WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://campustechnology.com/-/media/ED ... /div></div>

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#2

- Naprawdę musiałem mieć pecha, że sparowano mnie z takim wybrykiem jak ty - powiedział, kołysząc się na wyjątkowo niewygodnym i krzywym krześle. Ramiona miał skrzyżowane, a plecak wciąż tkwił na jego plecach, jakby podtrzymywał nadzieję, że lada moment będzie mógł wyjść na zewnątrz. Profesor Harper nie pozostawił jednak złudzeń. Sirius i Laetitia zostali przydzieleni do wspólnego zadania. Raz w miesiącu z zajęć psychologii rozwojowej, która obowiązywała na każdym kierunku, należało wykonać projekt. Dwuosobowe zespoły były typowane poprzez wyciągnięcie przez prowadzącego karteczki z imieniem i nazwiskiem z urny. Cztery tygodnie temu Sirius miał szczęście i trafił na Darrella, ale tym razem miał wrażenie, że los potraktował go bardzo niesprawiedliwie.
Obrzucił znajdującą się w pobliżu Laetitię spojrzeniem pełnym krytyki, po czym westchnął. Tkwili w tym pomieszczeniu od piętnastu minut, a pomimo tego nie ustalili żadnych szczegółów. Poza uszczypliwymi epitetami, dotyczącymi inteligencji obu stron, nie odnaleźli żadnego błyskotliwego rozwiązania. Wyglądało na to, że wpierw oboje musieli przyzwyczaić się do własnego towarzystwa.
- Mam to w dupie - wstał nagle. Przez kilka sekund w milczeniu przyglądał się twarzy dziewczyny. Prawdopodobnie gdyby poznali się w innych okolicznościach; gdyby nie czuł odrazy do całej rodziny Athertornów, to przyznałby, że Lettie należała do grona urodziwych kobiet. Tymczasem analizując jej twarz, mimowolnie się krzywił, a w sercu czuł dotkliwy gorąc.
Laetitie Athertorn była wstrętna. Zdecydowanie - wstrętna.
- Mogę to oblać. Nie zamierzam z tobą współpracować - powiedział. Sirius nigdy nie krył swojej niechęci do Lettie, dlatego i tym razem postąpił zgodnie z własnymi przekonaniami. Ten projekt nie miał prawa bytu i dobrze o tym wiedział. Analizując sprawę z każdej strony i tak dochodził do identycznego wniosku.
Ruszył w kierunku wyjścia z sali. Pozytywna ocena z psychologii nie była warta kosztem jego zszarganego nastroju. I gdy wyciągnął rękę, aby pochwycić klamkę Laetitia zastąpiła mu drogę. Popadł w chwilową konsternacje, która szybko zmieniła się w złość.
- Zejdź mi z oczu - burknął, lecz w dalszym ciągu napotkał opór. Wówczas z użyciem siły spróbował utorować sobie przejście. Pod tym względem Sirius był śmiały. Nie obawiał się dotyku i często przekraczał cielesne granice innych. Jedną dłonią objął nadgarstek dziewczyny, a drugą szarpnął ją za materiał bluzki znajdujący się w okolicach obojczyka. Niczym dzieci mocowali się przez dobre trzy, cztery minuty. W pewnym momencie przypadkiem zahaczył kciukiem o łańcuszek Lettie, który zerwał się pod wpływem tak gwałtownego natarcia. Wtedy zaprzestał dalszej walki i uniósł biżuterię przed oczy dziewczyny.
- To ważne? - zapytał, lecz nie oczekując odpowiedzi gniewnie zmarszczył brwi. Zamachnął się i wyrzucił łańcuszek przez otwarte okno. Sala znajdowała się na czwartym piętrze.
Ostatnio zmieniony 2021-11-15, 15:41 przez Sirius Bosworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Na pierwszy rzut oka nikt by nie powiedział, że Laetitia Atherton była o krok od erupcji niczym Wezuwiusz. Z ciemnych oczu nie ulatywały błyskawice, z ust nie wypływały kąśliwe komentarze, a wargi nie były wykrzywione w nieeleganckim grymasie...
... Ale to była tylko gra pozorów, ponieważ gdyby przyjrzeć się bliżej jej sylwetce, dałoby się dostrzec pewne, na pozór niezauważalne niuanse. Przykładowo jakby tak zajrzeć pod niewielki, drewniany stolik, można by zobaczyć, że stopy ma skrzyżowane w kostkach i że co jakiś czas drgają one nieznacznie, ewidentnie powstrzymując się przed wymierzeniem ciosu siedzącemu naprzeciwko Siriusowi. Z niedźwiedzią siłą ściskała również trzymany przez siebie ołówek, który tylko jakimś magicznym sposobem jeszcze się nie złamał po spotkaniu z marginesami książki, na których to aktualnie sporządzała zwięzłe notatki.
Jesteś tutaj sama, prowadziła wewnętrzny monolog, nikt Cię nie wyprowadza z równowagi. Nikomu nie przyłożysz podręcznikiem. Nikomu...
- Wierz w to albo nie, ale to również nie jest mój układ marzeń - mruknęła w miarę spokojnie - jak na siebie - nawet nie podnosząc na Siriusa wzroku znad czytanego przez siebie akapitu. Jeśli czegoś nauczyły ją lata obserwacji, to przede wszystkim tego, że gdy nie widziała irytującego osobnika, to łatwiej jej było utrzymać nerwy na wodzy. Oczywiście - ten ambitny plan spalił na panewce, kiedy to Bosworth postanowił się ewakuować. Automatycznie też zerwała się z miejsca i ułożywszy sobie dłonie na biodrach, wbiła w niego poirytowane spojrzenie. - Co? Kpisz sobie ze mnie? Jakie w dupie? Zmysły postradałeś? - wyrzuciwszy z siebie serię pytań, które zdawały się wręcz ociekać złością, lekko się skrzywiła z wściekłości, że jej dobra ocena zależy od jego dobrej woli. Nienawidziła się prosić kogokolwiek, a już w szczególności osób, za którymi nie przepadała. - To nie jest tylko Twoja decyzja, kretynie - wysyczała, oczywiście zaraz ruszając za nim i chwilę później już skutecznie zagradzając mu drogę własnym ciałem. - Wiem, że to może dla Ciebie graniczyć z niemożliwością, ale mógłbyś przestać mnie wkurwiać i łaskawie wrócić na miejsce? - spytała z fałszywą słodyczą, usta wyginając w równie cukierkowym uśmiechu. Kiedy jednak to nie poskutkowało, a Sirius dalej dążył do szybkiej ucieczki, zaparła się mocno w miejscu. - Ani mi się śni - oznajmiła z determinacją, po czym uniosła prowokująco jedną z brwi, jakby chciała powiedzieć no dalej, spróbuj przejść. Spodziewała się też, że dojdzie do rękoczynów, ale nawet to nie było jej w stanie zmusić do zmiany decyzji. Dlatego dzielnie z nim walczyła, broniąc się łokciami, rękami... Generalnie w tej potyczce uczestniczyła całą sobą, zupełnie jakby chodziło o wygranie jakiejś wartościowej nagrody. Przestała jednak się miotać, gdy z jej szyi został zerwany złoty łańcuszek i wylądował w posiadaniu Siriusa. Groźnie brwi zmarszczyła, ale nim zdążyła cokolwiek z siebie wyartykułować, biżuteria już znajdowała się cztery piętra niżej. - Ty... Ty... - proszę państwa, coś niewiarygodnego! Po raz pierwszy w historii świata Lettie zabrakło słów. Ale choć mowa odmówiła jej posłuszeństwa, to ciało nadal było sprawne, więc wziąwszy zamach, uderzyła go z otwartej dłoni w twarz. - Pierdol się, Bosworth. Mam dość Twojego idiotycznego poczucia wyższości, które - uwaga, to może być dla Ciebie szokiem - jest zupełnie nieuzasadnione. Nic nie szanujesz, na niczym Ci nie zależy, super! Ale tu nie chodzi tylko o Ciebie, więc się w końcu, kurwa, ogarnij, bo nie zamierzam przez Twój ból tyłka powtarzać przedmiot - zakończyła wreszcie jadowitym tonem, mimochodem zerkając w stronę okna, walcząc z impulsem, by ruszyć na poszukiwanie łańcuszka. Wiedziała, że jeśli teraz to zrobi, to Sirius prawdopodobnie sobie pójdzie i tyle będzie z jej fascynującej przemowy. Dlatego z trudem odciągnąwszy wzrok od tamtego kierunku, przeniosła go z powrotem na twarz Boswortha. Dłonie jej przy tym drżały, a ona sama oddychała ciężko, jakby przebiegła właśnie maraton; ale nie, to była jedynie nienawiść, której nawet nie starała się w tym momencie zamaskować.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Ten układ nie pasował nikomu. Od początku spotkania w pomieszczeniu było duszno, a widok poszczególnych przedmiotów wydawał się być ciekawszy niż próba podjęcia rozmowy z Laetitią. Sirius kompletnie nie potrafił sobie z tym poradzić. W momencie, w którym ich sparowano, ocena z psychologii rozwojowej przestała mieć znaczenie. Ponownie na przód wyszły wszystkie jego negatywne emocje, zsuwając z piedestału niezbędne priorytety. Nawet zaliczenie przedmiotu było nagle czymś błahym i nieważnym.
