WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szybkie uderzenia łomoczącego w klatce piersiowej serca sprawnie umykały przed rytmicznym dźwiękiem wskazówki zegara. Gonić je mógł jedynie ciężki wydech i zachłannie łapane powietrze. Ten wieczór - w głowie Blake'a Griffitha - nie miał wyglądać w ten sposób, aczkolwiek skłamałby mówiąc, że nie odpowiadało mu to, jakie tory obrał. Odwiedził ją niespodziewanie, bez wcześniejszego uprzedzenia, chcąc jedynie przekazać informację. Coś, co mogłoby mieć pewien wpływ na życie kobiety, ale również poniekąd skomplikować na chwilę jego codzienność, ale...
...przecież nie mógł głośno przyznać, że wolał się z nią spotykać w godzinach innych, niżeli te pracujące, tak samo jak jego gabinet był zdecydowanie ciekawszym miejscem po tym, jak wszyscy inni pracownicy poszli do domów, a on musiał nadrobić zaległości. Z kim innym, jak nie a s y s t e n t k ą? Żeby nie było, doceniał jej pomoc w kwestiach związanych z pilnowaniem terminów spotkań, dbaniem o to, by był wszędzie na czas i orientował się w tym, co działo się w firmie. Giselle - ku jego zaskoczeniu - była naprawdę rzetelnym, dobrym pracownikiem, w związku z czym powoli zaczął rozumieć w jaki sposób (zupełnie inny od łóżka) awansowała w firmie jego ojca.
- Uhmm - mruknął przeciągle i obrócił się na bok, by spojrzenie skupić na jej zarumienionych policzkach, na które opadały długie, ciemne i pozostawione w nieładzie włosy.
- Tym razem naprawdę muszę już iść - poinformował niechętnie, choć był świadomy tego, że niespełna pół godziny wcześniej mówił to samo. Najwyraźniej zbyt szybko mijał mu czas, a ona wcale nie ułatwiała wyjścia z łóżka. Palcem wskazującym delikatnie przesunął po nagim, kobiecym ramieniu i z leniwym pomrukiem podniósł się z łóżka.
- Możesz pójść ze mną - rzucił z zadziornym błyskiem w oku - pod prysznic. Dave i Finn będą musieli poczekać kwadrans dłużej - posłał w eter, bo pomimo tego, że umówił się ze dwoma kumplami w barze nieopodal, to uprzedził, że może się zdarzyć tak, że nie przyjdzie planowo.
- Albo dwa... - Kwadranse. Nie dokończył, kiedy jego monolog przerwał (znów!) dźwięk telefonu kobiety. Zmarszczył czoło w wyrazie konsternacji, zebrał swoje ubrania i zatrzymał się w progu.
- Jeśli jesteś umówiona z jakimś gachem, to mogłaś mi powiedzieć, Accardi. Wyszedłbym szybciej - powiedział, kpiąco wywracając oczami, ale też... nie żartował. Mogła umawiać się z kim chciała, i tak wiedział, że żaden z jej znajomych nie będzie lepszy od niego, proste. Nie czekając na żaden komentarz skierował się pod prysznic, by mogła w samotności odebrać telefon kogoś, kto dobijał się do niej od co najmniej godziny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~~002~~ Kwiatek jest naprawdę ładny... Prawdę powiedziawszy, owy wieczór temperamentna Włoszka, miała zamiar spędzić zupełnie inaczej. Przede wszystkim, s a m o t n i e, ponieważ jej jedynym towarzystwem powinna być przyjemna dla oka lektura, oraz jeszcze lepszy kieliszek ulubionego wina. Po ciężkim dniu pracy, takie plany w oczach urodziwej brunetki, były niemalże spełnieniem marzeń. Jakież ogromne okazało się zdziwienie kobiety, gdy tę relaksującą sielankę, nagle przerwał donośny dzwonek, zwiastujący przybycie niechcianych niezapowiedzianych gości.
