WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znasz powiedzenie "miej wyjebane, a będzie ci dane"?, bo chłopak dokładnie z takim nastawieniem przekraczał tego dnia uczelniane mury, podchodząc do jednego i tego samego egzaminu po raz trzeci. Uprzedzając fakty - trzecim, ale i ostatnim.
Pierwszy termin nie potraktował zbyt poważnie, zakończywszy swoje testowe podboje na klasycznym strzelaniu, a że do służb specjalnych było Darrellowi bezapelacyjnie daleko, nie zdziwił się późniejszym ujrzeniem na tablicy ogłoszeń niedostatecznej liczby punktów pod swoim numerem indeksu. Bywa. Przy czym to nie było do końca tak, że porażką się zupełnie nie przejął, bowiem wizja utraty kasy na ewentualne powtórki, okraszona późniejszym, ojcowskim opierdoleniem przez telefon, skutecznie zmusiła go do zarwania kilku nocek pod rząd, ażeby jednak przyłożyć się nieco bardziej do feralnego przedmiotu i zdać go za drugim podejściem. I jakkolwiek Addams nigdy nie był jakimś wielkim entuzjastą wkuwania, tak uczciwie przewertował wtedy każdą stronę podręcznika oraz sumiennie przyswoił wiedzę, naprawdę umiejąc, jak i rozumiejąc przerabiane tematy. Pech chciał, że trafił jednak na jeden z tych okrytych nieśmiertelną sławą "gorszych dni" u lektorskiego predatora i skończyło się na pytaniach, na które chyba sam 'sor miałby problem odpowiedzieć. Ale tak to jest, jak idzie się na ustne do frajera, który lubi cycate blondynki.

Szczęśliwie (albo i nie?) na łaskawie darowany, trzeci termin, znalazło się więcej nieszczęśników, a z uwagi na rozleniwione dupsko ekonomię czasu prowadzącego, powrócono do formy testowej. Tyle tylko, że zrezygnowany, ale i przede wszystkim zdenerwowany niesprawiedliwością Addams, nie zajrzał wówczas nawet na minutę do notatek. Ba, nawet jego garnitur nie był tak nienagannie wyprasowany, jak na drugim podejściu. Ale starczyło? Starczyło. Ocena dopuszczająca malowała się ulgą.
- Kto to, kurwa, numerował? - sapnął do siebie, w momencie w którym dotarł do budynku, jaki został mu wskazany przez byłego współlokatora. Wcale, to a wcale nie pomylił się wcześniej i przez przypadek zadzwonił do zupełnie innego mieszkania, ulicę dalej. Wcale.
Po otrzymaniu wyników, stwierdził, że musiał odreagować swój zmarnowany czas ten cały, egzaminacyjny stres, toteż pierwszą myślą było sięgnięcie po coś, co mogłoby go rozluźnić, a przemycone do akademika, kuszące od dłuższego czasu Bacardi idealnie pasowało do sytuacji. Tyle tylko, że nie będąc fanem picia do lusterka, wolał zapytać kogoś, kogo darzył sympatią, o drobną pomoc w opróżnianiu szkła. A że z Bosworthem nie mieli ostatnio zbyt dużo czasu dla siebie, wypadałoby to nadrobić, prawda?
- Jeny, nie mogę uwierzyć, że dopiero teraz mnie zaprosiłeś. Ba! Wprosiłem się! Ech... Masz z czym to chociaż rozrobić? Czy dzisiaj nie bierzemy jeńców i będą potrzebne kieliszki, które ci wysłałem na święta? - zagaił do otwierającego mu drzwi towarzysza, nie przekroczywszy nawet progu. Oczywiście wszystko w ramach "serdecznego" powitania.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#64


Pochopność i obojętność Darrella nigdy nie wywoływała na twarzy Siriusa zdziwienia. Chłopak zawsze wykazywał się brakiem rozsądku, zupełnie jakby we wczesnym niemowlęctwie uległ poważnemu urazowi głowi. Jednak dopóki jego lekkomyślne zachowanie nie miało wpływu na Boswortha, to w pełni akceptował szczerzące się zewsząd dziwactwa.
Minęły trzy miesiące odkąd wyprowadził się z pokoju, jaki przyszło im wspólnie dzielić. Przez ten czas wiele się wydarzyło, bo zakończył aż dwa związki, zmienił pracę i zaczął więcej uwagi poświęcać nauce. Niechybnie zbliżał się koniec jego studenckiej kariery i nie chciał skończyć z miernymi ocenami w indeksie.
