WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1.
Kostium

Rozejrzała się, po czym poprawiła na nosie przeciwsłoneczne okulary. Godzina była młoda i silne słońce dawało jeszcze wszystkim popalić. Chętnie by się przepłynęła, ale najpierw chciała odnaleźć znajomych. Szturchnęła Wendy i wskazała na chłopaka niosącego torbę z węglem.
- Czy to nie Mike? -spytała, stając na stopach, aby lepiej widzieć. Tak czy siak to na pewno ktoś z ekipy urządzającej imprezę, więc jeżeli za nim pójdą, to trafią w odpowiednie miejsce. Poprawiła prześwitującą, błękitno-białą tunikę, ruszając za, prawdopodobnie, Mikem.
- Odkąd Lennart wrócił z Afryki, to już nie to samo - kontynuowała temat z przed chwili. - Dobrze, że mam swoją łazienkę, bo pewnie pożarlibyśmy się do reszty - stwierdziła naburmuszona, przekręcając oczami. - To i tak lepsze, niż mieszkanie z rodzicami. Przynajmniej nie jest bólodupnie nadopiekuńczy- dodała po chwili, jednocześnie dalej wypatrując miejsca na ognisko. Gdy zobaczyła w końcu kilka znajomych osób, pomachała do nich, a te odwzajemniły gest.
Szkoda, że nie było tu Deana. Chociaż właściwie nic w tym dziwnego, to w końcu impreza licealistów. Westchnęła ciężko na tę myśl. Co prawda mówiła Wendy, że wpadła na niego jakiś czas temu, ale nie dodała, że zaczyna mieć na jego punkcie małą obsesje. Przyjaciółka mogła zauważyć, że Cass coraz częściej buja w obłokach, ale chyba nie spodziewała się, że ta podkochuje się w swojej pierwszej, dziecięcej, miłości. Nie mówiąc już o tym, ze obie doskonale pamiętają, że Dean przed laty oskarżony był o coś naprawdę poważnego.
-Chcesz truskawkowego czy o smaku coli? - spytała, grzebiąc w torbie. Miała na myśli oczywiście mini drinki, które brzęczały za każdy razem, kiedy torba obijała się jej o udo.
Chciała się dziś świetnie bawić, tym bardziej że to jej ostatnie wolne od stresu, licealne wakacje. W nadchodzącym, ostatni, roku szkolnym czeka ją wiele ważnych decyzji do podjęcia, dużo nauki i więcej stresu. Nie chciała teraz o tym myśleć. Marzyła, aby po prostu się odprężyć, cieszyć chwilą i dodać do kolekcji kilka wspaniałych, wakacyjnych wspomnień.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4 Outfit

Wakacje są aby szaleć i korzystać ze swoje krótkiego życia. Więc dlaczego nie teraz i tutaj. Spojrzałam się w stronę tego chłopaka, uniosłam jedną brew do góry. Nie miałam stu procentowej pewności czy to na pewno on. Ale nadziej matką głupich, prawda? - Głowy nie dam sobie odciąć, ale to chyba on- Mruknęłam, zaraz przestałam mu się przyglądać. Nie chciałam wyjść na jakąś dziwną czy coś. Jednak jeśli to naprawdę on, można dzięki temu powiedzieć że cel został osiągnięty. A to było najważniejsze, w tym momencie.
- Może kiedyś wynajmiemy jakieś mieszkanie, wspólnie? Ty chociaż mieszkasz z bratem, a ja wciąż z rodzicami - Skrzywiłam się na twarzy kiedy to powiedziałam. Nie byłam z tego jakoś ogromnie dumna czy coś, jednak z moimi ruchami to będę mieć pewnie trzydziestkę na karku i nadal na garnuszku rodziny. Nawet jeśli będę posiadała stałą pracę. Czasem to Cassie jest bardziej doroślejsza niż ja sama. Przez co taki pomysł nie byłby taki głupi. Każda z nas by żyła jak chciała, ale jednak razem. Jak siostry, a ulotki o uczelni same by się pojawiały..przysięgam!
Dean chociaż miał opinię takiego, którego trzeba jednak unikać. To widziałam, że dla mojej najlepszej przyjaciółki to coś o innego? Po za tym ona go znała od przedszkola, ja tak średnio go znałam. Głównie z plotek i tego jak czasem był w naszym towarzystwie. Jednak nigdy jakoś się go nie obawiałam, nawet jeśli plotki o nim były naprawdę nie za ciekawe. Ufałam Cassidy, więc może powinnam bardziej się otworzyć na znajomość z nim? I spędzić czas jakoś we trójkę, a potem wymknąć się i zostawić ich samych? - Cola, truskawkowy jest średni - Odpowiedziałam, zaraz schowałam twarz we włosach swojej koleżanki. Widząc bardzo znajomą twarz. A jej jakoś nie za bardzo chciałam teraz widzieć, dlaczego akurat musiał przyjść na tą imprezę? Wakacje, wakacjami jednak nie dla każdego to dobre miejsce.
