WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Melu wiedziała o tym, że Bass ma po ojcu spore pieniądze, których mimo wszystko nie przepuszcza, o dziwo nawet pracuje, mimo że z takimi sumami na koncie nie musiałby tego robić do końca życia. Dlatego raz jeden w życiu może sobie pozwolić na za sponsorowanie im wakacji na początku roku i nie mieć z tego względu żadnych wyrzutów sumienia.
Poprawił się na fotelu, bystro zerkając przez okrągłe okienko samolotu.
- Patrz jaka woda. U nas takiej nie uświadczysz. – zsunął okulary przeciwsłoneczne z nosa, niczym dziecko patrząc z zachwytem w błękit oceanu i majaczącą pod nimi wyspę będącą ich punktem docelowym. - Aha i jeśli usłyszę coś w stylu „ja ci te wszystkie pieniądze oddam” zabieram ci paszport i cię zostawiam. – powiedział, zapinając pasy w momencie, kiedy pilot zakomunikował im że zaraz przystępują do lądowania.
Skrzywił się nieco gdy samolotem szarpnęło, z ulgą przyjął jednak toczenie się maszyny po pasie startowym. Nigdy nie lubił samolotów, zraził się jako dziecko gdy właśnie jednym z takich metalowych ptaków był targany z ojcem na te wszystkie wiece.
Zadbał o to, by nie zabrakło im wygód, nic więc dziwnego że wybrał jedną z najbardziej popularnych miejscowości dla turystów, gdzie mieli z czego wybierać. Przeciągnął się, drepcząc za nią do wyjścia z samolotu i machnięciem ręki wskazując jej miejsce, gdzie mieli odebrać bagaże. Dosyć spore, bo przecież nie przyjechali tu na weekend.
- Dukasz coś tam po hiszpańsku, czy muszę jak zawsze świecić za ciebie oczami? – spytał wpatrując się w sunące po taśmie bagaże wypatrując ich rzeczy. Mógł pokusić się o tą oczojebną, pomarańczową torbę którą w Seattle widział, nikt by jej nie wziął bo była kiczowata, a on by się nie bał że jego bagaż wsiąknie.
-
Zdecydowanie protestowała, w pierwszym odruchu nie godząc się z pomysłem na jaki wpadł szatyn. Wyjazd na Dominikane był niezwykle kuszącą wizją, zwłaszcza, że Sirius również wyjechał poza granicę Seattle a ona zdecydowanie potrzebowała odpoczynku od rzeczywistości, bo ta w ostatnim czasie bardzo ją doświadczyła, jednak główny problem stanowiły pieniędze. Tych ostatnio Melusine ciągle brakowało i wcale nie chodziło o to, że źle dysponowała własnymi wydatkami, ale potrzebowała odłożyć każdą możliwą kwotę, bo nagle okazało się, że prywatny detektyw rząda niebotycznie dużych sum. Jeszcze wsiadając do samolotu wciąż powtarzała, że zwróci całą kwotę przyjacielowi, dla którego koszt takiego wyjazdu nie był prawie wcale odczuwalny. Wiedziała, że po ojcu otrzymał dużo pieniędzy, ale nigdy nie chciała tego w żaden sposób wykorzystywać - pod tym względem była naprawdę honorowa. Dlatego, gdy przy kolejnym "oddam ci tą kasę" padającym spomiędzy malinowych ust, Bass głównie dla świętego spokoju stwierdził, że zabierze jej paszport i zostawi na wyspie, nie wiedziała co powiedzieć. Z jednej strony wiedziała, że gdy go zirytuje będzie gotów spełnić swoją groźne, ale z drugiej - to było tyle pieniędzy.
- A jakie plaże - dodała, nawet z takiej wysokości dostrzegając mieniący się w promieniach słońca złoty piasek. Widok ten mimochodem wprawił ją nie tylko w lepszy nastrój, ale wywołał również poruszenie, przez które nie potrafiła dłużej usiedzieć w samolotowym fotelu.
Z maszyny wyszła jako pierwsza, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne. Nie umiała powstrzymać szerokiego uśmiechu. Najchętniej od razu ruszyłaby na plażę lub do miasteczka, by zapoznać się z atrakcjami tego miejsca, jednak najpierw musieli odebrać bagaże, a było ich dosyć sporo.
- Dlaczego na dwa dni kazałeś mi spakować aż tyle rzeczy? - zapytała tuż przed tym, jak usta przyjaciela również opuściło pytanie. Przygryzła dolną wargę - Trochę w ostatnim czasie się go uczyłam - przyznała niepewnie, bo to było jednoznaczne z tym, że jednak mężczyzna będzie musiał świecić za nią oczami. To, że Melusine sięgnęła po rozmówki hiszpańsko-angielsie umotywowanego było tym, że prawdopodobnie jej ojciec pochodził z Hiszpanii, a ona przecież musiała się z nim jakoś dogadać.
-
Ona naprawdę z tego zrezygnowała?
