WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- A więc jesteś fanem Gwiezdnych Wojen? - zapytała, posługując się prostą dedukcją, jednocześnie nie przyznając się, że sama nie była ani fanką, ani przeciwniczką, chociaż bardziej niż ta space operę ceniła sobie brytyjski serial "Doctor Who". Schodząc po schodach, chwyciła w dłoń materiał sukienki, by przypadkiem się o niego nie potknąć.
- Obawiam się, że nie znam żadnej z tych gier, więc wybierzmy jakąś najlepszą - odpowiedziała, przyznając się jednocześnie do swojej niewiedzy. Nie lubiła tego - nie mieć chociażby nikłego pojęcia o miejscu, gdzie się znajduję, bo przez to czuła się nieswoje, co tym razem próbowała zamaskować subtelnym uniesieniem kącików ust. - I na pewno się czegoś napijmy - dodała w oddali dostrzegając bar, nieświadoma, że właśnie tam Sean chciał w pierwszej kolejności poprowadzić ich kroki.
-
Zasadniczo zdawał sobie sprawę z tego, że "Gwiezdnym Wojnom" bliżej do baśni lub fantasy niż science-fiction, ale - zgodnie z ogólnym trendem - wrzucał je do jednego worka z "Fundacją" Isaaca Asimova czy innymi tworami, gdzie jednak było nieco więcej tej "nauki", a mniej elementów fantastycznych. Sean uwielbiał przeżywać fabułę, czy to powieści, czy filmu, której akcja działa się w przestrzeni kosmicznej lub na odległych planetach (lub w odległych galaktykach). Zaraził się tym jako nastolatek i, mimo upływu lat, miłość ta nie umniejszyła się ani trochę.
-A ty? Postawię na kryminały. Trafiłem?
Nie spodziewał się, by trafił. Jeśli nie znał kogoś naprawdę dobrze, rzadko trafiał - a w przypadku dłuższych znajomości, trudno było mówić o zgadywaniu - wtedy było to już wyciąganie wniosków na podstawie faktów. Skoro jednak byli w kasynie, postanowił spróbować szczęścia - a przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej o nieznajomej.
Dotarli do baru nim zdążyła odpowiedzieć. Obsługa, jak przystało na taki lokal, zjawiła się błyskawicznie - młody, elegancki mężczyzna gotów odebrać zamówienie.
-Na co masz ochotę? Zostajesz przy winie czy może coś mocniejszego? Albo bardziej kolorowego i z palemką?
Jednocześnie zastanawiał się od czego powinni zacząć dzisiejszą przygodę w jaskini hazardu, skoro jego towarzyszka nigdy w kasynie nie była. Najprostsze byłyby automaty - z kultowym jednorękim bandytą na czele, ale ruletka lub bakarat, choć bardziej skomplikowane, robiły zdecydowanie większe wrażenie. Postanowił, że da sobie jeszcze czas na podjęcie tej decyzji - najpierw alkohol.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- W zasadzie, jak większość. - stwierdziła z szerokim uśmiechem, czując dokładnie to samo - A też wyobrażałeś sobie, że stajesz się głównym bohaterem i przeżywasz te wszystkie przygody? - zapytała, i choć w głosie dziewczyny rozbrzmiewało coś na kształt wahania - bo może nie powinna zadawać takiego pytania? - to nie dało się nie zauważyć entuzjazmu, jaki wywoływał tor w którym szła ich rozmowa.
Patrząc na Melusine teraz, łatwo było dostrzec różnicę między tym, co dziewczyna prezentowała podczas szybkiej randki, a tym, jaka była obecnie; wyraźnie rozluźniona, bardziej rozmowna.
Słysząc jego pytanie, rozbawiona pokręciła przecząco głową, lekko przygryzając przy tym dolną wargę. - Jesteś chyba bardzo słaby w zgadywanki - zaśmiała się, chociaż nie chciała go w ten sposób urazić, zwyczajnie stwierdziła fakt - W mój gust bardziej trafia fantasy, science fiction i ewentualnie postapo, ale to głównie w książkach - odparła, kiedy już znaleźli się przy barze. Obsługa zareagowała prawie natychmiast.
- A co powiesz na tequilę? - zaproponowała, kierując się wrodzoną ciekawością. Nigdy nie miała okazji pić tego rodzaju trunku, nawet jeśli wiele słyszała o jego skutkach. - Nie jestem tylko pewna czy coś takiego tu podają - dodała pospiesznie, widząc, że większość gości trzyma kieliszki z winem lub szklankę z whiskey.
-
Trudno było mu przypomnieć sobie sytuację, w której wyobrażał sobie, że jest jednym z protagonistów książki lub filmu, natomiast rzeczywiście, tak jak powiedział, mocno uosabiał się z narratorem, oczami duszy widział to, co tenże opisywał, patrzył jego oczyma na wydarzenia tak, jakby cały czas był pomiędzy postaciami, obecny lecz niewspomniany na kartach powieści.
-W szkole średniej i na studiach grałem trochę w fabularne gry przygodowe ze znajomymi - wyznał. - Wiesz, jak te dzieciaki ze "Stranger Things" w Dungeons & Dragons. Tam to, co innego, tam czułem się jak ten krasnolud z toporem biegnący zabić smoka. Teraz już chyba nie wypada się w to bawić - dodał z wyraźnie wyczuwalnym żalem w głosie.
To były dobre czasy, których trochę mu brakowało. A raczej - nie tyle tamtego okresu, ile gier z przyjaciółmi rzucającymi kośćmi i widzącymi zamiast nich efekty potężnych czarów czy cięć mieczem.
-Tequila dla nas - Sean zwrócił się do barmana, a ten przygotowując zamówienie rozwiał chyba wszelkie wątpliwości ciemnowłosej dotyczące tego, co tu podawali. A podawali praktycznie wszystko, bo goście musieli być cały czas zadowoleni, żeby przegrywać więcej forsy. Zanim dostali swój alkohol, ponownie spojrzał na towarzyszkę. - Czyli jesteś fantastyczną dziewczyną. Gdybym miał wymienić moje ulubione gatunki poza SF, na drugim miejscu pewnie byłoby właśnie fantasy. Wolisz klasykę w stylu Tolkiena i Howarda czy bardziej współczesne?
