WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~10~ Cosmo miał rację. Było to jedno ze zdań, których Jesse nigdy nie planował wypowiadać na głos, a sama ta myśl wywołała niesmak w ustach, ale nie mógł więcej zaprzeczać. Siedząc na schodku i tępo wpatrując się w strzelające ku niebu, pośród powszechnego zachwytu zarówno małych dzieci jak i obecnych w parku psów, strużki wody, coraz lepiej uświadamiał sobie że nie powinno go tam być. Miał już ułożone życie, spokój, chociaż ostatnio coraz częściej zakłócany, próbował zapomnieć, ruszyć przed siebie bez patrzenia wstecz, a jednak wyczekiwał spotkania z osobą mającą największy wpływ na jego dotychczasowe życie. Już w momencie otrzymania tego nieszczęsnego powiadomienia z instagrama miał wrażenie, że jego serce najzwyczajniej w świecie stanęło, w pokoju nagle zabrakło tlenu, a jego umysł pogrążył się w mętnej nicości, przygnieciony lawiną emocji skrzętnie upychanych po kątach świadomości przez ostatnie pięć lat. W rzeczywistości stan ten trwa sekundę, może mniej, w tym krótkim czasie pozbawiając go gruntu pod nogami. Desperacko chciał odzyskać spokój, ale miał wrażenie, że zignorowanie wiadomości nic by mu nie dało. Wszystkie możliwe scenariusze zalewałyby mu myśli aż w końcu i nie zdecydowałby się do niego odezwać. Miał dostać wyjaśnienia, to mogłoby mu pomóc zamknąć ten rozdział i nigdy już nie wracać. Tyle, że Cosmo miał rację. Tym spotkaniem mógł także krzywdzić się bardziej niż sobie pomagać, ale było już za późno na wycofanie się. Oparł łokieć na nerwowo podskakującym kolanie i schował twarz w dłoniach, biorąc głęboki oddech. To tylko rozmowa. Da radę. Podniósł głowę w czas, aby zobaczyć zbliżającą się do siebie sylwetkę. Znajoma, w pewnym sensie, ale jednocześnie całkowicie obcą. Nie żartował, Ozzy, chociaż wciąż podobny, już w niewielkim stopniu przypominał tego roztrzepanego nastolatka jakim był, kiedy ostatnio się widzieli. Żołądek Fletchera skręcił się w ciasny supełek, zalały go zarówno mdłości, niewygodne wspomnienia, jak i przemożna chęć ucieczki, ale wziął kolejny, drżący oddech i powoli podniósł się z miejsca.
- Hej - zaczął, nie chcąc dopuścić do chociażby sekundy niezręcznej ciszy, bo później nie potrafiłby jej przerwać. - Przyszedłeś. Myślałem, że może... Uh, nieważne. Długo jesteś w mieście? - upewnił się, nie mając zielonego pojęcia dlaczego próbuje zacząć z nim imitację lekkiej rozmowy. Łatwiej byłoby mu dogadać się przez smsy, formowanie myśli lepiej wychodziło mu, kiedy miał do czynienia z ekranem i dłuższym czasem na przemyślenie tego, co chciał przekazać. Teraz chciałby przejść prosto do tych obiecanych wyjaśnień i zniknąć z miejsca zdarzenia, ale nie potrafił być stanowczy, a przynajmniej nie w jego towarzystwie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit

Ozzy Yang kiedy opuszczał kraj był zupełnie kimś innym, zmienił się na przestrzeni tych wszystkich lat. Zmienił się też jego charakter jak i wygląd. Spełnione marzenia, praca którą zawsze chciał wykonywać były dopełnieniem jego wizji na życie. Nie spodziewał się, znaleźć twarz Jessego na yt, potem przyjęcie go do górskiego ratownictwa w Seattle. Tylko te wspomnienia, wspomnienia których starał się wyprzeć były jedynym powodem dla którego nie mógł spać po nocach. Widok bitego przez innych Jessego, co noc wracały niczym koszmar i zaciskały żołądek metalową obręczą. Poczucie winny, żalu z tego jak to wszystko się potoczyło. Był zły na przyjaciela, że go pocąłował, doskonale zdawał sobie sprawę z jakiej rodziny pochodził, jak ważne były dla niego tradycje. Z drugiej strony po latach wiedział, że to zdarzenie zmieniło ich życie na lepsze, przynajmniej starał się to sobie tak tłumaczyć. Gdyby tak nie było, gdyby wtedy nie zareagował jak zareagował tkwiliby w miejscu w małej mieścince i w najlepszym wypadku nieszczęśliwi w związkach, które by ich tłamsiły. Dowiedział się też czegoś jeszcze, uczuć jakie do niego żywił. Pieprzonej miłości, której się wstydził. Kochał Jessego i zrozumiał to bardzo szybko, ale było za późno. Mleko się rozlało i nie było odwrotu.
Zgodę naspotkanie przyjął z ulgą, chciał by Jesse wiedział, że nie on rozpowiedział co się stało, ale brak reakcji na to jak go traktowali, nie była wcale lepsza. Czuł się winny i choć mógłby tłumaczyć się, chciał jedynie by on o tym wiedział. Nie robił tego by poczuć się lepiej, ale dla prawdy, prawdy która zdawała się mieć kolejne dno całej tej historii. Bo prawda też była taka, że chciał go zobaczyć, zrozumieć czy tkwią w nim dawno stłamszone uczucia, czy może zamknął naprawdę ten rozdział. Gdy dojrzał Fletchera poczuł nieprzyjemne poczucie lęku, jakby za chwilę miał cofnąć się w czasie do tamtej chwili.