Nienawidził Laetitii. Nienawidził Athertonów...
- Zmysły postradałeś - zironizował, papugując słowa dziewczyny. Zabrzmiał niczym małe, pyskate dziecko, które usiłowało zrobić na złość rodzicom. Poniekąd tak właśnie było. Im większe zaangażowanie wykazywała Lettie, tym bardziej chciał jej udowodnić, że nie zrobi niczego na co nie miał aktualnie ochoty.
Jeszcze bardziej zaczął prezentować swoją postawę pełną pesymizmu i bezczelności. Skrzyżował ramiona i zadarł brodę, patrząc na nią z góry. Uśmiechnął się, choć był to uśmiech świadczący o cynizmie, aniżeli jakiejkolwiek sympatii.
- Nie -odpowiedział, przy czym wywrócił oczami. - Jak tak bardzo ci na tym zależy, to sama wykonaj projekt. Chętnie się pod nim podpiszę - prowokował dalej. Po chwili potyczka słowna zmieniła się w szarpaninę. Nawet jeżeli Sirius miał przewagę we wzroście i wadze, to Laetitia wytrwale zagradzała mu drogę. Przepychała się, szczypała i wbijała palce w jego ramiona i brzuch. Z początku sądził, że jej postawa była tylko chwilowa, jednak po upływie kilku minut poczuł się zmęczony oraz... mocniej poirytowany. W tamtym momencie obojgu było bliżej do zachowania przedszkolaków, niż do dojrzałych, odpowiedzialnych studentów. Zadrapania, zmięte ubrania oraz potargane włosy tylko potwierdzały stwierdzenie, że stanowili trudne przypadki osobowości.
- Ogarnij się, idiotko - rzucił gdzieś pomiędzy pociągnięciami pukli włosów Lettie, zrzuceniem z jej głowy złotej opaski oraz przypadkowym rozpięciem paska. Dopiero zerwanie łańcuszka wyrwało ich z tego amoku chaosu i nierozsądku. Sirius zatriumfował. Zaczął mierzyć Laetitię bacznym spojrzeniem, doglądając każdego drgnięcia ciała dziewczyny. W jej oczach zabłysł żal, choć wytrwale starała się uśmierzyć wezbrane emocje.
I już miał coś dodać; niepochlebnie skomentować jej postawę i oświadczyć, że wcale nie było mu przykro, gdy niespodziewanie oberwał w twarz. Odruchowo złapał się za policzek, który prędko zaszedł purpurą, przy czym z wyrzutem spojrzał na Lettie. Stała w tym samym miejscu i wypowiadała słowa, jakie często przywykł słyszeć. Wtedy zaśmiał się niczym wariat i zaczął klaskać.
- Nic mnie to nie obchodzi. - Jeszcze jeden raz zaakcentował swoją postawę jednocześnie potwierdzając to wszystko, co przed chwilą powiedziała. - I co teraz zrobisz, Laetitia? - Zbliżył się. Oczy Siriusa zrobiły się ciemne i matowe, a twarz zastygła w surowym wyrazie. Kolejnymi dwoma krokami zbliżył się do dziewczyny na tyle, że ich przestrzeń osobista ponownie przestała być komfortowa. - Jesteś naiwna, jeżeli naprawdę myślisz, że takim zachowaniem coś zdziałasz. - Złapawszy nadgarstki Lettie, uniósł je do góry i przygwoździł do drzwi, aby uchronić się przed następnymi (ewentualnymi) uderzeniami. Nogi zaś przyblokował udem. Zaraz potem zminimalizował dzielący ich dystans do tego stopnia, że na swoich wargach czuł jej ciepły, przyśpieszony oddech.
- Radzę ci trzymać ręce przy sobie - ostrzegł. Zmrużył powieki. - Nie interesuje mnie, że jesteś dziewczyną. Następnym razem po prostu ci oddam. - Puścił i odsunął się na odległość trzech kroków.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Już sama idea współpracy z Siriusem wydawała jej się śmieszna; ba, była pewna, że gdy prowadzący oznajmił werdykt swojej mało ambitnej maszyny losującej, to mimowolnie parsknęła krótkim śmiechem, jakby to wszystko było nieśmiesznym żartem. Bo pod jak bardzo pechową gwiazdą musiałaby się urodzić, by zostać zmuszoną do pracy z osobą, której szczerze nie znosiła? Nie umiała tego racjonalnie wytłumaczyć, ale czasami odnosiła wrażenie, że Bosworth irytował ją już samą swoją obecnością - właśnie tak głęboką antypatią go darzyła.
- Dojrzale. Naprawdę dojrzale - skwitowała w podobnym tonie, przewracając przy tym ostentacyjnie oczami. Jej cierpliwość po raz kolejny została wystawiona na próbę i prawdę powiedziawszy, Laetitia nie wiedziała, jak długo jeszcze uda jej się utrzymać ten pozorny spokój. Wrodzona impulsywność stale domagała się ujścia, a przy Siriusie to już w ogóle przypominała taki gazowany napój, który pod wpływem gwałtownego trzepania groził zalaniem wszystkiego wokoło. A słysząc jego iście łaskawą propozycję, niemalże złamała w pół ołówek. - Zależy mi na tym zaliczeniu, ale nie aż tak, by odbębniać za Ciebie robotę - rzuciła z irytacją, już ewidentnie mając na końcu języka porcję niewybrednych wyzwisk, ale ostatecznie się pohamowała i odzyskawszy utracony rezon, wyprostowała się z wyższością. - Chociaż nie da się ukryć, że ten projekt wyszedłby znacznie lepiej, gdybym zajęła się nim sama... Z wiadomych powodów - tu zmierzyła Boswortha szybkim, lustrującym spojrzeniem, po czym uśmiechnąwszy się krzywo, powróciła wzrokiem do czytanego przez siebie tekstu. Oczywiście ta dojrzała postawa szybko została zastąpiona przez zachowanie rodem z podstawówki, czego rzecz jasna Lettie była boleśnie świadoma, ale hej, co innego mogła zrobić, kiedy racjonalne argumenty do Siriusa nie docierały? Nie była fanką przechodzenia do rękoczynów, aczkolwiek w tej sytuacji na to nie zważała i atakowała na oślep, chcąc raz że go powstrzymać, a dwa że zadać ból, bo do szaleństwa doprowadzała ją ta jego obojętność, to niedbanie o stopnie... Zbyt mocno przypominało jej to ją samą, z tą jednak różnicą, że u Atherton to była jedynie gra pozorów, bo gdzieś tam głęboko, głęboko w środku, zależało jej aż za bardzo. - Patrz na siebie, Ty głupi... - zaczęła kolejną tyradę, przymierzając się do zadania ciosu gdzieś indziej niż w klatkę piersiową, gdy poczuła szarpnięcie w okolicy szyi. Jej złoty łańcuszek, rodowita pamiątka, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Cholerny Bosworth. Rozgoryczenie, które w tym momencie odczuwała, było tak wielkie, że gdyby nie okoliczności, to z oczu Lettie trysnęłyby łzy. Ale była zbyt uparta na okazywanie słabości, więc dzielnie patrzyła w twarz Siriusowi mimo że niezbepiecznie trząsł jej się podbródek. - A co Cię obchodzi, co? - potrząsnowszy z niedowierzaniem głową, zadała pytanie, na które poniekąd znała odpowiedź. Bo ewidentnie nie obchodziło go nic. Nie dane było jednak Atherton dalsze dywagowanie nad tą kwestią, ponieważ Bosworth postanowił zrobić coś, czego nienawidziła - naruszyć jej przestrzeń osobistą. Zwalczyła jednak instynkt cofnięcia się do tyłu i zadarła mocniej głowę do góry. Nic jednak nie odpowiedziała - w milczeniu spoglądała w ciemne oczy z ustami zaciśniętymi w cienką linijkę. Nie mogła teraz stchórzyć i tak po prostu odpuścić, to świadczyłoby o porażce, a na coś takiego nie była gotowa. - Puszczaj - warknęła, od razu przechodząc do próby uwolnienia się z jego uścisku, ale niestety bezskutecznie. Mimo to nie poddawała się; wierciła się wściekle, ciągle szukając sposobności do zerwania tej niespodziewanej bliskości, która w ogóle jej się nie podobała. Nienawidziła bezradności, a będąc skazaną na łaskę i niełaskę Sirusa, tak się właśnie czuła. - Zacznę krzyczeć - zagroziła jeszcze słabo, ale zamilkła totalnie, gdy zbliżył się jeszcze bardziej, na tyle że była w stanie ze szczegółami opisać każdy cień w jego oczach. Nie spuściła jednak wzroku, a jedynie znów zacisnęła ze złością szczęki. Natomiast gdy ją wreszcie puścił, to machinalnie przetarła swoje nadgarstki, jakby wciąż parzył ją jego dotyk. - Dziękuję za ostrzeżenie. Dobrze wiedzieć, że możesz upaść jeszcze niżej - odparła oschle, obejmując się przy tym ramionami w pasie. - Chcę żebyś wiedział, że jeśli olejesz ten projekt, to nie będę mieć oporów przed tym, by pójść na skargę. Twoja decyzja - oznajmiła na pozór niewinnym tonem i zrobiła krok w bok, robiąc ewentualne miejsce, gdyby zdecydował się wyjść. I szczerze powiedziawszy, chciała, żeby sobie poszedł, co było wyraźnie widoczne nawet na jej twarzy. Pragnęła, by zniknął, by mogła spokojnie iść poszukać swojej cennej pamiątki.

