WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Wilson, masz sprawę do rozwiązania.
Na te słowa, jego tętno podskoczyło, adrenalina obudziła się do życia, a zmysły wyczuliły. Naiwnie wierzył w to, że dostanie sprawę z prawdziwego zdarzenia. Po chichu łudził się, że może przywrócą go do sprawy, którą zajmował się przed odwykiem. Morderca dzieci pozostawał nieuchwytny, śledztwo wydawało się stać w miejscu, a on nie znalazł jeszcze czasu na to, by skontaktować się z Hughes i zaoferować, by w dalszym ciągu dążyli do poznania prawdy o tożsamości człowieka, który pozbawiał życia tych najbardziej niewinnych. Cały jego entuzjazm uleciał niczym mydlana bańka, kiedy przekroczył próg biura swojego przełożonego. Cwany uśmiech szefa, był sygnałem, którego nie potrafił zignorować. Westchnięcie mimowolnie wymknęło się spomiędzy męskich warg i po chwili zostało zastąpione poirytowaniem. Lubił pracę tajniaka. Te wszystkie zlecenia, w których tracie wcielał się w kogoś, kim nie był. Dilera, taksówkarza, barmana a nawet członka organizacji przestępczej. Takie akcje dostarczały emocji, którym się poddawał i które napędzały w nim potrzebę bycia najlepszym. Kiedy jednak dowiedział się, że tym razem miał być ochroniarzem jakiejś baletnicy... zwątpił.
Mimo to, po dwóch dniach stawił się na rozmowie o pracę. Spotkał się z człowiekiem, będącym jego głównym celem. Poznał również z opowieści mężczyzny kobietę, którą miał się opiekować w nadchodzących tygodniach, a może nawet miesiącach. Z beznamiętnym spojrzeniem potakiwał wszystkim pytaniom, przedstawiał fałszywe dokumenty, potwierdzające jego doświadczenie w ochronie ludzi. Zgrywał ważniaka i kogoś, kto był we właściwym miejscu, ubiegając się o właściwe stanowisko.
Po kolejnych dwóch dniach, zaparkował wynajęty przez agencję samochód na podjeździe willi, która miała być jego centrum dowodzenia. Nie mógł powiedzieć, że wizję najbliższej przyszłości przyjmował z taką satysfakcją, jak miało to miejsce w poprzednich latach jego pracy. Tym razem czuł, że miała to być najnudniejsza misja, będąca zarazem karą za wszelkie wybryki, jakich się dopuszczał. A szczególnie jeden, który zmusił go do spędzenia trzech miesięcy w ośrodku odwykowym, skąd wyszedł z łatką tego, który poczynił postępy i wygrał z nałogiem, choć w rzeczywistości przez długie tygodnie uczył się tego, co terapeuci chcieli usłyszeć, by mogli odznaczyć w swoich dokumentach kolejnych leczniczy sukces, będący zarazem jego przepustką do powrotu do pracy.
Krótka rozmowa z Harmonem, złożenie kilku fałszywych parafek na umowie, przedstawienie fałszywego dowodu osobistego i drobne uprzejmości wymienione w czasie tej rozmowy, doprowadziły go do jednego z pokoi, gdzie dostrzegł kobiecą sylwetkę.
Valentina Orlova? – zapytał, przystając w progu pomieszczenia. – Jestem nowym ochroniarzem. Brennan Winston – przedstawił się, robiąc kilka kroków w przód i wyciągając dłoń w stronę kobiety. – Miło mi. Pan Harmon zapewne informował, że od dzisiaj będę wszędzie z panią chodzić? Mamy jakieś plany na dzisiejszy dzień? – dodał, przybierając typową ochroniarską postawę. Stać, słuchać, spełniać zachcianki i co najważniejsze, pilnować. Jedynie wzrokiem wodził po całym pomieszczeniu, starając się doszukać czegokolwiek, co mogłoby go w chwili nieuwagi nowych pracodawców, doprowadzić do rozwikłania śledztwa. Krzywo powieszony obraz, skrywający za sobą sejf, regał wyróżniający się od pozostałych krzywym położeniem, dywan nie pasujący do całego wystroju. Wiedział, że musiał zwracać uwagę na wszystko.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

#1
Prawie każdy dzień Valentiny wygląda tak samo. Pobudka o szóstej rano, rozciąganie, lekkie, ale pożywane i napakowane niezbędnymi witaminami śniadanie, trening w domu albo w pracy – w zależności od tego, do czego właśnie się przygotowuje. Po tylu latach pracy, a także doświadczeniu, które posiada, jest w stanie niektóre treningi odbywać w domu, gdzie ma przystosowaną do tego celu salę. Jednak gdy tylko w kalendarzu pojawia się informacja o spektaklu albo przygotowaniach do premiery, codziennie o dziesiątej rano stawia się na sali treningowej w Seattle Opera. Po treningu przychodzi pora na lunch, często jedzony w towarzystwie znajomych z pracy, a czasem w towarzystwie męża, który w swoim napiętym grafiku znajduje chwilę, by zabrać ją na obiad. Dwu, czasem trzygodzinna przerwa mija bardzo szybko. Jest okazją, by zregenerować siły, załatwić coś szybko na mieście, zrobić zakupy. A potem rozpoczyna się drugi trening. Przeważnie dotyczy on już konkretnego układu, który cała grupa ćwiczy, by później na operowej scenie zatańczyć go bezbłędnie. To czas na korekty, próby, zapoznanie się z muzyką albo przypomnienie sobie jej, znalezienie wspólnego rytmu z partnerem. Próby do spektakli różnią nią od siebie w zależności od tego, jaki jest układ, a także dlatego, że różnym spektaklom zawiadują różni choreografowie oraz nauczyciele, z którymi pracy również należy się nauczyć.