W tym momencie na blacie przed nimi wylądowały kieliszki z meksykańskim trunkiem. Sean złapał za sól, by nasypać jej najpierw w złączenie kciuka i palca wskazującego na dłoni dziewczyny, a później własnej. Chwycił szkło i uniósł je w górę.
-Wzniósłbym za ciebie toast, ale nadal nie wiem jak masz na imię - powiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmiech godny łotrzyka z fabularnych gier fantasy.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- Słowo czytane też odbieram inaczej. Chociaż bardziej utożsamiam się z duchem lub duszą, możesz wybrać słowo które bardziej ci pasuje, który jest świadkiem wydarzeń, ale nie uczestniczy w nich bezpośrednio. Natomiast wydaje mi się, że obraz który mogę oglądać poniekąd odbiera tą możliwość, bo skupia się jedynie na głównym bohaterze, przez co automatycznie wchodzimy właśnie w jego rolę - uściśliła, mając nadzieję, że wypowiadane przez nią słowa są dla mężczyzny zrozumiałe. Obawę, że nie jest tego do końca pewna, zamaskowała subtelnym, aczkolwiek uroczym uśmiechem.
Kolejne jego wyznanie, jak sądziła dla niego samego dość śmiałe pogłębiło prosty gest, dosięgający obecnie jasnych talerzy oczu Melusine. Te, w świetle jarzeniowych lampach kasyna wydawały się znacznie jaśniejsze, wręcz błyszczące, choć może efekt ten wywołany był tokiem ich rozmowy?
- Nie wypada? - zapytała, nieco zaskoczona. - Chyba masz bardzo ograniczone podejście do życia,co? - zapytała niejako z wyrzutem. - A może to najlepiej już położyć się do trumny i czekać na śmierć? - dodała z nieukrywanym rozbawieniem, bo sama wychodziła z założenia, że nie jest się nigdy za starym na rzeczy, które budzą w nas szczęście. Dlatego jej samej zdarzało się po wielkiej ulewie nakładać kalosze i niczym małe dziecko idąc drogą wskakiwać do każdej napotkanej kałuży. Lub tańczyć pośrodku chodnika, gdy w słuchawkach leciała melodia, która akurat bardzo się jej spodobała. - Dobra, gdybyś był teraz dzieckiem, to na co miałbyś ochotę? - kolejne pytanie wypłynęło z ust dziewczyny, zanim na barowym stole pojawiły się kieliszki z zamówionym trunkiem, a jednak mieli tu wszystko!
Ciekawe.
- Jeszcze nie miałeś okazji się o tym przekonać, ale to prawda - puściła mężczyźnie oczko, uznając jego komentarz za komplement.
- Jeśli mam być szczera Howarda kojarzę tylko z Cononem Barbarzyńcą i nawet nie wiem czy jest to dobre spojrzenie. Tolkien to klasyka i bywa ciężki, przyjemniej w moim odczuciu. Z tych lżejszych i na pewno bardziej współczesnych nie pogardzę Brettem, Sapkowskim czy Harrym Potterem. - wzruszyła ramionami wymieniając pierwsze książki jakie przyszły jej na myśl, choć swego czasu zaczytywała się w opowiadaniach o wampirach.
Skinieniem głowy podziękowała za sól, którą szatyn wysypał na jej skórę, biorąc w drugą kieliszek z Tequilą; zapewne jutro będzie żałowała tej tego wyboru.
- Melusine. Miło cię poznać, Sean - odpowiedziała. Zanim przechylili szkło, powietrze wypełnił dźwięczny dźwięk uderzanych o siebie szklanych naczyń.
- Strasznie to mocne - stwierdziła, zanim wgryzła się w cząstkę limonki, robiąc przy tym kwaśną minę.
-
Nie dodawał już, że oglądając filmy był też mniej zaangażowany intelektualnie - nie dlatego, że to medium było mniej wymagające (chociaż było), lecz z tego powodu, iż wybierał mniej produkcje wyczerpujące komórki mózgowe w niewielkim stopniu. Żeby dobrze się bawić przy dziesiątej muzie wystarczyło mu, by na ekranie było dużo wybuchów, pościgów, strzelania i kilka "one-linerów". W dowolnej kolejności.
Zresztą, książki też wybierał raczej lżejsze. Życie było zbyt skomplikowane, by rozrywkę traktować inaczej niż odmóżdżenie.
-Jako taka dałaś się poznać, teraz pozostało mi utwierdzić się w przekonaniu - odpowiedział kurtuazyjnie, acz ze szczerym uśmiechem. Chwilę później nieco się zmarszczył słysząc brutalną ocenę. - Nie wiem czy ograniczone. Mówię, że chyba nie wypada, bo większość ludzi, z którymi grałem te kilkanaście lat temu teraz zajęta jest wychowywaniem dzieci i innymi, wiesz, poważnymi sprawami, a na RPG nie mają czasu. Moim zdaniem to kwestia jego organizacji, skoro mogą iść do kina - wzruszył ramionami. - Rozglądając się po swoim otoczeniu po prostu doszedłem do wniosku, że rzucanie kośćmi i mordowanie wyimaginowanych smoków nie przystoi poważnym panom dyrektorom, prezesom czy innym specjalistom do spraw.
Uśmiechnął się słysząc pytanie ciemnowłosej kobiety. Być może była to kwestia miejsca, w jakim się znajdowali, zachęcającego do ryzyka kasyna, połączona z jego wyobraźnią, ale odebrał je jako swego rodzaju wyzwanie. Odpowiedź nie była prosta, bowiem wiele zależało od wieku dziecka: jako czterolatek pewnie rozpaczliwie chciałby wreszcie zasnąć, dziewięciolatek grać na komputerze i tak dalej. Poza tym, można było definicję rozszerzyć o "to przecież dzieciak" w odniesieniu do młodych dorosłych - dwudziestolatków. Nie wiedział też czy nie kryje się za nim jakieś drugie dno, które miałoby potwierdzić lub zanegować tezie o jego ograniczonym podejściu do życia.
