WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Win? Zostawiłeś jakąś torbę u mnie. Kiedy po nią byś wpadł?
    Iiii nie tylko po nią?
Walizka, jaką Palmer miał ze sobą w delegacji służbowej, aktualnie leżała w bagażniku samochodu zaparkowanego na jednym ze strzeżonych parkingów nieopodal miejsca zamieszkania młodej kobiety. Nie było zatem szans, aby zostawił u niej jakąś torbę, lecz ta zagadka nie wymagała zbyt wiele sprytu i nadzwyczajnej umiejętności kojarzenia faktów, aby bez problemu - po dodaniu dwa do dwóch - znalazł rozwiązanie.
I to właśnie ono wywołało gorzki grymas, po którym zacisnął szczękę, tylko po to, by w międzyczasie - przemierzając trasę z wygodnego wozu do niewielkiego mieszkania Ash - nie wyrzucić z siebie wiązanki niecenzuralnych słów, które cisnęły mu się na usta.
Leighton wiedziała.
Nie był w stanie - i nawet nigdy nie próbował - przypomnieć sobie dnia, podczas którego poznał tę o dekadę młodszą od siebie kelnerkę. Pamiętał za to - o dziwo całkiem dokładnie - okoliczności. Przydługie spojrzenia, kiedy ze zniecierpliwieniem powtórzył, że chce tylko dwa tosty z serem i czarną herbatę, co było - na pierwszy rzut oka - zupełnie niepasującym do prokuratora wyborem. Gdzieś za sobą - tylko na te wczesne popołudnie - zostawił prestiżowe restauracje, wykwintne potrawy, gdzie niewielka porcja degustacyjna kosztowała krocie. Oparł się wtedy wygodniej na jednej z kanap, poluzował krawat i zaciągnął się wonią różnorakich posiłków i ciemnego trunku rozlewanego za pomocą kawiarki.
Przez chwilę - tak krótką i ulotną - znalazł się w swoim ulubionym lokalu prosto z wietrznego, kapryśnego Chicago.
- Ashley. - Krótkie skinienie głową było jedynym, czym przywitał dziewczynę. Nie czekając na zaproszenie - bowiem nigdy tego nie robił - wszedł do środka, od razu rejestrując obecność zarówno torby, jak i jednego, tekturowego pudła z napisanym na etykietce jego nazwiskiem. Przesunął językiem po ostrych zakończeniach zębów, po chwili dwoma palcami pocierając po okolicach skroni.
- Mówiłaś komuś o nas? - Nie, nie zamierzał wyjaśniać skąd wzięły się te pudła - jeszcze nie zamierzał tego robić - a po stabilnym oparciu się plecami o drzwi, skrzyżował wzrok z Farrow.
O nas.
Tak, jak gdyby ten absurdalny twór zwany nimi miał szansę istnieć gdzieś poza kobiecym łóżkiem, bądź tym hotelowym. Z trudem powstrzymał się przed tym, by nie wykpić samego siebie za te niedorzeczne określenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czekała na niego, chociaż przyłapała się, że nie tak cierpliwie jak kiedyś. Dziś w głowie miała kogoś więcej niż tylko Winstona. Może to dobrze? Może jest to znakomita okazja, by zerwać w końcu ich relację? Z tyłu głowy wciąż miała, że jest tą drugą, że ma żonę i to do niej wraca po pracy; do Ash? Już rzadziej. Gdy go jednak widzi, mięknie i absolutnie nie chce kończyć tej pokręconej relacji. Bo tak jest prościej, bo nie kłócą się o codzienności ani o temat dzieci (Ashley ich nie chce, nigdy przenigdy). Nie widzi brudnej bielizny ani nie wącha obsesyjnie jego koszuli. Tak jest im dobrze, bez zobowiązań. Zdążą się za sobą stęsknić, zanim znów wpadną sobie w ramiona, a także nie zżera ich codzienność oraz stres związany z pracą czy życiem.
Nigdy nie nazwała ich relacji jako my. Nie byli razem, nie. On ma żonę, ona – swoje życie. Nie szuka związku, nawet jeśli od czasu do czasu miewa kryzysy i pragnie przytulić się do kogoś albo w drugą stronę – mieć kogoś, kto poda jej herbatę po ciężkim dniu i wyniesie śmieci. Brakuje jej zapachu wody kolońskiej i męskich perfum; obłędnie pachnącej łazienki po prysznicu Winstona i poduszki przeszytej nim. Ale czy chciałaby się związać z tym konkretnym mężczyzną? Wątpiła. Wszystko przez to, że nie była jedyną kobietą w jego życiu; zawsze istniało niebezpieczeństwo, że wybierze swoją żonę, a nie ją, a wtedy złamie jej serce. Nie może dopuścić do takiej sytuacji, gdy zazdrość zasłoni jej oczy.
Stara się zapominać o nim, gdy tylko zatrzaśnie za sobą drzwi. Zawsze jednak z wielką chęcią otwiera je z powrotem i uśmiecha się szeroko. Oddaje mu się w pełni, nawet jeśli wie, że to już powinno być dawno zakończone. Z drugiej strony – jeśli zdradza swoją żonę, to czy nie jest wina tej kobiety? Małżeństwo ich jest już nieszczelne i rozpadające się, czego nie uratuje się. Jeśli doszło raz do zdrady, stanie się to ponownie. Pozostawało jej się jedynie cieszyć, że to nie ją zdradzał.
- Win – nie jest jakoś bardzo zaskoczona, ale przyjechał szybciej niż sądziła i powitał ją oschle. Wyciągnęła rękę zachęcająco, by taaak, rozgościł się i ruszyła za nim w głąb mieszkanka. Zaplotła ramiona na piersi. Kropelki wody z włosów skapywały na jej ramiona i biust, a elegantsze ubrania zamieniła na luźną koszulkę i krótkie spodenki. Prezentowała się przy nim marnie. Parsknęła na jego słowa, marszcząc brwi lekko. – O nas, Win? Nie, nie mówiła nikomu. Dlaczego… Ach, rozumiem – łączy puzzle w jeden obraz, zerkając w stronę rzeczy Winstona. Podchodzi zaraz do niego i całuje w ramię, zerkając na niego przy tym.
