WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.medipartner.pl/wp-content/u ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wątłe promienie przedzierającego się przez wiszące nisko chmury słońca, sprawiały złudne wrażenie tego, iż pogoda jest zdecydowanie bardziej sprzyjającą, niżeli mogło się wydawać patrzącej przez okno osobie. Nie była. Nie było też żadną tajemnicą to, że Blake Griffith nie należał do fanów pory roku, podczas której przyszło mu się urodzić. Lepiący się, szaro-bury śnieg mieszał się z deszczem, a kolejno ubierane warstwy ubrań nie zawsze chroniły przed zimnem. Wydawało mu się, że przez te ponad trzydzieści lat życia - włączając w to nawet te, gdy odsiadywał wyrok, aczkolwiek i wtedy mógł spędzać tygodniowo parę kwadransów na spacerniaku - wiele na plus się w jego podejściu nie zmieni, ale chociaż będzie w stanie przyzwyczaić się do panującej na zewnątrz aury.
Zmieniło się.
Na gorsze.
Ciężkie westchnięcie i uważne zmierzenie leżącej w nosidełku córki wzrokiem wywołało kolejną falę natrętnych myśli, jakie nachodziły ciemnowłosego. Drobna rączka próbowała złapać jakieś niewidzialne coś, co zdołała widzieć jedynie Zoey, wesoło machając niewielką piąstką w powietrzu. Ciche dźwięki wypływające z jej ust brzmiały co prawda wesoło, choć kiedy tylko on przeniósł wzrok na otoczenie; na duże kałuże, drobne krople deszczu opadające na przednią szybę, aż wreszcie znajdujący się kawałek od parkingu szpital, nie wiedział, czy zabranie Gii na tę podróż było dobrym pomysłem.
- I skąd ja mam wiedzieć czy nie będzie ci zimno? - mruknął pod nosem, przechylając głowę, by spoglądać do na dziewczynkę, to kątem oka kontrolować, czy deszcz nie pada mocniej. - Nie lubimy zimy, prawda? - Wyszczerzył się, kiedy spomiędzy warg dziecka wyrwał się wesoły pomruk, co Blake pozwolił sobie uznać za potwierdzenie.
Nie było co dalej zwlekać. Szybkim krokiem, trzymając zaciśniętą dłoń na ręce nosidełka, przekroczył dystans z parkingu do wnętrza budynku, w holu którego zdjął z głowy kaptur, a sprzed dużych, bystrych oczu Zoey, zamontowaną wcześniej osłonkę chroniącą ją przed opadami atmosferycznymi i wiatrem.
- Świetnie - rzucił, najwyraźniej będąc dumnym z tego, że bez problemu udało im się pokonać tę przeszkodę. Kolejna miała być łatwiejszą, bowiem zapisał w telefonie numer pokoju, w którym od pani doktor miał odebrać wyniki zrobionych przed kilkoma dniami badań tej drobnej istoty, z tak wielkim zainteresowaniem spojrzeniem śledziła każdą przechodzącą obok osobę.
Nie mogło jednak pójść tak łatwo; zaabsorbowany przemknięciem między kroplami deszczu zapomniał o smartfonie, wobec czego ruszył z prośbą o przypomnienie numeru gabinetu pani pediatry do jednej z przechodzących pielęgniarek.
- Dzień dobry... - przywitał się kulturalnie, tuż po tym, kiedy po dwukrotnym zapukaniu i usłyszeniu proszę, nacisnął na klamkę i wszedł do pomieszczenia.
- Hannah - dokończył, nie spodziewając się akurat jej. Cóż, mógł przewidzieć, że nie podając konkretnych danych lekarza, od którego miał odebrać kompletny wynik badań, osoba pracująca w szpitalu wspomni w pierwszej kolejności o tym, który przyjdzie mu do głowy.
- Przepraszam. Szukam doktor Miller. Musiałem coś pomylić - stwierdził, unosząc wolną dłoń w geście kapitulacji.