-Dziecko w jakim wieku? - zapytał artykułując swoje przemyślenia. - Będąc przedszkolakiem pewnie chciałbym się bawić albo spać, w szkole podstawowej spędzić noc u kolegi lub grać w gry fabularne, w liceum pewnie całować się z piękną dziewczyną, a na studiach... cóż, dzieci na studiach pewnie chcą robić to, co robię teraz: spędzać wieczór w towarzystwie kobiety i dobrego alkoholu - przez całą wypowiedź wpatrywał się w twarz rozmówczyni starając się na niej dojrzeć jakiekolwiek oznaki zdradzające czy na taki respons liczyła.
-"Bywa ciężki" jest, moim zdaniem, mocnym niedopowiedzeniem - wyszczerzył się. - Jego trylogię czytałem chyba przez siedem lat, po drodze przeczytawszy setki innych książek. Co do Pottera - jego uśmiech stał się jeszcze szerszy - pracuje u mnie taki młody chłopak, wołam na niego "Black". Wiesz, od Syriusza. Sapkowski to ten, co napisał "Wiedźmina", tak? To, z czego Netflix serial zrobił? Mam wrażenie, że ostatnio wszyscy to czytają.
Zabawne było to, że była to już druga przypadkowo poznana osoba w ostatnim czasie, która w jakiś sposób wspomniała o Andrzeju Sapkowskim i jego opus magnum - pierwszą była Eileen, której pies wabił się Geralt, choć z zabójcą potworów nie miał nic wspólnego.
-Melusine - powtórzył jej imię wsłuchując się w jego brzmienie. Nie należało do najpopularniejszych, to na pewno. Stuknięcie, sól, palenie w przełyku, cytryna. - Powtarzamy i idziemy spróbować szczęścia na automatach?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Szybko pożałowała słów wypowiedzianych pod wpływem impulsu, przygryzając dolną wargę, skupiła spojrzenie na postaci Seana, oczekując na jego reakcję. Wiedziała, że była zbyt ostra, zbyt krytycznie podchodząc do kwestii wieku, bo sama uważała się za wieczne dziecko. Zdecydowanie nie przykładając wagi do tego co należy, ani nie przejmując się opinią innych na swój temat. Oczywiście, gdy ktoś rzucał w nią bezpodstawnymi oskarżeniami nie umiała wówczas pozostać spokojną, wdając się w dyskusję, często okraszoną niewybrednymi słowami, niemniej całą resztę miała w głębokim poważaniu.
- Z tym bym się nie zgodziła. Sama mam przyjaciela, który mimo poważniejszego już wieku razem z kolegami bawią się w rekonstrukcje. Biegają w zbrojach wikingów i biją się mieczami, chociaż idąc twoim tokiem myślenia - nie przystoi im to. Według mnie, tak jak wspomniałeś jest to kwestia organizacji, bo tylko my decydujemy o tym, co wypada, a czego nie wypada robić - stwierdziła, podając mu przykład jaki pierwszy przyszedł jej na myśl, a jednocześnie wydawało się, że pasuje idealnie. Zawsze podziwiałam w Indio to, że mimo bycia dorosłym mężczyzną, potrafił wykrzesać z siebie wewnętrzne dziecko, mając gdzieś konwenanse.
Słuchając jego krótkiego wywodu, mimowolnie uśmiechnęła się, dochodząc do wniosku, że jednak pomyliła się - nie był tak ograniczony jak myślała.
- W takim razie dziś zatrzymajmy się na tym ostatnim etapie, a do reszty może wrócimy przy kolejnej okazji - powiedziała, jeszcze zanim wznieśli toast, bo wydawało się, że to dobry powód, aby się napić.
Bez wątpienia moment, w którym Sean wspomina o Siriusu Blacku uznałaby za przeznaczenie - gdyby tylko w nie wierzyła. Zamiast tego stwierdziła, że jest to zwykły przypadek, wtórując mężczyźnie dźwięcznym śmiechem.
- Tak, teraz stał się bardzo modny, chociaż śmiem podejrzewać, że za sprawą grającego główną postać aktora, bo mało z książek jest w samym serialu, w zasadzie główne wątki, do tego kompletnie zniszczone - westchnęła z wyraźnym niezadowoleniem, ubolewając nad tym, jak łatwo można zniszczyć coś, co wyraźnie miało ogromny potencjał.
- Zdecydowanie powtarzamy - zgodziła się, ochoczo kiwając przy tym głową - I automaty brzmią mało skomplikowanie, a ja jednak wolę wyzwania - stwierdziła, chociaż czy było to zgodne z prawdą? W przypadku nawet prostych automatów szansa na wygraną była bardzo niska.
-
Rozmowa ta rozbudziła w nim pewien sentyment za minionymi czasami, gdy w jego towarzystwie dały znaleźć się osoby chętne do tego, by choćby jeden wieczór w tygodniu spędzić przy stole na grze w towarzyskie gry fabularne. Zdał sobie sprawę z tego, że brakuje mu skrupulatnego zapisywania zdobytych punktów doświadczenia, rzucania kośćmi lub - tego chyba najbardziej - zasiadania za ekranem Mistrza Podziemi i prowadzenia współgraczy przez epicką historię fantasy.
-Mi nie o to... - Sean dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że jego odpowiedź mogła zostać przez młodą kobietę zrozumiana nieco na opak. W znaczeniu: sugestywnie, a nie miała mieć takiego wydźwięku.
Poczuł się nieco zakłopotany, ale na szczęście mógł to skrępowanie ukryć pod płaszczykiem toastu, mocnego alkoholu i wykrzywiającej twarz cytryny. Melusine chyba nie robiła sobie wiele z niezamierzonej dwuznaczności odpowiedzi, bowiem niemal od razu wrócili do tematu rozmowy.
