniec pogrzebowy czy na kolejne wesele? Zrobię dla ciebie wszystko.
Może znalazł już sobie lepszą kelnerkę?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prokurator - jakkolwiek by to nie brzmiało - nie poświęcił zbyt wiele czasu na to, aby zastanowić się tak na poważnie jak wygląda jego osoba w oczach Ashley; czy traktowała go snując dalekosiężne plany, czy był tylko kimś na teraz. Nie gdybał, czy z jej pespektywy ta relacja pisze się jako typowy romans trwający tyle, póki było im za sobą dobrze i na drodze nie stanęły żadne komplikacje, czy w jej sercu zaczynają kiełkować trudne do sprecyzowania emocje i skomplikowane uczucia. Nie myślał o tym, bowiem wydawało mu się to całkiem jasnym i logicznym; zasady przedstawione na początku, nawet jeśli nie były nigdzie zapisane i przypominane raz po raz, u niego nadal funkcjonowały. Pomimo tego, jaki Winston Palmer był, a bez wątpienia bywał egoistycznym dupkiem, który dostrzegał z reguły to, co było dla niego najwygodniejsze, to bynajmniej jego celem nie było zranienie kobiety. Może czasami odezwał się zbyt szorstko, zareagował z niepasującym do zarysu tej relacji dystansem, aczkolwiek szanował ją i nigdy nie pomyślał w kategoriach opłacanej w jakiś sposób kobiety do towarzystwa.
- Uhm - potwierdził krótko, nadal utrzymując z nią kontakt wzrokowy - chciałem wyjaśnić co jest prezentem, a nie być częścią niego. - Wywrócił oczami, mimowolnie rozglądając się dookoła, by zarejestrować tych kilka leżących nieopodal przedmiotów, najprawdopodobniej służących do tworzenia i przyozdabiania bukietów. Teraz już, niech będzie, poświęci się na tyle, że zostanie te trzydzieści minut dłużej; kawę najwyżej wezmą na wynos, a późny obiad - w ramach wspomnianej już nagrody - przygotuje mu Ash. To był kolejny plan Winstona, może dla odmiany jeden z nich tego dnia się powiedzie.
- Fatalnie dobierasz znajomych, Farrow - stwierdził, chwytając ze znudzeniem jakąś roslinę. Skoro byli w tematach pogrzebowych, zdawała mu się pasować, więc z wazonem i kilkoma sztukami w środku, zbliżył się do młodej kobiety.
- Spróbuj zrobić coś z tego - zaproponował - może twojemu przyjacielowi się spodoba. - Krótki, kącikowy i chłodny uśmiech pojawił się na twarzy Palmera. Miał nawet wspomnieć, że jednemu-obecnemu właścicielowi zakładu pogrzebowego zafundował dłuższy wyrok (który i tak finalnie okazał się zdecydowanie za krótki, nad czym niesamowicie ubolewał, bo co jak co, ale Griffith powinien gnić za gratkami, ewentualnie pod ziemią, na to też by przystał), jednakże uznał, że nie ma czym się chwalić, skoro ostatecznie facet był na wolności.
- Jakie masz plany na później? - zapytał, mimowolnie taksując ją wzrokiem. Prawie też spełnił jej prośbę (łaskawy, nie ma co), lecz przeszkodziła mu w tym powracająca na stanowisko pracy właścicielka kwiaciarni. Odchrząknął, odchodząc na krok i zastanawiając się co ta nadpobudliwa kobieta zaraz wymyśli. Nie musiał długo czekać, wszak wpadła na - jej zdaniem - genialny pomysł, aby Ash wraz z Winstonem, po tym, jak kobieta zakończy swój bukiet (albo wieniec pogrzebowy, cokolwiek robiła) stworzyli ozdobny wieniec na stół, ewentualnie na drzwi, jaki będą mogli zabrać ze sobą do domu.