Przecież i tak jej nie kochasz, skoro wciąż czuję swój zapach na tobie.
- Czyli to koniec? - między nami? Przy okazji odebrania rzeczy, chciał zakończyć tę relację?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie widzieli się kilka, maksymalnie kilkanaście godzin, po których wrócił.
Do niej.
Nieplanowanie; imię Farrow wplątało się między kartki starannie ułożonego harmonogramu dnia Winstona Palmera. Jej wspomnienie osiadło na już nieco wymiętej koszuli; znalazło się gdzieś między poluzowanym krawatem, a pobrudzonym kobiecą szminkę rękawem. Wiedział, że nie było w tym żadnej celowości; że tym przypadkowym naznaczeniem nie chciała sprawić mu problemów z żoną, aby ta wreszcie domyśliła się, że spędzał długie godziny u innej. Być może to on sam zawinił, a jednym, nieostrożnym ruchem zmył z jej twarzy część starannie nałożonego makijażu.
I tak - jego zdaniem - go nie potrzebowała.
Ashley Farrow była przyjemną odmianą od ciemnych, burzowych chmur, jakie wisiały nad nim od momentu opuszczenia sądu, aż do czasu powrotu do zamieszkiwanego wspólnie z żoną apartamentu. Była ciszą, jakiej potrzebował między serią ciężkich oddechów, a wsunięciem palców między jej długie włosy. Smakowała aromatyczną kawą, pachniała świeżymi kwiatami.
Nigdy jednak - i może dlatego w r a c a ł - nie wymagała od niego czegoś, czego nie mógł (nie chciał?) jej dać. Nie pragnęła żadnej deklaracji, ani obietnic. Nie oczekiwała, że zostanie na śniadaniu, a później wspólnie udadzą się na obiad. Nie marzyła - tak mu się wydawało - o randkach, podczas których nie będą musieli się ukrywać. Nie wywierała nacisku, że może to już czas na pomyślenie o dzieciach.
- To nie ja zostawiłem tę torbę i karton, Ash - oświadczył, ruchem głowy wskazując na swoją własność. - Leighton się dowiedziała, że ją zdradzam - powiedział po chwili, nie potrafiąc zapanować nad krótkim grymasem, jaki mimowolnie pojawił się na jego twarzy.
Mimo wszystko; niezależnie od tego, jakim chujem czasami bywał, pomijając zdrady, kłamstwa i ukrywanie drugiego życia, kochał swoją - jeszcze - żonę i ostatnim, czego w związku z nimi chciał, był rozwód.
I tym razem głównej roli nie grało jedynie to, że Winston nie przegrywał.
A jednak nie potrafił z wymaganą lekkością zakończyć relacji z Farrow jeszcze przed tym, nim zdążył się przyzwyczaić do spotkań i zdać sobie sprawę z tego, że mu ten tryb życia odpowiada; że ulotne chwile spędzone z nią są miłą odmianą od wszystkiego, czym w Szmaragdowym mieście zdążył nasiąknąć.
- Nie wiem, skąd ma twój adres - dodał, by nie przyszło jej na myśl, aby uznać, że to sam Palmer, nie wiedząc dlaczego, podał Leigh jej adres. - Ashley - mruknął przeciągle, co w pierwszym momencie miało zabrzmieć karcąco. Wystarczyła jednak jej sylwetka tak blisko znajdująca się przy nim, aby poprzedniej podjęta stanowczość - względem zakończenia ich łóżkowej relacji - zaczynała słabnąć.
- Uhm - potwierdził, odwracając się do niej przodem i wsuwając dłoń pod kobiecą koszulkę. - Zabiorę tylko swoje rzeczy - stwierdził, w międzyczasie taksując Farrow wzrokiem, aby się upewnić, że nie miała niczego jego na sobie.
Oczywiście, że tylko po to.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubiła ich spotkania i – mimo wszystko – nie chciała z nich rezygnować. Bolało ją, że on tak łatwo i nagle rozwiązuje ich układ, który naprawdę miał sens bytu. Bez żadnych wymagań i zobowiązań, dając ulgę po ciężkim dniu w pracy albo ogólnie kiepskim tygodniu. Zazwyczaj wyczekiwała tych spotkań, a gdy sądziła, że jest zbyt przybita, czas spędzali w objęciach, pijąc wino i rozmawiając o niezobowiązujących rzeczach. Nigdy nie dała mu do zrozumienia, że chce czegoś więcej jak randek publicznie, wyjść do kina czy poznania swoich rodzin i stworzenia wspólnie maluchów. Nie, tak było wygodnie. I nawet jeśli nie chciała tego zmieniać, nie potrafiła pogodzić się z tym, że to już koniec.
Wszystko przez nią. Winiła się, że zostawiła na Winstonie jakiś swój ślad, zapach, kosmetyk. Gdyby nie to, nie byłoby teraz absurdalnej sytuacji, w której wycofywał się nagłymi, wielkimi krokami. Pierwszy raz poczuła jakiś ścisk w żołądku na myśl, że straci go. Dotychczas nie myślała o tym, bo wciąż toczyło się swoim życiem, tempem i bez dalszych zobowiązań. Starała się przyjąć wszystko na chłodno, odrzucić nową znajomość, która wcześniej postawiła przed nią nadzieję na zerwanie z Winstonem i normalne życie. Mimo to, teraz zapomniała o sportowcu, a na jej oczach pojawiły się klapki, prowadzące myśli w stronę: nie chcę się rozstawać! Musiała jednak zaakceptować jego decyzję. Nie miała absolutnie żadnego prawa zatrzymywać go, ponieważ wciąż łączył go związek małżeński, który zawsze (niestety) miał pierwszeństwo.
A jednak podjęła próbę.
- Zostań na noc, pomyślimy jak ją przekonać… znajdziemy rozwiązanie, proszę, zostań – chwyta go za rękę, by unieść ją i przyłożyć do ust. Tym razem nie zostawi na nim żadnych dowodów zbrodni w postaci szminki. Nie chce wypuścić go ze swojego życia tak szybko, tak… po prostu. Tylko i wyłącznie przez to, że Leighton dowiedziała się. Nie muszą kończyć, wystarczy tylko, że będą się jeszcze bardziej ukrywać i ostrożniej spotykać.
