WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakkolwiek Dominic by zaprzeczał, nie był w stanie do końca ukryć tego, że tamto wydarzenie nieodwracalnie zmieniło jego życie i sposób myślenia względem niektórych spraw. Melusine, będąca niegdyś w jego bliskim otoczeniu, potrafiła dostrzec różnice, do których on sam przed sobą się nie przyznawał. W jego mniemaniu życie w zaprzeczeniu wydawało się być łatwiejsze, niż przekonywanie się do zmian. Gdzieś w głębi podświadomości tak naprawdę bał się tych zmian, bo prowadziły one do otwierania się na innych, a tym samym okazywania swoich słabości. Już raz je pokazał, w zamian tracąc wszystko, na czym tak naprawdę mu zależało.
- Tak. Nie mogę zawieść swoich fanów - powiedział niewzruszenie. Musiał być twardy, dla dobra ogółu. Tak przynajmniej sobie wmawiał. Załamać się? Wycofać? Odwalać niestworzone rzeczy? To nie dla niego. Żal i rozgoryczenie nie mogło go napędzać do popadania w skrajność. Musiał być silny również dla rodzicielki. I trzymać gardę pomimo nietaktu ze strony mediów. Choć wspominanie o wydarzeniach sprzed pięciu lat cholernie bolało, słowa wypowiedziane do Melusine powtarzał jak mantrę, aż w końcu sam zaczął w nie wierzyć, nie widząc w tym nic złego. Ostatecznie, baseball był niemal wszystkim, co miał.
- Ale to chyba nie jest twoje marzenie? - zapytał, nim zastanowił się nad tym, czy powinien. Poniekąd nie musiał się tym interesować, a jednak z każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie mimowolnie zaczęła rosnąć w nim ciekawość. W międzyczasie posiadł praktycznie wszystko, czego oczekiwał. Miał sławę, reputację, własny sposób na zarobek, które stwarzały pozory szczęścia. Ale czy ona po tym wszystkim znalazła szczęście?
- Studia? Raczej nie po to, by zyskać nowe znajomości? - W jego głosie zabrzmiała nutka podejrzliwości. Przezornie wolał się upewnić, choć przecież równie dobrze mogłaby skłamać. Kiedy ostatnim razem się widzieli, Mel wpadła w podobne towarzystwo co Max, na co Dominic od tamtego czasu był mocno wyczulony. Nie był jeszcze w stanie sam tego wieczoru sprawdzić po choćby wyrazie jej twarzy, czy nadal w swoim czasie wolnym otaczała się podejrzanymi osobami, ale sądząc po sposobie, w jaki do niego mówiła, okazując swe mniej znane podejście, miał wrażenie, że czas również w jej życiu dokonał zmian.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrząc wymownie na mężczyznę, ugryzła się w język, w którego koniuszek szczypał ją niewybredny komentarz. Nie od dziś wiadomo przecież, że kłamstwo powtarzane wiele razy może stać się prawdą. Problem polegał na tym, że wiązało się to w ciągłym życiu w zakłamaniu, którym obecnie Melusine gardziła. O ile kiedyś nie miała problemu z tym, aby mijać się z prawdą, tak teraz wszelkie tego oznaki automatycznie sprawiały, że często rezygnowała z osób, jakie dopuszczały się podobnych zachowań.
- Tak, masz ich sporo głupio byłoby ich zwieść - odparła i choć starała się brzmieć swobodnie i lekko, w jej głosie rozbrzmiewała oceniająca nuta, wskazująca na to, że chciała powiedzieć coś innego, choć ostatecznie się zmiarkowała. Chociaż minęło pięć lat, to nie było to jednoznaczne z tym, że zupełnie się nie poznawali, dlatego zapewne Dominic bez najmniejszego problemu mógł wyłapać te niuanse w tonie głosu dziewczyny.
Ich podejście bardzo się różniło. Być może wynikało to z charakteru, a może z dojrzałości, bo jednak w przeciwieństwie do mężczyzny Melusine pozwoliła sobie na żałobę. Krzyczała, płakała, rozwalała wszystko, co znalazło się w jej zasięgu. A on? Odciął się od wszystkiego, co mogło potęgować ból po stracie, zamiast przerobić. Skupił się na karierze i choć szło mu świetnie to czy mógł powiedzieć, że czuje się naprawdę szczęśliwy?