- Kto zaprosił Derka? - Niezadowolona wrzuciłam do ognia gałązkę, wiedząc jak szybko się ona przez to spala. Derek to mój były chłopak, jednak przez jego zazdrość zerwałam z nim. Jednak moja przyjaciółka o tym dobrze wie, westchnęłam i wróciłam wzrokiem do brunetki.
- Wakacje za szybko się kończą, niech żyją wiecznie - Zajęczałam i wypiłam łyk swojego drinka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzała na Wendy, opuszczając nieco okulary, aby rzucić jej uważne spojrzenie, które ta doskonale by zobaczyła. - Kiedyś to dobry termin. Musimy tylko zacząć zarabiać - mówiąc, podkreśliła słowo “tylko”, bo w jej mniemaniu to całe zarabianie nie było takie proste. Jeżeli mówimy oczywiście o zarabianiu dobrych pieniędzy, bo każdy mógł smażyć burgery czy kosić trawniki. Tym bardziej, że Cass nie miała pojęcia co tak naprawdę chce robić w życiu. Mogła iść naturalnie w stronę muzyki czy tańca jak Wendy, ale czy to na pewno było to? Nie chciała po trudach studiów i latach nauki skończyć w klubie ze striptizem, bo nie znalazłaby pracy w zawodzie tancerki.
Doszły na miejsce, gdzie powoli zbierali się zaproszeni na imprezę goście. Zaciągnęła przyjaciółkę w stronę leżaków, gdzie ulokowała swoje cztery litery. Przesunęła okulary na czubek głowy, po czym podała rozmówczyni drinka o smaku coli. Sama otworzyła sobie drugiego.
- Na zdrowie - mruknęła, po czym złapała buteleczkę zębami za szyjkę i odchyliła głowę, a drink niemalże sam wlał się jej do gardła.
Właściwie nie był taki zły, chociaż mógłby być chłodniejszy. Słysząc pytanie Wendy, opuściła głowę, po czym wyrzuciła pustą buteleczkę do śmietnika i rozejrzała się. - Gdzie?
Odszukała wzrokiem chłopaka, po czym uśmiechnęła się głupkowato. - Pewnie przyszedł pilnować Twojej cnoty - mruknęła, po czym pomachała do niego, gdy tylko rzucił w ich stronę spojrzenie.
Na wspomnienie szybko kończących się wakacji pokręciła nosem. - Niech żyją - potwierdziła tylko i położyła się, podkładając ręce pod głowę. Mogłaby spędzać tak czas co wieczór.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby opieka nad dzieciakami dawała jakieś zyski, ale nie dawało to tyle możliwości aby wynająć za to własne mieszkanie. Zostaje nam jeszcze możliwość stypendium, jednak to też bajeczka o której połowa dzieciaków, zwłaszcza z naszego rocznika może zapomnieć. Ponieważ, kasa poszła na inne pilne wydatki. A ty radź sobie sama, nawet jeśli praca nie jest czymś złym, tak jednak nie mam ochoty pachnieć jak frytki lub hamburgery i wracać taka pachnąca do mieszkania.
- Wciąż mam kontakt z babkami, gdzie zajmowałam się ich bąbelkami - Zwróciłam na to uwagę, jednak dobrze wiedziałam że jej to jakoś nie zachęci Mnie zresztą też coraz mniej bawił ten temat, chyba dorastam. Jeśli tak go mogę nazwać, chociaż czy ja na serio, kiedyś będę odpowiedzialna? Na pewno nie, zresztą mieszkanie z rodzicami nie pomaga, zwłaszcza dla osoby co już ma studia. Skrzywiłam się widząc, jak za jednym razem wypiła tą małą buteleczkę. Ja jednak tak nie mogłam, chociaż zadrżały się wyjątki że jednak dawałam radę. Skrzywienie na twarzy jeszcze bardziej się pogorszyło, aż za bardzo.
- Niech pilnuje swojej cnoty, on i tak już na nic więc nie może liczyć - Wyciągnęłam z plecaczka, swój alkohol. Może to nic wielkiego, ale potrafiło dać kopa. Przesunęłam zawartość w stronę swojej przyjaciółki, aby również mogła poczęstować. Oczywiście jeśli będzie miała na to tylko ochotę.