Zastanawiając się kogo u licha o tej porze niesie, Accardi niechętnie zwlokła swoje bądź, co bądź, zgrabne cztery litery z łóżka i opuściwszy sypialnię, udała się do drzwi. Otwierając je, ujrzała w progu swojego skrzętnie skrywanego przed światem kochanka szefa - Blake'a Griffitha. Skłamałaby twierdząc, że jego widok wcale jej nie cieszył, bo było wręcz odwrotnie, lecz ostatecznie zupełnie tego po sobie nie okazała i z uśmiechem, czającym się w kąciku ust, wpuściła go do środka. W prawdzie, mężczyzna wcale nie zamierzał zbyt długo zawracać jej głowy, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Giselle, gdy ten coś tam przebąkiwał już na wstępie, ale jak na nią przystało, zupełnie się tym nie przejęła. A co więcej, nawet nie pozwoliła mu się w pełni wypowiedzieć, kończąc ten potok słów swobodnie wydobywajacy się z jego ust, namiętnym pocałunkiem, który zupełnie zmienił wszystkie te plany, jakie zapewne oboje na ten wieczór posiadali.
Potem wszystko potoczyło się swoim własnym rytmem, gdy wylądowali w sypialni. Zupełnie tak samo, jak nie raz ma to miejsce w gabinecie mężczyzny, gdy reszta pracowników zazwyczaj w tamtym czasie, zmierza do swych domów. Z tym, że w chwili obecnej, z całą pewnością, było im obojgu zdecydowanie wygodniej, niż na chłodnym, drewnianym blacie biurka, czy w jakimkolwiek innym miejscu.
- Mruczysz, jak dobrze najedzony kot... - Zauważyła, po czym roześmiała się szczerze, chowając zarumienioną twarz w swoich dłoniach. Miło było choć na chwilę przestać udawać. Udawać, że Giselle wcale nie przepada za swoim szefem. Owszem, z początku ich relacja nie przebiegała najlepiej, ale z czasem sporo się zmieniło i przekształciło w to, co widać na załączonym właśnie obrazku. Gdy byli sami, wcale nie musiała drzeć z nim przysłowiowych kotów i ową, kłębiącą się wewnątrz niej energię, przeznaczyć na coś znacznie bardziej przyjemnego.
- Jest to pytanie, czy raczej stwierdzenie? - Wymruczała, przygryzając przy tym zębami swoją dolną wargę. Oczywiście nie omieszkała, przesunąć spojrzeniem, po nagim ciele Griffitha, gdy ten opuszczał jej łózko. I wtedy znów, pozostawiona na szafce komórka, rozdzwoniła się w najlepsze. Zdając sobie z tego sprawę, Gii zmarszczyła tylko zabawnie nos, bo wcale nie miała zamiaru odbierać. Niestety jej wyśmienity nastrój prysł, niczym bańka mydlana, gdy dotarły do niej słowa Blake'a.
- Gdybyś chociaż raz najpierw pomyslał, zanim coś powiesz i dodał sobie jeden do jednego, to szybko zrozumiałbyś, że dzisiaj nie spodziewałam się ani Ciebie, ani nikogo innego. - Prychnęła, po czym również wstała, narzucając na siebie jedwabny szlafrok. - Zresztą dziwne, że akurat Ty to mówisz, kiedy ja nie wyliczam Ci tych niemrawych blondynek bez wyrazu, z którymi "oficjalnie" się prowadzasz... - Auć, być może owa uwaga, wyszła pannie Accardi nieco zbyt kąsliwie, ale taka właśnie była, mówiąc prostu z mostu to, co w danej chwili miała na swym języku. Gdy mężczyzna w końcu zniknął za drzwiami łazienki, szatynka sięgnęła po komórkę i widząc kto tak uporczywie się do niej dobijał, postanowiła oddzwonić. Miała również w planach szybkie zakończenie połączenia i dołączenie do będącego pod prysznicem kochanka, ale na to musiała jeszcze chwilę poczekać.