Sirius był już po prysznicu i dwóch piwach, kiedy odczytał wiadomość od Darrella. Właśnie kończył trzecią, we wcześniejszym zamiarze, ostatnią puszkę, gdy jego oczy rozbłysły się na widok atrakcyjnej butelki. Z uznaniem pokiwał sam do siebie głową i prędko odpisał.
- Ja bym nie miał - prychnął ironicznie, przy czym dla zaakcentowania własnych słów machnął ręką. To nic, że przed dziesięcioma minutami wrócił ze sklepu typu żabka, do którego wybrał się w samym szlafroku i klapeczkach kubotach. Zabrakło mu nie tylko napoi, ale również papieru toaletowego. Spodziewając się następnego dnia kac kupy musiał uzupełnić zapasy, aby żadne z nich w stanie wzbudzającym wątpliwości nie musiało opuszczać ciepłych pieleszy mieszkania.
Pobiegł prędko, dwukrotnie potykając się o zabawki psa, do kuchennej części i przyniósł kieliszki. W międzyczasie Coco wpierw naszczekał, a następnie zaczął ostrożnie obwąchiwać Azjatę. Nie wyglądał na osobę, która wzbudziła jego zaufanie, dlatego wkrótce skrył się w sypialni.
- Zamknij drzwi - nakazał, kiedy chłopak wszedł do środka. Emanował aurą szczęścia, co tylko pobudziło Siriusa do dalszego działania. Włączył telewizor, a następnie rzucił pilot do Darrella. - Wybieraj muzykę. Ja zajmę się bufetem - mówiąc to zgarnął z rąk gościa Bacardi i zaczął przygotowywać ich dzisiejszy napój bogów. Zmieszał trunek z colą i dodał plaster cytryny, po czym usadził dupsko na obszernej kanapie i położył bose stopy na kawowym stoliczku.
- Patrz co mam - schował dłoń szparę pomiędzy dwoma poduchami i wyciągnął stamtąd zrolowana parę majtek. Ostrożnie otworzył zawiniątko, w środku którego ukrył folię z zasuszoną marihuaną. Gdyby właśnie znajdowali się w kreskówce, to ów podarek zaświeciłby blaskiem miecza króla Artura. - Palimy? - zapytał, odrzucając w kąt bokserki. Zachęcająco zatrzepotał folią przed oczami Darrela, po czym z tej samej szpary wyciągnął bletki.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obaj panowie prowadzili szalony styl życia, a tempo ich egzystencji było na tyle chore, że naiwnym było założenie, iż ktokolwiek mógł za nimi nadążyć. Sami za sobą nie nadążali, bo zamykając za sobą drzwi, Addams nie wiedział nawet, od jakiego wydarzenia powinien zacząć i czy w ogóle powinien od czegokolwiek zaczynać. W końcu wplątanie się w romans z zaręczonym kolegą oraz niedoszła zabawa w Grę o Tron z własnym kuzynem nie stanowiły jakichś wielkich osiągnięć, aby chwalić się nimi na prawo i lewo, chociaż... Wszystko wydawało się być przed nimi, bo Sirius przyjął uczelnianego znajomego z otwartymi ramionami. A jeszcze bardziej czule przywitał się z butelką przyniesionego przezeń Bacardi, która momentalnie zniknęła z rąk Darrella, zanim ten zdążył się jeszcze rozpłaszczyć.
- Tak w ogóle to gustowna piżamka, Panie Gospodarzu - zagaił złośliwie, pozwalając zniknąć Siriusowi za pierwszym rogiem mieszkania, kiedy równocześnie do jego uszu dotarły powitalne poszczekiwania pupila Boswortha. Nim Azjata się obejrzał, pies już był przy nim, obwąchując nie do końca wyprasowane nogawki jego spodni od garnituru. I cóż, Darrell, jak to Darrell, ze swoim uwielbieniem dla psów nie śmiał się kryć, toteż machinalnie wyciągnął dłoń w stronę zwierzaka, jednak głowa Coco uciekła mu dosłownie spod rąk. Au! Prosto w serduszko, sierściuchu! - Ty, to twój pies? Od kiedy go masz? - zapytał wyraźnie zmieszany, podczas rozglądania się po "nowej okolicy", a w tle zabrzęczały stawiane na kuchennym blacie szklanki do drinków. A potem rozległ się wyraźny dźwięk ulatniającego się gazu spod zakrętki coca-coli.