- Cassie, czemu takie fajne laski jak my, jesteśmy same? - Zapytałam się, nic nam nie brakowało, jednak żaden nie chciał mieć przy sobie takiej dziewczyny jak ja lub Cas. Sama nie wiedziałam już czy to pech lub szczęście, jednak trochę może źle? Lecz może to ona kogoś ma na oku?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cassy nie miała najmniejszej ochoty robić czegoś, co nie sprawia jej jakiejkolwiek przyjemności. Bycie opiekunką na pewno byłoby niezłym wrzodem na dupie. Jej rodzice czasami uważali, że sama potrzebuje opiekunki, więc nie ma nawet co mówić. Przy takiej pracy zapewne zamiast pieniędzy wyszłoby nieszczęście. Lepiej tego nie sprawdzać.
Zerknęła na Wendy z ukosa i powoli pokręciła głową, robiąc przy tym skrzywioną minę. Bardzo jednoznaczna odpowiedź. Zaraz jednak uśmiechnęła się dosyć pogodnie i wzruszyła ramionami.
- Zawsze możemy znaleźć sponsora - powiedziała bardzo przekonującym tonem i nic nie wskazywało na to, że żartuje.
Uniosła się na łokciach i spojrzała w stronę byłego chłopaka jej przyjaciółki. Przekręciła głowę w bok w zastanowieniu.
- No ja myślę. Możemy mu znaleźć jakąś chętną laskę, może wtedy się od Ciebie odczepi - poradziła, po czym położyła się, układając głowę na splecionych dłoniach. Zamknęła oczy, delektując się słońcem, które jeszcze nie schowało się za horyzontem.
- To proste - zaczęła w odpowiedzi na pytanie Wends. - Po prostu mamy pecha i trafiamy na takich Derków czy innych Robercików, dla których obciach i debilstwo to filozofia życiowa.
Westchnęła ciężko, po czym otworzyła jedno oko, aby zobaczyć, co o tym sądzi przyjaciółka. Na pewno miała rację. W końcu to nie one tu były problemem, tylko inni.
- Poza tym pamiętasz, wspominałam Ci o Deanie. Tym koledze mojego brata ze szkoły, co kiedyś był, oczywiście niesłusznie, oskarżony o gwałt na imprezie. On na pewno ma jakiegoś miłego kolegę dla Ciebie.
Cassidy cały czas pracowała na tym, aby zrobić na Deanie dobre wrażenie i nie widziała powodu, dla którego miałaby sobie go odpuścić. W końcu był dla niej idealny. Sięgnęła do plecaka po kolejną kolorowa butelkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wizja jakieś sponsora była kusząca, ale jednak nie pasowało to do mnie. Chociaż fajnie byłoby gdyby ktoś coś ciągle mi dawał, jednak jak mówiłam. Nie jestem taką dziewczyną, więc takie coś odpada. Sama najwyżej na coś zapracuje i będę z tego dumna. Chociaż nie wiem jak z Cassie, ona czasem potrafiła nie żartować nawet i z takich spraw. Dlatego jedynie na to wszystko uniosłam brew do góry, chociaż może to taki zły pomysł, nie jest? - Szybciej Ty go nam znajdziesz, niż ja - Ja z twarzy nie przypominałam słodkiej dziewczyny, dlatego byłoby mi ciężej. Nawet jeśli to byłoby priorytetem w tym wszystkim. Meh, powinnam chyba zacząć pracować nad swoją mimiką twarzy, czy coś takiego.
- Najlepiej dwie, nie będzie wiedział którą będzie chciał w łóżku - Zdusiłam chichot, nie był raczej tym, który woli się ustatkować i takie tam. Dlatego raczej nie zawracałabym sobie ponownie nim głowy, po za tym jak będzie miał jakaś panienkę lub dwie, zapomni i będzie miał dylemat lub nie, którą laskę wybrać. Chociaż to byłoby obrzydliwe kiedy chodziłby z dwiema na raz.- Liczę na zbawienie Westchnęłam i kiwnęłam głową, dobrze pamiętałam go. Chociaż naprawdę nie lubię oceniać ludzi po okładce i plotkach, jednak się martwiłam, dobra? Podobno teraz i tak jest lepszym człowiekiem, chociaż nie ma łatwego życia. Jednak plotka nadal się roznosi, nawet jeśli minęło od niej już jakiś czas.
- Pamiętam, ale ja tam nie wiem czy tego jednak chce. Może potem, teraz i tak głowy do tego wszystkiego nie mam. Myślisz, że jednak jakiegoś kolegę on ma? - Zmarszczyłam czoło, niby każdy się od niego odsunął, więc teraz to było dla mnie trochę jednak takie dziwne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/początek.

