WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuch

Cisza. Lubił ciszę galerii. Lubił ich przestrzeń, bo te dobre galerie miały jej dużo i wcale nie wyrzucały na ściany wszystkiego, bo dobry właściciel galerii rozumiał, że dzieło sztuki potrzebuje mieć swoją przestrzeń, swój oddech. I chyba Milo nie do końca świadomie to jeszcze rozumiał, ale to miejsce lubił szczególnie, najczęściej właśnie w środowe wieczory, to był czas na takie właśnie spacery.
Pomieszczenie było chłodne, a może on miał lekkie ciarki przez brutalność obrazu, jakąś taką szczerą niestaranność, jakąś gniewną energię. Lubił myśleć o artystach, patrząc na podobne prace, lubił myśleć kim może być człowiek, który dokonuje tak jawnego ekshibicjonizmu, wyrzucając tak dziwną, pokraczną i szczerą część siebie, rzucając ją przed oczy przechodniów i z tą niewerbalną wypowiedzią ich porzucając.
Kroki. Odwrócił się jakoś automatycznie, bo w tak pustej przestrzeni trudno jest ignorować obecność, każdy drugi człowiek zdaje się być intruzem. Wzrok utkwił w chłopaku, w swoim wieku jakoś, choć całkowicie innym, to widać już na pierwszy rzut oka. Nie było w nim tej niepewności, z jakąś wiąże się obcy człowiek w pomieszczeniu, które nie należy do nikogo, chyba nie obchodziła go ta dość intymna relacja, w jaką człowiek wchodzi w takim miejscu z artystami. Uniesiona lekko broda, spojrzenie utkwione w pracy przed którą Milo siedział, uparte milczenie, które w tej chwili wydawało mu się nie na miejscu, niewłaściwe.
Choć komentarz byłby pretensjonalny, młodzi ludzie nie rozmawiają przecież o sztuce tak znikąd, prawda? Milo nigdy nie rozmawiał, nie miał z kim, bo sztuka mało kogo obchodzi, jest snobistyczna, więc teraz też wydawało mu się to jakieś takie nad wyraz.
- Niemożliwe, ktoś tu wszedł. Czyżby zaczęła się jakaś szalona ulewa?
Uśmiechnął się zamiast tego nieznacznie, bo faktycznie mało kto tu wchodził zwykle, w te środy w które Milo takie miejsca odwiedzał, często bywał w nich sam, czasem właściciel galerii się wychylał. Kogoś młodego tym bardziej trudno było spotkać, Milo doskonale to wiedział, robili dokładnie to samo co on w pozostałe dni, czyli wszystko, absolutnie wszystko, bo to ich czas żeby tracić czas i żeby czas w coś inwestować. Zaraz jednak podniósł się z miejsca, bo miał dziwne wrażenie, że zrobiło się w tym pomieszczeniu ich dwójką dziwnie tłoczno, choć jednocześnie nie ruszył do wyjścia, bo go zaciekawił ten intruz i, choć zarzucił sobie torbę na ramię, a dłonie schował do kieszeni to teraz patrzył na niego.
- Zaraz pomyślę, że chcesz go stąd wynieść. - skinieniem głowy wskazał na sporych obrazów płótno na ścianie, które w tej chwili miał po swojej lewej, a które stało się chyba ich obu głównym obiektem zainteresowania.
Ostatnio zmieniony 2020-09-02, 23:24 przez Milah Khayyam, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

dzieciak w mundurku

Taksówkarz wyrzucił go trzy przecznice od domu na tej uroczej uliczce, po której lubił spacerować po dodatkowym francuskim, bo właśnie w jednej z szeregówek mieszkała jego nauczycielka. Wszystko byleby nie być w domu, bo dom był teraz zimny i cichy i pełen tego ciężkiego napięcia, które ściskało za gardło i nadgarstki. Ojciec miał gorszy moment, jakiś problem ze wspólnikiem - tak mówiła matka, choć przecież to nie przez problemy ze wspólnikami płakała rano w jadalni i to nie przez problemy ze wspólnikami nakładała dziś tyle makijażu, dokładnie badając swoją twarz w lustrze.
Wyprasowany mundurek, przykładnie zawiązany krawat, włosy odgarnięte z czoła, torba z książkami na krześle i młodsza siostra obok w kraciastej marynarce powoli jedząca śniadanie. Gosposia postawiła przed nimi jakiś jogurt z owocami, ciemną kawę i wodę z cytryną. Nawet tego nie dojadł. Trzeba było dbać o siebie, więc dziś osiem godzin lekcji, potem trening tenisa.
- Mogę dzisiaj nie iść na kort? Nie czuję się najlepiej.
Matka słabo pokiwała głową, nie miała siły chyba, a stojąca przed domem taksówka miała zaraz zawieźć ją na lotnisko. Kolekcja musiała być gotowa przed pierwszym, a pracownicy w Los Angeles potrzebowali jej decyzji i wprawnego oka.
- Zajedź tylko, skarbie, po obraz do Birawera.
- Obraz?
- Tak, cenny bardzo, więc uważaj. Mallory miała go odebrać, ale zabieram ją ze sobą do LA.
Mallory była matki asystentką, której głównym zadaniem było robienie tego, na co Valeria nie miała czasu. Załatwianie małych rzeczy w szkole, odbieranie materiałów i zakupionych drogich waz i obrazów z pobliskich galerii, wydzwanianie do dekoratorów wnętrz, do nauczycieli jazdy konnej i dziennikarzy, którzy chcieli zrobić wywiad z Valerią St. Verne. Złota dziewczyna.

Godziny w szkole lały się okrutnie leniwie, a w żołądku burczało trochę. Słabo mu dziś było, nieprzyjemnie wyjątkowo. Przejmował się chyba, choć sam już nie wiedział czym - nauką, rodziną, matka, siostrą, ojcem, który pewnie wypije dziś wieczorem za dużo koniaku i będzie chciał rozmawiać z nim o jego przyszłości. Kiedyś się postawi. Może dziś.
Nie, nie. Dziś nie. Dziś po prostu ucieknie, przeciągnie powrót do domu. Powie, że w galerii było dużo do załatwienia, że zagadał się z właścicielem, że miał dodatkową lekcję francuskiego, bo jutro test, bo pierdoli to wszystko, pakuje się i ucieka do Paryża, ktoś go tam odkryje i będzie żył tak szyjąc couture dla Diora i jedząc ciastka w piekarni pod wieżą Eiffela.
Ale teraz obowiązki. Chciał jeszcze chyba zajść po kawę do tej cudowniej kawiarni naprzeciwko galerii, ale coś w roztrzepanej trochę głowie usilnie piszczało, że ma iść tam teraz, że nie może tracić czasu. I może chodziło właśnie o tę jedną osobę, która rzuciła mu się w oczy, gdy tylko stanął w środku, otoczony nagle wysokimi ścianami, które sklepiały się nad nim sprawiając, ze czuł się jak w majestatycznym, europejskim kościele. Matka uwielbiała takie kościoły właśnie i często latał z nią do Mediolanu, żeby przyglądać się tym wyblakłym malowidłom na sufitach. Daj sztuce się otoczyć, daj jej w ciebie wsiąknąć, zrobić z tobą to, co zechce, a podziękujesz jej, naprawdę, bo piękno z najgorszych ludzi potrafi zrobić wielkich wrażliwców. Trącała go palcem w nos, a on uśmiechał się sennie. Może zatracił się za bardzo.
I może na sekundę zatracił się też za bardzo w tym ostrym profilu i ciemnych włosach wybijających się na rozbielonym tle. Bo piękno żyło nie tylko w kościelnych freskach, nie tylko w obrazach miejskiej galerii i sukniach z kremowego woalu, w które Valeria ubierała długonogie modelki. W ludziach tkwiło go czasem najwięcej i Florian uwielbiał się im przyglądać. Tym modelkom w maminych sukniach - ich długim twarzom, ciężkim powiekom, piegowatym policzkom - dziewczynie, która siedziała obok niego na literaturze - jej miękkim udom pod kraciastą spódnicą i gładkim dłoniom, w których tak wdzięcznie trzymała pióro - temu chłopakowi, który stał teraz w ulubionej galerii rodziców. Sekundę dosłownie. Tak idealnie tu pasował, tak ładnie unosił brwi, kiedy wpatrywał się w wiszący na ścianie obraz. Przypominał każdą piękną postać z każdej książki, którą Florian czytał wieczorami. Młody rewolucjonista, artysta, buntownik może, intelektualista jakiś może. Ułamek sekundy nim ta twarz zwróciła się ku niemu, a on musiał szerzej otworzyć oczy i odwrócić wzrok - wbić go w ten przeklęty obraz, który wcale go teraz nie interesował. Ale nie mógł patrzeć dalej na niego przecież. Jego powitalna uwaga brzmiała pięknie, choć pretensjonalnie bardzo, więc Flo prychnął cicho i przewrócił ostentacyjnie oczami.
- Myślisz, ze jesteś taki niezwykły, bo lubisz czasem pooglądać obrazki w bogatej dzielnicy?
Był. Dla Floriana chyba był, ale nie mógł się wydać, więc uśmiech, który mu posłał był kpiący i jadowity nieco. I pożałował tego zaraz zresztą, bo nieznajomy wstał i zarzucił na ramię torbę. Nie nie nie, nie wychodź. I jeszcze ta uwaga. Pracował tu?
- Ja... - Ale nie dokończył, bo oto i z wąskiego korytarza wyłoniła się wysoka sylwetka w tweedowej marynarce i lnianej koszuli. Siwe włosy zaczesane na bok, ciężka oprawa okularów. Klasnął z radością w ręce, a Flo wiedział już, już wiedział i nienawidził teraz tego przemądrzałego przyjaciela matki, właściciela tej wystawnej galerii bardziej niż kiedykolwiek. Wszedł tutaj, w jego idealną scenę i idealnym człowiekiem. Spadaj, dziadzie.
- Florian! - wykrzyknął dziwnie entuzjastycznie, a młody Verne uśmiechnął się blado, kiwając lekko głową. Poczuł mocny i szybki uścisk na ramieniu. - Niepotrzebnie przyjechałeś, obraz dla rodziców dostarczymy do waszego domu dziś wieczorem. Nie sadziłeś chyba, że pozwoliłbym ci targać te działo sztuki aż do Queen Anne?! - to mówiąc machnął zamaszyście ręką, wskazując na obraz, w który wbijało się przed chwilą spojrzenie nieznajomego. A więc to ten. - Co u mojej słodkiej Valerie? Podobno nowa kolekcja już na wylocie! Przekaż jej, ze czytałem wywiad w Vanity Fair i wypadła OSZAŁAMIAJĄCO! Och...DARLA KOCHANIE CZY MOŻESZ ODEBRAĆ...DARLA?! Cholera, za co jaj jej płace, ci studenci, doprawdy...- i burczał chyba coś jeszcze, gdy oddalał się znów w głąb korytarza szybkim krokiem, podążając za melodią dzwoniącego telefonu. Teraz Florianowi trudno było powstrzymać uśmiech i kolejne rozbawione prychnięcie. Wzrok znowu uniósł się na jego towarzysza. Nie wyszedł, choć mógł przecież.
