WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miały żadnego znaczenia zbliżające się - kolejne - urodziny, ani nawet to, że wraz z początkiem nowego roku wiele osób skupiało się na - często takich samych jak roku ubiegłego - postanowieniach. Blake Griffith, od kiedy tylko sięgał pamięcią, prowadził aktywny tryb życia. Jako dziecko - nie było w tym nic szczególnie dziwnego, bowiem wielu rówieśników także sprawiało wrażenie, że jest ich wszędzie pełno. Czasy nastoletnie obfitowały w liczne treningi koszykówki, która była bez wątpienia jego ulubionym sportem zespołowym. Może już wtedy, podczas kibicowania (najczęściej) LA Lakers, nieświadomie umacniał w sobie słabość do Miasta Aniołów, tak różnego od deszczowego Seattle. Spora posiadłość rodziców na Queen Anne, a może bardziej - ustawiony na tyłach domostwa kosz, był długoletnim sojusznikiem w rozwoju tej pasji.
Kolejną z nich była bez wątpienia muzyka, jednak ta miłość była z rodzaju tych trudnych i skomplikowanych.
Początkowo buntował się przed kolejnymi lekcjami grania na fortepianie, gdzie jedyną alternatywą zdawała się być gitara. Jacqueline, matka Blake'a, bacznie przyglądała się poczynaniom syna. Pozornie nie próbowała wytworzyć żadnej presji, jednak ta, niestety, była odczuwalna. Czas minął, a Griffith z jego biegiem zdał sobie sprawę z tego, iż t ę s k n i ł. Za pojedynczymi naciśnięciami na to biały, to czarny klawisz, a nawet za nieco poranionymi opuszkami palców, kiedy to znów kolejna kostka do gry zapodziała się.
Wybranie kierunku studiów było prostym.
Wcale nie.
Od razu wiedział, że podąży za tym, do czego najbardziej go ciągnęło. Sport. Kontynuowanie intensywnej podróży, skupionej na wielu godzinach wylewania litrów potu, biegania po boisku, by - być może - osiągnąć kiedyś to, o czym marzył.
Coś - czego nie potrafił wyjaśnić - podkusiło go, by również startował na tutejszy uniwersytet, wybierając reżyserię dźwięku. Zawsze miał głowę do cyfr i skomplikowanych sekwencji, a te - kto by pomyślał - miały wiele wspólnego z muzyką. Ta była równocześnie logiczna, jak i kojarzyła się z wolnością i spontanicznością. Umiała zaskakiwać, dodawać mobilizacji, odprężać.
Nie żałował.
Nie zamierzał równocześnie rezygnować z prowadzenia aktywnego trybu życia, nawet jeśli gdzieś w jego historię wkradła się pięcioletnia odsiadka. O tym już nie chciał pamiętać, tym bardziej, że minęło półtora roku, od kiedy cieszył się z życia na nowo.
- Uhm. Przepraszam - powiedział szybko, kiedy opuścił ręcznik z wysokości twarzy, wcześniej przecierając nim jeszcze wilgotne czoło. Chłodny prysznic okazał się zbawienny po długim treningu i obijaniu knykci o worek bokserski, a tu, jak się okazało, stracił czujność. Stojąca przed nim ciemnowłosa, na którą niemalże wpadł, prawdopodobnie zmierzała na dopiero co opuszczoną przez niego salę, bądź jak i on, zbierała się do wyjścia. Nie oznaczało to jednak, że tego typu kolizje były mile widziane.
Skierował się do swojej szafki, w celu wyjęcia z niej kilku drobnych rzeczy, jakie wciąż się w niej znajdowały po prysznicu. Chwilę przed wciągnięciem przez głowę bluzy - bo tylko to zostało do uzupełnienia męskiej garderoby - dostrzegł niewielki, prostokątny przedmiot leżący na podłodze.
- Hej - mruknął, odwracając się za kobietą - to twoje? - zapytał, unosząc w dłoni kartę płatniczą, jednak nie zamierzając jej oddać, dopóki nie zweryfikuje danych jej, jak i tych, znajdujących się na niewielkim plastiku, jaki zamknął w dłoni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Czasami Mal zastanawiała się, co by było, gdyby potrafiła postawić się matce i poszła na studia związane ze sztuką, zamiast zarządzania. Znaczy jasne, radziła sobie i ludzie na wydziale (niektórzy) byli w porządku, ale czuła się trochę jak w małym, a zarazem ciasnym pomieszczeniu. Nagle usłyszała, jak komuś coś spada z ławki, co spowodowało, że wróciła do rzeczywistości i próbowała ogarnąć sposób wykonania zadania.
Po zajęciach miała umówioną sesję do jakiejś gazety ze sprzętem do sportów zimowych, aż sama miała ochotę wyskoczyć w góry, aby pojeździć na snowboardzie (tak, umiała jeździć i wolała deskę od nart). I pewnie pojedzie po egzaminach, bo czemu nie? Co roku jeździła w góry, odkąd zresztą pamiętała. W dodatku z każdego wyjazdu były przywożone nagrania oraz zdjęcia. No ale wracając, ubierała, to co jej kazano do zdjęć, a potem, z uśmiechem podziwiała siebie na fotkach. Musiała przyznać, dobrze wyszły, więc mogłaby jeszcze z tymi ludźmi w przyszłości pracować.
