WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O ile przyjemniejsze byłoby życie - a już z pewnością poranki - gdyby nie praca?
Prawdopodobnie znacznie. W szczególności, jeśli poprzedniej nocy miało się ledwie kilka godzin na sen i kiedy kilka było tutaj znacznie bliższe marnych trzech niż zdrowych i zalecanych ośmiu.
Możliwe, że nie miałby większych trudności z wzięciem jednego dnia wolnego. Pod warunkiem oczywiście, że podobnie bolesne poranki zdarzałyby mu się przynajmniej odrobinę rzadziej niż średnio kilka razy w tygodniu. Możliwe też, że gdyby rzeczywiście zdecydował się na wspomniany dzień wolny, nie musiałby ratować się podłą kawą z automatu. Ani tą poprzednią, tylko odrobinę lepszą, zakupioną jeszcze w drodze do pracy. Możliwe, że o tej nieludzkiej porze nie myślałby jeszcze nawet o tym, by w ogóle podnieść się z łóżka. A już z pewnością nie myślałby o tym, żeby o tak wczesnej godzinie zmuszać się do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku umysłowego.
A umówmy się, rano nawet nałożenie pasty na szczoteczkę do zębów - i nie pomylenie jej z kremem do golenia - mogło czasami stanowić zbyt wielki wysiłek...
Mimo wszystko, najwyraźniej nawet Jake miewał niekiedy przebłyski poczucia obowiązku. Może nawet od czasu do czasu docierało do niego, że faktycznie jest już dorosłym człowiekiem i że jako taki nie miał raczej większych szans na uniknięcie wszystkich obowiązków, jakie wiązały się z dorosłością. Jasne, większość z nich wciąż starał się unikać jak najszerszym łukiem, ale... tego dnia przynajmniej pracę postanowił potraktować dość poważnie. Mniej więcej. W zasadzie... zdecydowanie mniej niż więcej.
Bo w końcu, jakkolwiek praca bez cienia wątpliwości była przede wszystkim jednym z ponurych widm dorosłości, to jednak odpowiednio wybrana - nawet, jeśli nie do końca był to wybór świadomy i dobrowolny - czasami niosła też za sobą pewne korzyści. Jak choćby fakt, że bez dostępu do zasobów, jakie zapewniało FBI, najpewniej Mitchell miałby wyjątkowo nikłe szanse na dowiedzenie się czegokolwiek o osobie, którą tak skrzętnie przez ostatnich kilkanaście lat starał się ukrywać jego ojciec. Tymczasem o swojej przyrodniej siostrze zdążył się już dowiedzieć zaskakująco wiele. A co wcale nie było w tym wszystkim zaskakujące - zagrzebywanie się w tych wszystkich informacjach wciąż zdawało się być zajęciem dalece bardziej interesującym niż ruszenie naprzód czegokolwiek z tego, czego rzeczywiście mogłaby wymagać od niego praca. Na tyle zresztą, by zupełnie zignorować pytanie kolegi po fachu o informacje, które miał dla niego przygotować. Prawdopodobnie dobrych kilka dni temu. Prawdopodobnie chodziło też o dość istotne informacje, skoro tamten nie mógł tak po prostu o nich zapomnieć i nadal dopytywał. Najwyraźniej wciąż jednak nie budziło to zbytnich wyrzutów sumienia ze strony Jake'a. Zwłaszcza, gdy zbyt mocno zajęty był koncentrowaniem się na tym, by wyglądać jak człowiek absolutnie zapracowany i skoncentrowany na ekranie swojego komputera na tyle, by zupełnie nie słyszeć tego, co ktokolwiek mógłby do niego mówić.
Nie dało się jednak ukryć, że wysiłki musiały się opłacić. O tym Jake miał okazję się przekonać, kiedy po nie tak długiej chwili facet zwyczajnie odpuścił i odszedł w swoją stronę. Zapewne - jak przystało na kogoś aspirującego do miana pracownika miesiąca i w zupełnym przeciwieństwie do Mitchella - zająć się prawdziwą pracą. Tym samym Jake mógł przynajmniej dopić w spokoju te ostatnie kilka łyków ohydnej kawy, w dalszym ciągu zajmując się realizowaniem własnego hobbystycznego śledztwa.