Może dlatego Valentina potrafi być w pracy cierpliwa. Poznała już tyle osób i do każdego stylu pracy była zmuszona się przystosować. W domu jest inna, w domu lubi rządzić, chociaż w tej kwestii niemal zawsze ściera się z mężem. Właśnie dlatego prycha głośno, gdy Brennan Winston oznajmia jej, że jest nowym ochroniarzem. Nie zgodziła się na to. Nikt zresztą o zdanie nie pytał. Przeklęty Enzo. Wydaje mu się, że może kontrolować jej życie.
Nie może jednak zrobić awantury komuś, kto jest tylko posłańcem. Robi więc krok w stronę mężczyzny i ujmuje jego dłoń. – Myślałam, że żartuje. – na jej twarzy pojawia się uroczy uśmiech, chociaż tam naprawdę kłamie. Temat ochroniarza przewijał się już kilka razy w rozmowach, ale do tej pory miała wrażenie, Enzo mówi to na złość, by trzymać ją w ryzach, by trochę ją zdenerwować. Nie miała pojęcia, że w poniedziałkowy poranek w ich wielkim salonie pojawi się osobisty ochroniarz. Kim była, że ktokolwiek musiał jej pilnować. Może i ludzie na całym świecie mieli prawo znać jej nazwisko, o ile interesowali się baletem, jednak nie robiła nic, czego konsekwencje miałyby jej zagrażać.
– Chyba że to Pan żartuje. – uniosła pytająco brew, spoglądając na niego podejrzliwie. Może to był jakiś żart? Wyraz twarzy Brennana sugerował jednak coś innego. Wywróciła oczami i usiadła na kanapie. – Proszę usiąść. – klepnęła miejsce gdzieś obok siebie. Nie musiał stać, w domu przecież nic jej nie groziło. Poza tym nie lubiła, gdy ktoś przybierał tak niepokojąco nieruchome pozy.
– Dziś mam wolne. Poniedziałki mam zawsze wolne. – w końcu odpowiedziała na jego pytanie, choć chyba nie do końca tak konkretnie, jakby tego chciał. – Napije się Pan czegoś? – zapytała z lekkim uśmiechem.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Brandon nie miał pojęcia, na co się pisał. Nie zdawał sobie sprawy z tego, czego miał się spodziewać. O ile o Harmonie dowiedział się wystarczająco wiele, gdy przyjmował (nie mając wyjścia) zlecenie, o tyle nie dowiedział się niczego, na temat jego małżonki. Kobieta była jedną niewiadomą, której zamierzał stawić czoła, ale skłamałby mówić, że nie zastanawiał się nad tym, jak ciężka może okazać się ta współpraca. Aż do teraz, kiedy stanął twarzą w twarz ze swoją podopieczną.
Myślę, że mówił poważnie. Nie wygląda na kogoś, kto lubi stroić sobie żarty – przyznał, spoglądając przez ramię, czy Harmon przypadkiem nie kręcił się w pobliżu. Sprawiał wrażenie sztywniaka, którego interesowały tylko wysokości otrzymywanych dochodów. Brandon był pewny, że gdyby wyciągnąć mężczyznę do baru, to spotkanie przybrałoby atmosferę najprawdziwszej stypy, a do czegoś, co miałoby być formą relaksu, byłoby mu cholernie daleko.
Wyglądam, jakbym żartował? – mruknął, spinając się nieco na te słowa. Na swój sposób żartował. Nie był przecież ochroniarzem z prawdziwego zdarzenia, a wszystkie licencje, którymi pochwalił się w drodze po tą posadę, były bez znaczenia. – Jestem całkowicie poważny. Pani mąż zatrudnił mnie, żebym mógł panią ochraniać. Nie wnikam w to, czy jest tym pani zachwycona, czy nie. Wykonuję swoje obowiązki – dodał oschle. Gdyby miał wybór, wcale by go tam nie było. Nie zawracałby Valentinie głowy i zajmowałby się tym, co interesowało go bardziej. Mordercą kręcącym się po mieście i grającym wszystkim na nosie swoją nieuchwytnością.
Wolne, czyli siedzisz na tyłku zamiast szlajać się po sklepach z butami? – zapytał, bo wyglądała mu na taką, co lubiła kupować więcej par butów, niż było to konieczne i poświęcała zakupom luksusowych ubrań więcej czasu niż ustawa przewidywała. – Przepraszam... To było niestosowne – dodał, reflektując się, gdy dotarło do niego, że nie powinien się tak do niej zwracać. Teraz nie był gliniarzem, który z dala od przełożonego, mógł się zwracać do innych, jak mu się podobało. Był cholernym ochroniarzem, który miał stanąć na wysokości zadania. – Wystarczy woda – odparł, na kobiece pytanie i rozsiadł się wygodniej na kanapie, lustrując całe pomieszczenie. Przyglądał się każdemu kątowi, tłumiąc chęć poproszenia o coś mocniejszego.
