WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Lubiła go słuchać. Pewnie dlatego, że zazwyczaj to ona mówiła bez końca. Nieważne więc czy opowiadał o śniadaniu, czy o czymś zupełnie poważnym, co pewnie było zgoła trudniejsze do wykonania. Przytaknęła delikatnym skinięciem głowy, kiedy wspomniał o owym dniu, bo pamiętała doskonale. Nie przerywała mu, jedynie miziała kciukiem skórę jego dłoni, bo wciąż mieli splątane palce. Uniosła kącik ust w lekkim uśmiechu ostatecznie, ale jeszcze przez moment się nie odzywała. Miała nadzieję, że nie słychać jak mocno waliło jej serce, bo miała wrażenie, że odbija się echem pośród tej ciszy.
- Czujesz się bezpiecznie? – uszczególniła to do niego, nawet nie próbując sobie wyobrazić ile mogło to dla niego znaczyć. Znała jego historię tylko pobieżnie, ale pamiętała każdy szczegół, który jej opowiedział ze swojego dzieciństwa. Z jakiegoś powodu stało się to ważne i dla niej. – Nawet jeśli za oknem są może teraz niedźwiedzie? – dodała, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobila. Jej ton głosu jednak wciąż był miarowy i spokojny, a wszystko mówiła poważnie. – Nawet jeśli wyciągnęłam cię w dzicz z dala od ludzi, żeby bez niczyjej wiedzy zrobić z tobą… cokolwiek? – to akurat był żart, mimo że wciąż wcale tak nie brzmiał, bo myślała o czymś zupełnie innym, co było widać. Ta chwila, to że tutaj sobie leżeli i w ciszy po prostu rozmawiali, to, że nad nimi błyszczały gwiazdy, wydawało jej się niesamowicie intymne i nie chciała tego zepsuć, ale nie mogła się skupić i mimo, że nie chciała, że powstrzymywała się całymi siłami, wiedziała, że nie wygra. – Skyler… co my robimy? – podniosła się ociężale, przeniosła jedną nogę przez jego ciało i usiadła na nim - na jego biodrach, przodem do niego. Utkwiła wzrok w jego szyi, delikatnym zaroście, zaś miękkich ustach. – Kim my… – przełknęła ślinę, przygryzając zaraz wargę, a paznokciami skubiąc bezwiednie jego koszulkę. – Czym my jesteśmy? – zapytała w końcu cicho. Nie chciała. Nie miała zamiaru. Nie sądziła, że tego potrzebuje. Nie miała prawa. Nawet nie powinna, skoro przecież nie wiedzą tak ważnych rzeczy o swoich życiach. – Czy my tylko się ze sobą doskonale bawimy, czy jesteśmy czymś… poważnym? – dopiero teraz skrzyżowała z nim swoje spojrzenie. Uśmiechnęła się, by miał pewność, że niczego nie oczekuje. – Obie odpowiedzi będą zadowalające – dodała na sam koniec, bo… chyba będą. Taką miała nadzieję. - Udawanie, że nie było pytania też będzie okej.
-
— Nawet jeśli za oknem grasuje wielka stopa — przytaknął z lekkim uśmiechem. — Wolę cokolwiek z twoich rąk, niż nic.
Taka była prawda. Gdyby Kaylee nic z nim nie robiła, na pewno byłoby mu przykro.
Gdy kobieta podniosła się i na nim usiadła, przez chwile zastanawiał się czy to już ten czas, aby robić wszystko. Słysząc pytanie zrozumiał jednak, że rozmowa jest poważniejsza, niż mu się wydawało.
Słuchał uważnie, pod koniec odwzajemniając jej spojrzenie. Tym razem nie miał zamiaru żartować sobie z tych pytań, bo sam czuł, że byłoby to przegięcie. Odrobina powagi jeszcze nikogo nie zabiła (chyba).
