WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Stało się.
Adres Seana wszedł w posiadanie Shepherd. Tym sposobem mężczyzna ściągnął na siebie nieodwracalne w skutkach szkody i nie dało się z tym zrobić nic poza zaakceptowaniem nowego ładu stanu rzeczy. Jednak najgorsze było to, że prawdopodobnie nawet nie miał jeszcze świadomości o niedogodności swojego położenia, dlatego w ramach pocieszenia oraz na osłodę gorzkich chwil, jakie miały nadejść w związku z tym wszystkim, ciemnowłosa zawitała pod dom gospodarza z małym podarkiem, który po otwarciu przez niego drzwi, znajdował się mniej więcej na wysokości jej głowy. Mniej więcej, bo ze względu na pokaźny rozmiar, raczej nie byłaby w stanie go unieść zbyt wysoko, w dodatku tak, aby wytrzymać w tej pozycji dłuższy moment.
— Przybywam w pokoju — odezwał się głos zza donicy. — I przynoszę prezenty. — Opuściła ręce z kaktusem, chyba najlepszej rośliny dla ogrodniczego antytalencia, po czym wysunęła je w stronę Andersona z nieznacznym wyrazem nieposkromionej dumy wobec tego, że była w stanie wpaść na tak genialny pomysł i chociaż w małym stopniu spełnić prośbę, z jaką się do niej zwrócił. Cóż, przynajmniej taką miała nadzieję.
— Euphorbia ingens — oznajmiła, gdy mieli już za sobą wszystkie początkowe finezje i wpuścił ją do środka (bo chyba mogę tak uznać?). — Potrzebujesz jeszcze jakiś wskazówek poza tą, że nie obraża się na właściciela, jeśli nie podleje się go przez kilka tygodni? — Obejrzała się na tegoż właśnie właściciela z delikatnym przejawem rozbawienia na twarzy.
-
Sean podzielił się swoim adresem z Eileen, a ona nie miała pojęcia, że w najbliższym czasie on wykorzysta wiele okazji, by uświadomić jej, iż z Portage Bay do Phinney Ridge wcale nie jest bliżej niż z Phinney Ridge do Portage Bay. I choć z pozoru nie brzmiało to dramatycznie, Shepherd najpewniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej cięty język i złośliwe komentarze w oczach Andersona czyniły z niej doskonałą towarzyszkę rozmów. Mimo tego, że w żadnym wypadku jeszcze nic nie planował, na poczekaniu potrafiłby wymienić z dziesięć tytułów filmów, których wspólne oglądanie (a raczej - do których wysłuchiwanie jej uwag) poprawiłoby mu humor.
Na razie jednak za drzwiami czekał kaktus.
-Prezenty zawsze są mile widziane - odpowiedział odbierając donicę. Nieco zaskoczył go jej ciężar. - Zapraszam pomiędzy moje niepomalowane ściany.
W hotelu już nie mieszkał, zaś dom w dużej mierze był już wyremontowany, natomiast nadal brakowało znacznej części umeblowania i choćby, wspomnianych już, kolorów na ścianach. Niosąc w rękach idioto-odporną roślinę, zaprowadził Eileen do salonu, którego podstawowymi elementami wyposażenia okazały się być stojąca na środku kanapa, stary stół i dwa składane krzesełka. Spoglądając w kierunku otwartej kuchni, kobieta mogłaby zauważyć, że oprócz lodówki, piekarnika, płyty grzewczej i kilku szafek z blatem roboczym z demobilu, nie było w niej praktycznie nic.
-Nie mam pomysłu - Sean wzruszył ramionami i jednocześnie odpowiadając na niezadane pytanie. Odkładając kaktusa na ziemię spojrzał w kierunku chłodziarki. - Piwo jasne czy ciemne? Jeśli przyjechałaś samochodem to twoja wina, piwo i tak dostaniesz. Mam tyle niepotrzebnych pokojów, że jakiś sobie wybierzesz.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Jasne! — odparła bez chwili na namysł, gdyż istniała tylko jedna możliwa odpowiedź na to pytanie. W czasie, gdy mężczyzna dbał o odpowiednie nawodnienie, ona, celem zaspokojenia swojej ciekawości, przechadzała się po pomieszczeniu, w którym największym - a co za tym idzie - najtrudniejszym do przeoczenia elementem było ogromne okno, zza którego rozpościerał się doskonały widok na okolice. To właśnie stając w jednym z nich, w głowie ciemnowłosej swój początek miała myśl, szybko wiodąca do przekonania, że taki krajobraz, w szczególności o poranku, tuż po przebudzeniu, z kubkiem parującej kawy, rekompensowałby wysiłek włożony we wiosłowanie. Nawet pomimo tego, że do środka wpadało dużo światła i przy niezaciągniętych zasłonach raczej nie uświadczy się prywatności. Na pierwszy rzut oka wydawało się to dosyć sporą niedogodnością. Ale może jemu wcale nie przeszkadzało?
— Rozumiem, że będę mogła wybrać jakikolwiek, a decyzja nie będzie podlegać dyskusji? — Odwróciła się przodem do Seana, kąciki ust układając w zuchwałym uśmiechu. Nie rozważała, czy faktycznie zajdzie potrzeba nocowania poza domem, ani wcześniej, ani teraz, kiedy sam o tym wspomniał, aczkolwiek osobiście nie widziała w tej kwestii powodu do sprzeciwu. Przecież to już trzecia randka.