- Chyba już go wyniosłem - rzucił szybko, bo cisza zaczynała go męczyć i denerwować. I chciał też przeciągnąć moment, w którym będą musieli stąd wyjść. - A co, chciałeś go dla siebie? Jak ładnie poprosisz, może wyłączę alarm w domu i pomogę ci go wynieść. - Kolejny uśmiech, ręce wciśnięte w kieszenie szkolnych spodni. - I tak mamy tego od chuja. - Wzruszył jeszcze ramionami. Nie doceniał może, może nie widział znaczenia tej kolekcji, która ozdabiała ściany rodzinnej rezydencji. Zbyt snobistyczna była, zbyt sztywna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądał się intruzowi z uwagą, choć trochę z żalem, bo skoro jakiś intruz tu był to brakowało dla nich obu miejsca, prawie jak w jakimś westernie. Bo obserwowanie obrazów jest zbyt intymne, żeby robić to przy kimś obcym, tym bardziej jeśli swoją pewność siebie się wypracowuje, sztuka jest tak strasznie indywidualna. Ale wstawał z miejsca, musiał, choć ten intruz też go obserwował i to było dziwne, zazwyczaj obcy ludzie wzajemnie udają, że siebie nie widzą, odwracają wzrok, wbijają go w okno, w ścianę, w obraz, w cokolwiek byle się nie gapić, bo nie wolno gapić się na obcych. I to spojrzenie, ta wzajemna obserwacja sprawiła, że czuł, że powinien się odezwać jakoś, bo milcząca ucieczka faktycznie ucieczką by była, a może po prostu stąd ustąpić, a może wcale nie musi iść, ciekawie byłoby kogoś tu poznać. Nawet, jeśli doskonale widział, że są z całkowicie innych światów, ten chłopak każdym gestem krzyczał że jest kim, podczas kiedy Milo wciąż zastanawiał się kim jest, ubiór tego chłopaka oznajmiał głośno, że pochodzi z dobrego domu, podczas gdy Milo inaczej rozumiał pojęcie dobrego domu, bo tak nazwałby swój, a nie dom nieznajomego, gdyby cokolwiek więcej o nim wiedział, to słowo mogło należeć do nich obu, ale wyłącznie w całkowicie innym znaczeniu. A jednak zaciekawił go, przynajmniej do czasu w którym się nie odezwał. Kpiarsko, przewracając oczami, prychając. Milah uniósł więc brwi, wcale nie pozwalając zbić się z tropu, patrzył na niego, na ten jego żmijowaty uśmiech, trochę w wyczekiwaniu, jakby myślał, że rozwinie jakoś swoją wypowiedź, to pytanie które miało mu chyba zasugerować, że za wiele sobie myśli.
- Przepraszam, że obraziłem cię powitaniem, słońce najjaśniejsze, więcej nie będę. - odpowiedział mu tonem nader uprzejmym, zbyt uprzejmym, zwracając się do niego w sposób o wiele zbyt poufały w odpowiedzi na ten jego uśmiech chyba, bo myślisz, że jesteś taki wyjątkowy, bo kąsasz nieznajomych?, bo nie zamierzał się tłumaczyć, że nie to miał na myśli. A może trochę miał, choć bronił się oczywiście przed kpiną i nie mógłby teraz się przyznać. Zarzucając na ramię torbę, wyrzucił z siebie jeszcze jedno zdanie, chyba tego się trochę spodziewał, że chłopak ten obraz skradnie, był pewnie jednym z tych którzy przychodzili po takie prace i zamykali je w swoich domach. Dzięki nim takie miejsca działały, ale Milo wydawało się to bez sensu, że takie prace, te krzyczące, które powinny być słyszane przez każdego kto chce słuchać.
I chłopak chciał chyba coś powiedzieć, ale pojawił się kolejny intruz, właściciel galerii. Widział go tu tylko raz, może dwa, wychodził tylko do najlepszych klientów i, kiedy wiedział że coś sprzeda pewnie, po co miał marnować czas na zwykłych obserwatorów. A może szanował ich przestrzeń tutaj, choć po jego sposobie bycia, Milo obstawiał raczej pierwszą wersję.
Zamierzałeś go nieść osobiście, posrało? Obraz był duży, cholernie duży, Seattle może niezbyt wietrzne ale między ulicami to i tak wydawało się najgłupszym pomysłem świata, co ten dzieciak ma w głowie? Owinąłby obraz jak jabłka szarym papierem i niósł nad głową jak parasol albo przy boku, przeciskając się przez ludzi?
Nie wiedział, czemu dalej stał. Nie musiał, ich rozmowa była właściwie skończona i nie obchodziło go raczej, co rozmówca miałby jeszcze do powiedzenia, a jednak ciekaw był co się dalej wydarzy, czy obraz naprawdę zniknie i chyba, kim jest ten chłopak, na tyle bezczelny żeby wykradać sztukę do swojego domu. I wygodnie było być teraz szpiegiem, bo kompletnie ignorowany był, jakby go nie było, nikt na niego nie patrzył, więc on swobodnie odwrócił wzrok na obraz, kiedy właściciel galerii uniósł głos zdecydowanie za wysoko, szczególnie jak na to pomieszczenie, zbyt dobrze się tu dźwięk odbijał.
I kiedy znów spojrzał na chłopaka, on był jakiś inny, może ta dziwna rozmowa pełna lizusostwa tak mu humor poprawiła? I chciał w końcu ruszać, bo już chyba powinien, ale w tej chwili jednak się ten chłopak nieznany odezwał.
Wyniósł go. No tak, to oczywiste.
- Absurd. - stwierdził, trochę z irytacją, trochę obojętnie, bo głupia była ta propozycja, nawet jeśli była żartem. - To bez sensu, że coś co tak krzyczy zostanie zamknięte w jakimś saloniku dla gości. Po co miałbym chcieć tam wchodzić?
Teraz może celowo był pretensjonalny, może miał go za idiotę w tej chwili, może nie podobało mu się to, bo można chować pejzaże, można portrety, scenki rodzajowe, obrazy po prostu ładne, ale coś tak emocjonalnego, takie wyznanie zamykać w małym pomieszczeniu, tylko dla kilku spojrzeń? To wydawało mu się jakieś cholernie bezczelne, tak samo jak cały ten chłopak.
I tak mamy tego od chuja.
Uniósł znów brwi, wysoko, trochę w niedowierzaniu. Poważnie cię to nie obchodzi, zbierasz ładne obrazeczki, kiedy są podpisane nazwiskami które można znaleźć w gazetach czy na artykułach dla snobów, co?
Wolał zdecydowanie, kiedy ludzi sztuka nie obchodziła szczerze. Wcale nie musiała. Jego też wiele rzeczy w ogóle nie pociągało, nie musiało. Ale to podejście wydawało mu się w jakiś sposób obleśne, obraz, silny wyraz, czyjaś wypowiedź została sprowadzona do roli głupiej ozdóbki sygnowanej drogim nazwiskiem, prawie jak naprawdę droga dziwka na pokaz.
- Nie wiem na kim próbujesz zrobić wrażenie. - mruknął tylko. Zdecydowanie za długo już tu sterczał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zirytowany był? Zły? Pod wrażeniem chyba bardziej, bo miał przed sobą równego przeciwnika najwidoczniej. Bo ludzie często zaczynali krzyczeć, milkli, robili się agresywni, a on odpowiedział tym jadowicie uprzejmym tonem, a więc żmijowaty uśmiech Floriana poszerzył się jeszcze. Tylko gra, zabawa taka. Czy on ją rozumiał? Czy rozumiał, że Flo wcale wredny być nie chce, po prostu nie umie być miłym tak od razu. Bycie miłym, roześmianym i sympatycznym oznaczało słabość, a on słaby być nie chciał. Łatwo było zdobyć zresztą czyjąś sympatię tym świergoczącym głosem - Och tak, lubisz tu przychodzić? Piękny obraz, ładne masz włosy, chcesz na kawę iść może, postawię. Jeszcze by pomyślał - coś złego by pomyślał. I zlałby go w następnej ślepej uliczce. Bo miał lat kilkanaście i wiedział już - domyślał się - kim jest, ale nie mógł przecież tak szybko się odkrywać, zrzucać płaszcz z ramion. Jesteś piękną osobą stojącą teraz w galerii sztuki, czasem o tobie fantazjuje, a ty nie wiesz nawet, ja też nie wiedziałem, że to ty właśnie.
Płytko i głupio pewnie było tak oceniać kogoś i zachwycać się jedynie zewnętrzną otoczką. Ale Flo wiedział, ze jest artystą i że widzi w tych pierwszych wrażeniach całe szkice pięknych historii, malowane akwarelami obrazki , upięte na manekinie fałdy aksamitu. Ostre rysy, ciemne oczy, włosy zaczesane do tyłu i ten czarny golf, i ten refleks, ten cięty język, kiedy ten dzieciak w mundurku odezwał się do niego tak bezczelnie. I Florian mógł patrzeć tylko, mógł wymyślać w głowie jego imię, żeby zapisać go w pamięci pod tymi literami, a potem zastanawiać się czy wpadnie na niego, gdy znów będzie w okolicy. Allen może.
I dobrze, że ten dziad głupi poszedł już, Florian go tu nie chciał, bo psuł wszystko, a twarz nieznajomego (Allena zdaje się) stawała się coraz bardziej zniecierpliwiona. Zaraz wyjdzie, zniknie zaraz, a Flo miał już plan tego spotkania i jego rysy wyryte w głowie jak w kamieniu cholernym. Dlatego właśnie zaczął mówić - głupoty trochę, bez sensu, ale to nic. Może zatrzyma go tu jeszcze na moment. Jak się okazało - na moment dosłownie, bo kolejne słowa musiały Allena wyprowadzić z równowagi jeszcze trochę, choć Florian nie chciał wcale, naprawdę nie chciał. Miał może nadzieję, że zrozumie - nie o sobie mówię, o swoich starych tylko, myślałem, że się zaśmiejesz może. Idioto. Delikatna fala irytacji, ale wtedy jeszcze jedno zdanie - Nie wiem na kim próbujesz zrobić wrażenie. Na tobie może? Głupi jesteś strasznie. Ale oczywiście, ze jesteś, bo chłopcy nie widzą takich rzeczy - drugi chłopak może chcieć z nim piwo wypić, w mordę mu strzelić, to wszystko. Brwi ściągnęły się jeszcze, odwrócił twarz w stronę obrazu, za który rodzice na pewno zapłacili bardzo grube pieniądze. Basquiat, kochał Basquiata za wiele rzeczy, nie tylko sztukę wcale. Mozę właśnie obrazy lubił najmniej nawet. I chłopak - Allen jego - chciał iść już, widział, że zbiera się do wyjścia, na przeszklone drzwi patrzy ze zniecierpliwieniem. Miał ostatnią szansę.