I dobrze. Byłoby niezręcznie.
-Będę musiał zatem sięgnąć po powieści, bo trudno mi się odnieść do zmian wprowadzonych przez twórców serialu.
Wypili jeszcze po jednym. I potem znowu.
A potem poszli przegrać garść dolarów w ruletkę i wszystko inne po drodze do niej.
Ale za to dobrze się bawili.
Koniec
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
To właśnie podjęcie tej decyzji zmusiło go do spakowania swoich rzeczy, wynajęcia pokoju w hotelu i wejścia do samolotu, którym w ciągu niespełna trzech godzin dotarł do Seattle. W hotelu pojawił się późnym wieczorem. Chociaż początkowo kusiło go, żeby udać się do Golden Bay Casino od razu, to zmęczenie, które go dopadło, wygrało i uświadomiło mu, że powinien był się wstrzymać z wizytą u Gabrielle do kolejnego dnia. Godziny nocne nie wydawały się też dobre do tego, by informować ją o swoich planach i wnikać w to, czy czuła się na siłach by prowadzić dwa kasyna. Prawdą było też to, że mimo tego, że minęło kilka miesięcy a ich kontakt ograniczał się do spraw zawodowych i jednego wybryku przy okazji jego przyjazdu w interesach, wciąż nie czuł się przy niej pewnie i musiał przespać się z myślą, że w najbliższych tygodniach mieli się spotykać częściej.
Nadal żałował wszystkiego, co wydarzyło się przed rokiem. Żałował też swojej szczerości i ujawnienia największego i prawdopodobnie najgorszego sekretu, jaki w sobie dusił i który wywrócił między nimi wszystko do góry nogami. Nie pomagał fakt, że przecież wciąż chodził wolno, a co za tym szło, Gabrielle najwyraźniej nie zamierzała nic robić ze zdobytą w emocjonalnej rozmowie wiedzą. Złość względem samego siebie wciąż się go trzymała, ale mimo to, na drugi dzień pojawił się pod kasynem. Rzucił krótko okiem na szyld i pierwszych klientów wchodzących do środka. Nie ściągając z nosa okularów przeciwsłonecznych, które wskazane były w ten dość upalny dzień ruszył przed siebie, pchając ciężkie drzwi i przywitał z ochroną, widząc, że na tym stanowisku wciąż pracowali ci sami ludzie, których zatrudnił kilka lat wcześniej. Wymienił z nimi krótkie powitalne uprzejmości i skierował się dalej. Obserwował uważnie każdy kąt lokalu, pracowników, klientów i osoby towarzyszące graczom. Kilkoro pracowników wydawało się zaskoczonych jego wizytą, ale nie przejmował się tym i po chwili stał już pod drzwiami swojego dawnego biura, chwytając za klamkę.
– Dzień dobry – rzucił, osuwając okulary na czubek nosa, gdy jego wzrok zatrzymał się na sylwetce Gabrielle, która w ogóle nie zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Ba, nie zmieniła się w ogóle przez ostatni rok. Ściągnąwszy okulary, zawiesił je na kołnierzyku koszuli i podszedł bliżej. – Przygotuj dla mnie całą dokumentację. Rozliczenia z ostatnich miesięcy, faktury, księgę rozchodów i przychodów. Potrzebuję też skanów dla prawnika i urzędu – przeszedł do rzeczy, jak miał w zwyczaju robić przez ostatnie miesiące. Dystans, który zbudowali, zdołał mu już wejść w krew, nawet jeśli gdzieś w tyle głowy wciąż pobrzmiewało wspomnienie tego, jak dobrze rozumieli się na różnych płaszczyznach po godzinach pracy. – Mamy też kilka spraw do omówienia związanych z kasynem i twoją pracą, ale na to mamy czas. Zostaję w mieście do końca lipca – dodał, zerkając ponad jej ramieniem na ekran komputera, zanim rozsiadł się w fotelu naprzeciwko blondynki z lekko zaciśniętą szczęką i spojrzeniem, z którego bił chłód i pozorna obojętność, kiedy w dłoni obracał szklankę z alkoholem.
-
Nie chciała myśleć, że to Joel Gallagher był winny wszystkiemu, ale jednocześnie kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie przyczynił się do tego, jaką osobą stała się w ciągu tych jedenastu miesięcy. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby wtedy zdecydowała się na inne kroki oraz reakcje. Być może wszystko wyglądałoby lepiej, gdyby mężczyzna był w stanie wziąć na swoje barki odpowiedzialność za popełniane czyny. Być może byłoby wygodniej, gdyby nigdy się nie poznali, nie zaczęli prowadzić razem kasyna i nie pozwolili sobie na słabość, której echo odbijało się w kobiecym życiu po dziś dzień, w efekcie czego wszelkie inne relacje - nieważne, jakiego typu - już na samym starcie oznakowane były metką porażki. Nie pomógł dystans, ograniczenie kontaktu, który sprowadzał się jedynie do kwestii zawodowych. Nie istniało lekarstwo, które przyniosłoby chociaż chwilową ulgę na udręczonego tak wieloma uczuciami serca, nawet jeżeli wszelkie emocje Gabrielle skrupulatnie ukrywała za maską obojętności i pozornego pogodzenia się ze scenariuszem, jaki wspólnie, nieco wbrew własnej woli napisali.