— Skoro jest tyle niepotrzebnych pomieszczeń, to skąd pomysł na taki zakup? — zagaiła po chwili, po raz kolejny dając upust swojej ciekawości. Jednocześnie zasugerowała, że być może to kupno tak przestronnego miejsca było niepotrzebne. Możliwe po prostu, że brak wolnej przestrzeni w jej domu przytłoczył go na tyle, że uznał, iż tak musi być wszędzie, a gdy już trafił na coś, gdzie można swobodnie zrobić dwa kroki, bez ryzyka potknięcia się i stłuczenia kolana, przyjął ofertę w ciemno. — Myślisz przyszłościowo? — Oparła na nim przymrużone spojrzenie, rozwijając temat o kolejne domysły. — Chcesz tu zapuścić korzenie, założyć rodzinę i mieć gromadkę brykających dzieci, z osobnym pokojem dla każdego — podjęła, unosząc podbródek tak, jakby poczyniła bardzo trafne spostrzeżenie.
-
Kompletnie nie orientował się w tym czy i jakie uprawnienia byłyby potrzebne, żeby mógł przy molo zacumować motorówkę albo mały jachcik. Nie, żeby go specjalnie ciągnęło do wody, ale skoro kupił już nad nią dom to może warto byłoby w pełni z niego korzystać? Wciąż nie wiedział czy przeprowadzka do Portage Bay była najlepszym możliwym rozwiązaniem, ale przecież w każdej chwili dom mógł sprzedać i poszukać czegoś bardziej tradycyjnego.
Łódka poczeka, zdecydował.
W akompaniamencie charakterystycznego syku otworzył dwie butelki piwa - jasnego i ciemnego, po czym to pierwsze podał Eileen, a sam upił łyk drugiego. Przez moment stał w milczeniu obok niej, naprzeciwko absurdalnie wielkiego okna i delektował się zarówno widokiem, jak i lekko słodkawym smakiem piwa pozostawiającego na języku nutkę charakterystycznej goryczy. Przez głowę mu przeszło, że jest doskonałą metaforą jego życia.
Słodko-gorzkie.
-Nie wiem czy jestem w stanie wygrać jakąkolwiek dyskusję z tobą - uśmiechnął się odpowiadając na jej pytanie. Odsunął się przy tym o kilka kroków i posłał jej spojrzenie podobne do tego, którym ona go obdarzyła. - Pamiętaj tylko o tym, że w większości wypadków oznacz to spanie na dmuchanym materacu. Jedyne łóżko stoi w mojej sypialni.
Teraz jego usta ułożyły się w śmiały uśmiech, który spowodował, że wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki przypominające ptasie łapki. Nie wiedział czy poznała go już na tyle, by nie mieć wątpliwości, że ostatecznie sam zaproponuje jej nocleg w jego łóżku, samemu będąc gotowym przespać się na kanapie czy wspomnianym materacu na podłodze. Nie wypadałoby postąpić inaczej wobec gościa.
-Kupno tego domu poleciła mi znajoma znajomej - powiedział mając na myśli agentkę nieruchomości będącą koleżanką Yael. - W gruncie rzeczy ma raptem dwie sypialnie i możliwość zaadaptowania antresoli na takową - ruchem głowy wskazał mezzanino. - Odcinając się od życia w Nowym Jorku chciałem mieszkać w miejscu kompletnie różnym niż dotychczas, stąd duży metraż, woda za oknem i te wielkie okna. Zobaczę czy mi się spodoba.
Dalsza interrogacja ze strony Shepherd wcale nie była zaskakująca. Zasadniczo poruszyła kwestie, które wydawały się logiczną kontynuacją wątku, a których się też - w gruncie rzeczy - spodziewał. Mimo to, pozwolił sobie na chwilę milczenia kupioną za pomocą butelki przytkniętej do ust.
-Lubię mieć trochę przestrzeni wokół siebie, żeby nie uderzać co dwie minuty kolanem w szafkę, a co trzy nie wchodzić w lampę lub roślinę - nawiązał do jej mieszkania, w którym postanowiła dwukrotnie wykorzystać każdy centymetr kwadratowy. - A nie uciekając w ironię? Nie wiem, Eileen, może kiedyś tak się stanie, a może po prostu będę miał dużo okien do mycia na starość. Chyba jakoś łatwiej podchodzi się do układania sobie życia w sytuacji, gdy poprzedniego nie musiałaś wyburzać, wiesz?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Ale czy na pewno?
— Nie wiedziałam, że w coś gramy — podchwyciła, unosząc brew z zainteresowaniem przedzierającym się przez twarz. Powszechnie wiadomym jest, że aby coś wygrać, najpierw musiała odbyć się gra, a zatem aktualnie dopiero się rozgrzewała. Sęk w tym, że wszystko to byłoby zupełnie możliwe tylko jeśli podchodziła do ich rozmów z postawą świadczącą o wyższości w jakimkolwiek kontekście. Czyżby takie było jego wrażenie? — Porzucić dmuchany materac dla łóżka? Żartujesz? Słyszałeś kiedyś o czymś równie absurdalnym? — zakpiła, wyraźnie się zgrywając. Prawdę mówiąc, dziś była chyba wyjątkowo mało wybredna, albowiem żadna z tych opcji nie brzmiała specjalnie zniechęcająco. Na pewno nie stanowiły czegoś, wobec czego zmuszona była zaniżyć swoje standardy.