Prawie zapytał: którego?, ale na szczęście nim z tym wypalił zrozumiał, że on żadnych dekoracji nie potrzebuje. Warsztaty zresztą miały stanowić prezent dla niej, a nie dla niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Takie relacje właśnie często bywały zgubne; jedna ze stron zazwyczaj poddawała się emocjom, które przeradzały się w uczucia. Owszem, coś kiełkowało w Ashley, przez co miała mętlik w głowie. Poczuła c o ś do Dominica, przez co nie chciała stracić Winstona. Mieli trwać w tym dopóki wszystko działo się naturalnie. Czasem męczył ją brak perspektywy, a czasem cieszyła się, że ma go tylko z doskoku. Nie widziała się w związku na ten moment, zwłaszcza z prokuratorem. A skoro zdradził raz swoją żonę, z Ash mógłby zatoczyć koło i również uciekać od niej do innej. Pewnie już tak robi, ale czym ma się przejmować? A raczej: nie ma prawa się tym przejmować.
Starała się odsuwać od siebie wszelkie emocje związane z romansem. Bawiła się słodkimi słówkami, które właściwie nie miały racji bytu; pojawiały się w konwersacjach jako żarty, gdy tylko zauważyła, że go drażnią. Śmiała się przy tym, pomimo niewielkiego ukłucia bólu. Czy kiedykolwiek będzie w stanie tak naprawdę kogoś pokochać? Żałowała, że nie jest równie znieczulona na świat, co Winston.
- A może ja chcę, byś był częścią prezentu? – westchnęła ciężko, poniekąd zawiedziona, że nie domyślił się tego wcześniej. Co prawda – był tu zbędny, ale to nie zmienia faktu, że chciała, aby jej towarzyszył; był po prostu obok. Rzadko robili razem coś (normalnego), a teraz narodziła się okazja, by przekonała się czy rzeczywiście coś do niego czuje, czy tylko tęskniła tak po ludzku.
Roześmiała się na jego słowa, szczerze rozbawiona. Blake nie był złym człowiekiem. Lubiła go, często dawał jej szansę na dodatkowy zarobek i nawiązanie nowych kontaktów biznesowych. Skromnie mówiąc, była mistrzem w wiązankach pogrzebowych. I nikt jej nie przebije, o czym Winston dowie się za kilkanaście minut, gdy skomponuje swój piękny bukiet, idealny na okazję odejścia ze świata żywych.
- Jemu wszystko się podoba, co robię – odparła ze wzruszeniem ramion, w skupieniu dobierając poszczególne rośliny do tej wybranej przez Winstona. Wystawiła przy tym koniuszek języka i pochyliła się nieco bardziej nad stołem. Gdy tworzyła, świat jakby nie istniał. Zostawiała w oddali problemy przemyślenia i własne emocje, oddając się całkowicie kwiatom. Rozpraszała się wyjątkowo obecnością Winstona. Zerkała co chwilę w jego stronę, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechami.
Nie miała planów na popołudnie i bardzo chciała, by Winston wrócił z nią do domu. Z drugiej strony miała jednak w głowie Dominica, więc przez chwilę wahała się. Starała się przy tym, by nie zauważył, że coś ją jednak gryzie. W końcu spojrzała na niego, jeszcze zanim wróciła kobiecina.
- Myślałam, że pójdziemy do mnie? – Odprowadziła go wzrokiem; tworzył dystans, ale był on bez żadnych kontekstów i podwójnego dna. Ashley musiała zająć się zadaniami rzucanymi od kwiaciarki, a także słuchać uważnie jej słów dotyczących połączeń kwiatowych. W tym momencie wszystko brała na poważnie, więc nawet jeśli Winston odzywał się, uciszała go natychmiast.
