WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
- Oho, a kogo my tu mamy? - zapytał czysto retorycznie, momentalnie dostrzegając koło siebie trójkę chłopców, którzy od dawna uczęszczali na jego katechezę i przez to ich imiona były mu bardzo dobrze znane. Niedaleko, za ich plecami, zobaczył także rodziców, z ewidentnie zakłopotanymi minami, mamroczących coś do synów o tym, aby mu nie przeszkadzali. Chociaż Gabriel absolutnie tak tego nie odbierał. Czas go przecież wcale nie naglił, a dodatkowo zawsze był raczej serdecznie nastawiony do najmłodszych. Nawet, jeśli ich pytania bywały czasem nieźle pokręcone.
I cóż, tak też było i w tym przypadku, bo dzieci zasypały go nawet nie morzem, a oceanem pytań o tematyce właśnie Bożego Narodzenia, przez co spontaniczne zakupy zmieniły się bardziej w wykład, a może i nawet policyjne przesłuchanie - oczywiście do momentu, w którym matka braci złapała najstarszego za ramię i odciągnęła ich kolejno od księdza, przepraszając za zajmowanie czasu, chociaż Baskerville, jak to on, uśmiechnął się jedynie w ramach reakcji. Może nieco pobłażliwie, bo w zasadzie był nawet zadowolony z ich zainteresowania świętami. Mógł o nich opowiadać godzinami, choć chwilę później nie było już przed kim wygłaszać swoich biblijnych mądrości.
W momencie pozostawienia samemu sobie, miał już ochotę wrócić do przerwanego oglądania ozdób, ale wychwycił w tłumie człowieka, który patrzył się na niego w sposób... dziwny. Co prawda, nie mógł określić, na czym ta dziwota miałaby polegać, ale coś w jego oczach wydało się Baskerville'owi znajome. Tylko teraz nie wiem, czy się przywitać, czy nie...?
- Pochwalony - skinął z niepewną miną, czysto instynktownie sięgając wtedy do swojego zielonego szala, jakby w tamtym momencie chciał nieco zakryć wystającą spod kurtki koloratkę.
-
- trzy
outfit
Normalnie przeszedłby pewnie obojętnie i nawet nie zwrócił uwagi na młodszego mężczyznę, ale gdy do jego uszu dotarł szkocki akcent to aż go zamurowało. Pierwszy raz od miesiąca spotkał kogoś o podobnym (tak zakładał) pochodzeniu i aż mu serce szybciej zabiło. Przysłuchiwał się końcówce jego rozmowy z dziećmi z lekko rozchylonymi ustami i podekscytowanym spojrzeniem. Dopiero po kilkunastu sekundach jego twarz wydała mu się... znajoma. Nie był w stanie dopasować jej do żadnego imienia czy nazwiska, ale był prawie pewien, że już go kiedyś widział.
Zamrugał kilkukrotnie i spojrzał prze ramię, a potem jeszcze przez drugie. - Pochwalony? - zawahanie w jego głosie wynikało ze zdezorientowania. Niecodziennie poznawał duchownych w tak przypadkowy sposób. - Dobrze jest usłyszeć, że ktoś mówi jak w domu - uśmiechnął się do niego szerzej. Co prawda Lake miał o wiele mocniejszy akcent, ale Gabriela też bez problemu szło zaklasyfikować jako szkota. - To głupie, ale czy my się kiedyś nie spotkaliśmy już? Wyglądasz znajomo, ale... nie wiem skąd - wzruszył bezradnie ramionami, nadal badając wzrokiem jego twarz.