— Masz duże szanse na to, że naprawdę ci się spodoba — przyznała z aprobatą wobec wszystkich tych czynników mających pomóc mu zrealizować postanowienie. Jak widać, nawet ona pozostawała bez większych szans w starciu z niezaprzeczalnym oddziaływaniem tych okolic oraz samej natury, która je współtworzyła. Już sam ten etap wydawał się zaspokajać wewnętrzne potrzeby, drzemiące w każdym poszukiwaczu nowych wrażeń, ale czym byłoby życie bez niekończącej się drogi do doskonałości, prawda?
— Kwestia przyzwyczajenia — odparła jego zarzut słowa z typową dla siebie nonszalancją, dla kontrastu przeszytą lekką ofensywną, gdy tylko zrozumiała do czego pił. — Cóż — zgodnie z jego życzeniem przestawiła się na ton uciekający od ironii, po czym rozejrzała się demonstracyjnie. — Na moje oko, całkiem sporo tu miejsca na ułożenie sobie nowego życia. Znalazłoby się też trochę na małe potknięcia po drodze, ale nie takie, po których nie można by swobodnie ruszyć dalej — skwitowała pół żartem, pół serio, uśmiechając się nieznacznie w momencie skrzyżowania z nim spojrzenia.
— Proponuję więc napić się za nowy start i nadzieję, że wygospodarujesz w nim skrawek na rośliny. Albo chociaż jedną dużą — zaproponowała, zerkając wymownie na postawionego w kącie kaktusa, którego przyniosła, a zanim upiła symboliczny łyk piwa, uniosła butelkę ku górze.
-
W sposób oczywisty nawiązywał do ich pierwszego spotkania, w czasie którego - wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi - zawędrowali nocą na zamknięty licealny stadion, by później włamać się do budynku szkoły. Spoglądając na te wydarzenia z perspektywy czasu, nie tylko coraz wyraźniej dostrzegał absurd sytuacji, ale jej (czy raczej: ich) niedojrzałość. Mimo to, absolutnie nie żałował wyskoku, choć Eileen, przechorowawszy sprawę okrutnie, mogła mieć inne zdanie.
-Cieszy mnie twoje podejście, bo ten dmuchany materac to strasznie skrzypi przy każdym ruchu. Nie da się na nim wyspać - w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia ironią spływającą z ust kobiety. Nie omieszkał dorzucić na koniec odpowiedniego komentarza. - Jeszcze w środku nocy postanowiłbym odzyskać połowę łóżka tylko po to, by dowiedzieć się, że kopiesz przez sen. Albo chrapiesz.
Na kilka chwil zapatrzył się w widok za oknem zastanawiając się nad słowami Shepherd. Duże szanse, że mu się tu spodoba? Okolica rzeczywiście wydawała się dość urzekająca, ale wiedział, że nie jest taka na całej długości linii brzegowej, bowiem w znacznej mierze, jak mu się wydawało, zapchana była małymi, często zaniedbanymi domkami na wodzie, zaś w ciągu dnia nie brakowało przepływających za oknem łodzi wszelakich. Jedną z jego pierwszych decyzji była wymiana okien na takie pokryte folią niepozwalającą zajrzeć do środka. Dla własnego komfortu wybrał też szyby, które można było zmatowić za pomocą przepływającego przez nie prądu.
Ot, gadżety godne dwudziestego pierwszego wieku.
-Byle się nie przewrócić przy takim potknięciu - powiedział, może zbyt metaforycznie. Jak na razie nie mógł być pewnym tego, że cała ta przeprowadzka do Seattle takim potknięciem nie była, a on nie leci w tej chwili na ziemię, by przedstawić swoją twarz chodnikowi. - Wypiję za to. Chodź, pokażę ci resztę tego placu remontowego.
Z butelką w ręce poprowadził ją z powrotem do wiatrołapu, gdzie otworzył pierwsze drzwi. Pomieszczenie za nimi zdecydowanie nie miało wielkiego potencjału, by powalać swoją ekstrawagancją, bowiem pełniło funkcję typowo techniczną - stał tam kocioł zapewniający ciepło w całym domu. Najpewniej w niedługiej przyszłości stanie się też pralnio-suszarnią oraz magazynem dla wszystkich "przydasiów".
-Ten chyba ogarnę na końcu - powiedział otwierając drzwi do pokoju. Nieduży, mało ustawny, ale za to z własną łazienką. - Dodatkowa sypialnia pewnie. Na razie bez łóżka, ale z miejscem na materac - uśmiechnął się, po czym niespodziewanie zmienił temat. - Ja przyjechałem tu, bo się rozwiodłem. A ty? Dlaczego rozstałaś się z laboratorium kryminalistycznym?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Jedyną żywą istotą, z którą od dłuższego czasu dzielę łóżko, jest Geralt — zaczęła, dosyć niepozornie, choć już sam ten początek mógł przyjąć ostrzegawczy ton, dla niego, jak i dla niej samej, jednocześnie zapalając czerwoną lampkę, sygnalizującą, że jeszcze nie jest za późno na wycofanie się. — Na jego relacje z przebiegu nocy raczej bym nie liczyła, ale kiedy tak wygląda twoja rzeczywistość, chrapanie przestaje cię ruszać. — Wzruszyła ramionami dodając do całości więcej zobojętnienia, aczkolwiek przez jej głos przedzierało się delikatnie rozbawienie. I... może też odrobina sentymentu, ale to już tak znikome pokłady, że były wręcz niemożliwe do wychwycenia. Zwłaszcza wtedy, kiedy akurat zanosiło się serdecznym żałosnym śmiechem, bo mniej więcej takiej reakcji spodziewała się po Andersonie. Jaki z tego był morał, tak właściwie? Chyba taki, aby pomyślał nad czworonożnym towarzyszem, który uodporniłby go na wszelkie wstrząsy występujące po zapadnięciu zmroku.