Uśmiech rozjaśnia jej twarz, gdy czuje jego dłoń pod swoją koszulką. Pod wpływem dotyku, przysuwa się do niego i przylega ciałem. Czuje jego perfumy i mydło, którym wspólnie zmywali z siebie grzechy poprzedniej nocy. Podoba jej się również nuta własnych, delikatnych perfum i wiązanki świeżych lilii, co stoją w salonie.
- Mogę coś nam zrobić, mamy jeszcze wino i wiem, że nie powinnam cię zatrzymywać, ale jeśli ona nie chce cię widzieć, to lepiej daj jej czas, co? Win? – Wie, że to robi się niemal żałosne. Proszenie, odsłanianie się przed nim i zatrzymywanie. Miała również świadomość, że jeśli nie spróbuje chociaż uratować ich związku przed rychłym końcem, żałowałaby. Obejmuje więc go w pasie, dłońmi sunąc powoli po jego ciele. Biodra niby przypadkiem przylegają do bioder Winstona, na co Ash uśmiecha się niewinnie.
Nie chce go stracić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym przypadku - choć z reguły nie miał w zwyczaju tego robić - dostrzegał winę leżącą po swojej stronie. Brak należytej ostrożności spowodował, iż nieprzychylni mu ludzie znaleźli słaby punkt, jakim okazało się - na początku - małżeństwo, a później, w konsekwencji (bowiem niekiedy lubił tak tłumaczyć przed samym sobą swoje drobne grzeszki), romans z młodszą od siebie kobietą.
Ze szminką barwiącą rękaw jasnej koszuli był w stanie sobie poradzić, jednak ciężej było wybrnąć z fotografii, które - jak się domyślał wnioskując po wiadomościach Leighton odnośnie gróźb - znalazła żona. I tu również niedopatrzenie leżało po jego stronie, wszak nagła zmiana terminu wyjazdu służbowego - co za tym idzie, zmiana godziny wylotu - sprawiły, że pakując się w pośpiechu, nie schował wszystkich anonimowych pogróżek do niewielkiego sejfu mieszczącego się w domowym gabinecie.
Mógł się zatem albo denerwować na samego siebie; karcić w myślach za to, że przez kilka głupich błędów musiał płacić taką cenę, a co najmniej dwie relacje zdawały się wisieć na włosku. Winston Palmer jednak był zdania, że tego typu rozmyślania były całkowicie zbędne, bowiem wystarczyło, że zanotuje popełnione błędy i postara się ponownie ich nie popełnić, zamiast psucia sobie humoru na resztę dnia czymś, czego nie mógł odwrócić. Wolał zrobić coś pożytecznego, co mogło sprawić, że w oczach żony aż tak winny nie będzie.
W końcu - czy to pierwszy raz miał do czynienia z wrogami? Skądże; jako prokurator - i to kurewsko skuteczny - trochę takich znajomości miał. Niestety, ale jeżeli to było ceną tego, co udało mu się osiągnąć - może i było warto?
- Pomyślimy jak ją przekonać? - powtórzył po kobiecie, a podczas taksowania jej wzrokiem, który finalnie oparł się na wysokości jej twarzy, przechylił głowę nieco w bok i prychnął z niedowierzaniem. - Już na coś wpadłem - oświadczył pewnie, dumnie zadzierając brodę.
Na coś wpadł, aczkolwiek nie oznaczało to, że w związku z tym mógł spędzić u Ash kolejną noc, jak gdyby nigdy nic.
- Farrow - puścił w eter, próbując nazwisko Ashley wymówić z dezaprobatą wobec jej poczynań, a równocześnie skłamałby mówiąc, że jej prośby i zachęty nie działały w pozytywny sposób na jego ego, szczególnie po wcześniejszym, nieprzyjemnym zderzeniem się z zamkniętymi na klucz drzwiami.
- Nie zamierzam się przed nią płaszczyć i prosić, by mi otworzyła, jak tylko odzyskam od ciebie swoje rzeczy - powiedział, kciukiem zahaczając o wystającą kość biodrową a w następstwie żebra, co najwyraźniej wystarczyło, aby jej ciało znalazło się przy tym jego. - Nie - oznajmił stanowczo, nachylając się nad twarzą Ashley i wchodząc jej w słowo poprzez przygryzienie kobiecej wargi. - Nie dziś. Muszę coś załatwić - poinformował, odrywając się od kochanki i ruszając szybkim krokiem, cóż, do jej sypialni, gdzie prawdopodobnie wcześniej pozostawił podpiętą do gniazdka ładowarkę.
- Myślałem, że gdzieś dziś wychodzisz - rzucił lekko, odnajdując podłączony sprzęt i zatrzymując się w progu. Tak mu się wydawało, że wspominała o jakichś planach, ale, no właśnie, może tylko mu się wydawało; nie był pewien, za wiele zdążyło się tego dnia wydarzyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy na pewno zdoła odkupić swoje winy? Trochę miała nadzieję, że jednak nie. Oczywiście, nadarzyła się okazja, by w końcu zaczęła żyć i może związać się z kimś, kto po wspaniałym, porannym seksie, wracał do żony. A Leighton podobno pragnęła dziecka. Skąd się biorą dzieci? Z bliskości, z seksu, cholera jasna i czuła, że już niedługo jej (Ash) irytacja sięgnie zenitu. Nie potrafiła tak łatwo zrezygnować z Winstona, nawet jeśli nie uznawała ich relacji za jakąś romantyczną i przepełnioną uczuciami. Była raczej zawsze odpoczynkiem i ucieczką od okropieństw dnia codziennego. Tak pasowało im obojgu.
Prawdopodobnie przez strach zostania samą, zatrzymywała go. Bała się samotności bardziej niż śmierci, nie chciała zostać bez nikogo, a tak mogli chociaż wymieniać wiadomości, spotykać się wieczorami albo w ciągu dnia i korzystać z siebie całkowicie.