przepraszam za zamulenie, ciężki tydzień:/

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Słysząc obelgi Lettie, wymownie przewrócił oczami. Nie była kimś, kogo opinię przyjmowałby do serca. Traktował ją bardziej jak intruza, szkodnika, aniżeli człowieka. Od samego początku, kiedy tylko zrozumiał czyją była siostrą, dawał do zrozumienia, że przepełniała go nienawiść. Obecnie nikt, ani nic nie było w stanie tego zmienić.
Zerwany łańcuszek stanowił wyznacznik zakończenia ich dziecinnej potyczki. Zauważył, że wyrzucenie biżuterii przez okno wywołało w Lettie różnorodne emocje, które skrzętnie próbowała ukryć pod surową maską. Niestety w tamtym momencie Sirius czytał z niej jak z otwartej księgi i triumfował, choć niepozornie.
- Jeżeli upadnę jeszcze niżej, to tylko i wyłącznie z tobą, Laetitia. W końcu mawiają, że nieszczęścia zawsze chodzą parami - zironizował, przywołując cwaniacki uśmiech. Na policzku chłopaka nadal odznaczał się ślad po uderzeni. Pomimo że nie dawał po sobie poznać, to tamto miejsce nadal go piekło. W przeszłości zdarzało mu się obrywać o wiele mocniej. Kończył z rozbitą głową, skręconą ręką i licznymi siniakami oraz zadrapaniami. Niemniej jednak tym razem najbardziej ucierpiała duma Siriusa. Dał się nie tyle sprowokować, co zyskać chwilową przewagę komuś z rodziny Athertonów. Było to niesamowicie uwłaczające, dlatego i tym razem nie był w stanie odpuścić. Nagle wizja wyjścia z sali technicznej przestała być atrakcyjna. Postanowił skorzystać z okazji i jeszcze bardziej zepsuć dzień Lettie.
Z drugiej strony miał również na uwadze domniemaną skargę. Przez liczne incydenty w akademiku, ciągle zbierał minusowe punkty przez co znalazł się na szczycie listy studentów z nagannym zachowaniem. Niewiele brakowało, aby usunąć Siriusa z czego byłaby zadowolona Laetitia Atherton. Zdał sobie sprawę, że przez to wszystko znalazł się pod ścianą, dlatego w odpowiedzi ponownie cynicznie się uśmiechnął. Wrócił na krzesło i dosunął się do stolika, niczym posłuszny, grzeczny chłopiec.
- Jaki masz pomysł? - odezwał się pierwszy, choć jego głos przepełniała irytacja. Za każdym razem kiedy zaczynał coś mówić marszczył brwi, wyginał wargi lub przewracał oczami. - Czy najłatwiej nie byłoby poszukać pomocy w bibliotece publicznej albo na kampusie? - zapodał pomysł. Sala techniczna była wygodna i przede wszystkim ustronna, jednak nie posiadała zasobu niezbędnej literatury. Urządzenia także wykazywały znikomą chęć pomocy, bo traciły zasięg z Internetem. - Spotkajmy się innym razem, jak zgromadzimy materiały. Mamy na to jeszcze trochę czasu.
Chyba oboje uznali, że był to dobry pomysł.

Zt.x2

autor

P o l a

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#policze

Na dwa kolejne dni wyjechał do Kennewick. Miał tylko odwieźć matkę, jednak nie czuł się na siłach, aby wracać do Seattle. To co wydarzyło się w akademiku, a potem w szpitalu uszczerbiło, jak dotąd nienaruszalny pancerz Siriusa. W głowie jak mantra przewijał mu się obraz nieprzytomnej Melusine; Melusine do której miłość trawiła jego wnętrze, siała spustoszenie i wywoływała mdłości. To z jej powodu stracił nad sobą panowanie, a przecież winna mu była poczucie szczęścia. Głupia, przewrotna emocja w którą uwierzył niczym wariat.
W gospodarstwie podjął pierwszą próbę rozmowy z Mayą. Usiedli wtedy w salonie z kubkami gorącego kakao, co w pierwszej chwili wywołało w nim ciepłe wspomnienia. Gdy Ursula żyła zdarzało się, że właśnie w taki sposób debatowali nad przebiegiem dnia i planami na wakacje. Było w tym wiele beztroski, która nie znalazła się w temacie Jackie, jaki przyszło mu poruszyć tamtego ponurego wieczoru. Maya długo płakała i nie zaakceptowała słów syna. Wiedziała, że nie kłamał, jednak woląc świat utkany z poprzednich klamst, na przekór Siriusowi kiwała głową. W końcu uniosła się pełna dumy, choć jej ciało nadal smazmtycznie drżało z powodu zawodu, żalu i gniewu, i pomimo upływu tyłu miesięcy zakończyła rozmowę słowami: jak mogłeś to zrobić Jackie[/b], po czym zniknęła we wnętrzu własnej sypialni.
Melodie, skryta w kuchni, wszystkiemu się przysłuchiwała. Gdy jej siostra zniknęła z zasięgu wzroku, weszła do salonu i uśmiechnęła się do Siriusa. Opuścił Kennewick następnego dnia.
Odkąd wrócił do Seattle nie odezwał się do Melusine. Tym razem nie mógł usprawiedliwienia brakiem czasu. Milczał z premedytacją, bo zupełnie nie wiedział, jak powinien zacząć kolejną, wisząca nad nimi niewygodną rozmowę, która po raz kolejny zwiastowała burze. W szpitalu jednoznacznie określił swoje stanowisko - przyznał rację dziewczynie, uznając że ich związek rzeczywiście powinien przestać istnieć. Minęły cztery dni, ale wcale nie wydawał się z tym bardziej pogodzony. Było wręcz odwrotnie. Pomimo tego w trakcie zajęć w końcu wysłał do Melusine wiadomość z prośbą o spotkanie.
Zgłosił w dziekanacie, że dzisiejszej nocy zamierzał kończyć projekt w pracowni rzeźbiarskiej. Wpisał się na listę, biorący jednocześnie pełną odpowiedzialność za klucze do pomieszczenia.