— Obie odpowiedzi byłyby… Tak samo zadowalające? — spytał w końcu, odrobinę niepewnie. — A obie na raz?
Odpowiadanie pytaniem na pytanie chyba nie było najlepszą opcją, ale sam nie do końca wiedział jak to ugryźć, bo nie miał pojęcia czy faktycznie by ją zadowoliła każda opcja, czy może tylko tak mówiła, a chciała usłyszeć coś zupełnie innego. Jego kumpel kiedyś ostrzegał go przed pokręconą kobiecą logiką, a Kaylee w końcu była kobietą, prawda? Jeżeli chodziło o niego samego, to w zasadzie połączenie tych dwóch opcji byłoby najlepsza odpowiedzią. Dobra zabawa, jednocześnie relacja traktowana poważnie - bo już nie raz przyłapał się na myśleniu, że Butler mogłaby zagościć w jego życiu na stałe.
-
Moment ciszy, grymas niepewności na jego twarzy, krótkie pytanie, chwila w której upewniał się, że obie odpowiedzi ją zadowolą wystarczyły. Już wiedziała. Właściwie nie musiał nawet mówić nic. Co ją właściwie pchnęło do tego, by te słowa zakończone pytaniem wypłynęły z jej ust? Czy obie odpowiedzi faktycznie, tak jak obiecała, będą odpowiednie? Najpewniej nie. Dobra mina do złej gry, Kaylee. Racjonalizowała to wszystko cholernie – odpowiedział idealnie. Skoro niepewność to pierwsze co odczuł on, to może… może nie powinna czuć się tak źle sama ze sobą i z tym wszystkim? Może nie była tak fatalna, jak się jej wydawało i być może tylko wyolbrzymiała to wszystko w swojej głowie? Nie była pewna dlaczego, ale miała wrażenie, że odrobinę uspokoił jej sumienie. Przełknęła ślinę, uśmiechając się lekko z lekkim wypuszczeniem powietrza z ust. Nawet nie zauważyła, kiedy jego koszulka podwinęła się w górę, a ona paznokciami teraz smyrała skórę jego podbrzusza. Pochyliła się nieco, przekładając już rozpuszczone włosy na jedną stronę ramion. – Obie odpowiedzi jednocześnie też, strategiku – pokręciła głową, muskając ustami kącik jego ust. Albo dupku, ale to dorzuciła w myślach, bo tego już słyszeć nie musiał, prawda? Tak cholernie uparła się na ten weekend, że nic, absolutnie nic im tego nie zepsuje. No, może prócz wielkiej stopy? Przejechała leniwie nosem przez jego nos, pocałowała jego czubek, ponownie kącik ust, ino drugi, zaś brodę. Nigdzie się nie spieszyła, nigdzie nie musiała uciekać za kilka minut, nie musiała stawić się w domu o konkretnej godzinie. Boże, ten wyjazd to był idealny pomysł, bo mogła się, w końcu, nim delektować. – Co to było na czym skończyliśmy? – pocałowała policzek raz, drugi i trzeci, i usta znowu też. Idealna próba ucieczki od rozmowy, jak zwykle. – Chyba naprawdę miewam problemy z pamięcią – drażniła się tylko. – Na jedzeniu? Jesteś głodny? – no chyba dostanie z pięści, jeśli powie, że tak.
-
Tu już nie wytrzymał do końca i kącik ust zdradziecko wskazał na to, że sobie Skyler bezczelnie robił z Kay jaja.
Ich rozmowa była krótka, mało wymagająca, co w zasadzie Bernthala cieszyło. Lubił prostotę, brak komplikacji, brak pytań o każdy szczegół, o każdą sylabę, gest czy minę. Wypytywania o to z kim, kiedy i gdzie, podglądania telefonów, sprawdzania laptopów i przeszukiwania kieszeni. Chciał stworzyć relację opartą na zaufaniu i wzajemnej akceptacji, ale chciał też dobrze Kaylee poznać, bo jak inaczej to ugryźć? Jak widać ona też chciała postawić sprawy jasno. Dobrze, że jej zależało. Skyler od razu poczuł się pewniej.