Vex jedną nogą stała jeszcze w tym beztroskim, studenckim życiu, a drugą była już bliżej poważnego, dorosłego życia. Wątpliwe wprawdzie było, aby kiedykolwiek stała się całkowicie poważna, to nie leżało w jej charakterze, ale też całkowicie bezmyślna i beztroska też nigdy nie była. Odpowiedzialności w niej było całkiem sporo, inaczej przecież nie pracowałabym w laboratorium, ale młody wiek też miał swoje prawa i choć nic złego nie było w siedzeniu w domu (i oglądaniu seriali choćby albo zwykłym czytaniu książki – Vex naprawdę to lubiła), to jednak nie potrafiła sobie odmówić wyjścia od czasu do czasu. Musiała chyba mieć poczucia (choćby miało być złudne), że ma znajomych i spędza czas w miarę towarzysko, a nie jak jakaś dzikuska.
Zabawne było to stwierdzenie, ponieważ na tego typu ogniska na plaży przychodzili zwykle znajomi znajomych i jeszcze dalsi znajomi, więc w gruncie rzeczy Vex praktycznie nikogo nie znała. To znaczy, kogoś pewnie kojarzyła, no i przyszła z koleżanką – tylko że ta szybko się ulotniła – poza tym, pewnie dopiero miało się okazać, czy natknie się na jakiś lepiej znanych znajomych. Ale to właśnie na tym polegało, by dobrze się bawić, rozmawiając też z osobami, które dopiero co się poznało. Całkiem się w tym odnajdywała, krążąc między ludźmi z butelką piwa w dłoni. Zdążyła wejść w dyskusję, który smerf jest najfajniejszy, później dołączyła do rozważań na temat wyższości pepsi nad coca-colą albo coca-coli nad pepsi, a kiedy jej się piwo skończyło i podeszła do skrzynki, aby wziąć sobie następne, przystanęła ledwie metr od niej, jakby nieco zdziwiona (taką przynajmniej przez kilka sekund miała minę), zmrużyła oczy, jakby nie dowierzała kogo właśnie widzi dobierającego się do piwka i… Zaczęła się śmiać, czy zapewne ściągnęła na siebie spojrzenie delikwenta.
- Hej, Fritz! Jak sądzisz, to jakieś głupkowate przeznaczenie, czy zwyczajny zbieg okoliczności? – spytała, kiedy już się względnie uciszyła, choć rozbawienie było słyszalne w jej głosie. Czy to był ten moment, w którym powinna powiedzieć „do trzech razy sztuka” i że następnym razem stawia kawę? Albo cokolwiek innego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ten, w którym ty tańczyłeś
Obrazek
God, I know you think I'm safe and sound, I'm not
Why do you feel so down?

Dereck miał zorganizować domówkę u siebie, ale rodzice wrócili szybciej z urlopu i pokrzyżowali mu wszystkie te misterne plany. To może lepiej, może dobrze, bo Parsley naprawdę wolał wizję imprezy na plaży, nawet jeżeli zimno się już robiło i coraz intensywniej pachniało jesienią. To nic, bo była ładna noc, ciepłe ognisko i dużo ludzi, a muzyka gładko rozbrzmiewała w bezprzewodowych głośnikach. Powoli, po kolei - Mac DeMarco, potem chyba Harry Styles, Rex Orange County aż w końcu Declan McKenna, wiec z tym kubkiem plastikowym w dłoni i ze śmiechem na ustach skakał sobie radośnie z jakąś koleżanką, która wypiła już za dużo i zbyt entuzjastycznie śpiewała tę piosenkę o przestępstwach wojennych. No trudno, jakoś zaskakująco dobrze się do niej bawiło, a na dodatek można było krzyczeć na kolonializm. Same plusy.
Więc śmiał się, bo chciał. Chciał szczęśliwy być tej wrześniowej nocy, otoczony przez znajomych, podpity już tanim piwem. Miło, ślicznie, a do tego zapach ogniska wżerający się w materiał swetra, do tego piasek wsypujący się do krótkich martensów i te włosy na twarzy, mgła marihuany gdzieś w tle. Nie było teraz zła na świecie. Nie było smutku wcale ani zażenowania, nie było niczego, co krzywiło twarz. Więc tańczył, śpiewał razem ze znajomą, która rzucała mu się czasem ze śmiechem na szyję.
- Oscar! - pisnęła nagle dziewczyna i na dźwięk tego imienia Parsley musiał gwałtownie otworzyć oczy i oddech na chwilę ugrzęzł w gardle, bo O s c a r. Ten Oscar na pewno, bo choć imię popularne, to Green wiedział doskonale, że pecha miał, że zaraz ustanie twarzą w twarz z tym chłopakiem, z którym bił się ostatnio tak nieporadnie, który darł się na niego przecież, mówił, żeby go zostawił w spokoju. Powiedział, że porozmawia z mamami, wiec pokłócił się z nimi trochę. Dobrze chciały, tak? Ale nie wychodziło. Powinniście dać im spokój. Zdenerwowały się, ale rozumiały chyba. Czemu masz podbite oko? Nieważne.