Mimowolnie spojrzał na Melusine, gdy pojawiła się w sali i na moment zaprzestał wycinania dłutem. Jego rzeźba była nieskończona, ale wyobraźnia pozwalała odgadnąć, że w niedalekiej przeszłości przedstawi kobietę. Obecnie jednak widoczna była gładka sylwetka, której brakło prawej piersi i nogi od połowy uda. Dłonie miała skierowane w górę, choć nadal nie zdążył ukształtować ramion i szyi, przez co wyglądała asymetrycznie.
- Cześć - przywitał się po dłuższej chwili milczenia i wrócił do formowania żeber. Postać była naga. - Przy drzwiach postawiłem pudełko z twoimi rzeczami - rzucił, siląc się na obojętność w głosie. Wiele energii kosztowało go to spotkanie. Zdążył już odzwyczaić się od dystansu, który praktycznie nigdy pomiędzy nimi nie istniał. Już podczas pierwszego spotkania wkroczył do strefy osobistej Melusine, chociaż nie z takim impetem, jak robił to w ciągu ostatnich tygodni.
- Jak się czujesz? - zapytał, chcąc przede wszystkim poznać jej stan zdrowia po tym, jak ją popchnął. Bezwiednie spiął ramiona i mocniej zacisnął dłonie na dłucie, przez co jego ruchy zaczęły być niezgrabnie. Omyłkowo zebrał za dużo gliny, a widząc to nerwowo pochwycił w dłoń tworzyło i zalepił nim powstałą dziurę.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kolejne dni spędziła pod opieką matki, która od razu po wypisie ze szpitala, zabrała ją do mieszkania; te niegdyś zajmowały razem. W pokoju dziewczyny od jej wyprowadzki nic się nie zmieniło, zupełnie jakby czas się tam zatrzymał i tylko kurz osiadły na meblach i podłodze wskazywał na jego upływ.
Skłamałaby mówiąc, że był to łatwy czas. Nadopiekuńczość rodzicielki bardzo ją denerwowała, przez co często zamykała się w czterech ścianach, unikając jej zatroskanego wzroku oraz pytań, które majaczyły w jasnych tęczówkach, za każdym razem kiedy ich spojrzenia się spotkały. Nie chciała rozmawiać ani o tym co wydarzyło się w akademiku, ani o Siriusu, który wsiadając do windy zwyczajne zniknął. Melusine miała pewne podejrzenia, co do tego, gdzie obecnie przebywa, jednak nie naruszała jego spokoju; tylko wieczorami kiedy tęsknota wydawała się nie do wytrzymania chwytała telefon, wybierając jego numer. Liczyła wówczas do stu dziesięciu rozważając wszystkie za i przeciw, ostatecznie z głośnym, ciężkim westchnieniem, rezygnując. Brakowało jej odwagi, aby wykonać pierwszy krok, chociaż niewątpliwie to ona powinna go zrobić. Była mu to winna.
Siedziała właśnie przy stole, grzebiąc widelcem w obiedzie, z którego prawie nic nie ruszyła, poza dwiema kulkami zielonego groszku.
- Melusine, zjedz coś wreszcie. Nie możesz się tak głodzić. - łagodność głosu Evlnyn była tak nienaturalna dla brunetki, że zdumiona podniosła głowę, patrząc na rodzicielkę. - Nie patrz tak na mnie. -żachnęła się - Jeśli naprawdę cię kocha to przecież wróci - dodała, próbując ponownie rozpocząć temat chłopaka, wtedy też rozbrzmiał telefon Mel, a na jego ekranie pojawiało się duże zdjęcie Bosworth'a z napisem "Mój chłopak".
- Mówiłam - rodzicielka zaprezentowała jej uśmiech pełen triumfu, co spotkało się z lekkim uniesieniem kącików malinowych ust.

Nie wiedziała, co myśleć ma o zaproszeniu Siriusa. Ten za każdym razem, gdy prosił o spotkanie, zaskakiwał ją, jednak tym razem na myśl o niespodziance jaką mógłby jej sprawić czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, jednak zgodziła się. Nie mając pojęcia, co szykuje ubrała się prostą, dresową sukienkę i zrobiła delikatny makijaż, bo przecież wciąż jeszcze nie odzyskała właściwych dla żywej istoty kolorów, co ciągle wypominała jej matka. Do sali weszła zdenerwowana, maltretując dolną wargę, do tego stopnia, że nabrała ciemniejszego odcienia niż ta górna.
Chłopak znajdował się pośrodku pomieszczenia, a wokół niego unosił się pył, który wzbijał w powietrze ryjąc dłutem. Kiedy ją spostrzegł zaprzestał tej czynności.
Patrzyła na jego odrobinę przestraszona próbując wyczytać coś z wyrazu jego twarzy, który wydawał się pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Hej - odpowiedziała, unosząc przy tym dłoń, tylko po to,by schować ją do kieszeni, kiedy zdała sobie sprawę, jak żałosne byłoby jej powitanie, gdyby radośnie nią pomachała.
Instynktownie spojrzała na karton, leżący tuż przy wejściu, kiedy wspomniał, że przyniósł jej rzeczy. Odbiła się z pięt, przenosząc ciężar na palce, by ponownie stanąć na pełnych stopach. Tylko po to chciał się spotkać?
- Dzięki - rzuciła, chociaż słowo to z trudem opuściło jej usta. Wtedy też zapadła między nimi cisza - ciężka i nieprzyjemna. On w milczeniu nadal pracował nad rzeźbą, która coraz bardziej przypominała kobietę, a ona wpatrywała się w niego, szukając odpowiednich słów.
- Sirius… - zaczęła, robiąc krok naprzód, jednak zdając sobie sprawę, że w ten sposób zmniejsza dzielący ich dystans, cofnęła się o pół jego długości. - Jest w porządku - odpowiedziała, może zbyt szybko? Nie czuła, aby było w porządku, chyba nawet nie wiedziała już, co dokładnie obecnie oznacza.
- A jak się czuje twoja mama? - zapytała w pierwszej kolejności, chociaż na usta cisnęły się jej też inne słowa, te wypowiedziała chwilę później - Nie chcę, żeby między nami było tak… dziwnie - nie znajdując innego słowa, które dobrze określiłoby ich sytuację. Ta była zwyczajnie patowa. On ją kochał, ona kochała jego, a jednocześnie przyznali rację temu, że nie powinni być razem. Czy nie brakowało w tym wszystkim logiki?
- Czy… czy moglibyśmy dojść do jakiegoś porozumienia? - zapytała z wyraźną nadzieją w tonie głosu, naciągając na dłonie rękawy. Denerwowała się i wciąż uparcie wpatrywała w jego postać.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius miał na sobie robocze ogrodniczki , które fundowała uczelnia jako wyprawkę dla studentów z kierunków powiązanych z pracami technicznymi.
Prawie się uśmiechnął, kiedy Melusine odruchowo wyciągnęła do góry dłoń. Prędko jednak opanował własny instynkt i powrócił do rzeźbienia. To spotkanie było kluczowe i nie chciał dać dziewczynie żadnego punktu zaczepienia. Nie był pewny, czy nie zmieniła zdania odnośnie ich związku, co dla Siriusa i tak nie miało już większego znaczenia. On postanowił trzymać się swojej decyzji, która wynikła z konsekwencji sytuacji z akademika. Nie ochłonął po tamtym wydarzeniu. Niezłomnie uważał siebie za zagrożenie, chłopaka niezdolnego do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwa i nadmiernie działającego pod wpływem emocji. Był wobec siebie bardzo krytyczny, a ponadto gdzieś w myślach przewijał mu się scenariusz całej otoczki kłamstwa, którą podtrzymywał jeszcze tydzień temu dla dobra matki. Teraz to wszystko wydawało mu się głupie. Przez ponad rok babrał się w fałszu.
Pierwotnie sądził, że na podziękowaniu Melusine zakończy się to spotkanie. Ewentualnie jego pytaniu, dotyczącym stanu zdrowia dziewczyny, dlatego starając się ignorować jej obecność, powrócił do dłubania. Tego wieczoru glina kompletnie nie chciała z nim współpracować. Ciągle wżynał narzędzie zbyt głęboko, tworząc niepotrzebne rysy i dziury. W pewnym momencie zacisnął usta w wąską kreskę i zatrzymał ostry bok metalu przed żebrem tworu. Mimowolnie po raz kolejny zwrócił uwagę na Melusine. Podeszła do przodu, aby następnie wycofać się na wygodną odległość. Bała się? W milczeniu skierował wzrok na rzeźbę i ostatecznie wbił dłuto w glinę. Znowu za mocno.
