WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po wszystkim

Odkąd pojawiła się pani Russell, to na pewno Rosie trochę bardziej się denerwowała. Inna sprawa, że faktycznie kobieta trochę ogarnęła, zamieszkała w rodzinnej willi, chociaż ciągle wpadała z niezapowiedzianymi wizytami do Christophera i to pewnie jego kobietę trochę doprowadzało do szału. Chrisa trochę też, chociaż dość często wychodził, wypełniając jakieś popierdolone zadania dla Enzo, które absolutnie żadnego sensu nie miały. Kiedyś mu kazał jechać pod wskazany adres, który okazał się pralnią, tylko po to, żeby odebrać garnitur. No jebany debil. Tak czy siak, dzisiaj również jeździł po mieście, odbierał jakąś paczkę dla mężczyzny ( chociaż tyle, że tym razem to naprawdę była paczka), a potem dostał telefon, który sprawił, że Chris złamał wszystkie przepisy drogowe, a gdy znalazł się pod szpitalem, zostawił auto w jakimś losowym miejscu i pobiegł prosto do gabinetu ginekologa, w którym miała być badana Rosie. Oczywiście, przy usg stał również David. Głupi skurwysyn. Aż miał ochotę mu zajebać, ale się kulturalnie powstrzymał.
- Wszystko w porządku? Z Tobą i z dzieckiem? - spytał, patrząc w tym momencie tylko na Rosie, a Davida totalnie ignorując.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit


Jasne, że się denerwowała. Przez ostatnie osiem lat z matką rozmawiała tylko na większych imprezach rodzinnych (na które tez zapraszał ją Jackson albo Joe, nigdy rodzice) i nagle sobie przypomniała o najmłodszym dziecku? Tak więc ciagle się denerwowała na obecność kobiety, a do tego było jej okropnie słabo od kilku dni. Nic nie mówiła, łykała sobie więcej witaminek, dorzuciła do swojego jadłospisu jakieś ultra zdrowe smoothie, ale nie wiele pomagało. Akurat zszywała brew nastolatkowi, który wywalił się na deskorolce, gdy poczuła jak świat zaczyna wirować. Właściwie w ostatniej chwili zabrała ręce od chłopaka bo istniało prawdopodobieństwo że zrobiłaby mu szef na gałce ocznej :lol: Ocknęła się natomiast na rękach Davida, który niósł ją do gabinetu ginekologa. Poprosiła żeby ktoś zadzwonił do Chrisa, ale generalnie najpierw nie odbierał, potem odebrał ale i tak go nie było więc… teraz była jeszcze lekko obrażona na niego. No cóż, na pewno mógł to zauważyć gdy wszedł do gabinetu. Podciągnęła do góry gumkę w scrubsach, bo dosłownie chwile wcześniej ginekolog skończył robić usg.
– Tak, po prostu zemdlałam. Nie ma sensu panikować – wzruszyła ramionami, a David prychnął.
– Upadłaś. To już jest całkiem spory powód do paniki. Nigdy nie mdlałaś w ciąży – właściwie Rosie zastanawiała się dlaczego on tu nadal był :lol:
– Bo jako lekarze wiemy, że każda ciąża jest inna? – wywróciła oczami, podnosząc się odrobine zbyt gwałtownie z kozetki, przez co znowu zrobiło się jej słabo i padła na nią z powrotem. Ginekolog odetchnął.
– Nie możesz brać swoich leków, Rosemarie. Widocznie są za mocne. Z uwagi na dziecko radziłbym Ci je odstawić – zasugerował, po czym zdjął rękawiczki i poklepał Davida po ramieniu. – Zostawimy was samych. Idz do domu, Rosie – uśmiechnął się do niej mężczyzna, a David tego uśmiechu zdecydowanie nie popierał. Rosie odetchnęła.
– Nie mogę odstawić leków – powiedziała cicho do Chrisa gdy wszyscy wyszli, kładąc dłonie na brzuchu. Nie mogła. Właśnie z uwagi na dziecko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy oświadczyła, że zemdlała i że nie ma sensu panikować, Chris uniósł brwi. Oczywiście, że był powód. Tym powodem było właśnie to, że upadła, no halo! Dla niego to całkiem legitny powód, żeby panikować, bo przecież wcześniej, gdy byli razem raczej jej się to nie zdarzało. W pierwszym momencie pewnie pomyślał o anemii, bo przecież to była dość powszechna choroba, tak? Odetchnął, gdy usłyszał głos Davida.
– Jeszcze tu jesteś? – wywrócił oczami, gromiąc wzrokiem mężczyznę, bo jednak naprawdę powinien wypierdalać, skoro nie był ojcem dziecka. Nie rozumiał, czemu Rosie w ogóle pozwoliła mu tutaj być tak szczerze mówiąc. Tak czy siak, odetchnął głęboko i spojrzał na Rosie z niepokojem, gdy ginekolog zasugerował, żeby przestała brać leki. Usiadł na jakimś taborecie przy niej i złapał ją delikatnie za dłoń, kiedy mężczyźni wyszli. Mimo wszystko, odetchnął z ulgą, że z dzieckiem wszystko okej.
- A może skonsultujemy się z twoim psychiatrą? Może przepisze ci jakieś słabsze albo inne dawkowanie? – uniósł brwi, bo nie wiedział, jak to dokładnie działało. Zupełnie szczerze, branie leków tego typu i to, w jaki sposób działały było czarną magią dla Christophera, bo nie był po medycynie. – W sensie wiem, że to ciężkie, ale jeśli będzie trzeba… Nie chcemy, żeby coś się stało tobie albo małej – pogłaskał ją w tym momencie po brzuchu, ale delikatnie, w razie, gdyby była obrażona i tego dotyku nie chciała czy coś!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No tak, bo nie sadziła, żeby był powód do paniki. Jednorazowa sytuacja, ostatnio trochę gorzej spała, trochę męczyły ją mdłości ale to akurat argumentowała gigantycznymi ilościami słodyczy które w siebie wpychała od miesiąca. Dziecko chciało jeść, to jadła. Proste :lol: Spojrzała na ich dłonie gdy złapał ją za rękę, ale nie wyrwała jej tylko zmarszczyła czoło.
– David już z nim rozmawiał – westchnęła ciężko, bo nie zbyt jej się to podobało ale w gruncie rzeczy, gdyby Chris nie był chuj wie gdzie sam mógłby to zrobić. – Powiedział, że muszę je odstawić. Na razie zmniejszy dawkę, aż do absolutnego minimum. Przecież to popierdolone – zdenerwowała się znowu w tym momencie, bo wiedziała że te cztery miesiące ciąży które jej zostały będą drogą przez mękę bez leków – dla niej, Chrisa i wszystkich ludzi w jej otoczeniu. Tego typu leki bardzo działały na układ nerwowy i pewnie stad całe zamieszanie.– Wieczorem ma mi przesłać receptę na nową dawkę. – wyjaśniła jeszcze, nadal wyraźnie niezadowolona. Zmierzyła go wzrokiem gdy polozyl dłoń na jej brzuchu. Nie odepchnęła jej co prawda, ale też nie zareagowała w żaden miły sposób.
– Wiem, że od ponad tygodnia udaję, że nie widzę jak znikasz, ale może w końcu powiesz mi co się dzieje? – zapytała całkiem spokojnie. Nie chciała się awanturować, ale głupia tez nie była i naprawdę miała świadomość, że coś jest nie tak. Przecież pracował jako prawnik, a prawnicy nie jeżdżą po mieście wieczorami chuj wie gdzie. – Załatwiasz coś do Dragona? Przyznaj się – usiadła powoli, po turecku na kozetce i przechyliła lekko głowę na bok. Jednak była głupia. – Wiem, że chcecie pomoc Maxowi ale wolałabym żebyś nie bywał tam zbyt często – wzruszyła ramionami, łapiąc jego dłoń i bawiąc się jego palcami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby nie był, ale jednak trochę był, bo to oznaczało, że coś było nie tak, a Christopher cholernie się martwił szczerze mówiąc. Kochał Rosemarie całym sercem i naprawdę miał nadzieję, że kobieta będzie się lepiej czuła. Szczególnie, że nosiła pod sercem ich wspólne dziecko, tak? Odetchnął głęboko, wewnętrznie licząc do dziesięciu, że ten skurwysyn się wtrącał w ICH życie, w Rosie i w ogóle we wszystko.