- Praca w restauracji? - dopytała, nie wiedząc, co ma dokładnie na myśli, a gdy przytaknął kontynuowała - To tylko przystanek. Pieniądze trzeba w jakiś sposób zarobić, a wiesz, że u nas nigdy się nie przelewało - westchnęła. Sama zdziwiona była swoją otwartością wobec Coltona, ale i spokojem, jaki potrafiła w jego towarzystwie zachować. Może dlatego, że tak naprawdę to on był zdany na nią, dzięki czemu miała kontrolę?
-Nie - odpowiedziała surowo. Wiedziała co ma na myśli pytając o nowe znajomości i wcale nie podobał się jej tor, w którym szła ich rozmowa. - Skończyłam z tamtym życiem - oznajmia, chcąc ukrócić insynuacje, które mogły jeszcze wybrzmieć z jego ust.
- Nie wiem czy wiesz, ale ludzie się zmieniają - zauważyła, instynktownie dociskając mocniej ściereczkę do jego skóry, co mogło delikatnie zaboleć. -Chyba że ty masz z tym problem - dodała, tym razem nie mogąc powstrzymać się przed kąśliwą uwagą, bo jeśli tylko dorzucił przeszłość, to nie było szans, by w jego życiu zaszły większe, a przede wszystkim znaczące zmiany.
Ciche, pełne skruchy - Wybacz - rozbrzmiało zanim Dominic zabrał głos. Nie chciała zaogniać ich konfliktu skoro w jakiś sposób doszli do porozumienia, choćby miało być jedynie potrzebą chwili.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ale…? - gdyby tylko mógł, pewnie ukradkiem przewróciłby oczami. Mimo upływu lat, w ciągu których pewne nawyki, gesty czy głos mogły w pamięci ulec zatarciu, bez problemu udało mu się rozszyfrować ton jej głosu, który ewidentnie wskazywał na to, że miała do powiedzenia znacznie więcej. Jako jedna z nielicznych potrafiła wyznać mu coś w twarz bez zbędnych ogródek. I choć pewnie często nie było to zbyt przyjemne doświadczenie, gdzieś w głębi siebie wiedział, że momentami miała rację.
Nikt nie miał świadomości, co przeżył tamtej nocy, gdy dowiedział się o wypadku i jak to wpłynęło na jego czyny. Jak czuł, że się rozpadał na milion kawałków i nie potrafił się pozbierać, kuląc w sobie. Milion emocji, poprzez niedowierzanie, wściekłość, rozgoryczenie po żal, jakie mieszały się w jego głowie, sprawiały, że ogarniała go wszechogarniająca bezsilność. A potem zobaczył mamę. Jej przekrwione oczy pełne łez i histeryczny krzyk, który rozdzierał go od środka. I choć było mu ciężko, ze świadomością o zostaniu samym sobie, musiał stać się silny. Dla niej. Swoje szczęście traktował jako sprawę drugorzędną, ale… kto by się nad tym zastanawiał, skoro stał się tak dobry w tym, co robił na boisku, będąc przy tym tak pewny swego i przyozdabiając na twarz uśmiech?
- Jaki jest więc cel twojej podróży? - zapytał cicho, nie będąc pewnym, czy mógł pytać o takie rzeczy, a właściwie… czy był odpowiednią osobą do dzielenia się tym. Rozumiał potrzebę zarobku i nigdy nie zdarzyło mu się kpić z tematu pieniędzy, zwłaszcza, gdy ktoś odczuwał ich niedostatek. Może i zachowywał się czasem jak dupek, ale świadomie nie wytykał innym miejsca w hierarchii. Jego fani też znajdowali się w różnych sferach i bynajmniej nie czuł się z tego powodu kimś lepszym.
Nie spodziewał się tak nagłej zmiany tonu, jakim uraczyła go Melusine, a na nieco mocniejszy docisk ściereczki w okolicach oczu ściągnął brwi i automatycznie odsunął głowę, przerywając zabieg. Zamrugał intensywnie, czując wodę między powiekami, co powinno pomóc mu usunąć resztki po gazie. Nie rozumiał, dlaczego wpadła w złość, bo w jego mniemaniu nie powiedział nic, co mogłoby ją urazić. Wtedy też w końcu udało mu się spojrzeć na Melusine. Musiał przyznać, że zmieniła się nie tylko wewnątrz, jak przypuszczał, ale rysy jej twarzy również wskazywały na zmiany. Już nie była tą nastoletnią, uszczypliwą przyjaciółką jego dziewczyny. Stanowczo dojrzała i biło od niej coś, czego jeszcze nie potrafił do końca określić.