- W porządku - odpowiedział w niemal identycznie nerwowy sposób jak dziewczyna. Wyciągnął narzędziem i sięgnął po ścierkę, aby je przetrzeć. - Nie jest dziwnie - oznajmił, wzruszywszy ramionami. Stanął bokiem do Melusine i nachylił się, aby zalepić kolejną dziurę tworzywem. Jego dłonie były brudne i miejscami podrapane, bo podczas pracy wielokrotnie zaciął się którymś z narzędzi. - Jest normalnie. Chyba nie spodziewałaś się, że teraz będziemy przyjaciółmi - dodał, na moment obarczając ją ciężkim, surowym spojrzeniem. Po paru sekundach zmienił dłuto na inne, bardziej szpiczaste i wszedł na dwustopniową drabinę, aby sięgnąć szyi rzeźby.
Obojętność i bezwzględność do której się przymusił niebywale go zasmucała. Przybrał postawę, jaką dotychczas tylko Melusine potrafiła okiełznać. Niestety w obecnej sytuacji była już bezsilna, ponieważ tym razem Sirius próbował się ochronić przede wszystkim przed jej uczuciami. Zamknął się w tej niekomfortowej, duszącej skorupie, jednocześnie grzebiąc w zakamarkach serca prawdziwe pragnienia. Był daleki od obrazu mężczyzny, który całował ją o poranku i okrywał kołdrą w nocy.
Miłość przestała być dla niego argumentem na wszystko. Już nie wystarczała.
- Jakiego? - zapytał. Zabrzmiał ironicznie. Przejechał narzędziem zadłuż szyi tworu, po czym wbił dłuto w miejsce w gliniane ramię. Następnie zszedł ze stołka i tym razem wytarł dłonie w ścierkę. - Doszliśmy do porozumienia w windzie - zauważył. - Zerwałaś, a ja się z tym pogodziłem. Nie będę cię nachodzić, dzwonić i pisać - podszedł bliżej. Zatrzymał się w odległości półtora metra, ale przyłapał się na tym, że poczuł się niekomfortowo, dlatego nerwowo wrócił do rzeźby. Wyciągnął dłuto i jeszcze jeden raz spróbował skupić się na wycięciu żeber.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała pojęcia czego oczekiwać po tym spotkaniu i czego tak naprawdę chciał Sirius. Wspomnienia tego, co miało miejsce w windzie wciąż przewijały się w głowie brunetki, które mimo szerszej wiedzy na temat tego, dlaczego trafiła do szpitala, wywoływały wciąż te same uczucia - strach, niezrozumienie i ból; ten ostatni towarzyszył jej nawet teraz. Mając Siriusa na wyciągnięcie ręki, jednocześnie pozbawiona praw do niego, nie umiała się odpowiednio zachować.
Bosworth wyrobił w niej nawyki, których nie potrafiła się wyzbyć, jak uśmiech cisnąć się na malinowe usta, kiedy napotkała jego spojrzenie. Jak komentarz, który szczypał w koniuszek języka, gdy zachowywał się, niczym idiota, zupełnie jak teraz. Dodatkowo łapała się na tym, że każdego ranka, gdy rzeczywistość nie zdążyła jeszcze do niej dotrzeć, w przypływie emocji spoglądała na ekran telefonu, ze smutkiem odkrywając, że wśród tych licznych powiadomień brakuje wiadomości od Siriusa. Od tych również była uzależniona. Od jego obecności. Od niego samego. Najpierw ją od siebie uzależnił, a teraz unikał bezpośredniego i otwartego kontaktu. Bolało. Wbrew tym wszystkim emocjom, jakie targały drobnym ciałem brunetki, ta starała się zachować spokój i podobną mu surowość. Oboje byli równie głupi i tak samo uparci.
Przyglądała się jego pracy, czekając na dalszy rozwój wypadków, bo nie ulegało wątpliwości, że uprzejmości jakie na porządku wymienili były tak samo fałszywe, jak niektóre z ruchów chłopaka, kiedy po raz kolejny zbyt mocno przycisnął dłuto do materiału; ten ukruszył się. Podobnie niszczała ich relacja, pozbawiona uczuć, które postanowili zakopać gdzieś na dnie serc.
Jako pierwsza przerwała ciszę, po imieniu nazywając to, co się między nimi teraz działo, dlatego kiedy zaprzeczył, prychnęła na tyle głośno, że na pewno to usłyszał.
- Przyjaciółmi, w życiu! Bo chyba wiesz, że przyjaźń wymaga jednak szczerości, tak? - odpowiedziała, jednocześnie zadając wbijającą szpilę pytanie. W momencie, kiedy opuściło ono malinowe usta, zacisnęła dłonie w piątki, coraz mocniej wbijając paznokcie w skórę. Nie chciała taka być, ale poniekąd nie pozostawiał jej wyboru. Sam nie zachowywał się lepiej, zrzucając za wszystko odpowiedzialność na jej braki. Ale czy to ona przez tak długi czas karmiła innych kłamstwami? Przecież miał okazję, by wyznać nbprawdę May wcześniej, zanim zdecydowali, że chcą spróbować. Mógł to zrobić, prawda? Oczywiście swojej winy Mel była świadoma, bo w momencie, w którym wyznał jej miłość, odrzuciła ją, jednak decyzja dziewczyny w żadnym wypadku nie była podyktowana tym, co sama czuła, a jedynie, co uważała za słuszne. W tamtym momencie dobro matki Siriusa było najważniejsze.
Był wobec niej obojętny i bezwzględny, a w niej narastała determinacja oraz złość. Zrobiła dwa kroki naprzód, niebezpiecznie zmniejszając dzielący ich dystans, bo tym razem nie cofnęła się. Niebieskie tęczówki ponownie nabrały stalowego odcienia, maskującego wszelkie drzemiące w niej uczucia. Kolejne padające z siriusowych ust słowa sprawiły, że nawet się uśmiechnęła, chociaż brakowało temu gestowi rozbawienia czy radości.
- Ale napisałeś - wytknęła mu, robiąc kolejny krok w jego kierunku. Była okropna, dodatkowo wciąż odnajdując spojrzenie czekoladowych, obecnie wręcz czarnych i pustych oczu, kiedy ten próbował przez nią uciec. Nie mogła mu na to pozwolić. Nie dlatego, że chciała mu zrobić na złość, chociaż w taki sposób mogła zostać odebrana, patrząc na sposób w jaki się zachowała. Zamiast schować dumę do kieszeni, odpuścić i odejść, wręcz bezczelnie naruszała jego przestrzeń.
- A skoro trafiliśmy w końcu do pracowni, to chyba czas najwyższy spełnić swoją obietnicę - stwierdziła, łapiąc grudkę gliny w dłoń. Tym razem grała naprawdę nieczysto. Nie chciał jej widzieć, nie chciał z nią rozmawiać, ani zbliżać na odległość, która wytrącała go z równowagi, wywołując dyskomfort, a ona oczekiwała - wręcz żądała, że nauczy ją rzeźbić. Ten nieszczęsny kubek, o którym pewnie już nawet nie pamiętał. - Masz jeszcze trochę honoru w sobie? - zapytała, dolewając oliwy do ognia.
Jędza.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Starał się zachowywać dystans, reprezentować obojętność i ignorancje. W drobnych gestach pozostawał surowy: cmokał, zaciskał usta, wywracał oczami, posyłał Melusine krótkie spojrzenia i sporadycznie wzruszał ramionami. Mimo wszystko nie mógł przyzwyczaić się do własnego stosunku, bo w ostatnich tygodniach otaczał dziewczynę wyjątkowym ciepłem.
Ale wszystko się zmieniło. Nie była już jego Melusine: tą którą miał parwo bezustannie przytulać, całować i pieścić, tą która podszczypywał w najmniej odpowiednich chwilach i tą o której myślał każdego poranka przy kubku kawy, jednocześnie obserwując jak nieporadnie brudziła się wyciskając ketchup na tost.
- A co z tobą? - prychnął. Oderwał dłuto od rzeźby i spojrzał spod ściągniętych brwi na dziewczynę. Stała w tym samym miejscu, skutecznie rozpraszając jego nastawienie, jakie tak starannie próbował reprezentować. - Czy ty byłaś ostatnio szczera, chociażby w stosunku do samej siebie? - bez wątpienia bił do tego, co skrywało serce brunetki.