Usunąwszy ze swojej codzienności wszystkie elementy kojarzące się z Joelem, pozostało jej tylko Golden Bay Casino. To właśnie jemu poświęciła się bez reszty, spędzając tam każdy dzień, każdą wolną chwilę. Nie umiała tak po prostu zrezygnować, nawet jeżeli na horyzoncie pojawiło się wiele ciekawych ofert oraz możliwości. Przez krótką chwilę zastanawiała się nawet nad powrotem do rodzinnej Francji lub wyjazdem do innego europejskiego kraju, gdzie życie bez Joela byłoby jeszcze łatwiejsze. Ostatecznie jednak zgodziła się na zaproponowane przez niego warunki, choć awans, tytuł współwłaścicielki i jeszcze lepsze zarobki znajdowały się gdzieś na samym końcu listy rzeczy, którymi się w swojej decyzji kierowała. Lubiła to miejsce i związanych z nim ludzi, dlatego tak bardzo nie chciała, by znalazło się ono w rękach kogoś, komu zależałoby mniej niż jej samej. Nie sądziła tylko, że jedną z takich osób mógłby stać się właśnie Joel. Pojawiał się rzadko, pisał i dzwonił jedynie w kryzysowych sytuacjach, jego zainteresowanie wydawało się minimalne. I chociaż biznes kręcił się w najlepsze, to jednak Chartier nie czuła się stuprocentowo usatysfakcjonowana.
Dodatkowo dopadła ją dezorientacja przemieszana z niezadowoleniem, kiedy drzwi gabinetu tak niespodziewanie się otworzyły, a negatywny stan blondynki pogłębił się, gdy wzrokiem od stóp do głowy mogła zmierzyć swojego pożal się boże wspólnika.
- Dzień dobry? - powtórzyła za nim, krótko potrząsając głową. Musiała odzyskać rezon, choć było to co najmniej trudne, skoro pojawił się w Seattle tak niespodziewanie i równie niezapowiedzianie wtargnął do lokalu, w którym niemal wszyscy już zapomnieli, jak jego właściciel w ogóle wyglądał. - Może nie pamiętasz, ale to również twoje kasyno. Jeżeli chcesz coś sprawdzić, to - podjęła, trzymanym w dłoni długopisem wskazując konkretny kierunek, jakim była jedna z szafek; dokładnie ta, w której zawsze znajdowały się najważniejsze dokumenty - obsłuż się sam. - Pochyliwszy głowę, skupiła swój na leżących na blacie biurka papierach, ani myśląc o tym, by wcielić się w rolę sekretarki. Przez kilka sekund była nawet skłonna odpowiedzieć mu w ten niekoniecznie dojrzały, pasujący do okoliczności sposób.
- Wspólnika nie można zwolnić. Ewentualnie spłacić - rzuciła markotnie, nie spodziewając się niczego innego, co faktycznie mogłoby mieć związek z jej pracą i jednocześnie darując sobie wywód o finansach, które wyłożyła na poczet rozwoju tego miejsca i faktycznego stania się jego drugim właścicielem. Sprawiała przy tym wrażenie zupełnie nieporuszonej dalszą częścią jego wypowiedzi, choć i to było ogromnym kłamstwem, skoro to właśnie wyznanie o pozostaniu w mieście wywarło na nią największy wpływ i skutecznie doprowadziło do momentu, w którym Gabrielle spięła się w niepewności i zdenerwowaniu.
-
Z Gabrielle sprawa była o tyle skomplikowana, że wtedy naprawdę czuł, że zaczyna mu na niej zależeć. Nie chciał jednak kolejny raz widzieć w jej oczach tego, co widział w ostatnich dniach poprzedzających opuszczenie miasta. Czuł zaś, że gdyby nie odpuścił, to widziałaby to jeszcze wiele razy. I nigdy w tym wszystkim nie pomyślał o tym, że może wystarczyło w końcu pozwolić na to, by ktoś w końcu pokazał mu nieco inną, mniej mroczną drogę, którą mógłby zechcieć iść.
– Widzę, że wszyscy tutaj reagują podobnie – stwierdził, uśmiechając się słabo, co trwało ulotne sekundy. Zaskoczył wszystkich i czerpał z tego powodu pewnego rodzaju satysfakcję głównie w odniesieniu do pracowników kasyna, którzy niegdyś odczuwali przed nim respekt i najwyraźniej to wciąż gdzieś w nich siedziało. Jeśli chodziło o Gabrielle, to wiedział, że ta tego respektu nie odczuwała. Nie, żeby musiała. Był kiedyś wymagający, szczególnie na początku ich współpracy, ale szybko odpuścił, widząc, jak doskonale odnajdywała się w tym wszystkim. Czasami nawet odnosił wrażenie, że lepiej od niego i to tylko przez to, że jej zależało na czymś więcej niż pieniądze.
– Daj spokój. Kiedy widziałaś mnie tu ostatni raz? Pięć? Sześć miesięcy temu? – prychnął, ale powiódł wzrokiem za jej długopisem i skwitował westchnięciem to, że kazała mu się tam rządzić, a w biurze najwyraźniej wszystko było po staremu, tak jak to zostawił w dniu wyjazdu. – Każdego można się pozbyć i nie potrzeba do tego pieniędzy. Wystarczą chęci – mruknął, przykładając szklankę do ust, ale nie upił nawet jednego łyka, gdy dotarło do niego, jak beznadziejnie dobrał słowa, chociaż nie miał nic złego na myśli. Te wszystkie miesiące nie sprawiły, że coś się zmieniło. W dalszym ciągu pierw mówił i robił, a potem myślał. Taki już był i nie istniała siła, która sprawiłaby, że wyzbyłby się tego paskudnego nawyku, jaki ściągał na jego głowę niekończące się problemy i niekomfortowe sytuacje. – Nie rozumiem w ogóle, skąd ta uwaga – dodał, chcąc jak najszybciej naprowadzić rozmowę na właściwe tory, by nie roztrząsać spraw z przeszłości. Charakterystycznie zmarszczone czoło udowadniało jedynie, że naprawdę nie rozumiał sensu jej słów. Nie widział zaś winy po swojej stronie i tego, jak się zachowywał. To w połączeniu ze słowami mogło zostać odebrane dwojako przez drugą osobę, ale nie przez niego, gdy był w pełni świadomy swoich zamiarów.