Miał wrażenie, że trochę bawią się w podchody, jakby nie byli siebie pewnie, a chcąc się upewnić, jednocześnie sprawia im to jakiś dyskomfort. Może to kwestia tego, że znają się stosunkowo niezbyt długo? Może muszą nieco wyluzować i po prostu otworzyć się na siebie nawzajem i na to, co ich czeka? Jak widać Kaylee myślała podobnie, a nawet brała "otwieranie się" wręcz dosłownie, co w zasadzie ani trochę mu nie przeszkadzało.
— Ważne, żeby pacjent był zadowolony — odparł, uśmiechając się pod nosem, w odpowiedzi na pieszczoty. W zasadzie powiedzenie powinno brzmieć “żeby pacjent był zdrowy”, ale podmienił sprytnie jedno słowo. W końcu Kaylee wyglądała już na zdrową, więc teraz powinna być zadowolona, a on tego dopilnuje.
Objął kobietę w pasie i kilkoma dosyć sprawnymi ruchami zamienił ich miejscami. Uśmiechnął się, podziwiając przez chwilę jej urodę. Ciemne włosy ułożyły się na białej poduszcze w taki sposób, że dodawało to Kay uroku. Splótł palce jednej dłoni, z jej palcami i ułożył ich splecione dłonie po obu stronach jej głowy.
— Chyba jednak masz rację — odparł, po czym pocałował ją w usta. — Właśnie na tym skończyliśmy — dodał, pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Był głodny, ale jedzenie mogło poczekać. Narazie miał coś ważniejszego do załatwienia. Było gorąco, namiętnie, ale oszczędnie. Trochę tak, jakby każde z nich wiedziało, że mają wystarczająco dużo czasu, by pójść na całość. Krótkie, ale urocze zbliżenie na pewno tylko narobi im ochoty na więcej. Przynajmniej zaspokoili ten pierwszy “głód”.
Następnie przyszła pora na zaspokojenie innego, bardziej zwyczajnego, chociaż też cielesnego, głodu.
— Co jemy? — spytał, po tym jak wyszli spod wspólnego, krótkiego prysznica.
-
Usłyszała już chyba to, co usłyszeć chciała, a może i nawet więcej? Największym problemem Butler było to, że obiecała sobie już na samym początku tej relacji - wtedy, kiedy zaprosił ją na randkę do siebie na grilla, zero jakiegokolwiek zaangażowania. A przynajmniej do momentu, kiedy wszystkie karty nie będą wyłożone na stół. Obiecała to sobie, a teraz siedząc na nim, dotykając jego ciepłej skóry, pytając o coś, o co obiecała sobie, że nigdy go nie zapyta, pieszcząc ustami jego szyję i smakując jego ust, wiedziała, że tę obietnicę złamała. Łapała się na tym, że myślała o tym człowieku nagminnie, że w stronę jego domu skręcać chciały koła jej samochodu, że chciała wiedzieć jak minął mu dzień i pragnęła, by znowu wziął ją w swoje ramiona. Niczego sobie nie obiecywali, dawali wszystkiemu rozwijać się samoistnie, a mimo wszystko wtedy, kiedy bardzo nie chciała, a czuła przyspieszone bicie serca na widok jego uśmiechu, zdawała sobie sprawę, że zawaliła. Cholernie. I chwilami była na siebie za to wściekła. Zaśmiała się lekko, kiedy tak szybko zamienił ich miejscami. Mając dwa nieba na które mogła spoglądać, chciała teraz jedynie by nad żadnym z nich nie pojawiły się ciemne chmury.