I tylko bardzo przelotnie, gdzieś na granicy świadomości walcząc ze sobą, by nie znaleźć pierwszego lepszego pretekstu, dla którego miałby urwać się z pracy wcześniej. Najlepiej za jakieś pięć minut.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fala terroru z Kalifornii coraz śmielej przenosi się na północny stan Waszyngton, skąd baza operacyjna Federalnego Biura Śledczego pod kierownictwem dyrektora agenta specjalnego Johna Mitchella ma pogląd na sytuację z poziomu Seattle. Takie są fakty i nikt nie zamierzał się z nimi kłócić, choć wielu da jeszcze więcej, aby zrzucić go ze stołka. Nawet utrudni postępowanie i dopuści blamażu wydziału przed dyrektorem głównym FBI.
Terminacja nastąpi o jedenastej. McGravy już więcej nie będzie sprawiał kłopotu, dyrektorze.
Nie przejawiaj głupiej pewności, Laury. Te robaki wracają, jak grzyby po deszczu. Elliot żyje tylko dlatego, że prawo USA zabrania eksterminacji za przenoszenie idiotyzmu, syfilisu i dezercji — sarknął Mitchell, idąc pośpiesznym krokiem przez korytarz główny na czwartym piętrze. — W takich momentach żałuję, że nie jesteśmy na Białorusi.
Tak, sir. To niewątpliwa strata możliwości.
Kolejni agenci schodzili z drogi w milczeniu, a Laury nadrabiał kuśtykając na jednej nodze trzy kroki za Johnem. Dyrektor brnął przed siebie, jak rozpędzony pociąg, trzymając w lewej dłoni czarną teczkę opieczętowaną taśmą służbową. Był to widok osobliwy i ostatni raz uświadczono go ponad dwadzieścia lat temu w podobnym zestawieniu, tylko że adresatem pliku dokumentów był wtedy John Mitchell.
Tradycji miało stać się zadość.
Skręcili do pomieszczeń biurowych rozdzielonych jedynie wąskimi ścianami boksów co dwa sąsiednie biurka. John szedł z pamięci i pomimo wysiłków Laury'ego trzaskającego wściekle smsa do Jake'a Mitchella, dyrektor dotarł pierwszy do stanowiska Juniora.
Czarna teczka wylądowała z hukiem na biurku agenta, a oskarżycielski paluch Johna wycelowany w mężczyznę oznaczał, że nie miał żadnej opcji sprzeciwu.
Ubierz marynarkę, na litość boską, albo przyjdź następnym razem w wyprasowanej koszuli — syknął nieprzyjemnie John, zanim oddalił się w kierunku sali konferencyjnej czwartego piętra.
Zdyszany Laury zatrzymał się przed boksem.
Cześć, Jake. — Uśmiechnął się półgębkiem, poprawiając okulary na nosie. — Jest sprawa. Duża. Zostaw wszystko, czym się teraz zajmujesz i chodź ze mną, zanim twój staruszek dostanie wylewu. — Laury wsparł się o ożebrowanie ścianki, z trudem znosząc kontuzję nogi sprzed tygodnia. — A właściwie, idź przodem. — Machnął dłonią za znikającym za rogiem Johnem. — Delikatna sprawa. Zarząd dostał kociofiku, pan Mitchell też... Cholera jasna, ta stopa mnie wykończy. Słuchaj, jak będziesz tam w środku, postaraj się nie skakać za mocno do jego gardła, dobra? Cały sztab mu się zwalił na głowę z powodu tego — wskazał dłonią na czarną teczkę. W świetle lampki biurowej migało pochyłe pismo w prawym górnym rogu na niewielkim, białym kawałku papieru.