Oczywiście, zapewnił im lot najlepszą możliwą klasą, nic sobie z jej protestów nie robiąc. Prawie nigdy nie wydawał pieniędzy, jakie miał w spadku po ojcu, jedyne na co sobie pozwolił to kupno mieszkania by się w końcu od rodzinki wyprowadzić i zyskać trochę więcej prywatności i by móc sprowadzać osoby, które mu się podobają. Ten wyjazd był więc niczym i naprawdę nie chciał po raz kolejny słyszeć o oddawaniu pieniędzy, znali się ponad dekadę, powinna więc wiedzieć, że coś takiego u niego nie przejdzie.
- A te bary na plaży? Słoma na dachach, babeczki w skąpych strojach, opaleni faceci w szortach, darmowe drinki... – rozmarzył się uśmiechając jak głupi do serca. Nie ma to jak robić sobie wakacje na początku roku i przyjechać do mekki turystów którzy lecą na Dominikanę. Postanowił teraz przynajmniej trzy razy w roku wylatywać gdzieś do ciepłych krajów, gdzie nikt nie wie kim jest i udawać normalnego turystę, a przy okazji smakować innego życia.
Szedł za nią do taśmy bagażowej, przesuwając okulary na czubek głowy i poprawiając pasek torby podręcznej w której trzymał wszystko to, co musiał mieć pod ręką. Chciałby już zapakować się do samochodu i ruszyć do hotelu, by w szybkim czasie zanurzyć się w przyjemnie chłodną wodę, bo na zewnątrz temperatura była cholernie wysoka.
Popatrzył na nią uważnie. Ups, zapomniał ją o tym poinformować.
- Słoneczko, spędzimy tutaj cały tydzień. W dwa dni nie zdążę oblecieć wszystkich barów, co ty myślałaś. – powiedział i nim zdążyła coś odpowiedzieć, wyłapał wzrokiem ich bagaże i ściągnął z taśmy, kierując się prosto do wyjścia, zerkając jeszcze na nią z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem. - Zadbałem o wszystko, więc bądź łaskawa nie ciosać mi kołków na głowie i ciesz się wolnym czasem. Możesz robić WSZYSTKO co chcesz, nie dbając o nic. – rzucił, gdy wyszli na upalne słońce. Wciągnął w płuca egzotycznie pachnące powietrze i umiejscowił okulary na nosie. Rozejrzał się i machnął na jedną z taksówek. Nachylił się w stronę kierowcy, płynnie przechodząc na hiszpański i z jego pomocą zapakował ich bagaże do bagażnika. Jedyny plus wychowania ojca – znał kilka języków i bez trudu będzie się tutaj porozumiewał. - Ale, żeby nie było, pozwalam ci wybrać, co robimy najpierw. Jedzenie? Plaża? Zwiedzanie? – zerknął na nią otwierając drzwi taksówki by łaskawie mogła wleźć do środka.
-
Więc czy naprawdę z czegoś zrezygnowała?
- Drinki brzmią z tego wszystkiego najlepiej - przyznała, również szeroko się przy tym uśmiechając. Zdecydowanie musiała się napić i to jak najszybciej. Oczywiście z całości wyjazdu i tego z czym się on wiązał była niezwykle zadowolona, jednak zanim trafili do tego raju na ziemii, okupione było to jej dość nieprzyjemną rozmową z Siriusem, o której chciała zwyczajnie zapomnieć. Alkohol był do tego idealnym narzędziem. Nie było to jednoznaczne z tym, że całą wycieczkę zamierzała spędzić w barach, bo wizja wylegiwania się na plaży, kąpieli w oceanie i imprez była równie kusząca.
Właśnie sięgała po niewielki kuferek - miała w nim kosmetyki, gdy spomiędzy malinowych warg wydobyło się pytanie,po którym między dwójką przyjaciół zapadła cisza, a Indio obdarzył kobietę uważanym, ale kryjącym w sobie coś ze złośliwości.
- Tydzień?! - krzyknęła zakręcaj na siebie uwagę innych pasażerów, którzy także odbierali bagaże. - Pogięło cię do reszty? - tym razem zapanowała nad nerwami, pytanie zadając nieco ciszej, a na pewno spokojniej, chociaż dłonie trzęsły się jej ze złości, a niebieskie tęczówki ciskały gromy. - Indio. Cieszę się bardzo, że o wszystko tak super zadbałeś. Ale po pierwsze - ta wycieczka była w takim razie droższa niż powiedziałeś, a po drugie mówiłam Siriusowi o weekendzie, nie całym tygodniu. Przecież on się wścieknie - jęknęła, czlapiac za mężczyzną mając odrobinę podlejszy humor niż chwilę wcześniej. Nawet nie chciała myśleć o tym, co będzie gdy wróci, Bosworth bywał wybuchowy, porywczy, a przede wszystkim wciąż nie ufał Bassowi. Za to ten chyba za cel obrał sobie, by jeszcze bardziej to zaufanie podkopywać. Melusine westchnęła cicho, wsiadając do taksówki.