- Widzę, że damska bielizna nie wala się po podłogach, więc albo zajebiście dokładnie wysprzątałeś w te pół godziny, albo porządniejesz - rzucił z rozbawieniem, luzując swój granatowy krawat w grochy, aby się odrobinę dotlenić. Nie zdążył się przebrać, przez co Sirius i Darrell, zestawieni obok siebie koło kuchennych blatów, wyglądali przez chwilę jak wyjęci z dwóch innych bajek. Przez chwilę, ponieważ wyższy dość szybko opuścił kuchnię, usadawiając się na salonowej sofie, a i Addams po rzuceniu marynarki na najbliższy fotel nie wglądał już tak elegancko, jak przed paroma minutami.
- Mam nadzieję, że polałeś szczerze. Jak coś, to się pójdzie po coś więcej, także nie żałuj - rzucił, siadając koło gospodarza, po czym sięgnął od razu po zrobionego mu drinka. Tyle tylko, że jego ruch ręki zastygł gdzieś w połowie, zanim zdążył upić pierwszy łyk. - Cofam wszystko, co mówiłem o byciu porządnym - powiedział, podnosząc się nieco na poduszkach, aby szybkim ruchem zgarnąć folijkę z rąk byłego współlokatora w towarzystwie wyjątkowo nieudanej, sztucznie zamyślonej miny.
- No nie wiem, nie wiem. Tak od razu alkohol z marysią? - zagaił, aż w końcu nie potrafił utrzymać dłużej swojego względnie poważnego wyrazu twarzy i buchnął śmiechem na całe pomieszczenie. - Jeszcze się pytasz, dawaj. Dzisiaj mam ochotę zapomnieć o tej obrzydliwej mordzie Wilsona i tym pierdolonym teście. Tylko wyskakuj z zapalniczki, bo moja dziś totalnie skapitulowała pod wydziałem. Nie zapaliłem dzisiaj ani jednego fajka, czujesz ten ból? Ach, no i opowiadaj, co mnie ominęło!

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Mimowolnie spojrzał na swoje ubranie, potem na Darrella i znowu na piżamę. Nie bardzo wiedział, czy powinien słowa chłopaka odebrać jako pochwałę, czy obelgę, dlatego w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.
- Limited edition - mruknął, chwytając za cytrynkowy materiał koszulki. Potrząsnął nim parokrotnie, po czym skupił się na prawidłowym ugoszczeniu Darrella. Nie mogli pić na pusty żołądek, dlatego oprócz alkoholu podał danie typowych polskich Januszy paluszki oraz kabanosy.
- Mój, durniu - zaakcentował wyzwisko - jakiś miesiąc - odpowiedział, choć nie był pewny, czy nie pokusił się o nieświadome kłamstwo. Coco adoptował podczas drugiego spotkania z Melusine, jednak nie pamiętał dokładnie, kiedy to było. Pies miał krzywą żuchwę i przeciętne, rude umaszczenia, dlatego nie wzbudzał zainteresowana odwiedzających. Omijano go szerokim łukiem, jakby nie był wystarczająco dobry, aby zasiedlić czyjąś kanapę. W mieszkaniu Siriusa odnalazł się idealnie. Spał wśród sypialnianych pieleszy, jadł na umór i został stałym bywalcem w biurze Seana.
Ze szklanką Bacardi i Coli przyglądał się Darrelowi, który rozglądał się po otoczeniu. Kuchenno-salonowa część nie wyróżniała się na tle typowych aranżacji. Ściany miały kolor biały, a podłoga składała się z drewnianych desek. W kącie stała niewielka wyspa kuchenna złożona z dwóch wąskich szafek i krótki blat pod ścianą oraz kuchenka. Po drugiej stronie była kanapa i jasny regał z telewizorem i jakimiś podręcznikami z rzeźbiarstwa.
W momencie, w którym Darrell wspomniał o damskiej bieliźnie, Sirius wyciągnął z jednej z kuchennych szuflad majtki Melusine. Naprężył koronkowe figi i strzelił nimi wprost w twarz chłopaka. Gdy trafił po mieszkaniu rozbrzmiał się jego triumfalny, aczkolwiek dziecinny śmiech.
- Masz swoje gacie! - bąknął rozbawiony i ruszył w kierunku kanapy. Wcisnął bieliznę w tamto zupełnie nie pasujące do tego typu rzeczy miejsce, kiedy jego mama przyjechała z niezapowiedzianą wizytą. Przyłapała ich w dwuznacznej sytuacji.
