WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Na litość boską... – jęknął, po omacku szukając telefonu. Sprawdził godzinę i kilka wiadomości, jakie wisiały mu na ekranie. Jak to dobrze że dzisiaj miał wolne i nie musiał jechać do pracy. W takim stanie nie byłoby z niego pożytku. Przeciągnął się i z jękiem poczuł jak naciągnięty mięsień grzbietu stanowczo zaprotestował na takie działanie. Potrzebuje prysznica. I solidnej dawki aspiryny bo głowa pękała mu na dwoje.
Chciał wcielić swój plan w życie, ba, nawet zaczął się podnosić z łóżka, gdy łomotanie do drzwi wejściowych zburzyło mu misternie przygotowany harmonogram dnia. Klnąc na czym świat stoi ubrał się w jakieś dresy i niechętnie skierował się w stronę drzwi zwiewając przeciągle i rozmasowując ramię. Zerknął przy okazji na przedpokój dostrzegając brak butów lokatora i jego kurtki. Nawet go nie obudził szuja jedna. Mógł udawać, że nikogo nie ma w domu, albo że coś mu wypadło, zerknął jednak w wizjer dostrzegając dobrze znaną mu twarz. Przeczesując włosy wolno otworzył drzwi.
- Tak, umawialiśmy się na wspólny wypad. Tak, jest już czternasta i tak, mam kaca. Właź. – rzucił, nim Kellan zdążył się chociażby odezwać i skierował się w stronę kuchni nadal czując jak jego mięśnie, nie do końca obudzone buntują się przy każdym ruchu. Pomińmy fakt że w jego głowie zaczął latać samolot. Sięgnął do lodówki po butelkę wody, a z szafki wygrzebał aspirynę i z tym sprzętem ruszył w stronę kanapy.
Z Kellanem znali się prawie dwadzieścia lat, długich lat które pozwoliły im nawiązać najsilniejszą relację jaką kiedykolwiek Holloway miał. To jemu w sumie zawdzięcza to, że poszedł na medycynę, że zdecydował, co tak naprawdę chciał robić. To on wyciągnął go z dołka i był przy nim w trudnych chwilach. Był wszystkim co miał w tym mieście, a to już bardzo dużo.
- Zaciągnij żaluzje, bardzo cię proszę. Wiesz, słonce i wczorajszy alkohol to nie najlepsze połączenie. – łyknął aspirynę popijając sporą ilością wody.
-
Nienawidził, kiedy pracownicy przynosili zwolnienia lekarskie, ale takie już jest życie, że nawet lekarz czasem choruje. Problem w tym, że kilku anestezjologów było na wolnym lub miało inne zajęcia, także osobiście nadzorował operację, która trwała pół nocy. Nie ukrywał, że było ciężko, bo trafili na gościa po potrąceniu przez ciężarówkę i trochę trwało, zanim ustalił odpowiednią dawkę, żeby go nie dobić, nim zaczęli go zszywać. Z pełnym sukcesem, ale kolejne dni okażą się decydujące, czy facet się z tego wyliże, czy strzaskany mózg, w ogóle pozwoli mu odżyć. Najważniejsze jednak było to, że następnego dnia, był umówiony na wyjazd z Chrisem i nawet fakt, że będzie ledwo przytomny po tej nocnej zmianie, nie zepsuł mu humoru. Jedyną osobą, która mogła to zrobić, był sam Holloway, co w istocie się zdarzyło. Kiedy zaczęły mijać kolejne minuty, a potem godziny, od umówionej pory, wiedział, że nie przyjaciel nie przyjdzie. Dzwonił do niego, pisał, zero odpowiedzi. Z początku czuł gniew, że bez słowa został olany, potem rozczarowanie, że może mu coś wypadło i zapomniał go poinformować, a na koniec poczuł strach, który był na tyle silny, że nie bacząc na nic, włożył buty, wziął klucze od samochodu i pojechał prosto na South Lake Union, do mieszkania kumpla. Nacisnął dzwonek dwa razy, ale nikt nie odpowiedział, więc zaczął łomotać pięścią w drzwi, zaniepokojony ciszą.Chris miał próbę samobójczą, miał rozwalone życie uczuciowe i najwidoczniej stracił sens życia, a on go nie uchronił. To logiczne, że się martwił i w zasadzie miał tylko jego, a ich więź było nierozerwalna. Nikt nie miał takiej mocy, by to zniszczyć. Zaczął mocniej walić w drzwi, myśląc jednocześnie, że jeśli za chwilę mu nie otworzy, wróci tu z policją, ale nim zdążył ustalić plan działania, drzwi powoli się otworzyły i nim zdążył się odezwać, z ust Chrisa padł monolog.
Widać było, że ostro zabalował i nie spodobało mu się to ani trochę. Pozwolił mu skończyć zdanie, idąc za nim potulnie do kuchni i obserwując, jak popija aspirynę wodą i pokręcił z politowaniem głową.