Gdy opuściła studio, wsiadła do swojego pięknego autka, lecz nim przekręciła kluczyk w stacyjce samochodu, napisała tweeta (bo dzień bez tweeta = dzień stracony!):
Jestem po sesji. Mam ochotę podskoczyć na siłkę, ale z drugiej strony jedyne, o czym teraz marzę, to dłuuuuga kąpiel.
Westchnęła cicho, włożyła do buzi miętową gumę do żucia, zastanowiła się przez chwilę, po czym ruszyła z miejsca, aby pojechać w stronę siłowni.
McReenee zareagowała, dopiero gdy usłyszała pytanie. Odwróciła się napięcie i zmrużyła oczy, które zaraz otworzyła szerzej. Szybko wyjęła z torebki portfel, a potem kucnęła, aby dokładnie przeszukać torebkę ręką. Ponieważ nie mogła znaleźć swojej karty, odpowiedź na zadane pytanie była twierdząca.
- Tak i radzę, żebyś nie odstawiał przypadkiem żadnych sztuczek albo szopek, tylko grzecznie mi ją oddał, bo inaczej...popamiętasz. - odparła stanowczo, wyciągając rękę w kierunku mężczyzny, który przypominał jej kogoś...lecz ciężko było z przypomnieniem sobie. Nogą zaczęła wystukiwać rytm, równoznaczny z odmierzaniem czasu, bo przecież siłka miała określone godziny otwarcia, a i ona sama chciała o normalnej porze wrócić do domu. Sama nie wiedziała, co dokładnie kryło się pod "popamięta" ale coś na pewno wymyśli.
- Jedyne co mogę powiedzieć, to ostatnie cyfry numeru karty, 7819. - dodała po chwili, bo wychodziła z założenia, że znał jej imię i nazwisko. Bądź co bądź praktycznie każdy w mieście je znał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie śledził tego, co działo się w mediach społecznościowych, zatem próżno było mieć nadzieję, że Blake Griffith będzie kojarzył jakąś tutejszą - ale nie tylko ze Szmaragdowego Miasta - gwiazdę internetu, czy inną influencerkę. Profil na facebooku świecił pustkami; czasami tylko zerkał, kiedy potrzebował skontaktować się z kimś z dawnego życia, albo spoglądał w poszukiwaniu pewnych informacji, koniecznych do zamknięcia jednej z nurtujących mężczyznę spraw. Prowadzeniem strony zakładu pogrzebowego zajmował się pracownik i sąsiad w jednej osobie, więc i tu - choć także profilu na instagramie pewnie nie posiadali - jego social media były mocno ograniczone. Dawniej jeszcze od czasu do czasu spoglądał na zainstalowanego tindera, a aktualnie aplikacja pomagająca uporać się ze śmieciami na telefonie krzyczała, iż jest ów portal randkowy już dawno nie był na jego smartfonie uruchamiany, wobec czego dobrze byłoby się go pozbyć.
Nim zagaił do ciemnowłosej, zdążył rzucić okiem na imię i nazwisko właściciela karty, chcąc dzięki temu zweryfikować tożsamość jej posiadacza i sprawdzić, czy była ona zgodna z danymi kobiety. Nazwisko prędko skojarzyło mu się z jedną z bogatszych rodzin, mieszkających całkiem niedaleko jego rodzinnego domu przy Queen Anne, zatem poniekąd znana mu była historia fortuny Mcreenee oraz interesów prowadzonych przez tę familię. Z drugiej strony nie robiło to na nim większego wrażenia; pomimo, iż został wychowany w dostatku i nigdy nie mógł narzekać na brak środków do realizowania swoich celów czy marzeń, tak tym bardziej po paroletniej odsiadce uzmysłowił sobie, że są wartości o wiele ważniejsze, niżeli to, ile miało się na koncie. Było to ważne, owszem, bowiem komfort i bezpieczeństwo związane z brakiem konieczności martwienia się o budżet było spore, jednak wciąż: mogąc wybrać wolność, a kartę z nieokreślonym limitem kwotowym, wybrałby to pierwsze.
- Nie uważasz, że gdybym chciał ci ją ukraść, to nie zwróciłbym uwagi na to, że prawdopodobnie należy do ciebie i cię nie zawołał? - zapytał, unosząc brew w sceptycznym wyrazie, kiedy młoda kobieta zwróciła się do niego tak, jak gdyby miała przed sobą złodzieja. Rzucane w eter groźby - musiał to przyznać - odrobinę go rozbawiły, więc mimowolnie parsknął, na krótko po tym wywracając kpiąco oczami.
- Uhm, możesz próbować, zobaczymy, czy faktycznie bym popamiętał - mruknął pod nosem, spojrzeniem łowiąc dwie kamery umiejscowione w rogach pomieszczenia. Dla bezpieczeństwa, gdyby ktoś próbował dostać się do jednej z szafek. Nawet jeżeli by próbowała - ciężko będzie dziewczynie udowodnić, że rzeczywiście jego intencje nie były tak czyste, jakie - o dziwo - były.