Więc Przejebane, chciał iść, uciekać chciał, odwrócić się szybko, ale nie zdążył, bo znajoma już przyciągnęła Oscara za nadgarstek do tej głośnej grupy znajomych, a on uśmiechał się promiennie jakoś, trochę nietrzeźwo. Nie zauważył go, miał czas jeszcze, miał szansę, mógł uciec - teraz. Raz dwa trzy...
- Hej Oscar. - PO CO?! Nagle głupio mu się zrobiło, muzyka przestała grać na chwilę, ktoś zmieniał utwór. Koleżanka przykleiła się znów do swojego chłopaka, a on mógł tylko stać tak, pluć sobie w brodę, gryźć język, wpychać ręce do kieszeni spodni. - Jakby co, to mówiłem znajomym, że ten drugi koleś był gangsterem takim...dwumetrowym...wiec nie zdradzaj mnie, no nie? - Spuszczony wzrok, ciche prychnięcie. Kłamał, głupi żart żeby rozluźnić sytuację, choć ona napięła się chyba tylko jeszcze bardziej. Nikt nawet nie pytał o podbite oko, przywykli wszyscy przecież. Wlał w gardło kolejne kilka łyków tego piwa obrzydliwego i skrzywił się lekko. Mógł nie mówić nic, odejść mógł, ale nie potrafił. Bo może i Oscar dzbanem był, może i przyjaźnił się z tym kutasem Ashtonem, ale Parsley chyba chciał się pogodzić. Chyba chciał żeby Reid go lubił. Bo mogli dobrymi kolegami być, tak? Mogli dobrze się bawić. Oscar mógł pomalować jego deskorolkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

trampu zwykłe


Everyone, I messed up again
Everyone, I messed up again, ohh
Everyone, I messed up again
Everyone
Ohhh


Poruszał się chyba trochę jakby w spowolnionym tempie. A może trochę spowalniał go alkohol, który szumiał mu lekko w głowie i sprawiał, że chciało się śmiać i, że wszystko wokół takie odległe się wydawało i lekkie jakieś. Chyba alkohol i muzyka i jakoś tak całe otoczenie. Bo końcówka lata, czy tam początek wiosny, bo woda, bo ognisko, bo ludzi było nawet dużo, pił i bawił się, porywał dziewczyny do tańca, w przerwach śmiał się z kim popadnie, potem uwiesił się przed chwilą na Sally, przetańczył z nią trochę, kręcili się w kółko i wokół siebie i zaczęli wywijać w końcu jak dzicy, lubił z nią tańczyć, bo ona się nie przejmowała jak to wygląda, tylko dziko skakała na każdą stronę, a potem próbowali nawet scenę z Dirty Dancing odstawić, ale jej nie podniósł i wylądowali na piasku, chichrając się głośno.
A potem ona poszła, z jakąś przyjaciółką pogadać miała, więc Oscar się dalej śmiejąc podniósł się i otrzepał, w trampkach miał masę piachu, ale nie zdejmował ich, bo zaraz i tak się na nowo zapełnią, myślał czy powinien pić jeszcze piwo, czy może lepiej się zbierać, a w tej chwili usłyszał piskliwy głos i swoje imię i uśmiechnął się szerzej na widok wyraziście niebieskiej czupryny. Wcale nie chciał do domu iść i kolejne towarzystwo go bardzo ucieszyło, choć chwilowe się okazało tylko.
Przywitał się wesoło i dał pociągnąć do jakiejś grupki z boku, choć ta grupka to się rozpływała zaraz, a nawet i niebieskowłosa bardzo entuzjastycznie gdzieś pomachała i pobiegła do chłopaka swojego. A spojrzenie Oscara w końcu padło na Greena, przed którym postawiony został i pewnie by już dawno poszedł, ale trochę był zajęty lekkim chwianiem się na boki i obserwowaniem ludzi i w sumie to czemu on by miał sobie iść tak właściwie.
I mimo wszystko się zaśmiał na jego słowa, bo nawet zabawne to było, a może wcale nie, ale jemu się śmiać chciało. Głupi Pietrucha, ale już powiedział mu co myśli, wykrzyczał nawet i wracać do tematu nie zamierzał, więc niech sobie głupi będzie.
- No hej. - chciał w sumie szukać jakiejś towarzyszki do nowych wygibasów, ale jakoś muzyka ucichła, dziwnie się zrobiło, jak on ma skakać i kręcić ludźmi w takiej sytuacji?
- Sugerujesz że nie wyglądam groźnie?
Spojrzał na Pietruchę oburzony jakby i założył ręce na piersi, bo było nie było, chłopak właśnie zasugerował chyba, że to wstyd od niego oberwać. Choć zaraz zaczął się śmiać znowu, no dobra, w sumie to wiedział, że szczególnie silną posturą nie grzeszy i w sumie to jest ostatnią osobą którą by ktokolwiek tu o bójkę podejrzewał. Bo Oscar się raczej nie bił, może kilka razy, choć zazwyczaj to on kończył jako poszkodowany ostatecznie. Co zrobić, kariera bokserska nie leżała w jego ambicjach.