Już na coś wpadł. Ma pomysł jak rozwiązać problem, więc nie przyszedł tu odreagować czy zebrać myśli. Nie powinna się po nim spodziewać absolutnie niczego, dlaczego więc wciąż lustrowała go spojrzeniem i liczyła na cokolwiek? Na jakiś przeciek czułości z jego strony, pocałunku i zapewnienia, że nie tak się umawiali, ale zamierza się rozwieść. Dla niej.
- Twoje rzeczy mogą zostać tu nieco dłużej, mógłbyś wtedy wpadać jeszcze częściej – westchnęła, uśmiechając się przy tym zadziornie i zupełnie niewinnie. Od jego dotyku dostawała gęsiej skórki i czuła ucisk, gdzieś w podbrzuszu, który zwiastował nadchodzące pragnienie. Już sądziła, że uda się zachęcić go na jeszcze jedną intymną chwilę, a wraz z przygryzieniem jej wargi, westchnęła cicho. Palce zahaczyła na krawędzi jego spodni, by przyciągnąć go do siebie jeszcze bardziej.
Podążyła za nim do sypialni i z ciężkim, teatralnym westchnieniem padła na łóżko; rozchyliła przy tym nieco nogi i uniosła się na łokciach, obserwując Winstona.
- Wychodzę, wieczorem z koleżanką do klubu. Na razie nie ruszam się stąd i sądzę, że mógłbyś jednak zostać razem ze mną. Mam coś… nowego – gdy tylko łapie z nim kontakt wzrokowy, przesuwa dłonią po wnętrzu uda, oblizując przy tym wargi. Odsunęła nieznacznie szlafrok, pokazując przy tym swoją nową bieliznę. Nie chciała, by odchodził i walczył o Leighton, skoro ona go nie chciała. Jeśli może, spędzi z nim każdą wolną chwilę dla ich obopólnego dobra. Gdy tylko opuści jej mieszkanie, poczuje samotność jaką żywiła się codziennie. Zda sobie sprawę, że jej pościel znów zrobiła się chłodna i mało zachęcająca do położenia się w niej. Nikt nie poda jej kawy jak to zrobił Winston zaledwie kilka godzin wcześniej.
Zostanie sama, a on wróci do domu. I nie, nie była zazdrosna. Jeszcze nie. Wyjątkowo zmęczona była jego powrotami do żony.
- Win? Kochanie, zostań jeszcze chwilę, proszę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niego, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, ten romans był od początku odskocznią od rzeczywistości; od pracy, od sądu i rozpraw, od oficjalnych wyjść. Od eleganckich bankietów, podczas których serwował innym przywdziane uśmiechy. Część z nich była sztucznie - ale jak dobrze - zagrana, pewne były szczere, inne wyrażały triumfalne zadowolenie wobec tego, ile osiągnął i w jakich kręgach mógł się otaczać. Było odskocznią od drogich restauracji, w jakich jadał, od wyjść do teatrów i galerii, od powrotów do apartamentu pachnącego luksusem.
Był chwilą wytchnienia i odpoczynku; po intensywnie spędzonym poranku, kiedy uciekały godziny, kilkunastoma minutami po południu, krótkim spotkaniem pod wieczór. Był adrenaliną; czymś różnym od tej, jaką czuł podczas procesów. Był przyjemną odskocznią od czegoś, do czego - de facto - wracał.
Dlatego nigdy nie zasugerował, że którekolwiek z nich może kiedykolwiek myśleć o czymś w rodzaju wyłączności. Od pierwszego spotkania - kiedy nikt nie myślał nawet o tym, że cokolwiek między tą dwójką mogłoby się wydarzyć - miał na palcu obrączkę, której... nie zdejmował, nawet będąc u Farrow. Z jednej strony znaczyła dla niego wiele, lecz z drugiej - skoro już sypiał z inną kobietą - nie zamierzał udawać, że kiedy błądził palcami po jej smukłym ciele, ta nagle zaczynała go parzyć.
- Zostaną - potwierdził po chwili przemyślenia, kiedy to lawirował spojrzeniem między kartonami. Podczas trasy, jaką przebył kierując się do Ash, jego myśli nie były tak poukładane, jakimi były teraz. Powrót do mieszkania ze swoimi rzeczami jasno sugerowałaby, że jest winny i dobrze wiedział, gdzie miał znaleźć pudła wysłane przez żonę.
- Albo je kiedyś odbiorę, albo... odeślesz pod adres, spod jakiego zostały wysłane. - I ta wersja wydarzeń byłaby najlepszą, bowiem dzięki temu mógłby nadal grać; trzymać się farsy zaprojektowanej w głowie, jak wielką to pomyłką okazało się wysłanie jego rzeczy przez Leighton, która w przypływie gniewu dała się porwać marnemu fotomontażowi.
Co z tego, że to wcale nie był fotomontaż, a ktoś złapał go na zdjęciach Farrow, a co więcej, pozyskał adres kobiety a w następstwie podał go dalej. I to, cholera, było trochę niepokojące, wobec czego na początku nie zarejestrował prób skuszenia go na zostanie w mieszkaniu na dłużej.
- Mhmm - mruknął przeciągle, ze zmrużonymi oczami śledząc jej ruchy - założyłaś nową bieliznę, bo idziesz do klubu? - Wymownie uniesiona brew jasno wyrażała to, jaki scenariusz pisał się w głowie prokuratora. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zatrzymując się gdzieś przy łóżku i z góry taksując wzrokiem kobietę.
- Jaki to klub? - zapytał lekko, choć kącik ust mimowolnie drgnął w krótkim, trochę zadziornym uśmiechu. - To dobrze, że wychodzisz - skwitował nagle - powinnaś korzystać z życia, kochanie. - Z tą różnicą, że jego kochanie było dalekim od tych wszystkich mających w sobie cokolwiek z uczuć, a raczej opierało się na cichym, gardłowym parsknięciu.
- Myślę, że mam jeszcze... - Uniesienie nadgarstka było jednoznaczne ze wzrokiem na ułamek sekundy spotykającym się z tarczą zegara. - Pół godziny - oznajmił, nachylając się nad nią i chwytając między palce cienki materiał szlafroka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten związek, a raczej relacja nie miała racji bytu. Przeczuwała, że wkrótce się skończy i choć od początku nie była przeszczęśliwa, że przykłada rękę do rozpadu małżeństwa, nie potrafiłaby zrezygnować z Winstona tak po prostu. Wyobrażała sobie wiele razy ten moment jak zrywają; bez uronionej łezki, bez żalu, ze wspaniałymi wspomnieniami. A zwłaszcza jednym.