"Helter Skelter"
John czekał w sali konferencyjnej, nie mogąc się zdecydować, który telefon wykonać najpierw.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najwyraźniej ludziom przytrafiały się w życiu również gorsze rzeczy niż po prostu konieczność porannego wstawania do pracy. Niektórzy na przykład mieli wyjątkowego pecha i przychodziło im pracować z własnym ojcem. Jeszcze innym trafiała się niesamowita kumulacja i nie tylko pracowali z własnym ojcem, ale w dodatku był on ich szefem. I jak najbardziej upierdliwy wrzód w wyjątkowo niefartownym miejscu, tacy szefowie-ojcowie potrafili zjawiać się w najmniej odpowiednim momencie, by na przykład trzasnąć o biurko jakąś teczką, czy wypomnieć nieodpowiedni ubiór. Albo zrobić i to, i to. Bo czemu by nie...
W innym miejscu, w innej sytuacji, prawdopodobnie odszczeknąłby się od razu. Nie omieszkałby dość dobitnie zauważyć, co myślał o uwadze na temat swojego stroju, gdzie John mógłby sobie wetknąć tę cholerną marynarkę, czy nawet to żelazko, którym Jake miałby wyprasować koszulę. Zdarzały się jednak momenty, w których nawet Jake Mitchell miał świadomość tego, że warto było ugryźć się w język. Nawet, jeśli nie były to momenty zbyt częste.
- Jesteś pewien, że muszę iść zanim dostanie wylewu? - tego jednak nie był już w stanie przemilczeć. Zwłaszcza, kiedy wiodąc spojrzeniem od teczki rzuconej na jego biurko, ku plecom oddalającego ojca, uświadomił sobie w mało przyjemny sposób, że oto ulotniła się bezpowrotnie jego szansa na przerwę na papierosa. Gdyby podniósł się z miejsca tych kilka minut wcześniej, może trwający poranek dałoby się jeszcze jakoś uratować.
I chociaż wizja wyjścia na fajkę niewątpliwie była dalece bardziej kusząca niż ta, która zakładała udanie się do sali konferencyjnej, najwyraźniej po raz kolejny tego dnia Jake musiał poczuć jakiś zryw odpowiedzialności. Albo po prostu łudził się jeszcze, że im szybciej to załatwi, tym szybciej będzie mógł zająć się ratowaniem nie najlepszego poranka.
Nie specjalnie słuchał dalszej paplaniny Laury'ego. Głównie dlatego, że jego kontuzjowana stopa obchodziła Mitchella mniej więcej w takim samym stopniu jak to, że cały sztab zwalił się na głowę Johna. W zasadzie miałby chyba dość poważny problem, by jednoznacznie określić, która z tych dwóch kwestii obchodziła go mniej.
- Możemy pominąć tę część w której udaję, że cieszę się, jak wielki zaszczyt mnie kopnął i zamiast tego przejść do tej, w której rzucisz tym na biurko kogoś innego? - odezwał się zaraz po tym, gdy przekroczył już próg sali konferencyjnej. Jeszcze w trakcie jego wypowiedzi, zgarnięta z biurka teczka wylądowała na stole, co chyba powinno być jasnym sygnałem, że Jake faktycznie zamierzał odpuścić sobie udawanie choćby odrobiny entuzjazmu. Choćby tak dla zasady, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy faktycznie czaiła się pokusa, by bliżej zapoznać się z zawartością. - Wielkiego wejścia pewnie nie powtórzysz, niestety. Ale może akurat trafi się ktoś, kto całkiem przypadkiem je przeoczył.
A mógł nieco poważniej przemyśleć kwestię tego dnia wolnego... Może nawet, przy odrobinie chęci, udałoby mu się znaleźć wśród znajomych lekarza, który zagwarantowałby mu nieco więcej niż ledwie dzień wolny. Zwłaszcza, że z całą pewnością mógłby ten czas wykorzystać znacznie lepiej niż na poranną słowną przepychankę z ojcem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wychowaniem Jake'a w dużej mierze zajmowała się Christine. W ich rodzinie nie panowały spartańskie warunku, młody Mitchell nie został posłany do woja w wieku siedmiu, a podczas narodzin nie pozostawiono go osamotnionego w górach, aby sprawdzić jego wolę przeżycia. Dużym jednak niedociągnięciem byłoby stwierdzenie, że John nie wymagał dyscypliny od najmłodszych lat. Gdy te przeplatały się z trudnym okresem nastoletniego buntu, wyjątkowo chętnie ginął pod stertą papierów w biurze, byle nie wracać do domu do kolejnej afery koperkowej — jak to ładnie określił Jake, gdy Christine przyłapała go na posiadaniu marihuany jednego ze swoich kolegów. Na pytanie, co to jest, padł nieśmiertelny koperek.