Zrobiło się niezręcznie, tym bardziej, kiedy przypomniał sobie, w jakich okolicznościach było im dane zobaczyć się ostatnim razem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeszcze kilka lat temu przechodziła podobne rozterki co teraz Blake Griffith. Zachodząc w ciążę jeszcze na studiach, nie miała wyrobionego instynktu macierzyńskiego, który to wolał nie skupiać się na wszelkich złych rzeczach czyhających za rogiem. Nie wiedziała wtedy tyle, co teraz; czy dziecko na pewno nie zgrzeje się, czy nie zmarznie, czy jest najedzone, czy nie boli go nic? Leon był wiecznie niedożywiony przez to, że zrobił się z niego niejadek. Nie chciał, by karmiła go swoim mlekiem, nie chciał również tego modyfikowanego. Fatalne były początki jej macierzyństwa i nigdy w życiu nie cofnęłaby się w czasie, by przechodzić to jeszcze raz. Ba, już nie chciała mieć więcej dzieci, zrażona przez swoją własną przeszłość. Wdzięczna była za to, że Leon już mówił i sam wyrażał swoje emocje, jasno i wyraźnie.
A sama Hannah Spencer postanowiła zostać pediatrą, by pomóc młodym rodzicom z ich pociechami, by nie martwili się chociażby o badania. Własne doświadczenie przełożyła na naukę, a naukę na pasję i pracę. Teraz o wiele łatwiej było jej okiełznać własne dziecko, a było to zdecydowanie przyjemne, wiedząc, że jak dziecko jest niejadkiem to nie trzeba mu wciskać na siłę jakichś galaretek z uszek wieprzowych, by nie miało anemii. Nie musiała czytać bzdet w Internecie i próbować; często radziła się innych lekarzy, z większym doświadczeniem, lecz to wszystko było pewnym przywilejem.
Bycie pediatrą było również problemem z serii brak czasu. Poświęcała się pracy, ciężko harując przy tym na swoją specjalizację chirurgii dziecięcej. Teraz już mogła korzystać z większej ilości wolnego czasu, skoro Elliott zostawał w domu z chłopcem. Doceniała to, ponieważ przez jakieś pięć lat była zdana na siebie. Delikatne oderwanie się od problemów rodzinnych było niemal zbawienne. Nie przeszkadzało jej absolutnie nic; żadne płacze maluchów czy brak współpracy starszaków, ani wymiotowanie, ani siusianie w majtki, bo dziecko nie wytrzymało. Radowała ją radość maluchów na naklejki, lizaki i inne nagrody za bycie dzielnym pacjentem.
Ten pochmurny dzień planowała spędzić z synem na układaniu puzzli, lecz rano zbudził ją telefon z przychodni. Doktor Miller rozchorowała się tak fatalnie, że nie mogła przyjść do pracy i w zastępstwie proszono Hannah o przyjście. Jeszcze nie spotkała żadnego swojego znajomego w pracy oprócz jednego razu, gdy była w Bostonie. Towarzyszyła przy operacji dziecka z wypadku samochodowego; dziecko jej koleżanki z podstawówki. Otoczenie opieką kogoś znajomego było o tyle trudniejsze, że nie istniała granica lekarz – pacjent. Wtedy spostrzegana była jako koleżanka i tyle; więc gdy tylko coś nie szło po myśli, obrywało jej się bardziej, choć nie było w tym jej winy absolutnie.
Ten dzień nadszedł ponownie.
Wraz z każdym krokiem Blake’a, kierującego się w głąb pomieszczenia, czuła coraz to większy niepokój i… złość. Kiedyś widziała swoją przyszłość przy jego boku, nawet i z dzieckiem, ale on nie chciał tego. Od razu zrozumiała, że dziewczynka w nosidełku to jego córka. Przez ułamki sekund czuła jak opada z sił. Walczyła ze sobą mocno, aż dłonie jej zaczęły drżeć. Natychmiast schowała je pod biurko, biorąc głęboki wdech.
- Zastępuję chwilowo doktor Miller – wytłumaczyła tylko, profesjonalnie odsuwając od siebie wspomnienia ich ostatniego spotkania; a przeżywała je długo. Wstała zaraz, by podejść do nich i pochyliła się nad dziewczynką. – Dzień dobry, ty zapewne jesteś Zoey Gia? – zagadnęła malucha, nie oczekując żadnej odpowiedzi. Tworzyła jakąś więź, by Zoey nigdy nie kojarzyła lekarza jako zło konieczne. Niestety, zauważyła przy tym, że jest podobna do Blake’a. Słabo jej się robiło. – Proszę usiąść, przejrzymy badania i przejrzymy czy coś niepokojącego się dzieje.