— Myślałeś nad zatrudnieniem jakiegoś specjalisty od feng shui i innych bajer, czy zamierzasz dać wykazać się swojej fantazji? — zagaiła, zaabsorbowana zwiedzaniem i rozglądaniem się za miejscami na nowe rośliny. Sean jak do tej pory dał się poznać jako równy gość, jednak, z całym szacunkiem, samym sobą oraz swoją przebojowością nie doda tej przestrzeni tego, na co w pełni zasługiwała.
— Też się rozwiodłam — odparła bez zastanowienia, nieco zbita z tropu pytaniem z jego strony. Taki instynktowny odruch, który od pewnego czasu stosowała, mający odwrócić uwagę od zakłopotania, jakie wzbudzała w niej problematyka niektórych kwestii. Szybko jednak się zreflektowała. — Chyba po prostu potrzebowałam jakiś zmian. — Pociągając łyk ze szklanej butelki dawała sobie chwilę na głębszy namysł, gdyż dotarło do niej, jak mało przekonująco zabrzmiała. Każdy na pewnym etapie swojego życia tak mówił, ale nie każdy w tym celu od razu wszystko rewolucjonizował. W tamtym czasie myślała, że była na to gotowa, ale podświadomie czuła, że stało się tak bardziej z przymusu niż wewnętrznych mechanizmów. — W ciągu ostatniego roku nastąpiło sporo granicznych momentów. To bywa przytłaczające, jeśli do tej pory wiodło się całkiem stateczne życie. Rzeczy, które były dla mnie normalnością, nagle stały się czymś nie do zniesienia. Może zabrzmi to banalnie, ale pewnego razu po prostu wylewa się o kilka kropel krwi za dużo. Zanim się spostrzeżesz, masz nią pokryte całe dłonie, w ogóle jesteś nią umorusany. I nie jest nawet twoja — powiedziała wyjątkowo beznamiętnym tonem jak na dotkliwość obrazka malującego się teraz w jej głowie. Zacisnęła usta w cierpkim uśmiechu, po czym raz jeszcze przechyliła butelkę. Nie wiedziała, czy takie wytłumaczenie mu wystarczyło, ale na razie musiało. Zarówno temat związany z pracą, która zajmowała bardzo dużą część jej życia, jak i wypadek w samolocie, gdzie zginęło niewinne dziecko, cały czas wywoływały u niej pełen pakiet emocji, zbyt silnych do przeskoczenia.
-
Obiektywnie rzecz ujmując - oboje mieli po trosze racji - Eileen, być może nieświadomie, sugerując, że Sean ostatnio cierpiał na nadmiar przemyśleń egzystencjonalno-emocjonalnych, zaś Anderson twierdząc, że myśliciel z niego kiepski. Mówienie o swoich odczuciach nigdy nie było jego mocną stroną. Ba, on sam dla siebie nie potrafił ich zebrać w jakiś rozsądny, uszeregowany zbiór i musiał zadowalać się nieustanną plątaniną we własnej głowie.
-Biorąc pod uwagę twój dotychczasowy zawód boję się zwrócić uwagę na przymiotnik "żywą" - powiedział, gdy skończył się śmiać z obrazu, jaki nagle stanął przed oczyma jego wyobraźni: Eileen z jedną stopą na ziemi, rozpaczliwie próbującą nie spać z łóżka zajętego przez jej retrievera.
-Jakiś wstępny projekt ma mi przygotować babka, która pośredniczyła w sprzedaży domu - wzruszył ramionami jakby nie miało to dla niego szczególnego znaczenia. - Jestem wyjątkowo beznadziejny w te klocki, bo chciałbym, żeby mi się podobało, albo chociaż nie-nie-podobało, ale zero pomysłu na cokolwiek. Do teraz nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zasadniczo urządzaniem zawsze zajmowała się moja była żona.
Bo podobało ci się to, co jej, dupku. A nawet jeśli było ci obojętne to się cieszyłeś, że jej się podoba.
-Chyba rozumiem co masz na myśli - nie wiedział. "Chyba" było całkiem szczere, ale "rozumiem" już nawet wydźwięk miało pytający. Całkiem dobrze rozumiał jednak, że to nie czas i miejsce na ciągnięcie tematu, więc postanowił ubrać z rozmowy nieco powagi. - Jeśli będziesz chciała się przebranżowić to mam wolny etat na stanowisku sekretarki. Może dasz się skusić tą propozycją?
Kontynuowali wędrówkę ku następnemu pomieszczeniu. Wyglądało na to, że jako jedyne pozostało prawie nieruszone po poprzednich właścicielach - ściany wciąż miały mdły niebieskawy kolor i wyraźnie widać było na nich miejsca, w których kiedyś stały szafy. Z lewej strony znajdowała się ściana i drzwi z matowego szkła, a za nimi łazienka i toaleta. Najważniejszym punktem było jednak duże okno nad łóżkiem w rozmiarze królewskim.