- Cześć- przywitał się z nim obserwując zachowanie jasnowłosego, był zestresowany tak samo jak Ozzy, oboje chyba nie chcieli jednak tu być, ale starszy z nich wiedział, że unikanie tego tematu będzie o wiele gorsze niż wyznanie sobie prawdy. Ozzy przestał być miłym dla każdego chłopcem, który daje sobie wmówić wiele rzeczy. Dorósł, stał się o wiele silniejszy, ale pewność siebie którą miał nacodzień na chwilę zniknęła w towarzystwie Jessego.
- Sądziłeś, że nie przyjdę?- dokończył za niego, i cicho mruknął z niezadowolenia, o właśnie tak było kiedy ich świat był małym miasteczkiem i niczym innym, dokańczali za siebie zdania. Znali swoje potrzeby, i zachowania.
- Od września 2020- odpowiedział na zadane pytanie. Trzymał dłonie w kurtce, co chwila spoglądając na fontannę po czym bez słowa usiadł na schodku spoglądając w dłużej ciszy na swojego towarzysza z dołu chcąc by też usiadł. Poczekał, aż to zrobi i dopiero zaczął mówić. Nie chciał przełużać niezręcznej sytuacji, bo widział, że Jesse się denerwował i chciał stąd zwiać. Za długo go znał, by móc ignorować takie oznaki.
- Powiem Ci wprost, najprościej jak umiem, bo inaczej nie da się tego ująć. Będzie to zapewne nieprzyjemne, bo cofniemy się o te cholerne pięć lat, ale nie chcę więcej żyć w kłamstwie.- nabrał powietrza do płuc by za chwilę móc je z nich uwolnić.
- Nie wydałem Ciebie...a raczej nas. Nie rozpowiedziałem, żadnej plotki. - powiedział prosto z mostu- widzieli nas Jesse- czy to nie było oczywiste? Przecież nie zaszkodziłby samemu sobie, bo chcąc nie chcąc jego serce miękło za każdym razem kiedy myślał o nim.
- Ale prawda jest też taka, że nie zrobiłem nic, żeby Ci pomóc, zostawiłem Cię i to...cholerstwo ciągnie się za mną przez cały czas. Praca w tutaj, pewnie nawet bym nie wrócił gdybym nie zobaczył Twojej słodkiej buzi na tym cholernym youtubie. - popierdolone to wszystko, ale z jego słów wynikało, że był tu tylko dla niego. Poniekąd tak właśnie było i to niesamowicie wybijało Ozzyego z poczucia pewności siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co on sobie myślał? Podczas ich dość krótkiej wymiany wiadomości - nic. A przynajmniej takie miał wrażenie, kiedy raz po raz rzucał speszone spojrzenia na chłopaka, czy teraz już raczej mężczyznę, którego nie miał spotkać już nigdy więcej. Naiwnie pozwolił sobie uwierzyć, że wyjazd do wielkiego miasta, nawet znajdującego się tak blisko domu, uwolni go od goryczy powiązanej z poprzednim życiem. Bo dokładnie tak to nazywał, jakby wciśnięcie przycisku "reset" było możliwe w tej rzeczywistości, jakby niewidzialne, acz silne, sznureczki nie wiązały go z rodziną, którą wciąż uważał za podporę. Nie zrobił nic, aby w pełni odciąć się od Grotto, od malutkiego liceum w Skykomish, kojarzącego się już wyłącznie ze strachem, nienawiścią do samego siebie i cierpieniem. Dlaczego więc oczekiwał, że żaden koszmar z poprzedniego rozdziału jego życia nie znajdzie sposobu na prześlizgnięcie się na następne strony? I może właśnie w tym rzecz. Nie spalił za sobą mostu, nie uciekł na drugi koniec świata, nie zmienił nazwiska, a wręcz pokazał się światu jakby chciał być widzialny, udowodnić, że nie musi uciekać, ale w takim wypadku musiał liczyć się z konsekwencjami. Jedną z nich była właśnie ta rozmowa i rozrywające się serce, powodujące wręcz fizyczny ból, ciągnące go w dwie całkowicie odmienne strony - lęk i nadzieja. Chciałby, aby jednym z tych odczuć była też nienawiść, wtedy mógłby pójść za radą ukochanego braciszka i wyjść z tego spotkania z twarzą, ale nie potrafił się na to zebrać. Był zbyt zajęty chęcią ochrony swoich uczuć, aby wchodzić w ofensywę.
- Ja... Tak - potwierdził jego przypuszczenie i przełknął ślinę, spuszczając wzrok na swoje dłonie, nerwowo wplecione w brzeg przydużego swetra. - Do ostatniej chwili nie wiedziałem czy sam przyjdę - przyznał, naturalnie stawiając na szczerość. Zostanie na miejscu wymagało od niego wiele samozaparcia. Spojrzał na schodek, potem na zajmującego miejsce Ozzy'ego i po wzięciu głębszego oddechu usiadł obok niego, krzyżując pod sobą nogi. I słuchał. Początkowo nawet na niego nie patrzył, zawieszając wzrok na fontannie i starając się nie myśleć o tamtej chwili, kiedy wszystko runęło, o tych wszystkich słowach, które chciał mu powiedzieć jakby skończyło się to inaczej. Zacisnął zęby, odganiając wilgoć zbierającą się pod powiekami, a nagle wszystko się zmieniło. Zamiast smutku był szok, zamiast fontanny miał przed oczami Ozzy'ego i to, w co wierzył przez ostatnie kilka lat, zostało zachwiane u podstaw.