- Biorąc pod uwagę ilość alkoholu, jaką w siebie wlałeś, aspiryna może ci na okres jakichś... - spojrzał na zegarek na nadgarstku - czterech godzin. Pomijając fakt, że zacznie działać za około pół godziny. Po tym czasie kac wróci, nieco mniejszy, ale wróci. W ramach rekonwalescencji proponowałbym wypicie około litra soku pomidorowego, dodając do tego spacer na świeżym powietrzu, który usprawnia ukrwienie wszystkich narządów i wspomaga usuwanie metabolitów.
Kellan McPherson, filozof roku.
- A tak poza tym, pomijam fakt, że zapomniałeś o wypadzie, pomijam fakt braku kontaktu, nie pomijam tylko faktu twojego picia. Po co? Poprawiło ci to humor? Problemy zniknęły? - zapytał, mrużąc oczy i podchodząc do okna. Najchętniej nie spełniłby jego prośby i specjalnie wystawiłby go na działania ostrego słońca, ale widząc jego stan, zasunął żaluzje, po czym oparł się o parapet i popatrzył na przyjaciela. - Więc? Zabalowałem ostro, bo? - zapytał, żeby pociągnąć go za język. Nie podobało mu się to ani trochę. Nie chciał, żeby Christian zamienił dragi na wódkę, bo to nie wróżyło nic dobrego. Kajl nie był świętoszkiem, zawsze będzie narkomanem, ale nie upijał się na umór samotnie, w środku tygodnia.
-
Słuchał jego słów, karcących, uderzających w niego ze zdwojoną siłą. Siedząc więc bezpiecznie na kanapie słuchał jego słów i zaciskał zęby, starając się jednocześnie opanować pulsujący ból głowy i suchość w ustach. Nie był małym dzieckiem, ale wiedział że mężczyzna ma rację, najwidoczniej uznał, że wytknięcie mu jego pijaństwa w jakiś sposób pomoże. Takie sytuacje zdarzały się nader często, jeden upadał, drugi go podnosił, nie omieszkując przy tym wyrazić swojej opinii na temat picia na umór. Zdążył się już przyzwyczaić, a jednak był w takim stanie, że każdy, nawet lekki przytyk w jego stronę był niebezpieczną zagrywką.
- Czasami zapominam że ty też poszedłeś na medycynę. – podsumował jego wypowiedź na temat działania aspiryny. Sam też zdawał sobie sprawę z tego, że minie dobrych kilka minut nim leki zaczną działać, ale to było pierwsze, co mu wpadło do głowy po przebudzeniu. Najchętniej zagrzebałby się w pościel i znowu zasnął, wiedział jednak że skoro zjawił się Kellan, coś takiego miejsca mieć nie będzie. Skrzywił się lekko. - Nigdzie nie idę. Chyba że do łóżka. – upór odziedziczył chyba po rodzinie, bo Hollowaya jest bardzo ciężko do czegoś przekonać, jeśli się na coś uprze. Niemniej, jakiekolwiek wyjście dalej niż za próg domu byłoby ryzykowne, patrząc na to że on ledwo na nogach stoi.
Skierował na niego uważne spojrzenie.
- Skończyłeś swoje umoralniające gadki? Po pierwsze, jestem dorosły i wiem z czym wiąże się picie na umór. Po drugie, nie jesteś moją matką, by prawić mi kazania. – warknął. Był rozdrażniony, bolała go głowa, światło słoneczne wwiercało mu się w mózg, nie potrzebował wytykania mu błędów, a jedynie świętego spokoju. Rozłożył się na kanapie opierając głowę o oparcie i popijając wodę, mając tym samym dobry widok na stojącego przy oknie przyjaciela. - Bo mogłem, bo miałem ochotę, bo potrzebowałem tego. Zadowolony z odpowiedzi? – postawił butelkę na podłodze i przejechał dłońmi po twarzy. Nie lubił takich rozmów, nie kiedy głowa mu pękała i prócz normalnego kaca, miał też moralnego. - Okej, przepraszam. Zachowałem się nie fair wobec ciebie, ba, wobec wszystkich ostatnio. Błądzić jest rzeczą ludzką, prawda? Odpuść mi więc proszę. – to ostatnie wyjęczał niemal błagalnie, bo ostatnie czego mu teraz brakowało, to kłótnia z nim.
-
- No widzisz, radzę to w końcu zapamiętać albo gdzieś zapisać, najlepiej jakimś oczojebnym kolorem, żeby się rzucało z daleka - skomentował, chcąc być poważny, ale kąciki ust nieznacznie mu się uniosły w rozbawieniu, ledwo zauważalnie, ale jednak. Głównie dzięki niemu Chris sam poszedł na medycynę, więc trochę denerwował go fakt czasowego zapominania o pracowaniu w tej samej branży, ale nieco innej specjalizacji, chociaż ściśle ze sobą związanych. - Ale oczywiście, że idziesz. Myślisz, że odpuszczę ci ten wyjazd? Ile razy łajałeś mnie, kiedy jeszcze mieszkałem w Nowym Jorku i ciągle odwoływałem wizyty? Co to ma być, jakiś odwet? Mam się poczuć tak jak ty, wystawiony do wiatru? Dam ci chwilę na ogarnięcie, dojście do siebie i zrobimy to, co mamy zrobić. Ja prowadzę, bo przynajmniej do jutra nie chcę cię widzieć za kółkiem. Kellan był równie uparty co Holloway i wcale nie zamierzał zrezygnować ze wspólnie spędzonego dnia, na jaki się umawiali. - Poza tym też chętnie położyłbym się do łóżka, bo spałem około trzech i pół godziny.