- Uwielbiam Basquiata. Wiesz, że był modelem dla Comme des Garcons? - szybkie pytanie, od niechcenia rzucone w przestrzeń. Retoryczne trochę, bo zaraz znów zaczął mówić. - Uwielbiał modę, w ogóle. Naprawdę. Nosił dużo Armianiego, nie lubię Armaniego, ale mu było do twarzy bardzo. I nie bał się w ogóle, nosił takie kwieciste marynarki, lubił się tak wyrażać i doceniał formę, bardzo doceniał formę - zawiesił się na chwilę, wzrok przeniósł się na twarz chłopaka, potem znów na podłogę. Głupio mu się zrobiło, czuł jak policzki się rumienią. Cała pewność siebie uszła z niego i nie miał pojęcia dlaczego. Nagle bał się na niego nawet patrzeć, a kolejne słowa ciężko przechodziły przez gardło. Panika? O co chodzi? Zacisnął palce mocno na krawędzi marynarki. - Sztuka nie musi wisieć na ścianach w salonie wcale. Pacco Rababne na przykład...ciął kawałki metalu i układał je w...w sukienki je układał - cicho mówił, może za cicho, zęby chłopak dosłyszał. Odchrząknął jeszcze, trochę wyżej podniósł głowę. Nie chciał tracić aury zarozumialca z bogatego domu, tak łatwiej było się bronić przecież. - Palisz? - bo ja się duszę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciał iść, właściwie zrobił już pierwsze kroki, ale coś się zmieniło, coś dziwnego, niespodziewanego w całej tej postaci przed nim sprawiło, że znowu stanął w miejscu. Zmiana postawy, nagła i całkowita. Zestresował się? Nie był już taki wyprostowany, jakby zmalał w jednej chwili, kiedy nie zionął tą pewnością z oczu dookoła, kiedy jego wzrok się rozbiegany zrobił. Spiął się jakoś tak, przez chwilę nawet jakiś wystraszony mu się nagle wydał, kiedy przestał się uśmiechać tak idiotycznie. Dziwne to było, ta nagła zmiana, przez myśl Milo przeszło, czy nie zabrzmiał agresywnie, nie nastraszył go serio, tylko czym? I nagle padła kolejna wypowiedź, jakby wypluta za szybko, nie pasująca nijak do postaci z którą rozmawiał zaledwie chwilę temu, wstydliwa, jakby mówił o jakimś niewłaściwym sekrecie. I trochę tak było, chłopak który interesuje się modą, powinien mieć pewność siebie, żeby tego zainteresowania bronić i żeby bronić siebie samego przed obelgami i podtekstami, bo to jedna z najbardziej niemęskich dziedzin przecież. A jego pewność siebie jak się okazuje, była tylko kruchą, porcelanową maską, która posypała się w ciągu chwili, właściwie nawet trudno powiedzieć, dlaczego.
- Nie wiem. - uniósł lekko brwi, choć chłopak nie czekał na jego odpowiedź, już mówił dalej. Milo był, trzeba przyznać zaskoczony, to na pewno. I czerwień wpełzła na policzki chłopaka, jego dłonie, delikatne dłonie miał bardzo, zacisnęły się mocno, odwrócił wzrok, spuścił, wbił go w podłogę, wyglądał jak naprawdę zastraszony, niepewny, nieporadny, jakby coś mu groziło. I Milo to wydawało się zabawne, że z taką pewnością siebie go atakował, czy mówił kompletne pierdoły, ale kiedy jego słowa zaczęły mieć jakiś sens, a może być bardziej szczere, w jednej chwili stał się taki jakiś bezbronny. Dziwny osobnik, ale ciekawy i całkiem uroczy. Choć raczej nie ma łatwego życia z rówieśnikami.
Uśmiechnął się nieznacznie po całym tym wywodzie, nie wchodził mu w słowo, nie przerywał, chyba nawet by nie mógł, poza tym było coś nawet uroczego w tej nieporadności, podobała mu się na pewno bardziej, niż ten żmijowaty uśmiech. I choć niewiele wiedział z tego co on mówił, bo moda jakoś nigdy go nie pociągała, nigdy nie zwrócił uwagi na tę dziedzinę to słuchać było przyjemnie tego dziwnego wywodu, nawet jeśli brzmiał jak tłumaczenie się, jakieś usprawiedliwianie.
- Nie znam się na Armanim, ani w ogóle modzie, ale brzmisz całkiem ciekawie. - on brzmi, brzmi ciekawiej niż sam temat, choć o ciuchach też by chętnie posłuchał. Ale ciekawie brzmiał chłopak, który mówił o czymś, co go wyraźnie jarało, jakby przyznawał się do jakiegoś ciężkiego grzechu, choć jednocześnie zdawał się mieć do powiedzenia dużo ciekawego. I chciałby go posłuchać, zobaczyć kolejną wersję tego cudaka, bo pewnie na doktorze J. i panie H. się to nie skończy.
Papieros. Papieros pasował do żmijowatego chłopaka, nie tego zagubionego i nieporadnego. Ciekawe czyim nawykiem był faktycznie.
- Jeśli nie zmienisz się za chwilę w Hyde'a to zapalę. - stwierdził, nie kryjąc rozbawienia, a po chwili po prostu złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą, chyba też głównie po to, żeby zobaczyć, co zrobi, jak zareaguje. I chyba dlatego, że czuł, że mu wilno, bo każdy chłopak jakiego znał, wyrwałby teraz rękę, bo to takie niemęskie i, bo co ty, pedał jesteś?, ale teraz mu się wydawało, że ten nieznajomy ręki nie wyrwie. No i chciał stąd wyjść, zanim właściciel galerii wróci, a skoro mógł wyjść z tym cudacznym chłopakiem to tym lepiej. Choć wspólna droga trwała krótko, puścił go, ledwie minęli próg pomieszczenia.
Zrobiło się nagle głośno, ulica była dość ruchliwa, chodnik wąski, co chwila ich ktoś spiesznie wymijał, kiedy spokojnym krokiem ruszyli za róg, skoro właściciel galerii zna rodzinkę kędzierzawego to lepiej zaraz pod nią nie palić. Poza tym w bocznej uliczce będzie spokojniej, tego chciał też i jak faktycznie skręcili to oparł się o budynek lekko, trochę bezczelnie przypatrując się przy tym twarzy nieznajomego. Ładnej, bardzo klasycznie ładnej, choć delikatnej nadal. Myśl, że ma ładne usta wydawała się jakaś dziwna, ale całkiem miła jednocześnie, w tym momencie wcale go nie przerażała. Wyjął z kieszeni papierosy, jagodowe miał, wsunął zaraz jednego w usta.
- Często wyciągasz na fajka nieznajomych, słoneczko? - uśmiechnął się trochę zaczepnie, trochę prowokacyjnie, przyglądając mu się nadal, kolejnym minom, zmianom w postawie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Florian mógł przeczytać jego myśli, pewnie zaśmiałby się i stwierdził, ze wielki błąd popełnia myśląc, ze nie można być niepewnym i żmijowatym w jednym momencie. Przecież jedno świetnie ukrywało drugie - złośliwość i wyniosłość to najlepszy kamuflaż kruchego charakteru. Nikt nie chce być rozbity na kawałki, trzeba się bronić. I te bronienie się zazwyczaj wychodziło mu wyśmienicie. Ta wypracowana postawa plus znane nazwisko na tle pieniędzy rodziny były niczym niezniszczalna tarcza na wszystkich tych ludzi, którzy znajdowali w nim zbyt wygodny temat do żartów. Bo trochę inny był, zawsze był trochę inny, a inność ubrana w manierę była przecież bardziej atrakcyjna niż ta naga zupełnie. W prywatnej szkole było mu łatwiej, publiczna brzmiała jak koszmar. Wśród bogatych i rozpuszczonych kolegów żarty o pedałąch pod jego adresem padały często, ale łatwo mógł z nich wybrnąć. Dostać kilka razy w mordę, pocałować dziewczynę na domówce, powiedzieć, że się z nią przespał, zaręczyć, że nie lubi chłopaków ani trochę, ze to obrzydliwe i ze słabe są te ich kawały. I nikt nie dziwił się, że zajmował się modą, bo przecież był dziedzicem majątku, który chodził po wybiegach i stąd wszyscy znali jego imię. Poza tym - świetna robota, pełno było hetero projektantów, modelki wszędzie. Zajebiscie, naprawdę. I wkurzało go zawsze te dopisywanie orientacji do zawodu, jakby jego seksualność miała jakikolwiek wpływ na to kim był, jakby była całą jego osobą, a na domiar złego wszyscy się domyślali. I kazali decydować, bo musieli wepchnąć go do jakiejś szuflady. Wygodniej tak było.
Nie znam się na Armanim. Uśmiechnął się blado - oczywiście, ze się nie znał. Wstydliwe to było, znać się na Armanim, prawda? Ja też się nie znam, tak tylko czytałem - chciał wymruczeć chyba szybko i wyjść, bo już mu się zrobiło głupio, już się rumienił. I nie dlatego, że o modzie opowiadał, bo moda była nierozłączną częścią jego życia od kiedy pamiętał. Od pierwszych małych strojów od gucciego, przez pierwszą agencji modeli, kiedy miał czternaście lat, karmienie go wszystkim co niskotłuszczowe, bo musiał dobrze wyglądać, aż do asystentowania matce w pracowni. Urodził się w tym świecie i w tym świecie miał umrzeć. W garniturze od Hugo Bossa pewnie, jego też nie lubił.