- Ty nie..? A-ale... Kłamiesz - zdecydował, spoglądając na niego z całkowitym zagubieniem. - Bo przecież... przecież byliśmy sami, tam nikogo nie było, a... a... Kto? Kto mógł to widzieć, że zareagowałeś... tak? - upewnił się, nie potrafiąc zebrać słów, ani myśli. To nie miało tak wyglądać. - I czemu niby mi nie powiedziałeś? Mogłeś... Mogłeś się odezwać. Przecież bym zrozumiał, ale Ty nic... nigdy... Nie, nie przekręcisz teraz tego. Kłamiesz - trzymał się swoich wniosków, kręcąc przecząco głową, z jednej strony chcąc uwierzyć mu na słowo, ale druga, silniejsza, nie chciała mu na to pozwolić. Zbyt długo wierzył w swoją wersję wydarzeń, aby tak lekko przyjąć jego wyjaśnienia. - Brzydziłeś się mną, nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego, odwracałeś wzrok z-za każdym razem, kiedy się mijaliśmy, jakie masz na to wyjaśnienie? I dlaczego chcesz... Dlaczego teraz? Co ci daje przychodzenie i wciskanie mi kitu, abym... co? Wybaczył? Pewnie, to była przecież moja wina, mogłem ci się nie narzucać, mój błąd. Zadowolony? Sam to na siebie ściągnąłem, mogłem dalej siedzieć w szafie, a Ty tam, gdzie zniknąłeś na ostatnie pięć lat - wyrzucił z siebie z frustracją i gwałtownie podniósł dłoń do twarzy, aby wytrzeć pojedynczą łzę, toczącą mu się po policzku. - Czego ode mnie chcesz? - spytał, ciszej, całkowicie ignorując wspomnienie o jego "słodkiej buzi" i biorąc to za dobrze zakamuflowany sarkazm. Nie dopuszczał do siebie innej myśli niż to, że o katastrofie zadecydował brak akceptacji dla jego orientacji, to miało najwięcej sensu w miejscu, z którego pochodzili. W innym wypadku mogli przecież poradzić sobie z tym inaczej... prawda?
Ostatnio zmieniony 2021-02-01, 18:38 przez Jesse Fletcher, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniósł na niego spojrzenie, obserwując jak zaczynał się denerwować. Nie zmienił się prawie wcale, wciąż gorączkowe zachowanie w podbramkowej sytuacji. Ozzy słuchał go z wyjątkowym spokojem, bo nie miał nic do ukrycia. Rozumiał Jessego, to jak bardzo jest skrzywdzony, bo tak. To, że się nawet nie starał odzyskać jego zaufania, utrzymać kontaktu było równie krzywdzące co zadanie ciosu, czy bzdurna teoria, że to on mógł to wszystko rozpowiedzieć. Westchnął spokojniej, jednak widząc łzy chłopaka, zacisnęło się mu gardło. Nie cierpiał poczucia winy, z którym żył przez tyle lat, a teraz wręcz go katowało. Ciężko było mu słuchać tych wszystkich zarzutów, bo to była nieprawda. Kłamstwo, w które chciałby wierzyć bo życie byłoby łatwiejsze. Rozumiał rozemocjonowanie blondyna, ale nie chciał sprawiać mu więcej bólu tłumaczeniem się.
- Jesse- chciał mu powiedzieć, żeby się uspokoił, że tu jest i móc znów objąć go tak jak wtedy, ale to byłoby najgorsze wyjście z tego wszystkiego. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu, przemknął mu cieniem. Sprawianie, że Jesse płakał było czymś co dosłownie odebrało mu dech w piersiach, zrobiło mu się niedobrze, bo właśnie o to namacalnie był powodem całej tragedii chłopaka. Przetarł dłońmi swoją twarz i spojrzał przed siebie na fontannę. Próbował zebrać myśli, ale wciąż nie wiedział co mu powiedzieć. Milczał długo, bo właśnie, czego od niego chciał. wybaczenia? Raczej nie, nie po to tu przyszedł.
- Nie zamierzam cię męczyć przekonywaniem Cię jaka była prawda. Ale tak, widzieli nas Jesse. Widzieli nasi kumple z klasy- spojrzał na niego, a w jego oczach błyszczały iskierki złości, bo w końcu nie tylko Jesse ucierpiał na tym wszystkim.
- Starałem się chronić moją rodzinę, wiesz dobrze ile przeżyli przez to tylko, że nie byli stad. Ale Ty tego akurat nie zrozumiesz. Moje uczucia do Ciebie nie miały znaczenia rozumiesz? Oddałbym za nich życie, nawet gdybym miał poświęcić nas- "nas" co to za słowo w ogóle. Tym razem on był widocznie poddenerwowany. Bycie obcokrajowcem w tak małej wręcz hermetycznej społeczności która liczyła nieraz mniej osób niż przeciętna azjatycka rodzina, było koszmarem o którym Ozzy nigdy nie mówił, bo jego rodzice nigdy nie zamartwiali o to swojego syna.
