WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Kiedy Vittoria i Max wyszli, Constance trochę słabo się poczuła, ale była zdenerwowana – na siebie, na córkę, na Maxa i wreszcie na cały świat, który z jakiegoś powodu postanowił jej rzucać kłody pod nogi. Posiedziała pewnie chwilę w przestronnym salonie, w międzyczasie Sarah i Chris polecieli do szpitala, bo coś się stało z Jacksonem, a Constance pewnie została przez Alexa odprowadzona do sypialni, żeby się położyć, ale nie mogła leżeć – było jej tak koszmarnie wstyd za to, co powiedziała Vittoria – nie potrafiła zupełnie zrozumieć postępowania córki, policzki pewnie lekko ją paliły, a rumieniec był widoczny nawet pod makijażem. Dlatego zaczęła wędrować w tę i powrotem po pokoju.
– Przepraszam, za jej zachowanie. Nie mam pojęcia, co w nią wstąpiło, Alex – westchnęła ciężko, przystając i rozmasowując skronie, bo jednak teksty serwowane jej przez Vittorię skutecznie wybiły ją z życiowego rytmu. – Boże, jestem okropną matką. Myślałam, że Vittoria nie miała okresu buntu, a jednak ma. Teraz. Nie rozumiem, po co im ten ślub, szczerze? Po prostu nie chcę, żeby popełniała moje błędy, bo ja na swoim ślubie wyszłam chujowo – ewidentnie zaczynał się jej słowotok, a sama Constance ponownie zaczęła wędrować w kółko, nawet nie patrząc na Alexa. – Nie wspominając o tym, że skoro jej nie byłam w stanie wychować, to jak ja na Boga wychowam dwójkę dzieci?! Myślałam, że umiem wychowywać dziewczynki, ale najwidoczniej nie umiem, więc chłopca tym bardziej nie wychowam. Boże, moje dzieci będą skrzywione emocjonalnie – klatka piersiowa Connie zaczęła się w tym momencie unosić i opadać dość szybko i odrobinę spazmatycznie, a ona nadal nie przestawała chodzić po pokoju ani mówić. – I będę musiała sobie z tym poradzić sama. I nie mów, że mi pomożecie, bo dobrze wiemy, że nie planujesz zostać w Seattle na stałe. I ja wiem, że wyjedziesz i ja sobie poradzę, ale jak mam sobie z tym poradzić? Ale wiesz, powinieneś wyjechać, a ja nie mam prawa cię zatrzymywać, bo musisz być bezpieczny. Bezpieczny i szczęśliwy, to jest najważniejsze. I wiesz co? Powinieneś poznać kogoś zajebistego i na pewno poznasz, bo jesteś wspaniałym facetem, jesteś niesamowity i tylko idiotka by cię zostawiła, serio i zakochasz się, a ona się zakocha w tobie i będzie piękna, mądra i młoda, kochana dla Katie i będzie miała nogi do samej… samej… – zaczęła w tym momencie już totalnie się zapowietrzać, a w jej oczach z jakiegoś powodu błysnęły łzy. Sama tego nie rozumiała, ale zrzuciła to na hormony – miała prawo. – A ja tu zostanę i będzie w porządku – zakończyła swój wywód, chociaż wcale nie była przekonana co do swoich słów i było to widoczne jak na dłoni. Spojrzała teraz na Alexa, a jej słowa zupełnie nie odzwierciedlały jej wyrazu twarzy, bo wyglądała, jakby wszystko w jej życiu było nie tak. Tak też się czuła. Czuła się beznadziejną matką, chujową wdową, i jeszcze gorszą przyjaciółką, bo czuła do Alexa rzeczy, których czuć nie powinna. Przeokrutnie ją to frustrowało, tak samo jak Vittoria, która jej to wypomniała.
-
– Connie, słuchaj, bardzo mi przykro i … – ale nie dane mu było dokończyć, bo Connie zaczęła swój monolog, więc usiadł na łóżku i dał się jej na spokojnie wygadać. O ile można powiedzieć, że było to jakkolwiek spokojne. Patrzył na nią w ciszy, z coraz większym zmartwieniem malującym się na twarzy i gdy skończyła mówić, złapał ją za ręce, niemal siłą sadzając na łóżku obok siebie.