– Nie przyjechałem odzyskiwać kasyna i wywalać cię na zbity pysk. Lokal dobrze prosperuje. Przyciągnęłaś tu rzesze nowych gości, rozwijacie się, ale nie możecie pozwolić sobie na to, żeby przyjmować większe ilości osób, niż jest to wskazane, tylko dlatego, że ludzie tego oczekują i przynosi to zyski – podjął, odłożył szklankę na biurko i wstał, by podejść do szafki, w której trzymała wszystkie dokumenty. – Poza tym od prawie roku, to twoje kasyno. To byłoby dziwne, gdybym wyrzucił cię z miejsca, które należy do ciebie, prawda? – podkreślił, wyciągając poszczególne segregatory i teczki, których zawartość interesowała go najbardziej. On nie czuł się już szefem tego przybytku. Raczej współudziałowcem. Jeśli trzeba było, dorzucał odpowiednią sumkę na rozwój, ale całą resztę spraw związanych z tym konkretnym kasynem, pozostawiał Gabrielle. Miała prawo decydować o wszystkim, zatrudniać i zwalniać kogo chciała, bez konieczności konsultowania tego z nim. Jeśli tylko miałaby taką chęć, mogłaby zarządzić remont i przemalować cały lokal na różowo. Nie interesowało go to, bo liczyły się jedynie zyski, jakie czerpali z tej współpracy i to, że nie musieli omawiać każdej sprawy osobiście, co ku jego zadowoleniu ograniczało konieczność spotykania się, a nawet przeprowadzania rozmów telefonicznych. Tych im mniej, tym lepiej, a przynajmniej tak sobie wmawiał.
– Wszystko w porządku? Chyba nie zestresowałaś się tą wizytą? – zapytał, gdy z jednym z segregatorów wrócił na miejsce i zanim zaczął przeglądać dokumenty, spojrzał na nią, dostrzegając to napięcie, które on sam w jakimś stopniu odczuwał, lecz skutecznie tłumił. Skłamałby, mówiąc, że czuł się komfortowo, kiedy była w pobliżu, ale rozmowa o pracy miała to wszystko zagłuszyć. Musiała, bo to, co miało miejsce, nie miało prawa się powtórzyć.
-
- Musisz przyznać, że to dość niespodziewana wizyta - skwitowała krótko, wzruszając nieznacznie ramionami. Nie mógł dziwić się temu, że każdy członek personelu kasyna reagował podobnie na jego nagłe, nieoczekiwane pojawienie się w lokalu, skoro ten od kilku miesięcy znajdował się pod jej opieką i sprawiał wrażenie nieco zapomnianego przez Joela. Nikt rzecz jasna nie miał do niego większych pretensji, a nawet więcej - kasyno bardzo szybko nauczyło się funkcjonować bez niego, ale takie niezapowiedziane powroty zawsze budziły różne emocje.
- Pięć czy sześć miesięcy raczej nie odebrało ci zdolności do tego, żeby wstać i wziąć z szafki interesującą cię teczkę - mruknęła raz jeszcze, bardzo szybko żałując tak nieprzemyślanej reakcji. Nie chciała przecież pokazać mu, że jakkolwiek przejmowała się jego obecnością czy tonem, jakiego używał podczas rozmowy z nią. W swej prostocie było to jednak niezwykle trudne, dlatego nastrój Gabrielle uległ znaczącemu pogorszeniu, szczególnie kiedy dotarło do niej, jak kiepska była w realizacji swojego postanowienia i jak ogromną przewagę Gallagher wciąż nad nią miał, nawet jeżeli było to coś zupełnie niezasłużonego. - Dałeś się poznać jako ktoś bardzo nieprzewidywalny. - Nie miała pojęcia, czy ta uwaga byłaby w stanie jakkolwiek go dotknąć, zirytować czy sprowokować jakiekolwiek inne uczucia. Gabrielle zamierzała trzymać się tego, że trudno było przewidzieć jego decyzje i kolejno podejmowane kroki, toteż nikt nie mógł czuć się na tyle pewnie, by jakiekolwiek kwestie brać za pewniak. Z drugiej jednak strony chodziło o interes, a do takowego Joel (prawie) zawsze podchodził bardzo profesjonalnie, toteż dawało to złudną nadzieję, że ich rozmowa mogłaby przebiec w nieco spokojniejszej atmosferze.
- Więc o co chodzi? - rzuciła lakonicznie, odkładając na bok wszystkie dotychczasowe zajęcia - włącznie z podpisywaniem dokumentów, które odsunęła na brzeg biurka. Gabrielle wsparła łokcie na jego blacie, zaś głowę wsparła na splecionych dłoniach, dopiero teraz pozwalając sobie na to, by spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy. - Owszem, zestresowałam się - przyznała bez ogródek, podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca w celu wykonania kilku kroków po gabinecie. Zupełnie tak, jak gdyby naiwnie wierzyła, że ten krótki spacer mógłby jej pomóc i sprawić, że znów zaczęłaby panować nad nerwami i napinającymi się pod ich wpływem mięśniami, choć i to było z jej strony sporą naiwnością, skoro letnia, żółta sukienka podkreślała jej sylwetkę i dawała możliwość przyjrzenia się każdej fizycznej zmianie. - Pojawiasz się bez zapowiedzi, informujesz, że zostajesz w Seattle do końca lipca, masz jakieś tajemnicze plany i dziwisz się, że się stresuję? - W rzeczywistości nawet nie oczekiwała odpowiedzi na te wszystkie zarzuty. Znała Joela za dobrze, by nie wiedzieć, że pewnie miał przygotowaną ripostę na każdy fragment jej wypowiedzi albo że najzwyczajniej w świecie zamierzał niewygodne dla siebie rzeczy zignorować. Ona tak nie umiała, dlatego sama znalazła się przy barku w celu uzupełnienia jednej ze szklanek alkoholem.
-
– Za to ty przez te sześć miesięcy zapomniałaś, że jeśli o coś proszę, to powinienem to dostać – zauważył i pokręcił głową. Nie chciało mu się spierać. Wiedział, że słowna potyczka mogłaby się skończyć różnie, dlatego dał spokój. Kiedyś nie miałby z tym problemu. Lubił, kiedy się spierali, grali sobie na nosie, testowali swoją cierpliwość i sięgali jej skraju, by potem mogli pozbyć się powstałego napięcia w dużo przyjemniejszy sposób. Teraz jednak, w każdej przepychance łatwiej było mu dostrzec szansę na wywołanie karczemnej awantury, której do szczęścia nie potrzebował i wątpił, by ona takowej chciała.