Nie tego się wstydził więc. Nie to go tak nagle przycisnęło do podłogi. To chyba ta nagła świadomość, że faktycznie ten chłopak podoba mu się w zupełnie taki sam sposób, w jaki podobały mu się dziewczyny w mundurkach jego szkoły. Bardziej nawet może. Wiedział, że tak jest, ale nie był chyba świadom tego, jak niezręcznie się zrobi, kiedy zmierzy się z tym twarzą w twarz. Ładną twarz bardzo, bardzo przystojną. I na pewno pachniał ładnie, i mądrze brzmiał, pewnie dobrze wyglądał z papierosem. Żeby skończyć z głupia niepewnością, musiałby pewnie przestać tak o nim myśleć, a nie umiał - nie chciał wcale.
Hyde? Uniósł brwi, uśmiechnął się trochę głupkowato, z niedowierzaniem lekkim. Trafne to było, choć nieznajomy nie mógł wiedzieć, która część jego naprawdę jest potworem. Może obie - nie zdziwiłby się wcale. Nadal jednak nie mówił nic, tylko otworzył szerzej oczy, kiedy chłopak złapał go za nadgarstek. Co do cholery, co ty robisz? Rozchylone usta, ale żadnej dźwięk z nich nie wypadł. Dał się pociągnąć do wyjścia i potem dalej, do tej bocznej uliczki, którą widywał czasem kątem oka. Teraz wydawała się jakoś bardziej malownicza niż zwykle, choć ciężko było się rozglądać, gdy nieznajomy tak uparcie się w niego wpatrywał. Zabawne - on robił przecież to samo, kiedy jeszcze był potworem. I teraz też próbował - podniósł wzrok i wbił go w twarz naprzeciwko. Jeszcze walczył, nie chciał dać się złamać tak od razu. Może próbować. Chociaż było dużo trudniej, kiedy ta obca istota odezwała się znowu. Słoneczko. Jakieś miłe ukłucie w klatce piersiowej, dreszcz przeszedł po kręgosłupie. I tan uśmiech. Cholera.
Na ślepo sięgnął do kieszeni marynarki. Dwa papierosy wyciągnięte z paczki, srebrna zapalniczka. Na chwilę musiał oderwać od niego spojrzenie, wcisnąć fajkę między zęby. Nie myślał chyba za bardzo, kiedy palce wyciągały z ust chłopaka jego papierosa i wkładały drugiego, tego którego wyciągnął ze swojej paczki, miedzy jego wargi. Ręka nawet nie zadrżała.
- Jagodowe? Tragedia - rzucił kąśliwie, choć wyraz twarzy był łagodny. Otwarta zapalniczka błysnęła tylko szybko, wydając twardy, metaliczny dźwięk. Najpierw swój, potem jego. - Myślałem, ze już się znamy, Jekyll - odezwał się dopiero wtedy, kiedy pierwsza chmura szarego dymu opuściła usta. Podbródek znów miał wysoko uniesiony, choć pewność siebie nadal gubiła się gdzieś w tych mącących w głowie uczuciach. Słoneczko. - Florian. Wiem, że głupie. Matka uwielbia jeździć na narty do Austrii - rzucił jeszcze, jakby to miało wszystko tłumaczyć, całego jego przedstawiać. Oczy wyczekująco wpatrywały się w chłopaka. Twoja kolej, Allen. Chwila milczenia, odchrząknął w końcu, znów zaciągnął się papierosem. - A wracając do tematu, wiem, że się nie znasz. - Uśmiech był lekki, nieco wyzywający. - Ludzie, którzy mówią, że lubią sztukę opowiadają zawsze o malarstwie, rzeźbie, o muzyce, twierdzą, że kochają teatr i film, i mówią wersami z poezji, i to wszystko piękne jest, ale o modzie nikt nie mówi, no nie? Bo to płytkie, głupie takie. A Basquiat doceniał, dlatego taki niesamowity jest dla mnie, wyjątkowy. - Mniej się chyba wstydził, choć nadal mówiło się topornie, a lęk przed tym, ze chłopak uzna ten jego monolog za całkowite pierdolenie i wyśmieje go okrutnie ściskał trochę głowę. - I był pięknym człowiekiem, pasował do Comme des Garcons. Ty pasowałbyś do Armaniego bardziej. - Miał nadzieję, że kolejna chmura dymu zakryła trochę ten uśmiech, który wymalował się na nastoletniej twarzy. Za mało żmijowaty był.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widział tę zszokowaną minę przez zaledwie ułamek sekundy, ale dała mu pewną satysfakcję. Urocze były te zaczerwienione policzki, pewnie piekące mocnym ciepłem. I te oczy, które nagle otwarły się tak szeroko. I to jak otworzył usta w ten śmieszny sposób, typowy dla zdziwienia, śmiać mu się chciało, nie wyśmiewać, raczej ciepłe to było rozbawienie. Tym bardziej, że chłopaczek ręki nie wyrwał, nie zatrzymał się, poszedł za nim bez marudzenia najmniejszego.
I zaraz znaleźli się w jakiejś bocznej uliczce, spokojniej było i tutaj swobodnie mógł na niego patrzeć, pewnie i bezczelnie, wpatrywać się w jego odwzajemnione spojrzenie, w którym nie było już tej butności, chyba wypaliły ją rumieńce. Uśmiechnął się na tę myśl, pewnie w swoim otoczeniu bardziej by go to krępowało, ale nie teraz, teraz był swobodny w całej tej anonimowości obcego otoczenia.
I chciał odpalić papierosa, szukał po kieszeniach zapalniczki, ale smukłe palce złapały za jego fajkę i wysunęły mu ją z ust, żeby zaraz zastąpić. Uniósł lekko brew. Nie-smakowe palił tylko w desperacji, jak się schlał i chciał zapalić, a nigdzie nic lepszego nie było w żadnym nocnym sklepie.
Zaciągnął się jednak, kiedy chłopak przysunął mu ogień. Te jego gesty były sugestywne, nawet bardzo, trochę jakby były jakimś wyznaniem, przyznaniem się. Patrzył jednak na niego dalej, trochę dłużej, wydłużał milczenie po tym jego komentarzu, nawet celowo.
- Słodkie bardziej by do ciebie pasowały. Chyba jednak z Hydem palę. - zaśmiał się pod nosem w końcu, kiedy ujął papierosa w dwa palce i odsunął na moment. - I cienkie, zdecydowanie. Ładniej by ci w ustach leżały.
Celowo to mówił, celowo go prowokował, to chyba oczywiste, może trochę się pastwił, a może chciał go skrępować, zawstydzić bardziej, zobaczyć jak zareaguje, czy ucieknie, czy będzie brnął w to dalej. I było w tym coś szczególnego, czuł się swobodnie, tutaj, daleko od domu i od szkoły, schowany w uliczce z tym chłopakiem, jakimś takim zadziwiająco obnażonym chyba z myśli. A może sobie wmawiał, że taki był mimo, że przecież nic nie powiedział, to były tylko gesty, tylko reakcje, tylko spojrzenia.
- Oj, kto ci wmówił, że ja jestem ten dobry? - zaśmiał się na to określenie. On na pewno mu nie wmawiał, nikomu by nie próbował, za dużą zabawę czerpał z tej sytuacji, która dla niego przecież też była całkiem nowa i chyba też trochę pozował.
Florian. Ładne imię. I bardzo do niego pasowało. Wcale nie głupie i całe to tłumaczenie było niepotrzebne, choć na swój sposób też urocze.
- Milah. - mało kiedy przedstawiał się w ten sposób, Milo jakoś łatwiej ludzie zapamiętywali, było bardziej tutejsze, a on chciał być tutejszy, był do cholery, tu się urodził, tak jak jego rodzice i tylko jego imię już pochodziło z innego kontynentu, jak i jego skóra, włosy i oczy. Ale nie zamierzał się odsłaniać tak łatwo przecież, przyznawać że to może być niewygodne. Nie podawał mu ręki, nie poznawali się jak kumple na imprezie, to było całkiem inne. Zaciągnął się znów tym papierosem, nie smakował mu, kompletnie, ostry był jakiś, nieprzyjemny.
Florian za to mówił dalej. I faktycznie mówił coś ciekawego, a Milo pierwszy raz rozmawiał z kimś, kto interesował się sztuką, tak szeroką, w dodatku w swoim wieku i to było prawie równie miłe, jak te palce przy ustach, czy rumieńce na bladych policzkach.
- Nigdy nie wpadło mi to do głowy. - przyznał wprost, uśmiechnął się nieznacznie, za bardzo jego uwagę odwracały te usta i ten nie pasujący gruby papieros. - Musisz mi chyba pokazać, jeśli mam uwierzyć. - stwierdził, strzepując nadmiar popiołu. Papieros znikał zdecydowanie za szybko. - Na przykład w piątek wieczorem.
Uśmiechnął się szerzej, mogli przecież oglądać teraz, na telefonie, ale piątek wieczór jakoś kojarzył mu się z randkami, chyba z filmów czy seriali, nie wiedział skąd konkretnie, więc fajnie było go tak oficjalnie zaprosić i znowu czekać na reakcję, nie ważne że nie wiedział co miałby z tym obcym przecież człowiekiem robić, chyba poznawać po prostu. I patrzeć na jego uśmiech, ale taki jak ten, ten był ładny, te wcześniejsze były cholernie nijakie i puste.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było coś niezwykle przyjemnego w tym uczuciu - bliskość ust przy jego palcach. Chyba chciał ich dotknąć, poczuć pod opuszkami wargi. Nie tylko od opuszkami może, bo w tym momencie ten chłopak z papierosem między zębami wydawał się być tak piękny i jego głos był tak niezwykły, że Florian naprawdę mógłby go pocałować, mógłby wplątać dłonie w jego włosy, włożyć jedną pod materiał golfa, pozwolić przycisnąć się do ściany. Zrobiło mu się znów gorąco, musiał pewnie znów się zarumienić. To głupie myśli, złe myśli, a jednak gdy chłopak mówił, brzmiał tak jakby z nim flirtował. Słodkie bardziej by do ciebie pasowały - zrozumiał, uśmiechnął się lekko, zaciągnął znów papierosem, odwrócił delikatnie głowę, żeby nie dmuchać dymem prosto w jego twarz. Wolałby w usta.
- Może kiedyś ty odpalisz mojego i zobaczymy, czy masz rację - mruknął, niepewnie trochę, znów na sekundę spuszczając wzrok. Kiedyś - tak jakby mieli się jeszcze spotkać. Wciąż targały nim dziwne, sprzeczne emocje. Chciał jąkać się i schylać głowę, a później uśmiechać zaczepnie i przesuwać się bliżej. Walczył chyba sam ze sobą, ale miła to była walka. Tak i teraz udało mu się w końcu unieść spojrzenie, wbić je w usta towarzysza, a potem powoli wspiąć się aż do oczu. Ładne to były oczy - duże, ciemne, mocno oprawione. A potem na wciąż drżących lekko wargach wymalował się znów wyzywający nieco uśmiech. - Jest wiele innych rzeczy, które ładnie mi leżą w ustach - głos miał cichy, ale wzroku nie spuszczał. Niech wie, niech patrzy. Niech patrzą teraz na siebie, miłe to było. I stali tak blisko siebie, Florian nigdy nie stał tak blisko drugiego chłopaka, szczególnie takiego jak ten. A on zaśmiał się teraz, więc i Flo musiał się uśmiechnąć.