Wspólny prysznic później i myśl, że zaśnie przy jego boku było czymś nowym, ale cholernie przyjemnym i spokojnym. Wyczekanym. Wchodząc do dziennej części najpierw przezornie i ze wzruszeniem ramion (żeby się z niej nie śmiał) sprawdziła, czy te drzwi faktycznie są zamknięte, a później zgarniając swoją lampkę wina, stanęła przy części kuchennej. – Nie wiem, coś szybkiego. Kanapki a`la Kaylee? Nigdy nie jadłeś smaczniejszych – zajrzała do lodówki i siatek, które przywieźli, a zaś przerzuciła wilgotne włosy na jedną stronę ramion. To że jest już po północy dostrzegła dopiero teraz, zerkając przelotnie na zegarek. Czemu ten czas tak gnał? – Musimy się wyspać. Zamierzam zabrać cię jutro wieczorem na najlepszą randkę w twoim życiu – rzuciła jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się i ogarniając to co mieli, by stworzyć popisowe sandwicze. Nie licząc tej pierwszej u niego, to chyba na żadnej jeszcze nie byli, prawda?
-
Odwrócił się przodem do wnęki kuchennej, w której była Kaylee, a tyłem do kominka. — Szybko i smacznie? W dodatku z twoim imieniem w nazwie? Tu mnie masz — przyznał, unosząc nieznacznie kieliszek z winem, jakby wznosił za nią toast, po czym znowu się napił i krótko odchrząknął. Ruszył powoli w kierunku kanapy, po czym usiadł sobie na niej wygodnie, zwracając twarz w kierunku kuchni, aby mimo wszystko dalej mieć kontakt z Kaylee.
— Ah tak? A ja myślałem, że nasza najlepsza randka już trwa i skończy się dopiero jak wrócimy do miasta. Dużo masz jeszcze niespodzianek w zanadrzu? — zapytał lekkim tonem. Podobało mu się, że Kay faktycznie ma jakieś plany na ich pobyt. Następnym razem będzie musiał się zrewanżować.
Zerknął na zegarek i zmarszczył lekko brwi. Też nie poczuł, że czas tak szybko płynie. Poza tym jedzenie w środku nocy podobno jest niezdrowe, a przecież był lekarzem i chyba powinien pilnować ich samopoczucia, również fizycznego. Co jednak zrobił? Absolutnie nic. Już nie raz zdarzało mu się jeść w nocy i niestety ani razu się tym nie przejął. Był głodny, to jadł. Takie to proste. Teraz jeszcze w grę wchodziła jakaś specjalność Butler, której za żadne skarby świata nie mógł przegapić. Zjedzą, dopiją wino i pójdą spać, a obudzą się, jak się obudzą. Skoro randka jest dopiero wieczorem, to na pewno zdążą się do tego czasu wsypać. W zasadzie nie był jeszcze specjalnie senny, chociaż miał dziwne wrażenie, że zmieni się to, jak tylko zapełni brzuch. Zerknął na Kay kątem oka, zastanawiając czy jej się przypadkiem nie chce już spać.