Starała się, bardzo się starała, by nie uwolnić emocji. Skupiała się mocno na karcie oraz wynikach badań, byle tylko nie spojrzeć w jego stronę. Zazdrość wzrastała w niej coraz to bardziej, ale nie dawała za wygraną.
- Jak się czuje Zoey? Coś niepokojącego zostało zauważone?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwsze dni, a później tygodnie, po których dowiedział się, że Charlotte jest z nim w ciąży, były dla niego trudne. Nie widział siebie - j u ż nie - w roli ojca, tym bardziej nie chciał, aby Hughes spotykała się z ostrym, oceniającym wzrokiem innych ludzi, którzy widzieliby w kobiecie tą, co ma dziecko nie tyle z byłym więźniem, co mężczyzną, jaki - prawdopodobnie - zamordował trzy osoby, w tym jej młodszą siostrę, kiedy jeszcze byli w związku. Nie dbał przy tym o to, jak mówiono by o nim samym, skoro po wyjściu z więzienia nasłuchał się już tyle, że plotki przestały mieć znaczenie, nie robiąc na mężczyźnie żadnego wrażenia. Wydawało mu się, że pomimo podobieństw, jakie zauważał między sobą a Lottie, pochodzili z dwóch innych światów; ona bowiem tak długo tkwiła w tym związanym ze służbą prawa, a on często reagował na niego - z wiadomych względów - alergicznie. I bynajmniej nie widział w matce Zoey jednej z osób, jaka pragnęłaby przypominać Griffithowi o jego winie, ani nie patrzyła na niego przez pryzmat lat spędzonych za kratkami, o czym on doskonale wiedział i doceniał.
W miarę upływu czasu, nastawienie ciemnowłosego zmieniało się, by po przyjściu na świat córki, zdał sobie sprawę z tego, że większość jego obaw było bezpodstawnych.
Ludzie przestali mówić. Sprawa wyjścia na wolność niesłusznie oskarżonego człowieka się p r z e d a w n i ł a, kiedy inne newsy wdarły się do codzienności Szmaragdowego Miasta. Raz na fali był temat wypadku spowodowanego pod wpływem alkoholu przez jednego z doradców burmistrza, to na światło dzienne wychodziły tajemnice skrywane przez lata w gmachu wielkiego budynku sądu. Niektórzy dali sobie spokój skupiając się na tym, że jeśli nagle nie ma wielkiego wzrostu przestępczości, a ludzie w sąsiedztwie domostwa Blake'a wciąż żyją, może diabeł nie taki straszny, jak go malują.
- Uhm - mruknął zdawkowo na jej informację - nie dała nam znać. Gdybym wiedział, przyszedłbym innym razem - odpowiedział, odruchowo spoglądając w kierunku drzwi, jak gdyby rozważał pomysł z odwrotem. Powrót po paru dniach nie stanowił dla niego żadnego problemu, szczególnie, że pokrótce wypytał przez telefon, czy w wynikach badań wyszło coś, co powinno ich martwić. Negująca to odpowiedź sprawiła, że poczuł ulgę, bowiem żadną tajemnicą nie było, że nie znał się na dzieciach; i nawet jeśli on nie widział nic niepokojącego, nie oznaczało to, że płacz Gii nie zwiastuje niczego gorszego, jak zaledwie pełna pieluszka, albo chęć uzyskania więcej uwagi.
- Nie musisz... - Nie dokończył; zacisnął szczękę i zerknął gdzieś w bok, kiedy Hanna podeszła do córki znajdującej się w nosidełku. Nieco ponad dwumiesięczna dziewczynka mruknęła coś w znajomym dla siebie języku, w następstwie swoje uważne spojrzenie zawieszając na kobiecej twarzy.
Z trudem powstrzymał się od ciężkiego westchnięcia, tak jak i kpiącego wywrócenia oczami, na te wszystkie - bardzo uprzejme co prawda - oficjalne zwroty. Ostatni raz rzucił okiem na Zoey, jak gdyby próbował upewnić się, że jest bezpieczna i na pewno nic jej nie dolega, po czym zajął wskazane miejsce.