Pomysł ozdoby na stół był według Ash znakomity, nawet jeśli miała w głowie identyczne pytanie, co Win. Stworzyła jednak taki, z góry uznając, że za żadne skarby go nie odda. Czas zleciał wyjątkowo szybko, co przyjęła z żalem. Najchętniej nie wychodziłaby stąd już nigdy. Jej marzenie posiadania własnej kwiaciarni było teraz tylko silniejsze. Gotowa była do większych poświęceń i jeszcze mocniejsze walki o swoje. Winston miał w tym swój udział już dawno, lecz teraz podwoił jej pragnienie (do własnego biznesu, ale też trochę i do niego).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym tkwiła pułapka - w istniejącej możliwości zaangażowania się za bardzo, przez co zdecydowanie rosły oczekiwania względem drugiej osoby, ale i perspektywa na wspólną przyszłość wcale nie była tak odległa i rozmyta. Winston był przekonany, że - raaaaczej - nie musi się tego obawiać, bowiem swoją codzienność, mimo wszelkich burz i lawiny cierpkich słów, miał budować z Leighton. Coś uległo zmianie, gdy został uświadomiony, że żona wie o jego zdradzie, w związku z czym - choć domyślał się, że powodów było zdecydowanie więcej - wniosła pozew o rozwód. Mimo to, bezpieczniej było skupić się na przyjemnych aspektach cielesności, niżeli być poddanym licznym próbom obudzenia w sobie uczuć. Te - nawet jeżeli również bywały przyjemne - potrafiły wiele namieszać i skomplikować, a tego prokurator wolał uniknąć.
- A co będzie w takim razie moim prezentem? - zapytał, tym samym odbijając piłeczkę, kiedy to skrzyżował wzrok z Ashley. Zuchwały uśmiech uniósł kąciki ust ciemnowłosego, a rzucone w jej stronę spojrzenie równoznacznie sugerowało to, że było to swojego rodzaju wyzwaniem.
Do tej pory Palmer nie liczył na nic; na żadne życzenia z okazji dnia zakochanych (on? zakochany?), nie myśląc również o prezencie, jaki mogła mu wręczyć Farrow, czy też innym pomyśle, jaki mógł narodzić się w kobieciej głowie. Aktualnie jednak zrobił to poniekąd z przekory, chcąc sprawdzić, czy jest w stanie wymyślić coś na szybko.
Na jej reakcję odnośnie ów przyjaciela uniósł brew, z uwagą przyglądając się profilowi kochanki. Jemu zakład pogrzebowy nie kojarzył się z niczym przesadnie zabawnym, toteż wesoły śmiech Ashley musiał dotyczyć samego właściciela, a nie miejsca, do którego tworzyła wiązanki. Albo nie tylko wiązanki.
- Wszystko co robisz? - powtórzył, ubierając całość w nonszalancki ton. Podszedł do stołu, sięgając po jedną z ciemniejszych wstążek, jaka mogłaby pasować do wieńca pogrzebowego, w następstwie przesuwając ją w stronę kelnerki.
- Brzmisz tajemniczo, Farrow, a ja niekiedy jestem zmuszony do rozwiązywania różnych... zagadek - skwitował, już nie patrząc na nią, a udając, że zaabsorbował się przedmiotami i roślinami, jakie mieli do dyspozycji w skomponowaniu czy to pogrzebowego wieńca, czy innych ozdób. Poniekąd ciekawiło go to, gdzie się zaczepiła na drugi etat i kim był wspomniany znajomy, ale by nie wyjść na przesadnie zainteresowanego tą kwestią, nie podjął tematu.
- Skoro zapraszasz - potwierdził, do swoich słów dodając skinienie głową. - Może i wtedy ja uznam, że masz talent i spodoba mi się wszystko co robisz powiedział, celowo akcentując ostatnie słowa, pomimo, iż może pobrzmiewała w nich odrobina złośliwości i rzucone - po raz kolejny tego popołudnia - wyzwanie.
A może mówił tylko o florystycznych ozdobach, a cała dwuznaczna otoczka była zmyłką?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Codzienność prokuratora prawdopodobnie wciąż miała być związana z Leighton. I Ashley musiała do tego przywyknąć, bo co z tego, że Winston uciekał do niej? Nawet będąc wyrzuconym z domu, nie chciał pomieszkiwać z kochanką. Czy to nie świadczyło czegoś o niej? Dawał jednak do zrozumienia, że wciąż była dla niego nikim, tylko ucieleśnieniem przyjemności; niezobowiązującej, miłej, zwykłą odskocznią. Musiała pogodzić się z tym, choć ciężko jej to przychodziło, nawet jeśli w głowie miała kogoś innego. Czuła jakąś niesprawiedliwość, że nawet taki Winston wciąż ma żonę. Każdy kogoś miał, każdy kogoś kochał, każdy nie czuł takiej samotności jak Ashley – bo Ashley nikogo nie miała, a tym bardziej nie kochała.