- Wayne, Wayne, Wayne, aż tak bardzo Ci mnie brakuje, że dzwonisz o tak nieludzkiej porze? - Odparła z szerokiem uśmiechem, jaki przyozdobił jej usta, gdy usłyszała odpowiedź od swojego rozmówcy. - Ja? Emmm, byłam....zajęta uprawianiem seksu z Twoim synem ...to znaczy, brałam kąpiel, stąd ten brak odpowiedzi z mojej strony. - Gładko skłamała, ale przecież nie mogła powiedzieć mu, co tak naprawdę wyprawiała w ciągu ostatniej godziny.
- Dobrze, to w takim razie jutro coś na to zaradzimy. A teraz wybacz, ale padam ze zmęczenia. Dobrej nocy...- Tymi słowami, Włoszka zakończyła swoją rozmowę ze starym Griffithem i odkładając przeklęty po wsze czasy telefon z powrotem na miejsce, już miała udać się do łazienki, ale gdy podniosła swój wzrok, ujrzała przed sobą Blake'a z miną, która zdecydowanienie nie wróżyła niczego dobrego...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Plany Blake'a Griffitha lubiły się zmieniać. Przez to, że nagle wypadało mu coś niespodziewanego, a w głowie rodził się kolejny pomysł na spędzenie czasu w sposób bardziej kreatywny, bez zbędnej monotonii i powtarzania schematów z dnia poprzedniego. W końcu - po dłużących się w nieskończoność pięciu latach - był w o l n y i z tejże wolności zamierzał korzystać najlepiej, jak tylko umiał. A przynajmniej tak mu się wydawało, że to robi.
Krążył od zakładu pogrzebowego, aby w międzyczasie drogi powrotnej do domu - ewentualnie z rana - pojechać do jednego ze start-upów, który bez wątpienia zaniedbał, lecz na swoje usprawiedliwienie miał bardzo mocne ku temu powody. Z więzienia niezwykle ciężko było szefować, a nawet określiłby to mianem niemożliwego. Wbrew temu, co uważał na początku swojej nowej-powrotnej kariery w firmie, Giselle okazała się niebywale pomocna, a on - nawet jeżeli ich relację można było śmiało określić mianem: specyficznej - zdawał się jej...ufać. Trochę. W kwestiach służbowych; te naznaczone prywatą trzymał szczelnie zamknięte w miejscu, do którego nikogo nie dopuszczał.
Inaczej było z bliskością stricte cielesną, a jeden, wydawałoby się pojedynczy (cóż, może niekoniecznie pojedynczy, bo z pracy wyszli wtedy zdecydowanie zbyt późno) incydent przemienił się w odnalezienie przyjemnego sposobu na odreagowanie wszelkich spięć, jakie były w stanie utworzyć się między tą dwójką przez poprzednie dni, czy godziny. Temperament kobiety dawał mu się we znaki; tak często zdawała się go irytować i drażnić, jak często zamieniała się w kokietkę, samym spojrzeniem sprawiając, że miał ochotę zamknąć drzwi na klucz i opuścić żaluzje. Z drugiej strony wciąż na uwadze miał to, iż był jej szefem, więc takie relacje - między nim, a pracownicą - bynajmniej nie były pożądanymi, ani zgodnymi z etyką pracy.
...choć na początku warto byłoby się zastanowić nad tym, czy Blake Griffith lubił się z etyką, bo jeśli mowa o pożądaniu - to wolał zgoła inną definicję.
- Moooże... - podjął po chwili z pozornym zastanowieniem - wydaje mi się, że nie najadłem się jeszcze aż tak, jak byłbym w stanie - stwierdził, spoglądając na kobietę z zuchwałym uśmiechem, który mimowolnie uniósł kąciki jego ust. Sądził, że nie musiał dodawać, że wcale nie miał na myśli j e d z e n i a.