Nie mógł.
Nie powinien.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– Faktycznie. – pokiwała głową, zgadzając się z Brennanem, jakby sama nie znała swojego męża. Enzo był zupełnie innym człowiekiem, gdy się poznali. Sama jego obecność wywoływała uśmiech na jej twarzy, potrafili prowadzić długie sensowne, ale też bezsensowne rozmowy, umiał rozbawić ją do łez, zaskakiwać prezentami i romantycznymi gestami. Z czasem stał się nieco wycofany, mniej rozmowny, o wielu sprawach przestał jej mówić, a pytania go irytowały. Była pewna, że wszystko to przez stresującą pracę, o której nie chciał z nią rozmawiać.
Zmrużyła oczy, przyglądając się uważnie twarzy mężczyzny. – Nie. – pokręciła głową. – A szkoda. – wzruszyła lekko ramionami. – Oczywiście, że Pan nie wnika… rozumiem. – przytaknęła. Nie zamierzała na ten temat dyskutować z osobą, która tylko wykonywała swoje obowiązki. Znała swojego męża na tyle, by wiedzieć, że jest w stanie bez konsultacji z nią zatrudnić ochroniarza, poinformować go o całej liście wymagań i uprzedzić go, że to on mu płaci, więc ona nie ma prawa podważać jego poleceń. – Wspominał może przed kim albo przed czym tej ochrony potrzebuję? – pytała całkiem poważnie. Nie miała pojęcia o żadnym potencjalnym zagrożeniu. Dom był ogrodzony i monitorowany, a Val i tak większość czasu spędzała w pracy. Na samą myśl, że ktoś będzie jej cieniem, zaczynała się denerwować.
Zaśmiała się, słysząc jego pytanie. Zmierzyła go wzrokiem i z rozbawieniem pokiwała powoli głową. – Ah, czyli nawet nie wiesz, kogo masz ochraniać? – odparła złośliwie. Dobrze wiedziała, że wyglądała jak ktoś, kto potrzebuje innej pary szpilek na każdy dzień miesiąca, natomiast pozory bardzo myliły. – Nie no… proszę. Bardzo chętnie się dowiem, jaką opinię zdążyłeś sobie o mnie wyrobić po tych dwóch minutach spędzonych ze mną w jednym pomieszczeniu. – gestem dłoni zachęciła go do kontynuowania myśli. Była zaskoczona, że Enzo nie przekazał mu chociaż podstawowych informacji, domyślała się jednak, że nie miał na to czasu. – Woda. – mruknęła pod nosem, na chwilę znikając mu z pola widzenia, by w kuchni napełnić wysoką szklankę wodą. Podała mu ją i ponownie zajęła miejsce, na którym chwilę temu siedziała. – Czyli… to taka trochę pierwsza randka, skoro musimy się poznać. – zauważyła nieco złośliwie. – Będę zgrywać niedostępną, a ty będziesz za mną wiecznie łaził. Idealny scenariusz na film. – dodała z rozbawieniem. Nie pozostawało jej nic innego, niż obrócić sytuację w żart, by powstrzymać wybuch złości i nie wykonać telefonu do Enzo, by powiedzieć mu od razu, co o tym wszystkim myśli.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Nie mogę o tym rozmawiać – odparł stanowczo. Tajemnica zawodowa była tanią, ale skuteczną wymówką. Nie mogła jej podważyć, czy tego chciała, czy nie. A on nie mógł mówić o tym, co ustalił z jej małżonkiem. Harmon powiedział swoje, ale Brandon nie mógł powiedzieć, że zdradził na jej temat wiele. Większość szczegółów opierała się na tym, że miał ją chronić, bo mężczyzna bał się o jej bezpieczeństwo. Nie wnikał w szczegóły, do czego miał pełne prawo. Nie musiał spowiadać się ochroniarzowi z tego, co działo się w jego życiu. Ważny był cel. Nie powód. Brandon to rozumiał i akceptował, chociaż znał jego historię bardziej niż mogłoby się wydawać.
Żonę szefa – stwierdził, jakby nie było to oczywiste. Tyle wiedział. Jego zleceniodawcą był Harmon. W wielkim skrócie opowiedział o swojej żonie, nie wdając się w szczegóły. Lena mogła być złośliwa jeśli chciała, ale powinna zdawać sobie sprawę z tego, że oboje znaleźli się w beznadziejnym położeniu. On, bo niczego o niej nie wiedział, poza tym, że była żoną człowieka wpływowego i podejrzanego o przestępczą działalność, ona bo do tej pory za żart brała to, że rzeczywiście będzie skazana na ogon w postaci ochrony. – Nie wyrobiłem sobie żadnej – wzruszył ramionami. Nie to było jego celem. Poznanie jej, miało najmniejsze znaczenie. Jego interesem było poznanie sekretów tego domu. Wyłącznie to i nic ponadto. Pracował. Jako ochroniarz. Jako agent. Jako człowiek, który chciał odzyskać prawo do zajęcia się sprawami, których rozwikłanie sprawiało mu najwięcej satysfakcji.
Odebrał od niej wodę i skinął głową w ramach podziękowania. Przytknął szkło do ust i upił dwa łyki, by nieco zwilżyć gardło, w którym zdążyło mu zaschnąć nie tyle od rozmowy, co ze zdenerwowania.