Nigdy głośno nie powiedziała mu, co czuła. Trwali jako para. Rozmawiali, żartowali i uprawiali seks, jednak nie otrzymał odpowiedzi na swoją otwartą deklarację; na miłość którą był gotów dać jej o każdej porze dnia i nocy. Wcześniej nie miał o to żadnych pretensji. Każde uczucie stanowiło odmienność, rozkwitało w innym czasie i nie zawsze było adekwatne do emocji drugiej osoby. Sirius był w tylu związkach, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a jednak użył tego absurdalnego argumentu do kontrataku. Jeszcze przed godziną zdawał sobie sprawę z własnej winy, lecz postawiony na przeciwko Melusine, był w stanie walczyć niczym lew w obronie dumy.
- Nie napisałem po to, aby z tobą rozmawiać. Chciałem ci oddać rzeczy. Nie dopowiadaj sobie - kolejne prychnięcie było równie nieuprzejme, jak poprzednie. Wrócił do dłubania w żebrze tworu, choć po raz kolejny wbił dłuto zbyt głęboko. Z chwili na chwilę narastała w nim irytacja. W coraz mniejszych odstępach czasu i na znacznie dłużej zatrzymywał zuchwałe spojrzenie na dziewczynie, jednocześnie wywracając oczami na większość jej słów.
Potem zszedł ze stołka i zbliżył się. Odległość była wystarczająco duża, aby nie naruszyć prywatności, lecz pomimo tego poczuł się osaczony. Chciał się wycofać, jednak w tym samym czasie Melusine postawiła dwa kroki naprzód. Była równie uparta, co on, więc intuicyjnie po raz kolejny wyszedł temu na przekór.
Zacisnął pięści z początku kompletnie nie rozumiejąc, co miała na myśli. Nie odpowiedział. Nie chciał w przypadkiem wpakować się w jedną z jej pułapek. Znali się wystarczajaco długo, aby wiedział, że Melusine potrafiłą owijać sobie ludzi wokół palca. Może właśnie ta umiejetność sprawiała, że w tak uporczywy sposób wbiła się w serce Siriusa.
- Mam cię nauczyć rzeźbić? - zapytał, gdy ubrudziła dłonie gliną, której kolor i zapach nie pasował do świeżości, jaka od niej biła. Odruchowo złapał się za biodra. Mimowolnie przypomniały mu się szczątki rozmowy, ale wtedy wszystko było jeszcze na etapie budowania ich relacji. Teraz sytuacja się zmieniła, bo osiągneli apogeum. - Dobra - odparł zanim zdążył zastanowić się nad konsekwencjami tej decyzji. Skrzyżował ramiona i oparł się o poplamiony czerwoną farbką stołek. Następnie wskazał dłonią wolne stanowisko, gdzie znajdował się specjalny stół do rzeźbienia z pedałem, który napędzał obroty drewnianego talerza. Gdy Melusine zajęła przed nim miejsce, usiadł na tym samym krześle tuż za nią. Kiedyś w identyczny sposób pracował z Fernandą.
Przywarł torsem do pleców dziewczyny i celowo nachylił się tak, że przez krótką chwilę prawie przywierałą brodą do blatu. Gdy wyciągnął glinę z wiaderka i rzucił ją na stolik, mogła w końcu odetchnąć.
Ta bliskość wywoływała sporadyczne napinanie się mięśni Siriusa. Był podenerwowany i prędko dotarło do niego to, że pomimo usilnych starań, wpadł we wnyki Melusine. Siedział jak kretyn, ocierajac się o ciało brunetki, a na jego twarzy pojawił się znikomy, żałosny uśmiech, któego z tej pozycji nie mogła dostrzec. Śmiał się z własnej nieporadności i brawury, która po raz kolejny popchnęła go w ramiona Melusine Pennifold.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znowu nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Przerzucali się argumentami, które był równie idiotyczne, jak ich zachowanie, a jednocześnie każde z nich próbowało wytrącić z równowagi tą drugą osobę, uderzając w czulsze punkty. Słysząc pytanie, jakim odpowiedział, instynktownie przygryzła wewnętrzną stronę policzka. Nie ulegało wątpliwości, że w tej kwestii miał rację, tak samo, jak on nie był szczery z matką, ona nie potrafiła otwarcie obnażyć się ze swoich uczuć, choć przecież już dawno zdała sobie z nich sprawę. Niestety wciąż nie była pewna czy to, co czuła mogła określić mianem miłości, natomiast z drugiej strony zastanawiała się czym w takim razie były te wszystkie emocje, potrzeby i pragnienia, w których centrum znajdował się Sirius?
Wskazówki zegara obracały się na jego twarzy, czemu towarzyszyło cykanie, nachalnie przypominając Melusine o upływie czasu, w którym po prostu milczała, walcząc sama ze sobą. Rozwarła piąstki, rozprostowała palce, by następnie znowu je zacisnąć. Wtedy też otworzyła usta, aby w końcu wykrzyczeć mu te wszystkie chaotyczne myśli krążące jej po głowie, nazwać emocje drzemiące w sercu. Bóg jej świadkiem i inni święci, że gotowa była to zrobić. Ale tylko przez ułamek sekundy, bo nabierając w płuca powietrza, po raz kolejny stchórzyła, zaciskając wargi w cienką linię.
Pieprzony tchórz!
Była zła na samą siebie, ale z drugiej strony czy jeśli podzieliłaby się z nim tym wszystkim, to coś by to zmieniło? Przecież sam powiedział, że ich czas nie nadejdzie nigdy, brutalnie gasząc tę iskierkę nadziei, jaka się w niej tliła, że jeśli nie teraz, to kiedyś. Wtedy, gdy nie będą wisiały nad nimi demony przeszłości, które przecież co jakiś czas wyciągały po nich swoje szpony, doprowadzając do kolejnych sprzeczek. Tym razem zbierały dużo obfitsze żniwo niż kilka niewybrednych zdań czy buńczucznych gestów.
Starała się być odporna na każde prychnięcie, cmoknięcie czy inną reakcję, zdradzającą jego wypraną z emocji postawę, będąc jednocześnie zaskoczona z jaką łatwością przychodzi mu okazywanie jej. Ona miała z tym problem, dlatego mimo zmniejszania dystansu między nimi, wciąż pozostawiała tę strefę, w której czuła się komfortowo. I naprawdę nie była wiedziała, co strzeliło jej do głowy, że właśnie teraz zechciała, by nauczył ją rzeźbić. To była wręcz irracjonalna prośba a w odczuciu Melusine dodatkowo brzmiała bardzo desperacko. Jakby chwytała się ostatniego koła ratunkowego, nie chcąc by statek odpłynął bez niej, chociaż ten przecież sam opadał na dno.
Była wręcz pewna, że jej odmówi. Bo kto normalny, by się na to zgodził, kiedy powietrze wokół buzowało od nadmiaru negatywnych emocji i niewypowiedzianych słów, przepełnionych niezrozumieniem i żalem. Nic więc dziwnego, że kiedy odpowiedział twierdząco zdumienie wymalowało się na kamiennej do tej pory twarzy Melusine. Na drżących nogach, przygryzając dolną wargę zajęła miejsce, jakie jej wskazał, a w kolejnej chwili on usiadł za nią. Mimowolnie przymknęła powieki, napawając się jego bliskością, chociaż nawet przez materiał ubrań wyczuwała jego napięte mięśnie. Zaciągnęła się też jego zapachem, charakterystyczną mieszanką gliny, rozpuszczalnika i mięty; tęskniła. Dokładnie tak pachniał, kiedy pojawił się w schronisku, po raz kolejny naruszając kolejną strefę jej życia. Tym razem też to zrobił, odbierając jej na chwilę oddech, jakby z premedytacją zbyt mocno wychylając się, by dosięgnąć gliny.
Kąciki malinowych ust drgnęły lekko ku górze, bo było w tym geście coś znajomego. I normalnie zapewne zaśmiałaby się z jego poczynań, rzucając mijający się z prawdą, aczkolwiek niewybredny komentarz; teraz nie powiedziała nic.
- Dlaczego rozstanie jest dla ciebie jednoznaczne z zerwaniem kontaktu? - wypaliła nagle, obracając się przez ramię, jednak jej spojrzenie nie sięgnęło oczu chłopaka. Pozycja w jakiej się znajdowała pozwoliła jej niebieskie tęczówki utkwić jedynie na siriusowych wargach.