- Jedzenie - odpowiedziała, wyciągając z torebki telefon. Napisała wiadomość do Siriusa, mając nadzieję, że informacje o tym, że wynagrodzi mu wszystko po powrocie nieco osłabi jego złość. Dotarli do hotelu, który prezentował się prawie jak pałac. Mel ze zdumieniem otworzyła buzię, którą po złości zamknął jej Indio, szeroko się przy tym uśmiechając. - Jak coś, to ty będziesz się tłumaczył mojemu chłopakowi - oznajmiła, uderzając swoim ramieniem o jego, zanim trafili do wynajętego przez szatyna apartamentu.
- Zdecydowanie chce spróbować empanady, w każdym wydaniu - powiedziała, kiedy spacerowali jedną z głównych ulic przy której roiło się od restauracji, zastanawiając się którą powinni wybrać.
-
Pokiwał jej z zapałem głową, bo oczami wyobraźni widział już, jak siedzą na plaży, w ciepłych promieniach słońca, popijając drinki z palemką, zajmując najlepsze miejsca i rozkoszując się pięknymi widokami. I nikt, absolutnie nikt nie jest w stanie mu zepsuć nastroju, on nie ma takich problemów jak ona i nie musi nikomu się tłumaczyć.
Sama tego chciała, ot co.
Zacmokał z dezaprobatą.
- Ciszej, siarę robisz. – och, jakże dorosła odzywka, nie ma co. Poprawił okulary, ani trochę nie czując się winnym całej zaistniałej sytuacji. Na weekend to mu się nie opłacało tutaj tyłka ruszać, mógł się wyrwać za miasto, a nie na Dominikanę. - Po pierwsze, jeśli myślisz że w weekend cokolwiek zdziałamy to chyba uderzyłaś się mocno w głowę. Po drugie, niech w końcu do tego pustego łba twojego faceta w końcu dotrze, że jestem twoim PRZYJACIELEM, a nie kochankiem którzy korzystając z kasy i prestiżu chce ci się dobrać do majtek. – burknął, taszcząc walizki. No naprawdę, ta zazdrość, ostatnie czego im teraz potrzeba. Kolejny argument, by się nie wiązać, panie Bass. - Nic mu nie będzie, a ty zasługujesz na oderwanie się od tego wszystkiego. Jeszcze mi podziękujesz. – podsumował. W tym szaleństwie jest metoda i trzymał się tego jak tonący koła ratunkowego.
Pokiwał głową, szybko dając znać taksówkarzowi, by zawiózł ich pod hotel, który notabene też wybrał dosyć luksusowy, blisko plaży, blisko sklepów i największych atrakcji turystycznych. Nie poruszał drażliwych tematów aż do zameldowania ich w hotelu i dotarcia pod wskazane drzwi. Westchnął ciężko, chowając do kieszeni portfel i telefon.
- O ta, jak ja mu wytłumaczę, na pewno zrozumie. – mruknął, spod przeciwsłonecznych okularów spoglądając na szyldy restauracji, przypominając sobie wszystko to, co czytał o miejscowych specjałach. Pacnął ją w ramię pokazując tą najbardziej kolorową i stosunkowo niezatłoczoną, tuż przy deptaku. - Tu powinno być git. – zaproponował, samemu kierując się w stronę drzwi, oczywiście jak przystało na dżentelmena który jednak ma trochę nie tak pod sufitem, otwierając jej drzwi. - Ej, chyba nauczę się pływać na desce. Nawet jeśli pokąsa mnie rekin, nic nie stracę na swoim uroku. – powiedział w zamyśleniu, gdy już wertował kartę z daniami, jaką otrzymali po zajęciu stolika tuż przy oknie, zza którego rozpościerał się przepiękny widok na wodę i tłumy kierujące się na plażę.
-
Słysząc jego uwagę zmrużyła gniewnie oczy, ona robi siarę? Normalnie by się zaśmiała i zrobiła jeszcze większą, ale w tym momencie była na niego zła.
- Po pierwsze to zaraz ciebie uderzę w głowę, tak profilaktycznie, a po drugie trzeba było od razu powiedzieć, że to tydzień. Może wtedy Sirius byłby bardziej skory uwierzyć, że nie chcesz mi się dobrać do majtek - odpowiedziała, wystawiając mu język. Oczywiście, naturalnie początkowe wkurzanie powoli ustępowało, a Melusine na nowo zaczęła tryskać lepszym humorem. Poniekąd też nie rozumiała, dlaczego jej chłopak nie potrafi pojąć, że Indio jest dla niej jak brat i nigdy nie spojrzała i nie spojrzy! na niego w inny sposób. Nie mogłaby, bo to wydawało jej się niemoralne.
- Za milion lat pewnie tak - mruknęła, bo na ten ciężko było jej sobie to wyobrazić. Nie chciała nawet myśleć, co będzie, gdy już wrócą. Bosworth będzie albo wściekły albo obrażony. Myśl o tym sprawiła, że spomiędzy malinowych warg wydobyło się ciężkie westchnienie.