- Czasami warto zrobić sobie przerwę i odejść od stołu. Co za dużo, to podobno niezdrowo - rzucił z rozbawieniem, a widząc jak przygryza dolną wargę, wyciągnął rękę w kierunku ciemnowłosej i przejechał kciukiem po jej zaróżowionych ustach. A później - zgodnie z tym, co powiedział - podniósł się, aczkolwiek ta decyzja wcale nie należała do najłatwiejszych.
- Hej, hej, słonko, hamuj. - Uniesione dłonie w geście kapitulacji nie szły w parze z ostrym spojrzeniem, jakie je posłał. - Nikogo nigdy ci nie wyliczałem, teraz też nie zamierzam - wyjaśnił twardo, choć nie miał zamiaru podnosić przy tym głosu, w którym pobrzmiewał spokój. Wzruszył z obojętnością ramionami, lecz parę sekund później parsknął śmiechem i przecząco pokręcił głową.
- Z żadną się nie prowadzam. Ani oficjalnie, ani nieoficjalnie -
zauważył - a gdybym to robił, to na pewno nie byłyby bez wyrazu - dokończył, lecz poskrobał się po kilkudniowym zaroście z subtelną konsternacją. Nie dopytał jednak czy miała jakąś konkretną na myśli, choć kusiło go, by ze śmiechem rzucić, że nie musi być zazdrosna. I tego nie zrobił; wiedział, że nie była. Żadne z nich nie było, dobrze znając zasady tego układu. Chyba.
- Gi... - mruknął, kiedy po krótkim pobycie w kobiecej łazience zdał sobie sprawę z tego, że nie zabrał ze sobą ręcznika, a nie chciał przeszukiwać wnętrza szafek. Niestety, szatynka skupiła się na rozmowie przez telefon, a jego pytanie zakończyło się zaledwie na wypowiedzeniu fragmentu jej imienia.
A wszystko przez to, że usłyszał inne - tak bardzo znajome - imię. Zacisnął odruchowo szczękę, wracając do łazienki nim mogłaby go przyłapać na tym nieświadomym i zupełnie przypadkowym podsłuchaniu fragmentu rozmowy.
- I co? Powiedział, że bardzo mu ciebie brakuje, czy wytrzyma do rana? -
zapytał z kpiną, jakiej nie potrafił - nie chciał? - wyrzucić z głosu, aby brzmieć bardziej... obojętnie. I był przekonany, że nie obeszłoby go to wcale, jeżeli nie chodziłoby o jego ojca. O rodzinę, która przez długi czas była dla niego świętością, tak jak i wzajemne bycie wobec siebie szczerym i lojalnym.
- Kurwa, a ja myślałem, że to tylko głupie plotki -
warknął, równocześnie taksując kobietę niezbyt przychylnym wzrokiem. Ciche, pełne dezaprobaty prychnięcie było jedynym co usłyszała, nim opuścił łazienkę jeszcze przed skorzystaniem z prysznica.
- Gdzie są... - Nie dokończył; w tym samym czasie chwycił swoje bokserki i rozejrzał się za spodniami, wcześniej zapewne nie rejestrując tego, gdzie je porzucił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tak miał wyglądać ten wieczór i o tym panna Accardi, wiedziała na długo przed pojawieniem się Blake'a w jej mieszkaniu. Jedyne, czego wówczas szatynka pragnęła, to odrobina tak cholernie potrzebnego jej relaksu i przede wszystkim spokoju. Ostatnie dni, były niezwykle intensywne, wysysając z urodziwej Włoszki całą życiową energię. No dobrze, może nie całą, ale na pewno jakąś jej część, ponieważ resztę oddawała dobrowolnie swojemu szefowi, gdy po godzinach wzajemnie zajmowali się sobą, a nie piętrzącą się na ich biurkach pracą. Dziś było podobnie z tym, że łóżkowe igraszki nie zakończyły się tak, jak to zwykle się dzieje.
Wydarzyło się coś, co może nieodwracalnie przekreślić całą tę relację, jeśli Giselle czegoś z tym nie zrobi i co, jak co, ale akurat tego kobieta bardzo nie chciała. Wyraz twarzy Blake'a, zdradzał znacznie więcej, niż te przesiąknięte cynizmem i obojętnością słowa, jakie kierował pod jej adresem. Musiała działać i to szybko, zanim dojdzie do rozlewu krwi...