A gdyby Green chciał to pewnie by mu dokopał tych kilka dni temu. Tak sądził, choć szczególnie barczysty też wcale nie był. Ale w sumie to też nie ważne, jakieś nic nie było ważne, wszystko mu się jakieś wesołe wydawało w tym momencie, nawet ten Green głupi. Może po prostu chciał, żeby wesołe wszystko było po prostu, chyba chciał, chyba się uparł, bo przez kilka dni siedział w domu i dość już miał, bo to niczego nie zmieniało. A tutaj było lepiej, dużo lepiej, a zaraz poszła kolejna piosenka, więc zaczął się bujać jakoś tak sensowniej, w każdym razie więcej sensu to bujanie miało i bez sensu było tak sterczeć.
- Może tylko tak udaję, niepozorny jestem i w ogóle dla niepoznaki, a tak naprawdę to groźny ze mnie człowiek bardzo i dobrze że mi nie oddałeś? - odezwał się, choć sam się zaśmiał, bo głupie to było. - Chodź tańczyć, głupio tak stać.
Dodał zaraz, bo jego koleżanki się rozmyły, a jemu już wisiało, że Pietrucha głupi jest, chciał się kręcić do rana, z takim planem tu przyszedł i chyba w tej chwili wszystko mu było obojętne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Więc Oscar stał teraz tak przed nim i chwiał się trochę na boki, twarz miał zarumienioną od alkoholu i Parsley nie mógł się oprzeć wrażeniu, ze rozluźniony jest taki i może tylko dlatego nie krzyczy na niego, nie rzuca się z pięściami - bo podpity był. Ale dobrze - on też. dobrze, bo Reid żartował sobie chyba też i zabawnie tak wyglądał, naburmuszony taki. Żaden z nich nie wyglądał szczególnie groźnie, ale Oscarowi było do tego jeszcze dalej. Szczególnie teraz, kiedy taki wstawiony był radośnie, roztrzepany i w tej bluzie kolorowej. Wiec zaśmiał się tylko i rozłożył ręce w obronnym geście, bo hej, przecież niczego nie sugerował! Siniaka wciąż miał, no nie?
- Oddałem! - oburzył się też, choć trochę przez śmiech krzyknął. - Po prostu nie trafiłem - znów ten głos rozbawiony, też uśmiech taki pewny dziwnie, choć teoretycznie niezręczna ta sytuacja była. Ale Oscarowi chyba wcale nie było niewygodnie, bo chodź tańczyć powiedział, a Parsley musiał unieść brwi wysoko i przyjrzeć mu się z pytaniem na twarzy. Dobrze, tańczyć, jasne. Ale sekunda jeszcze, jeszcze chwycił dwa szoty z tego stolika zasyfionego obok, wlał w siebie szybko, skrzywił mocno. Ciepło w gardle, w brzuchu - wszystko dobrze, świetnie. I leciało Blinding Lights, co jemu wydawało się teraz takie absolutnie oczywiste, i nie pamiętał już w którym momencie pobiegł za Oscarem tańczyć, że przyczepili się do nich ludzie znowu - niebieskowłose stworzenie, jej chłopak, którego znał z deskorolki, kilkoro innych, jakiś koleś w pięknej, kolorowej koszuli - Adam miał chyba na imię i dziewczyna z grzywką ściętą nad brwiami, której nigdy nie widział wcześniej. Nieistotne. Ważne, ze wszyscy byli tacy roześmiani, darli się wszyscy i skakali jak on, Oscar nawet. Oscar może nawet szczególnie, bo on jak dzieciak radosny się zachowywał i urocze to było, przezabawne. Kolejna piosenka pojawiła się bez przerwy żadnej, a on czuł, że zaczyna brakować tchu. A potem kolejna i jeszcze jedna, podczas której zaczął śmiać się niekontrolowanie, bo alkohol uderzył mocno. Ale chyba się zmęczył, a może po prostu przypomniał sobie o zawiniątku w kieszeni - za mało dla nich wszystkich. Wiec w rytmie Say So roześmiany, machając radośnie włosami podskoczył do Oscara, złapał go mocno za ramię i przyciągnął do siebie, żeby nachylić się nad uchem:
- Chcesz zapalić?