- Moglibyście w końcu dojść do jakiegoś porozumienia - oznajmia, podążając tuż przy brunecie, również co jakiś czas skupiając swoją uwagę na szyldach restauracji. Zupełnie nieświadoma ostatniego spotkania mężczyzn, o którym żaden nie raczył jej powiedzieć, ponownie zachowując wspólną zmowę milczenia. Czasami miała wrażenie, że nie mogą się dogadać tylko dlatego, że są do siebie zbyt podobni. - Dlaczego po prostu się razem nie napijecie? - zapytała, zaraz pospiesznie dodając - Alkohol potrafi zdziałać cuda.
Wybrana przez przyjaciela knajpa wyglądała naprawdę zachwycająco, Melusine bez wahania przekroczyła jej próg, wcześniej z uśmiechem kiwając głową na znak zgody.
- No tak, bo przecież blizny działają na kobiety, jak magnes - zaśmiała się, dodatkowo teatralnie wywracając oczami na ten jakże idiotyczny pomysł z rekinem.
- Zacznijmy od alkoholu - powiedziała, od razu przechodząc do tej sekcji w menu, które nawet po hiszpańsku były bardziej zrozumiałe niż nazwy dań.
-
Machnął łapą na jej wywód, naprawdę nie chciał więcej słyszeć o tym pokracznym kędziorze o którym cały czas nawija. To, że nie potrafił zrozumieć że istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko męska, to już nie jego sprawa. Oni przyjaźnili się bez zbędnych podtekstów, gdyby coś było na rzeczy, już dawno by wylądowali w łóżku, a tak nadal umacniają swoją relację, tym samym sprawiając że nic praktycznie nie jest w stanie ich rozdzielić, nawet ten dzban z którym się związała. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Westchnął ciężko.
- Mel sama widzisz, jak na siebie reagujemy, a ty chcesz nas jeszcze na picie wysłać? Wszystko zależy od emocji, jakie podczas tego picia są. Jak przed będziemy skakać sobie do gardeł, możesz być pewna, że się pozabijamy. – powiedział patrząc na nią wymownie. Nie, w tym momencie nie miał wątpliwości, że się dogadają, szczególnie po zajściu w centrum handlowym, o czym oczywiście jej nie powiedział, bo jeszcze by go uraczyła wywodem, czuł też że i Sirius się nie złamał, za co musiał mu podziękować. Przynajmniej jeden mądry ruch wykonał.
- Ta, blizny, takie drobnice to mam, ale blizna po ugryzieniu rekina? To dopiero sztos. Dopóki mi drań nogi albo ręki nie zeżre. – powiedział, odkładając na stoli okulary przeciwsłoneczne i wzrokiem znawcy wertując kartę z alkoholem, bo przyjemne promienie słońca, atmosfera i te nieziemskie zapachy rozbudziły go kompletnie.
- O, to brzmi kusząco. Mleczko kokosowe z rumem. Paaatrz, podają je w całym kokosie. Nie ma co, zamawiamy, ty zerknij, co da się tutaj zjeść, a ja skoczę do baru. – zakomunikował i przywołując na twarz uśmiech numer siedem, dziarskim krokiem ruszył w stronę baru, gdzie drinki rozlewała nader atrakcyjna miejscowa. Płynnym hiszpańskim zamówił drinki, a przy okazji wypytał kobietę o to, co tutaj można pozwiedzać i gdzie najlepiej iść wieczorem na imprezę. Mile połechtana została jego męska duma, gdy kobieta nie odrywała od niego spojrzenia, nawet w momencie gdy wracał niczym zdobywca z prawdziwymi połówkami kokosa w łapkach. - Już mi się tutaj podoba. – zaśmiał się niczym nastolatek, stawiając na stolik swoją zdobycz.
-
- Po prostu chciałaby, żebyście doszli do jakiegoś porozumienia, a nie za każdym razem rzucali się na siebie, jak wściekłe ratlerki - powtórzyła, choć powoli zaczynała wątpić w to czy kiedykolwiek zawrą między sobą pokój. Oczywiście mogłaby użyć siebie jako karty przetargowej w tym sporze, jednak nie była osobą, która zmuszała ludzi do robienia czegoś, na co ktoś inny nie miał ochoty. Poza tym, nawet gdyby pod wpływem takiego argumentu między mężczyznami doszłoby do zgody, to wciąż byłaby ona fałszywa i nie przeszkodziła im, aby kontynuować swoją wojnę, wtedy kiedy Melusine nie patrzyła. Mając Indio za przyjaciela pojęła niektóre zasady, jakie rządziły życiem płci przeciwnej.
- Wydaję mi się, że na delikatnym kęsie by się nie skończyło, a mogą czy ręka byłaby tylko przystawką - odparła, a kąciki jej ust drgnęły w subtelnym rozbawieniu ku górze. Dopóki jedynie teoretyzowali wizja ataku rekina nie była taka straszna, zapewne inaczej podeszliby do tematu, gdyby była ona realnym zagrożeniem.