Wróciła do poprzedniej postawy, patrząc jak zamyka w swoich dłoniach jej własne, tym razem to ona się lekko spięła.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Pożałował w tym samym momencie, w którym zasiadł za plecami Melusine. Właściwie to było do przewidzenia, że jego ciało zadziała instynktownie i zacznie sprzeciwiać się temu, czego usilnie próbował się trzymać od początku spotkania. Był zły na samego siebie, jednak nie mógł pozwolić, aby dziewczyna domyśliła się, że był spięty. Czynności wykonywał mechanicznie, choć chwilami towarzyszył mu opór - jakby obudziły się w nim pokłady powściągliwości, której w rzeczywistości nigdy nie posiadał.
Jedno pytanie i jedna odpowiedź zminimalizowało dzielącą ich odległość. Bliżej mogli być już tylko bez ubrań
Na pytanie Melusine nie odpowiedział od razu. Przełożył głowę ponad jej drugie ramię i skupił spojrzenie na glinie. W momencie, w którym spróbowała dosięgnąć wzrokiem jego twarz, mimowolnie przełknął ślinę.
- Nigdy tak nie powiedziałem - zaprzeczył.
Melusine była drobna, dlatego nic dziwnego, ze ramiona Siriusa wystawały ponad dziewczynę, a jego ręce z łatwością zakryły jej dłonie. Miała kontrastującą skórę - delikatną i ciepłą. Prędko pokryła ją miękka i wilgotna glina. Sirius poruszył się nerwowo, po czym przełożył prawą nogę pod łydką brunetki, aby dotknąć pedała. Nacisnął go, dzięki czemu wprawił w ruch drewniane koło. Pod wpływem ich wspólnego dotyku tworzywo zaczęło nabierać kształtu.
- Nie zamierzałem zrywać z tobą kontaktu, ale go ograniczyć - wyjaśnił bardziej szczegółowo. Sirius posiadał kontakt z wszystkimi swoimi byłymi, ale był on sporadyczny, często po prostu przypadkowy bądź opierał się na wymianie podstawowych uprzejmości lub wysłaniu życzeń urodzinowych. W ten sam sposób zamierzał zaszufladkować Melusine, choć z uwagi na rozbrajające go uczucie, mógłby potrzebować na to więcej czasu.
Był trochę spokojniejszy niż przedtem. Jego ton nadal wyrażał nerwowość, aczkolwiek znajdowało się w nim w wiele mniej sarkazmu i złośliwości. Skupiwszy się głównie na formowaniu kubka zaczął przyzwyczajać się do sytuacji, choć ani trochę jej nie akceptował, wciąż postrzegając siebie jako idiotę, który dał się zmanipulować.
Po raz kolejny przełożył podbródek na drugie ramię Melusine, jednocześnie prawie przywierając policzkiem do boku twarzy dziewczyny. Nieświadomie owiał jej szyję gorącym powietrzem, a następnie bardziej naparł na plecy, aby sięgnąć do wiaderka po kolejną garść gliny. Potem znowu złączył ich dłonie.
- Wiesz jak się przeważnie kończy zażyła znajomość ex partnerów? - zapytał, choć nie dał Melusine szansy na udzielenie odpowiedzi - przyjaźnią z benefitami - powiedział półżartem-pół serio.
Oddech Siriusa stracił na intensywności, a jego serce stopniowo zaczynało wybijać naturalny rytm. Glina uciekała im pomiędzy palcami, dlatego wielokrotnie zbierał ją i umieszczał w środku. Z różną częstotliwością naciskał i puszczał pedał, aby dostosować prędkość do ich pracy. W pewnym momencie noga mu się omsknęła i gwałtownie popchnął Melusine naprzód. Odruchowo, chcąc uchronić dziewczynę przed zsunięciem z krzesła, zamknął ją w swoich ramionach. W tej samej chwili dopadł go gorąc. Dreszcze zaatakowały od czubka głowy do palców u stóp, a powietrze ugrzęzło w gardle. Poczuł się niebywale słaby i rozjątrzony, bo wbrew woli umysłu jego ciało nie chciało poluźnić uścisku. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy Melusine poprawiła się na stołku.
- Czy ty - zaczął. Położył brudne dłonie na swoich udach. Wtarł glinę w materiał. - Czy ty Melusine Annabelle Pennifold - kontynuował, choć zaraz zacisnął usta. Pytanie, które miał ochotę zadać było pozbawione sensu, a odpowiedź mogła wprowadzić niepotrzebny chaos w ich i tak skomplikowaną relację. Mimo tego miał wrażenie, że słowa zaczęły piec go w gardle. Uległy animizacji i desperacko usiłowały wydostać się na zewnątrz. W końcu westchnął. - Czy ty mnie też kochasz? - Zewsząd nastała pustka. Ucichły myśli, głosy, bicie serca, oddech, a nawet tykanie zegarka. Ucichły jego emocje, które w momencie tego przypadkowego zbliżenia urosły do rozmiarów góry.
Spoglądał w milczeniu na czubek głowy Melusine. Wyłapywał każde drgnięcie - te nerwowe i te naturalne, świadczące o prawidłowym funkcjonowaniu organizmu. Mimowolnie rozchylił uda, starając się oddać dziewczynie więcej miejsca, lecz ponownie je docisnął, kiedy niespodziewanie spróbowała się poderwać. Wówczas oburącz złapał jej drobne ramiona. Nie pozwolił, aby się ruszyła; aby pozostawiła go w osamotnieniu na tym niewygodnym, koślawym stołku.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Melusine było to bardzo dziwaczne uczucie - być blisko kogoś kto jeszcze do niedawna był dla niej całym światem, a czuć jakby była to zupełnie obca osoba. Znajome ciepło, budzące przyjemne dreszcze. Znany zapach, który otaczał ją teraz z każdej strony. Nawet rytm serca - w głowie mogłaby go bez problemu odtworzyć - bijącego gdzieś pod warstwą skóry, mięśni i kości. Wbrew temu czego oczekiwała od siebie samej, spięła się. Czy był to objaw dyskomfortu, który odczuwała tylko na początku ich znajomości czy może oznaka innych uczuć, jakie w jednej sekundzie zawładnęły jej ciałem? Próżno było szukać odpowiedzi na to pytanie, bo nawet brunetka nie była w stanie na nie jednoznacznie odpowiedzieć.
Mówią, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, jednak kiedy mijały kolejne sekundy, a Sirius wciąż się nie odzywał, zaczęła wątpić w trafność tego stwierdzenia. Ściągnęła brwi - te niebezpiecznie zbliżyły się ku sobie - gdy ostatecznie zaprzeczył. W powietrzu od razu zawisły kolejne pytania, bo te mimowolnie zrodziły się w umyśle dziewczyny. W takim razie co powiedziałeś? - brzmiało jedno z nich i chociaż nie wypowiedziała go na głos, to wiedziała, że uzyska odpowiedź. Znali się na tyle dobrze, aby wiedzieć czego oczekuje ta druga osoba. Tym zabawniejszym było patrzeć na nich, kiedy próbowali przeciwstawić się nie tylko własnym pragnieniom, ale wzajemnym oczekiwaniom.
Kąciki malinowych ust, spomiędzy których wydobył się cichy chichot, uniosły się ku górze, w rozbawionym uśmiechu, kiedy zatopił ich dłonie w glinie; było to cudaczne doznanie, zupełnie jakby włożyła ręce w błoto, które mimo swojej konsystencji potrafiło zachować kształt. Przez chwilę bawiła się zaciskając palce przez które uciekła gliniana papka, czemu przyglądała się z wyraźnym zainteresowaniem, zaprzestając tej czynności, gdy Sirius zamknął jej dłonie w swoich. Przez ciało Melusine przeszedł przyjemny prąd, mając swój początek w miejscu, gdzie ich skóra stykała się ze sobą, biegnąc wzdłuż ramienia przez kark, w dół kręgosłupa, kumulując się w podbrzuszu, gdzie poczuła dziwny ucisk. Poruszyła się, niby to poprawiając, nerwowo na krześle, mając nadzieję, że Bosworth nie był świadom tego, co się wydarzyło; na szczęście w tym samym momencie on dosięgnął nogą pedału.