-Jak mówiłem, lubię dużo przestrzeni - Sean wzruszył ramionami opierając się o framugę i wskazując brodą miejsce do spania. - Dzisiaj całe dla ciebie. Nie martw się, dostaniesz świeżą pościel. Szyby są elektrochromatyczne, więc można je zmatowić tym pokrętłem obok, jakby co. Żaden wędkarz cię rano nie podejrzy - dodał, po czym znowu nieco spochmurniał. - Tutaj na razie nie zdzierałem tynków i podłóg, żeby mieć pewność, że nie będę spał na betonie, bo z moim brakiem wizji to wiesz, mogę tego nigdy nie skończyć. Łatwiej wybrać samochód niż kolor farby do domu.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Eileen również zdarzało się uciekać do nader filozoficznych myśli, szukając rozwiązania jakiejś sytuacji. W chwilach, w których brakowało jej określenia na pewne emocje, albo gdy te przytłaczały ją swoim natężeniem tak, że nawet nie była w stanie zlokalizować ich źródła, najlepszym wyjściem zawsze okazywało się powoływanie na (nie)zawodny rozsądek.
— Może pomyśl jeszcze nad skonsultowaniem się z jakimś egzorcystą czy innym znawcą, żeby upewnić się, czy ktoś tu przypadkiem nie został zamordowany — zaproponowała, wykazując się wyjątkowym optymizmem, a jej spojrzenie zupełnie mimochodem przemknęło po pokoju w poszukiwaniu amatorsko ukrytych, wyblakłych plam po nieudolnie startej krwi. Gdyby okazało się, że miała rację, przydałoby się oczyścić dom ze złej energii, której on zdecydowanie nie potrzebował w reorganizacji swojego życia.
— Dobrze jest mieć jakąś alternatywę — zaśmiała się, szczerze rozbawiona jego propozycją. — Przemyślę to, ale tylko po przedstawieniu mi warunków pracy i tylko wtedy, jeśli po pewnym czasie będę mogła zdetronizować szefa z jego własnego stanowiska. — Przechyliła nieznacznie głowę, opierając porozumiewawcze spojrzenie na tęczówkach szefa, to znaczy Seana.
— W porządku — odparła w reakcji na wykładaną jej instrukcję obsługi okien i ogólnego funkcjonowania w jego przestrzeni, jak gdyby faktycznie zamierzała pokornie stosować się do wskazówek, nie dorzucając czegoś od siebie. — Nie przeszkadza mi, że ktoś patrzy — dodała, zmierzając w kierunku łóżka i odstawiając po drodze butelkę. Opadła na nie bez większego skrępowania, przymknęła na moment powieki, czując pod plecami miękkość materaca i pościeli. Rzeczywiście łóżko było królewskich rozmiarów. Podejrzewała, że gdyby rozstawiła ręce na całą jego szerokość, nie byłaby w stanie objąć całego zasięgu. Jej łóżko było spore, ale temu nie mogło się równać.
Uniosła nieznacznie głowę, zerkając kontrolnie na mężczyznę. Dźwignęła się nieco i oparła się wygodnie na przedramionach.
— Doceniam twoją gościnność, ale kanapa w zupełności wystarczy. Od dziecka co roku jeżdżę z ojcem na biwaki za miasto. Tam ciężko jest zaznać luksusów takich jak chociażby skrzypiący materac — powiedziała z rozbawieniem, dając mu do zrozumienia, że to dla niej nie pierwszyzna. — Jeśli zaś chodzi o wykończenie — tutaj ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu — architektką wnętrz nie jestem, tynkarzem tym bardziej. Mój zakres umiejętności w tych dziedzinach ogranicza się do zeskrobywania naklejek ze ścian pokoju pięcioletniego chłopca, ale jakieś pędzle, szpachle i inne narzędzia znają się w domu. Ostatecznie i tak jestem ci — zawahała się, napotykając opór przed wypowiedzeniem tego zwrotu ze względu na jego niejednoznaczność — winna pomoc za twoją ostatnią posługę. — To nie było z jej strony zwykłe wyrównanie rachunków, które odbywało się z obowiązku, a przede wszystkim autentyczna chęć pomocy.
-
Jego słowa niedługo potem znalazły potwierdzenie w uwadze Eileen dotyczącej egzorcysty. Rzeczywiście pokój ten nie wyglądał najlepiej, ale powinna się cieszyć, iż nie widziała salonu przed tym jak położono w nim nowe tynki - wtedy najpewniej dzwoniłaby po kolegów z policji, by przyjechali zweryfikować jej teorię o morderstwie. Z tego, co Sean się orientował, nikogo tu jednak nie zamordowano, chociaż istniało pewne prawdopodobieństwo, iż poprzedni właściciel - zadłużony po uszy - mógł myśleć o powieszeniu się pod antresolą.
Byłoby to dość hollywoodzkie, trza przyznać.
-Możesz być spokojna, w domu nikt nie zginął - odpowiedział poważnie, po czym dodał tonem sugerującym, że mówi o rzeczy równie oczywistej jak to, że słońce wschodzi na wschodzie, zachodzi na zachodzie, a w nocy go nie widać, bo poszło spać. - Wszystkie ofiary poprzedniego właściciela poszły pływać w betonowych butach. Po co brudzić ściany, gdy masz dom praktycznie na rzece?
Żartował, ale przez myśl mu przeszło, że zasadniczo dobrze byłoby się przy okazji rozeznać w okolicznej linii brzegowej. Trochę głupio by było, gdyby pewnego dnia zdecydował się zacząć łowić ryby, a pierwszą zdobyczą okazałaby się dłoń jakiegoś nieszczęśnika - niekoniecznie zamordowanego, przecież ludzie non stop się topią.