- Czasem te zmiany widać od razu, a czasem… trochę to cięższe po ataku gazem pieprzowym - odparł ze ściągniętymi brwiami, ale o dziwo, nie odczuwał irytacji. Ostatecznie to chyba dobrze dla niej, że zaczęła podążać właściwą dla siebie drogą. W końcu to nie było tak, że po tym wszystkim, co przeszli, życzył jej źle, tylko… niektóre sprawy postrzegał zupełnie inaczej. Zarówno wtedy, jak i teraz. - Byłaby z ciebie dumna - szepnął, spuszczając wzrok. Nie potrafił zdobyć się na więcej. Nawet nie mógł wypowiedzieć jej imienia na głos, choć Mel dokładnie wiedziała, o kim mówił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ale…? - mimochodem na dźwięk tego słowa, kąciki malinowych ust drgnęły nieznacznie. Nie da się ukryć - czas nie zawsze wszystko dostatecznie zacierał, równie ciężko było wyzbyć się pewnych nawyków, a Melusine i Dominic od początku ich znajomości mieli dziwną tendencję do strofowania siebie nawzajem, nie szczędząc przy tym przykrych, aczkolwiek zawsze szczerych słów. Doskonale pamiętała, że w przypadku chłopaka - obecnie młodego mężczyzny - wychodziła naprzeciw także przyjaciółce, bo gdy ta mówiła, że Colton ma talent do gry w baseball, brunetka oponowała, komentując każde jego nawet najczystsze odbicia czy zagrania, doszukując się w nich niedoskonałości.
- Ale czy naprawdę uważasz, że kariera jest aż tak ważna? - podzieliła, aby pytanie które szczypało ją w koniuszek języka wybrzmiało, wypełniając pomieszczenie. Dla niej samej była to rzecz drugorzędna, jeśli nie powiedzieć, że znajdowała się gdzie na szarym końcu listy. Zdecydowanie bardziej skupiła się na odbudowie relacji z ludźmi, których kochała, chociaż ponowne odzyskanie zaufania matki stanowiło wciąż problem. Dlaczego więc prezentując takie podejście, nie znalazła w sobie odwagi, aby odezwać się do Coltona? I to było pytanie na które nie potrafiła udzielić odpowiedzi.
Jej wcale nie było łatwiej. Wraz ze śmiercią Heather na zawsze utraciła cząstkę siebie. Dlatego tym bardziej nie potrafiła pojąć czym tak naprawdę kierował się Dominic podejmując takie, a nie inne decyzje. Wtedy też nie miała wystarczająco siły, by zadać mu właściwie pytania. Natomiast oglądając jego roześmianą sztucznym uśmiechem twarz na łamach różnych magazynów niejednokrotnie zastanawiała się, czy w jego nowym życiu była chociaż jedna chwila, w której czuł się naprawdę szczęśliwy? Tym razem też nie odważyła się zapytać wprost, pozwalając by z jej rozchylonych delikatnie warg wydobyło się ciche - Hm? - kiedy padło pytanie o cel jej podróży. Zaraz potem wzruszyła ramionami. - Póki co, sprawdzam każdą z opcji. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie chce dotrzeć, bo większą wartość ma dla mnie to, w jaki sposób tego dokonam - przyznała, poniekąd brzmiąc, jak Heather na co zareagowała delikatnym uśmiechem. Pamiętała, że przyjaciółka zawsze zwracała na to uwagę, chociaż wówczas Melusine nie znała do końca znaczenia tych słów. Być może wtedy była zbyt młoda albo głupia, a może nawet - młoda i głupia, bo nie przywiązywała dużej uwagi na relacje z innymi, w większości ludzie pojawiali się w jej życiu i znikali - obecnie starała się dbać nawet o te najdrobniejsze. Być może to właśnie zmiana nastawienia Melusine sprawiła, że nie czuła się aż tak niekomfortowo, wdając się w rozmowę z brunetem, irytując się dopiero w momencie, gdy rzucił wobec niej oskarżeniami; właśnie w taki sposób odebrała jego słowa. Nie lubiła, kiedy ktoś to robił, tak naprawdę nie mając do tego żadnych podstaw. Zacisnęła mocniej palce na ściereczce, zabierając ją z twarzy mężczyzny, gdy ten powoli otworzył oczy. Zrobiła pół kroku w tył, spoglądając na niego by ocenić czy wszystko jest we względnym porządku. Wpatrywał się w nią.