– W większości przypadków wcale ci to nie przeszkadzało – zauważył. Był nieprzewidywalny, ale nie miała z tym problemu, a przynajmniej nie dała mu nigdy do zrozumienia, że takowy istniał. Sprawy skomplikowały się dopiero w chwili, w której dowiedziała się, jak daleko ta nieobliczalność sięgała. A sięgała wystarczająco daleko, by nikt o zdrowych zmysłach nie był w stanie ot tak tego przyswoić i zaakceptować. Co innego prowadzenie ciemnych interesów pod szyldem kasyna, a co innego sprowadzanie zagrożenia na siebie i osoby ze swojego otoczenia. Wszystko miało granice, których on nie przestrzegał. Przekraczał je, ryzykował, stąpał po cienkiej linie i liczył zyski, póki jego plan działania niekoniecznie zgodny z prawem, był skuteczny.
– O interesy. A o co innego może chodzić? – odparł z lekko złośliwym uśmiechem. W momencie, w którym patrzyła mu prosto w oczy, nie potrafił od tak przejść do konkretów. Silniejsza była potrzeba równania z nią wzroku, przedłużania tego momentu i zatracania się w jej jasnych tęczówkach, tak długo, jak długo była w stanie mu na to pozwolić. Koniec końców był to czas niewystarczający, ale moment, kiedy wstała, wcale nie sprowadził go na ziemię. – Nie masz czym – odparł spokojnie. Wciąż na nią patrzył, śledząc każdy krok kobiety i wpatrując się intensywnie w jej sylwetkę. Wiązanka przekleństw przeleciała przez jego myśli podobnie jak cała gama wspomnień, które za nic nie chciały opuścić jego głowy, choć miesiącami dążył do tego, by tak się stało. Za każdym razem, gdy z nią rozmawiał, za każdym razem, gdy dochodziło do spotkania nawet najkrótszego podczas jego sporadycznych wizyt w Seattle, te wspomnienia w niego uderzały. Mieszały w głowie i rodziły pytania, na które nie starał się znajdować odpowiedzi, bo ta byłaby jedna na każde, które mógł sobie zadawać. Podświadomie to wiedział i dlatego ograniczał ten kontakt do koniecznego minimum. Brak kontaktu był bezpieczny. Pomagał w tworzeniu dystansu. Teraz jednak odłożył segregator i wstał, podchodząc do barku ze swoją szklanką. Zatrzymał się przy Gabrielle, minimalizując dzielącą ich odległość do zaledwie kilkunastu centymetrów. Wziął głębszy oddech, zaciągając się znajomym zapachem jej perfum, ale wzrok miał skupiony na bliżej nieokreślonym punkcie ściany.
– Chcę otworzyć drugą filię na obrzeżach miasta – przyznał w końcu, sięgając po butelkę, zanim zdążyła ją odłożyć. Palcem z premedytacją i powoli przesunął po wierzchu kobiecej dłoni, chcąc poczuć miękkość jej skóry i cofnął dłoń, by nalać sobie alkoholu. – Nie możecie przyjmować większej ilości gości, a odprawianie ich z kwitkiem nie zachęci ich do powrotu. To hazardziści. Jeśli nie przetrwonią pieniędzy tutaj, zrobią to w jakiejś podrzędnej spelunie – dodał, odkładając butelkę i obrócił się, żeby móc wesprzeć biodrem o kant barku. – Byłabyś zainteresowana prowadzeniem dwóch kasyn? Wiem, że to dla ciebie dodatkowe obowiązki, jeśli nie czujesz się na siłach, nie musisz się zgadzać i kogoś przeszkolę, ale przyznaję, że tak naprawdę nie widzę w tej roli nikogo poza tobą albo mną. Ja z wiadomych względów odpadam – skwitował, kolejny już raz przykładając szklankę do ust i nie odrywał od niej wzroku z każdym kolejnym łykiem schłodzonego alkoholu. Sam zająłby się kolejnym kasynem, gdyby nie dzieląca go od Seattle odległość. Dojazdy w takich okolicznościach nie były mu na rękę, a powrót na stałe nie wchodził w grę, kiedy zaledwie pół godziny rozmowy wystarczyło, by uparcie górował nad drobną sylwetką Chartier, nie paląc się do zwiększenia odległości między nimi.
-
Bardzo szybko pożałowała tego typu analogii, nawet jeżeli ta pozostawała jedynie w sferze kobiecych myśli i analiz. Gabrielle była jednak świadoma tego, jak dobrze znał ją Joel, toteż uciekanie przed nim wzrokiem czy robienie jakichkolwiek innych uników wydawało się być zajęciem pozbawionym sensu, skoro na koniec dnia on i tak potrafił rozszyfrować ją lepiej, niż było to wskazane.
- Nie jesteś zabawny - mruknęła, wywracając oczami. Zdążył wspomnieć, że chodziło o interesy, a jak pewnie sam zauważył - Chartier nie była głupią gąską, która usychała za nim z tęsknoty i dla której każdy, najdrobniejszy sygnał znaczył więcej, niż faktycznie powinien. Wychodziła z założenia, że skoro mężczyzna wyjechał na tak długo i nie zabiegał o to, by ich kontakt powrócił do kształtu sprzed kilku miesięcy, to ona również nie zamierzała wychodzić przed szereg i robić sobie głupich, złudnych nadziei. Tracenie czasu w ten sposób nie było w jej stylu. - Przejdziesz w końcu do konkretów czy będziesz się dalej tak głupkowato uśmiechał? - dodała lekceważąco. Niecierpliwiła się, ale wynikało to tylko z tego, że zabierał jej cenny czas, który mogłaby poświęcić na sprawy istotniejsze, niż jego obecność. Złudne pozory raz jeszcze miały zwyciężyć nad faktycznymi odczuciami i rzeczywistymi emocjami, które towarzyszyły blondynce, kiedy Gallagher znajdował się w pobliżu, toteż butelkę z alkoholem oddała mu posłusznie, bardzo żałując, że w ogóle doprowadziła do momentu chociaż chwilowego spotkania ich dłoni.