-Znasz jakichś nurków policyjnych, którzy dorabiają po godzinach? - zapytał. Tym razem poważnie.
Serio.
-Należę do grona najlepszych pracodawców w tym mieście, Eileen. Znaczy, tak mi się wydaje, ale gdyby istniał taki ranking to na pewno bym się w nim znalazł. Praca marzenie, odbierasz telefony, umawiasz spotkania, pilnujesz, żebym nie zapomniał o urodzinach ojca i siostry, nosisz krótką kieckę i szpilki. Nie mów, że brzmi jak oferta skrojona dla ciebie.
Anderson przez moment zatrzymał się przy myśli Eileen ubranej w krótką spódnicę, rajstopy i buty na wysokim obcasie. O ile niewątpliwie byłby to zniewalający widok to przed oczami wyobraźni Sean miał kompletnie inny obrazek.
Wielki, żółty znak zapytania - czy Eileen Shepherd kiedykolwiek ubrałaby spódnicę? Czy w ogóle kiedykolwiek taką ubrała, bez "by"?
-Nalegam, serio - zorientował się, że butelka jest pusta, piwa zostało w niej może na łyka, góra dwa, więc poprowadził wycieczkę z powrotem do punktu startu. - Nie wiem, o której planujesz jutro wstać, ale ja najpewniej o siódmej, ósmej będę na nogach. Jeśli deklarujesz wstać wcześniej, możesz spać na kanapie.
Pewnie, w grę wchodził jeszcze wspomniany już dmuchany materac rozłożony w pokoju obok sypialni, ale Sean zdecydowanie czułby się lepiej nie wysyłając na niego gościa - nawet w sytuacji, w której Eileen mogłaby na nim spać do południa.
-Myślę, że grube tematy zostawię ekipie remontowej - uśmiechnął się słysząc słowa kobiety. Naprawdę miło było dostać propozycję pomocy w mieście, w którym przebywało się raptem od trzech miesięcy. - Chętnie jednak przyjmę każdą pomoc przy malowaniu pokojów, skręcaniu mebli czy - tu wskazał na prezent od Shepherd - znalezieniu najlepszego miejsca dla kaktusa. Znaczy tego - próbował przypomnieć sobie nazwę podaną mu przez Eileen, gdy ta stała w progu jego domu - no... euforius ingenius?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Jestem oazą spokoju — zaoponowała. — Nie boję się dusz umarłych. Te żywych są zdecydowanie bardziej przerażające — dopełniła wypowiedź z całkowitą powagą, bowiem podpisywała się pod tym całą sobą. — Jakiś nurek by się znalazł może, ale wtedy radziłabym ci się zacząć zastanawiać nad tym, jak udowodnisz, że to nie ty stoisz za tym, co tam znajdą. — Nie ma to jak podniesienie kogoś na duchu w momentach zwątpienia, prawda? Eileen Shepherd oferowała w tym swoje usługi całodobowo.
— Mhm, najlepszy. Zaraz po tych, którzy twierdzą tak samo o sobie — zauważyła. Nie, żeby wątpiła w jego zdolności! Po prostu pokusa poczynienia jakiegoś przekornego komentarza była zbyt silna, aby chciała mogła ją stłumić. Akurat kto jak kto, ale Eileen powinna zawierzyć jego słowom, gdyż sama uznawała się za najlepszego specjalistę w swojej dziedzinie, jeszcze kiedy pracowała w policji. Wbrew temu, co ludzie sądzili na ten temat, to było absolutnie zdrowe podejście i bynajmniej nie miało nic wspólnego z wybujałym ego. Dla Shepherd po prostu nie istniało nic ważniejszego niż praca, więc bez żadnych wyrzutów sumienia wkładała cały swój czas na doskonalenie się w fachu. — Przyznaję, oferta jest kusząca, ale obawiam się, że moje kwalifikacje mimo wszystko są za wysokie, żeby nosić jeszcze szpilki. — Jej usta wygięły się w uśmiechu na jeszcze jedną myśl, pojawiającą się niespodziewanie. — Poza tym, co jeśli, przykładowo, wywiąże się głębsza więź między pracodawcą a pracownikiem? — Twarz ciemnowłosej przybrała porozumiewawczy wyraz.
— Nie wypada gościowi spać dłużej niż domownikowi. Nie przewidujesz żadnej obsuwy ze swojej strony? — spytała, jak gdyby to nie postawa gościa wymagała zmiany, zwłaszcza jeśli tym gościem była ona. Mimo wszystko, przy całej swojej czupurności, czułaby się trochę nieswojo spiąć w łóżku Seana w czasie, kiedy ten krążyłby już po domu. — Skoro nalegasz — zaczęła, ustępując w końcu. — Wolisz prawą czy lewą stronę? — Cień zawadiackiego uśmiechu przyozdobił usta Eileen, która z pełną premedytacją obrała inny kierunek, niż ten z początku zasugerowany przez niego.
— To dobrze, bo nie wiedziałam, jak powiedzieć, że jednak lepiej sprawdzę się w machaniu pędzlem — zaśmiała się, chociaż podejrzewała, że w jej wydaniu nawet taka czynność mogła przysporzyć kłopotów. — Malowanie i skręcanie mebli też wymaga paradowania w krótkiej kiecce i szpilkach? Czy może obowiązuje całkiem inny dress code? — Uniosła brwi nieco bardziej sugestywnie niż zamierzała, zerkając na niego kątem oka.