-
Z tego jak cholernie jest zmęczona zdała sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy wtuliła się w niego, gdy ułożyli się do snu. Nie zajęło jej długo, by zasnąć; po jakimś czasie spała z policzkiem przylegającym do jego nagich pleców, z ręką przerzuconą przez jego ciało. Boże, robiło się zimno, jak on był w stanie spać bez koszulki? Ze snu wyrwał ją lekki zryw ciała Skylera. Nerwowo pokręcił głową, a z jego ust wydobyły się mało zrozumiałe słowa. – SkySky? – przetarła oczy, uchylając później jedno z nich, bo co to, pobudka? Zerknęła zmrużonymi oczami na telefon, ale nie było mowy – może i był już ranek, ale zasnęli cholernie późno. Chciała wschód? Chyba żartowała. Przymknęła oczy i przejechała zimną dłonią przez jego ciepłe plecy. – Hej, Skyler – dopiero kiedy zaczął używać mocniejszych słów i szarpać ciałem agresywniej, podniosła się na łokciu, bo mimo, że był to widok iście komiczny, to nie chciała, by się męczył. – Skyler, obudź się, to tylko sen – strasznie chyba realny. Uniosła się w końcu wyżej, by nachylić się nad nim. Nie była pewna, jak budzi się dorosłego człowieka, któremu śnią się koszmary. Powinna go uszczypnąć? Chciała złapać jego twarz w swoje dłonie, bo widziała, jak zaczynają drgać mu wargi i chyba właśnie to było najgorszym, co mogła zrobić, bowiem najpewniej uznał to za atak i biedny, jedynie się obronił. Mocne szarpnięcie jego ciała, zbyt szybkie odchylenie ręki i łokcia, który idealnie wpasował się w jej lewe oko. JacieżkurwapjerdoleAŁA. – Aaaaaaa uuuuuuaaaa, SKYLER! – krzyknęła, kiedy okropny prąd bólu rozlał się po jej czaszce. Uniosła dłoń do oka, z którego automatycznie popłynęły łzy. Oko? Policzek? Brew? Nie była pewna, bo ból promieniował na całą czaszkę. – OBUDŹ – walnęła go pięścią w ramię. – SIĘ – a nawet i jeszcze raz. – DUPKU – warknęła raz jeszcze, tym razem już kolanem kopiąc go w udo. Absolutnie nie było to konieczne - budził się pewnie razem z ostatnim zrywem ciała i jej krzykiem, ale nie mogła sobie odmówić tych uderzeń, jak dla niej silnych, jak dla niego pewnie mało odczuwalnych.
-
Wyglądało na to, że jednak o coś się martwił, inaczej nie miałby tego koszmaru. Śniło mu się, że jest w lokacji, w której rozbił się samolot z serialu Lost. Był w podobnej sytuacji, wraz z innymi rozbitkami. Fale znosiły ciała zabitych, a on kogoś szukał i im dłużej szukał, tym bardziej był zdenerwowany. Obok miejsca, w którym się znajdował był również prowizoryczny cmentarz, podobny do tego z serialu. Z ziemi wystawała kobieca dłoń, którą od razu rozpoznał. Krzyknął coś, ukląkł przy dłoni i zaczął kopać gołymi dłońmi ziemię, chcąc wydobyć z niej ciał. Wiedział, że zna tę osobę, ale nie mógł sobie przypomnieć kto to dokładnie jest. Czy to jego matka? Ta, której nigdy nie poznał i nie widział na oczy? Nie, to chyba nie ona. Im dłużej kopał, tym bardziej był przekonany, że to ktoś ważniejszy. Ktoś, kogo nie powinno tu być. Czy to jego siostra? Kobieta, którą spotkał niedawno i doszło między nimi do przepychanki, po której stracił nadzieję na dalsze obserwowanie jej życia prywatnego. Też coś mu nie pasowało. Skrzywił się, kiedy jego palce natrafiły na ciało. Przypomniał sobie kto to, a do jego oczu napłynęły łzy. Ktoś złapał go za ramię i nim potrząsnął. Wystraszył się, przyłapany w tak intymnym momencie i odepchnął nieznajomego, jeszcze zanim się do niego odwrócił.
Wtedy się obudził.
W pierwszym momencie był bardzo zdezorientowany i nie wiedział do końca gdzie się znajduje, w dodatku ktoś krzyczał i go bił. Zamrugał nieprzytomnie, próbując jak najszybciej zorientować się w sytuacji.
— Kaylee? Co się dzieje? Ktoś tu jest? Ktoś cię zaatakował? — pytał szybko i coraz głośniej. Wyskoczył z łóżka, rozejrzał się, po czym złapał pierwsze, co miał pod ręką. Trudno powiedzieć czy obroni się i ją wieszakiem z walizki, ale będzie z całego serca próbował. — Ktokolwiek tu jest, wiedz że policja już jedzie! — krzyknął, idąc powoli w stronę salonu.