- Nic już od Ciebie nie chce Jesse, chciałem byś poznał prawdę, tylko tyle- dodał wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego wstając i schodząc kilka schodków niżej. Musiał się uspokoić, bo jak było widać i on przezywał wciąż wydarzenia sprzed pięciu lat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet sam dźwięk swojego imienia wypowiadanego tym głosem wytrącał go z równowagi, siłą ciągnął do przeszłości, z której tak bardzo chciał się wyrwać. I nie chodziło tu tylko o ten ostatni dzień, który przesądził o wszystkim, a w dużym stopniu o lata szczęścia, spędzone ręka w rękę. Oni dwaj przeciwko światu, spędzanie niezliczonych godzin na podłodze w pokoju Ozzy'ego, zwyczajnie wpatrując się w sufit i narzekając na nieznośną babę od matmy, przepychanki z kontrolerami, byle tylko ten drugi wypadł na chwilę z wirtualnego toru i umożliwił drugiemu łatwe zwycięstwo, zostawanie na noc z planem siedzenia przez całą noc i odlatywanie tuż po północy z otwartą paczką chipsów na brzuchu. Te lekkie, proste rozmowy, jak i cięższe, próby tłumaczenia się z siniaków wybitych na skórze ojcowską ręką, bezgraniczne wsparcie. To jest, do czasu.
- Od kiedy palisz? - zadał to najmniej istotne pytanie ze wszystkich, zaskoczony widokiem paczki fajek w jego dłoni, kiedy się oddalał. Nie wiedział co dokładnie miałby mu jeszcze powiedzieć. Miał tego wiele, ale większość wydawała się już całkowicie nieaktualna. Swego czasu chciał wyznawać mu miłość, teraz nawet nie wiedział czy mówienie, że go "zna" było zgodne z prawdą. Później chciał mu wytknąć to wszystko, co mu zrobił, od złamanego serca przez obite żebra, kiedy nie reagował podczas równania go z ziemią. Raz nawet zamierzał mu podziękować za popędzenie go, aby wyniósł się z piekła aka domu rodzinnego. Teraz był zagubiony, poruszał się na nowo po terenach, które uznawał za znajome i zamiast monologu o swoim cierpieniu musiał odnieść się do nowych informacji. Czyli...
- Jakie uczucia? - podłapał temat i uniósł głos, aby ten usłyszał go te kilka metrów dalej, po czym jednak podniósł się z miejsca i poszedł za nim. Nie chciał robić sceny, jego zaczerwienione oczy i płaczliwy ton były wystarczające. - I co do tego ma twoja rodzina? Przecież wiem, że byś tego nie odwzajemnił, ale mogłeś mnie po prostu... Mogłeś... - zaciął się na chwilę, zatrzymując wzrok na trzymanym przez chłopaka papierosie i zmarszczył czoło. Pchany dziwnym zastrzykiem odwagi wyjął rulonik nikotyny z jego palców, spuścił go na beton i przygniótł butem. - Nie truj się - wymamrotał, uciekając wzrokiem w bok, momentalnie lądując w bardzo zawstydzonym stanie. Dlaczego to zrobił? Sam nie był pewny.
- Nie możesz tak robić. Przychodzić nagle, znikąd, zmieniać tego... tego, co się wtedy stało. Myślałem, że to już koniec, wiesz? To miał być koniec. Miałem cię nienawidzić, to miało być łatwe, mieliśmy się już nigdy nie spotkać - wyliczył i zagryzł wargę, zanurzając w niej zęby aż nie poczuł na języku smaku krwi. - Zadziałało? - spytał po chwili, powoli podnosząc na niego spojrzenie. - To... to wszystko. Zadziałało? Czy ktoś robił ci... wam... problemy? - rozjaśnił swoje pytanie, pierwszy raz zastanawiając się nad tą kwestią. Dotychczas miał się za ofiarę, nie sądził, że jego bezmyślność mogła odbić się też na innych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bardzo wiele od niego chciał, przede wszystkim Jego? On nadawał stabilności jego życiu i nie istotne, że przez pięć lat go nie było, Ozzy potrafił się dostosowywać do danej sytuacji, był pewnego rodzaju aktorem, i terapeutą w jednym sam sobie wiele rzeczy przetłumaczył, nauczył się żyć bez niego, choć wcale nie oznaczało to czegoś dobrego. Kiedy spytał od kiedy pali, uśmiechnął się sceptycznie, matka wyrwałaby mu chyba płuca jakby się dowiedziała. Marnuje tak cenne zdrowie na takie gówno. Nie odpowiedział jednak na to Jessemu bo nie uważał tego za nic istotnego. Właściwie to nie pamiętał, zaczęło się na studiach więc zaraz po wyjeździe. Pochwycił sprytnie temat uczuć, które były tematem tabuu, do chwili kiedy go spotkał. Przeszedł go dreszcz, bo oboje popełnili w swoim życiu jeden karygodny błąd, brak komunikacji, właściwie Ozzy popełnił ich dwa, pierwszy to odepchnął go i uderzył drugi sądził, że rodzina go znienawidzi. Pokiwał głową jakby chciał odgonić napływające do głowy myśli, zabronić im wręcz atakowania go. Podniósł spojrzenie na chłopaka i zrobiło się mu naprawdę słabo, nie spał już ponad dobę, to raz, jadł dawno to dwa, trzy papieros, ale ciosy zadawały mu łzy Jessego który powstrzymywał je z całych sił.