- Ej… - jęknęła, chcąc zaprotestować, bo dlaczego ona miała zająć się jedzeniem? Jednak zanim zdążyła wypowiedzieć pełne zdanie, mężczyzna był już w połowie drogi do baru, za którym stała atrakcyjna dziewczyna o kruczoczarnych włosach i ciemniejszej karnacji. Melusine mimowolnie wywróciła oczami widząc, jak Indio przylepia na swoją twarz uśmiech numer 342, kiedy to pokazuje białe zęby, ale kąciki jego ust, nie unosząc się ku górze. Już dawno zauważyła, że w zależności od tego z kim rozmawia - jak wysoko ocenia aparycje dziewczyny - uśmiecha się w specyficzny sposób, a z czasem postanowiła nadać temu gestowi cyfry, jednocześnie określając czym się charakteryzuje. Była to dla niej swego rodzaju rozrywka, zwłaszcza, że to naprawdę działało na płeć piękną - czego akurat nie poradziła pojąć, bo sama była niewzruszona.
Nie była pewna ile czasu bajerował barmankę, ale w tym czasie zdążyła zamówić nie tylko przystawki, ale i dania główne, robiąc to na zasadzie - Poproszę to, to, to i jeszcze to - błądząc palcem wskazującym po kolejnych, egzotycznie brzmiących nazwach, co wywołało rozbawienie u kelnera.
-Mmm… - zmruczała z przyjemności, próbując zawartości swojego kokosa. - Mi też - przytknęła na słowa bruneta.
- A teraz lepiej powiedz, jak bardzo tęskniłeś za mną w skali o jeden do dziesięciu i dlaczego to jest milion? - zapytała z uroczym, może nieco złośliwym uśmieszkiem na ustach, zanim na stole pojawiły się przystawki, wśród których znalazły się empanady.
-
- Prędzej piekło zamarznie. Odpuść, proszę, my się do tego nie nadajemy. Koniec kropka. – uciął temat, bo miał serdecznie dosyć poruszania go na WAKACJACH na które w sumie ją porwał. Mieli się dobrze bawić, a gadanie o jej obecnym facecie nijak mu nie poprawia humoru, jedynie sprawia że w niebieskich oczach Indio pojawiają się niebezpieczne błyski oznaczające „odpuść w końcu bo nie ręczę za siebie.”
Machnął łapą na temat rekina, to są wakacje, może robić co chce, a na plaży nie posadzić dupy na desce, to zbrodnia. Jest facetem, a to rozrywka właśnie dla mężczyzn, znając ją usiądzie na słoneczku i będzie czytać książkę, podczas gdy on zdobędzie numery połowy plażowiczek w ich sektorze. Nie chwaląc się oczywiście.
Cóż, z bliska kobieta wyglądała mniej zachęcająco, ale nie można jej było odmówić świadomości swojego, bądź co bądź krągłego ciała. Niebieskie oczy prześlizgiwały się po jej ciele gdy przygotowywała drinki, zabawiał ją więc rozmową, szpanując swoim płynnym hiszpańskim, aczkolwiek wiedział że nawet tego wieczora trafi lepiej. Wracając do stolika minął kelnera z ich listą zamówienia. Uniósł lekko brwi, ale nic nie odpowiedział, wciskając jej w łapki alkohol, samemu siadając obok i rozciągając się wygodnie na krześle.
Prychnął, odrzucając głowę do tyłu.
- Patrzcie jaka pewna siebie. Minus milion, zapomniałaś dodać. – po omacku poszukał słomki ustami i spróbował łyk. Oblizał wargi, pijąc ponownie. W sumie alkohol wszędzie dobry, wszystko jednak zależy od towarzystwa i miejsca, w jakim go pijesz. - Nie no żarcik, tęskniłem. Ostatnio chyba oboje nie mieliśmy czasu na nasze zwyczajne rytuały. – odparł mając na myśli cotygodniowe oglądanie filmów, czy wypady do ulubionej kawiarni. On także dał się porwać imprezom wyższych sfer, aukcjom charytatywnym, tym, co do tej pory było dla niego nudne. I tym wszystkim afterom, podczas których wiele się działo. Na samą myśl tego, co wydarzyło się w Rapture, ma gęsią skórkę. Dima... potrząsnął głową wywalając blondyna ze swoich myśli. Nie czas i nie miejsce na to. - Ej, jak wrócimy musisz skoczyć ze mną na jakiś bankiet by zobaczyć jak te wszystkie gbury wchodzą mi w dupę by pozyskać moje pieniądze. – zaśmiał się, wygłodniałym spojrzeniem zerkając na czekające przystawki.
-
- Jeszcze zobaczymy - powiedziała nie mogąc się powstrzymać przed tym komentarzem. Prawda była taka, że kiedy Melusine się na coś uparła, nie było opcji by nie dopięła swego, niezależnie od tego, ile czasu jej to zajmowało i iloma podobnymi do siebie rozmowami czy działaniami było okupione.