-
- Nie. To wcale niegłupie stwierdzenie, bo jestem z Glasgow. Być może gdzieś sobie mignęliśmy na ulicach te kilka lat temu, zanim przyjechałem - uśmiechnął się na tyle serdecznie, na ile wówczas mógł, gdyż mimowolnie, przy takich spotkaniach, jego ciało same z siebie sztywniało strachem. Głównie dlatego, że po przyjeździe zadecydował o zakopaniu kilku, męczących go spraw w swojej pamięci i wolałby, aby nikt z przeszłości nie grzebał w jego przysłowiowej szafie z trupami. Bo jeśli faktycznie się znamy, to czemu nie rozpoznaję, czyja to twarz? Gdzie mogłem go poznać? Myśl, Gabriel... Może ze szkoły? Z sąsiedztwa? Za sprawą wspólnych znajomych? Nieopatrznie wbił wtedy swoje ciemne spojrzenie być może zbyt wnikliwie w Lake'a, lecz desperacko szukał na jego buzi jakiejkolwiek wskazówki. Jest starszy. Chyba nie znamy się z domu dziecka, prawda?
Ostatnie podejrzenie momentalnie przyprawiło go o nieprzyjemne uczucie ścisku gdzieś w żołądku, bo stanowiło w zasadzie najgorszą opcję z możliwych, a na tamtą chwilę, Gabrielowi nie przychodziły do głowy żadne inne rozwiązania. W końcu w najśmielszych snach nie rozważałby spotkania wakacyjnego przyjaciela po drugiej stronie globu i to po tylu latach, które odmieniły ich nie do poznania. I to do tego stopnia, że nijak nie umiał dostrzec w mężczyźnie tego uśmiechniętego nastolatka z plaży. Zresztą vice versa, bo sam nie przypominał już tego zapłakanego, zgubionego dzieciaka z katolickich kolonii.
- W każdym razie, Gabriel Baskerville. Może być "Ojciec Baskerville", aczkolwiek wolę po imieniu, bo to jeszcze nie tytuł na mój wiek... - przedstawił się nieco zakłopotany, odgarniając jedno z rozjaśnianych pasm za ucho. Liczył, że nieznajomy również poda mu swoje dane, które może bardziej rozjaśnią mu w głowie. I być może uspokoją. Inaczej umrę tu, jeśli usłyszę tę konkretną miejscowość, gdzie stał ten upiorny budynek... - A pan skąd?
-
- Gabriel Baskerville - powtórzył po nim, marszcząc brwi i przechylając głowę w bok niczym pies. - Coś mi dzwoni, ale nie wiem w którym kościele - mimowolnie parsknął, bo absolutnie niezamierzenie nawiązał do jego fachu. - Lake O'Halloran - wyciągnął do niego dłoń, bo był niestety tym typem człowieka który witał się uściskiem dłoni.
-
- Jestem dobrze zaznajomiony z tematyką cudów, ale doświadczyć jednego w same święta to już inna liga - zachichotał, z nagła kompletnie się rozluźniając, ponieważ właśnie wtedy uświadomił sobie, iż nie powinien mieć żadnych powodów do obaw. Nie stał przecież przed nim żaden prześladowca z czasów dzieciństwa, a wakacyjny przyjaciel, z którym wspomnienia urwały się jakoś ze dwie dekady temu. - Katolickie kolonie w Thurso. Ten histeryczny dzieciak, który nie chciał ci puścić rękawa bluzy, póki nie odprowadziłeś go do hotelu. To ja, miło mi ponownie poznać - dodał równie żartobliwie, nawet subtelnie się przy tym kłaniając.
Nie było mu za siebie w żadnym stopniu wstyd. Byłby niemniej przerażony, gdyby obecnie zgubił się w jakimś nieznanym mieście bez portfela, dokumentów i komórki, a przecież był już pełnoletni od wielu lat. I, ach, naprawdę poczuł ten mijający czas, kiedy spojrzał na O'Hallorana jeszcze raz. Nie poznałby go na ulicy, bo wydoroślał i zmienił się nie do poznania. Na plaży w Thurso nie był przecież tak wysoki, nie miał zarostu, ni tak niskiego głosu. A ja za to nie miałem koloratki, toteż uznajmy, że jesteśmy kwita, tylko... Co on tu robi? Śmierci bym się prędzej spodziewał, niż Lake'a w Seattle.
- Co cię wywiało aż tutaj? Nie wierzę, że znów się widzimy.