- Wiesz dlaczego jestem tutaj, a nie w Koreii? W miejscu które pokochałem prawie tak samo jak tą zapyziałą mieścinę?- prawie... w sumie nie kochałby jej gdyby nie Jesse. Sądził, że odpowiedź na jego pytanie o uczucia w tej formie będzie najbardziej prawidłowa, może nie od razu oczywista, ale najlepsza. Nie powyrywa im serc i nie roztrzaska ich dusz.
- Skończyłem studia, miałem zapewnioną prace w ratownictwie górskim w Koreii, prawie ułożone życie. Ale zobaczyłem Cię przypadkiem na youtubie, Twoją słodką buzię, śmiejącą się do mnie z monitora, siedziałem tak z godzinę w bezruchu, a potem starałem się wyprzeć z siebie powracające poczucie żalu i winy, a kilka dni później dostałem informacje z seattle mountain rescue. dostałem tu pracę, miej płatną na niższym stanowisku. I ją przyjąłem, bo to nie mógł być przypadek. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi...taka jest prawda- zakończył nie bardzo wiedząc, czy nie brzmiało to wszystko żałośnie, ale trudno. Miał mu powiedzieć wszystko to powiedział. Teraz powinni się rozstać, on powinien pozwolić mu żyć normalnie, przestać się z nim kontaktować. Bo zapewne na miejscu Fletchera, nie życzyłby sobie tego. Pozwolił mu wyciągnąć papierosa z dłoni i uniósł wzrok na niego. Zawstydził się i zmieszał swoim własnym zachowaniem. I niech ktoś teraz powie Ozzyemu, że Jesse nie jest uroczy. Kolejny monolog z ust rozbitego blondyna mocno zakuła Ozzyego. "Miałem Cię nienawidzić" w końcu sam się o to prosił, czego się spodziewał, że wrócą dawne czasy?
- Nie bardzo, matka i tak miała uprzykrzane życie, dlatego się wyniosłem, wyjechałem do Korei z myślą, że kiedy tylko skończę studia i zdobędę pracę zabiorę ich do domu. - dom, miał na myśli ojczyznę, za którą tak tęsknili, a teraz znów wszyscy byli tutaj, przez Ozzyego i jego pieprzone uczucia. Wtedy pomyślał o rozmowie z matką, zaraz po tym jak przyjechał ich odwiedzić jeszcze w pierwszym semestrze. Jej wyrzuty i to jak bardzo się na nim zawiodła, nie dlatego, że Jesse go pocałował, ale za brak zaufania do nich samych, za to że uciekł od swojego przyjaciela zostawiając go z tym samego.
- Moja mama chciała się z Toba skontaktować wiesz? Ale chyba już wtedy wyjechałeś. Była na mnie wściekła, sądziłem że mnie nienawidzi. Uważała mnie za tchórza, a ojciec stwierdził "Sądziłem, byłem pewien, że się kochacie. Nie przeszkadzają nam geje synu."- zaśmiał się gorzko bo właśnie rozdrapał najgłębszą ranę jaką zdołał kiedykolwiek zaleczyć. Zakuło go w sercu i aż musiał odwrócić twarz, bo w jego oczach pojawiły się łzy, a tego, tego Ozzy nie mógł znieść, uważał to za oznakę słabości i dowód że jest podatny na uczucia. Odetchnął głębiej wpatrując się w dwójkę goniących się dzieciaków, aż w końcu jeden upał by ten drugi mógł pomóc mu wstać.
- Nie będę więcej pisał tak jak obiecałem. Chciałem byś znał prawdę, uważałem to za szlachetne, ale teraz to chyba była kolejna z najgłupszych decyzji mojego życia. Trzymaj się Jesse.- nie spojrzał na niego, bo na bank by się rozbeczał, jak jakiś dzieciak. Ale nie mógł tego po sobie pokazać. To w końcu wielki Oz i jego nie rusza nic. ruszył przed siebie przed siebie wspinając się po kilku schodkach by oddalić się stamtąd jak najszybciej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafił pojąc poruszanego właśnie tematu. Było to poza jego zdolnościami otwarcia umysłu na nowe informacje, z tego prostego powodu, że dla niego nie miało to sensu. Czuł się jakby ktoś właśnie próbował wyjaśnić mu, że woda wcale nie jest mokra, chociaż przez resztę życia wierzył w coś całkowicie odmiennego. Lub raczej w tej sytuacji to on był tym cofniętym płaskoziemcem, który nie chciał przyjąć do wiadomości, że ziemia jest okrągła, a przedstawiane dowody uparcie zbywał, bo jeśli zacząłby się nad tym zastanawiać, runąłby cały jego dotychczasowy światopogląd. Już teraz drżał w posadach, kiedy z wyjaśnień Ozzy'ego wynikało, że przyjechał tam dla niego. To nie miało sensu, jeśli dalej zamierzał myśleć w tych samych kategoriach, zarzucać mu kłamstwo i ignorować przedstawione tłumaczenia. Nie odpowiedział mu, nie wiedział co tak właściwie mógłby powiedzieć. "Dzięki, że przyjechałeś"? "Idioto, dlaczego rzuciłeś dobrą ofertę pracy"? "Nie wierzę ci, spierdalaj"? Nic z tego nie przeszłoby mu przez gardło, więc po prostu słuchał dalej, dopóki ten nie wspominał o rodzicach. Spojrzał na niego zaskoczony i dwukrotnie bezcelowo otworzył usta zanim nie zdecydował się, co tak właściwie próbuje mu przekazać.