Lubił Darrella. Naprawdę. Spośród wszystkich współlokatorów w akademiku najdłużej wytrzymał z Siriusem. Znalazł innowacyjny sposób, aby się z nim dogadać i nie reagował na jego nierzadkie napady złości i frustracji. Pomimo różnicy wieku i zainteresowań, łączyła ich miłość do nieodpowiedzialnych decyzji. Pod tym względem byli jednomyślni, jakby dzielili ten sam rozum - głupkowaty i pochopny.
Mimowolnie wzdrygnął, kiedy chłopak odebrał mu paczkę magicznych ziółek. Wpierw zdumiony odpowiedzią Darrela posłał mu zdumione spojrzenie. Jednak wkrótce słysząc jego kolejne słowa automatycznie się uśmiechnął.
- Hej! Grunt, ze taki jełop jak ty ma szanse zaliczyć ten rok - powiedział ironicznie, jednocześnie rozpakowując bletkę. Wziął od Azjaty opakowanie i odsypał z niego marihuane. Następnie zwinął i zapalił jointa. Zapalniczkę również ukrył pomiędzy poduchami kanapy. Dmuchnął dymem w stronę sufitu, po czym oddał papierosa towarzyszowi. Zewsząd uniósł się charakterystyczny zapach. - Nie widzieliśmy się chyba od grudnia, co? - zapytał, choć było to pytanie z natury tych retorycznych. Usiadł w siadzie skrzyżnym i odchylił głowę na oparcie. Czuł jak obezwładniają go ramiona lekkości i beztroski. - Niedawno kupiłem niewielką galerię w Ballard. Planuje ją wyremontować i otworzyć. Poza tym jestem w skomplikowanym związku. Moja chyba-dziewczyna to wariatka - mimowolnie się zaśmiał, przywołując te wszystkie wydarzenia, kiedy Melusine zachowywała się jak niespełna rozumu. - A co z tobą, Darrell? - odbił pałeczkę. Również chciał dowiedzieć się, co ciekawego wydarzyło się w życiu przyjaciela odkąd opuścił progi pokoju numer 207. - Chcesz się przebrać? Wyglądasz trochę jak nieszczęśliwy pingwin - obrzucił go spojrzeniem od góry do dołu.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Należało się tego spodziewać, ponieważ dokładnie to był ich klimat. Nie minęło nawet dziesięć minut, a w powietrzu wirowały części bielizny oraz brudnobiały dym ze skręta, a obaj panowie zachowywali się tak, jakby ta kilkumiesięczna przerwa w kontaktach nigdy nie miała miejsca. Rzucali w siebie rzeczami, wyrywali sobie przedmioty i przepychali na kanapie jak dzieci, chociaż jeden z nich niedługo kończył studia, a Darrell za rok mógłby sobie kupić legalnie alkohol. Cóż, w ich przypadku wiek nie stanowił o dojrzałości, ale czy musiał?
- Fuj! Aż się boję zgadywać, kogo to! - zajęczał w wyraźnym obrzydzeniu, choć mimo wszystko nie umiał powstrzymać wydzierającego się z jego ust chichotu, bo brakowało mu tych drobnych złośliwości w jego akademickich, czterech ścianach. - Czemu ty to trzymasz w szafce w kuchni?! Teraz nic nie zjem! - zadeklarował, niemniej w przeciągu kolejnych dwóch minut i tak złapał za jedną ze słonych przekąsek podstawionych przez Siriusa. W końcu do picia wypadało mieć jakiś dobry podkład w brzuchu, ponieważ Addams przyszedł do kolegi poświętować, a nie odbywać pasjonujących dywagacji z samym Posejdonem w jego nowej łazience. Aczkolwiek na tym etapie oba scenariusze miały równe szanse na powodzenie, skoro zaczynali swoją kameralną imprezę równie niezmiennie, co zawsze, czyli nie oszczędzając nikogo i niczego. Szczególnie wątroby każdego z nich.
- Jełop? A w mordę chcesz? Jak już zdałem matmę w liceum to nie dam się pokonać jakiemuś tam karakanowi z montażu! - zagroził na wpół poważnie, oddając pakunek z używką po względnej dobroci i nie przeszkadzając swojemu rozmówcy w przygotowaniu drugiej atrakcji wieczoru, zaraz obok drinków z alkoholem Darrella. Właściwie już nawet nie pamiętam, kto mi to dał, ale na pewno nie kupiłem go sam...