- Nic niepokojącego nie zostało zauważonego - skwitował, niemalże powtarzając użytą przez ciemnowłosą formułkę. - Gia skończyła niedawno dwa miesiące, więc chcieliśmy sprawdzić, czy wszystko jest w porządku - poinformował, dodając do całości krótkie wzruszenie ramionami. Na początku próbował zachowywać się naturalnie; tak, jak gdyby ich wspólną, tak odległą przeszłość można było rozpamiętywać jako wspomnienie. Dobre, pozytywne, które zaburzała jedynie końcówka związku, czego winę brał na siebie. Chciał nawet wyrzucić z głowy te spotkanie przed - mniej więcej rokiem - kiedy to on został pozostawiony bez słowa wyjaśnienia, w związku z czym jego ego, niestety, to odczuło.
- Z wyników wnioskujesz coś innego? - zapytał, automatycznie marszcząc brwi i próbując dopatrzeć co znajdowało się na leżących na biurku kartkach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie widział już się w roli ojca? Pomimo lat, rozstań i wielu niedopowiedzeń, Hannah zawsze widziała Blake’a jako ojca (swoich dzieci). Marzyła o stworzeniu z nim rodziny, odkąd zobaczyła go po raz pierwszy. Do końca pozostawała w niej nadzieja, że to wciąż się wydarzy, a gdy Elliott odszedł od nich (oni odeszli od Elliotta), wyobrażała sobie, że to Blake jest ojcem jej syna. Mniej bolało, nienawiść do mężczyzn malała. Jednak nie było wtedy przy niej ani jednego, ani drugiego, a teraz nagle obaj – powracają jak synowie marnotrawni i nie potrafi ich odrzucić. Przynajmniej tak sądziła. Nieświadomie przyjęła oficjalny ton, chyba nie chcąc powtórzyć błędu jaki zaistniał między nimi rok temu, nawet jeśli były to absokurwalutnie najlepsze chwile, jakie kiedykolwiek spędzili. Nie zamierzała tym razem zaprzepaścić dobrych kontaktów z Ellim czy namieszać sobie głowie. Nie zniosłaby kolejnej rozłąki po tak intymnych chwilach. Nie należała do osób, które potrafią to oddzielić od siebie.
Zazdrość nagle nią owładnęła, gdy zdała sobie w końcu sprawę z tego, jak potoczyły się ich życia. Uczucie to było zupełnie nie na miejscu i zdecydowanie szczeniackie. Jak najprędzej musiała otrząsnąć się z tego, odetchnąć i przejść do celu ich spotkania: skupić swoją uwagę na małej Zoey Griffith. Delikatnie pogładziła dziewczynkę po brzuszku, uśmiechając się delikatnie przy tym. Musiała przyznać, że niemowlaki przypominały jej czasy, gdy Leo był słodziutkim maluchem i wszystkich scalał swoim uroczym gaworzeniem i uśmieszkami. Czasy nie były wtedy najlepsze, bo przecież Elliott przechodził najgorszy swój okres, przez który rozdzielił ich rodzinę, jednak chłopiec wynagradzał wszystko.
- Zoey Gia jest zdrowa jak ryba. Powinna zacząć obserwować już świat, mniej spać. Zaobserwowałeś, że podnosi główkę jak leży na brzuszku? Myślę, że jeszcze chwila, a będzie utrzymywać ją samodzielnie – nieświadomie przeszła per ty, zerkając przy tym w wyniki badań dziewczynki. Nie zauważyła nic niepokojącego, oprócz jednego szczegółu – ich doktor miała mieć zwolnienie na nieco dłuższy okres.
Oparła się o biurko z pewnym westchnieniem i zwilżyła wargi, zerkając w końcu na Blake’a.
- A jak się czują świeżo upieczeni rodzice? Może są jakieś pytania, które was nurtują? W razie czego możecie śmiało do mnie dzwonić. Z doświadczenia wiem, że pierwsze miesiące są najtrudniejsze i pełne niewiadomych – dodała jeszcze, mając nadzieję, że to on do niej zadzwoni, ale nie w kwestii swojej córki. Chciała, Chryste, pragnęła odnowić kontakt, chociażby na te kilka godzin. Bo gdyby wtedy nie wymknęła się po nocy, może teraz byliby razem? Musiał poznać matkę swojego dziecka zaraz po tamtej sytuacji. I chciała powtórki, mimo wszystko.