– Znowu on? Nie podoba mi się, że tak się wpierdala w nasze sprawy – stwierdził cicho, bo facet się angażował zdecydowanie za bardzo i powoli zaczynało to działać biednemu Chrisowi na unerwienie. Nawet nie powoli. On po prostu chciał mu zajebać gonga. :lol: – Ej, damy sobie radę. Pomogę ci. Będę przy tobie – zapewnił cicho, całując jej skroń, bo najzwyczajniej w świecie wierzył, że mimo jej flow dadzą sobie z tym wszystkim radę. Kochał ją, wcześniej sobie radzili i o ile nie zamierzała tym razem z kimś spać, to chyba powinno być w miarę okej. :lol: Tak czy siak, słysząc jej słowa, westchnął ciężko, bo przecież nie mógł powiedzieć, że odbierał popierdolonemu Enzo pranie. Głaskał ją więc po brzuchu, skupiając się na tej czynności i odetchnął głęboko.
– Dużo się dzieje – to akurat nie było kłamstwo. – Załatwiamy sprawy z Dragonem, żeby Max nie był przeciążony, bo to dzieciak, ale oprócz tego jeszcze mam trochę innych rzeczy na głowie, zacząłem ogarniać papierologię, żeby otworzyć tutaj już typowo kancelarię, doglądam też hotelu Nicka, bo mnie prosił, żebym ogarnął, dlatego tak znikam. Po jego powrocie trochę się uspokoi – stwierdził, wzruszając ramionami. Faktycznie, odkąd Cons się wybudziła załatwiał też sprawy za Nicka, przez co sam, był odrobinę mniej obecny w domu. – Przepraszam, Rosie, postaram się ograniczyć wychodzenie do minimum – zapewnił ją od razu i musnął delikatnie ustami jej skroń.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Rosie tez go kochała, chociaż nadal miała w głowie ostatnie tygodnie i to, jak oboje chujowo się zachowali przez co trzymała lekki dystans. Niby było lepiej, ale hormony ciążowe całkowicie zaburzały jej nastrój i sama się ze sobą męczyła. Chyba dlatego myśl o braku leków tak strasznie ją przerażała.
– Zasłabłam przy nim. Chciał dobrze, to nic takiego – rozłożyła dłonie. Faktycznie, byli w jednym gabinecie zabiegowym gdy to się wydarzyło. Rosemarie jednak ostatnio Davida dość ostro ignorowała rozmawiając z nim tylko i wyłącznie o Christianie i pracy. Budowała sobie grunt, bo tez w sumie chciała żeby mały w końcu spędził weekend i z nią i Chrisem. Póki co, David kategorycznie się nie zgadzał co tez ją irytowało. – Nie wiem. Nie chcę świrować, szczególnie po tym jak ostatnio się to skończyło – wymownie uniosła brew w górę. Po za tym, CHAD to nie tylko mania, ale tez depresja której Rosie się bała okropnie. Szalejące hormony tylko to wszystko nasilą i sama myśl przyprawiała ją o dreszcze. Wysłuchała go kiwając głową.
– Nie chodzi o to, że Cię nie ma. Tylko o to, że mi nie mówisz dlaczego – wydęła dolna wargę, robiąc przy tym nieco smutną minę. Sama przecież pracowała , często odbierała małego ze szkoły i nie miałaby nic przeciwko temu ze Chris wychodzi i coś załatwia. Ale… wieczorami? Nie chciała tez chyba jego współpracy z Dragonem bo naprawdę liczyła, że nie legalne sprawy zostawią innym ludziom w jej rodzinie. Inna sprawa, ze dzięki tym nielegalnym rzeczą ciagle miała kase na koncie od tatusia :lol: Podparła się o niego i wstała z kozetki.
– zajrzymy do Jacksona i pójdziemy na jakiś obiad? Jestem głodna – podparła się pod boki ściskając przy tym lekko materiał szpitalnych ciuchów przez co lekko było widać jej powoli rysujący się brzuch. – Albo zamówmy coś do domu. Obojętne. Jeść – omal noga nie tupnęła w tym momencie. Z wielu rzeczy mogła ostatnio zrezygnować ale nie z jedzenia :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Rozumiem, ale że już zdążył się skonsultować z twoim psychiatrą… To powinienem być ja, nie on. Za bardzo się wczuwa – odetchnął głęboko, bo jednak mimo wszystko trochę go irytowało, że David tak bardzo się angażował. Męczyło go to emocjonalnie, najzwyczajniej w świecie. – Damy radę, tym razem się to tak nie skończy, Rosie, obiecuję – uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na kobietę, unosząc jej dłoń do ust i składając na jej wierzchu czuły pocałunek. Zdecydowanie nie zamierzał na to pozwolić. – I obiecuję cię już nie wkurwiać – uśmiechnął się do niej w tym momencie przesłodko, bo przecież naprawdę denerwować jej wcale nie chciał, tak?
– Przepraszam, teraz już będę mówił. Po prostu nie chciałem ci zawracać głowy tymi głupotami, bo to wszystko jest tymczasowe, a sama masz dużo na głowie z nalotami twojej mamy, odbieraniem małego i zajmowaniu się czasami Hales. Nie chciałem ci dokładać – uśmiechnął się delikatnie, bo coś w tym było. Inna sprawa, że nie mówił jej też, bo nie do końca mógł o tym mówić, ale oboje musieli z tym żyć. Naprawę nie chciał, żeby w jakikolwiek sposób Rosie była atakowana i narażana, a im mniej wiedziała, tym mniejsza była na to szansa, tak?
– Możemy zamówić. Pójdziemy do Jacksona, a w drodze do domu zamówisz, co będziesz chciała, żeby na nas czekało jedzenie, jak już dojedziemy – zaproponował – Na co masz ochotę? Jakieś sajgonki? – poruszył brwiami, bo on zdecydowanie by zjadł jakieś super sajgonki! Albo kurczaka w pięciu smakach!

ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Dzień usg przyszedł bardzo szybko - szybciej niż Connie by się spodziewała. Alex pewnie do niej zaglądał, nawet się zapowiadał! Constance natomiast wtedy miała czas, żeby się trochę ogarnąć i wyglądać, jakby cały jej świat wcale nie walił się na głowę, ale dzień wcześniej stało się coś odrobinę niepokojącego - zaczęła krwawić. Nie było to duże, zadzwoniła więc do ginekologa, ale powiedział, że jeśli nie ma tego dużo, to może przyjść spokojnie następnego dnia. Alexowi pewnie też o tym nie wspominała, do teraz, bo już siedzieli w gabinecie, a ginekolog kazał jej się ułożyć na kozetce.
- Skoro wystąpiło krwawienie, to musimy odstawić leki uspokajające - zaczął spokojnie, patrząc na Connie, która lekko zacisnęła usta.
- Na pewno musimy? A coś słabszego? Cokolwiek? - spytała nieco spanikowana perspektywą odstawienia środków, które przez ostatni czas były jedynym, co trzymało ją w ryzach - oprócz wizyt Alexa. Mężczyzna skinął lekko głową, dając znać, by podwinęła sukienkę, którą miała na sobie.
- To najsłabsze leki, jakie mogłaś przyjmować. Nie chcemy przecież ryzykować - powiedział, rozsmarowując żel i przyciskając głowicę do brzucha. - Widzę, że dzisiaj faktycznie już przyszłaś z ojcem, jest pan podekscytowany? - uśmiechnął się przyjaźnie, a Connie westchnęła, wbijając wzrok w ścianę.
- Ojciec dziecka zmarł w dniu, w którym dowiedziałam się o ciąży. To Alex, mój przyjaciel - oświadczyła, a mężczyzna pewnie odetchnął głęboko, wyraźnie nie spodziewając się tak tragicznych wieści. Constance te słowa wypowiedziała nieco przerażająco spokojnie, ale to dlatego, że sama chyba nie wiedziała jeszcze, w jaki sposób ma do tej całej szopki podchodzić.
- Och, ja... Przepraszam. Nie wiedziałem - spuścił wzrok, skupiając się ewidentnie na usg, z którego zaczęły dochodzić dźwięki bicia... Serduszek? Nie, to nie mogły być dwa serduszka. - Czy rozmawialiśmy o możliwości ciąży mnogiej? Zdarzały się takie w rodzinie? - spytał, patrząc na Connie zupełnie poważnie, a ona wytrzeczyła oczy, czując, jak serce zaczyna bić jej kilka razy szybciej.
- Nie i nie będziemy o tym rozmawiać. Spodziewam się jednego dziecka... Prawda? - zmarszczyła brwi, ewidentnie ignorując pytanie na temat bliźniaków w rodzinie, bo przecież nie wiedziała - nie znała swojej biologicznej rodziny. - Prawda? - spytala z naciskiem, mrużąc oczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alex ułożył wszystkie swoje plany tak, żeby na to usg pójść – a nie było to łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że skoro nie przyjechali tu na stałe, to Katie nie chodziła w Seattle do żadnej szkoły, ale skorzystał z dobroci Sarah i Jacksona, podrzucając im małą na kilka godzin, żeby móc poświęcić czas Constance; generalnie nie chciał zatrudniać żadnej opiekunki do Katie kierowany doświadczeniami z Claire, która potem okazała się totalną pojebuską. Lepiej dmuchać na zimne, tak? Nie miał pojęcia o krwawieniu Cons, więc gdy się siedzieli już w gabinecie ginekologa (on tuż obok niej, na cholernie nie wygodnym taborecie) spojrzał na nią wyraźnie zszokowany.
– Dlaczego nie powiedziałaś? – zmartwił się, nawet jeśli dziecko nie było jego, bo sam fakt, że Connie mogła stracić tę ciążę sprawił, że zrobiło mu się przykro. Kochał Connie jak członka rodziny, chciał o nią dbać a tu nagle krwawienie? A potem wysłuchał jej wymiany zdań z lekarzem. – Jestem przyjacielem rodziny – dodał, sam od siebie, lekko niezręcznie się czując gdy mężczyzna wziął go za Farewella. Przeniósł wzrok na ekran monitora i od razu mu coś nie pasowało. Widział przecież usg Grace i Megan i NIGDY nie widział dwóch pulsujących punktów na ekranie. Ginekolog jakby czytał mu w myślach i wyciągnął rękę bliżej ekranu pokazując na punkciki.
– Pani Turner, spodziewa się pani dwójki – powiedział spokojnie, marszcząc czoło. – Tutaj mamy jedno serduszko, tutaj drugie. Oba silne, ale to tylko potwierdza, że leki trzeba odstawić i zacząć o siebie bardziej dbać. Ciąża mnoga zawsze jest ciążą wysokiego ryzyka – zaczął tłumaczyć, przesuwając głowicą od usg po płaskim jeszcze brzuchu Constance.
– Jak to wysokiego ryzyka? – odezwał się Alex, przysuwając się taboretem nieco bliżej i obserwując uważnie ekran. Dwa serca. To było przykre i piękne jednocześnie, nawet jego zdaniem.
– Musimy teraz obserwować się raz na dwa tygodnie. Chyba, że znowu wystąpi krwawienie. Wystawię zwolnienie już do końca ciąży, bo praca w pani przypadku zdecydowanie nie jest dobrym rozwiązaniem – a Alexowi włosy dęba na rękach stanęły gdy to usłyszał. On już sobie wyobrażał ten armagedon, który zaraz nastąpi :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Constance była naprawdę wdzięczna. Co prawda wiedziała, że Alex ją trochę niańczył, ale zawsze lubiła spędzać z nim czas, chociaż to, że wmuszał w nią jedzenie, często kończyło się wizytą w toalecie i wymiotowaniem, bo to akurat się nie skończyło. Teraz obrzydzały ją wszelkiego rodzaju ryby, czekolada i steki. Nie miała zielonego pojęcia, co jeszcze będzie musiała dorzucić do tej listy i strasznie ją to męczyło.
– Bo wiedziałam, że byś panikował. Poza tym to było wczoraj, wieczorem i pan doktor powiedział, że może poczekać, Alex. Uspokój się – westchnęła mimowolnie i pogłaskała go po ramieniu, łagodnie te słowa wypowiadając. Nie widziała powodów do paniki – zaniepokoiła się, owszem, ale jednak wolała zachować zimną krew – jak zawsze. – Tak – odetchnęła mimowolnie, kiwając głową. Sama też wcześniej, gdy była w ciąży z Vittorią nie widziała dwóch punktów, więc gdy ginekolog jeszcze dodał, że spodziewa się dwójki, Connie wytrzeszczyła na niego oczy.