- Wiesz co, od-... Tak, racja. Od grudnia. Wtedy to się wściekli się z tymi zaliczeniami. Potem jeszcze stary mi truł, że jednak chciałby spędzić pierwsze święta razem toteż parę dni z życia mi wydarł, a potem-... Potem to kręciłem się to tu, to tam, z różnymi ludźmi. Nie było czasu. Ty, jak domyślam się, też miałeś zajęte święta - odparł mętnie, choć doskonale wiedział, że nie musiał się przed nim z niczego tłumaczyć. Właściwie nie były to nawet stricte tłumaczenia, a próba pożalenia się na niekoniecznie fortunnie spędzone święta, będąc głównie poza Seattle, w towarzystwie osób, z którymi jedynie zmęczył się psychicznie w ramach zrobienia znienawidzonej matce na złość. Ach, no i chyba samemu sobie, bo jakoś chujowo było siedzieć przy jednym stole z przyrodnimi braćmi i tą skretyniałą żoną ojca, która najchętniej zabiłaby mnie drewnianą łyżką. Ale hej, staruszek zaprosił i naciskał. Co miałem zrobić?
- Ballard to dobra lokalizacja, tylko pytanie, czy to jest faktycznie warte remontu. Ach! Ale w ogóle, jeny! Że ci się chce jeszcze bawić w jakieś wiązanie się! Co odpierdala, że aż wariatka? - dopytał, przejmując od Siriusa "fajkę pokoju", przy czym odniósł nagłe wrażenie, że chyba w swoim życiu dostatecznie dużo ich spalił. Albowiem pierwsze dwa zaciągnięcia się odczuł tak, jakby oparł o usta zwykłego papierosa. Ale chociaż o ładniejszym zapachu. Może pierdolnie później? - Znowu jakaś nowa, tak? W każdym razie, na tamte laski tak chyba nie wołałeś. Albo nie wiem, może alkohol wypłukał mi momenty, w których je wyzywałeś - zaśmiał się, uważając, aby nie zachłysnąć się przy tym dymem.

Choć tak właściwie krótko potem przestało być mu do śmiechu, ponieważ niby liczył się z tym, że w którejś chwili Bosworth zapyta się, jak się sprawy miały u niego, jednak nie sądził, że przejdą do tego tak szybko. Chyba nie był dostatecznie pijany, aby tak luźno o tym gadać, toteż (nieco demonstracyjnie) napił się ze swojej szklanki, duszkiem opróżniając ją prawie do dna, choć w założeniu chciał dzisiaj raczyć się drinkami w o wiele spokojniejszym tempie. Ups?
- Dobra, zacznijmy od czegoś zabawnego, chociaż mi tam wtedy nie było zbytnio do śmiechu. Nie pierdolnij śmiechem, ale-... - zaczął przeciągle, kiedy szklanka wydała z siebie cichy brzdęk, kiedy zwrócił ją na blat stolika do kawy. - Prawie wyruchałem kuzyna. Znaczy, kurwa, żebyś sobie nie pomyślał! Prawie! - wypalił w lekkim zakłopotaniu, mając równocześnie wielką nadzieję, że nieprędko zobaczy Reyesa ponownie. Bo trochę przypał. Trochę bardzo... - Ogólnie krzywo wyszło, ale matka się nie znosi ze swoją siostrą i to jej syn. Myśmy się lata całe przez to nie widzieli i jakoś tak wyszło, że się mi spodobał w klubie, ja jemu chyba też, ale jak mi powiedział, jak się nazywa to myślałem, że zejdę...

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

W Siriusie trudno było doszukiwać się oznak dojrzałości. Utożsamiał się z brakiem pokory, lekkomyślnością, zuchwałością i brawurą. Miał tendencje do pakowania się w kłopoty i nie zmienił tego nawet fakt, że niedawno stał się rok starszy. W wieku dwudziesu pięciu lat duży procent ludzi brało kredyt albo podpisywało akt małrzeństwa. Tymczasem Sirius był na etapie adopcji psa.
- Dziewczyny - odpowiedział natychmiast - ale raczej nie powinieneś spalić się od damskiej bielizny - zażartował, uderzając w fakt, że Darrell preferował mężczyzn. Siriusowi nigdy to nie przeszkadzało. Nie dostrzegał z tego powodu różnic pomiędzy nimi, bo zawsze zachowywali się w swoim towarzystwie niebywale swobodnie.
- Bo mama mnie przyłapała i musiałem schować dowody - zironizował, choć wcale nie minął się z prawdą. W walentynki sytuacja w mieszkaniu Siriusa była gorąca i to wcale nie ze względu na obnażoną w jego ramionach Melusine, a Mayę Bosworth, która pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Ilekroć o tym myślał przechodziły go nieprzyjemne dreszcze.