- Szczerze powiedziawszy, wolałbym żebyś nie był - odparł więc, pochylając lekko głowę. - Nudzą mnie tacy dobrzy chłopcy - miał wrażenie, że mówił coraz ciszej, że rumienił się coraz bardziej, że może za daleko się posuwa tymi komentarzami, ale to nic - odsunie się jeżeli będzie chciał. Uderzy, krzyknie, wyzwie od pedałów i pójdzie. Ale nie robił tego wcale, nikt nie widział, ukryci byli. Więc dobrze. Milah. - Ładnie, pasuje. - Naprawdę było ładne i teraz Lori chciał je wymawiać, czuć jak układa się na języku. Milah. Podobało mu się brzmienie tej zbitki liter. A potem chłopak mówił dalej, a usta Floriana rozchylały się lekko, dobrze więc że wyciągnął z nich papierosa, bo pewnie by wypadł. Piątek wieczór - randka? Więc to prawda. Dopiął swego, oboje byli w tym samym miejscu. Piątek wieczór. Naprawdę. Czy on sobie z niego żartował, czy to był jakiś okrutny dowcip? Chyba nie, bo Milah patrzył na jego usta podobnie jak on jeszcze przed chwila patrzył na jego. Na przykład w piątek wieczorem.
- Piątek jest daleko - wyrwało mu się chyba. Drugą dłonią wyciągnął z jego ust papierosa, wsadził między swoje wargi, zaciągnął się.. Miał swoją fajkę, trzymał ją w palcach, ale nie o to chodziło. Nie o nikotynę chodziło przecież. - Niedaleko jest pracownia mojej matki, mogę ci tam...pokazać to wszystko, sporo tam albumów i zdjęć. - Ukradzionego mu papierosa wcisnął w dłoń Milah, czując jak ich palce stykają się ze sobą przez ten najsłodszy chyba ułamek sekundy. - Jakoś ci nie wierzę w ten piątek…Co jak mnie wystawisz? - Zapomnisz, nie odezwiesz się, a ja już się nastawiłem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W jednej chwili patrzył mu w oczy, w kolejnej znów uciekał spojrzeniem. W jednej uśmiechał się, zaczepiał i znów jakby odzyskiwał fason, w kolejnej się rumienił, jego ton znów tracił na pewności. I obserwowanie tej wewnętrznej walki i tych starań było całkiem przyjemne, może to wredne, że Milo się to podobało, ale nie przejmował się, po prostu mu się podobało. Patrzył na te rumieńce, w oczy szare, choć jakby trochę też zielonkawe, trochę błękitnawe, trucho było je określić, ładne były, patrzył na te usta i łagodne rysy. Delikatną twarz miał bardzo ten chłopak. Florian.
- Możliwe. Bardzo możliwe. - znów uśmiechnął się nieznacznie. Bardziej mu się podobał taki niepewny, sam nie wiedział dlaczego, nie zastanawiał się nad tym głębiej, jak i nad tym że chłopak w ogóle mu się spodobał. Nie pierwszy, ale pierwszy raz inny chłopak reagował na niego tak wyraźnie, wyraźniej niż dziewczyny nawet, a je, nie zawsze, ale wiele z nich łatwo było czytać, kiedy im się ktoś podobał. Mało która jednak tak się rumieniła, tak wychodziła do przodu. Choć im jest łatwiej, wśród nich to oczywiste, naturalne.
Więc flirtował z nim swobodnie. Z początku go nie rozumiał, ale kolejne minuty mijały i stawało się to aż nazbyt oczywiste chyba, gdyby teraz Florian uciekł nazywając go pedałem, chyba zaśmiałby się szczerze, że dał się tak zapędzić we własne myśli. Ale nie uciekał, zostawał, wchodził w tę grę.
I też mu się przyglądał, na jego usta patrzył, to przecież czuć tak wyraźnie, to jego spojrzenie mówiło już chyba wszystko, kolejny uśmiech był znów trochę inny, jakby chłopak zmieniał jaźnie. Choć wszedł w tę rozmowę nieporadnie, nieprzyjemnie, kolejna uwaga brzmiała jakoś wulgarnie i nieprzyjemnie, nawet jeśli coś przyjemnego miała sugerować. Zbyt obsceniczna była, chyba go to rozdrażniło, choć możliwe, że głównie dlatego, że nie pasowała do wizerunku, jaki sobie w głowie wykreował.
I trochę cisnęło mu się na usta chyba dużo w nich miałeś, ale nie powiedział tego, to by było podłe, nie wiedział do której z chyba już pięciu postaci w tym chłopaku by to dotarło i przecież to gadanie głupie tylko. Uniósł jedynie brew, wzroku nie odwracając i przemilczał po prostu tę kwestię.
- Bardzo krępuje cię flirtowanie z chłopakiem jak na kogoś, kogo dobrzy chłopcy zdążyli już znudzić. - stwierdził za to, trochę rozbawiony chyba tym obserwowanym kalejdoskopem i tą kolejna uwagą, która kłóciła się z coraz cichszym tonem. Nie rozumiał tego chłopaka, nie wiedział czy go słuchać, czy obserwować, czy to i to, gdzie on tu właściwie jest, co jest tylko pozą, co próbuje ukryć. Ale nawet ciekawiło go to i prawda jest taka, że ładny był i już sama jego uroda kusiła do tej znajomości.
Ładnie, pasuje.
Uśmiechnął się nieznacznie.Takiego komentarza do tej pory nie słyszał, choć chyba miłe to było, cokolwiek oznacza że imię pasuje. A milsza była ta mina, kiedy go zaprosił i te usta, które się rozchyliły chyba bez kontroli. Urocze były bardzo, ta urocza wersja zdecydowanie najbardziej mu się podobała.
Pozwolił mu wysunąć papierosa ze swoich ust, ich kąciki drgnęły nieznacznie w kolejnym, krótkim uśmiechu. Coś było w tym nieporadnego, a może tylko tak to widział, kiedy chłopak z dwoma papierosami w dłoniach zaciągnął się tym jego, widocznie nie chcąc się jeszcze rozstawać. Dobrze więc. Złapał go za nadgarstek, nie pozwalając się odsunąć po tym, jak mu tego papierosa zabrał i kiedy chłopak się zaciągnął, pochylił się nieznacznie, żeby pocałować te jego smakujące tytoniem usta. O to ci chodziło?
Były miękkie, przyjemne. Podobnie było jak z dziewczynami, tylko ekscytacja trochę większa, chłopaka nigdy tak nie trzymał, nie całował. Ale krótkie to było, płytki pocałunek, ledwie skosztował tych jego ust, chyba głównie dlatego, że nie mógł tej głupawej prowokacji tak zostawić przecież. A potem jeszcze zanim się odsunął, ucałował go jeszcze w oko, w powiekę, bo na pewno oko zamknął na tę nagłą bliskość i puścił jego nadgarstek, żeby Florian mógł się odsunąć.
I odebrał papierosa, ale nie swojego, tylko jego, bo może prowokacja taka głupia nie była, może nawet mu się spodobała, więc wejdzie w nią w pełni.
- No dobrze, możemy tam iść. - ciekaw był. Nie tylko tego chłopaka, ale też tego, co mu pokaże, tym chętniej się zgadzał. - Jak cię wystawię to się nie dowiem czy słodkie papierosy faktycznie pasują ci bardziej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bywał wulgarny i obsceniczny, rozwiązły - tak się mówiło przecież. Tak matka powiedziała, gdy raz podsłuchała jak rozmawia przez telefon z przyjaciółką ze szkoły - rozwiązły jesteś, wiesz co robisz? Nie wolno ci mówić ojcu, słyszałeś? I przestań wymyślać, za mało uwagi masz, za bardzo rozpuszczony jesteś - to robią rozpuszczeni chłopcy w twoim wieku. Mówią, że są biseksualni, że mężczyzn innych lubią, czy ty rozumiesz, co to znaczy? A więc myślała, ze to faza tylko, taki kaprys. Jak te malowane paznokcie, jak zbyt kobiece stroje. Może to przez tę modę, może przez ten modeling, może przez maszynę do szycia i szkicownik. Grunt żeby Hamilton nie widział, nie wiedział nic, nawet się nie domyślał. Pewnie dlatego, kiedy ojciec mówił, ze jego syn wygląda jak pedał, Valeria milczała i z poirytowaniem patrzyła na Floriana, jakby to jego wina była. Mówiłam ci, masz się nie rzucać w oczy. Bądź sobie kim chcesz, rozumiem, ale nie obnoś się, uspokój, nie mów tak. A on wtedy miał ochotę krzyczeć o robieniu loda przez balkon tak żeby i ojciec i sąsiedzi usłyszeli. Bo nieważne, w dupie to już miał, nie będzie się ukrywał przecież, bo bunt, bo wolność. Taki odważny był jednak tylko w swoich fantazjach.
I pewnie wkurzyłby się bardzo, gdyby usłyszał, co Milah po głowie chodzi i jakie słowa układają się na języku. Moze i miał, a może nie, może to nie jego sprawa. Może miał prawo być takim właśnie i nikt nie musiał rzucać głupich komentarzy. Bo nie był delikatnym kwiatkiem przecież, bo mógł być wokalny i bezpośredni, i mówić o swojej seksualności, czasem może zbyt ostentacyjnie podrywać chłopaków w bocznych uliczkach. Prawda byłą taka, że poza pocałunkami i kilkoma seriami odważniejszych dotyków nie robił niczego. Ale pojęcie miał - wiedział jak i wiedział czego chce, i nigdy nie wstydził się czytać i oglądać, i między przyjaciółmi o wszystkim opowiadał tak głośno i pewnie. Ale ten chłopak, który stał przed nim - przystojny taki, wyższy trochę, trochę doroślej wyglądający, lepiej zbudowany, jakoś bardziej zdecydowany w ruchach i słowach - próbował go tej pewności znów pozbawić, przyglądając się mu z tą uniesioną brwią, w milczeniu zupełnym. I poczuł przez tę chwilę, ze walnął zupełną głupotę i wstyd mu było, chciał przepraszać, a z drugiej strony chciał zaśmiać się i powiedzieć, ze nie musi być taki pruderyjny. Ale nie umiał, nie umiał się zdecydować. Wiec też przemilczał, pozwalając żeby rozdzieliło ich te niezręczne milczenie. Teraz powie mu, że jest obrzydliwy i puszczalski, i że nie ma ochoty łapać od niego syfa - ale nie, wcale nie. Bo były kolejne słowa. Flirtował, no tak. Uśmiechnął się połowicznie przewrócił nieco ostentacyjnie oczami, starając się znów przykryć falę lekkiego zażenowania.