— Tak po prawdzie, to digitus infamis — Zacisnęła nieznacznie usta z cisnącym się na nie rozbawieniem, które nie miało nic wspólnego z przejęzyczeniem, a faktem, że nanosząc swoją poprawkę na jego poprawkę, powołała się na zupełnie inną nazwę. Być może ta wpasuje się lepiej w jego upodobania, skoro z tamtym miał problem.
-
Swobodną wypowiedzią maskował tę dziwną niepokojącą myśl, która pojawiła się gdzieś głęboko w podświadomości uwierając go i powodując nieuchwytne zaniepokojenie. Ilekroć próbował namierzyć jego źródło, wydawało się uciekać gdzieś w bok, jak cień na skraju pola widzenia - zawsze przesuwający się, gdy odwróci się głowę.
-To jest na swój sposób niepokojące i jednocześnie godne podziwu, Eileen. Nie wiem jak zareagowałbym na widok martwego człowieka - wyznał zdając sobie sprawę z tego, że podobne rzeczy pewnie słyszała wielokrotnie. - Wolę myśleć, że w najgorszym wypadku znacząco bym pobladł, ale obawiam się, że rzeczywistość mogłaby raczej przypominać rozpaczliwy bieg do toalety. Albo najbliższego kosza na śmieci. Wiesz, żeby zwymiotować. Chyba jednak wolę żywe dusze.
Zdecydowanie preferował obcowanie z żywymi i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że sam widok martwego człowieka najpewniej byłby dla niego szokiem. Sean był pracownikiem biurowym, który umiejętnie trzymał się z dala od rzeczy, z którymi pracownicy wydziałów kryminalistycznych musieli mieć nieustanną styczność.
Jego niepokojące rozmyślania przerwały, na szczęście, o wiele przyjemniejszy temat. Taki, który przed oczy wyobraźni nie przywoływał obrazów przerażających, lecz zdecydowanie bardziej urokliwe.
-Jeśli o to chodzi to polityka firmy nie zabrania biurowych romansów, co swego czasu wykorzystywała dwójka stażystów - zbliżył się do Eileen o krok i nachylił do niej spoglądając jej w oczy. - Ta branża jest o wiele bardziej tolerancyjna w tej kwestii niż policja, więc pewnie nikt tego nie uznałby za niestosowne.
Mówił prawdę - jako właściciel Light Side nie zaglądał pracownikom do łóżek dopóty, dopóki ich relacje nie miały wpływu na wykonywaną przez nich pracę. Niespecjalnie interesował go zatem ani - w pierwszej kolejności - związek Siriusa i Lunet, a później ich rozstanie, gdyż w żaden sposób nie wpłynęło to na realizowane przez nich zadania. Swoja byłą żonę poznał w pracy - byłby zatem hipokrytą, gdyby miał coś przeciwko takim sytuacjom.
Miał nadzieję, że może uznać, iż tym razem to on zdobył punkt.
Wróciwszy do połączonego z kuchnią salonu od razu skierował się w stronę lodówki i wyciągnął z niej kolejne dwa piwa. Podając, siedzącej na kanapie, Eileen butelkę nachylił się nad nią nieco bardziej niż wymagałaby tego sytuacja.
-Nie zastanawiałem się nad remontowym dress code'm - powiedział udając, że się zastanawia, po czym uniósł prawy kącik ust w górę i lekko zmrużył oczy. - Gdybym cię o to poprosił to ubrałabyś tę krótką kieckę i szpilki? I chyba wolę prawą stronę łóżka - niespodziewanie nawiązał do jej wcześniejszego pytania, które wtedy pozostawił bez odpowiedzi. - Oczywiście, trudno przewidzieć, na której się wyląduje, prawda?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Nie wspomniałam nic o romansie. — Uniosła brew, a razem z nią podbródek w zadziornym wyrazie. Nie powiedziała nic takiego, owszem. Ale czy to znaczyło, że nie miała tego na myśli? — Nie uwierzyłbyś mi, gdybym opowiedziała ci o historiach, jakie miały miejsce na komisariacie. — Odstąpienie od tego pomysłu, jeszcze zanim w ogóle rozważyła go na poważnie, niekoniecznie wiązało się z osobliwością danych zdarzeń, a raczej z faktem, że nakręcanie dram zupełnie nie było w stylu Eileen. Najpierw musiałoby ją to w ogóle interesować, a większość z tych rzeczy dowiedziała się wbrew sobie. Jej celem było ustawić Andersenowi perspektywę postrzegania środowiska policyjnego.
— Wydaje mi się, że w takim stroju ciężko pracować nad remontem — zauważyła z przekorą, celowo omijając alternatywny powód, dla którego chciał zobaczyć ją w tym kusym - jak na jej codzienne standardy - wydaniu. Odebrała od niego butelkę w takim momencie, w którym spoczywająca na niej dłoń mężczyzny, zetknęła się z opuszkami jej palców.
— Prawda — zgodziła się bez chociażby cienia wątpliwości i zawahania. Po co miałaby udawać, że jest inaczej? Kwestia ta pozostawała bezsporna. — Zwłaszcza, jeśli dwie osoby preferują tę samą stronę — przyznała, a kąciki jej ust drgnęły wymownie ku górze, jednocześnie będąc potwierdzeniem tego, że teoria o ulubionych stronach łóżka, to nie zwykły mit. Ten problem realnie dotyczył większości osób, które kiedykolwiek, z jakiegokolwiek powodu musiały walczyć o preferowaną stronę łóżka.