Przynajmniej miał poczucie humoru, w przeciwieństwie do Johna Mitchella, wiecznie poważnego żywiciela rodziny ubranego niezmiennie w garnitury lub od parady — golfy.
Stojąc przed komputerem podłączonym do rzutnika, niebieskie światło lampy odbijało się od czarnego zestawu, który mu towarzyszył od pogrzebu żony. Ulizane do tyłu włosy, tak pełne elegancji, starannie trzymały się za uszami, jakby świadome z kim miały do czynienia — Johna Mitchella bały się nawet własne włosy. Taki to człowiek chodzącego terroru potrafił być.
Tymczasem jego kompletne przeciwieństwo, antyteza wpajanych ideałów oraz główny powód poważnego zawodu z rozwoju drogi życiowej wszedł do sali i samym swym jestestwem wyśmiewał perfekcjonizm dyrektora FBI. Mógł sobie na to pozwolić miejscami. Innym razem nawet się słuchał.
Dzisiaj nie miał nic do powiedzenia.
Mogę — przytaknął. — A mogę też zamrozić twój dostęp do systemu i ta młodociana dupa, wokół której tak bardzo węszysz, zniknie z twojego radaru na zawsze— odparł neutralnym tonem, klikając wściekle myszką po ekranie. — To nie jest propozycja ani zaszczyt. To twój pieprzony obowiązek, Jacob. Nie ja będę miał problemy, jeżeli go nie wykonasz. — Ciemne spojrzenie Johna spoczęło na młodym Mitchellu. Jasna, zmęczona twarz ojca wyglądała upiornie w jasnym świetle rzutnika, z którego emanowała żółta poświata. — Nie chcesz mieć rządu za przeciwnika. — John powrócił uwagą do ekranu i po chwili na białej planszy pojawił się plik makabrycznych zdjęć ukazujących zmasakrowane ciała w nienaturalnych pozach. Do grupy nieszczęśników należały głównie młode dziewczęta z porwanymi spodniami w kroku i podwiniętymi spódniczkami. — Ani tej twojej młodej na sumieniu, jeżeli skończy, jak one. To sprawa wielkiej wagi, więc skup się na pięć minut i zrób coś pożytecznego. Anuluję twoje jakże nudne dla paniczyka zadania, jeżeli rozwiążesz tę sprawę. — Paluchem wytknął zdjęcia. — Już osiem osób zostało zamordowanych, Jacob.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Możliwe, że jednym z poważniejszych błędów wychowawczych popełnionych przez Mitchellów było właśnie to, że nie zdecydowali się na pozostawienie syna gdzieś w górach tuż po narodzinach. Albo przynajmniej nie zafundowali mu porządnego, najlepiej kilkumiesięcznego, survivalu w leśnej głuszy. Niewykluczone, że w takim przypadku John mógłby aktualnie odczuwać nieco mniejszy zawód spowodowany życiową postawą, jaką prezentował sobą Jake. A jeśli nie to, to może przynajmniej istniałaby nieco większa szansa na to, co do czego Christine nieustannie żywiła nadzieję aż do śmierci - że któregoś dnia do jej syna faktycznie dotrze, że w pewnym wieku naprawdę wypadałoby wyzbyć się przynajmniej większości nastoletnich nawyków.
Albo może przynajmniej Jake byłby w stanie powstrzymać się od tego krótkiego rozbawionego parsknięcia, które wyrwało mu się w momencie, gdy jego ojciec wspomniał o możliwości zamrożenia jego dostępu do systemu.
- Nie wydaje ci się, że trochę za późno na grożenie mi szlabanem? - nie, żeby kiedykolwiek jakieś szlabany, czy inne zakazy szczególnie działały w jego przypadku. Może właśnie dlatego groźba wystosowana przez ojca wydawała się tym bardziej zabawna i absurdalna. Choć mogło też oczywiście chodzić o fakt, że najwyraźniej starszy Mitchell niespecjalnie zdawał sobie sprawę z tego, kim tak właściwie była wspomniana przez niego młodociana dupa.