Że co? – zapytał, marszcząc czoło. Randka? Nie. Zdecydowanie nie porównałby tego spotkania z randką. Pierwszą ani nawet dziesiątą. Chciał nawet naprostować jej słowa, ale ubiegła go kolejnymi, które padły, wprawiając go tym samym w konsternację. – Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie masz zgrywać niedostępnej, tylko zaakceptować to, że będę łaził za tobą krok w krok. Żadnych filmów, randek i robienia na złość. Wykonuję swoją robotę i będę wdzięczny, jeśli mi tego nie utrudnisz – stwierdził z powagą, może nawet nieco oschłym tonem głosu, ale nie sprawiło mu to problemu. Nie tylko nie chciał tam być, ale również nie chciał komplikacji w postaci nieposłusznej, irytującej podopiecznej, która miała być jedynie kluczem do jego sukcesu.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– Mhm. – mruknęła tylko, posyłając mu wymowne spojrzenie. Była żoną jego zleceniodawcy, co według niej dawało jej prawo do posiadania pewnych informacji. Nie była niczyją własnością, a sam Enzo nie miał prawa robić niczego wbrew jej woli. Zatrudnienie ochroniarza miało jakiś cel, w co chciała wierzyć, ufając własnemu mężowi oraz jego intuicji, jednak nie było opcji, by pozwoliła na ograniczanie jej wolności i kontrolowanie jej. Była to rozmowa, którą musiała podjąć z Harmonem.
Zignorowała jego kolejne słowa, sięgnęła po szklankę z wodą, po czym wstała i stanęła obok okno, wyglądając przez nie na ogród. Lubiła ten widok, uspokajał ją. Zwłaszcza latem, gdy wszystko było zielone, a wiatr wprawiał gałęzie trzew w lekkie kołysanie. Potrafiła spędzać przy tym oknie naprawdę dużo czasu, po prostu wlepiając spojrzenie w rośliny, śledząc skaczące po trawie ptaki albo obserwując motyle. Teraz jednak ogród był szary i ponury, chociaż nadal tak samo fascynujący. Po chwili znów wróciła na kanapę, rozsiadając się wygodnie, choć nadal z klasą.
– Psujesz całą zabawę. – westchnęła, teatralnie wywracając oczami. Lubiła teatralne gesty, od dziecka ucząc się ich od najlepszych. – Ja też muszę wykonywać swoją robotę, Brennan. – odparła, próbując zachować powagę. – Jestem w końcu żoną. Rozpieszczoną, wybuchową, robiącą na złość, wymykającą się potajemnie z domu do swojego kochanka, codziennie kupującą nową parę butów. – ależ ją to bawiło! Wykrzywiła pełne usta i zmarszczyła nos, jakby była znudzona. Po chwili ponownie wstała, z lekkością, która towarzyszyła niemal każdemu jej ruchowi i wlepiła spojrzenie w mężczyznę, który wydawał się zdezorientowany.
– Żartowałam. – przyznała rozbawiona i posłała mu uroczy uśmiech. – Zrobimy tak… pogadam sobie z moim mężem i dowiem się, co takiego znów wymyślił, a potem weźmiemy pod uwagę naszą ewentualną… współpracę. Może zapomniał, ale nie jestem jego własnością i nie ma prawda zatrudniać nikogo bez mojej wiedzy. – podzieliła się z mężczyzną swoim planem, trochę niepotrzebnie wchodząc w szczegóły, jednak chciała, by Brennan był świadomy, że nie jest jakąś kukiełką, którą można w ten sposób traktować. – Poczekaj tu, proszę. Muszę wykonać jeden telefon. – poprosiła i gestem dłoni dała mu znać, żeby dał jej chwilę. Zgarnęła komórkę z nocnego stolika, udała się do pokoju obok i zamknęła za sobą drzwi, by zadzwonić do męża. Ich rozmowa nie trwała długo, Enzo nie miał zamiaru z nią dyskutować, czym tylko ją zezłościł.
– Jakim trzeba być dupkiem, żeby zatrudnić osobistego ochroniarza i nie poinformować o tym swojej żony! – krzyknęła, gdy rozmowa przybrała niespodziewany obrót. Ona również nie zamierzała dyskutować z mężem, ale nie mogła pozwolić, by tak ją traktował. Ściany w ich domu nie należały do cienkich, jednak głos Valentiny był na tyle donośny, by dało się go usłyszeć za drzwiami. Może nie tak, jakby była obok, ale na pewno ktoś z wyczulonym słuchem, a także ktoś, kto słuchać chciał, mógł większość wyłapać.
– Nikt nie będzie za mną cały dzień łaził, rozumiesz?! Masz pierdoloną paranoję, Enzo! Żebyś wiedział, że wytłumaczysz wieczorem! Nie, w ten sposób nie będziemy rozmawiać. – rozłączyła się jeszcze w trakcie jego odpowiedzi. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym stanęła przed drzwiami. Poprawiła włosy i wróciła do salonu.