Padało wtedy intensywnie, a w pracy miała wolne. Dom jej pachniał ciętymi kwiatami i ziemią, ponieważ robiła rewolucje w sadzonkach i tworzyła próbne bukiety dla klientki. Przyszedł do niej wtedy, z kosmyków włosów skapywały kropelki wody, garnitur nie był już nieskazitelny. Prawdopodobnie to był przełomowy dzień, ponieważ spędził z nią długie godziny; dłużej niż zazwyczaj i bez pośpiechu. Został na noc chyba wtedy? Pamiętała przyjemność, jaką odczuwała z jego obecności. Było wtedy pełno śmiechu, beztroskich rozmów i dzięki temu oddalili się od jakichkolwiek zmartwień.
Jego pudła zostaną. To oznaczało, że jeszcze nie zrezygnują z siebie. Związali się właśnie odkrytą tajemnicą, poniekąd wprowadzając Winstona w życie Ash jeszcze bardziej niż by tego chcieli. To zdecydowanie większe niż zostawienie szczoteczki. Pytanie tylko czy to na pewno jest dobry pomysł? Teraz, gdy Ash zaczęła się wahać w kwestii uczuciowej. Chciała już mieć w życiu coś więcej niż tylko romans. A tego nie dostanie od Winstona. Czuła się zagubiona w tym wszystkim, nawet jeśli nie okazywała tego.
- Mhm, nigdy nie wiadomo czy w końcu nie zatańczę na barze, a zamierzam założyć… krótką sukienkę – wytłumaczyła z zadziornym uśmiechem, nie zauważając jego zamyślenia. Nie przyszło Farrow do głowy, że cała sytuacja była dość niepokojąca. Skąd Leighton miała jej adres? Może teraz ich obserwowała? Nie myślała o tym i prawdopodobnie nie chciała. Skupiła się na tym, że Winston był absolutnie cudowny, gdy stał tak nad nią. – Jeszcze nie wiem, może Dragon? – oparła stopę na jego udzie, przesuwając nią powoli ku górze, by zahaczyć o jego pasek. Zignorowała jego kochanie, nie chcąc psuć sobie humoru. Nie powinna była zaczynać, a jednak wypowiedziała słowa poniekąd zakazane. Dostała za swoje, prawda?
Uniosła się nieco, by pocałować go krótko i wsunąć dłonie pod marynarkę. Powoli zaczęła ją zsuwać z męskich ramion, rozkoszując się zapachem jego perfum pomieszanych z jej mydłem, którego używał tego ranka pod prysznicem.
- Pół godziny to mnóstwo czasu, więc rozgość się – szepnęła w jego usta, uśmiechając się niewinnie, za to zachęcająco rozsuwając nogi i robiąc dla niego miejsce. Z naturą się nie wygra, a ten sposób z pewnością poprawi humor im obojgu.
Zresztą - jest teraz tutaj, z nią, a nie z żoną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Winston Palmer nie wyobrażał sobie takiego momentu, jak z e r w a n i e. On odchodził; obrzucał ostatnim spojrzeniem stojącą na przeciwko osobę, poprawiał marynarkę, unosił wysoko brodę i kierował się do wyjścia pewnym krokiem. Podobnie, jak twardo i z nieustępliwą miną opuszczał salę rozpraw; niekiedy tylko kącik ust - pojedynczy, by nie wyjawić za dużo - potrafił drgnąć na ułamek sekundy w dumnym, skąpanym w triumfie uśmiechu.
Może właśnie dlatego ta sytuacja pozornie bez wyjścia (pozornie; bowiem wyjście było, tylko musiał najpierw znaleźć sposób, aby otworzyć - dosłownie - drzwi) wprawiała go w konsternację i burzyła krew. Dotychczas to nie on zostawał postawiony przed faktem dokonanym, a w tym przypadku czymś takim postanowiła uraczyć mężczyznę na dzień dobry (a może raczej: jeb się, Winston, wszak tak to bardziej brzmiało) żona. Nie wątpił w to, że jakieś rozwiązanie znajdzie, aczkolwiek aktualnie żadne z nich nie było satysfakcjonującym na tyle, by zamierzał podjąć ostateczną decyzję. Satysfakcjonujące bez wątpienia za to było to, co robiła Farrow; przyjemne ciepło zaczęło mimowolnie rozchodzić się po ciele mężczyzny, a rykoszetem ugodzone ego wracało do normy.
- Taniec na barze brzmi... - Urwał, taksując kobietę wzrokiem; powoli, zatrzymując się na konkretnych fragmentach jej odsłoniętego - ale i nie tylko - ciała. - Tak samo nierozsądnie, jak i interesująco - zawyrokował, do całości dodając skinienie głową. Nie był jednym z tych mężczyzn, którzy specjalnie w takich chwilach kręcili się przesadnie blisko i z lubieżnym uśmiechem oczekiwali, kiedy to będzie im dane zobaczyć coś więcej. Kusa sukienka bez wątpienia mogła sprawić, iż szalejąca wyobraźnia podawała obrazy niemalże wymagające weryfikacji.
- Nie wiedziałem, że lubisz, kiedy obcy faceci ślinią się na twój widok, Farrow - powiedział po chwili zastanowienia, tym razem patrząc na jej stopę wspinającą się po jego udzie. Cwany uśmieszek przemknął przez wyraz twarzy prokuratora, kiedy to nie do końca subtelnie chwycił jej nogę przy kostce i przyciągnął kobiecą sylwetkę bliżej brzegu łóżka.
- W Dragon clubie sporo takich jest - wyjaśnił, opierając się z rozstawionymi po obu stronach kochanki łokciami. Miękkość materaca nie pomagała w zachowaniu stabilnej równowagi, ale nie zamierzał się tym przejmować. - Wybierz coś innego - zasugerował twardo, przy okazji przygryzając dolną wargę Ashley. Cały problem jednak nie tkwił w tym, że Palmer nagle zaczął być zazdrosny i terytorialny; bynajmniej, aczkolwiek obecność kelnerki w jego klubie - a raczej, oficjalnie, jego żony - nie była czymś, na co chciał pozwolić.