Zmarszczył czoło, bo nie podobał mu się ton, jakim przyjaciel się do nie zwracał.
- To zachowuj się jak dorosły, a nie jak nastolatek, który myśli, że jak się napije, to wszystkie problemy znikną - odpowiedział, równie zirytowany, jak skacowany, siedzący na kanapie blondyn. - Matką nie, ale jestem dla ciebie niemal jak brat i uważam, że mam prawo do kazań. - W końcu znali się od ponad piętnastu lat, dla niego rzucił pracę w Nowym Jorku i przyjechał na drugi koniec Stanów, do cholery! - Nie - burknął krótko. Dawniej rzuciłby mu klina w postaci kolejnego drinka, piwa czy szklanki wódki, ale nie po to przebył taki szmat drogi, by wbijać go w dno jeszcze bardziej, tylko wyciągnąć go z niego, a głupek doskonale wszystko mu utrudniał. Cały Holloway! Ostatecznie jednak zrobiło mu się go żal.
Westchnął przeciągle i ruszył, by również usiąść na wolnym skrawku kanapy. Nie lubił stać, kiedy ktoś siedział, nieważne w jakim stanie.
- W porządku. Serio teraz pytam, stało się coś? Znamy się nie od wczoraj i znam cię na tyle, że nie pijesz bez powodu na umór, więc gadaj. Chyba że nie masz ochoty, to wtedy możesz mnie stąd wykopać - odezwał się, gdy już usiadł i dla zajęcia czymś rąk, zaczął bawić się poduszką.
-
Westchnął ciężko.
- Zapamiętam. – podsumował temat. W końcu to dzięki niemu sam poszedł na medycynę. Przecież obaj zarywali nocki siedząc razem nad książkami przy chińszczyźnie i zakuwali materiał na kolejne egzaminy. Mimo, że wybrali inne specjalizacje, jeden drugiemu potrafił pomóc, ucząc się za dwóch. Pomińmy fakt, że nawzajem potrafili sobie pisać ściągi, ale akurat o tym nie wszyscy muszą wiedzieć, a w szczególności ich byli wykładowcy. - Nigdzie nie idę. – naburmuszył się niczym mały chłopiec, łypiąc na niego. - Wybaczałem ci to odwoływanie wyjazdów i wizyt, ty raz możesz zrobić wyjątek. Kiepski będzie ze mnie kompan do jazdy, szybko zasnę i żadnego ze mnie pożytku. Koniec tematu. – z oślim uporem się nie wygra. Na wzmiankę o ilości snu przyjaciela zmrużył lekko oczy, ale nie skomentował tego. Podejrzewał, co się za tym kryje i gdyby był w lepszej kondycji fizycznej i psychicznej zrobiłby mu wykład na temat odpowiedniej dawki snu dla dorosłego człowieka, czy o walce ze swoimi problemami. W tej chwili jednak Holloway nie nadawał się do wygłaszania kazań, coraz dobitniej czując pulsujący ból w głowie. Pociągnął kolejny łyk wody, starając się panować nad tonem głosu, ale kiepsko mu to wychodziło. Nie chciał na niego naskakiwać, działał jednak odruchowo. Wiedział, że przyjaciel mu to wybaczy, aczkolwiek blondyn będzie miał potem wyrzuty sumienia.
- Odezwał się dorosły. Przypomnieć ci, co sam wyprawiasz, gdy masz problemy? – ton jego głosu nieco złagodniał, ale mimo wszystko nie pozwoli na pouczanie się, nawet jemu. - Tylko dlatego, że naprawdę jesteś dla mnie jak brat. – nikt inny nie mógłby mu kazań prowadzić, od razu by oberwał mocniejszymi słowami. Jemu wiele jest w stanie wybaczyć. Działa to na szczęście w obie strony. Podkulił nieco nogi, by zrobić mu więcej miejsca, krzywiąc się lekko, bo każdy jego mięsień stanowczo protestował.
Tknął go dużym paluchem od stopy w ramię.
- Miałem ciężki okres w pracy i potrzebowałem odreagować. Wiesz że zbytnio się wszystkim przejmuję i puściły mi nieco hamulce. – powiedział szczerze, a to trzeba brać za dobrą monetę, bo on tak ze szczerością to na bakier jest. Nie miał życia prywatnego, zostaje zawodowe, które jest raz lepsze, raz gorsze. A ktoś taki jak Holloway, człowiek emocjonalny, czasami potrzebuje zrobić coś, co nie jest do niego podobne. - Nie wkopię cię, jak zamówisz żarcie i spędzisz ze mną dzień jak za dawnych czasów. No, zgódź się... – ponownie tknął go palcem w ramię, usilnie starając się go przekonać że to zajebisty pomysł jest.