Niezbyt trafione określenie własnej córki.
- A ta młodociana dupa pewnie powinna zainteresować nie tylko mnie... - stwierdzenie rzucone absolutnie mimochodem wyrwało mu się w momencie, kiedy zdecydował się przysiąść na jednym z krzeseł z wyjątkowo nieprzyjemnym poczuciem, że ten ruch mógł stanowić dość jasny zwiastun kapitulacji. Nawet, jeśli nie miał jeszcze najmniejszego zamiaru ogłaszać jej otwarcie.
- No jasne, a przydzielenie do tej sprawy wielkiej wagi kogoś, kto chciałby się nią zająć, pewnie byłoby za proste... - prawdopodobnie dość łatwo można było wychwycić, że ta wypowiedź miała mieć jakiś ciąg dalszy. Z tego jednak Jake zrezygnował mniej więcej chwilę po tym, jak zerknął na wyświetlone fotografie. Owszem, zdążył w pewnym stopniu przywyknąć do tych niezbyt przyjemnych widoków, jakie gwarantowała mu jego praca. Nie oznaczało to jednak, że te nie wywierały na nim najmniejszego wrażenia - zwłaszcza, gdy przychodziło mu mierzyć się z podobnymi widokami podczas wyjątkowo trudnego poranka. Jednego z tych, kiedy nawet przełknięcie rano kilku kęsów przypalonego tostu przychodziło człowiekowi z trudem. Nie chcąc prowokować żołądka do nadmiernych akrobacji, lepiej więc było przynajmniej na chwilę się zamknąć.
Na niezbyt długą chwilę.
- Chyba, że mowa o jakimś kompletnym gównie, w które nikt inny nie dałby się wepchnąć. W takim przypadku to faktycznie całkiem niezły wybór - owszem, będąc na tym etapie, był już całkowicie świadomy tego, że jego ojciec i tak postawi na swoim. Znał go przecież nie od dzisiaj, sam zresztą swój upór musiał w jakimś stopniu odziedziczyć właśnie po nim. I prawdopodobnie to właśnie na karb tego uporu można byłoby zrzucić fakt, że nawet zdając sobie sprawę z porażki odniesionej podczas tej nieudolnej próby wyperswadowania ojcu czegokolwiek, nie miał najmniejszego zamiaru przytakiwać mu wprost. Powinno wystarczyć, że wciąż jeszcze był w tym pomieszczeniu. Co więcej, nawet nie zmierzał właśnie w kierunku drzwi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeżeli istniał chociaż jeden sposób na zainteresowanie Jacoba sprawą służbową, John Mitchell był jego powiernikiem. Nie chodziło o wojskowe wychowanie, które w jego przypadku sięgało praktycznie zera, choć z perspektywy czasu może i nieźle przysłużyło by się Juniorowi. Bezpośredniość, bezkompromisowość i traktowanie, jak oficera niższego szczebla, uwłaczało podwładnym i pomimo najszczerszych (acz ukrytych) chęci traktowania syna lepiej od pozostałych, John musiał wymagać więcej od pozostałych. Chciał, aby Jake sam zapracował na chlubę i chwałę, i tutaj pojawił się pierwszy konflikt interesów dorosłego syna i ojca.
Jak zatem przekonać Jacoba do działania?