Mimowolnie pokręcił głową, chcąc przegonić tamtejsze wspomnienia i zrównał własne spojrzenie z oczami Darrella. Kanapa, choć trzyosobowa, ledwo była w stanie pomieścić ich sylwety rozłożone w conajmniej głupich pozycjach. Sirius oparł głowę o podłokietnik, a jedną nogę umieścił na oparciu nieopodal karku towarzysza. Druga swobdnie leżała na podłodze. Zaśmiał się, słysząc wzmiankę o karakanie z montażu. Osobiście nigdy nie miał z nim zajęć, chociaż rozsławiała go zła opinia na uczelni.
- Byłem u mamy w Kennewick. Spędziliśmy święta z ciotką i kuzynami - powiedział, po czym zaciągnął się jointem. Dym o charakterystycznym zapachu wydmuchał w stronę sufitu. Potem jeszcze dwukrotnie powtórzył tę czynność, a następnie oddał władze w dłoń Darrella. Wymieniali się do tego czasu, aż wypalili całą marihuanę, czyniąc z siebie twory o mętnym spojrzeniu i rozanielonych twarzach.
- Z dwojga złego wybrałeś ojca - stwierdził. Metoda dedukcji Siriusa trafiła w sedno. Niesposób ile razy nasłuchał się od Darrella o rodzinnych sporach i niesnaskach. Pamiętał, że przyjaciel nie miał za dobrego kontaktu z matką oraz macochą. Miało na to wpływ wiele czynników, jednak Sirius z doświadczenia wiedział, że każda rodzina była daleka od ideału.
- Nie chciałem się wiązać - zaśmiał się nerwowo. Zaczesał kręcone pukle do tyłu, jednak gdy tylko odsunął dłoń, natychmiast powróciły na swoje prawowite miejsce, stersząc na wszystkie strony. - Po prostu tak wyszło. Nazwyam ją w ten sposób, bo jest inna, niż Jackie, Lunet i Fernanda. Bardziej spontaniczna. - Odchylił się na kanapie i złapał za szkło. Następnie upił duży łyk, po czym głośno syknął, czujac jak alkohol zapiekł go w gardle. Gdy Sirius mieszkał jeszcze z Darrellem, to był na etapie, w którym kończył związek z Lunet, a zaczynał z Fernandą. Potem sytuacja znacznie się skomplikowała i w styczniu śmiało mógł nazwać siebie singlem.
Usiadł w pozycji skrzyżnej i umieścił szklankę pomiędzy udami. Z zaciekawieniem spojrzał na przyjaciela, widząc, że szykował się do powiedzenia czegoś trudnego, niecodziennego i skomplikowanego. Mimowolnie zacisnął usta, uprzednio mrużąc podejrzliwe powieki. Niestety pod wpływem narkotyków, alkoholu i nowych informacji nie utrzymał poważnej mimiki i po prostu wybuchł śmiechem. Ironicznym, krnąbrnym, szalonym, niemal takim, który przyprawiał stan psychiczny Siriusa Boswortha o wątpliwość. Podniósł szkło, po czym drżącą dłonią odstawił je ponowne na stolik.
- Nie wierzę! - krzyknął, ocierając sprzed lewego oka wesołą łezkę. - Tylko tobie mogło się przytrafić coś takiego! Do której bazy dotarłeś? - zapytał. Bezskutecznie próbował przywołać naturalny ton, lecz co rusz zanosił się rechotem.
Sirius znał Maeve, jednak nie miał pojęcia, że był spokrewniony z Darrellem, dlatego jeszcze się nie domyślił, że jego dwóch ulubionych Azjatów prawie dopuściło się aktu namiętności. Zapewne gdy już się dowie zareaguje jeszcze większym wybuchem.
Niespodziewanie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w mieszkaniu zgasły wszystkie światła. Telewizor wyłączył się, a wraz z nim ucichła muzyka. Wokoło zrobiło się głucho i ciemno.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego dnia "nieszczęśliwemu pingwinowi" nie trzeba było wiele do szczęścia, bo choć krawat z minuty na minutę zaczynał go coraz bardziej uciskać, tak Azjata czuł się całkiem komfortowo na Siriusowskiej kanapie. Nic więc dziwnego, że na pytanie starszego kolegi z ofertą przebrania się pokręcił przecząco głową, wędrując jedynie dłonią do swojej szyi, ażeby chwilę później odrzucić niewygodny dodatek obok porzuconej wcześniej marynarki. Starczy tego luzu.