Oczywiście musiała mieć też ostatnie zdanie, dlatego dopiero po swoich słowach postanowiła, że odpuści, nawet jeśli tylko na czas ich wyjazdu. Wydawało się, iż oboje potrzebują odpoczynku nie tylko od ponurego Seattle, ale również wszystkiego co się z nim wiązało. Być może pozowali to Mel nabrać odrobiny dystansu do relacji z Siriusem? Brzmiało to nieco okrutnie, jednak ta sprzeczka do jakiej między nimi doszło sprawiała, że poczuła, jakby chłopak nie tylko chciał kontrolować jej życie, ale przede wszystkim jej nie ufał. Brak zaufania w związku często go niszczył - musiała to przemyśleć.
Logika mężczyzn zdecydowanie różniła się od tej kobiecej, chociaż teoretycznie to właśnie faceci kierowali się zdrowym rozsądkiem; były momenty w ich życiu, kiedy Indio był zaprzeczeniem tej teorii. Tym razem też na wzmiance o rekinie wywracała teatralnie oczami, dając mu tym samym do zrozumienia, że jest głupi. W dodatku Melusine nie pozwoliłaby na to, żeby przyjaciel chociaż stopą wszedł do wody, w której mogłyby pływać rekiny!
Zaśmiała się słysząc odpowiedź padającą z jego ust i jakby go papugując, również upiła odrobinę alkoholu, po czym oblizała koniuszkiem języka usta, na których zostały jego trzy kropelki.
- Jest ciężkiej. Zwłaszcza, że zmieniłam pracę, przez co mam naprawdę mało czasu - przyznała, bo jak się okazało bycie tancerką w klubie wymaga więcej zaangażowania niż kelnerowanie w restauracji, nie wspominając już o różnicach między klientami. Bywały dni, że ledwo przyłożyła głowę do poduszki, a już była w objęciach Morfeusza. Przez to też rzadziej jechała na noc do Siriusa, chociaż z obecnego miejsca pracy miała do niego naprawdę blisko. Z drugiej strony, jakby zareagował gdyby zjawiała się w jego mieszkaniu w mocnym makijażu, pokryta brokatem, pachnąca mieszkanką męskich perfum, alkoholu i tytoniu? Nie sądziła, że skakałby wtedy z radości. Bezpieczniej - przynajmniej na razie - było sypianie w domu Evelyn.
- Jakie myśli odgoniłeś? - zapytała, widząc jak potrząsa głową, chwilę po tym jak jego spojrzenie stało się nieobecne. Znali się na tyle długo i dobrze, że dostrzegała takie niuanse w zachowaniu Bassa i zawsze, ale to zawsze niezwykle ją one ciekawiły; głównie dlatego, że zdarzały się rzadko.
- I jak im idzie? - zapytała, od razu wyobrażając sobie minę Indio, kiedy ktoś próbuje go do czegoś nakłonić.
-
I na razie mu to wystarcza.
Ale jedno trzeba przyznać: obaj dbali o nią na swój pokręcony sposób i darzyli uczuciami, których nic nie jest w stanie zerwać – Sirius tymi romantycznymi, Indio braterskimi, przy okazji udowadniając, że coś takiego jak przyjaźń damsko męska istnieje i nie musi od razu kończyć się w łóżku. Trwa to już piętnaście lat i nie zanosi się na to, by cokolwiek miało się zmienić. No, chyba że go zdenerwuje to ją tutaj zostawi i niech sobie bez paszportu radzi, ot co.
Posłał jej całusa, nic sobie nie robiąc z tego jej wywracania oczami. I tak wlezie do tej wody, nawet jeśli miałyby pływać w niej rekiny to i tak to zrobi. Potem ona będzie się na niego boczyć, on ją będzie chciał udobruchać i znowu pójdą pić do okolicznego baru, aby po paru godzinach zapomnieć o całej tej sytuacji. Taka już ich relacja jest.
- No i to odbija się na mnie. O tym pacanie z którym się związałaś, nie wspomnę, ale moje uczucia ranisz. – doskonale udał męczennika i popatrzył na nią z wyrzutem w niebieskich oczach. Wiadomo, to były jedynie żarty, rozumiał ją doskonale, a jednak czasami brakowało mu tych ich spotkań, dlatego ten wyjazd miał pomóc im obojgu odetchnąć, spędzić czas razem na tym, co zawsze sprawiało im przyjemność: upadlaniu się w swoim własnym doborowym towarzystwie.
Drgnął, schodząc na ziemię i łypnął na nią znad swojego drinka. Naprawdę, za długo się znali, nic nie da się przed nią ukryć, czasami naprawdę zastanawiał się, czy nie są przypadkiem jakąś rodziną po kądzieli, bo często wydawało mu się, że ona czyta w jego myślach i wie o czym chce powiedzieć, zanim w ogóle otworzy usta.