Wszystko zaczęło się w okolicach, które niegdyś podlegały pod Spahn Ranch — zaczął rzeczowym tonem, a na ekranie pojawiło się powiększone zdjęcie kobiety o rozciętych pachwinach. — Patsy Tambien, dwadzieścia jeden lat. Zgwałcona pre- i post-mortem. Dwie rany cięte wzdłuż pachwin przecinające tętnice. Wykrwawienie w przeciągu kilku minut. O jej zaginięciu dowiedzieliśmy się z raport LAPD na końcu, choć wszystko wskazuje, że była pierwsza. Mówię ci to dlatego, abyś oszczędził sobie kolejność w przypadku morderstw pod Seattle. Prawie wszystkie przypadki dotyczące młodych kobiet wyglądają tak samo. — Nie pozostając gołosłownym, dyrektor Mitchell przerzucił kilka kolejnych slajdów podpisanych jako znaleziska LAPD, a potem FBI w Kalifornii. — Nas interesuje aktualnie przypadek z Camp Taho. Technicy znaleźli tam rozczłonkowane zwłoki, z czego jedne nie pasują do reszty. — John zabrał pilota i usiadł na blacie długiego stołu konferencyjnego na przeciwko Jake'a. — Jak się okazało, paliczki należały do Patsy Tambien, ale każdy z nich leżał przy innym nastolatku. Łącznie nie żyje ich czwórka. — Na planszy mignęły cztery fotografie młodzieży zestawieniu czasów, kiedy jeszcze żyły oraz tego, co po nich pozostało. — Detektyw Lars Jenkins z wydziału dochodzeniowego spotkał chłopaka, który uszedł z życiem, ale jest kurewsko niechętny do współpracy ze służbami. — Na twarzy Johna pojawił się rys gniewu za tak paskudne niepowodzenie przez upartego smarkacza. Odwrócił wzrok od zdjęć dzieciaków z Camp Taho na Jake'a. — On będzie twoim zadaniem — wskazał palcem młodziaka. — Dogadacie się na stopie gigantycznej niechęci względem krawaciarzy z odznaką, jak łyse konie. — Nie wspominając o dziecinnej otoczce, dodał w myślach. — Ma na imię Calypso, już został poinformowany o karze, jaka go czeka za utrudnianie śledztwa, więc nie powinieneś mieć wielkich problemów. Chcę, żebyś zdał raport po przesłuchaniu i miał go przez jakiś czas na oku. Szczyl albo coś wie i nie chce powiedzieć, albo będzie wymagał twojej pomocy. Potem zobaczymy, co z tak pięknie rozpoczętym dniem. Załóż mu naszą teczkę, sprawdź Taho i jeśli będziesz miał wobec czegoś wątpliwości, daj mi znać. — Krótkim ruchem Mitchell, przełączył planszę na obraz ściany zewnętrznej bogatego domu, gdzie krwią zapisano "Helter Skelter". — Jakieś pytania, zanim przejdziemy do zawartości czarnego folderu?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet jeśli kusiło go, żeby już na wstępie przerwać zaczęty przez ojca wywód i przypomnieć, że wcale nie zamierzał zajmować się tą sprawą, musiał w porę uświadomić sobie, że najpewniej i tak nie miało to żadnego sensu. John Mitchell najwyraźniej uznał jakąkolwiek dyskusję za zakończoną, a co więcej - prawdopodobnie uznawał ją za taką znacznie wcześniej, zanim jeszcze Jake zdążył odezwać się po raz pierwszy. Powinien przywyknąć. Po części może nawet rzeczywiście w jakimś stopniu przywykł. Choć wcale nie sprawiało to, że podobne sytuacje miałyby być jakkolwiek mniej irytujące.
Słuchając kolejnych szczegółów dotyczących sprawy, nabierał za to coraz większego przekonania, że właśnie był wpychany w kompletne bagno, w którym nikt inny nie miałby zamiaru się taplać. Spojrzenie na tę sytuację jako na możliwość odniesienia sukcesu, czy początek żmudnej wspinaczki po kolejnych stopniach kariery, raczej nie wchodziło w tym przypadku w grę. Głównie dlatego, że Jake z pełną świadomością nigdy nie zamierzał tej wspinaczki zaczynać. Nie widział takiej potrzeby, skoro nadal nie planował wiązać swojej przyszłości na stałe z FBI. I, jak sądził, zdążył o tym poinformować ojca wystarczająco wiele razy, by ten wreszcie przyjął to do wiadomości.
Choć oczywiście mógł się mylić.
Przyglądając się kolejnym zdjęciom, mógł też nabrać przekonania, że to nie był najlepszy dzień na docenienie pracy fotografa, któremu udało się dość szczegółowo uchwycić stan, w jakim znajdowały się poszczególne ofiary. Prawdopodobnie nie był to najlepszy dzień na to, by podejmować się jakiejkolwiek pracy, ale skoro już tu był...