- Ojej, biedaku, mamusia cię przyłapała... Jak ty jej teraz w oczy spojrzysz? - zagaił z nie mniejszą ironią, próbując wyobrazić sobie panikę Boswortha, kiedy szanowna rodzicielka postanowiła zjawić się w środku jakiejś pikantnej akcji z jego ukochaną. Choć z perspektywy słuchacza, sytuacja niesamowicie Addamsa bawiła, tak jednak zdawał sobie sprawę, że tego typu zajścia nigdy nie były niczym przyjemnym. Niby, jak ktoś lubi, to jest adrenalina, i tak dalej, ale... W ogólnym rozrachunku, w opinii Darrella, spokój wychodził znacznie lepiej. Bo sam wiem, jak to jest. Kiedy byłem z Oceanem, czułem jakiś taki dziwny pośpiech. Albo inaczej - bardziej strach, że wróci jego narzeczona i będzie miał przejebane. W sumie, być może już ma... - I jak było w tym Kennewick? Pani Mama skrytykowała twoją technikę obracania panienek między indykiem, a podaniem ciasta, czy jednak okazała trochę człowieczeństwa i oszczędziła wrażeń reszcie rodzinki? - zapytał uszczypliwie, próbując ułożyć w głowie kolejność wydarzeń, ponieważ, znając ich wątpliwe zamiłowanie do sprzątania jeszcze z czasów wspólnego zamieszkiwania, był w stanie jedynie spekulować, ile szanowny kolega mógł kisić ów majtki w swojej kuchennej szafce. W sumie, przyganiał kocioł garnkowi, bo wypadałoby zrobić na dniach jakieś pranie.

Poziom czystości w pokoju 207 nie uległ zastraszającej poprawie, kiedy do brudzenia ostała się zaledwie połowa wcześniejszego składu, jednakże "artystyczny" bałagan nigdy nie przeszkadzał młodszemu na tyle, aby machać miotłą częściej, niż to było absolutnie konieczne. Czuł się tam dobrze, a już niewątpliwie o wiele lepiej, niż w sterylnie czystym domu ojca i jego żony, gdzie wszystko musiało być perfekcyjne - począwszy od śnieżnobiałych mebli, kończąc na ulizanych włosach braci, z których nie odstawał ani jeden włos. Bo od odstawania w tej jebniętej familii jestem ja - Darrell Addams, miło mi.
- A spier-... - warknął niewyraźnie na komentarz Siriusa odnośnie wyboru, którego okrutnie żałował, bo o wiele lepiej bawiłby się wtedy przed głupimi serialami z Netflixa, leżąc na swoim łóżku w akademiku. Choć i ta opcja nie była jakoś bardzo satysfakcjonująca, jako forma spędzania świąt. - Następnym razem wbijam do ciebie na ploty z Panią Mamą. Pomogę ubrać choinkę, a potem pogadamy przy stole o tym, jak to cię nigdy nie mogłem wyciągnąć na miasto, szczególnie do naszego ulubionego klubu. O, i jeszcze o tym, jaki to porządny z ciebie przyjaciel, który ani razu nie rzygał na krzaki koło akademików - zażartował, oczywiście nie mając w planach mieszać się w przyszłe święta starszego kumpla, niemniej w swoich słowach przekazał trochę prawdy - potrzebował jakiejś alternatywy na przyszły rok, bo inaczej mógł pożegnać się z resztkami swojego "zdrowia" psychicznego. Ale pomartwię się tym za ileś miechów.

- Weź, przestań. Nigdzie nie dotarłem, bo nie zdążyłem się wtedy najebać i zachciało mi się gadać o pierdołach - westchnął, przewróciwszy oczami, równocześnie dziękując sobie w duchu, że na tamtym etapie był całkowicie trzeźwy oraz zachował jasność umysłu na tyle, żeby nie ponaglać niektórych wydarzeń. Bo jednak spędził ze sobą te dwie, nieszczęsne dekady i znał siebie na tyle, że w przeciwnym razie mogło wyjść między nim, a Reyesem naprawdę różnie. - W rozmowie wyszło parę detali, które trochę mnie zmieszały mniej lub bardziej, ale zaskoczyłem dopiero, jak się przedstawił. Bo, no, typ też ma dość specyficzne imię. Chyba ciotka nie chciała być gorsza i po "Darrellu", autorstwa mojej starej, wpadła na jakiegoś "Mavericka" z dupy, to-... Wiesz, tak zaryzykowałem z nazwiskiem i, kurwa, trafiłem - wypalił, łapiąc swoją szklankę z zamiarem ruszenia się z miejsca i dorobienia sobie kolejnego drinka własnymi rękoma, aczkolwiek zanim Darrell zdążył poderwać swoje z lekka zażenowane, cztery litery z kanapy, nagle w mieszkaniu Siriusa doszło do niespodziewanej przerwy w dostawie prądu.