– Cóż… wygląda na to, że dzisiejszy dzień i tak spędzimy razem. – mruknęła niezadowolona i opadła na kanapę.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Wybacz, nie przyjechałem tu, żeby się dobrze bawić – zauważył. Przyjechał żeby pracować. A nie był cholernym komikiem czy panem do towarzystwa, który miał jej umilać czas na wszystkie sposoby. Wraz z jej kolejnymi słowami, mina rzedła mu coraz bardziej. Jeśli każde z tych określeń miało być szybkim podsumowaniem tego, z kim miał styczność i jak miały wyglądać kolejne tygodnie... Chyba jednak nie chciał tej roboty. – Mhm... Więc możesz zapomnieć o kochanku. I o tym, że dam ci się wymknąć – stwierdził. Na całą resztę nie miał wpływu, ale do kochanków nie mógł jej dopuścić, by być fair względem jej męża i uśpić jego czujność, a wymykanie się również nie wchodziło w grę, bo nie chciał, by przez jego nieuwagę doszło do nieszczęścia. Wiedział, że jeśli jej nie ochroni, to straci robotę. Była kluczem do odniesienia sukcesu. Musiał tylko przełknąć te wszystkie cechy, o jakich mu wspomniała, a to nie zapowiadało się jak zadanie łatwe do realizacji. Nie przepadał za takimi kobietami...
Widzę, że świetnie się bawisz, skoro bierze cię na żarty – uniósł brew ku górze, zaskoczony tym, że potrafiła tak dobrze grać powagę. Uwierzył jej słowom, łyknął praktycznie każde, tylko po to, by szybko to sprostowała i wpędziła go w jeszcze większe zażenowanie tą szopką, którą odgrywali.
Jasne, śmiało – wzruszył ramionami. Jeśli chciała dzwonić, weryfikować decyzję męża i dowiadywać się, co miał w głowie, że zatrudnił jej ochronę, to Brandon nie zamierzał jej powstrzymywać. W duchu liczył nawet na to, że zostanie sam na kilka chwil i z entuzjazmem, którego nie dał po sobie poznać, przyjął to, że naprawdę wyszła do sąsiedniego pokoju. Korzystając z okazji wstał i nasłuchując jej uniesionego tonu przechodzącego w krzyki, rozejrzał się po salonie. Sprawdził kilka miejsc, między innymi obrazy wiszące na ścianach, które często skrywały za sobą miejsca, do których nikt nie powinien mieć dostępu. Za żadnym nie znalazł jednak niczego, co mogłoby wskazywać na to, że Harmon chciał coś ukryć. Napotykał jedynie ścianę, zaś pod dywanem idealnie ułożone panele.
Gdy jej głos ucichł, zrozumiał, że powinien wrócić na kanapę. Przystając przy oknie, przybrał znudzony wyraz twarzy, wyglądając na znajdujący się za nim ogród i równie znudzonym spojrzeniem przesunął na Valentinę.
Zawsze to tak wygląda? – zapytał, wracając na kanapę i wskazał na telefon. Był ciekaw, czy zawsze musiała robić to, czego życzył sobie Harmon. Czy miała jakiekolwiek prawo głosu, czy jej jedynym zadaniem było dobrze wyglądać i spełniać zachcianki wpływowego małżonka. – W innych okolicznościach zasugerowałbym wymknięcie się i powrót po kilku dniach, ale pewnie straciłbym robotę za uprowadzenie domowego zwierzaczka – dodał. Określenie było kiepskie, złośliwe, ale nie dbał o to. Jeśli ktoś dawał się podporządkować drugiemu człowiekowi do tego stopnia, by spędzić życie z prywatnym ochroniarzem śledzącym każdy krok... To nie było normalne. Nawet jeśli chodziło o jej bezpieczeństwo, na domiar złego prawdopodobnie narażone przez samego Harmona, podejrzanego o liczne przekręty.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

Zaskoczenie malujące się na twarzy Brennana w przedziwny sposób ją nakręcało. Daleko jej było do rozpieszczonej żony, która codziennie kupowała kolejną parę butów albo wymykała się do kochanka, jednak na pewno coś z tej wybuchowej i złośliwej już w sobie miała. Enzo nie miał z nią lekko, gdy tylko zaczynał próbować nią rządzić albo coś narzucać. Dyscyplinę i wydawanie poleceń była w stanie znieść tylko na sali prób, poza nią chciała być wolna. Małżeństwo nie miało jej ograniczać, jednak po jakimś czasie okazało się, że jest nieco inaczej. I choć kochała Enzo, ten związek bywał naprawdę burzliwy.
– Przecież nie będę płakać, że coś nie idzie po mojej myśli. – wzruszyła ramionami. Tego na pewno by nie zniósł. Musiała w jakiś sposób odreagować, ale nie zamierzała wybuchać płaczem, rzucać przedmiotami albo krzyczeć. Nie mogła też wyjść z domu, bo to oznaczałoby, że Brennan i tak pójdzie za nią.
Kilka minut wcześniej była w stanie całą sytuację obrócić w żart i podejść do niej lekko, by nie robić sceny przy obcej jej osobie. Z drugiej strony, jeśli naprawdę miał przy niej ciągle być, to i tak w końcu zauważyłby, jak wygląda jej życie. Była zła na Enzo, bo od jakiegoś czasu zachowywał się tak, jakby była jego własnością. Była zła na siebie, bo najwidoczniej w jakimś momencie na to pozwoliła, a teraz nie potrafiła tego zmienić. Chciał ją zamknąć w złotej klatce, zapewniając, że to dla jej własnego dobra.