Ciekawa była jak wygląda teraz jego życie. Z pewnością mniej pokomplikowane niż jej własne. Czy jest szczęśliwy? Czy czuje się dobrze w roli ojca? Jak wiedzie mu się teraz w pracy?
Czy kocha teraz kogoś tak, jak kochał ją kiedyś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie sądził, że taka rola będzie mu pisana; na pewno nie t e r a z, ani przez wiele kolejnych lat, dopóki nie dowiedział się, że Charlotte jest z nim w ciąży, a w następstwie sam do tej świadomości dojrzał. Wszystko dodatkowo uległo zmianie - na plus, tak sądził - kiedy ujrzał drobną istotkę, która po raz kolejny wywróciła jego życie do góry nogami. Nie żałował; ani tego, że nie upierał się przy swoim, tym samym sugerując Hughes, że najlepszym - i jedynym - wyjściem jest usunięcie ciąży, ani przez krótki moment nie zawahał się, czy obiecana chęć pomocy i bycia obok była czymś słusznym i właściwym. Była, bowiem Blake Griffith nie należał do tchórzy, którzy ewakuują się wtedy, kiedy wyczuwają chociażby drobne problemy.
- Świetnie - odpowiedział szybko, wypuszczając z ulgą powietrze. Ta wiadomość była najlepszą tego popołudnia, choć trochę teatralny grymas przemknął przez twarz mężczyzny na kilka sekund później, a ciemnowłosy przechylił głowę, tym samym zerkając na leżącą dziewczynkę.
- Jeszcze mniej będzie spała? - Pokręcił głową i westchnął z dezaprobatą, lecz po krótkiej chwili profil Griffitha rozjaśnił szczery, choć krótki uśmiech. Nie znał się - nadal - za bardzo na rodzicielstwie i stale się uczył, przyswajając pozyskane z otoczenia informacje, jak i osobiście notując to, jak zachowywała się Gia, kiedy płakała i co powodowało, że kąciki jej ust unosiły się, a spomiędzy warg brzmiał dźwięczny śmiech.
- To chociaż mogłaby już zacząć chodzić - rzucił z rozbawieniem - Zoey lubi skupiać na sobie maksimum uwagi, więc pewnie zaraz... - No i właśnie. Nie mógł nawet dokończyć, kiedy to mała blond istota mruknęła coś w swoim języku, tuż po tym zaczynając - na razie - po cichu płakać. Blake tylko potakująco pokiwał głową, a równocześnie z tym posłał Hannie przeciągłe spojrzenie, które niemo sugerowało: a nie mówiłem?
- Nie wiem, Hann. Chciałbym czuć się pewniej za każdym razem, kiedy nagle zaczyna płakać, a ja nie wiem, czy jej się nudzi, czy coś dzieje się nie w porządku - wyznał, przy okazji tego zjawiska, jakim był rozkręcający się głos Gii. Na szczęście w tym przypadku - na to wyglądało - mieli do czynienia z pierwszą opcją, bowiem wystarczyło, że ostrożnie ją uniósł i pozwolił zacisnąć drobną dłoń na wystającym spod rozpiętej kurtki sznurku bluzy, aby humor dziecka uległ poprawie.
- Na to chyba nie masz jak pomóc - dodał, posyłając ciemnowłosej subtelny uśmiech. - Uhm, czyli teraz sugerujesz, że mogę dzwonić? - dopytał jednak, celowo brzmiąc bardziej kąśliwie. Rzecz jasna nawiązywał do czegoś konkretnego; jej porannej ucieczki sprzed roku, a pozostawiony poprzedniego wieczora numer - podobno jej - okazał się należeć do jakiegoś starszego gościa. Nie, by się głośno przyznał, że po wszystkim próbował się z nią skontaktować. Co to, to nie.