- Hej kowboju, troszeczkę się zagalopowałeś...- Odparła najspokojniej jak tylko potrafiła, lecz to powstałe między nimi napięcie, nie ułatwiało niczego. - To nie tak, jak myślisz. - Nie brzmiało to dobrze i wiedząc o tym, kobieta zdecydowała się po raz pierwszy od bardzo dawna, powiedzieć prawdę, od początku do końca, co do najłatwiejszych czynności zdecydowanie nie należało, tym bardziej dla kogoś takiego, jak ona.
- Tak rozmawiałam z Twoim ojcem. I tak brakuje mu mnie, ale tylko i wyłącznie w kontekście pracy... - Zaczęła dość niepewnie, wiedząc na jaki grząski grunt właśnie wchodzi. - Wayne często do mnie dzwoni, kiedy potrzebuje pomocy. Wszystko wskazuje na to, że jego nowa asystentka jest nieco przyciężka na umyśle i nie ogarnia podstawowych rzeczy. - Kontunuowała, w międzyczasie dostrzegając spodnie, których mężczyzna szukał, więc zabrała je z podłogi i schowała za siebie, licząc na to, że w ten sposób, Griffith zechce wysłuchać jej do końca.
- Kiedy z nim pracowałam, potrafił dzwonić nawet o 3 nad ranem, gdy potrzebował czegoś na poranne spotkanie i jak widać, weszło mu to w nawyk, ale ja chętnie pomagam, bo niby dlaczego miałabym tego nie robić? - Zapytała, wcale nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź. W tamtym momencie zauważyła również, że z nerwów jakie nią targały, zaczęły drżeć jej dłonie, więc aby ukryć to drżenie, odruchowo przeczesała nimi swoje pozostające w lekkim nieładzie włosy.
- Gdyby nie on, dziś zapewne stałabym za jakimś nędznym barem, albo pracowała w najzwyklejszej sieciówce. Znasz mnie przecież i wiesz, że nie tego chce od życia. - Mówiąc to wszystko, Accardi nawet na moment nie oderwała swojego uważnego spojrzenia od mężczyzny, który jeszcze w danej chwili był jej kochankiem.
- Wiele mu zawdzięczam i nawet, jesli teraz wydaje Ci się to nieprawdopodobne, ja go naprawdę lubię, tak samo, jak on lubi mnie, traktując raczej jak młodszą córkę. Jak bezbronną dziewczynkę, za której plecami trzeba stać i pilnować, aby się nie wywróciła. Niezależnie od ogromu tych obrzydliwych plotek, między nim, a mną nigdy nie było niczego niestosownego. Nie mogło być, bo to Ciebie chce w swoim łóżku. Ciebie, a nie Twojego ojca...- Po tych słowach, Giselle niechętnie wyjęła zza pleców wcześniej wspomniane spodnie i podała Griffithowi.