– Nie. – pokręciła głową i ułożyła ją na oparciu kanapy, wlepiając spojrzenie w sufit. Potrzebowała chwili, by dojść do siebie i przemyśleć sytuację. Jej duma nie pozwalała na to, by przyznać na głos, że w tej sytuacji musiała zgodzić z Enzo. Niewiele jej mówił o swojej pracy, a przynajmniej nie o szczegółach niektórych transakcji, jednak ta ostatnia była podobno bardzo ważna. Wtedy też kazał jej obiecać, że jeśli będzie potrzeba, to bez dyskusji zaufa jego decyzjom.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, Lena. A ja nie martwię się o twoje bezpieczeństwo.
Zawsze to powtarzał, gdy zaczynała za bardzo interesować się prowadzonymi przez niego biznesami. Na początku żartowała sobie, że jeśli jest przywódcą jakiejś mafii, to powinna o tym wiedzieć. On jednak zawsze zbywał ją śmiechem, po czym raczył jakimiś strzępami informacji, ostatecznie określając swoją pracę jako obracanie pieniędzmi i pośredniczenie w transakcjach. Stąd też znał ludzi, a oni znali jego.
– Obiecałam, że się zgodzę, gdy coś będzie zagrażać mojemu bezpieczeństwu. – przyznała szczerze, pocierając dwoma palcami prawą skroń. – Nie jestem domowym zwierzaczkiem. – uniosła się i wbiła w mężczyznę złowrogie spojrzenie. – Nie jestem też zbuntowaną nastolatką, która naraża samą siebie, a także swoich bliskich na problemy. – dodała, wzdychając cicho. Nie miała pojęcia, czy faktycznie istnieje jakieś zagrożenie, nie wiedziała, że Enzo chciał ją w ten sposób kontrolować, jednak to, co teraz robił, na razie działało. Zaczynała się martwić. W tym momencie różne rozmowy prowadzone z mężem powoli zaczynały się sklejać w logiczną całość.
Jesteś dla mnie wszystkim, nie mogę pozwolić, by coś ci się stało.
Czy naprawdę istniało realne zagrożenie? Mieszkali na porządnie ogrodzonym terenie, mieli monitoring, starannie dobierali znajomych, a Enzo zawsze dbał o ty, by wieczorami nie wracała sama.
– To wszystko jest popieprzone. – wymamrotała, biorąc w końcu głębszy oddech.
– Poza tym… dlaczego ja ci właściwie to tłumacze? Nie masz prawda oceniać tej sytuacji ani nazywać mnie domowym zwierzątkiem! – wstała nagle i wycelowała palcem w siedzącego na kanapie mężczyznę. Jeszcze nie unosiła głosu, jednak brzmiała na urażoną.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Może i nie, ale po co to akceptować? – zapytał, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że to pytanie nie powinno paść. Nie w sytuacji, gdy on sam akceptował coś, co nie współgrało z tym, czego naprawdę chciał. A chciał wrócić do sprawy morderstw, a nie wcielać się w prywatnego ochroniarza i to jeszcze dla kobiety, która miała stać się jego zmorą z takim nastawieniem, jakie prezentowała sobą tego dnia.
A myślisz, że nic nie grozi? Że zatrudniałby ochronę bez wyraźnych powodów, o których może niekoniecznie chce ci mówić? – zapytał. Jeśli miał szukać informacji, to najwyraźniej musiał ich szukać u źródła. A jego źródłem miała być ona. Znała przecież swojego męża. Brandon nie byłby zaś zaskoczony, gdyby zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyzna nie zawsze działał zgodnie z prawem i miał na sumieniu wiele. Żony często wiedziały więcej, niż mogło się wydawać. Niejednokrotnie był świadkiem tego, że były wręcz wplątane w przestępcze działalności.
Nie jesteś, ale tak cię traktuje. Siedzisz tutaj sama, kiedy on buja się po mieście. Kiedy każe ci siedzieć pod ochroną, robisz to. Gdy każe ci się wystroić, żebyś poszła z nim na biznesową kolację, gdzie masz tylko ładnie wyglądać i siedzieć cicho, zapewne też to robisz. Wyprowadź mnie z błędu jeśli się mylę, ale w takich związkach i... kręgach, jak wasze, zawsze wygląda to w ten sposób – mruknął. Może byli wyjątkiem od reguły. Może był w błędzie, a ona miała do powiedzenia więcej, niż mu się wydawało, ale póki co kierował się tym, co widział i tym, co słyszał.
Chryste, teraz to wyglądasz jak naburmuszona kotka – prychnął złośliwie, widząc jej zdenerwowanie i ten wymierzony w niego palec. – Tylko nie drap, nie chciałbym się tłumaczyć przed szefem – dodał, wywracając przy tym oczami. Był złośliwy. Lubił grać innym na nosie. I chociaż powinien się zachowywać profesjonalnie, to coś mu mówiło, że mógł sobie pozwolić, bo to nie ona decydowała o tym, czy będzie pracował czy nie. Harmon był zaś nastawiony do jego osoby pozytywnie i najwyraźniej za nic miał zdanie żony, skoro Brandon miał okazję tam siedzieć i igrać z kobiecą cierpliwością.