Oczywiście, ze chciał, więc uścisk przeniósł się na nadgarstek i pociągnął go dalej, przez piasek, w górę, zostawiając za sobą Doję Cat i tę grupę rozszalałych nastolatków, która ich zniknięcia pewnie nawet nie zauważyła. Trochę trawy, dwa drzewa przy wyjściu z plaży. Oparł się więc o jedno z nich, zawołał do siebie Oscara gestem ręki i uśmiechem szerokim, a potem wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów - pustą prawie, bo nawet nie palił przecież - a ze środka jednego skręta i zapalniczkę, taka kolorową, jedna z tych, które kupuje się na stacjach benzynowych. Chwilę, odpalił już, zaciągnął się. Miłe to było uczucie i ten smak cierpki, dobrze znany zapach. Jeszcze raz, i jeszcze, a potem podał blanta Oscarowi. I patrzył na niego chwilę tak bez słowa, bo myślał chyba - co teraz? Powinien coś powiedzieć. Ej, sorry za matki. Sorry, ze cię uderzyłem wtedy. Sorry, że nazwałem cię dziwką Ashtona.
- Wiesz, ja też raz tak wybiłem okno komuś - rzucił zamiast tego, wciskając ręce do kieszeni podartych spodni. - Trenerowi koszykówki w Garfieldzie. Bo mnie wyjebał z drużyny, jak gościa pobiłem za to, ze moje matki nazwał lesbami - wytłumaczył szybko, jakby to miało cala sprawę załatwić. Nie załatwiało, ale umysł był pijany, odurzony i rozbawiony i w sumie niewiele się liczyło tak naprawdę. - Ale nie złapał mnie nikt nigdy, bo wiesz...lepiej jeżdżę na desce od ciebie, nie wpadłbym w pierwszą lepszą dziurę! - I zaśmiał się jeszcze, szturchnął Oscara ramieniem zaczepnie, bo żartował przecież tylko. Reid głupi był.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- No, asfalt do tej pory płacze z bólu, rozmawiałem z nim dzisiaj i lepiej żebyś się tam nie zbliżał więcej bo ci z krawężnikiem nakopią. - zaśmiał się wesoło, pewnie głupio na całą tę Greenową próbę obrony. Jego ręce poruszyły się jakby to on był tym krawężnikiem boksującym, a potem rozłożyły na boki.
I nie było mu niewygodnie, bo nie myślał teraz ani o Greenie ani o niczym innym, nie chciał się zastanawiać czy powinien go uderzyć, czy powinien mu okno wybić, czy cokolwiek z ostatnich dni miało znaczenie. Lepiej, żeby nie miało przecież, więc tańczyć chciał i niech się tak Pietrucha nie dziwi bo mu te brwi zaraz odlecą jeszcze na Marsa i co bez nich zrobi? Oscar tańczyć chciał, bawić się i ruszył zaraz bardziej między ludzi, a Green z nim, więc chyba jemu też już wszystko obojętne było, w każdym razie po tych dwóch szotach powinno być chyba, bo twarz mu nieźle wykrzywiły.
I zaraz znowu się pojawiły znajome twarze i dobre to było, już nie próbował wywrotowych figur, już mu się za bardzo nogi plątały, ale Sally zaczął kręcić bardzo, a potem ona jego i ten wirujący świat całkiem śmieszny był, więc podniósł ją, kręcąc się dalej i postawił i skakał sobie, nigdy się nie zastanawiał nad tym, po prostu dobrze było się ruszać i skakać i krzyczeć z głośnikami, jakaś energia przez człowieka z tym przechodziła przyjemna i coś w tym tłumie wesołym też było takiego, co się udzielało dobrze. Choć kiedy go Green złapał za ramię tak niespodziewanie, choć chyba powinien wiedzieć, że on się zbliża, to poleciał na niego i podtrzymać się musiał.
I jasne, że chciał zapalić, choć chyba go dziwiło, że z nim się Green chce dzielić, ale chyba nie ważne, nie? Odsunął się, bo jakoś dziwnie jego twarz blisko swojej miał przez chwilę i dał się pociągnąć na bok, wyciągnąć z tłumu bardziej ku wyjściu z plaży nawet i też się oparł o drzewo, bo trochę mu się nogi plątały właściwie.
- To jakaś fajka pokoju ma być czy coś?
Rozbawiła go ta myśl jakoś. I nie zamierzał go przepraszać ani za okno ani za siniaka, ani za nic w ogóle i nie zamierzał rozdrapywać niczego. Fajkę pokoju spalić mogą i mogą tańczyć dalej, obaj towarzystwa chyba chcieli i wspólnych znajomych mieli, nie ma sensu się na pierdołach skupiać.
Zaraz blanta dostał, więc zaciągnął się, zadrapało w gardło mocno, ale nie kaszlał, przymknął lekko oczy.
- Nie wpadłem w dziurę, tylko się na mnie cielskiem uwaliłeś, niepoważny jakiś jesteś. - pokręcił głową, bo to oszczerstwa okropne, jak tak można mówić w ogóle. Choć śmiał się głupio, powoli się na tym drzewie osunął i siadł na ziemi, unosząc ich fajkę pokoju w górę, żeby ją Green odebrał.