- Możesz odpuścić sobie dalszą dokumentację zdjęciową? - nie zastanawiał się nad tym, czy faktycznie tak właśnie powinno brzmieć pierwsze pytanie, które mogłoby paść z jego strony. Możliwe, że doszedłby do wniosku, że lepiej było zachować je dla siebie, gdyby przed wypowiedzeniem go na głos, przemyślał to przynajmniej przez moment. Z drugiej strony... chyba lepsze to niż groźba ponownego ujrzenia wypitej niedawno kawy. Zwłaszcza, że i tak nie należała do najlepszych.
Choć oczywiście - znów - mógł się mylić.
Nie było to jednak jedyne pytanie, jakie nasunęło mu się na myśl. Nawet, jeśli przywołanie tych kolejnych wymagało skupienia myśli poprzedzonego przetarciem twarzy dłonią. I jeśli nadal gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że zamiast brnąć w to dalej, mógłby przecież po prostu wstać i wyjść.
- Dzieciak, który może coś wie i prawie na pewno nic nie powie, to jedyny trop? - nie wyglądało to za dobrze, zwłaszcza jak na taką liczbę ofiar i przy okazji osób, które zdążyły już pochylić się nad sprawą. - Jakieś ślady biologiczne z ciała tej całej... Tambien? Ktoś w ogóle wpadł na cokolwiek dotyczącego jakichś konkretnych podejrzanych, czy wszyscy tak po prostu kręcą się wkoło?
Pewnie mógł się domyślać odpowiedzi i pewnie już w samym tonie kolejnych pytań, można było wychwycić, co właściwie spodziewał się usłyszeć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogadaj z Laury'm — powiedział krótko, wracając przed laptopa. — On wprowadzi cię w szczegóły pozyskane od techników. Masz od czegoś oczy, rzuć nimi w Taho. — To nie było tak, że John spławiał syna wyłącznie dla własnej ochoty, acz wszelkie tłumaczenia i tak nie odnalazłyby prawidłowego wydźwięku w ich relacji. — A co do podejrzanych... — Wystukał krótkie hasło, a na ekranie wyświetliła się czarno-biała plansza z czterema zdjęciami pozyskanymi przez FBI pod koniec lat sześćdziesiątych.
Mężczyzna z bujnym zarostem uśmiechał się nonszalancko, proklamując w geście niedokończonego krzyża za Jezusa. Kolejne trzy fotografie uśmiechały się kobiecymi, typowymi dla czasów hipisów twarzami w zjaranej ekstazie marihuany, jak ustalono w tamtych latach.
Mansona nie muszę ci przedstawiać. — John skrzywił się z odrzuceniem na widok gęby Charlesa i założył ręce, jakby miał zamiar powstrzymać wszelkie odruchy zniszczenia ekranu laptopa. — Na podstawie pozostawionych śladów i podobnego motywu, pozostali agenci wysnuli dwie teorie. Copycat sekciarskiej zbrodni z czasów Manson Family albo ktoś z tej całej bandy popaprańców przeżył, dorobił się i teraz powrócił. — Przełączył zdjęcie. Krwawy, koślawy napis Helter Skelter, podobny do tego z czarnej teczki, zdobił kolejne ściany. — Nie wykluczamy, że w pseudokult zaangażowani są także inni. Larkin i Clint oszacowali ich na około czterech osób, ale wyizolowane ślady butów w Camp Taho nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Kimkolwiek jest ten człowiek lub grupa, działa radykalnie i niestarannie. Łatwo dzięki temu o błąd — dodał, odwracając wzrok na Jake'a. — W tej teczce — wytknął palcem — znajdziesz wszystko na temat śledztwa wokół sekty Mansona od lat sześćdziesiątych do dnia jego śmierci. Znajdziesz sporo nieznanych szczegółów wokół wydarzeń, które naprawdę miały miejsce w dniu morderstwa Sharon Tate oraz pozostałych gości Polańskiego, a nie trafiły do prasy. Wierzę, że zrobisz z tego użytek. Na czas śledztwa dostaniesz dostęp do zamkniętej części tej sprawy oraz folderów rodzin wszystkich sekciarzy. Sprawdź, czy aby któryś z nich przypadkiem nie dożył szczęśliwej starości i nie chciał się rozerwać na emeryturze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kusiło go przez moment, by uznać, że w takim razie powinien pogadać z Laurym natychmiast. Zwłaszcza, że z całą pewnością byłaby to rozmowa znacznie mniej nadwyrężająca cierpliwość niż ta, jaką Jake miał wątpliwą przyjemność prowadzić z własnym ojcem. Nawet, jeśli w międzyczasie musiałby wysłuchać z pewnością porywającej i niesamowicie wciągającej historii kontuzji Laury'ego, może byłoby to tego warte. Przynajmniej mógłby zapalić. Bo o ile wcześniej mógł się zastanawiać, czy faktycznie nadszedł już najwyższy czas na wyjście na papierosa, tak po tych kilku chwilach spędzonych w towarzystwie ojca, był już tego absolutnie pewien.