- Napisz koleżance, że wyjdziecie gdzieś innym razem - poinstruował, zahaczając kciukiem o ramionko jej biustonosza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bała się, och, jak bardzo się bała odejścia Winstona. Z drugiej jednak strony wiedziała, że ich relacja jest tylko i wyłącznie przygodą, która nie ma żadnej przyszłości. Teraz? Jest przyjemnie. Za tydzień? Może nie istnieć. Przykro jej się robiło na samą myśl, ponieważ poniekąd ma tylko jego. Nie była zżyta tak bardzo z żadną koleżanką, przyjaciółek miała z kolei mało. Była tak ukierunkowana na swoją pracę, byle tylko w końcu otworzyć kwiaciarnię, że pozbywała się często życia towarzyskiego. Z Winem było prosto, ponieważ nic nie planowali, więc ich spotkania wychodziły praktycznie zawsze. Spontaniczne, chwilowe albo dłuższe, zapewniające jej fałszywe poczucie nie-samotności.
Korzystała więc zawsze jak najmocniej z niego, gdy tylko był w pobliżu. Pociągał ją, więc przy okazji mogła zaspokoić swoją naturę. Nie musiała przynajmniej wybierać nieznanych typów spod ciemnej gwiazdy na jedną noc. Nie zamierzała rezygnować z Palmera, jeśli (jeszcze) nie musiała. Tak jak i teraz, podnosiła go na duchu, a przy okazji poprawiała humor też sobie.
- Gdybyś był na mojej widowni, postarałabym się jeszcze bardziej – mruknęła z zadziornym uśmiechem, momentami rozchylając nieco kolana, by uraczyć go jeszcze ładniejszym widokiem na nową bieliznę. Westchnęła, gdy ją przyciągnął do siebie i roześmiała się, zaskoczona jego ruchem. – Lubię być adorowana, chyba jak każda kobieta – objęła go, gdy tylko pochylił się nad nią. Przestawała kontrolować swoje ciało, które ulegało mu, ale i sięgało po więcej i więcej, spragniona go. Mruknęła potakująco, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że wybierze inny klub. Od jego bliskości czuła cudowne fale przyjemności, od których miękły jej kolana, a w podbrzuszu dreszcz ekscytacji. Chciała go już mieć, lecz nie spieszyła się. Pozwalała mu rządzić, przynajmniej przez chwilę. Przesunęła dłońmi po jego ramionach, a następnie wzdłuż kręgosłupa, by sięgnąć w końcu do sprzączki paska.
- Dobrze, panie prokuratorze – odparła na jego instrukcje i musnęła jego wargi powoli, delikatnie, jakby chciała tym zachęcić go po więcej. Czuła, że jej ciało już czeka na niego i jest gotowe. Rozchyliła więc nogi, by uda przycisnąć do jego bioder i tym samym przyciągnąć go do siebie. Teraz każda przestrzeń pomiędzy nimi była absolutnie niewskazana. Chciała, by te pół godziny rozmnożyło się na wieczór, a nawet i noc – tylko tak będzie mógł wynagrodzić jej fakt odwołania wyjścia z koleżanką. Tak żartowała przed sobą, ponieważ jej wystarczało namiętne uniesienie, które ich czekało za chwilę (oby). Dzięki Winstonowi zapominała o bożym świecie, a nawet oddychaniu. Wtedy był tylko jej, co wielce ją cieszyło. Miała do niego słabość.
- Rozbieraj się - nakazała niewinnym tonem, ustami zbliżonymi do jego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział, co takiego przyniesie przyszłość, która - do tego południa - wydawała mu się przyjemnie prosta, pomijając drobne wyjątki, z którymi... nauczył się żyć. Trwający od kilku miesięcy kryzys w związku był bowiem już swojego rodzaju rutyną; czymś, czego na początku nie potrafił przełknąć i zaakceptować, lecz z każdym dniem - i próbą, jaka kończyła się fiaskiem - uznawał, że najwyraźniej w ten sposób wyglądały związki.
Jego rodzinny dom - aż do czasów nastoletnich - był dalekim od typowego, wszak brakowało w nim ojca, a pracująca dorywczo na kilka etatów matka, nie poświęcała mu za wiele czasu. Winston Palmer od kiedy tylko sięgał pamięcią, był przyzwyczajony do tego, że o wszystko trzeba zawalczyć, a nikt nie zrobi tego lepiej, niżeli miałby zrobić on sam. I to nie tak, że nie doceniał Claire; szanował matkę jak mało kogo, ponieważ jej upór, konsekwencja w działaniu i to, jak twardą była kobietą, bardzo wiele go nauczyły. Nie potrafił przy tym jednak zrozumieć, dlaczego tak niewiele sprytu włożyła w to, aby rzeczy przychodziły jej... łatwiej. Win był cwany; odważnie sięgał po rzeczy, pomimo tego, iż nie zawsze należały do niego. Lawirował między tym, co dozwolone, a sytuacjami, poprzez które mógł stanąć przed sądem, w zdecydowanie innej co przyjętej przez siebie roli.
Cała - powiedzmy - sielanka, mogła trwać dłużej; łudził się, że wraz z mijającymi tygodniami Leighton zrozumie, że do szczęścia i pełnej rodziny nie jest im potrzebny potomek. Ważniejsza była samorealizacja i spełnianie swoich marzeń, pasji, pragnień. Palmer nie był stworzony do siedzenia z niemowlakiem i przewijania pieluch, bądźmy szczerzy. Im wyraźniej brnął w tę wizję - samego siebie wracającego do apartamentu, kiedy witał go płacz dziecka i zabrudzone powierzchnie - powodował grymas na twarzy ciemnowłosego. Zaskakujące, że właśnie tego mogła pragnąć jego żona.