-
-
Przystanął przy drzwiach wejściowych i zmarszczył lekko brwi, zerkając na Kawę, która przestała na moment poszczekiwć i biegać wokół jego nóg. Ona też zdawała się nie dostrzegać żadnego niebezpieczeństwa, a jej pobudzenie wywołane było jedynie zamieszaniem, które powodował on, jej właściciel. Obejrzał się, by spojrzeć w stronę sypialni. Kaylee tam nie było, tak jak nie było jej w kuchni, ani z nim w salonie. Siłą rzeczy musiała więc być w łazience. Skoro nikt jej nie zaatakował, to co się stało? Dalej nie dochodziło do niej, że sam był sprawcą. W końcu nic nie pamiętał, więc czemu niby miałby tak pomyśleć?
Powoli jednak zaczęły przychodzić do niego wyrywki snu. A może?
Ruszył powoli w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowała się Butler. Stanął w progu i odchrząknął krótko, czując się dziwnie niezręcznie.
— Wyglądasz przepięknie, jak zawsze — powiedział po chwili oceniania lima, jakie ktoś (on) jej nabił. Nie dość, że zapowiadało się na pandę, to jeszcze krwawiła. Pośpiesznie otworzył szafkę z lustrem. Na szczęście w środku znajdowała się mała apteczka. Nasączył wacik wodą utlenioną, po czym zbliżył się do pacjentki.
— Obiecuję, że nie będzie bolało, a po wszystkim dostaniesz lizaka — mruknął z lekkim, odrobinę sugestywnym uśmiechem. Chciał na koniec zapytać co się stało, ale miał dziwne wrażenie, że odpowiedź wcale mu się nie spodoba. Może lepiej zostawić to tak jak jest? Jak będzie chciała, to sama poruszy ten temat i wszystko się wyjaśni. A jak nie… To oszczędzi mu wstydu i kompromitacji.
W międzyczasie zastanawiał się czy jest tu lód albo jakaś mrożonka w zamrażarce. Przydałaby się, żeby opuchlizna nie była za duża. Miał nadzieję, że Kay nie będzie za bardzo cierpiała i uda mu się jakoś jej tę sytuację wynagrodzić.
Miał być wymarzony, idealny weekend we dwoje (troje), a okazuje się, że wcale nie ma być tak idealnie.
-
Przygryzła policzek od środka, kiedy do niej podchodził. Zerkając na jego mimikę, widziała, że nie wie jak się zachować. Widziała zdezorientowanie i niezręczność wypisane w tej przystojnej twarzy. Już wiedział? Obudził się? Przecież nikogo nie znalazł, czy już doszło do niego, że to on? Nie była pewna.
- Nieprawda – szepnęła, kiedy podszedł. – Nie musisz tak mówić, tylko dlatego, że… – ty to zrobiłeś. Wskazała jedynie dłonią na twarz, ponownie zwracając się w stronę lustra, bo oboje widzieli przecież jak to wygląda. Nie było to duże, na szczęście, ale kolory powoli się uwydatniały. Przycupnęła na skraju wanny, kiedy Skyler, jak na prawdziwego lekarza przystało, od razu instynktownie odnalazł małą apteczkę i zdecydował się ogarnąć syf, którego ktoś narobił. Nienawidziła krwi, nienawidziła bólu i miała bardzo małą na niego odporność, więc już widząc jak zbliża wacik do jej brwi, zacisnęła mocniej zęby i oczy. Mimo wszystko, uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową.
- Myślałam, że mamy sprawić, żebym to ja poczuła się lepiej – pociągnęła ten temat, tę jego sugestywną propozycję, by choć na moment nie myśleć o wodzie utlenionej stykającej się z jej skórą. – Każdej swojej pacjentce dajesz lizaka? – dość długo czekała cierpliwie, zastanawiając się czy SkySky w jakikolwiek sposób to skomentuje i… może to i dobrze, że nic nie mówił? Może po prostu powinni o tym zapomnieć już teraz, po siedmiu minutach od zdarzenia? Po co którekolwiek z nich obarczać jakiś beznadziejnym poczuciem winy?