- Wystarczyłoby twoje imię i nazwisko, Mcreenee - odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami. - Kto normalny pamięta ostatnie cyfry numery karty? - rzucił czysto retorycznie, nawet nie licząc na jej odpowiedź. Bądź co bądź - były zgodne, zatem wyciągał w jej kierunku rękę, aby oddać plastik.
- Nie ma za co. Ktoś inny domagałby się chociaż procenta za znaleźne, ale nie jestem pazerny, wystarczy kawa - powiedział, ruchem głowy wskazując na wyjście z szatni, gdzie niedaleko za nią znajdowała się mała kawiarnia, oferująca zarówno kawę, energetyki, jakieś fit desery i inne smoothie. W jego mniemaniu miał być to żart; średni, bo średni, ale nie liczył nawet, że cokolwiek postanowi z tym zrobić, szczególnie, że widział jej podejście.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Malezja należała do tych typów osób, które potrafią spędzić w socialach dość sporo czasu, chyba że jest naprawdę zawalona różnymi rzeczami. Lubiła wstawiać foteczki na instagrama z różnych podróży, sesji albo dobrego jedzonka. Kiedyś nawet myślała, czy aby nie stworzyć drugiego konta, skupiającego się tylko i wyłącznie wokół jednego kontentu (miała nawet wymyśloną nazwę), lecz do tej pory korzystała ze swojego oficjalnego profilu.
Nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk, oznaczający nadejście powiadomienia, ale uznała, że potem to sprawdzi, ponieważ teraz musiała odzyskać swoją kartę płatniczą.
Pewnie kolejne powiadomienie o tym, że ktoś polubił mojego posta albo zareagował na mojego tweeta. westchnęła. Po chwili również odezwał się messenger, ale również i jego olała. Jeszcze spuści wzrok a on ucieknie, bo przecież wszystko było możliwe.
- Hm...ale nie nazwałam Cię przecież złodziejem, tylko powiedziałam, żebyś nie próbował żadnych sztuczek...zresztą nieważne. - machnęła ręką. Jasne, że miał rację, lecz nie planowała mu jej tak szybko przyznać. A może powinna? Skup się! skarciła samą siebie w myślach i nawet jakoś pewniej stanęła nogami, jakby wbijając je w podłogę.
Usłyszawszy zgodę, na buzię McReenee wtargnął lekki uśmieszek, a następnie wyciągnęła telefon i zrobiła mu kilka fotek. Z fleszem. Jedno bez.
- Zastanawiasz się pewnie, co właśnie zrobiłam, a więc wyjaśnię. Zdjęcia. Po co? Aby zanieść je policji, gdyby zaszła taka konieczność. - mówiła poważnie. Czy policja by jej uwierzyła? Pewności nigdy nie było, lecz pewnie, gdyby dała im w łapę, wtedy owszem. Mal wiele razy była świadkiem korupcji oraz przekupywania innych. Ten świat był brutalny i pieniądz miał ogromne znaczenie.
- Jaja sobie robisz, prawda? - uniosła do góry brwi, chociaż fakt, mogła po prostu się przedstawić. Aż nieco szybciej zaczęła żuć gumę, gdy usłyszała swoje nazwisko, wypowiadane przez mężczyznę.
- Istnieją tacy ludzie, uwierz mi. - odparła, wzruszając ramionami, bo niestety czasami zdarzały się momenty, że miała problem z odróżnieniem pytań retorycznych oraz sarkazmu. - Dzięki. - odparła, gdy otrzymała swoją własność, aby potem schować ją do portfela.
Dziewczyna oparła się plecami o szafki za sobą, bo w sumie...może faktycznie mogliby gdzieś wyskoczyć? Znowu miał rację co do nagrody.
- Okej, niech będzie. Dostaniesz kawę czy tam herbatę na mój koszt. - Matko, czy aby dobrze robię?
- Może to zabrzmi dziwnie, ale mam wrażenie, że już kiedyś się spotkaliśmy. W dodatku karty przepowiadały spotkanie z osobą z przeszłości. - powiedziała, krzyżując dłonie na piersiach. Przeczuwała odpowiedź, w postaci wyśmiania, ale kto wie, może błędnie odczytywała panującą w pomieszczeniu aurę?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake lubił dobre jedzenie, które można było znaleźć zarówno w niesamowicie drogich restauracjach nagradzanych przeróżnymi, prestiżowymi nagrodami, jak i łapać się na tym, jak wyborne były świeże owoce kupione na niewielkim targu w równie malutkim, portugalskim miasteczku. Uwielbiał podróże; wybierając z reguły miejsca, jakie miały w swoim zasięgu - najlepiej - góry, a ciemnowłosy udawał się w długie, samotne (albo i nie) pisze wycieczki. Zamykał w kadrach spojrzeń poszczególne obrazy i doznania, nie czując konieczności sięgania za każdym razem po telefon, by ów zjawisko udokumentować. To, co najistotniejsze - ten ulotny ułamek sekundy, kiedy doświadczało się czegoś nowego - zostawał tylko dla niego. Cieszył wzrok, kubki smakowe, intrygował. Ciężko było stwierdzić, czy wpływ więzienia wywarł na nim takie piętno; raczej nie, bowiem od kiedy pamiętał wolał cieszyć się rzeczami po prostu, nie licząc, że dookoła niego będzie wiele innych osób, jakie z wymalowanym na twarzy podziwem obserwowałby poczynania mężczyzny.