- Sugerujesz, że powinienem zacząć chodzić do nocnych klubów? - zagaił zuchwale, dodając do całości ciche prychnięcie i przeczące pokręcenie głową. - Ciekawe, co wtedy wymyśliłaby Leighton. Wolałbym nie szukać swoich koszul na striptizerkach. Straciłyby na wartości, nawet z tymi ich marnymi dolarami wepchniętymi za stanik - wyjaśnił, wywracając kpiąco oczami. Nie wątpił, że poszukiwania swojej garderoby - swoją drogą, całkiem ją lubił - zajęłyby mu zdecydowanie więcej czasu, jeżeli w rzeczy samej, zacząłby chadzać do klubów i barów. Tymczasem chodził do jednego, ale głównie po to, aby pogadać o interesach. Niekoniecznie - może wbrew pozorom - interesowało go zawieranie nowych, bardziej dogłębnych relacji.
- Mhmm - odmruknął gdzieś między odrzuceniem na bok marynarki, a rozpięciem kilku guzików swojej jasnej, nieco sfatygowanej po tym dniu koszuli. - Niech poszuka lepsze miejsce, to wtedy zastanowię się, czy przyjdę - powiedział, zsuwając z drobnych, kobiecych ramion szlafrok, by niedługo później jego palce spoczęły na materiale bielizny, której...
Ostatecznie nie zamierzał ruszyć.
Po tym, jak przez twarz prokuratora przebiegła konsternacja, jaką tak szybko zastąpił pobłażliwy uśmiech, musnął wargami kącik ust Farrow i zgrabnie obrócił się na plecy, zajmując miejsce u jej boku.
- Nie jestem przyzwyczajony do tego, by ktoś mi mówił co mam robić - wyznał, zakładając ręce za głową - poza tym uznałem, że nie muszę chodzić do tanich klubów, byś mogła się postarać. Bardziej. - Brew Palmera sugestywnie powędrowała ku górze, kiedy jego spojrzenie zlustrowało zgrabne, kobiece ciało. A czas uciekał...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety, Ashley miała przykładnych rodziców, którzy kochali się całe życie i nie splamili nazwiska zdradą. Przez chwilę podejrzewała, że ojciec ma kogoś, lecz zanim zorientowała się, że to żadna młoda blondynka, a lekcje tańca brane na ślub jej siostry, zdążyła wbić sobie do głowy tragedię związaną z jej związkami. Od tamtej pory ciężko jej było myśleć o poważnych związkach; uważała, że nie powinna nawet próbować, jeśli ma skończyć tak jak ojciec, z narzuconymi na nich podejrzeniami o zdradę. A jednak – sama poniekąd rozbijała małżeństwo. Jedyne, z czego mogła się cieszyć to fakt, że Palmerowie nie mają dzieci. Inaczej byłoby jej ciężej żyć w zgodzie ze swoim pragnieniem i właściwą sylwetką Winstona. Może nie powinna była w ogóle myśleć o nich jako zażyłej relacji, skoro nie łączy ich nic więcej, oprócz spotykania się na kilka chwil uniesień.
I nie powinna również wyobrażać sobie coś więcej, skoro nawet nie żywiła do niego jakichś uczuć. Lubiła go, może nieco bardziej, ale wiedząc, że nigdy nie będzie miała szans w walce z jego żoną, mocno się hamowała. Nie, nie wierzyła w miłość (chociaż ostatnio poczuła jeszcze inny rodzaj iskierki gdzieś w sercu), ale nie chciała być wiecznie sama. Kiedyś będzie musiała wybrać: związek bez miłości, ale nie romans albo wygodny, tani dom starców.
Roześmiała się na jego słowa, zaskoczona trochę jego pytaniem. Zabawnie byłoby go widzieć w takim klubie, by następnie rozzłościć swoją żonę. Chciałaby widzieć taką kłótnię małżonków, wiedząc, że klub ze striptizem nie jest niczym złym. Prawdę mówiąc, chętnie by zatańczyła na wielkiej scenie, ale tylko i wyłącznie dla Winstona (czyżby tylko dla niego? Gdzieś z tyłu głowy pojawiał się co jakiś czas jeszcze ktoś). Odrzuciła więc szybko wszelkie myśli, skupiając się na Winstonie tu i teraz. Szukała sposobu, by pozbawić go wszelkich ubrań jak najszybciej, skoro były tu tak bardzo niepotrzebne. Poza tym, wciąż było nie uczciwie, ponieważ ona miała na sobie mniej. Głębokie westchnienie wydobyło się z jej płuc, gdy poczuła na sobie jego dłonie. Chciała już leżeć naga, razem z nim i znów cieszyć się ich wspólną, intymną chwilą. Już kolana jej miękły, czuła przyjemne dreszcze, pędzące wzdłuż kręgosłupa i słyszała jego jęki rozkoszy, gdy…
Musiała chwilę przeanalizować, co właśnie zrobił. Ściągnęła brwi i zerknęła na niego nieco zagubiona. Przekręciła się na bok, wpatrując się w niego chwilę z zawahaniem, aż wsunęła się na jego uda zgrabnym ruchem.
- Od czasu do czasu nie zaszkodzi ci wykonać jakieś polecenie, zwłaszcza takie – westchnęła, poruszając biodrami w rytm wyobrażanej muzyki. Przy okazji wyrażała swoje zniecierpliwienie i sprawiała by i on je poczuł. Nachyliła się, muskając jego usta delikatnie i rozpięła koszulę do końca. Przesuwając dłońmi po torsie Winstona, oblizała wargi z lekkim uśmieszkiem. Boże! Działał na nią tak bardzo, że nie kontrolowała się. – Jakieś specjalne życzenia, co do występu? – zagaiła, opierając się dłońmi po bokach jego głowy. Przez cały czas pozostawała w nieznacznym ruchu, pocierając ciało o ciało. W końcu sięgnęła również do rozporka jego spodni, spoglądając na Winstona z błyskiem w oku. – Inne będą się jeszcze ode mnie uczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Farrow zapewne zdziwiłaby się tuż po tym, gdyby zobaczyła Winstona wychodzącego - albo wchodzącego - z nocnego klubu; tego samego prokuratora Palmera, jakiego mogła raczej znać z innych miejsc, głównie zakrawających o lokal, gdzie pracowała, albo jej mieszkanie. Być może zdarzyło się, że raz czy dwa razy umówili się w eleganckim, kilkugwiazdkowym hotelu, kiedy to chciał czegoś więcej po rozprawie zakończonej satysfakcjonującym, jego zdaniem, wyrokiem sądu. Nie zawsze ten przynosił bowiem satysfakcję dla ogółu; niekiedy zdarzało się, że winny był ktoś inny, ale ku sięganiu po tego typu zagrania - nie do końca praworządne - Win musiał być solidnie zachęcony i zmotywowany. Z reguły jednak jego intencje względem sprawców morderstw, rozbojów, czy innych czynów zasługujących na długoletnią odsiadkę, były bardzo czyste w swej surowości; nie miał skrupułów, ani wyrzutów sumienia, kiedy nieustępliwym spojrzeniem odprowadzał skutego w kajdanki skazańca w jego długiej przechadzce prosto do celi.