A tak na poważnie, będziemy tu siedzieć cały cholerny dzień, wkurwiając się wzajemnie? Nie potrzebujesz nowej pary butów? Spaceru po okolicy? Zanudzę się na tej kanapie – zagaił, unosząc wzrok na Lenę. Nie chciało mu się tkwić bezczynnie w miejscu. Gdyby jeszcze działo się coś niepokojącego i musiałby mieć oczy dookoła głowy, może podchodziłby do tego inaczej, ale na tę chwilę mógł co najwyżej spojrzeć za okno, podziwiać całkiem ładną pogodę, wyjść na taras żeby zapalić i posłuchać ćwierkania ptaszków, albo w dalszym ciągu bawić się cierpliwością kobiety. Problem tkwił z tym, że poza fajką, nie miał ochoty na żadną z pozostałych rzeczy. Nawet złośliwości mogły się znudzić i miały swoje granice.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

Zignorowała jego pytanie. Nie zamierzała rozmawiać o takich rzecz z osobą, którą znała dosłownie od kilkunastu minut. A już z pewnością nie z ochroniarzem, który miał jedynie pilnować jej bezpieczeństwa, a nie rzucać bezczelnymi komentarzami. Życie Leny było bardziej skompilowanie, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut. Jego wyobrażenie o dniach spędzanych przez nią na zakupach, nijak się miało do tego, co robiła w wolnych chwilach, gdy już jakieś się pojawiały.
– Myślę, że mój mąż wie, co robi i nie zatrudnił cię bez powodu. – chciała w to wierzyć. Chciała też znać tak swojego męża, by wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Lena bywała porywcza, a efektem tej porywczości był ich związek. Oczarowana Enzo dość szybko pozwoliła mu na troszczenie się o nią. Większość decyzji, które podejmował Harmon, najzwyczajniej w świecie ją odciążały. Ona chciała tylko tańczyć. Nie myśleć o domowych obowiązkach, rachunkach, gotowaniu, stanie swojego konta. Zachłyśnięta życiem jak w bajce, które jej podarował, dość szybko się do niej przyzwyczaiła, nie wnikała w wiele spraw.
– Bawimy się w wyznania przyjaciółek? – zadrwiła. Brandon miał po części rację, jednak nie znał ich wcale. Wyrobił sobie zdanie po tych kilku spędzonych razem minutach i po rozmowie z Enzo, a także po tym, co mógł o nich wiedzieć, bo może zrobił jakieś rozeznanie, zanim podjął się tego zlecenia? – Już wyprowadzam cię z błędu, Brennan. – trochę ją wkurzył. – Pięć, czasem sześć dni w tygodniu spędzam na sali treningowej, długimi godzinami ćwicząc układy baletowe; średnio dwa wieczory na scenie, biorąc udział w przedstawieniach. Wolne godziny poświęcam fundacji. I robię jeszcze całą masę rzeczy, z których nikt nawet nie zdaje sobie sprawy. Więc odwal się już od tego jednego dnia, który mam wolny, który mogę spędzić sama, w swoim domu, robiąc to, co lubię albo po prostu gapiąc się przez okno na ogród. – mówiła tak, by nie mógł jej przerwać, nakręcona przez jego niepotrzebne komentarze, jakby chciała mu coś udowodnić. – I owszem, chodzę na biznesowe kolacje i ładnie wyglądam. Tak samo, jak mój mąż siedzi w pierwszym rzędzie w operze, kiedy ja mam premierę. – sprostowała jeszcze ten jeden szczegół, bo nie uważała siebie za trophy wife, jednak zdecydowanie była świadoma tego, jak działała na mężczyzn i jak dumny był Enzo, gdy przedstawiał ją swoim współpracownikom.
Prychnęła, ze złości, gdy nazwał ją naburmuszoną kotką, a potem zaśmiała się i pokręciła głową. – Jeśli mamy razem… spędzać dni, to chyba ustalimy kilka zasad. I zaktualizuj sobie teksty na podryw, bo żadna kobieta nie poleci na ciebie, gdy będziesz nazywał ją kotką. – spojrzała na niego znacząco, próbując nie dać się mu sprowokować. I tak na razie dość nieźle mu szło, bo wybuchowa natura Valentiny dała się podpuścić i wciągnąć w te bezsensowne dyskusje.
– Siedź na tej pieprzonej kanapie. Stój w kącie. Popatrz sobie przez okno. Pochodź w kółko. Mam to w dupie. – posłała mu uśmiech, wkładając w niego wszystkie swoje aktorskie umiejętności, by wyglądał o tak uroczo i zachęcająco, że Brennan sam zamarzy, by faktycznie nie ruszać się z kanapy.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Czyli przyznajesz, że ma coś za uszami, skoro potrzebuje dla ciebie ochrony – skwitował, chłodnym spojrzeniem dając jej do zrozumienia, że nie powinna odpowiadać. Chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego, że jej mąż nie był idealny, a cały ten dorobek nie był efektem tylko i wyłącznie legalnych działań. Jeśli ktoś był czysty jak łza, to nie potrzebował ochrony. Tutaj Brandon wiedział, że konkurencja była najmniejszym problemem Harmona. Mężczyzna kręcił na wiele frontów, narobił sobie wrogów wśród innych przestępców jak i wśród policji. Nie był zaskoczony, że potrzebował ochrony dla Valentiny. Pewnym było to, że ktoś prędzej czy później przekroczy granicę i to właśnie ją potraktuje jako klucz do sukcesu i dopadnięcia Harmona.