- Chyba nadal mam cię zapisaną, więc w razie czego będę wiedział do kogo się zgłosić - poinformował pomimo tego, z zaciekawieniem patrząc na twarz Spencer.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapominała powoli, że miała do niego żal przeszłości, a on do niej i pozwalała sobie na lekkie rozbawienie na swoich wąskich ustach. Rodzicielstwo wcale nie należało do prostej roli, o czym Blake stopniowo uświadamiał sobie to. Wyglądał przeuroczo w tym wydaniu i nawet jeśli czuła jakąś zazdrość, że to nie z nią chciał zbudować takie życie, musiała w końcu zrozumieć, że byli wtedy dzieciakami. Te wspólne noce, które spędzili ze sobą po drodze, były po prostu błędem. Jeśli chciała odbudować swoją relację z Elliottem, musiała zapomnieć o jakichkolwiek randkach i spotkaniach na godzinę. Za bardzo zależało jej na dobrej relacji z ojcem swojego syna.
I właśnie przez to zaczęła zastanawiać się, kim jest wybranka Blake’a i mama tej przeuroczej dziewczynki. Jak to się stało, że tak zdołała zaangażować Griffitha w wypad do lekarza? Ona mogła tylko o tym pomarzyć, gdy jeszcze była w związku z Elliottem. Zazdrościła im tych lżejszych początków.
- Chodzić też niedługo zacznie. Zanim się obejrzysz, a będzie tańczyć, śpiewać i grać na nerwom rodzicom bardziej niż kiedykolwiek i przechodzić bunt trzylatka – zaśmiała się, zaglądając ciekawsko ponad biurko, by zobaczyć jeszcze raz Zoey, która zaczęła dawać do wiwatu. Gdy tylko jednak Blake wziął córkę na rękę, uciekła wzrokiem do dokumentów. Nie chciała na nich patrzeć, gdy tak bardzo była zazdrosna; chociaż nie miała o co, tak właściwie, skoro sama teraz kocha innego. Odetchnęła głęboko, zapisując na kartce jakieś wskazówki dla młodego świeżo-upieczonego ojca. Zamarła dopiero wraz z jego kolejnym… słowem.
Hann
Zerknęła na niego niepewnie, bojąc się, że wzrok może zdradzić jej emocje. Wyprostowała się jednak, uśmiechając jakby pocieszająco i pokręciła głową, spuszczając spojrzenie ponownie na dziewczynkę.
- Niemowlaki właśnie tak wyrażają każdą swoją emocję i potrzebę. Myślę, że z czasem będziesz rozumiał więcej sygnałów swojego dziecka, ale na początku, jeśli cię to pocieszy, nawet ja nie potrafiłam zrozumieć swojego własnego syna. Wszystko robiłam na wyczucie, aż w końcu zaczęłam domyślać się, czego chce, zależnie od pory. Spokojnie, wyrobi ci się to.
Chciała zapewnić go, że będzie łatwiej, ale to nie do końca prawda. Gdy dziecko zacznie rozwijać się, będzie więcej obowiązków i więcej zmartwień. Mógł jednak cieszyć się, że nie jest w tym sam i ma swoją partnerkę. Ona poniekąd była sama, aż do teraz.
Zaśmiała się, tym razem nieco gorzko, ale skinęła głową. Teraz zadzwoni? Czy to nie takie o c z y w i s t e? Mężczyzna dzwoni zawsze, kiedy czegoś potrzebuje. I w porządku, to jest jej praca, ale dlaczego nie zadzwonił rok temu? Mogła wymknąć się, bo miała coś do załatwienia i on miał jej numer. Tak przynajmniej sądziła.
- Masz mój numer? Na pewno jest prawidłowy? Bo nie dostałam żadnego potwierdzenia ani wiadomości, a z tego co pamiętam – obiecałeś? – zagaiła może nieco nieśmiało, odgarniając włosy za uszy w nerwowym geście. Zawsze to robiła, gdy się stresowała. – No nic, dam ci wizytówkę i jakby coś się działo, dzwoń. Chcesz drugą dla… partnerki?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Żal, to względem żywionych przez Blake'a uczuć (emocji? obojętnie, przecież i tak średnio się na jednym i drugim znał) wobec Hanny, zbyt mocne określenie. W jego pamięci obraz rozstania jeszcze przed studiami jawił się całkiem... w porządku. Nie pamiętał (już?), aby jedno przesadnie mocno zraniło drugie, nawet jeżeli ówcześnie to oni wzajemnie byli, bądź co bądź, swoją perspektywą na przyszłość. Świeższe było te przypadkowe spotkanie, po którym kolejnego dnia zniknęła nagle, więc tu w jakimś stopniu męskie ego mogło ucierpieć. I na chwilę ucierpiało.