- Uciekłem z domu kilka dni po zakończeniu szkoły, nie sądziłem, że... Nie sądziłem, że ktokolwiek w okolicy mógłby mnie zaakceptować - przyznał cicho, wiedząc dobrze, że miał istotne powody do tego sposobu myślenia. Gdy znajdował się w domu, w każdej chwili groził mu gniew ojca, spotęgowany plotkami krążącymi po wsi i jej najbliższym otoczeniu, a przy wyjściu na zewnątrz otrzymywał niewygodne spojrzenia, słyszał szepty, śmiechy, widział wytknięte w siebie palce dzieciaków, które nawet nie wiedziały w czym leżał problem, ale nasłuchały się szykan i zaczęły je powtarzać. Mogło być inaczej, teraz widział to lepiej niż kiedykolwiek. Jakby tylko poszukali rozwiązania, mogliby być szczęśliwi, zamiast patrzeć na siebie po przeciwnych stronach barykady, za którą każdy próbował ukryć swoje zranione uczucia i uchronić je przed kolejnymi obrażeniami.
Nagłe pożegnanie wytrąciło go z równowagi i przez chwilę w szoku patrzył jak Ozzy tak po prostu się od niego oddala. Scena rozgrywająca się przed oczami była znajoma. Aż zbyt znajoma.
- Znowu mnie tak zostawisz? Tak po prostu? - spytał i pociągnął nosem, ponownie tracąc kontrolę nad łzami. Niemalże słyszał w oddali skrzeczenie wron, a zamiast stukania butów o beton wyobrażał sobie chrzęst zmrożonej ziemi na uśpionym zimą polu. Wtedy też patrzył na niego z dołu, zdezorientowany, chcąc za nim pobiec. Nie zrobił tego, a teraz nie zamierzał ponownie popełnić tego błędu. Ruszył za nim, potykając się o schodki, będące w jego mokrych oczach zaledwie szarą plamą, od której odcinał się wyłącznie ubrany na czarno Yang. Dogonił go, szarpnął za rękę, aby ten odwrócił się w jego stronę, i wpadł mu w ramiona, chowając załzawioną twarz w jego koszulce.
- Przy-przyjechałeś tu z drugiego końca świata, aby c-co? Powiedzieć swoje i s-s-sobie pójść? Nie, Ozzy, kurwa. Nie. Nie masz prawa mówić takich rzeczy i sobie iść. N-nie masz - wyrzucił z siebie, kompletnie ignorując fakt, że moczy mu ubranie. Niewiele rzeczy miało dla niego teraz znaczenie. - Jeśli faktycznie tak bardzo żałujesz to nie zostawisz mnie tak, nie znikniesz bez słowa, bo ja... ja nie mogę znowu przez to przechodzić. Nie dam rady - przyznał, mieszając zalążki histerii z przytłaczającym zmęczeniem, które czuł przez ten cały czas. Cierpienie go wykańczało, a jeśli znowu by go stracił, nie dostając szansy na pełne zrozumienie jego powodów do takiego, a nie innego zachowania, rozpadłby się na kawałki. I tym właśnie groziło to spotkanie, czego nie przewidział kiedy się na nie zgadzał. Nie miał pojęcia, że poza chęcią ucieczki będzie próbował go zatrzymać, jako brakujący element swojego życia, który w końcu udało mu się odzyskać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewał się tego, nie spodziewał się za miliony lat, że Jesse go w taki sposób zatrzyma. Odwrócił się i poczuł zderzenie z jego ciałem, poczuł jak fala zapachu blondyna uderza go w nozdrza i zadrżał na całym ciele, kiedy ten wpadł w jego ramiona Ozzy poczuł się jakby wrócił do domu. nie konkretnie tamtego, ale jakby odnalazł spokojną przystań. Miał przez te pięć lat bliską mu osobę...ale nikt nie zastąpi mu Jessego. nikt nigdy nie będzie wstanie być nim. Natychmiast objął go mocno i szczelnie swoimi ramionami, chowając go w nich i słysząc jego płacz pochylił się wtulając policzek w jego włosy. Słuchał uważnie jego słów i czuł jednocześnie ulgę jak i przypływ bólu. Kuło go w sercu, na samo uczucie mokrych łez, na szloch chłopaka. Nie spodziewał się po nim takiego zachowania, ale reagował do niego bez wysiłku i bez przymusu.
- A więc będę. Nie zostawię Cię. - powiedział pewnym głosem, mógł poczuć jak tembru jego głosu drży mu klatka. Gładził go uspokajająco po plecach, nie wiedział tylko, czy Fletcher zdawał sobie sprawę z tego jak mocno ryzykuje, ryzykuje tym, ze Yang już mu nie odpuści, że wchodzą na zupełnie inny level.
- Szszszhhh nie płacz już. Przepraszam Jesse, naprawdę Cię przepraszam. Za te wszystkie zmarnowane lata- to było chyba jasne już, jasne że Ozzy czuł coś do niego niestety obudził się z przysłowiowa ręką w nocniki, po kilku latach uświadamiając sobie jaki błąd popełnił. Chociaż teraz jak na to patrzeć, oboje spotkali się ponownie w lepszej dla siebie sytuacji życiowej. Nie obchodziły Ozzyego spojrzenia innych, chociaż nie były szczególnie nachalne to miał ochotę tak stać przytulając Jessego długie godziny. Oparł brodę o jego głowę wciąż obejmując go ramionami.