- Ty mnie krępujesz - odparł więc i była to najszczersza prawda. Sam się chyba nie spodziewał, że powie mu coś tak autentycznego. Nie krępował się łatwo, umiał być wyzywający, umiał udawać tego pewnego siebie dzieciaka i świetnie mu szło, aż nie stanął twarzą w twarz z tym chłopakiem, który patrzył na niego tak, że każda cząsteczka butności i dumy ulatywała z niego z głośnym gwizdem. I uleciało też powietrze, kiedy Flo chciał się odsunąć po odebraniu papierosa, a nie mógł - nie mógł, bo zatrzymał go mocny uścisk na nadgarstku i płytki pocałunek. Pocałunek. Słabo mu się zrobiło, coś ukuło mocno w żołądku, ale to było miłe ukłucie - to te słynne motyle chyba. Dreszcz z brzucha aż do szyi, ściskał krtań w najcudowniejszy sposób. I coś takiego stanowczego było w tym ruchu i w tym pocałunku, że Lori musiał westchnąć krótko w jego usta. Nie kontrolował tego dźwięku, ani tego jak rozpłynął się pod dotykiem Milo, więc przez chwilę zawstydził się chyba znów, znów na chwilę rozchylił wargi. Za szybko się odsunął, faktury ust nie zdążył zbadać, nawet nie zdążył swoimi poruszyć. Głupie. - A może udaję, bo wiem, że tobie się to podoba - kontynuował, a głos miał trochę rozdygotany, choć obiecał sobie, ze będzie grał w tę grę - będzie udawał, że niczego nie zauważył, że to nic ważnego. Trudno było. Zaciągnął się jeszcze jego papierosem. Było coś przyjemnego w tej myśli, że znów mógł poczuć jego usta, choć pośrednio. - Bo widzę jak na mnie patrzysz, kiedy jestem zawstydzony. - Więc to chyba dobry układ, bo mnie zawstydzasz i to mi sie podoba, a tobie podoba się jaki wtedy jestem. Niech tak będzie.
Zgodził się, więc w odpowiedzi Florian uśmiechnął się słodko, zgasił niedopałek o podeszwę szkolnego buta i złapał go za nadgarstek. Tym razem on. Ale tylko na chwilę, tylko zeby wyjść z uliczki, bo potem szli główną i nie wiedział, czy Milah ma ochotę na takie zażyłości. Ale szli obok siebie w milczeniu, a Loriemu nie przeszkadzało to nawet, bo cudne było te milczenie. Napięte takie. Trzeba było przejść dwie przecznice, a potem skręcić w lewo. Przeszklone wejście, do butiku, gdzie dziwnie długie manekiny owijały się w półprzezroczyste suknie i dopasowane garnitury. Widział jak po sklepie kręci się trochę ludzi, jak pracownicy naskakują nad tymi zbyt drogo ubranymi kobietami. Uśmiechnął się pod nosem, znów złapał Milo za nadgarstek, pociągnął w bok.
Pracownicy wchodzili do atelier przez boczne drzwi ukryte w wąskiej, ślepej uliczce. Wyglądały dosyć uroczo - stare, wysokie, pomalowane na biało, ozdobione elegancką bardzo tabliczką z jego nazwiskiem, na tle tej starej, ceglanej ściany. Obok przycisk, którego Lori nie musiał przyciskać, bo niedawno matka sprawiła mu na urodziny klucze - możesz przychodzić i pracować. Raczej nie możesz przyprowadzać obcych chłopaków. Kiedy weszli do środka, powitało ich małe foyer i przejście do studia fotograficznego i biur pracowników. Nie tam, tam były kamery. Zamiast tego pociągnął go do góry tymi dziurawymi, industrialnymi schodami bez poręczy, których bał się jako dziecko. Korytarz. Wielkie, szklane drzwi do pracowni - kamery - a potem kolejne, mniejsze już i podobnie postarzane jak te, przez które wchodzili do budynku.
Matka nazywała to pokojem sztuki i relaksu, z czego pracownicy śmiali się za jej plecami. Nieduży pokój, fabryczne rury pomalowane na biało, duży, perski dywan na wyłożonej drewnem w jodełkę podłodze, półka z książkami, masa zdjęć z kampanii w wielkich antyramach na wysokich ścianach, jedno półokrągłe, loftowe okno, dużo wysokich roślin w glinianych donicach, jedna duża kanapa obita w welur. I pachniało zbyt mocno gardenią.
Zostawił go tak na środku tego pokoju, nagle uświadamiając sobie, że poza jakimiś głupimi chodź, tu, jesteśmy nic nie powiedział od czasu wyjścia z bocznej uliczki. Może to głupie, ale jeszcze trochę - jeszcze chwila. Jeszcze podejść do półek wystawionych wielkimi, pięknymi albumami, ściągnąć kilka, przycisnąć do siebie. Były ciężkie cholernie, więc po tych kilku krokach rzucił je po prostu na dywan. Huknęły głucho, a on upadł na kolana zaraz obok.
- Wszyscy kończą dziś o piętnastej, a ochrona mnie zna, często tu przychodzę - wytłumaczył naprędce, tak jakby Milah to w ogóle interesowało. Dal mu ręką znak, ze ma usiąść na tym cholernie pięknym dywanie, zaraz obok. Złapał jedną z tych ciężkich ksiąg - jasnobłękitna, z czarnym napisem Prada na okładce. Chwilę kartkował album, zatrzymał się w końcu, palcem wskazał na zdjęcie modelki na wybiegu. Miała na sobie prostą zupełnie sukienkę z nadrukowaną twarzą kobiety. - Muccia Prada byłą kiedyś sekretarką partii komunistycznej w Mediolanie - mówił, a wzrok powoli przeniósł się ze zdjęcia na siedzącego obok chłopaka. I głos ściszał się z każdym słowem, miał wrażenie, że coraz bliżej był. Ładnie pachniał, kręciło mus się znów w głowie. - Ta kobieta, ten nadruk w sensie, to... - Nie wiedział w którym momencie dłoń ułożyła się na udzie Milo, a palce ścisnęły lekko materiał kraciastych spodni. Oddychaj. - Chodzi o to, że to jest zainspirowane muralami politycznymi w Ameryce Południowej, wiesz, bo to się łączy - kolejna przerwa, oczy za długo zatrzymały się znów na jego ustach. Nie mógł przestać myśleć o tamtym krótkim pocałunku, wciąż czuł go na wargach, głupio mu było, że nie potrafił się uspokoić, ze znów się rumienił. - Sz-sztuka się łączy, artyści inspirują sie sobą nawzajem i nic nigdy nie jest...od-odosobnione...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I znów przewracał oczami, uśmiechał się znów trochę inaczej. Milah przyglądał mu się, widział już, że nie musi się kryć, chłopak był bardzo bezpośredni i jego też tym zachowaniem zachęcał, dodawał mu pewności, jakiejś swobody, tak samo jak to inne otoczenie, odległość od jego codzienności.
Ty mnie krępujesz
I dobrze, chciał go krępować, chciał widzieć, że jego gesty faktycznie działają na niego. Więc pocałował go lekko, chłopak sam go prowokował, kręcił i kombinował, trochę zabawnie, trochę uroczo, chyba chciał, żeby Milo coś zrobił, tak mu się przynajmniej wydawało, że taki nakręcony był i Milo wcale nie miał nic przeciwko. A nawet sam chciał coś zrobić, więc złapał ten nadgarstek, więc go pocałował. Delikatnie, krótko, ale przyjemnie, nawet jeśli pachniało głównie papierosami, nie ważne, usta też nimi smakowały, ale były miękkie, przyjemne, a chłopak mimo tych prowokacji i chwilowej pewności znowu tracił rezon, chyba dostał czego chciał, ale zdziwiony chyba był. I coś więcej, niż zdziwiony. Głos miał ładny, szczególnie kiedy stracił nad nim na chwilę kontrolę, usta ładniej wyglądały takie rozchylone, zachęcały żeby jeszcze raz pocałować, mocniej, ale tego już nie robił. Sam nie wiedział dlaczego, miał ochotę i wiedział już, że może, a jednak wyprostował się po prostu i puścił jego rękę.
I próbował chyba odzyskać twarz, chyba tak, przecież nie możliwe, żeby udawał, musiałby wspaniałym aktorem być, mówił takim głosem rozedrganym, w emocjach słowa, które kompletnie do tego głosu nie pasowały.
Bo widzę jak na mnie patrzysz, kiedy jestem zawstydzony.
Oczywiście, że widzi, już w galerii widział pewnie, nie w pierwszej chwili na pewno, ale szybko wszystko się zmieniło, grali w otwarte karty prawie od razu. Tak łatwiej było, chyba dzięki temu właśnie, że ten dzieciak w mundurku taki bezpośredni był i nie ukrywał się tak z tymi gestami, z tymi spojrzeniami.
Ale zaraz po prostu poszli. Teraz Florian złapał go za rękę, ale tylko na chwilę, takie rzeczy muszą w końcu zostać poza oczami ludzi, tak jest lepiej, to niewłaściwe przecież. I dalej ruszyli, droga nie była daleka, pełna jakiegoś napięcia, bo zamkną się zaraz, sami będą. Póki co weszli do sklepu, jednego z tych odstręczających niewłaściwe osoby. Nie wszedłby do niego nigdy sam, takie miejsca wystrojem, atmosferą, spojrzeniami pracowników, wszystkim krzyczą, że nie są dla takich jak on. I on nigdy nie chciał, żeby były dla niego, a jednak rozglądał się z pewnym zainteresowaniem. Dużo przestrzeni, jasne kolory, dużo bieli, eleganckie zdobienia, dużo ładnych detali, elegancko ubrana obsługa i strasznie irytujący głos jednej z klientek, potwornie głośny i przesłodzony. Ale uścisk na nadgarstku odwrócił jego uwagę, był milszym punktem niż ten głos, zdecydowanie, szedł za Florianem dalej, dał się prowadzić w ciasny korytarz, przez drzwi z nazwiskiem, które odczytał na szybko, kolejne pomieszczenia, wciąż eleganckie, wszystko było eleganckie, ale trasa dość długa, lekko zagmatwana, a może to Florian spieszył się za bardzo. Szli schodami, dźwięk lekko się roznosił, potem kolejne drzwi i kolejne i chyba w końcu byli na miejscu.