- To rzeczywiście zmienia postać rzeczy - oznajmiła z wyraźnym sarkazmem w tonie głosu, bo nie widziała w tym żadnej różnicy. Ograniczyć czy zerwać - w zasadzie obie opcje sprowadzały się do tego, że zapewne poza niezręcznym "cześć", wypowiadanym na ulicy czy w innym miejscu oraz urodzonymi życzeniami nie mieliby ze sobą żadnego kontaktu. To było głupie. Prychnęła pod nosem do własnych myśli, aby podkreślić swoją opinię, choć nie wyraziła jej na głos. Skupiła się na glinie, próbując niezgrabnymi ruchami nadać jej kształt. Wystawiła nawet w zabawny sposób język, poruszając nim na boki, chowając go dopiero, kiedy poczuła ruchu. Sirius zmienił pozycję, tym razem przenosząc podbródek na drugie z jej ramion. Instynktownie przytknęła na chwilę powieki, czując jego ciepły oddech na swojej chłodnej skórze. Pozwoliła sobie nawet na ciche westchnienie czując jak mocniej przywiera do jej pleców. Wtedy też jedna z dłoni brunetki omsknęła się, brudząc jej odsłonięte uda oraz spodnie chłopaka. - Przepraszam - wyszeptała zagarniając za ucho zbłąkany kosmyk włosów, co sprawiało, że ubrudziła również twarz, zanim zbierała trochę uciekającej gliny; brunet dołożył do niej kolejną porcję.
- A co w tym złego? - zapytała od razu, słysząc jego wyjaśnienia. W zasadzie nie było niczym szczególnym, że osoby które kiedyś ze sobą były wciąż łączy pewna zażyłość, nawet jeśli ograniczała się ona jedynie do jedynej strefy życiowej. Im w łóżku też było dobrze. Było łatwo, do czasu aż nie pojawiły się uczucia, ale czy w przypadku bycia byłym tego etapu para kochanków nie ma już za sobą? Im więcej o tym myślała w kontekście swoim i Siriusa to wydawało jej się to wręcz genialnym rozwiązaniem, ale kiedy przez umysł przemknęła jej wizja, jak podobny układ łączy Bosworth'a z Jackiem, aż się wzdrygnęla. - To jednak koszmarny pomysł - stwierdziła tylko na podstawie tej jedynej myśli, oczywiście nie biorąc pod uwagę emocji, jakimi się darzyli, ani potencjalnych przyszłych partnerów, którzy na pewno nie byliby z tego faktu zadowoleni.
W tym momencie poczuła lekkie uderzenie, które popchnęło ją do przodu i już gotowa była upaść na kręcące się przed nią koło, ale wtedy drobne ciało oplotły dłonie Siriusa, chroniąc Mel przed upadkiem. Niejako wtuliła się w niego bardziej, pozwalając by opamiętanie przyszło zbyt szybko. Poprawiła się na stołku, tym razem przyjmując stabilniejszą pozycję, ale nawet ta nie uchroniła jej przed tym po przyszło za chwilę.
Przełknęła głośno ślinę, jednocześnie przygryzając dolną wargę. Z ust bruneta popłynęły pełne wahania słowa. Ważył je, dzielił jakby wciąż nie pewny czy chce je wypowiedzieć, a ona czekała w napięciu. Brzmiały trochę jakby właśnie miał się jej oświadczyć, wywołując u Pennifold narastającą panikę, a kiedy w końcu wypowiedział dręczącego go pytanie, nic nie mogła poradzić na to, że w pierwszym odruchu chciała uciec. Próbowała wstać, jednak powstrzymał ją. Została.
Postawił ją pod ścianą. Czuła się niczym ofiara zaszczyta przez drapieżnika, dzierżącego nad nią władzę. Tym razem nie pozostawiał jej wyboru. Nie mogła uchylać się od wyznania tego, co czuła. Przez dłuższą chwilę po prostu siedziała, zbierając myśli, porządkując emocje, które obecnie były w opłakanym stanie. Czy go kocha? Dlaczego nie zapytał czy kochała? Jaki miał cel w tym, by poznać odpowiedź na to pytanie? Czego oczekiwał? Czy coś to zmieni?
Idiota!
Jedno uderzenie serca.
Wdech.
- Tak - odpowiedziała, nie bawiąc się w żadne podchody.
Drugie uderzenie serca.
Wydech.
Trzecie uderzenie serca.
Wdech.
- Kocham cię - obnażyła się przed nim.
Wydech.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius nie zamierzał bawić się w żadne przyjaźnie z benefitami. Chociaż wiązało się to z obopólną korzyścią, to definiowało ich relacje mianem wolnej i nieoficjalnej. Biorąc pod uwagę własne emocje nie był gotów sypiać z Melusine, a jednocześnie pozwalać jej na widywanie się z innymi mężczyznami. Prawdopodobnie w tym jednym byli zgodni, ponieważ chwilę po kolejnym pytaniu dziewczyny, sama udzieliła sobie odpowiedzi. Sirius prychnął i pokręcił głową, rozbawiony taką nagłą, zmienną reakcją.
Następnie wszystko wydarzyło się niebywale szybko. Wpierw zbyt impulsywnie nacisnął pedał, przez co stopa zsunęła mu się z nóżki, a potem dociskał drobne, sztywne ciało Melusine do klatki piersiowej. Odbyło się to pod wpływem przypadku, kapryśnego losu, który po raz kolejny poddał ich jakiejś irracjonalnej próbie, czyniąc z pary zrywne marionetki. Oboje nie chcieli podrygiwać w rytm nakazów czegoś lub kogoś ponad nimi. Notorycznie sprzeciwiali się i szydzili z pisanego im scenariusza, wychodząc na przekór wszystkiemu, co było dla nich zaplanowane. Dobitnie nas przy tym wkurwiając.
Pytanie, które wypadło z ust Siriusa również nie było wpisane w chronologie. Podobnie, jak emocjonujące wyznanie miłości przez Melusine. Problem w tym, że nadal wisiało nad nimi wiele sprzeczności, wręcz rozszarpywały ich prawdziwe pragnienia na strzępy. Hamowali się, wzbraniali przed pochopnością działań, chociaż była ona wpisana w ich charaktery. Niestety uczucia na piedestał wypychały inne cechy; te w których dominował strach i niepewność.
Sirius jako pierwszy się im przeciwstawił - zapewne ku zdumieniu Melusine. Mocniej zacisnął prawie przedramię pod piersiami dziewczyny i drugą ręką odgarnął sprzed szyi jej długie i gęste włosy. Następnie spoczął rozgrzanymi ustami na miejscu za jej uchem. Potem zjechał nieco niżej, łapiąc pomiędzy wargi cienką, niczym pergamin skórę i delikatnie ją zassał.
- Przepraszam za to, że nie powiedziałem mojej mamie prawdy. Wie już o wszystkim - powiedział gardłowo, po czym ponownie ucałował szyję Melusine. Położył dłoń na odsłoniętym udzie dziewczyny, jednocześnie jeszcze bardziej brudząc je gliną. Tworzywo zdążyło zaschnąć, przez co było szorstkie i kruszyło się jak piasek. Zaznaczył ją zarówno na nodze, jak i różowej, jasnej bluzie. - I za to - odsunął się nieznacznie. Oczy miał zamknięte, a wahanie rozbrzmiało się w jego głosie. - za to że cię uderzyłem, Melusine. Za to też przepraszam - kolejny pocałunek wypadł blisko obojczyka. - I za to, ze chciałem pozwolić ci odejść.
Wyznanie dziewczyny tknęło w Sirusa nowy pokład energii. Raptem przed paroma minutami obiecał sobie, że niezależnie od treści jej słów nie zmieni swojej decyzji; nie spróbuje się ponownie do niej zbliżyć i zachowa bezwzględność. Niestety zależało mu bardziej, niż się spodziewał, dlatego zrozumiał, że nie potrafił odpuścić. Jeszcze nie teraz. W podświadomości nadal kołatał mu się widok łez Melusine, kiedy była świadkiem rozmowy z Mayą oraz ten, gdy nieprzytomną tulił ją kurczowo w ramionach błagając, aby odzyskała przytomność. I chociaż pamiętał o tych wydarzeniach, to teraźniejszość zepchnęła wszystko na boczny tor; sprawiła że stały się jedynie ledwo słyszalnym szeptem, który wkrótce zniknął.
Usiłował skórę Melusine jeszcze jeden raz, tym razem z o wiele większą żarliwością, przy czym zaborczo zacisnął palce na jej udzie.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „University of Washington”