- Oho, jak pierdolony Voldemort. Ledwo wypowiedziałem jego imię, a już korki wyjebało - zażartował, niespecjalnie przejmując się niespodziewanym mrokiem. Ciemności nigdy go jakoś wielce nie przerażały, a dokładając używki, było mu po prostu wesoło, mimo nagłych komplikacji Chociaż, zakładając, że to jakaś jakaś większa awaria, trochę chujowo widzę dalszy wieczór tutaj. Przy świeczkach to ja mogę siedzieć w jakiejś drogiej restauracji, a nie palić trawę. - Weź obczaj bezpieczniki, bo chyba budynek obok ma prąd... - zagaił, odruchowo wskazując na okno, z którego przebijały się jakieś słabowite wiązki światła z reszty osiedla, jednakże szybko skapnął się, że były współlokator nie mógł zobaczyć tego gestu. Ale usłyszał o co mi chodzi? Usłyszał.
Alkohol i marihuana powoli zamraczały jego umysł.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Przyłapała mnie w walentynki, Darrell – sprostował, jednocześnie zanosząc się śmiechem. Potem pokręcił głową nie kryjąc się z tym, że nadal był rozbawiony.
Tamta sytuacja była już wyjaśniona, chociaż rzeczywisty problem nie tkwił w samym seksie. Pani Bosworth od ponad roku nadal myślała, że Sirius spotykał się z Jackie. Z uwagi na jej depresje do tamtego felernego momentu nie wyprowadził matki z błędu. Gdy kobieta stanęła naprzeciwko roznegliżowanego syna, który trzymał w ramionach kompletnie nieznaną jej dziewczynę, natychmiast uznała że dopuścił się zdrady. W tym wszystkim było wiele fałszu i nieścisłości. Był winien wyjaśnienia zarówno Melusine, jak i rodzicielce, przez co kilka dni chodził zdenerwowany.
Było minęło – pomyślał mimowolnie, sięgnąwszy po drinka.
kolejna fala śmiechu naszła go w momencie, w którym Darrell kazał mu w bardzo subtelny sposób spierdalać. Znowu pokręcił głową i upił solidny łyk trunku.
Może po prostu w przyszłym roku powinniśmy wyjechać? Malediwy? Balia? Madagaskar? – zapytał, brzmiąc bardzo poważnie.
Sirius nie lubił świąt i podchodził do nich z formalną goryczą. Nie udzielała mu się bożonarodzeniowa atmosfera i urok prezentów, które i tak uważał za nietrafione. W Kennewick pojawił się głównie dla matki, choć zamienił po kilka zdań z wszystkimi obecnymi członkami rodziny – głównie kuzynostwem i dziadkami.
Trzeci wybuch śmiechu był najgłośniejszy i najbardziej kpiący ze wszystkim. Sirius był bliski zachłyśnięcia przed którym ostatecznie uchroniła go zmiana pozycji na kanapie. Odłożył szklankę na stolik i otarł sprzed oczy łzy.
To miałeś wyjątkowe szczęście, Darrell – zironizował, uprzednio klepiąc towarzysza w kolano. – Prawie dopuściłeś się kazirodztwa – zauważył i choć w jego słowach kryła się prawda, to nadal nie mógł opanować zabawnego drżenia głosu. Potem jednak wysłuchał reszty informacji i mimowolnie się wyprostował, jednocześnie patrząc na Darrella z dozą zdumienia. – Maverick Reyes? – zapytał. Potrzebował się upewnić, bo doskonale znał Maeve. Wielokrotnie wychodzili razem na miasto, rozmawiali przez telefon, wymieniali wiadomości, albo po prostu głupczyli na mieście. Niestety nie miał pojęcia, że był on spokrewniony z Darrellem. W Seattle mieszkało wielu Azjatów.
Ciemność nastała znienacka. Sirius natychmiast poderwał się do siadu i rozglądnął wokoło, aby spróbować przyzwyczaić oczy do mroku. Udało mu się po kilku mrugnięciach, choć kontury mebli nadal były słabo widoczne. Oświetlił przestrzeń komórkową latarką.
Ty idź – nakazał, rzucając strumień rażącego światła na twarz Darrella. Sirius znał się na wielu rzeczach, jednak bezpieczniki przerastały jego umiejętności. – Niech ciebie pierdolnie prąd. Jesteś tak blady, że przyda ci się trochę koloru – dodał kąśliwie, uderzając w kolor skóry chłopaka.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „138”