Czy równocześnie kpił z osób, które cieszyła uwaga? Skądże, o ile faktycznie coś sobą reprezentowały, a nie były kolejną medialną hieną, polującą na nowy temat, jaki by się klikał. Uczulenie na dziennikarzy i paparazzich stało tuż obok tego, gdzie na podium znajdowała się policja i prokuratura. Rzecz jasna nie twierdził, że w s z y s c y tacy byli, wszak wystarczyło spojrzeć na fach, jakim zajmowały się najbliższe mu osoby, a można było je zaliczyć do, między innymi, reporterów, czy byłej agentki FBI.
Nigdzie nie było żadnych reguł, zaś warto było szukać przeróżnych ustępstw od tego, co na pierwszy rzut oka niepodważalne.
- Magikiem też nie jestem, by próbować sztuczek. - Znudzone wywrócenie oczami pojawiło się samoistnie, tak samo, jak krótkie wzruszenie ramionami na znak, że w zasadzie - już było mu wszystko jedno, za kogo miała go ciemnowłosa.
W swoim życiu ludzie znajdowali mu przeróżne role, czy tego chciał, czy nie.
Był synem wpływowych rodziców, jedynakiem, który - wedle innych - miał wszystko, czego tylko zapragnął. Z utalentowanego studenta prędko zmienił się w mordercę, skazańca, kogoś, kto nie zasługiwał ani na szansę wysłuchania, ani na szacunek. Ciężko było uwierzyć, iż po pięciu latach prawda wyszła na jaw, zaś Blake Griffith okazał się kimś niewinnym. I tu koło się zamykało - byli tacy, co wciąż twierdzili, że wina była ewidentna, lecz przez to, że był jedynym synem wpływowych rodziców, udało mu się wyjść na wolność.
A jaka była prawda i rola, którą samemu wybrał dla siebie?
Wiedział tylko on.
- I co odkrywczego im powiesz? - zagaił, opierając się bokiem o szafkę. - Że znalazłem na podłodze kartę i grzecznie zapytałem, czy jest twoja? O ile się nie mylę, to raczej nie przestępstwo - poinformował z cwanym uśmiechem, przy okazji unosząc dłonie w geście kapitulacji.
Z drugiej strony - on nadal był sobą, a tak zwani stróże prawa niekiedy tylko szukali możliwości ku temu, aby go przymknąć.
- Żartowałem - oświadczył poważnie, zawieszając torbę sportową na ramieniu i kierując się w stronę wyjścia z szatni. - Hm? - mruknął, unosząc pytająco brew i dopiero wtedy przyjrzał jej się lepiej i uważniej.
Kpiła sobie z niego?
On o magiku, ta o wróżce?
- A co widziałaś w szklanej kuli? - zapytał niby poważnie, jednakże kącik jego ust drgnął. Na sekundę, wszak coś mu się przypomniało w tymże temacie; szklanych kul, a wydźwięk tamtej rozmowy budził w nim mieszane uczucia.
- Skręconą kostkę na siłowni, czy raczej kostkę gitarową? - Uniósł pytająco brew, kiedy po powtórzeniu w myślach jej imienia i nazwiska, a potem dodaniu wspomnienia z przeszłości, kiedy to Jackie poprosiła, by kilka godzin spędził na nauce podstaw gry na gitarze córki (albo wnuczki, nie pamiętał) znajomej, całość wydawała mu się bardziej wyraźna.
Mylił się?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo że Malaysia starała się jeść zdrowo, to od czasu do czasu pozwalała sobie na odrobinę rozpusty w postaci zamówienia czegoś z restauracji serwującej fast foody. Niekiedy po ciężkim dniu, nic nie smakowało lepiej, niż takie frytki z McDonalds'a razem z BigMackiem, a do tego cola. Chociaż burgery jej bardziej w Burger Kingu smakowały. Natomiast przerażali ją ludzie, którzy codziennie stołowali się jedynie żarciem z fast foodowych knajp. Kiedyś oglądała taki program, do którego przychodziły osoby, chcące zrzucić zbędne kilogramy i była nieco załamana, widząc, co przyjmowały ich układy pokarmowe. Jakby jasne, jedzonko było pyszne, rozumiała to, ale z drugiej strony uważała, że powinno się znać granice. No, chybachyba że ktoś miał naprawdę wyjebane wywalone na fakt, iż nie dostarcza swojemu organizmowi żadnych wartości odżywczych, wtedy cóż, mogła jedynie wzruszyć ramionami wraz z rzuceniem tekstu: Oh well, your life, your choice oznaczające coś w rodzaju, nie wchodzę ciężkimi buciorami do Twojego życia, no worries. Bo przecież każdy miał prawo żyć, według własnego widzimisię.
- A szkoda. Już myślałam, że może wyjmiesz królika z kieszeni albo gołębia. - odparła z nutką ironii, jednocześnie wzruszając ramionami, a przed oczami przejawiło jej się kilka scen z filmu Iluzja. Ah, uwielbiała ten film i była pod wrażeniem jak pięknie głównym bohaterom wychodziły te wszystkie akcje. Mal przypomniała się jeszcze jedna rzecz, mianowicie, gdy w podstawówce był pokaz magika, który kroił swoją asystentkę. Oczywiście wtedy mała Malaysia była pod ogromnym wrażeniem, ale po kilku latach obejrzała filmik na YouTubie i wiedziała, że te wszystkie sztuczki są zwyczajną ściemą.