– Jesteś cholernie silną kobietą, Constance – powiedział na sam początek, łapiąc w dłonie jej twarz. – I poradzisz sobie z wychowaniem dwójki tych dzieciaków tak świetnie jak poradziłaś sobie z Vittorią, bo wychowałaś ją świetnie, ale jest zakochaną nastolatką i powinnaś wziąć pod uwagę, że zakochani nastolatkowie są najbardziej popierdolonymi istotami na świecie – powiedział z lekkim rozbawieniem, chociaż wzrok nadal miał cholernie zmartwiony. Nie buntem Vittorii, tylko tym co powiedziała o jego wyjeździe. Nie chciał wyjeżdżać. Czuł potrzebę tu zostać, ale… nie mógł tego powiedzieć. Wziął głęboki oddech. – Na razie tu jestem. I na ten moment nigdzie się nie wybieram – wyszeptał, kciukami ścierając z jej policzków łzy wymieszane z tuszem do rzęs. Ach.
-
– To nie tobie powinno być przykro, tylko mojej córce. Nie słuchaj jej, ona nie ma pojęcia o życiu, ale jest młoda. Wolno jej – westchnęła ciężko, bo mimowolnie chciała usprawiedliwić Vittorię, ale w tym przypadku było jej naprawdę ciężko. Kiedy jednak złapał ją za ręce i posadził na łóżku, spojrzała mu w oczy i pokręciła głową.
– Wcale się tak nie czuję – powiedziała bardzo cicho, zaciskając usta i spuszczając mimowolnie wzrok, ale zaraz go uniosła naoczy Alexa. Pokręciła głową. – Gdybym tak świetnie ją wychowała, to by nie chciała brać teraz ślubu i uciekać do Europy z Maxem, a już na pewno nie zachowałaby się stosunku do Ciebie i do mnie w taki sposób – powiedziała cicho, chociaż sama pamiętała, jak się upierała przy ślubie z Enzo. Wtedy dostała zgodę od ojca właśnie, bo mama też nie chciała się zgodzić i Cons była na nią wkurwiona. – Może masz rację - dodała w końcu, by spojrzeć mu w oczy.
– Na razie. Na ten moment… – przygryzła dolną wargę i spuściła wzrok, by unieść dłoń do jego twarzy. – Nie mam prawa tego mówić, bo wiesz, że chcę, żebyś był bezpieczny, ale… Cholernie nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Jestem najchujowszą osobą na świecie – odetchnęła głęboko, spuszczając wzrok, ale delikatnie głaszcząc jego policzek. Tak właśnie się czuła. Jak najbardziej beznadziejna przyjaciółka ever.
-
– Spokojnie, wszystko rozumiem. Nie mam jej tego za złe – powiedział cicho, lekko pokrzepiająco się do niej uśmiechając w tym momencie. Nie kłamał, nie miał Vittorii nic za złe i wszystko doskonale rozum iał. Może nawet zbyt dobrze.
– Nie czujesz się tak, bo co? Zawsze sobie radzisz, po prostu życie Cię nie oszczędza – zacisnął dłoń na jej dłoni. Chciał żeby wiedziała, że tu jest, że będzie ją wspierał i że to nie ona jest chujowa tylko reszta świata. – Ale ona nie ucieka do Europy. Oni po prostu chcą znaleźć swoje miejsce na ziemi, ty nigdy nie chciałaś? Pomyśl, nie mają jeszcze dziecka, mogą się realizować, zwiedzać świat, pomyśleć nad tym, jak chcieliby żyć. W zasadzie nie ma w tym nic złego, no, może wiek Vittorii – aż westchnął. Ten wiek to był najgorszy aspekt tej sytuacji. – Ale może… może powinnaś jej pozwolić. Znaczy nie chcę się wtrącać, ale rozważ tę opcję. Vittoria jest cholernie dojrzała – wzruszył teraz ramionami. Próował jej pokazać tę sytuację od innego punktu widzenia, bo ona patrzyła na to jak zatroskany rodzin, on ze strony osoby całkowicie nie zaangażowanej w to wszystko, nie?