-Żałuję, żałuję że Cię uderzyłem Jesse to boli mnie najbardziej na równi z tym, ze pozwoliłem na to wszystko. Na to by cie tak traktowali, że nie porozmawiałem ani z Tobą ani z własną rodziną. że wyparłem się uczuć, które trzymały mnie przy życiu i ukształtowały mnie. - tak on go ukształtował, bez Jessego nie byłby sobą i zapewne Jesse bez Ozzyego nie byłby sobą.
- Nie chcę Cię tracić, każdego dnia traciłem kawałek siebie, każdego cholernego dnia bez Ciebie.- wyszeptał mu do ucha trwając wciąż w uścisku

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Potrzebował w życiu stabilizacji, filara, o który mógłby się oprzeć i już więcej nie chwiać się przy każdym najmniejszym podmuchu, i w tej chwili widział w tej roli Yanga. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało po tylu latach przerwy i przeżywania na nowo jego zdrady, czuł się bezpiecznie. Wcześniej miał zwyczaj uciekania w jego ramiona, może nie w tak dosłownym znaczeniu, ale w jego obecności przynajmniej na chwilę zapominał o beznadziejnej sytuacji w domu, o ciasnej izbie na poddaszu, o walających się po kątach butelkach po alkoholu i pasie, zostawiającym na skórze zaognione pręgi. Wciąż nie wiedział co myśleć o tym wszystkim, co od niego usłyszał, ale w tym rzecz - nie chciał się nad tym zastanawiać. Chociaż na ten moment potrzebował spokoju, złudnego przekonania, że wszystko wróciło do normalności.
Wziął głębszy oddech, próbując się trochę uspokoić po wysłuchaniu jego przeprosin, których każde słowo krzywdziło go bardziej niż by się spodziewał. Przez pięć lat oscylował pomiędzy winieniem go za swoje problemy, a uznawaniem sytuacji za tylko i wyłącznie swoją sprawę, którą udało mu się bez reszty spaprać. Miał go za zdrajcę, ale jednocześnie klasyfikował ten pocałunek jako błąd, swój własny, niczym nie sprowokowany. Teraz był jeszcze bardziej zagubiony, nie wiedząc na kogo zwalić winę za ich zrujnowaną relację.
- Myślałem, że mnie nienawidzisz. Cały ten czas. Że przekroczyłem granicę, wszystko zniszczyłem, że nie powinienem z nikim tworzyć bliskich relacji, bo tylko je zniszczę, że... Nigdy cię już nie zobaczę - wymamrotał i pociągnął nosem, zaciskając palce na materiale jego bluzy, jakby obawiał się, że to wszystko było pokręconym snem i chłopak przed nim wyparuje podczas chwili nieuwagi. - I tego właśnie chciałem, bo nie zniósłbym jakbyś na mój widok znowu się odwrócił i poszedł w innym kierunku. Teraz też, bałem się tu przyjść, nie wiedziałem czy nie robisz tego tylko, aby dać mi nadzieję i znowu... I znowu złamać mi serce - dokończył myśl, zaciskając powieki, i ponownie odetchnął, zbierając siły i słowa. - I wiem, że nie o to chodziło, już wiem, ale... nie umiem ci jeszcze zaufać. Nie... nie do końca. Przepraszam, chciałbym, ale... Potrzebuję czasu. Muszę się znowu przyzwyczaić, nauczyć... Będziesz obok? P-poczekasz? - spytał słabym, drżącym głosem, obawiając się, że prosi go o zbyt wiele. Nie chciał znowu go stracić, ale nie potrafiłby skoczyć na główkę w relację na tym etapie, na którym ją ostatnio zostawili. Chciałby, wiele by dał, aby ponownie móc powiedzieć mu o wszystkim, widzieć w nim swoją ostoję, móc zaufać mu całym sobą i wyjawić jakikolwiek sekret bez strachu, że czeka go powtórka z rozrywki i kolejne pięć lat kręcenia się w kółko z przekonaniem, że niszczy wszystko, czego się dotknie.
Ostatnio zmieniony 2021-02-03, 14:23 przez Jesse Fletcher, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On sam nie wiele wiedział i nie był pewny na czym stoi, wiedział że zależy mu na Jessem, ale po pięciu latach nie można od tak do wszystkiego wrócić. Spojrzął na Jessego z lekkim uśmiechem.
- Bo ją trochę przekroczyłeś, nie sądzisz, że wpierw wypadałoby powiedzieć o swoich uczuciach, a nie je wpierw afiszować?- nie chciał już wracać do tamtego tematu tej chwili, która rozdzieliła ich na pół dekady. Przytulił go bardziej do siebie by dać mu do zrozumienia, że się nigdzie nie wybierał.
- Poczekam, nie będę Cię do niczego przecież zmuszać- lekko odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy trochę go do tego przymuszając zadzierając jego brodę.
- Jestem przy Tobie Jesse i możesz od teraz na mnie polegać, dzwonić kiedy tylko chcesz. Czasami będę niedostępny przez kilka dni, bo akcje ratunkowe mogą tyle trwać, ale zawsze oddzwonię- no chyba, że coś mu się stanie, ale nie planował żadnej tragedii. Miał ochotę go ciągle przytulać, ale obawiał się że będzie z tym nachalny. Lekko się od niego odsunął, lecz wciąż miał go w zasięgu swojego ramienia.