W sumie wiele rzeczy na tym świecie było ściemą.
I l u z j a należała do tej ściemy.
McReenee zmrużyła nieco oczy, czując, że stoi pod ścianą...dosłownie i w przenośni.
- Zaniosłabym je, gdybyś mi tej karty jednak nie oddal. - wyjaśniła, oczami wyobraźni widząc, jak cała we łzach wbiega na komisariat, aby policjantom opowiedzieć o tym, że została okradziona. Potem pokazała by zdjęcia i liczyła, na pomoc.
Dziewczyna parsknęła, słysząc kolejne słowa mężczyzny.
- Pf, ta, jasne. - przewróciła oczami. - Nie musisz ściemniać. - dodała po chwili. Miała ochotę powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie jedynie podniosła rękę, aby sprawdzić godzinę.
Malaysia uniosła do góry jedną brew.
Czy on sobie właśnie ze mnie...kpił?
- Gitarę. Klasyczną. I nie w szklanej kuli a we śnie. - Sprostowała, doskonale pamiętając wczorajszy sen, w którym chodziła po sklepie z instrumentami i zatrzymała się na dłużej przy gitarze właśnie.
- Karty jedynie mówiły o osobie i o tym, że czeka mnie ciężki dzień. - oczywiście jeszcze kilka rzeczy widziała w kartach, lecz zamierzała to zachować wyłącznie dla siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przed więzieniem, zważając na to, że Jacqueline Griffith niezwykle o siebie dbała - choć Blake nie mógł do tej pory stwierdzić, czy jointy, bądź ciasteczka z marihuaną, należały do zdrowego trybu życia - siłą rzeczy jego posiłki (aż do czasu wyprowadzenia się z domu w okresie studiów) przypominały zbilansowaną dietę, łączącą najważniejsze wartości odżywcze. Później, cóż, sprawy się nieco skomplikowały, bowiem nie było Jane, która krzątała się po kuchni gotując zdrowie posiłki, a ani on, ani Ivory - jego ówczesna partnerka - nie wyrażali przesadnych umiejętności związanych z przygotowywaniem różnorodnych dań. Niemniej - przez żołądek do serca było adekwatnym w jego przypadku hasłem, tym bardziej, jeśli między poszczególnymi hasłami można było odnaleźć sushi.
- Powinno ci w pełni wystarczyć, że byłem w stanie podnieść z podłogi twoją kartę - mruknął, uśmiechając się przy tym odrobinę złośliwie. Temat magii, sztuczek i innych, podobnych temu rzeczy, nie był mu w żadnym stopniu bliskim, wobec czego pokręcił przecząco głową, że nie musiała mu na to nic odpowiadać. Oddał kartę, miał czyste - dosłownie - ręce.
- Uhm, o ile sama byś się gdzieś nie zgubiła w drodze na komisariat - rzucił, przy okazji taksując ją wzrokiem. I trochę sobie kpił, wszak pewnie dałaby radę, w końcu zgubiła tylko kartę płatniczą, a nie telefon, dzięki któremu mogłaby wyszukać gdzie znajdował się najbliższy posterunek. Jakoś mu na taką nie wyglądała - co też nie było żadną obrazą - a do tego zdawał sobie sprawę, że bez telefonu to niekiedy ciężej, niż bez ręki. Szczególnie młodzieży, a ciemnowłosa, cóż, wyglądała młodo.
- Aha - skwitował krótko i po przekroczeniu drzwi szatni zatrzymał się, taksując (nie)znajomą wzrokiem. - Ty nie żartowałaś z tymi kartami - stwierdził z konsternacją, ale też rozbawieniem. Jak do tej pory nie spotkał nikogo, kto dyskutowałby o podobnych temu tematach. Karty, sny; nie wierzył w takie rzeczy. Zresztą, chyba w mało co - i kogo - już wierzył.
- Nadal grasz? - zagaił, nie wyjaśniając dlaczego n a d a l, ani nie tłumacząc skąd wie, że dawniej mogła grać. Wolnym krokiem podszedł do lady, wcześniej rzucając okiem na desery i orientując się w smakach świeżo wyciskanych soków. Bez zaskoczenia - zamówił kawę. Na wynos.
- Szkoda, gdybyś poddała się po stracie najlepszego nauczyciela - skromnie, Griffith, s k r o m n i e - nie najgorzej ci to wychodziło - poinformował, prawdopodobnie rozwiewając jakieś ewentualne wątpliwości, jakie mogła mieć wobec jego osoby i tego, kim był.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Przecież podziękowałam. - stwierdziła, a zaraz dodała albo raczej zadała pytanie rodzące się z czystej ciekawości: - A brałeś kiedyś udział w jakimś pokazie magicznym? - doskonale wiedziała, że to nic nie wnosi w sensie, mogłaby się obejść bez tego, ale skoro już poruszyli temat sztuczek i tym podobnych, chciała wiedzieć. Tak, te szkolne wypady albo raczej pokazy klaunów, też wchodziły w grę.