- Musisz to robić? To irytujące. – prychnął, upijając drinka. Nie powinna włazić do jego głowy, przerazi się myśli, jakie tam znajdzie, a ich ostatnio jest wielu. - Pewien after nie zakończył się tak, jak się spodziewałem. Nierozważnie dobrałem sobie towarzystwo. – wzruszył lekko ramionami nie wdając się w zbytnie szczegóły. To nie tak, że nie lubił Dimy. To miał być jednorazowy układ, jednorazowa rozrywka, a jednak było coś, co ich łączyło, jakaś mroczna tajemnica, przeszłość i ból które sprawiły że tych spotkań było coraz więcej. I ostatnie pokazało prawdziwe oblicze Indio, prawdziwe emocje o których istnieniu nie wiedział. Cóż, najwidoczniej taki jego los.
- A jak może iść? Hujowo. Udaję, że jestem zainteresowany, przytakuję w odpowiednim momencie, pięknie się uśmiecham, dopijam szampana i znikam. Ale żarcie mają fenomenalne. I tam i tu. – powiedział, wpakowując sobie do ust pierwszą z brzegu przystawkę.
-
- Do tego stopnia, że boli cię serce? - zapytała, aby uściślić jakiego rodzaju rany u niego wywołuje, jednak zaraz dodała - Czekaj…przecież ty nie masz serca - śmiejąc się przy tym nieco głośniej niż wypadało. Po czym od razu chwyciła za jedną z przekąsek, zatykając sobie nią buzię, co spotkało się z pełnym aprobaty spojrzeniem szatyna. Mimo to kąciki ust dziewczyny wciąż unosiły się ku górze, bo to na nich osiadł kurz wcześniejszego rozbawienia. Oczywiście jej również brakowało wspólnych chwil, które wcześniej wpisane były w rytm całego tygodnia. Zawsze wpadała do niego bez zapowiedzi, często rujnując aktualną randkę i chociaż początkowo się na nią boczył, tak później miło spędzali czas na piciu, rozmowach i wygłupach, dopóki nie odpłynęli w objęcia Morfeusza. Nawet łóżka Indio jej brakowało, bo to miało jeden z wygodniejszych materacy na jakich spała.
Patrząc na niego dociekliwym spojrzeniem niebieskich tęczówkach mogłaby się pokusić o stwierdzenie, że teraz sypia tam ktoś inny, jednak zamiast snuć domysły, postanowiła zapytać wprost.
- Rozwiń - w teorii poprosiła, jednak w głosie dziewczyny przeważało żądanie, które jak wiedział, musiał spełnić, bo inaczej nie było mowy, żeby się od niego odczepiła. Wystarczyło, że patrzył tym nieobecnym wzrokiem, by doszła do wniosku, iż wydarzenie o którym myślał musiało wywrzeć na nim wrażenie, gdyż Indio rzadko popadał w tego rodzaju melancholię.
- Nie wiem, więc się nie wypowiem, ale towarzystwo na pewno tu jest znacznie lepsze - zaśmiała się, rzecz jasna mówiąc o sobie.
-
Prychnął, odrzucając głowę do tyłu.
- Gdybym go nie miał, nie zadawałbym się z tobą moja droga siostro z wyboru, więc bez takich personalnych wycieczek. – starał się zachować poważną minę, jednak efekt zepsuło wpakowanie do ust szatyna kolejnej przekąski. Po tym locie był wściekle głodny, a żarcie było fenomenalne. Także drink, który popijał był znacznie lepszy niż te pomyje, które serwują w Seattle. Chyba zacznie częściej robić sobie wypady do ciepłych krajów. Brakowało mu tego, brakowało mu jej, ich własnych wariactw i nawyków, za którymi tęsknił, chociaż otwarcie o tym nie mówił. Nie powiedział jej, jak wiele znaczy dla niego to, że od lat się przyjaźnią i że dopóki tak jest, będzie stał murem za nią.
Ckliwe, prawda?
Popatrzył na nią spod byka. Znał tą zagrywkę, ton głosu, ułożenie ust i wzrok. Chciała wyciągnąć od niego informacje, nawet jeśli nie chciał się nimi dzielić. Znał jej sztuczki i zagrywki, a ona także wiedziała że nie zawsze wygrywa, walka więc będzie wyrównana, bo on podniesie rękawice, aczkolwiek nie wyjawi wszystkiego.
- O nie nie słoneczko, tym razem to nie zadziała, pikantne szczegóły zatrzymam dla siebie. – upił kolejny łyk drinka posyłając jej uśmiech numer osiemdziesiąt pięć mówiący jestem za trzeźwy na gadki o sprawach, o których nie mam bladego pojęcia. Bo w sumie nie wiedział, dlaczego tak postąpił względem blondyna.
Nic nie wiedział.
Ale jej wzrok go wręcz palił, westchnął więc obracając w dłoni parasolkę, jaką wyjął z połówki kokosa i dźgając ostrym końcem jedzenie na talerzu.