- Tu masz rację - przyznała ze śmiechem, po czym odeszła stając przy zlewie. Odkręciła wodę, zastygając w miejscu, z dłonią wyciągnęła przed siebie na jedną drugą długości od kranu. Trwała w tej pozycji kilka sekund, co nie mogło ujść uwadze Dominica, kiedy wypowiedział swoją, jakie ona sama powtarzała prawie codziennie, gdy bliska była, aby odpuścić. Kiedy pojawiły się cięższe momenty, a ona potrzebowała siły. Zamrugała kilkakrotnie pozbywając się z oczu wybierających w nich łez. - Z ciebie też - przyznała, uśmiechając się przy tym nieco smutno; głosów jej zadrżał.
- Pamiętam, jak ciągła mnie na każdy twój mecz, chociaż baseball to nie moja bajka - dodała, czując to dziwne napięcie, które mimochodem pojawiło się między nimi - Pamiętasz, jak kiedyś przebrałyśmy się za cheerleaderki? - zapytała, przypominając sobie ten dzień. Już lepiej panując nad własnymi emocjami, odwróciła się do niego przodem - Tak koszmarnie padało, a my wymalowałyśmy się farbą - pokręciła z rozbawieniem głową dla ich głupoty. Heather zawsze dbała o to, by Dominic miał wsparcie, najczęściej zmuszając do jego okazywania również Melusine.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kolejne trudne pytanie, z którym przyszło mu się zmierzyć, sprawiło, że na ułamek sekundy się zawahał, co nie mogło nie ujść uwadze dziewczyny. Wziął nieco głębszy oddech, nim odparł:
- Nie potrzebuję niczego więcej. - Starannie dobrał słowa, by wybrzmiały pewnym siebie głosem. W to właśnie uparcie wierzył i tę wiarę chciał przekazać Melusine. Nie zastanawiał się nad tym, jaki w życiu miał cel, wiedział tylko, że chciał jak najdłużej pozostać w świetle jupiterów i przynosić dumę swojej mamie. Wycierpiała w swoim życiu wystarczająco dużo, by Dominic postawił sobie za cel wywołanie w niej uśmiechu. Cała reszta potrafiła przynosić tylko ból. Cała reszta tego dziadostwa, o jakim mówiło się, że było ważne, nie miała dla niego znaczenia. Prędzej czy później przynosiła tylko ból.
Od dziecka wiedział, co chciał osiągnąć i miał ogromne szczęście, że wiązało się to z jego zamiłowaniem do baseballu. Nie tylko więc kochał to, co robił, ale również na tym zarabiał. Lepiej nie mógł trafić w dorosłym życiu - łączył przyjemne z pożytecznym. Pasję z zawodem. Można uznać, że to granie dawało mu największe szczęście. Było jedyną rzeczą, której nikt nie mógł mu odebrać. Podczas gry jego siła potrafiła w pewien sposób kontrolować sytuację i przyczynić się do uzyskania zwycięskiego wyników. Wbrew pozorom tylko na boisku czuł się bezpiecznie, w zgodzie z samym sobą. Kiedy więc czuł natłok myśli, wychodził do swojej ostoi spokoju. To tam najczęściej można było go spotkać, gdy potrzebował chwili dla siebie. Jeszcze nie musiał zastanawiać się, co będzie, kiedy jego czas w Seattle Mariners przeminie. Nad tym, co dalej, będzie zastanawiał się później.
Na jej odpowiedź skinął tylko głową, nie potrafiąc odnaleźć słów, które przyjęłyby formę dalszej dyskusji. Zastanowiło go natomiast, od kiedy pojęła taką mądrość życiową? Musiała skupić się na wartościach przekazywanych od Heather, która była wspaniałą osobą - nie tylko kochającą dziewczyną, ale także prawdziwą przyjaciółką. Był niemal pewien, że na wszystko znała odpowiedź, a jeśli jej nie znała, to potrafiła wskazać właściwy kierunek, by samemu do niej dojść. Kiedy zginęła, nie mógł pogodzić się z niesprawiedliwością, jaka ich spotkała. Stanowczo nie zasługiwała na taki koniec. On za to zamknął się na wszystkie rady, jakimi do tej pory go karmiła. Nie czuł żadnych powodów do dumy. Tym bardziej Heather nie mogłaby ich mieć. Czuł, że mimowolnie jego oczy znów zaczynały się szklić, co przynajmniej można było wytłumaczyć ciągłym oczyszczaniem spojówek. Dlatego też, nadal ze wzrokiem wbitym w chłodne płytki kuchni, skrzywił się na słowa Melusine. Chciałby w nie wierzyć.