-
Sean podchwycił ton wypowiedzi kobiety. Jeśli, zapytany na ulicy, miałby wskazać, jaki zawód jego zdaniem jest najnudniejszym ze wszystkich na świecie, najprawdopodobniej właśnie to byłaby jego odpowiedź. Być może, gdyby miał więcej czasu do namysłu wskazałby jakieś inne zajęcie, ale to zawsze pierwsze przychodziło mu do głowy. W nowojorskiej siedzibie Firefly dział ekonomiczny był celem niekończących się żartów ze strony pozostałych pracowników, a najpopularniejszym z nich było to, że widząc wychodzących z firmy księgowych można było nastawić zegarek, bowiem musiała to być dokładnie trzecia popołudniu.
-Oczywiście, że nic nie mówiłaś o romansie, ale w tym kontekście przecież nie martwiłabyś się głęboką przyjaźnią – na jego twarzy zagościł zawadiacki uśmiech, który znalazł odbicie w zadziornych iskierkach połyskujących w oczach. – Podobnie, jak ja nie mówiłem, że nie wyniosłaś z komisariatu nieprzyzwoitych historii z życia wziętych, a jedynie wspomniałem o tym, że branża marketingowa nie spogląda na nie nieprzychylnym okiem. W przeciwieństwie do większości komendantów. Swoją drogą, – jego uśmiech stał się jeszcze bardziej zadziorny – może kiedyś powiesz mi w ilu z nich jesteś jedną z głównych bohaterów.
Obyło się bez efektownych iskier przebiegających pomiędzy opuszkami palców Eileen, a skórą na jego dłoni. Nie dało się ani słyszeć grzmotu towarzyszącego uderzeniu pioruna, ani – dla kontrastu – nie wyszło nagle słońce, które zalałoby ich swoimi promieniami. Nie zgasły światła, wiatr niczego nie przewrócił, nie zaczęła grać muzyka.
Sean uświadomił sobie jednak, że dotyk Eileen był przyjemny. Po prostu.
Nie myśląc o tym, kierowany jakimś dziwnym impulsem, sięgnął lewą dłonią do jej zadartego ku górze podbródka. Palcem wskazującym i środkowym delikatnie uniósł jej twarz, niejako zmuszając do tego, by spojrzała mu w oczy, zaś kciukiem musnął policzek. Miał wrażenie, że na moment powietrze stało się skondensowane na tyle, że trudno było nabrać je w płuca.
-Oh, dlaczego? – zapytał udając, że nie wie o co chodzi. – Widziałem kalendarz ścienny firmy budowlanej i tam kobiety były ubrane właśnie w ten sposób. Te, które były ubrane, oczywiście.
Wypowiadając ostatnie słowa wyraźnie ściszył głos i nachylił się nad siedzącą na kanapie Eileen. Miał wrażenie, że jego ciało i umysł atakowane są z każdej strony zbyt intensywną falą bodźców: hipnotyzującym widokiem ciemnych tęczówek jej oczu, ciepłem skóry pod jego palcami, zapachem perfum, zadziornością jej głosu i spojrzenia. Z trudem powstrzymywał się, by jeszcze bardziej nie zmniejszyć dystansu między nimi.
Doprawdy, musiała rzucać jakieś zaklęcia.
Chrzanić przyzwoitość.
Nachylił się, by ją pocałować.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
– Jeesteeem! – rozległo się od holu, zagłuszone oczywiście trzaśnięciem drzwi.
„Jestem”. Nie było jej z pół tygodnia (większe pół), więc drzwi miały rację, że zagłuszały ten przesadnie niefrasobliwy anons. Tymczasem Halleluiah ruszyła naprzód, wciąż tak samo uradowana pięknym domostwem, nawet jeśli tu i ówdzie nie było jeszcze wykończone.
Za to Gin była wykończona. Zrzuciła płaszcz tak jak stała – a stała krzywo, lekko się chwiejąc na swoich szczudłach, więc musiała się oprzeć o blat, nalewając sobie wina z butelki o dziwo do kieliszka (pewnie dlatego, że akurat tam stał), zaczesała strąkosmyki byle jak na drugą stronę twarzy, odgarnęła bezskutecznie za ucho, poprawiła workowatą i praktycznie pustą torbę na ramieniu i tak wyposażona, ruszyła w głąb domu.
– Jerryyyy?
Fajnie było tak nawoływać, czekając na reakcję. Tylko gdzie ta reakcja?
– Jerry?
Gdzie on może być? Miał w tym zamczysku tyle niepotrzebnych pokojów, że starczyłoby na pół historii wojen, a wobec braku konkretnej destynacji Gin weszła z lubością w tryb „iiiitam! tu albo tu, whatever” i pchnęła jedne drzwi, zajrzała, pchnęła drugie, zajrzała…
– O.
Takie miała powitanie dla Seana i – kogo? Nie widziała, bo Sean zasłaniał – przynajmniej częściowo – tego kogoś. Gin uniosła brwi, uśmiechnęła się, łyknęła z kieliszka i ruszyła prze próg z zamiarem wejścia im w kadr z wyrazem twarzy mówiącym, póki co, że to strasznie ciekawe zobaczyć Jerry’ego w towarzystwie innym niż jej własne.