- Trener to kutas. - dodał tylko, bo nie lubił tego wysokiego barczystego faceta, na tyle na ile zdarzało mu się nie lubić kogokolwiek. - A twoje matki to lesby.
Dodał, żeby nie było za miło, choć mówił tonem jakimś zbyt zaczepnym, żeby można go było wziąć na poważnie, bo musiał coś wrednego powiedzieć przecież, szturchnąć go jakoś, zaczepić, może żeby aż za dziwnie nie było. Choć nigdy się nie zastanawiał nad tym jakie słowa są dobre albo złe. Choć zdarzało mu się o Prie matkach tak mówić, bo to łatwe było, bo kiedy był wściekły, chciał mówić okrutne rzeczy przecież nawet, jeśli coś w środku mu podpowiadało, że to obosieczny nóż bo jeśli one to lesby to on jest pedałem, nie? Ale o nim nikt nie wie. Chyba, że Ashton ma jeszcze dłuższy język, co by go w sumie nie dziwiło, może już Kahyyam wie, a jak on to pół South Parku może mieć z tego pożywkę.
Ale wyjebane w nich wszystkich.
Poza tym co w tym złego by było? Co w tym złego że Greena matki to lesby i że on pedałem jest.
- Ej to skoro taki z ciebie rebel i wandal to chodź. Znaczy jak dam radę się podnieść. - zaśmiał się, bo jakoś tak grawitacja mu chyba wzrosła, bo spróbował wstać, ale mu się nogi poplątały i zaśmiał się. - Ale spodoba ci się mój plan, zobaczysz.
Obiecał jeszcze, wyciągnął rękę żeby mu Green wstać pomógł jednak i tak się podniósł i skierował kroki swoje w kierunku słusznym jedynym. Choć jakaś długa mu się ta trasa, parkiem między drzewami, potem pod górkę, jakoś ciężko się pod górkę szło. Ale śpiewali w drodze Havanę, bo muzyka z tyłu im już ucichła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Słuchaj, nie masz czego żałować. To nawet lepiej, że wcześniej wyszłyśmy, bo wcześniej zaczniemy, a po zmroku mają się zejść ludzie, rozpalić ogniska i to będzie najlepsza impreza w całym Twoim życiu - usłyszała jak jej usta same wypowiadają tą kwestię, brnąc przez zapadający się piasek. Linden Krzyzanowski, ostatnia osoba, którą można nazwać gwarancją udanej imprezy. Ta krótka podróż była o tyle niewygodna, że gdyby wcześniej nie zaproponowała jej wypicia kilku głębszych, być może łapanie równowagi przychodziłoby jej z większą łatwością. Obejrzała się przez ramię, jeszcze przez chwilę zerkając na niknące w oddali kino plenerowe, a potem przeniosła wzrok na przyjaciółkę, licząc na to, że tamta nie ma jej za złe tego, że wyciągnęła ją w trakcie seansu, na który w dodatku ją zaprosiła. Nie mówiąc o tym, że przez Deni spóźniły się na pierwsze siedem minut filmu, ale to nie miało znaczenia, bo a) film był wyjątkowo nudny, b) musiały poświęcić się dla większej sprawy.
Przystanęła znalazłszy się niemalże na skraju plaży, ale w odległości pozwalającej im przeżyć swój pierwszy, wspólny odlot, nie martwiąc się, że zmyje je pierwsza nadchodząca fala. Rzuciła na piasek koc w kratkę, klepiąc miejsce obok siebie.
- Podobno wystarczy nam tylko kilka na pierwszy raz - zaczęła nieśmiało, totalnie nie mając pojęcia o czym mówi. Jej dłoń lawirowała między kluczami do domu, do piwnicy, zapalniczkami (przynajmniej trzema na pięć zużytymi), gumami do żucia, o których istnieniu zdążyła już zapomnieć, aż wreszcie natrafiła na śliską fakturę foliowej saszetki. Nigdy wcześniej nie brała grzybków, ani w zasadzie żadnych innych tego typu substancji. Szczytem szaleństwa było dla niej złapanie kilku buchów blanta, który prawie zmiótł ją z planszy na jakiejś imprezie, jeszcze na studiach.
- Wzięłaś to piwo, nie? - mówiąc to miała na myśli to po które się wybrały w drodze na film. Sama nie wiedziała, czy można to ze sobą łączyć, ale to był pierwszy krok ku zmianom w szaloną Linden.
- To co, zdrowie? Akurat zobacz jakie ładne fale i zachód, to będziemy mogły się skupić na przyjemnych widokach zanim to zacznie działać - tylko wciąż nie była do końca pewna, czy kilka znaczy dwa, czy może cztery? Ale przy takiej ilości w torebce, czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
<center>...</center>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”