Nie spał przez to źle, nie miewał koszmarów, ba; od lat nie czuł się tak wypoczęty, a zdrowy balans między pracą a higieną snu miał dla mężczyzny ogromne znaczenie. Zaskakująco dobrze wysypiał się przy boku Ash; szczególnie po tych paru długich kwadransach przepełnionych intensywnością swojej wzajemnej bliskości, z której zdawał się czerpać najwięcej, ile mógł. Trochę egoistycznie, skoro częściowo skupiał się na tym, by brać - ale i tu nie czuł na swoich barkach winy, wszak wszelkie reakcje ciała młodej kobiety pozwalały mu wierzyć, że i ona czuje się w pełni spełniona i zadowolona. Bo przecież, gdyby tak nie było, skończyłoby się na jednej nocy, a ta znajomość trwała już dobrych kilka tygodni.
- Może nie - odparł z cichą nuta zawahania w tle, ale i nonszalanckim wzruszeniem ramion. - A może nie podoba mi się to, że każesz mi zrobić coś, co równie dobrze mogłabyś zrobić ty? - podjął, zadziornie unosząc brodę. I, jasne, to nie tak, że mu się to faktycznie n i e p o d o b a ło ; trochę sobie z nią pogrywał, bo skoro skusiła go sobą na tyle, aby wbrew sobie (pf, akurat) wylądował w jej łóżku - to mogła się bardziej postarać.
- A może nawet lepiej, niż tylko dobrze. - Uśmiechnął się pod nosem, kiedy poczuł ciężar kochanki na swoim ciele; na to - całokształt tego, co właśnie robiła - nie zamierzał zgłaszać sprzeciwu. Sprawnym ruchem - tuż po podniesieniu się wyżej, na tych kilka ulotnych sekund - rozpiął jej biustonosz i pozwolił mu swobodnie opaść.
- Improwizuj, Farrow - rzucił prosto w miękkie usta Ash, o których smak pamiętał jeszcze z poprzedniej nocy i długiego poranka. - Skoro lubisz na sobie wzrok innych - kontynuował, powoli zsuwając spojrzenie wzdłuż jej zgrabnego ciała. - I lubisz być adorowaną... - Musiała jednak pamiętać, że miała do czynienia z nim, a Win chyba najbardziej lubił samego siebie. No cóż.
- Jak zaabsorbujesz moją uwagę na tyle, spróbuję zapomnieć, że mam zaledwie trzydzieści minut. - I, owszem, to było wyzwanie. Jedno z tych, którego realizacja miała być nagrodą dla obu stron.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Winston wprowadzał ciekawe urozmaicenie. Czekała niecierpliwie na spotkania z nim, nawet jeśli były poniekąd grą, teatrem. Sypiali razem, szykowali czasem dania, a innym razem bawili się i oszukiwali rzeczywistość. Ciężko jej się robiło, gdy musiał już iść czy chociażby wracać do żony. Starała się zdusić w sobie zazdrość, do której właściwie nie miała prawa. Chciała też więcej i częściej. Myślała o Winstonie, rumieniąc się i uśmiechając na wspomnienie z ich ostatniego spotkania. Jak długo to jeszcze potrwa? Będą potrafili z siebie zrezygnować po tak intensywnych tygodniach? Przywiązanie się do niego mogło okazać się dla Ash samobójcze, a raczej zgubne. Zamykała się na innych, ponieważ jedna, dość ważna sfera jej życia była zaspokajana w wyśmienity sposób. Była usatysfakcjonowana, nawet jeśli sądził, że niewiele jej dawał. Skoro uchodziła za jego oderwanie od myślenia o poważnych wyrokach, mogła być „tą drugą”.
Trzeba przyznać, że dobrze żyło jej się w takim układzie – bez potrzeby gotowania i sprzątania dla niego, rodzenia dzieci i innych absurdów tradycyjnych związków. Wbrew pozorom, była wciąż w o l n a. Mogła z niego zrezygnować, kiedy tylko jej się spodoba. O ile będzie to łatwe. Wciąż jednak zostawiała przestrzeń dla siebie i swojego samopoczucia, które było ważniejsze niż jakikolwiek związek. Bez ograniczeń realizowała swoje marzenia życiowe.
Roześmiała się na jego słowa, by po chwili westchnąć teatralnie ciężko. Rzeczywiście, może w głowie pojawiał się ktoś inny, ale teraz pragnęła Winstona i raczej szybko to się nie zmieni. Lubiła jak się z nią droczył. Rzadko kiedy nabierała się na to, ale i pojawiały się momenty jak łykała wszystko. Każde kłamstwo, każdy żart, każde słowo.
Czuła przyjemne podekscytowanie, gdy ich ciała zetknęły się w dotyku. Czuła mięśnie Palmera, które napinały się pod wpływem ruchu i każdą reakcję na Ash. Pragnienie narastało z chwili na chwilę, ignorując jego bezczelność.
- Jeszcze będziesz błagał o więcej – mruknęła w jego usta, za moment zaczynając swoją improwizację. Chciał, by dała z siebie wszystko? Dała. Chciał zapomnieć o żonie? Sprawiła, że zapomniał. I został dłużej niż pół godziny. Na pewno myślał o niej jeszcze dłużej, a ona o nim. I nie, nie miała absolutnie żadnych wyrzutów sumienia.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”