– Nie myśl o moim wyjeździe – powiedział, przysuwając się bliżej. – Nie wiem kiedy wyjadę, nie zapowiada się na to. Właściwie to myślę nad kupieniem własnego domu, Katie uwielbia tu być, ma was, a wieczne uciekanie i na niej się chujowo odbija… jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji – bo nie wiedział co do niej czuje, to jak miał podjąć? – Nie wiem kiedy wyjadę i czy w ogóle i nie mów tak. Jesteś cudowna. Najlepsza, najmądrzejsza… – mamrotał, gładząc czule jej policzki i wpatrując się jej głęboko w oczy. Mówił to też jako facet, nie tylko przyjaciel. Była idealna pod każdym względem i ta myśl zaczynała go przerastać.
-
– Ale ja trochę mam. Nie powinna była się tak zachowywać. Po prostu pierwszy raz nie dostała ode mnie tego, czego chciała – westchnęła mimowolnie i rozmasowała sobie skronie ponownie, bo trochę ją to emocjonalnie przerastało.
– Ostatnio bardziej udaję, że sobie radzę niż faktycznie sobie radzę… Ale przecież to wiesz od Sarah – odetchnęła mimowolnie i spojrzała mu w oczy. Wiedziała doskonale, że wiedział, bo od tamtej rozmowy z S był z nią praktycznie cały czas. Przygryzła dolną wargę. – Oczywiście, że chciałam, ale czy to miejsce nie może być tutaj, gdzie jest ich rodzina? Nie wiem, ona jest jeszcze taka młoda, on też… To wszystko… Chciałabym po prostu, żeby mieli szansę pożyć normalnie – odetchnęła głęboko i spojrzała na niego – Zadzwonię do niej jak ochłonie. Albo pójdę tam i z nimi porozmawiam. Mam po prostu wrażenie, że to wszystko jest kompletnie nieprzemyślane – uśmiechnęła się smutno, ale jednocześnie, kiedy jak nie teraz mieli z Maxem popełniać błędy? Może faktycznie ich małżeństwo będzie udane?
– Myślę o tym cały czas, Alex – przyznała, przygryzając dolną wargę, ale powoli pokiwała głową, uśmiechając się nieznacznie, gdy usłyszała, że nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. – Póki co, możecie zostać tutaj tak długo jak chcecie. Ten dom jest dla mnie samej za duży, Alex – wzruszyła ramionami, a gdy prawił jej te wszystkie komplementy, to serce Cons zaczęło bić trochę szybciej, a ona sama spojrzała mu w oczy i delikatnie się do niego zbliżyła, zsuwając powoli spojrzenie na jego usta. Chciała go pocałować. Znowu. Chciała posmakować jego ust, być w jego ramionach, kurwa. – Ty też, Alex… – wymamrotała cicho, przenosząc znów spojrzenie na szmaragdowe tęczówki, w których… Kurwa, mogłaby przysiąc, że mogła utonąć.
-
– Nawet jeśli udaję, że nie widze, to doskonale widze co się z tobą dzieje. Znam Cię na wylot – posłał jej dość czułe spojrzenie w tym momencie. Dokładnie tak było jakby – znali się oboje na wylot, swoje potrzeby, wady, zalety i nie musiała przy nim niczego udawać, a gdy udawała, to od razu o wszystkim wiedział. No, prawie o wszystkim bo co do jej uczuć zupełnie się nie domyślał. A może nie chciał ich widzieć, żeby to wszystko nie pokomplikowało się jeszcze bardziej? – A pomyślałaś o tym, że może właśnie gdzieś indziej będzie im normalniej? Widziałem minę Vittorii gdy zobaczyła te ciała i widziałem wkurwienie Maxa gdy wyszła sprawa Christine. Rozumiem dlaczego chcą budować przyszłość gdzieś indziej – to akurat przyznał z wyraźnym smutkiem. Katie była jeszcze mała, ale czasami zastanawiał się czy jej życie w Seattle będzie w porządku, czy całkowicie pojebane jak ich. – Daj im czas. Niech ona ochłonie, może jeszcze zmienią zdanie, może to taki pomysł rzucony ze stresu. Wiesz jak to czasem bywa – aż westchnął. Sam niejednokrotnie wpadł na jakiś głupi pomysł w nerwach, bardzo ludzka rzecz, szczególnie jak dopiero zaczyna się być dorosłym, chociaż ich pomysł nie do końca widział jako coś głupiego.