Niestety, z decyzją o natychmiastowym udaniu się na poszukiwania Laury'ego, spóźnił się o dobrych kilka sekund. John zaczął dalszy wywód, po którym Jake bez większego przekonania przeniósł spojrzenie z wyświetlonego obrazu na teczkę, następnie zaś w stronę ojca.
- Mieliby teraz... ile? W najlepszym wypadku coś koło siedemdziesiątki. Równie dobrze można byłoby popytać w domach opieki, czy z któregoś nie zwiała przypadkiem grupa emerytów z morderczymi zapędami - może przypuszczenie, że ktoś z sekty Mansona rzeczywiście stał za morderstwami, nie było aż tak zupełnie absurdalne, jednak... ten niewielki procent prawdopodobieństwa absolutnie nie przeszkadzał w wyszydzeniu tej teorii. Choćby przez sam fakt, że sugestia dokładnego przeanalizowania aktualnych losów dawnych Manson Family oraz ich rodzin wypłynęła od Johna. Jeśli więc istniał choćby jeden powód, dla którego można było uznać ten pomysł za niezbyt trafionym, należało się spodziewać, że Jake zechce ten powód wykorzystać.
Zresztą, i tak przecież dość dawno temu zdążył nabrać przekonania, że ojciec w zasadzie i tak niespecjalnie słuchał tego, co Jake miał mu do powiedzenia. Tuż po tym, jak już doszedł do takich wniosków, uznał również, że w takim razie wcale nie musiał się przejmować tym, co do niego mówił.
- Albo uznać, że pierwsza opcja jest trochę bardziej prawdopodobna - temu akurat trudno byłoby zaprzeczyć. Tym bardziej, że ludzie pokroju Mansona faktycznie potrafili budzić niezdrowe zainteresowanie innych. Niektórych najwyraźniej do tego stopnia, by w imię naśladownictwa dopuścić się ośmiu całkiem wymyślnych morderstw. - Czyli głównym wątkiem dalej zostaje ten dzieciak. Zapowiada się całkiem obiecująco. Na twoim miejscu nie liczyłbym na nic wielkiego.
To nie tak, że faktycznie nie zamierzał w ogóle przykładać się do tej sprawy. Jasne, że nie. Ale nie dało się ukryć, że faktycznie na tę chwilę nie prezentowała się ona zbyt optymistycznie. W dodatku w tej konkretnej sytuacji - zastąpienie ewentualnego entuzjazmu dość jawną kpiną, powinno być właśnie tym, czego można było spodziewać się ze strony Jake'a.
- To wszystko? - oczywiście, że w pytaniu rzuconym już podczas podnoszenia się z krzesła, można było z łatwością wychwycić sugestię, że w zasadzie byłby w stanie znaleźć sobie jakieś ciekawsze i przyjemniejsze zajęcie, więc naprawdę nie miałby nic przeciwko, gdyby to było już wszystko. Odpowiedni ton zdążył sobie wypracować przez lata, a John prawdopodobnie miał okazję słyszeć to pytanie z podobnym wydźwiękiem wyjątkowo często w nastoletnich latach swojego syna. Mniej więcej za każdym razem, gdy któreś z Mitchellów próbowało zabierać się za moralizatorskie rodzicielskie przemowy kierowane do swojego pierworodnego.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Federal Bureau of Investigation”