- St. Verne? - spytał, choć jasne to raczej było. Od początku było jasne, już po mundurku, czy po samym fakcie, że przyszedł kupić obraz wart więcej niż blok w którym Milo mieszkał, że chłopak należy do mocno ustawionej rodziny i teraz Milah wcale zdziwiony nie był, kiedy dowiedział się, jak bardzo miał rację zgadując na początku. Oparł się na razie o drzwi, które za sobą zamknął i obserwował pomieszczenie i samego chłopaka, który wziął zdecydowanie za dużo książek, albumów pewnie i po chwili je upuścił na podłogę jak rozpieszczony bachor zabawki. Cóż, własnymi zabawkami rzuca. Nie książki z resztą go tu szczególnie obchodziły a właśnie Florian, który przy nich zaraz klęknął.
Podszedł bliżej, siadł na dywanie po turecku, blisko, jego prawa noga oparła się o lewe udo chłopaka. Spojrzał na album i słuchał, kiedy St. Verne w końcu się odezwał. Choć trochę chyba gubił słowa, zająknął się, a blada, delikatna dłoń znalazła swoje miejsce na jego udzie. Przyglądał się twarzy o bardzo łagodnych rysach, zerkając na rysunki, które on pokazuje, ułożył swoją dłoń na jego. Na swoim terenie, tak bardzo swoim powinien chyba odzyskać rezon, ale to widocznie nie miało znaczenia, chyba jednak po prostu taki był, tak reagował, a może faktycznie to po prostu on go krępował. A reagował żywo, zbyt żywo i chętnie, ale niepewnie jednocześnie i rozpraszał się widocznie, uroczo, patrzył na niego znów, na jego usta.
- Opowiadaj. - Milo uśmiechnął się lekko. Na chwilę się odsunął, żeby znaleźć się bardziej za tym obcym chłopakiem, ustawić jedną nogę po jego prawej stronie, wygodniej tak było go objąć lekko od tyłu, przylgnąć piersią do jego pleców, objąć go, jedną dłoń wsunąć na jego bok, pod marynarkę. Brodę oparł na jego ramieniu, mógł mówić teraz bardzo blisko jego ucha.
- Prawda. - chyba każdej dziedziny to dotyczyło, w każdym razie wszystkiego o czym czytał Milo. Nie był znawcą, interesował się tylko, ale lubił szukać tych nawiązań. Choć teraz były wyjątkowo mało istotne. Musnął ustami płatek ucha chłopaka. - Miałeś o Basquiacie opowiedzieć. - przypomniał mu cicho, prosto do tego ucha, chyba tylko po to, żeby dalej móc słuchać jego głosu. Bo nie przyszli tu przecież oglądać albumów, prawda? Pocałował jego ucho znowu, powoli przesunął po nim językiem, dłoń pod marynarką przesunęła się powoli, choć materiał koszuli trochę drażnił, odgradzał go od pewnie ładnego, gładkiego ciała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było jego miejsce, jego rejon. Powinien czuć się pewniej, bo królem był teraz w swoim królestwie, na swoim terytorium nazwanym jego właśnie nazwiskiem, w swoim majątku, który miał utrzymywać go już do końca życia, w swojej przyszłej pracy, o której marzył od kiedy dostał do ręki pierwszy szkicownik. St. Verne? Uśmiechnął się tylko, złośliwie trochę. Oczywiste to było przecież.
A jednak tutaj, ten książę fortuny i sławy St. Vernów jąkał się i rumienił, czując bliskość tego intruza, którego sam po pałacu przyprowadził. Pięknego intruza. I może to hormony, może młodość głupia, nastoletnia namiętność, ale czuł, ze teraz mógłby ten pałac podpalić, gdyby Milah wyszeptał mu to na ucho. Bo czuł się jak w jakiejś głupiej, młodzieńczej fantazji, która budziła go rano z westchnięciem na ustach, ciepłego, zaplątanego w pościel. To ten scenariusz, który prowadził jego ręce pod kołdrę, wbijał twarz w poduszkę. I pewnie tak będzie - pewnie będzie słyszał głos tego chłopaka w tych snach, czuł jego usta na swoich, jego usta wszędzie. Jego noga dotykająca jego nogi, dłoń na udzie, materiał spodni pod palcami, jego ręka na jego ręce. Oddech chyba stał się cięższy, chyba wszystko cięższe było teraz w tym pokoju.
I drgnął lekko, kiedy przesunął się i usiadł za nim. Ciepło przylegające do pleców - takie ważne było teraz te ciało, chciał przylgnąć jeszcze mocniej. Cały. Znowu go rozpraszał, znowu krępował, ale tak cholernie mu się te krępowanie podobało. Podobał mu się ciężar głowy na ramieniu, ciepły oddech przy uchu. Kiedy mówił, po kręgosłupie przechodził dreszcz. Chyba nie był jeszcze nigdy tak blisko, w taki sposób. Bał się, ze zareaguje za mocno, za szybko, bo podobało mu się za bardzo chyba, więc złączył nogi, niby po to żeby ugiąć je w kolanach, przysuną bliżej książkę. Zbyt gwałtownie to jednak zrobił, zbyt drżąco, bo nie umiał się uspokoić i skupić na niczym, kiedy ta ręka sunęła pod marynarką. Miał wrażenie, że palce chłopaka przepalają materiał. Nie kontrolował tego, że znów westchnął cicho, kiedy język dotknął płatka jego ucha. Śni mu się to wszystko, na pewno.
- Nie rozumiesz, Milah, mówię o nim - szepnął, bo nie potrafił już głośniej mówić. Głowa opadła na ramie chłopaka, czul że osuwa się lekko, półleży już prawie z wciąż zgiętymi w kolanach nogami, że teraz może pocałować go lekko w szczękę - więc zrobił to, bezmyślnie trochę, pożałował szybko. Może zbyt czułe to było. Oddychał nierówno, ręce zrzuciły z kolan ciężki album i chciał sięgnąć po drugi, ten o Basquiacie właśnie, ale tak ciężko było się podnieść i przesunąć. - Lubisz mnie tak krępować, co? Miałem rację, przejrzałem cię - słowa dalej były ciche, skóra pod materiałem koszuli piekła, zniecierpliwiona taka, bo chciała już dotyku, a dostawała tylko nędzne skrawki. - Chociaż marynarkę mógłbyś ze mnie zdjąć...jak mam opowiadać o czymkolwiek, kiedy tak mi gorąco? - Odwrócił twarz ku niemu, żeby mieć pewność, ze chłopak zobaczy ten zaczepny uśmiech. - Możesz coś jeszcze, jeżeli chcesz... - Wyzwanie? Może głupi żart. Uśmiech nie spływał z twarzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dłonią przesuwał powoli po jego ciele, choć fałdy materiału bardzo mu teraz przeszkadzały, drażniły. Druga dłoń błądziła niżej, po brzuchu, pod marynarką, czasem zahaczając o któryś z guzików koszuli. W tym czasie całował powoli jego ucho, przesuwał po nim językiem. I przyjemnie było to robić, podobało mu się, że chłopak dopuszcza go do swojego ciała. Może zbyt łatwe to było, on nawet lubił się starać, ale nie myślał w tej chwili za wiele, za szybko się to działo i za bardzo go kusił ten ładny, wyzywający chłopak.
Obserwował, jak gwałtownie podciąga nogi, chowa się przy pomocy albumu. Nie zabierał rąk, nie odsuwał się, nie zabierał mu też tej książki jeszcze, wsłuchiwał się w jego coraz płytszy oddech, kolejne westchnienia. I ciekawiło go to, że taki prowokujący chłopak reaguje na niego tak żywo.
- Więc wyjaśnij. - zachęcił, mało go w tej chwili moda obchodziła, ale chciał go słuchać, podobał mu się ten szept, ten jego głos, zmieniający się powoli. Florian oparł się o niego mocniej, ułożył mu głowę na ramieniu, więc podpierał go, ciągle obejmował, a kilka warstw materiału między nimi w tej chwili bardzo go drażniło. W końcu rozpiął jeden guzik jego koszuli, na samej górze, nieznacznie się uśmiechając w reakcji na buziaka. Poluzował jego krawat, pewnie w kolorach typowych dla szkoły, zdjął go zaraz całkiem i odrzucił gdzieś na bok, niedbale. Na słowa zachęty zaśmiał się szczerze, pokręcił lekko głową, rozpinając spokojnie kolejny guzik koszuli, spojrzał na ten jego uśmiech i musiał pocałować jego usta, krótko, przesunąć po nich językiem, zachęcić, żeby się uchyliły, wpuściły go głębiej, potem mocniej go pocałować, tak jak miał ochotę już w tym zaułku. Urywane oddechy, łapane szybko między kolejnymi pocałunkami, których nie chciał za szybko przerywać.
I jednocześnie miał ochotę już zdjąć z niego wszystko, oglądać jego ciało, ładne musiało być, tego był pewien, zbliżyć się mocniej, czuć jego skórę przy swojej, jego oddech na sobie, chciał żeby już było tak bardzo intensywnie, a w tym samym czasie chciał się z nim drażnić, przeciągać to tym bardziej, im bardziej się Florianowi spieszyło i wpatrywać się w niego, bo już teraz cholernie lubił mu się przyglądać.
- Wiem, że mogę. - stwierdził, jego głos też zrobił się inny, trochę zachrypnięty, kiedy na chwilę się od jego ust odsunął. Wiedział to przecież, widział i chciał go przez to jeszcze bardziej. Mówiąc uśmiechnął się lekko, zaczepnie, prowokacyjnie. - Opowiadaj dalej, zaciekawiłeś mnie, więc nie przerywaj. - dodał jeszcze, ponaglił, ignorując jego narzekania i odpinając kolejny mały guzik, powstrzymując się przed gwałtownymi ruchami, bo w tej chwili znacznie bardziej chciał się nim napawać, drażnić, pieścić delikatnie, jak teraz, kiedy wsunął powoli dłoń pod jego koszulę, którą rozpiął już do połowy. Pogładził płaską, gładką pierś, przesunął palcem powoli wokół jego sutka, potarł go trochę mocniej, obserwując jego twarz przy tym. Druga dłoń rozpięła marynarkę i koszulę do końca. Obie dłonie teraz poruszały się pod koszulą, błądziły, dotykały, skóra była delikatna, rozgrzana, czuł jak jego pierś porusza się w przyspieszonym oddechu, mięśnie na brzuchu delikatnie się napinają. I znów pocałował jego usta, ale tym razem krócej, bo odsuwał się od jego pleców w końcu, tylko po to żeby zdjąć z niego tę marynarkę, odrzucić ją, niepotrzebna była przecież. I zsunął z jego ramion koszulę, ładne były te ramiona, gładkie i delikatne, dość wąskie, ale nie za bardzo. Pocałował jedno z nich, potem zgięcie szyi i samą szyję, w końcu wysunął się zza niego, klęknął nad jego udami. Złapał jego rękę, żeby koszuli pozbyć się do końca, cholerne guziki w nadgarstkach, a te mankiety bez sensu, kiedy on miał takie ładne nadgarstki.