– Dlatego na razie zostaniemy – szepnął. Zdecydowanie wolał być obok niej, przy niej, dla niej… ale jeśli by się rozmyśliła to by się wyprowadził, serio. Chociaż gdy widział jej wzrok, nie wiedział czy mogłaby chcieć się rozmyślić. Odetchnął głęboko słysząc jej słowa i całkowicie mimowolnie nastąpiło coś, czego robić nie powinien – pocałował ją. Cholernie delikatnie, trochę pocieszająco, trochę jakby niepewnie pod względem tego, że nie wiedział jak ona na to zareaguje, chociaż on sam poczuł jakby zrobił najwłaściwszą rzecz w całym swoim życiu. Tak po prostu.
-
– Vice versa, Clarence… Po prostu nie chciałam, żebyś się o mnie martwił, bo... Oprócz Vi i tych dwóch maluchów to ty i Katie jesteście najważniejszymi osobami moim życiu i nie mogłabym was narazić – uśmiechnęła się delikatnie, bo nie chciała zupełnie, żeby zostawał tylko przez nią i narażał siebie i tę kochaną, małą księżniczkę.
– Też jestem w stanie to zrozumieć, ale przez nazwisko Russell nigdzie nie będzie całkowicie normalnie, oboje to wiemy. Tak jak oboje wiemy, że bezpieczniejsi będą tutaj, z ochroną uzbrojoną po zęby – westchnęła mimowolnie, bo faktycznie bezpieczniej się czuła wewnętrznie, kiedy Vittoria była blisko. – Wiem, dlatego chcę, żeby wzięli ślub, bo się kochają, a nie dlatego, że chcą zamieszkać gdzieś indziej – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do niego nieznacznie. Trochę smutno przy okazji. Pokiwała głową powoli, gdy powiedział, że zostaną. Nie zamierzała się rozmyślać. Było jej dobrze u jego boku – może nawet trochę zbyt dobrze. I kiedy się nachylił i ją pocałował, to jej ciało mimowolnie weszło na wyższe obroty. Serce gwałtownie przyspieszyło, na policzkach pojawił się rumieniec, a oddech nieco spłycił. Ona sama odwzajemniła ten pocałunek – najpierw powoli, delikatnie. Odsunęła się zupełnie mimowolnie, jedynie na sekundę, by spojrzeć mu w oczy i tym razem to ona pocałowała jego. Nieco bardziej namiętnie i zachłannie. Nie docierało chyba jeszcze do niej, że to się działo, ale czuła, że było to cholernie dobre. Właściwe i zupełnie niewymuszone. I chciała jego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego jedną dłoń przeniosła na jego kark, a drugą przeczesywała lekko włosy mężczyzny, nie chcąc się już odsuwać ani tym bardziej tej chwili przerywać.
-
– Ale prawda jest taka, że jeśli coś by się im miało stać, to stanie nawet przy pełnej ochronie, Cons, oboje to wiemy. Po za tym myślę, że Max jakąś ochronę mimo wszystko im załatwi. Porozmawiam z nim o tym, gdy już przestanie być zły o Christine – trochę ze smutkiem to powiedział, bo też trochę traktował Maxa jak swoje dziecko, w końcu wiele lat był przy jego wychowywaniu, nie? Ale nie zamierzał mu się narzucać. – Myślę że jedno z drugim się łączy – puścił jej oczko. Ale później nie myślał już absolutnie o niczym innym, serio. Zaczął z czułością odwzajemniać pocałunki gdy dała mu znać, że to wszystko jej nie przeszkadza, ale gdy poczuł, jak zachłanne się stają gesty Connie, mimowolnie to w poszedł. Wciągnął ją sobie na kolana, silnie obejmując ją w talii jednym ramieniem, a drugą dłoń wsuwając w jej ciemne włosy. Całowali się ten jeden raz, gdy udawali parę podczas poszukiwań Jacksona, ale to co działo się w tej chwili… było zupełnie inne; Alex całkowicie się zatracił w tych pocałunkach, palcami jednej dłoni wodząc po jej plecach odzianych w sukienkę i w którymś momencie położył ją na plecach by sam znaleźć się nad nią. Cholernie to było nieodpowiedzialne, ale jednocześnie nie mógł się powstrzymać i gdzieś w głowie miał nadzieję, że ona to przerwie. Sam już chyba nie umiał.