– Nie – pokręciła głową z niedowierzaniem i zaczęła nieco szybciej oddychać. Nie chodziło o to, że drugiego maleństwa nie będzie kochać, ale kurwa… Już jedno dziecko w tej sytuacji to było dużo, a dwójka… Dwójka to było dwa razy więcej dzieci. Zamrugała kilkakrotnie i spojrzała na ekrany. – Dwójka… – zacisnęła usta, nieco mimowolnie puszczając mimo uszu słowa o wysokim ryzyku. Dopiero Alex na to zwrócił jej uwagę.
– Ale… Że teraz zwolnienie? W sensie, że nie mogę pracować? Nawet za biurkiem? W ogóle? Musi mi pan dać cokolwiek, skoro nie mogę brać środków uspokajających – rozłożyła dłonie, wyraźnie roztrzęsiona, bo jednak nie mogła siedzieć w domu. Przecież dostawałaby tam pierdolca.
– Musi pani zdecydowanie ograniczyć pracę i najlepiej sporo leżeć, może jakiś urlop czy cokolwiek? Nerwy też nie służą dzieciom… – powiedział ostrożnie.
– Nie no, dziękuję serdecznie za radę. Może bym się nie denerwowała, gdybym nie miała zostać samotną matką nie jednego, a dwójki dzieci, mogła zażywać leki, A MÓJ MĄŻ ŻYŁ. Jakoś tak moja sytuacja nie sprzyja RELAKSOWANIU SIĘ – trochę podniosła wzrok. Nawet lekarz ją wkurwiał. Serio, miała w tym momencie wrażenie, że świat ją testuje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaraz niańczył, to nie o to przecież chodziło! Widział po prostu, że było tylko pozornie okej i że wewnątrz Constance wcale nie czuła się jakoś mega dobrze, a jednak ciąża wymagała tego, żeby jadła, przyjmowała witaminy, dbała o siebie, zażywała trochę świeżego powietrza a nie tylko roztoczy z materaca… nie pierwszy raz wspierał jakąś kobietę w ciąży – wspieranie ciężarnej Grace to była praca na pełen etat, dlatego umiał to jakoś emocjonalnie przetworzyć. Nie miał tylko doświadczenia z ciężarnymi wdowami, ale nauczy się wszystkiego.
– Krwawienie w ciąży nigdy nie jest normalne! – wymamrotał niezadowolony, a lekarz spojrzał na niego z ukosa zupełnie tego nie komentując chociaż widać było, że nieco był rozbawiony uporem Alexa w tym temacie, prawdopodobnie dlatego, że w tym momencie uważał go za ojca dziecka. To znaczy dzieci. Widział reakcję Constance, dlatego od razu położył dłoń na jej ramieniu i zaczął je delikatnie gładzić, jakby to miało ją uspokoić.
– Connie, uspokój się – powiedział cicho, gdy zaczęła się niemal kłócić z ginekologiem, który mówił przecież całkiem sensowne rzeczy – nie mogła tyle pracować. Najlepiej w ogóle. – Lekarz ma rację, przecież nie możesz się przeforsowywać, ale… praca zdalna, z domu, wchodzi w grę? – spojrzał na mężczyznę który pokiwał głową.
– Tak, ale unikać nerwów i zbyt dużej aktywności fizycznej. Na razie nie wykluczam całkowitego bed rest, ale musimy być na to przygotowani w zależności od tego, jak dzieci będą się rozwijać. Póki co, zalecam dużo witamin i odpoczynku. Może jakieś ciepłe kraje? W Seattle jest paskudne powietrze – wzruszył ramionami, wycierając brzuch Connie niedbale i zasiadł do biurka. – Wypisać receptę na witaminy czy wie pani co i jak? – zapytał, mierząc oboje wzrokiem. Alex odetchnął głęboko.
– Poradzimy sobie, dziękujemy – ale oczywiście zaczął brać pod uwagę zabranie Connie na jakiś wyjazd. Katie też by się może ucieszyła?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała, że teoretycznie nie o to chodziło, ale w praktyce jednak tak było. Widziała, jak mocno zmienił do niej podejście w momencie, w którym dowiedział się o ciąży. Nie było w tym nic złego. Sama wiedziała, że musiała bardziej na siebie uważać. Pilnowała witamin, pilnowała też się z jedzeniem, chociaż częściej przyjmowała jakieś płynne kalorie, bo jednak po wszystkim innym bywało jej niedobrze. Westchnęła cicho.
– Jeśli to się zdarzy następnym razem, to od razu ci powiem, okej? – kąciki ust Cons drgnęły w delikatnym rozbawieniu wobec jego uporu i lekkiego zdenerwowania. Rozumiała, że się przejmował, ale nadal nie widziała aż takich powodów do paniki, szczególnie, że przecież tego nie zignorowała. Gdy jednak dowiedziała się o dwójce dzieci, była pewnie na skraju płaczu i uderzenia lekarza głowicą usg. – Sam się kurwa uspokój, Alexander – syknęła do niego, doskonale wiedząc, że chciał pomóc, ale… Nie pomagał. – Nie mogę zabierać pracy do domu – zacisnęła usta, bo jednak po sytuacji z włamaniem do apartamentu nigdy nie zabierała nic do domu. Zresztą teoretycznie i tak nie mogła, więc pozostawało jej gapienie się w sufit. Fantastycznie. Wlepiła jednak wzrok w dwa serduszka, starając się faktycznie uspokoić. Dzieci. Dzieci były teraz najważniejsze. Zacisnęła delikatnie usta. Potem jednak zaczęła słuchać lekarza. Unikać nerwów – jak niby miała to robić?
– Czy pan kurwa nie słyszał, co przed chwilą powiedziałam? JAK MAM SIĘ NIE DENERWOWAĆ W TEJ CAŁEJ SYTUACJI?! – spytała wzburzona, wytrzeszczając oczy na lekarza – Ale chociaż jestem ekspertem od leżenia w łóżku ostatnio – mruknęła pod nosem na ten Bed Rest, bo gdy nie była w pracy, to właśnie głównie w łóżku leżała. Odetchnęła i pokręciła głową. Jak mogła myśleć o wakacjach, skoro jej mąż umarł jakieś trzy tygodnie temu?
– Wszystko wiem – mruknęła pod nosem, wycierając brzuch i schodząc z kozetki. Zamilkła w tym momencie i spojrzała na Alexa, a gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, spojrzała na niego. – Chyba muszę zmienić lekarza - nawet nie wiedziała co jeszcze powiedzieć. Dlatego chyba bez słowa zaczęła się kierować do samochodu.

Ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Już dobrze, Charlie.

Zaopiekuję się tobą i dzieckiem.

Chciała w to uwierzyć, oj tak bardzo chciała.
Nie chciała też, by wszystko skończyło się źle.
Bać się wyrażenia na zawsze było tchórzostwem. Oboje tchórzyli, skoro nachodziły ich myśli niewybaczalne, takie, które nie powinny pojawiać się, gdy oczekuje się potomstwa. Charlie nagle nie pragnęła już dziecka. Nie chciała spełnić swojego marzenia, a na cofnięcie czasu było za późno. Pragnęła więc końca, tego ostatecznego, w którym człowiek ostatnie tchnienie wydaje, oczy szeroko rozpościera i zamyka je na zawsze.
Poniekąd czuła się tak, przekraczając próg szpitala. To koniec. Skaza na karierze Wielkiej Gwiazdy; skaza na sercu Wielkiej Upadłej, wiecznie nieszczęśliwej. Czy gdyby wszystko ułożyłoby się lepiej, gdyby była z Harper-Jackiem w związku - byłaby w końcu szczęśliwa? Trudne pytanie, obłożone kolcami bolesnych wspomnień i absurdalnych oczekiwań wyobrażeń. Nie można mieć wszystkiego, była tego świadoma, lecz skutecznie odwlekała to od siebie.

Cała trzęsła się, mijając kolejne korytarze z gabinetami, kierując się w stronę ginekologii. Powinna była wybrać lekarza prywatnego. Czuła na sobie spojrzenia innych osób, choć raczej i tak nikt nie znał jej twarzy, nazwiska, połączenia z Dwellerem. Ostatni raz była tu na kilka dni, po raz pierwszy od poronienia. Wtedy miała przy sobie wsparcie Phoenix, a teraz? Nie odzywa się, zlewa ją, unika może? Trudno określić, co siedzi w głowie Farrellówny, ale nie podobało jej się to. Zadziwiające, ale brakowało Charlie Everett obecności Phoenix. Teraz mogłaby rzucić jej kilka żałośnie prostych słów typu:

  • Będzie dobrze, Charlie, nie przejmuj się. Nie wyrzekł się tego dziecka, więc już mamy sukces, prawda? Weź głęboki oddech i chwyć byka za rogi, bo zaraz usłyszysz bicie serca twojego dziecka.


Możliwe, że sama sobie to mówiła, a Phoenix nigdy nie użyłaby takich słów. Sama sobie wsparciem musiała być, odkąd i Bastian postanowił zapaść się pod ziemię i unikać Charlie. Bał się jej złości? Bo, owszem, zdradził tajemnicę siostry za nią, ale koniec końców Harper dobrze zareagował. Nadzieja znów się pojawiła, ale już nie na związek, a na poradzenie sobie ze wszystkim.

Musi zajść do łazienek: dwóch, bo szpital jest duży, a stres w połączeniu z klopsikami w sosie pomidorowym nie są dobrymi kompanami. Świat jest niewyraźny, wiruje, gdy wspina się na schodach, a białe jarzeniówki rażą ją potwornie. Marszczy brwi, ale i nos, wyobrażając sobie obrzydliwy zapach spoconych ciał. Emocje w niej buzowały jak nigdy. Harper nie odpisał na sms. Będzie? Przyjdzie? Pamięta o n i c h? Miała taką nadzieję, bo nie zniosłaby kolejnego rozczarowania. Za bardzo by bolało. Nie potrafiłaby wybaczyć. Pytanie tylko komu miałaby wybaczać: sobie czy Harperowi.