- Taak. Cierpiałaś takie katusze, ale ona jakimś magicznym sposobem zawsze potrafiła dopiąć swego. Nie dało jej się niczego odmówić. Choć skutki bywały różne - przyznał cicho z mimowolnym uśmiechem na twarzy, wracając wyobraźnią do tamtych chwil. - Albo jak po pierwszym wyjeździe z Mariners zrobiłyście niespodziankę na lotnisku? Z tym tortem w kształcie boiska wyglądałyście jak wariatki. Ale cały zespół był wami urzeczony - pokręcił głową w rozbawieniu. Co zabawniejsze, tort najpierw musiał przejść kontrolę. - Myśl o tym, że mogłybyście coś w nim przemycić, była absurdalna. Aczkolwiek… pozory potrafią mylić - rzucił jej spojrzenie spod zmrużonych powiek. Nie zawsze były takie niewinne, kiedy knuły za jego plecami, Mel doskonale to wiedziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy powinna w jakiś sposób skomentować to chwilowe wahanie, zanim z ust Dominica padła odpowiedź? Z jednej strony kąśliwa uwaga szczypała ją w koniuszek języka, lecz z drugiej nie czuła, aby była odpowiednią osobą, która mogłaby go w jakiś sposób pouczać. Wbrew spokojniej postawie jaką prezentowała, słowa mężczyzny wywołały u Melusine wiele emocji, bo przecież jak można nie chcieć od życia czegoś więcej? Człowiek wciąż do czegoś dąży, poszukuje i odkrywa, dowiadując się przy tym czegoś o siebie. Każde wydarzenie w życiu ma ogromny wpływ na ludzki charakter, każda pojawiająca się w nim osoba może zmienić tor w jakim idzie, nawet jeśli nie jest powiązana ze zbyt kluczowym jego momentem, dlaczego więc skupiać się tylko na jednym jego aspekcie? Nie ulega wątpliwości, że po śmierci Heather ich drogi rozeszły się, a oni zaczęli kroczyć zupełnie innymi ścieżkami, wyznając inne wartości, ustalając odmienne priorytety. On wydawał się być nieco zagubiony, nawet jeśli miał kontrolę nad swoim życiem, natomiast ona zupełnie nie panowała nad tym, co obecnie działo się wokół niej, a jednocześnie można było dostrzec, że doskonale wiedziała, co robi. Przemilczała, skinieniem głowy dając znać, że zrozumiała, nawet jeśli zupełnie się z tym nie zgadzała. Z drugiej strony w przeszłości rzeczywistość nie raz pokazała im, jak niezgodnymi charakterami są, więc czy było w tym coś dziwnego, że im tym razem mieli zgoła odmienne zdanie?
Na pierwszy rzut oka Dominic nie mógł dostrzec zmiany, jaka zaszła w brunetce, pociągając za sobą to, że obecnie była bliższa Heather niż kiedy dziewczyna żyła. Niejako Melusine była do niej podobna, jednak, aby zyskać tą dojrzałość, która u przyjaciółki była naturalna, przebyła naprawdę długą drogę. Zaliczyła masę potknięć, odbyła wiele rozmów i doświadczyła wielu nie zawsze komfortowych dla niej sytuacji.
- Miała dar przekonywania - przytknęła, mimowolnie się uśmiechając. Śmierć Heather była jedną z niesprawiedliwości świata, na którą nikt nie był gotowy, której nie dało się przewidzieć i dlatego trudniej było się z nią pogodzić. Od tamtego momentu cierpienie stało się nieodłącznym elementem życia Pennifold, jak i Coltona, jednak jednocześnie stanowiło poniekąd siłę napędową, dzięki której byli w tym, a nie innym miejscu, bo kto wie jak potoczyłyby się ich losy?
- Pamiętam to - zaśmiała się, przypominając sobie miny wszystkich mijanych pasażerów - Nie wiesz nawet co musiałam zrobić, żeby ten ochroniarz nas przepuścił - dodała, nie kryjąc rozbawienia. Obecnie naprawdę miło to wspominała, ale wtedy nie było jej tak do śmiechu, tylko czy mogła odmówić przyjaciółce?
Widząc, że Dominic czuje się już lepiej, wciąż rzucając anegdotami ze wszystkich przygód z udziałem Heather raz jeszcze przemyła mu oczy, następnie przecierając je ręcznikiem papierowym. Ostatecznie opuścili restaurację z nieco innym nastawieniem wobec siebie.
Czyżby topór wojenny został zakopany?

Z tematu x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Canlis”