- Jeśli mi nie wierzysz, to Twoja sprawa, Blake. Ja na Twoim miejscu, po prostu zapytałabym u żródła, jeżeli w ogóle Cię to jeszcze obchodzi. - Teraz to ona nie potrafiła ukryć żalu, który wyraźnie przebijał się w tonie jej głosu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aktywny tryb życia był czymś, czego zdecydowanie potrzebował Blake; na tym etapie swojego życia, szczególnie w tej paskudnie szarej, jeszcze bardziej deszczowej porze roku. Przesiadywanie w dużym, pustym domu, nie było szczytem jego marzeń, a natrętne myśli znajdywały drogę do wspomnień, o których pamiętać - jak mu się wydawało - nie chciał. Na pewno za to nie chciał rozpamiętywać dawnych ran, zastanawiać się nad swoimi własnymi słabościami i nad tym, jak skrzętnie je ukrywał pod stertą pozorów utkaną dzięki obojętności. Ale i - stety, niestety - w jego stalowo błękitnych oczach migotały od czasu do czasu błyski pełne niepewności i znaków zapytania, jakie zakrywały większość kwestii oczywistych. Na szczęście zazwyczaj równie szybko znikały; wraz z kolejną przebiegniętą milą, utworem, który ze swoich myśli postanowił przelać na klawisze. Wraz z następnym spotkaniem na mieście z dawnym znajomym, albo spędzeniem nocy u jednej z nie-znajomych, której nawet nie zamierzał poznawać. Budowanie trwałych relacji - co sobie powtarzał jak mantrę - nie było dla niego, wszak prędzej czy później (raczej: prędzej), każda musiała zostać skazana (tak jak on, cóż) na porażkę. Od tego wyroku wolał się odsunąć jak najdalej mógł; nim jakiekolwiek silniejsze emocje zaczęłyby wyścielać nierówną drogę poprzez zazdrość, chęć pozostania na śniadanie, czy słuchanie równego oddechu drugiej osoby, tak bliskiego zasypianiu po intensywnie spędzonych kwadransach.
To nie był on. Blake Griffith brał czego chciał i wychodził, nim mogłoby zacząć mu zależeć.
Nie był również fanem oczerniania innych; rzucania na prawo i lewo oskarżeń, wszak sam był swego czasu ich odbiorcą, bynajmniej nie wspominając tego czasu dobrze. Tym razem jednak nie potrafił już na samym początku powstrzymać cisnących się na usta słów, a zareagował złością. I jak mu się wydawało - to było całkiem zrozumiałe, skoro chodziło o jego rodzinę i ewentualny jej rozpad, do jakiego mogła przyczynić się Giselle.
- Skoro tak bardzo cię potrzebował w pracy, to dlaczego nadal nie jesteś jego asystentką? - wypalił unosząc brew, kiedy ulokował pytające spojrzenie na dużych oczach Włoszki. Na początku wydawało mu się, że intencje rodziców są bardzo jasne - mieli nadzieję, iż ktoś kompetentny (ale i bezsprzecznie prezentujący się świetnie) sprawi, iż Blake będzie miał więcej ochoty ku temu, aby zająć się startupem z potencjałem, a nie jakimś zakładem pogrzebowym, na wspomnienie którego Jackie wywracała oczami, a Wayne gryzł się w język, aby nie skomentować wyboru syna.
- Wayne niekiedy traci poczucie czasu, ale bez przesady - mruknął, choć w tonie jego głosu tym razem zabrakło tak potrzebnej pewności siebie. Wszak mógł się mylić, a ojciec z czasem zrobił się jeszcze bardziej sfiksowany w temacie pracy, albo - co gorsza - polityki, od której skutecznie próbowano go odciągnąć i zniechęcić.
- Nie wiem - fuknął z pobrzmiewającą irytacją i zniecierpliwieniem, które pojawiło się dodatkowo przez to, że nie potrafił zlokalizować swoich spodni, po które sięgnęła kobieta.
- Czego chcesz od życia, Accardi? - podjął, jedną rękę wyciągając po swoją własność, a palcem wskazującym sięgając jej podbródka, aby sprowokować spotkanie tęczówek na jednej linii.
- Czyli od tej pory mam traktować cię jak siostrę? -
prychnął z rozbawieniem, nie omieszkując zahaczyć dłonią o materiał jej szlafroka, przy czym zdążył dokładnie otaksować szatynkę wzrokiem. Zdawał sobie sprawę, że nie to miała na myśli mówiąc o swoich kontaktach z jego ojcem, a on bynajmniej nie miał zamiaru patrzeć na Giselle w ten sposób.