- Mówiłeś przez sen – odezwała się dopiero po chwili. – Mocno się denerwowałeś. Co ci się śniło? – chyba to było w tym wszystkim najważniejsze. Co tak mocno wyłączyło go z rzeczywistości?
-
— Jeżeli ma poniżej dziesięciu lat, to tak, każdej — mruknął, oczyszczając niewielką ranę i osuszając ją. Nie była na tyle głęboka, aby dalej krwawić, na całe szczęście.
Zerknął na Kay uważniej, gdy wspomniała o jego mówieniu przez sen.
— Tak? Co mówiłem? — spytał, sprzątając po sobie. Apteczkę odłożył na miejsce, a zużyte waciki wyrzucił do kosza, stojącego pod umywalką.
— Nie pamiętam zbyt wiele. Chyba była jakaś katastrofa czy wypadek. Szukałem kogoś, o kogo się bałem… — mruknął , starając się przypomnieć sobie jak najwięcej. Co było później? Bił się z kimś?
Westchnął ciężko, zatrzymując się i stając przed kobietą. — Przepraszam — powiedział, kładąc dłonie na jej biodrach. Na pewno nie tak wyobrażała sobie ich pierwszy wspólny poranek podczas tego weekendu. On z resztą też nie. — Poszukam czegoś na opuchliznę w zamrażarce.
Złapał jej dłoń, po czym ruszył do kuchni, mając nadzieję, że pójdzie z nim i nie będzie się gniewać. Może przy okazji zrobi jej kawę i śniadanie? W zasadzie był gotowy robić dla niej wszystko do końca weekendu, a może i jeszcze dłużej.
-
- Nic konkretnego. Głównie mało ładne słowa – spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszło jej tylko odrobinę, bo fakt, to była raczej niecodzienna sytuacja. Chyba jeszcze nigdy nie oberwała w twarz. Chyba takie coś się raczej pamięta, prawda? – Zawsze trzymasz ten rezon stoika, więc był to dość hmm… niecodzienny widok – nie, nie, nie. Najwyraźniej sarkazm nie trzymał się i jej. Może to przez ból głowy, a może po prostu było jeszcze za wcześnie. Z chęcią wróciłaby do łóżka, by zdrzemnąć się jeszcze odrobinę, ale na to jednak jeszcze będą mieć czas. Słuchała jego słów, podążając za nim wzrokiem, aż nie stanął naprzeciw niej i nie przeprosił. Zaprzeczyła głową, kiwając nią na boki i już miała wchodzić w dyskusję, ale ścisnął jej dłoń i zaprowadził do kuchni. No tak, opuchlizna. Zupełnie zapomniała.
- Może to ja nie powinnam cię budzić, przepraszam. Chyba tylko cię wystraszyłam – odezwała się, kiedy podparła się na dłoniach i usiadła na tym małym blacie, który oddzielał kuchnię od salonu. Przyglądała mu się chwilę, kiedy krzątał się po kuchni w poszukiwaniu czegoś.
- Wiesz, że to nie twoja wina, prawda? To nie byłeś ty, to był koszmar – wolała się upewnić, że wie zarówno to, jak i to, że Kaylee nie ma mu niczego za złe. – To było nie intencjonalne, nieświadome. Za to, to… – wskazała na niego głową, mając nadzieję, że rozumie, że chodzi jej o całokształt; o to z jakim spokojem przemywał jej łuk brwiowy, jak czule naklejał mały plasterek i jaki zagubiony był teraz. – To jest świadome. To jesteś ty – uśmiechnęła się ostatecznie. – Nie zamartwiaj się tym, dobrze?