Szczerze wątpię, że kiedykolwiek się zaprzyjaźnimy – burknął. Nie było takiej opcji. Po pierwsze nie uznawał w pełni przyjaźni damsko męskich, a po drugie... Nie pasowała na kandydatkę, z którą mógłby się zaprzyjaźnić. Była irytująca, drwiła i pyskowała. Spędził z nią kilkanaście minut, a już nie wyobrażał sobie długich dni, tygodni, a może nawet miesięcy w jej towarzystwie. Niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Dobra, dobra. Chcesz płaszczyć tyłek na tej kanapie, to twoja sprawa – odparł, unosząc obie dłonie w ramach kapitulacji. Skoro taka była jej decyzja, pozostało mu to jedynie zaakceptować. Nawet nie chciał już drążyć tematu, by nie słuchać o balecie i treningach, bo to nie były jego klimaty i zanudziłaby go na śmierć opowiastkami o tym, czym się zajmowała. – Co to za fundacja? – dodał. To była jedyna rzecz, która go zaciekawiła, bo brzmiała jak coś, na co mógłby rzucić okiem w ramach śledztwa.
Żadna? Możesz doradzisz mi, na jakie polecą? – zagaił, unosząc brwi w udawanym zainteresowaniu. W rzeczywistosci miał gdzieś jej rady, ale trochę był ciekaw tego, jakimi mogłaby go uraczyć. O ile w ogóle. Była złośliwa. To już wiedział i nie sądził, by miało się to zmienić, co potwierdziła swoimi kolejnymi słowami.
Okej, idę pozwiedzać dom – stwierdził. Nie musiał stać nad nią jak kat, skoro w domu była bezpieczna, tak? Nie sądził, by ktokolwiek chciał nagle włamać się przez ładny taras i ją porwać, dlatego wstał i ruszył w stronę wyjścia z salonu, zamierzając się trochę pokręcić po domu, rozeznać w jego rozkładzie i rzucić okiem, czy gdzieś nie znajdowało się coś podejrzanego. – Są jakieś drzwi, za które nie powinienem wchodzić? – zapytał, przystając na moment w progu. Oczywiście, że jeśli były, to zamierzał wejść do takiego pokoju.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

Zignorowała jego słowa, wywracając tylko oczami. Gdyby wiedziała, co jej mąż ma za uszami, na pewno nie powiedziałaby o tym ledwo poznanemu facetowi. Wiedziała jednak naprawdę niewiele i to zaczynało ją to martwić. Czy naprawdę do tej pory żyła w swojej bańce, którą na tyle niechętnie opuszczała, by nie dostrzec, że jej mąż, mężczyzna, z którym od dwóch lat mieszkała pod jednym dachem, wiódł zupełnie inne życie, niż się jej wydawało?
Zmarszczyła czoło, gdy znów się odezwał. On również był irytujący, drwił i pyskował! Musiała porozmawiać na ten temat z Harmonem, by przemyślał sprawę, a jeśli faktycznie miała mieć ochronę, to żeby zatrudnił kogoś, kto będzie potrafił się zachować. Nie chciała spędzać całych dni z aroganckim ochroniarzem. Enzo na pewno miał swoich ludzi, zaufanych, wtajemniczonych, znających ich życie, a także samych ich. Może ktoś, kto pracował dla niego od lat, byłby lepszy?
– Pomagająca dzieciakom, których nie stać na lekcje baletu. – odpowiedziała dość krótko i ogólnie, gdy zadał konkretne pytanie, które wyjątkowo nie brzmiało, jak drwina. Zresztą była to informacja, którą powinien posiadać. Skoro miał za nią łazić całymi dniami, to będzie prawdopodobnie jeździł też do fundacji. Fundacja miała szeroki zakres działalności, ale głównym jej założeniem było pomaganie utalentowanym dzieciom spełnić ich marzenia o tańcu. Valentina była prezeską fundacji, ale też nauczycielką.
Wywróciła oczami, gdy Brennan rzucił kolejnym tekstem. Nie zamierzała go uczyć, jak podrywać kobiety, a już na pewno nie wtedy, gdy wiedziała, że sobie z niej drwi. Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, zastanawiając się, czy było cokolwiek, co mogłoby sprawić, że jakakolwiek kobieta będzie chciała być przez niego podrywana. Na twarzy miał wypisaną swoją wredną naturę.
– Świetnie. – kiwnęła głową, zgadzając się z jego pomysłem. Przynajmniej opuści ją na chwilę i nie będzie musiała na niego patrzeć. Zdążył podnieść jej ciśnienie. Jednak gdy padło pytanie o drzwi, za które nie powinien zaglądać, westchnęła głośno i wstała, dołączając do niego.
– Pozwól, że cię oprowadzę. – uśmiechnęła się złośliwie, ruchem dłoni wskazując mu kierunek, który powinien obrać, by przejść do jadalni, skoro salon już widział. Ruszyła przed siebie, zaczynając opowieść o pomieszczeniu, do którego weszli. Na złość, a jakże, wskazywała każdy mebel i opowiadała skąd pomysł na to, by to właśnie on stanął w ich domu. Och, sprawiało jej to nieco przyjemności, w ten sposób więc przeciągnęła Brannona przez prawie cały dom, jedynie przy sypialni, biurze i jednym pomieszczeniu zatrzymując się przy drzwiach, nie wdając się w szczegóły.
/ koniec

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „62”