Czeka. Wylicza czas w myślach, w sekundach i tupie nogą w zniecierpliwieniu, rozglądając się na prawo i lewo. Nie ma go. Kpina. Wystawił swoją Charlie w tak ważnej chwili. I zamiast głosu Dwellera, słyszy kobiecy głos lekarki.
- Pani Charlotte Everett? Zapraszam do gabinetu.
Waha się długo, czy wchodzić, czy wciąż czekać, ale wstaje. Wtedy też zauważa Harper-Jacka Dwellera, a ulga spływa na jej ciało. Wyciąga do niego rękę, by złapać jego dłoń. Potrzebowała teraz jakiegokolwiek wsparcia.
- Cieszę się, że jesteś, bo nie będę musiała cię już mordować – mruknęła, wyraźnie zestresowana i pociągnęła go do gabinetu.

Zabawę w rodzinę czas zacząć.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

To prawda - nie ma go tutaj, choć przecież niby jest; wysiada z taksówki, wsuwając w dłoń zaskoczonego kierowcy (Edmund ma pięćdziesiąt dwa lata, właśnie dostał zieloną kartę, a także wziął potężny kredyt na dom dla córki i leczenie zaczątków demencji wykrytych niedawno u żony) pokaźny napiwek, i idzie szpitalnym podjazdem nieostrożnie, zbyt-pewnie, na skos. Ktoś na niego trąbi, Harper unosi rękę - dokładnie takim samym ruchem pozdrawiał wczoraj fanki zbite w stadko pod kartonowym bannerem nawołującym ROCK ME HARDER, HARPER w lewym kącie hali koncertowej - i macha kierowcy najbardziej bezczelnym, niedbałym ruchem, jaki tamten widział w swoim życiu.

Myśli o wczorajszej nocy. Myśli o dzisiejszym poranku. O ubraniach przewieszonych przez stalowy pręt wieszaka, o chłodnym, zielonkawym świetle wlewającym się przez łazienkowy luft. Myśli o nagiej skórze, o nieodebranych połączeniach, o odebranych połączeniach; o tym punkcie, w którym Sunset Hill wypłaszcza się gładko, i wsuwa w pod głodne języki oceanu.

Nie myśli o tym, jaka to płeć, i jakie dadzą mu (dativus: komu? czemu? - dziecku;
vocativus: och, kurwa!) imię.

Nie myśli. Nie czuje. Nie. Ma. Go. Tu.


Prawie wchodzi w szybę wahadłowych drzwi, prawie zapomina wylegitymować się w recepcji, i zachrypniętym, dziwnym głosem poinformować rejestratorkę, że on na USG. Podaje nazwisko Charlie - bo przecież nie swoje, niezależnie od tego, czy ich dziecko planował uznać, czy też nie (ależ oczywiście, że tak - wolałby jednak, żeby świat dowiedział się o tym na jego warunkach, a nie od szmatławców zaalarmowanych przez jakąś głodną swoich pięciu minut pigułę); potakuje, informowany, że należy na trzecie piętro, potem na lewo, i aż do końca, do gabinetu siedemdziesiąt-dwa.
  • Wsiada do windy, wysiada z windy, wraca do rozmówczyni sprzed chwili i pyta, który to był, cholera, gabinet (pamięta, że chyba sześćdziesiąt-trzy - ona go poprawia, że siedemdziesiąt - pauza na wzniesienie oklepanych turkusowym cieniem oczu ku sufitowi, jakby poszukiwała w wentylatorze słów otuchy i odrobiny zrozumienia dla jej mąk - dwa).
Dociera na piętro dokładnie w chwili, w której lekarka wywołuje Charlotte z poczekalni. Przyspiesza kroku; nadal lekko utyka. Jeśliby przymknąć nieco powieki, i przyjąć pozycję współczującego, wyrozumiałego obserwatora, można by nawet skonstatować, że mknie ma go tu, nie ma go tu, nie ma go tu.
Chyba został w Seaview Picnic Park. Na pewno - jakąś częścią siebie - nadal jest też w pięćset-pięć.

Przebija się przez zapach lizolu i parszywej kawy z automatu; buksuje obcasami sztybletów, i jak cyrkowa małpka prawdziwy dżentelmen dobrze wytresowany pies chwyta Everett za wyciągniętą ku niemu dłoń. Jej chude palce są lodowate jak sopelki, brakuje w nich ciepła, za które oddałby teraz prawie wszystko, co miał.

- Jestem! - zapewnia i kłamie - Korki. Przepraszam.

Charlie mówi, że chciała go zamordować.
Ależ nie, nie ma potrzeby, kochana.
Harper-Jack zamorduje się sam.

Przekraczają próg lekarskiego pokoju - pierwsza idzie Charlie, potem on, typowym sobie stylem przepuszczając przez próg najpierw szpic butów, potem wąskie biodro, a na koniec dopiero całą resztę siebie: puszczone w wahadłowy ruch ramiona, oczy przysłonięte szkłami szylkretowych wayfarerów i czerń niedbale zaczesanych włosów. Zdejmuje te głupie okulary, wciskając je w kieszonkę kurtki. Pod spodem: męka i rozpacz - sinawy cień wgryziony w płacheć delikatnej skóry między kośćmi jarzma, a dołem powieki.

Wita się z lekarką.
Jest przerażony.
Czeka na wskazówki.