Mal parsknęła śmiechem, słysząc kolejne słowa mężczyzny. o ile sama nie zgubiłabyś się w drodze na komisariat. Naprawdę miał mnie za taką kretynkę? Przecież istnieje coś takiego jak NAWIGACJA w telefonie, Apple Maps dokładniej. Zresztą come on, to, że kilka razy się zgubiłam, nic nie oznacza. prychnęła zaraz, gdy ta cała myśl uciekła.
- Spokojnie, urodziłam się w Seattle i wiem, jak się poruszać po mieście. - bo wcale nie musiał wiedzieć o tych kilku przypadkach, gdy zwyczajnie sądziła, iż zmierza w dobrą stronę, lecz prawda była nieco inna. Zazwyczaj wtedy klęła na nawigację i jeździła lub chodziła, dopóki nie znalazła się na właściwej trasie (albo takiej, którą kojarzyła).
McReenee pokręciła głową, gdy usłyszała o kartach. Oczywiście, że nie kłamałam. Po co miałabym kłamać? No ale zostawiła te słowa w myślach tylko i wyłącznie dla siebie.
- Bardzo, bardzo rzadko. Praktycznie wcale, bo krucho u mnie z czasem. W dodatku pewnie bym się nieźle myliła, gdybyś mi kazał teraz zagrać. A co? - spytała, próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz trzymała gitarę w rękach. Pamiętała jedynie, że było to naprawdę dawno temu. Mimo to miała ją w swoim pokoju, tak na wszelki wypadek. Dopiero po chwili zmarszczyła czoło, bo co miało oznaczać nadal? Spojrzała na mężczyznę, jakby chciała mu się dokładniej przyjrzeć.
Kolejne słowa sprawiły, że zamrugała kilkakrotnie.
C o?
Nie najgorzej Ci to wychodziło, zabrzmiało w jej głowie jeszcze kilka razy niczym na ważnych zajęciach, z których musiała zapamiętać ważną formułkę.
- Ty... - zrobiła krótką przerwę. - Ty byłeś tym nauczycielem, prawda? - zapytała, unosząc do góry jedną brew, jednocześnie chcąc mieć po prostu pewność. Czyli jednak intuicja dobrze podpowiadała, że już mieli kiedyś ze sobą do czynienia.
- Dajesz jeszcze lekcje? - bo jeśli tak, to może byśmy je wznowili? , może jakoś by spróbowała nawet znaleźć czas?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poskrobał się po pokrytym kilkudniowym zarostem policzku, jak gdyby w rzeczywistości zastanawiał się nad tym, czy kiedykolwiek był na jakimś pokazie magicznych sztuczek, czy innym, podobnym temu przedstawieniu. Niestety, nic na tyle ciekawego nie przychodziło mu do głowy, aczkolwiek znalazło się w niej coś innego, coś, czego nie mógł zaliczyć do pomysłów rozsądnych, by się do nich przyznać i chwalić.
- Raz byłem świadkiem tego, jak w magiczny sposób zniknęły zwłoki. Liczy się? - dopytał ze... śmiertelną powagą, jak i uniesioną pytająco brwią. Nie musiała czekać długo na kontynuację myśli, bowiem podzielił się sprostowaniem kilkanaście sekund później.
- Jestem właścicielem zakładu pogrzebowego - poinformował, nawet jeżeli nie o takie zniknięcie zwłok mu pierwotnie chodziło. Tym, jakie miało miejsce rok temu - i do którego dołożył swoją pomocną dłoń, by prędko pozbyć się śladów - nie zamierzał się przyznawać komukolwiek. Wystarczy, że osoby zaangażowane i zainteresowane (w tym ta, która zbrodnię popełniła) zdawały się w większości także... cóż, magicznie zniknąć, ale akurat ta sztuczka zdecydowanie nie poprawiała humoru mężczyzny. Dobrze, że Charlotte - z tamtego pechowego zgromadzenia - została, a o jej lojalność pod tym (i kilkoma innymi również) względem nie musiał się martwić.
- Bez obaw, nie będę kazał - powiedział, lekko wzruszając ramionami - nie widzę nigdzie w zasięgu wzroku gitary - wyjaśnił, wszak może w innych okolicznościach, kiedy pod ręką w łatwy sposób mógłby się znaleźć wspomniany instrument, jego prośba dotyczyłaby zagrania przez nią czegokolwiek, czym chciałaby - i umiała - się pochwalić.
Dobrze wspominał czas. Okres w swoim życiu, w którym to dźwięki grały - dosłownie - jedną z głównych ról, a swoją przyszłość wiązał z muzyką; jej reżyserią, komponowaniem czegoś swojego. Pomimo tego, nie mógł powiedzieć, że żałował, że jego życie aktualnie wyglądało inaczej, bo pierwszy raz od dawna czuł się szczęśliwy i spełniony na różnych płaszczyznach.
- Nauczycielem to chyba... za dużo powiedziane - sprostował, w międzyczasie odbierając - jak i płacąc - za swoje zamówienie. - Nie, już nie. Krucho u mnie z czasem. Sama rozumiesz - rzucił z lekkim rozbawieniem, parafrazując przy tym część słów, jakie wypowiedziała przed momentem ciemnowłosa.