- Chcesz pójść w jakieś inne miejsce, chcę się dowiedzieć trochę więcej co mnie ominęło, co u ciebie przez te wszystkie lata.- był ciekawy. chciał się dowiedzieć, z drugiej strony musiał szybko dodać.- o ile masz siły. Bo nie wyglądasz za dobrze. Mogę Cię odprowadzić jeśli chcesz oczywiście. - uśmiechnął się do swojego przyjaciela? Może o tak właśnie nazywać? Nie był pewien. Wszystkiego będą oboje musieli nauczyć się na nowo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No tak, po tylu latach, przemyśleniach, wnioskach i zyskanej wiedzy o świecie, wiele dałoby się zrobić inaczej. Łatwo było wytykać sobie błędy popełnione w przypływie emocji, kiedy patrzyło się na nie po ochłonięciu, z dodatkowymi informacjami, które całkowicie zmieniały sytuację. Jęknął z niezadowoleniem na wytknięcie mu braku logiki, dzięki jego uśmiechowi odzyskując odrobinę dobrego humoru.
- Tak, teraz to ma sens - zgodził się z nim, chociaż jak znał siebie i tak zrobiłby to samo. Tak samo jak spontaniczny uścisk, miał to do siebie, że wyskakiwał z nieprzemyślanymi akcjami i później musiał liczyć się z konsekwencjami. Tylko w tym wypadku zdawało się, że pójście za serem wyszło mu na dobre. Zapewnienie o cierpliwym, powolnym powrocie do tego co mieli dało radę go uspokoić i posłał mu lekki uśmiech. - Dziękuję - odparł, wdzięczny za możliwość dania im kolejnej szansy, za to że jednak nigdzie nie szedł. Pociągnął nosem i zaśmiał się miękko, naciągając rękaw swetra na dłoń, aby przetrzeć mokre policzki.
- Wow, dzięki za komplement - mruknął z lekkim rozbawieniem na jego komentarz co do swojego wyglądu i przeczesał palcami włosy, aby doprowadzić się do względnego porządku. Jego emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, był jednocześnie zagubiony, szczęśliwy, miał poważne wątpliwości co do własnych decyzji, ale jednocześnie całym sercem wierzył, że potrzebuje jego bliskości. A nawet jeśli się mylił, po prostu jej chciał. Jeszcze z nikim nie miał tak zażyłej relacji, odzyskanie jej wydawało się niemalże powrotem do dawnego nałogu.
- Nie, jest... jest dobrze. Możemy gdzieś iść. Kawa? - zaproponował najprostszą opcję, spodziewając się, że gdzieś w pobliżu parku na pewno znajdą jakieś ciekawe miejsce. Po tym całym płaczu potrzebował cukru.

/zt

autor

sometimes all you can do is lie in bed and hope to fall asleep before you fall apart
Awatar użytkownika
30
162

przelewam siebie na płótno

prowadzę antykwariat

elm hall

Post

Opatuliła się szczelniej cieniutką kurtką, przedzierając się przez dawno nie koszone, podwiędłe trawy. Krajobraz był jakiś ponury, ale miało to związek z pogodą, która w okresie letnim deszczami o dziwo nie rozpieszczała mieszkańców Seattle, budząc ich ledwie widocznymi promieniami słońca, które bezskutecznie próbowały przebić się przez gęste, szare chmury. Tylko jej włosy zupełnie nie pasowały do otoczenia i burej, nieco przydużej kurtki. Światło odbijało się w nich, przypominając przechodniom o samiusieńkim środku lata.
Pogrzebała w plecaku zarzuconym na jedno ramię i wyciągnęła z niego czapkę, którą naciągnęła sobie aż na uszy. Znacznie lepiej. Wybór parku nie był najlepszym pomysłem, ale od czego mieli starą, dobrą przyjaciółkę czystą? A no właśnie. Szkopuł w tym, że Maggie nie powinna pić, bo była alkoholiczką. Ponoć. Ale była umówiona z przyjacielem i musiała go pocieszyć. Nawet kiedy przymrużyła oczy i mocno się skupiła, nie pojawił się magicznie przed nią. No nic. Podeszła do murku i siadła na nim żeby kilka sekund później zeskoczyć. Mokry. Postanowiła więc się o niego oprzeć, a przy okazji odpaliła papierosa, który był jej jedynym towarzyszem w tym momencie.
Zanim kolejny obłok pary zmieszanej z dymem zdążył wyjść z jej ust, na horyzoncie pojawiła się znajoma, potargana czupryna. Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem i podniosła jedną rękę do góry żeby pomachać.
- Hej - rzuciła na powitanie, kiedy znalazł się wystarczająco blisko. Do tego jeszcze obłok dymu, który rozbił się o jego twarz. Niezbyt przyjemne, ale Maggie rzadko kiedy zastanawiała się nad takimi rzeczami. Życie mijało zbyt szybko, żeby móc rozpatrzeć wszystkie za i przeciw kierowania strumienia papierosowego dymu.
- Jak się trzymasz? - zapytała z troską, uważnie oglądając każdy centymetr jego twarzy. Jak matka, która sprawdza czy dziecku nic się nie stało po wywrotce. Wiedziała co go spotkało i to wprawiało ją w mieszane uczucia, ale przede wszystkim nie chciała żeby cierpiał.
There used to be a time you took all my light
Like nothing was left to find ☾ ☾ ☾

autor

lena

ODPOWIEDZ

Wróć do „Jefferson Park”