- Dałem się ponieść emocjom i powiedziałem parę słów za dużo do swojego towarzystwa na tej imprezie. I trochę namieszałem. – tak, to żadna odpowiedź, ale zapewne się do tego przyzwyczaiła, bo ten typ rozmawiać szczerze nie potrafi i nie będzie nigdy potrafił, nawet jeśli miałby teraz przejść przyspieszony kurs.
-
Czy w obliczu takiego podejścia Indio do znajomości z innymi, mogła czuć się wyjątkowa? Ich relacja nigdy nie wkroczyła w sferę łóżkową, choć zdarzało im się dzielić wspólną pościel, a dodatkowo ona dbała zawsze o to, by ta przyjemniej przez kolejne dwa dni pachniała jej perfumami. Tak, bywa złośliwa. Być może dlatego, że tak bardzo zależało im na sobie, w wielu kwestiach zgadzali się ze sobą, a wspólnie spędzony czas zawsze obfitował w wiele nietuzinkowych sytuacji, Mel w życiu Bassa stanowiła wyjątek od reguły. Ale czy było to jednoznaczne z tym, że nie było w nim miejsca dla jeszcze jednej osoby? Kiedy o tym myślała, z wyraźnym zainteresowaniem wpatrując się w przyjaciela, zrozumiała, że jest coś podejrzliwego w jego zachowaniu i tym, jak bardzo chciał uniknąć tematu,o który zapytała.
Melusine poszła za jego przykładem, tym razem sięgając po coś wyglądającego bardzo osobliwie, jednak to nie powstrzymało ją przed wsadzeniem sobie tego do ust. Nie minęło pięć sekund, kiedy wstała, jak oparzona, wystawiając język i machając przed nim dłonią.
- Choea ostre…baro ostre - oznajmiła niewyraźnie, dodatkowo podskakując, niczym piłka, jakby to miało w czymś pomóc. Melusine chociaż sama była ostra, to nie przepadała za pikantnymi potrawami - powinna była wspomnieć o tym kelnerowi.
Widząc, jak Indio ogarnia rozbawienie, posłała w jego kierunku nienawistne spojrzenie, mówiące - to wszystko twoja wina - po czym, w geście rozpaczy chwyciła swojego drinka wypijając go, a następnie sięgnęła jeszcze po tego należącego do szatyna.
- Od razu lepiej - stwierdziła, ciężko wzdychając, zupełne nieświadomą, że jutro okupi to ogromnym kacem, a Bass zmuszony będzie słuchać jej jęków bólu. Karma?
-
Nadzieja matką głupich, prawda?
To była jedyna sprawa, o której jej nie powiedział, mimo że ma znaczne problemy ze szczerością jakoś nigdy jej nie okłamywał, czy też zatajał prawdę, patrząc na ich relację i na to, że znają się jak łyse konie, jest to naprawdę dziwne. Nigdy nie oczekiwał czegokolwiek w zamian, nigdy nie wymuszał na niej niczego, a jednak teraz całkowicie się zmienił, chcąc chociaż raz w życiu sam coś rozwiązać. Zwykle był w tym wyręczany, nie nauczył się radzić sobie z problemami bez pomocy najbliższych.
Ma prawie trzydzieści lat, a nic nie wie o życiu.
Ostre potrawy to dla niego nie pierwszyzna, na bankietach wiele razy się z takimi spotykał, a także ma pancerny żołądek i sam z siebie chodzi do hiszpańskich knajp w Seattle. Jednak ona była delikatną istotką, która raczej dobrze nie zareaguje na tutejszą kuchnię. I nie pomylił się. Obserwował jej reakcję, powstrzymując się od śmiechu, jednak w pewnym momencie zaśmiał się na całego, odrzucając głowę do tyłu, ubawiony po pachy. Nieładnie śmiać się z nieszczęścia innych, ale to Mel, tutaj mamy wyjątek od reguły. Nic sobie nie robił z jej spojrzenia, tylko nadal się śmiał. Mina mu jednak zrzedła gdy nie zadowoliła się swoim drinkiem tylko perfidnie wyciągnęła łapy po jego własnego.
- No teraz to ci na pewno kutwa nic nie powiem. Wychlałaś wszystko Mel. – powiedział z miną urażonego pięciolatka tęsknie patrząc na pustą połówkę kokosa. Było naprawdę smaczne, ledwie jego kubki smakowe zaczęły się rozkoszować w napoju, a ta wypiła wszystko, bo nie potrafi znieść odrobiny pikanterii. Ciekawe czy tak samo zachowuje się w sypialni. Westchnął ciężko, dziabiąc parasolką pustego kokosa.
- A teraz ruszasz te swoje litery i zapieprzasz po kolejnego. I nie obchodzi mnie to, że o mało co nie umarłaś, szoruj mnie do baru. – łypnął na nią nie pozostawiając wątpliwości, że wypicie jego własnego osobistego drinka nie było dobrym posunięciem.