-
— Mimo wszystko żałuję, że tak wyszło — powiedział zgodnie z prawdą, przekładając z ręki do ręki torebkę z kostkami lodu. Lód miał chyba być do drinków, ale najwyżej obejdą się bez niego. — Proszę — dodał, podając jej torebkę, zanim cały lód się rozpuści pod wpływem jego ciepłych dłoni.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, odwracając nieco głowę, aby tego nie widziała. Spodobało mu się, że doceniła jego opiekuńczość, jednocześnie speszył się, bo w zasadzie nie robił w końcu nic nadzwyczajnego. Gdzieś w ciele miał po prostu zakodowane dawanie pomocy, a w szczególności osobom, na którym mu zależało.
— Jesteś głodna? Zrobię coś na ciepło — zmienił temat, po czym zaczął zaglądać do wszystkich szafek i szuflad, chcąc zorientować się jaki sprzęt mają dostępny. No i ta kuchenka. Czy elektryczna?
W końcu wyjął patelnię, drewnianą łopatkę i łyżkę, deskę do krojenia, po czym wypełnił elektryczny czajnik wodą i włączył go. Wiedział, że produktów spożywczych mają pod dostatkiem i pewnie większość z nich wróci z nimi do domów, ale musiał się upewnić, że będą mieli wybór. Zastanawiał się poważnie nad jajecznica z pomidorami, ale z drugiej strony chrupiący boczek i jajka sadzone też brzmiały kusząco.
— Na co masz ochotę?— spytał, zerkając na nią kątem oka. — Jeżeli będzie bardzo boleć albo poczujesz się słabo, zacznie ci się kręcić w głowie lub zabraknie tchu, to od razu daj mi znać — dodał, unosząc lekko brwi. Wiedział, że z takimi uderzeniami, w okolicę oczu i głowy, nie ma żartów. Tym bardziej jeśli silny kawał faceta bije drobną kobietę. Na tę myśl znowu się w nim zagotowało, więc otworzył lodówkę i wpatrzył się w jedzenie, które się w niej znajdowało.
Może zabierze ją później na spacer? A może lepiej zostać w domu? Posłuchają muzyki, może się napiją, o ile Kaylee będzie na siłach i posiedzą z kocami przed kominkiem, niczym para emerytów na stare lata.
-
- Chcę to, co najbardziej lubisz ty. Zrób swoje ulubione śniadanie – była zachwycona tym pomysłem, bo będzie mogła przy okazji poznać jego nawyki, to co lubi lub nie. – Tylko nie sardynki – zmarszczyła zabawnie czoło, przypominając sobie, że taka nazwa padła w bibliotece, kiedy rozmawiali o śniadaniu, którego niej było, ale które być może mogłoby się odbyć. – Dobrze, Panie Doktorze – przewróciła na koniec oczami, odkładając już woreczek z lodem na bok, bo więcej tego już skraplało jej się po dłoniach i policzku, niżeli faktycznie chłodziło obolałe miejsce. Miała wrażenie, że na dobre zakręcił się przy kuchennym blacie, więc dała mu chwilę swobody; zsunęła się z kredensu i na moment zniknęła w łazience. Sama potrzebowała sekundy dla siebie, spojrzenia na swoją twarz. Nie było tak źle. Przemyła twarz zimną wodą, a przy okazji uskuteczniła poranną toaletę i dopiero wtedy wróciła do kuchni, bosymi stopami podchodząc bruneta od tyłu, by musnąć ustami jego ramię. Teraz miał pewność, że nie była zła? – Spójrz – odezwała się nagle, kiedy Skyler wciąż odprawiał czary na patelni. Podeszła do okna. – Pierwszy śnieg – dodała z uśmiechem, zauważając coraz to szybciej tańczące ze sobą płatki śniegu, a skoro już świt zamieniał się w ranek, dało się zauważyć więcej bieli na zewnątrz. Pierwszy raz od czterech lat, była świadkiem pierwszego śniegu z innym mężczyzną, niżeli jej syn. Powinna zadzwnić.