- I co? - rzuciła, jak gdyby nigdy nic, chwytając w dłoń szklankę, od której bił przyjemny chłód. Nie było to wprawdzie doznanie na tyle intensywne, by Gabrielle w stu procentach się uspokoiła, ale pozwoliło ono zachować trzeźwość umysłu i sprawić, by ponownie dotarła do biurka i zajęła miejsce w fotelu. - Jak bardzo na obrzeżach miasta? - dopytała rzeczowo, co samo w sobie brzmiało jak wstępne zainteresowanie tym tematem. Pomysł brzmiał dobrze i wydawał się w pełni uzasadniony, ale podjęcie jakiejkolwiek decyzji musiało zostać poprzedzone zdobyciem odpowiedniej ilości informacji oraz dogłębną analizą posiadanych możliwości. Gabrielle nie zamierzała rzucać się na głęboką wodę, wszak przykładów, że to nie zawsze niosło pozytywne skutki, nie trzeba było szukać daleko. Wystarczyło spojrzeć na historię jej znajomości z Joelem. - Na podobnych zasadach? - zagaiła, mając na myśli oczywiście to, jak i co miała do powiedzenia w kwestii Golden Bay. Obydwoje musieli przyznać, że interes kwitł, toteż nie istniały rzeczy, które Gallagher mógłby jej zarzucić, a wiadomo przecież, że zwycięskiego składu się nie zmieniało.
-
– Może cieszę się, że cię widzę i stąd ten uśmiech? W końcu minęło trochę czasu od naszego ostatniego spotkania – stwierdził, chcąc jej jeszcze trochę pograć na nosie, chociaż widział, że zaczynała się irytować, a może nawet wściekać. Nie obchodziło go to, tym bardziej że naprawdę cieszył się z tego, że ją widział, nawet jeśli nie okazywał tego wprost. Brakowało mu jej towarzystwa, rozmów, bliskości. Wszystkiego, co mieli kiedyś, a co obecnie było jedynie wspomnieniem.
– W pobliżu osiedli mieszkaniowych i Dunn Gardens, na północnej granicy miasta. Idealna lokalizacja dla osób z Seattle i mieszkańców sąsiednich miejscowości. Dojazd jest bezproblemowy. W okolicy są centra handlowe i sporo knajp. Nie powinniśmy narzekać na brak klientów – odparł, wyciągając telefon z kieszeni marynarki. Po wejściu w mapy wybrał lokalizację, o której wspominał i położył telefon na biurku, by Gabrielle mogła się z nią zapoznać. Sam wyciągnął z szafki jeszcze dwie teczki pełne dokumentów potwierdzających dochody z ostatniego miesiąca.
– Zależy, o jakim podobieństwie mówimy – mruknął, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Jego myśli wybiegały poza właściwy, czysto zawodowy tor. Ich dotychczasowej współpracy, szczególnie poprzedzającej jego wyjazd, nie można było ot tak zapomnieć, skoro wykraczała poza zakres obowiązków i przeniosła się na sferę prywatną w intensywny sposób. Nie miałby nic przeciwko, gdyby te czasy wróciły, nawet jeśli wiedział, że nie było to realne. Wszystko się skomplikowało, a ostatnie miesiące doprowadziły do tego, że oddalili się od siebie. Nabrali dystansu i skupili się tylko na sprawach kasyna. Tak, jakby romans nigdy nie miał miejsca. Odchrząknął i upił alkoholu, kręcąc się przez chwilę obok biurka, aż w końcu wrócił na swoje miejsce. – Ja zajmę się finalizacją kupna lokalu i wszystkimi urzędowymi sprawami, bez których nie ruszymy z kolejnym kasynem. Potem skupimy się na rekrutacjach. Chcę wiedzieć, kto obejmie wolne stanowiska i brać czynny udział w rozmowach kwalifikacyjnych. Nadzorowanie remontu i urządzanie całego lokalu, będzie twoją działką. Wystawię czek, żebyś mogła pokryć wszystkie koszta bez wkładu własnego. Gdybyś miała jakieś wątpliwości dotyczące remontu lub zakupu wyposażenia, pomogę – wyjaśnił, obracając w dłoni do połowy pełną szklankę. – Żadnych nielegalnych interesów. Tutaj jest spokój, tam też będziesz go mieć. Swoje sprawy załatwiam w Vegas – dodał, chcąc uprzedzić, że lokal nie miał służyć w żadnym stopniu do powiększenia liczby zer na jego koncie. Planował otworzyć kolejne, legalnie funkcjonujące miejsce, które miało przynieść zyski bez zabawiania podejrzanego towarzystwa, bez przekrętów rozgrywających się za zamkniętymi drzwiami poszczególnych pomieszczeń i bez spotkań, na których omawiane byłyby działania nijak związane z kasynem i rozgrywkami hazardowymi. Gdy wyjeżdżał, sprawy w Golden Bay dopiął do samego końca, by pozostawić Gabrielle ze świadomością, że wszystko, co rozgrywało się przed tym, jak objęła stanowisko menadżerki, nie będzie miało już miejsca.
– Przemyśl to. Daj mi znać najpóźniej w ciągu trzech dni, jaka jest twoja decyzja, żebym wiedział, jak działać – poprosił jeszcze, zbierając z biurka teczki i segregatory. – Coś jeszcze? Jeśli to wszystko, będę się zbierał. Muszę wynieść się z hotelu. Dokumenty zabiorę. Zapoznam się z nimi na spokojnie i zwrócę na dniach – podsumował, patrząc na nią pytająco, bo jeśli nie miała żadnych pytań, był gotów dać jej tego dnia spokój.