Doktor Amalia Klepfish - trzydzieści trzy lata pracy w zawodzie (a to jakby Jezus we własnej osobie, przytroczony do dwudziestu sześciu lat życia zanim zaczęła lekarską praktykę), i twarz poorana siateczką drobnych zmarszczek - wskazuje im miejsce. Harper-Jack patrzy na dawną miłość swojego życia.

- Ch-charlie? Jak się... jak się masz?

Nie ma go tu. Ale próbuje być.
Ostatnio zmieniony 2021-11-13, 09:02 przez harper-jack dweller, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Korki? Korki. Specjalnie wybrała godzinę, by tych korków nie było; by nie spóźnił się i był tu z nią całym sobą, trzymał za rękę, wspierał dobrym słowem i mocnym objęciem jej zimnej, drżącej dłoni. Denerwowała się coraz mocniej, zaczynając przy tym żałować, że dała ponieść się chwili. Nie powinni byli się spotkać ponownie. Wtedy, na cmentarzu nie powinna była zawołać go.
Teraz nie siedziałaby na korytarzu sama, czekając niecierpliwie na finał tej całej sytuacji: na rozwiązanie, na przyjście Harpera, na poznanie płci, na wybranie imienia. Nie chciała już tego wszystkiego. Pragnęła zaszyć się w swojej sypialni, ale tej na parterze, zawinąć w ciepły koc i zasnąć na długi czas. Na zawsze może? Nie pogardziłaby.

Zegar tyka.
Rządzi się własnymi prawami, a ostatnio jest okrutny dla Charlie. Rozpoczął się od godziny policyjnej w domu. Zawsze o osiemnastej trzeba było być na kolacji. Spóźnienie o pięć minut wiązało się ze szlabanem na tydzień. I nieważne, że nie miała takich przyjaciół jak Bastian, nie lubiła siedzieć w domu; wolała włóczyć się po okolicy sama, ze swoim notatnikiem.
Teraz czuła się podobnie, gdy oszukała zegar biologiczny i zaszła w ciążę, jednak wciąż słyszała delikatne tykanie w głowie. Jej czas jest policzony. Ich czas jest policzony, bo już zgodnie doszli do wniosku, że tą jedną chwilą słabości zniszczyli karierę Harper-Jacka. Już nie będzie piękny, przystojny i do wzięcia; bo jeśli ktoś go zechce – to tylko w pakiecie. Albo będzie w ich życiu, albo zniknie na zawsze. Do wyboru dwie, z pozoru proste, opcje. Nie zamierzała żyć w wesołym trójkącie, czworokącie czy cholera wie ile-kącie. Chciała w końcu być wyjątkowa, tą jedyną kobietą mężczyzny.
Nie ma go tu.

Mknie jak na złamany kark. Zauważa, że nie kroczy tak dziarsko jak zawsze. Coś się dzieje. Utyka? Jezu Chryste, dlaczego to z nim musi mieć to dziecko? Dlaczego w ogóle… musi mieć dziecko? Jakaś nikła nadzieja rodzi się w niej, że nie chce usłyszeć bicia dziecięcego serduszka. Może powinna wycofać się? Uciec? Powiedzieć pielęgniarce, że to wcale nie ona, że… To nie ona.
Poznaje nawet pielęgniarkę, a ona rozpoznaje ją. Mija ją nieco zaskoczona, ale z lekkim uśmiechem. Bez współczucia? Chyba tak, całe szczęście. Była przy łyżeczkowaniu ponad rok temu. Trzymała ją później za rękę, gdy Charlie umierała przez tą rychłą śmierć. Nie widziała jej od tamtej pory, ale to tylko uświadomiło ją, że chciałaby wykorzystać majątek Harpera i chodzić do specjalistów teraz prywatnie, na czas ciąży oczywiście (i później, z dzieckiem, jeśli wszystko będzie w porządku).
Widząc jego twarz, wzdycha ciężko i odwraca wzrok. Chryste.
- Chyba ja powinnam pytać o twoje samopoczucie – mruknęła trochę zawiedziona, że przyszedł w takim stanie. Ściska mocniej jego dłoń, wzruszając ramionami jakby w opóźnionej odpowiedzi na jego pytanie. Nie wie jak się czuje. Źle. Fatalnie. Nie potrafi się cieszyć z tego, czego pragnęła najmocniej. – Bastian jest w szpitalu. Wczoraj ojciec mi powiedział.
- Możemy zaczynać? – Amalia Klepfish pyta, szykując maszynę oraz żel do badania. Charlie skina tylko głową, podciągając bluzkę ku górze.
Żel jest zimny, przez co syknęła zaskoczona. Nie pamiętała już jak to było być w ciąży. Oddycha powoli, może zbyt głęboko, co świadczy o jej zdenerwowaniu, bo tak naprawdę to chce tego dziecka i chce usłyszeć bicie serca, przekonać się, że żyje. Zerka na Harper-Jacka, tym samym odwracając wzrok od monitora. Niemo woła o pomoc, o wsparcie.
Bądź tu ze mną, Jackie-Jack Harper.
- Widzisz je? – szepcze, nie chcąc okazać swojej słabości. Skup się, Harper, skup się i powiedz czy widzisz je, że jesteś tu w końcu i że nie opuścisz nas.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”