-
– Niby tak, ale wiesz jak to jest – przyznała cicho, by poklepać go delikatnie po kolanie. – Przejdzie mu, Alex – dodała, bo pewnie Alex był jego ojcem chrzestnym i jednak wiedziała, jakie to było dla Alexa ważne, żeby to wszystko jakoś pozytywnie się rozwiązało. Wzruszyła ramionami na kolejne słowa, a potem… Potem zatraciła się kompletnie w jego bliskości. Ta czułość była tym, czego cholernie potrzebwała i pragnęła. Nie umiała inaczej, bo jej hormony cholernie szalały, stąd też ta namiętność i zachłanność w jej pocałunkach. Poza tym miała wrażenie, jakby na ten pocałunek czekała cholernie długo - chociaż wcale tak nie było. Teraz, gdy wciągnął ją sobie na kolana, przylgnęła mocno ciałem do niego, nie przestając go całować. Tamten pocałunek przy poszukiwaniach nie miał znaczenia. To… To miało. Chłonęła jego bliskość, znajomy zapach, napawała się tym wszystkim, zupełnie nie myśląc o konsekwencjach. Kiedy położył ją na plecach jakoś tak zupełnie mimowolnie zaczęła rozpinać jego koszulę, bo… Nie potrafiła tego zatrzymać. Nie chciała tego zatrzymywać. Zarzuciła jedną nogę na jego biodro, wsuwając dłonie pod koszulę mężczyzny, starając się dokładnie zapamiętać zarysowane mięśnie i jej fakturę. Wodziła tak dłońmi po jego rozgrzanym ciele, nakręcając się coraz bardziej i coraz bardziej pragnąc zedrzeć z niego te ubrania, wyrzucić je na samo dno piekieł, byle tylko mieć go jeszcze bliżej, jeszcze bardziej dla siebie.
-
-
Sama też bała się cokolwiek powiedzieć – po pierwsze nie chciała rujnować tego momentu, po drugie sama doskonale wiedziała, że to, co zrobili – i to co robią teraz na zawsze już zmieni ich relację i dynamikę, ale… Chciała wierzyć, że nadal będą przyjaciółmi. Po prostu będą przyjaciółmi, którzy może czują do siebie coś więcej, którzy chcą od siebie czegoś więcej niż przyjaźni. Gdy znów wciągnął ją sobie na kolana, uśmiechnęła się delikatnie spod jego ust, odchylając zaraz głowę, by zapewnić mu zdecydowanie lepszy dostęp do szyi. Kurwa, wiedział co robił, był w tym cholernie dobry. Odetchnęła i pchnęła go lekko, by położył się na plecach i teraz to ona zaczęła wędrówkę ustami wzdłuż jego torsu, który powoli obcałowywała, powoli przesuwając się w górę, aż do jego szyi, dłońmi nadal lawirując na wysokości umięśnionych ramion, chociaż coraz bardziej kusiło ją, żeby po prostu rozpiąć jego spodnie…. Z tym, że w tym momencie do pomieszczenia ktoś wszedł, a Cons mimowolnie odskoczyła od Alexa, niemal spadając z łóżka i tępo patrząc w dwie osoby, które nagle wsypały się do jej sypialni.
- Czy nikt nie słyszał w tym domu o pukaniu? - mruknęła pod nosem, wyraźnie zirytowana, ale rumieniec się pojawił na jej twarzy, bo... Kurwa, no trochę dziwnie się poczuła, że została właśnie przyłapana, tak?