- I tak każdego miesiąca? Konsekwentnie będzie pojawiać się coś nowego? - rzucił z rozbawieniem, choć przez jedną krótki czas przez twarz mężczyzny przemknął wyraz konsternacji, spowodowany wizją nadchodzących kolek, ząbkowania i innych sennych koszmarów, o których na razie tylko słyszał. Mimo że z dnia na dzień Zoey Gia coraz bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że jej narodziny zdecydowanie nie były czymś, czego chociażby przez moment żałował, perspektywa stawienia czoła wyzwaniom, jakie czekały na świeżo upieczonych rodziców, potrafiła zaniepokoić, jednocześnie przynosząc poważne zwątpienie co do posiadania odpowiednich umiejętności.
Stopniowo do niego docierało, że nawet sprawy związane z więzienną przeszłością i całą tą ciężką przeprawą, którą przebył z różnymi skutkami, nie równały się temu, co szykowała dla niego przyszłość i kolejne lata w nowej dla mężczyzny roli, bowiem obiecał, że do tej ojca przyłoży się tak bardzo, jak tylko będzie potrafił. Może należało przy okazji przemyśleć, kto komu dawał prawdziwą lekcję wychowania: on jej, czy Zoey jemu.
- Masz syna? - wychwycił ze słów ciemnowłosej ten jeden element, opierając tęczówki na twarzy Spencer. Nie wiedział, czy tym pytaniem w większym stopniu wykazywał zainteresowanie tym, jak jej się wiodło czy raczej ignorancję wobec tego samego czynnika. Minęło sporo czasu od ostatniej okazji na to, żeby nadrobić wszelkie luki. Niektóre z nich powstały na ich własne życzenie.
- Cieszę się, że ci się układa - dodał po chwili, zupełnie szczerze, ale mimo to z lekkim zawahaniem, wszak zrozumiał, że na dobrą sprawę, wcale nie miał pewności, czy rzeczywiście jej się układało i czy fakt posiadania dziecka i tego rodzaju pracy, był tego wystarczającym wyznacznikiem.
O czym teraz marzysz, Hannah Spencer?
- Rzadko kiedy cokolwiek obiecuję, zapomniałaś? - Uniósł brew zuchwale, tym samym posyłając jej przeciągłe spojrzenie. - Zapamiętałbym, gdybym to zrobił - stwierdził, z krótką chwilą zawahania drapiąc się po krótkim zaroście.
Zadzwonił, nawet bez tej obietnicy. Sęk w tym, że numer nie odpowiadał, więc...
- Uhm, wizytówka będzie okej. - Kiwnął głową, odbierając od niej kartonik, po czym instynktownie zerknął na zapisaną na nim treść; niestety, niewiele mu to dało, skoro jedyny raz, kiedy to sięgnął po numer Spencer, miał miejsce przed - ponad - rokiem. Dobra pamięć swoją drogą, lecz tego nie dałby rady zapamiętać.
- Dzięki - mruknął, chowając wizytówkę do kieszeni. - Mam nadzieję, że nie zajdzie taka konieczność - wypalił, dopiero po fakcie orientując się, jak mogło to zabrzmieć. - To znaczy, jeśli chodzi o Zoey. Wolałbym, żeby nie działo się nic, co wymaga nagłej interwencji lekarza - zreflektował się, wciągając na usta niewyraźny uśmiech i przenosząc spojrzenie na wziętą przed krótką chwilą na ręce dziewczynkę. Gia zaabsorbowała się na tyle zarówno elementami z otoczenia, jak fragmentem ubioru ojca, że nie wymagała dalszych prób zabawiania jej w jakikolwiek, inny sposób.
- Nie będę ci zabierał więcej czasu. Chyba już wszystko wiem - powiedział, gdzieś z tyłu głowy mając nadzieję, że kolejnym razem uda im się spotkać szybciej, niżeli po tylu miesiącach. Po krótkim dokończeniu rozmowy, pożegnał się i opuścił wraz z Gią szpital.

/ koniec

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”