- Ach, też chcesz prezent? No dobrze, możliwe, że mam coś dla ciebie – westchnęła ciężko, niby przypadkiem przesuwając dłonią po dekolcie. Miała na sobie sweterek w serek, więc mogła swobodnie odsunąć go na tyle, by zaprezentować koronkowe ramiączko biustonosza. Chciała go zadowolić, nawet jeśli wciąż wahała się czy aby na pewno powinna to wciąż ciągnąć. Postarał się jednak z prezentem i nie zamierzała mu pozostać dłużną.
Zabawne, że chcieli bawić się w prezenty i obdarowywanie się w dzień zakochanych. Winston może kochał, ale swoją żonę. Czy czuł coś do Ashley? Trudno powiedzieć. Farrow jednak pewna była, że żywiła do prokuratora jakieś uczucia, bardziej znaczące niż pożądanie. Była zagubiona, nie wiedząc co ma myśleć. Na czym stoi w udawanym związku, a także w romansie? Miała chyba wyjątkowego pecha, mając dwóch, wspaniałych mężczyzn, a jednocześnie nie do końca byli jej. Niedobrze się robiło Ashley, gdy myślała o konsekwencjach obu związków. Nie będzie dobrze. Nigdy nie jest, gdy żyje się w kłamstwie.
Zauważając jak Winston przygląda jej się uważnie, uśmiechnęła się delikatnie z pewną dumą. Chciała wzbudzać w nim zazdrość; wzbudzić świadomość, że nie jest jego całkowicie. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę i bolało ją, gdy wspominał coś o żonie. Denerwowała się, gdy wracał do niej, zostawiając Ashley s a m ą. Miała tego absolutnie dosyć.
- Owszem, wszystko, co robię – powtórzyła, nachylając się w skupieniu nad jednym elementem wiązanki. Sięgnęła po wstążkę, jaką mu podsunął, lecz nie spojrzała wtedy na kochanka. Uniosła wzrok dopiero wtedy, kiedy zaabsorbował się jakimś przedmiotem. – Spokojnie, nasza relacja opiera się tylko i wyłącznie na stopie biznesowej i czasem wyjścia na piwo. Więc podoba mu się moja praca. Tańczę tylko dla ciebie, Winnie – dodała w końcu, odchylając się na krześle, by obejrzeć swoje dzieło. Była z siebie dumna. Skończony wieniec odłożyła na bok i sięgnęła po elementy do ozdoby na drzwi. Czerpała radość z ukrytej zazdrości Palmera. Chciała zobaczyć jej więcej, aby w końcu poczuć się kimś więcej w znaczeniu niż tylko kochanką. Denerwowała ją bezpłciowość posady jaką miała w życiu Winstona. Brakowało jej jednak grania głównych skrzypiec, bycia kochaną i pożądaną. To, wbrew pozorom, nie tak wiele, prawda?
Początkowo zignorowała jego komentarz, skupiając się na swojej pracy. Zamierzała zakończyć wszystko, by florystka była dumna ze swojej uczennicy. Znikała często na zapleczu, by donieść inne elementy, kwiaty czy dodatki. To było dla Ashley ulgą, ponieważ czuła się przytłoczona obecnością Winstona i jego obserwacją jej. Gdy byli zaś sami, mogła rzucić mu tęskne spojrzenie albo chociaż zadziorny uśmiech. Gdy już skończyła wszystko, kobieta zachwycała się niezwykłym talentem Ashley i wróżyła jej wielką karierę wśród roślin. I pewnie jej uwierzyła, wierząc, że w końcu uda jej się otworzyć swoją kwiaciarnię.
- Gotowy na swój prezent? – zagaiła Winstona, wychodząc z budynku. Wyzwanie przyjęte.

/ zt2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”