- Czym się zajmujesz w takim razie? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem, bo nawet jeżeli nie sprawiał wcześniej takiego wrażenia, to poniekąd był ciekawy w jakim kierunku potoczyły się losy dawnej, ekhm, uczennicy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo że Malezja dopiero zmierzała na siłownię, aby poćwiczyć, jakoś tak zachciało jej się pić, dlatego wyciągnęła ze swojej magicznej torby butelkę z filtrem, wypełnioną wodą. No bo przecież należało być dobrze nawodnionym. Nawodnienie organizmu jest bardzo ważne. Gdzieś McReenee czytała (pewnie na jakiejś stronie internetowej), że codzienna ilość spożycia wody wynosiła dwa litry w przypadku kobiet, a dwa i pół w przypadku mężczyzn. Oczywiście nie zawsze jej się udawało dobić do tej granicy, ponieważ zwyczajnie potrafiła pić...mało. Dużo zależało od czynności, jakie musiała wykonać w ciągu dnia.
Kiedy usłyszała słowa mężczyzny, wypluła wodę z buzi przed siebie. Istniało prawdopodobieństwo, iż kilka kropel mogło na nim wylądować, ale za bardzo analizowała to, co właśnie usłyszała.
- Żartuuu....okej, nie żartujesz. - stwierdziła, gdy usłyszała, czym dokładnie zajmuje się nie znajomy oraz jego ton.
Zaskoczył ją. Nie codziennie spotykała ludzi, których zadaniem było pochowanie innych. Po chwili Malka jakby coś zrozumiała, dlatego nawet pstryknęła palcami.
W sumie, to nie głupie, bo przecież ludzie prędzej czy później umierają. Rodzą się, a potem umierają.
- Powiedz mi, sam postanowiłeś, że zostaniesz grabarzem czy ktoś Ci zaproponował fuchę? - zapytała z czystej ciekawości. Gdyby otrzymała pytanie typu A co Cię to obchodzi? zapewne albo by po prostu milczała, albo szukała odpowiedzi w myślach, albo zgodnie z prawdą odrzekła, że sama nie ma pojęcia. Z drugiej strony uważała, że dobrze robi, gdyż po pierwsze, nadrabiali czas, po drugie, nie pojawiała się cisza. Jasne, Mal uważała, że cisza była spoko, no ale czasami zadanie pytania było silniejsze od niej. Identyczna sytuacja dotyczyła codziennego czytania horoskopów lub podziwiania księżyca, kiedy pozwalała na to sytuacja tzn. najprościej mówiąc, nie zakrywały go chmury.
- Co Ty na to, aby um...wyskoczyć pewnego dnia na przykład do lasu albo ogólnie gdzieś, gdzie można rozpalić ognisko i byśmy zabrali gitarki i zagrali w duecie jakieś piosenki? - szczerze? Wpadła na ten pomysł totalnie spontanicznie, całkowicie rozumiejąc, gdyby mężczyzna jedynie wyśmiał jej propozycję.
Powinnaś siedzieć cicho...
Wiem.
westchnęła, próbując z całych sił, aby nie wykonać tył zwrotu, a następnie uderzyć głową o ścianę lub szafkę. Na szczęście zaraz usłyszała kolejne słowa, na które mogła odpowiedzieć.
- Hm...korepetytorem? - ciekawa była, jak sam siebie określał, ale uznała, że pozna odpowiedź, jeśli ją poprawi.
Zaśmiała się, gdy usłyszała powtórzenie swoich słów z ust byłego nauczyciela od gry na gitarze.
- Rozumiem. Codziennie chowanie trupów pewnie może być męczące. - znaczy, chodziło jej bardziej o to, że będąc właścicielem zakładu, faktycznie czas wolny mógł być dość ograniczony.
- Studiuję zarządzanie i od czasu do czasu pozuję dla różnych magazynów albo innych reklam. Dorabiam na foto modelingu. - powiedziała zgodnie z prawdą, a następnie wzięła kilka łyków wody, mając nadzieję, iż tym razem zdąży ją przełknąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake, ze wszelkich dostępnych płynów, w największych ilościach pochłaniał kolejne kubki kawy, przy okazji zupełnie nie łącząc ich z tym, że swojego czasu zupełnie nie potrafił zasnąć, a jeśli już mu się udało zmrużyć oko - z nieznanych mu przyczyn budził się kilkukrotnie. Chęć wypicia małego espresso rano, tuż po przebudzeniu, by potem poprawić jeszcze trzema większymi w ciągu dnia - stety, niestety - wygrywała. Na szczęście od pewnego czasu - kiedy tylko Zoey nie budziła ich w środku nocy donośnym płaczem - sypiał całkiem nieźle, więc bynajmniej nie mógł narzekać.
- Jestem śmiertelnie poważny - powiedział, początkowo nawet potrafiąc utrzymać wspomniany wyraz twarzy, aczkolwiek najwyraźniej ostatnio miał jakiś problem ze swoją wybitnie dobrą grą aktorską, w rezultacie bardzo wymownie zdradzały go uniesione ponad normę kąciki ust.