I zaraz znowu go pocałował, pochylając się nad nim, dłonie wróciły na brzuch, boki, pierś, już nic mu nie przeszkadzało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

+18

Szybki oddech, ciepła skóra, serce szybciej biło - jest dobrze. Piękne to było, takie nowe i takie oczywiste jednocześnie. Dwa lata temu córka sąsiadów zaprosiła go na film. Miała jasne włosy, krótką sukienkę w drobne zielone kwiaty z guzikami na piersi. Pamiętał, ze dziwnie i niezręcznie było, kiedy wsunęła dłoń pod jego bieliznę. Potem była impreza u tego kolesia z jego klasy, Anthony miał na imię chyba, jego starzy mieli z dwadzieścia pokoi w tym wielkim domu. I do jednego z nich Anthony go zaciągnął, całował i śmierdział alkoholem, kazał zrobić sobie loda, naciskał mocno na jego kark i czubek głowy, więc Lori zaczął dukać, że zaraz się zrzyga, że za dużo wypił i uciekł. Z nerwów się porzygał, choć nigdy nikomu się do tego nie przyzna. A potem Tony w szatni po treningu powiedział kolegom, żeby nie rozbierali się przy St. Vernie, bo widział sam jak mu staje na ich widok.
Więc marzył, że kiedyś będzie dobrze i pięknie, że kiedyś ktoś rozepnie mu koszule i pocałuje w szyje, i dobrze będzie. Chciał tego jak cholera, oddać się tak w czyjeś ręce, zobaczyć jak to jest i czy jest tak samo przyjemnie jak w tych jego wyobrażeniach. A Milo pasował, bo taki przystojny, pachniał tak dobrze, miał takie miłe ciepłe dłonie. Idealnie. On idealny był. Chciał mu to powiedzieć, ale szybko ugryzł się z język. I za każdym razem kiedy się odzywał, coś mocno ściskało go za gardło w najprzyjemniejszy ze wszystkich sposobów.
- Nie umiem - wyszeptał więc w odpowiedzi, przyznając się chyba do tego, że rozpływał się właśnie zupełnie, że oddaje mu się i pozwala się dotykać tam, gdzie będzie miał ochotę, bo Florian teraz chciał go wszędzie. Chciał żeby był obok, nad i pod i w nim, z nim, żeby go całował, żeby mówił, rozbierał. Nieważne. Spływał teraz w jego ramiona. A Milo odpinał guziki koszuli, rozluźniał krawat, pozbywał się go - i dobrze. Nienawidził tej cholernej szkoły. Ale najlepszy był ten pocałunek, zaczepny, krótki, wiec rozchylił wargi, wpuścił go do środka. I czuł juz tylko ciepło tych ust, ich fakturę, to jak stykały się języki, jak o dominację walczyły teraz, choć Flo przegrywał tak chętnie, choć ciężko wypuszczał powietrze nosem, oczy zamykał, a cała ta gra - pocałunki i dłonie pod marynarką, rozpinające koszule - była taka słodka teraz, taka ważna. Opowiadaj dalej. Wiec uśmiechnął się lekko, więc wargę przygryzł na moment i opowiadał, próbował, choć nie wiedział nawet o czym, nie miał pojęcia.
- Ciężko się m-mówi teraz - zaczął cicho i westchnął nagle cicho, kiedy dłoń przesunęła się po piersi i jeszcze raz, głośniej trochę, kiedy palec potarł sutek, kiedy oczy wbiły się tak uważnie w jego twarz, a wzrok Loriego musiał taki zamglony być, rozmarzony, usta rozchylały się lekko. Wciąż czuł jego pocałunki, wilgotne ślady na swoich wargach. - Masz miłe dło-onie - wydostało się z gardła w ostatniej chwili, bo potem był kolejny krótki pocałunek, drażniący strasznie. Chciał go pogłębić, tak bardzo, że musiał aż jęknąć z niezadowoleniem, kiedy ten odsunął się od niego. Ale dobrze, wszystko pięknie, bo Milah zdejmował z niego marynarkę i koszulę, bo klęczał nad nim, całował go w szyję, w ramiona, a on oddychał ciężko i nierówno tak. I dopiero wtedy odważył się chyba sięgnąć ku niemu, na chwilę wsunąć dłonie pod golf, zsunąć niżej, zaczepić o krawędź spodni i pociągnąć mocno do siebie. Pocałować znów, równie krótko, równie zaczepnie, przygryźć jego wargę. - Czemu ty mi czegoś nie opowiesz? - wyszeptał jeszcze w jego usta. Szorstka faktura dywanu wbijała się w nagą skórę, podłoga twardo obijała się o kręgosłup. Więc wstał, ciągnąc go za sobą za nadgarstek. I kiedy już stał, uderzyło go przez moment te dziwne uczucie - jak wygląda? Dobrze? Cholera, miał na diecie być, obiecał agentowi, miał biegać i wcale nie miał dziś ochoty biegać. To nic, Flo, to nic - spokojnie, oddychaj. Kanapa. Była bliska, duża, miękka - dla nich tu była. Dosłownie trzy kroki, pchnął go lekko, bo Milo musiał wiedzieć przecież, że ma usiąść na brzegu, że ma pozwolić Loriemu usiąść obok, blisko bardzo i posłusznie pomóc mu zdjąć swój sweter przez głowę. Palce sunęły leniwie po klatce piersiowej, po brzuchu, łapczywie badając każdą wklęsłość, każdą wypukłość, zarys mięśni, każde lekkie drgnięcie. Jak najmniej dystansu między ciałami, między twarzami - czuł, że stykają się nosami, że ciepły oddech łaskocze go w wargi. Starał się patrzeć mu w oczy, nie gubić tego wzroku, choć coraz trudniej było. I dłonie zsunęły się niżej jeszcze, do guzika spodni, do zamka. I już przestał się chyba wstydzić nawet swoich reakcji, i chyba innego rodzaju rumieniec oblał mu teraz te nastoletnią twarz. Za okrągłe policzki miał - pamiętał, tak mówił skaut. To nic, nie zje już dziś niczego, teraz to nie było istotne chyba, choć prostował się, próbował brzuch wciągać. Chyba kiepsko przy nim wyglądał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie umiem. Szkoda. Bo dobrze się go słuchało, bo głos miał ładny, ten głos tak dużo zdradzał i tak dobrze, więcej niż mimika, więcej niż cokolwiek innego. Ale też dobrze, że nie umiał, bo podobało mu się, że chłopak taki chętny jest, że poddaje się jego ruchom, pozwala mu na wszystko, pomaga się pozbywać niechcianych warstw odzieży powoli, całuje, uroczy był przy tym okropnie i bardzo pociągający. Więc badał dłońmi jego pierś, żebra, które bardzo wyraźnie dało się wyczuć pod skórą, miejsce w którym się kończą i brzuch, talię dosyć wąską, też chyba ładną, w dotyku w każdym razie cały był wspaniały.
Do tej pory bywał tylko z dziewczynami - różnie bywało, ale prawie zawsze dobrze. Pierwszy raz był dobry, oboje byli spięci i zawstydzeni, ale pożerali się wzrokiem już od dawna, dobrze było odkrywać jej ciało, badać reakcje, dobrze było czuć jej dłonie na sobie i dobre było to, że z każdym razem było lepiej. A potem były inne i za każdym razem inaczej było, aż pojawił się cudaczny chłopak w galerii.
- Masz bardzo ładny głos. - odpowiedział mu więc łagodnie, rozpinając kolejne guziki, przesuwając powoli językiem po jego uchu. - Bardzo ładnie brzmisz.
Pieścił go tak przez chwilę, ucho, sutek, jedną dłonią błądząc coraz dalej, choć coraz bardziej chciał go już całkiem rozebrać, siebie też, położyć go, przycisnąć. Do podłogi, gdziekolwiek. Więc w końcu pozbył się marynarki, potem koszuli, odsłonił te ładne ramiona, gładkie takie i smukłą szyję, już po chwili był przed nim, pomagał mu się wyplątać z rękawów, a zaraz już czuł na brzuchu jego dłonie. Chłodne, ale przyjemne, gładkie takie i delikatne. Przyjemne dreszcze go przeszły, kiedy błądziły po nim powoli, dał się przyciągnąć chętnie, chciał pogłębić ten pocałunek, wplótł palce w jego włosy, zacisnął, kiedy poczuł ugryzienie. Uśmiechnął się na ten gest. Uroczy, zaczepny. Jak cały on, przynajmniej tego popołudnia.
- Bo bardziej podoba mi się słuchanie ciebie. - odpowiedział, chciał go przytrzymać, nie podobało mu się, że chłopak odsuwa się tak nagle. - Gdzie mi uciekasz, co?
Ale poczuł uścisk na nadgarstku i wstał za nim, przez chwilę po prostu bezczelnie mu się przyglądając, zanim go objął w tej talii, nie chciał się odsuwać, nawet na trochę. Ładne było to ciało, cholernie ładne, dość drobne, chude, delikatne takie. Taki mu się podobał, na takich chłopaków spoglądał z większym zaciekawieniem. Więc siadł, patrząc na kolejne ruchy i pozbył się golfu, objął mocno chłopaka, przyciągając bliżej, pochylił się nad nim, popychając go przy tym, żeby się położył i pocałował go znowu. W usta najpierw, czując jak dłonie badają jego ciało, jak powoli przesuwają się niżej, rozpinają guzik spodni, sam zrobił to samo, odsunął się tylko na chwilę, żeby chłopak mógł się podnieść, żeby mogli pozbyć się ostatnich warstw materiału z jego ciała. Głupie buty przeszkadzały, nogawki się plątały, ale w końcu był tu przy nim, znów leżał, nagi, zarumieniony, ładny taki cały i Milo chciał tego całego jego ciała dotykać, całe je mieć już teraz. Objął jego udo, wbił w nie mocno palce, przyciągając do góry, pochylił się nad nim, pocałował znowu.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”