Do tego - powątpiewania względem zawodu - zdążył się przyzwyczaić. Droga, którą obrał po wyjściu na wolność, była świadomą decyzją; to nie tak, że nikt nie chciał go nigdzie zatrudnić, wobec czego Blake przyparty do muru, zatrudnił się jako kierowca karawanu. Wręcz przeciwnie; solidne odszkodowanie jakie udało mu się uzyskać za pięć lat wyroku pozwoliło mu na zakup połowy udziałów, a na koncie zostało tyle, że mógłby spokojnie (choć bez wielkich szaleństw i rozrzucania kasy na ulicy) cieszyć się bezrobociem do końca życia. Zadecydowała głównie jego złośliwość i to, że uznał, że wybitnie dobrym pomysłem będzie prowokowanie ludzi, kiedy to były więzień (skazany za morderstwo) będzie poruszał się karawanem. Po paru miesiącach mu się to znudziło, więc zapadła decyzja o zatrudnieniu innego kierowcy.
- Nie jestem grabarzem - sprostował, marszcząc przy tym czoło - ale jeśli masz takie marzenie, by zniknąć pod ziemią i sprawdzić, czy nieśmiertelność istnieje, to mogę je spełnić - rzucił pół żartem, pół serio, unosząc przy tym brew w zuchwały sposób. Skoro była już mowa o kartach, szklanej kuli, snach i innych przepowiedniach - nie zdziwiłby się wcale, gdyby i w inne, równie pokręcone rzeczy ta młoda kobieta wierzyła.
- Co? - parsknął mimowolnie, spoglądając na nią z niedowierzaniem. - Czy ja ci wyglądam na szesnastoletniego skauta, czy innego harcerza, by sobie wyprawiać ogniska ze śpiewem i gitarą? - zakpił, nie potrafiąc się powstrzymać przed kolejnym parsknięciem. Dobrze, że jeszcze nie zdążył się napić kawy, co ją dopiero co odebrał, bo zapewne mógłby przypadkiem nią kogoś albo opluć, albo się zakrztusić.
- Uhm, to całkiem... - Pociągnął łyk aromatycznego trunku. - Interesujące - skwitował, dodając pojedyncze skinienie głową. - A ja półtora roku temu wyszedłem z więzienia - poinformował, nawet jeżeli nie pytała; może właśnie dlatego, a trochę przez to, że chciał zobaczyć reakcję, biorąc pod uwagę to, że wcześniej była skłonna zaproponować mu wspólne muzykowanie.
- To co, te lekcje nadal aktualne? - zagaił lekko, spodziewając się, że po wcześniejszym wyznaniu dziewczyna nagle zniknie. I to całkiem bez żadnych czarów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Malezja też lubiła kawkę i potrafiła ją wypić w przeróżnych ilościach. Rekord, jaki miała, to osiem kaw w ciągu doby. Zastanawiała się, czy da radę kiedyś dobić do dziesięciu. Oprócz kawki czasami piła też napoje energetyczne typu Monster. Najbardziej lubiła te o smaku mango. No i oczywiście zero cukru, bo trzeba było dbać o linię.
Szczerze? Nie wiedziała co powiedzieć, kiedy usłyszała, że mówi śmiertelnie poważnie. Przełknęła ślinę, mając nadzieję, że nikt poza nią tego nie słyszał. Jednak gdy kąciki ust mężczyzny powędrowały w górę, zaczęła się śmiać.
- Dobre, dobre. - powiedziała, machając palcem wskazującym wolnej dłoni, bo przecież w drugiej trzymała butelkę z wodą.
- Na razie nie mam takiego marzenia na liście życzeń, ale gdyby coś uległo zmianie, dam Ci znać. - odparła, zastanawiając się, czy faktycznie byłby zdolny do zabójstwa dokonanego na niej. Znaczy jasne, miała epizod w życiu, kiedy chciała zniknąć, lecz pomogło kilka czynników. Lekarstwem na całe zło tego świata w przypadku Malezji była muzyka oraz możliwość przelania emocji na papier.
Tak jak myślałam...
Po cholerę w ogóle zadałam to pytanie, eh

Malezja westchnęła cicho.
- Sorry, masz rację. Głupie pytanie. Zapomnij. - odparła, machając ręką i czując się jak za czasów szkolnych, gdy nauczyciel zwrócił jej uwagę za gadanie na lekcji. Chociaż plusem było to, że Blake parsknął, bo nauczycielowi zazwyczaj do śmiechu nie było, podczas zwracania uwagi.
- No nie wiem. Czasami mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. - stwierdziła, wzruszając ramionami.
Miała ogromną ochotę zapytać, za co siedział, ale ostatecznie uznała, że najwyżej zapyta następnym razem.
- To też...interesujące. - powiedziała, powtarzając słowa byłego nauczyciela.
Na kolejne słowa mężczyzny, uśmiechnęła się, a w jej oczach można było dostrzec coś jakby blask.
- Myślę, że tak. - po tych słowach wyciągnęła komórkę i podała ją Blake'owi, aby wpisał swój numer, bo jeżeli faktycznie będą umawiali się na jakieś lekcje, teraz będzie mógł z nią uzgodnić termin.
Potem Malezja wreszcie poszła ćwiczyć, bo chciała zdążyć przed zamknięciem.

//ztx2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Boxing Gym”