- Zapytam - skłamał gładko (a może i nie), po czym przechwycił jeansy i dokończył próby sprawnego (choć nie do końca się to udało tak szybko, jak chciał) ubrania się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokora i szczerość, z jaką panna Accardi wyrzucała z siebie kolejne zdania, dziwiła nawet ją samą. Nigdy do tej pory, nie przemawiała do kogokolwiek tak prawdziwie, jak w chwili obecnej. Odkrywanie się przed kimś w ten sposób, szatynka uważała za słabość, której unikała, niczym ognia piekielnego. Czasy, gdy Włoszka była zależna od osób trzecich, wykorzytujących jej naiwność i zadających cios za ciosem bez choćby mrugnięcia okiem, już dawno minęły. Nie zamierzała tego zmieniać. Nawet ktoś taki, jak Blake Griffith nie będzie w stanie jej zranić. Nie pozwoli mu na to, a jeśli konsekwencją owej decyzji, okaże się definitywne zakończenie tego romansu, to chociaż bardzo będzie nad tym ubolewała, ostatecznie pogodzi się z takim stanem rzeczy.
Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie, w rzeczywistości była prostsza, niż mogłoby się wydawać. Świadomie decydując się na skomplikowanie łączącej ich relacji, nie obiecywali sobie, że kiedykolwiek będzie z tego "coś więcej" w danym momencie żadne z nich czegoś takiego nie chciało, ale czy Giselle wciąż myślała podobnie? Czy była w stanie nadal trwać w relacji czysto fizycznej? Relacji, która tak naprawdę nie daje jej nic więcej? A może coś się znieniło? Tak wiele pytań kłębiło się w głowie tej temperementnej kobiety, a odpowiedzi na nie zwyczajnie nie istniały...
Słysząc pierwsze pytanie, które padło z ust Griffitha, Gii zamrugała kilkukrotnie powiekami, zupełnie tak, jakby nie rozumiała jego sensu. - Dlaczego o to pytasz? Przecież dobrze wiesz, że dla mnie ta zmiana, była jeszcze większym szokiem, niż dla Ciebie. Nie, żebym teraz jakoś szczególnie nad tym ubolewała, bo nigdy nie będę żałowała owych przenosin, ale...- Urwała w pół zdania, gryząc się w język. - Do czego właściwie zmierzasz, Blake? - Zapytała wciąż się w niego wpatrując. To prawda, jej szef mógł być nieco skołowany powstałym zamieszaniem, ale ona również potrzebowała jasnych odpowiedzi. A jakby na to nie patrzeć, przy nim, gdy był tak blisko, nie potrafiła myśleć klarownie i chyba to najbardziej ją denerwowało.
Chcę Ciebie, nie widzisz tego? - ta myśl przeraziła Giselle na tyle, że milcząc odwróciła tylko swój wzrok. Nie zamierzała mu odpowiadać. Nie dlatego, że nie chciała. Ona chyba zwyczajnie bała się, że przypadkiem powie coś, co bezpowrotnie zmieni wszystko.
- Och, przestań sobie ze mnie drwić! - Prychnęła, z poirytowaniem strząsając jego dłoń, po czym wstała z łóżka, w tym samym czasie, dokładniej związując swój szlafrok. Zupełnie tak, jakby ten niewielki skrawek jedwabnego materiału, służył jej za zbroję, którą byłaby w stanie skutecznie obronić się przed jego bliskocią. - To byłaby prawdziwa katastrofa, bo nie wiem jak Ty, ale ja nie potrafiłabym patrzeć na Ciebie w ten sposób...- Przyznała z rozbrajającą szczerością, kątem oka zerkając na to, jak towarzyszący jej mężczyzna ubierał się. - Blake...- Accardi wyraźnie się zawahała, nie bardzo wiedząc co powinna jeszcze zrobić, aby go zatrzymać. Zostań ze mną... - Wychodzisz? - W końcu wydusiła z siebie to najtrudniejsze tego wieczoru pytanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może właśnie przez to - że nie dała mu się poznać aż tak z tej strony: szczerej i pokornej - Blake nie do końca był skłonny by uwierzyć w prawdę, którą mu serwowała na kolację. Zdecydowanie bardziej zamiast niej, wolałby zniknąć w prysznicowej kabinie, w której para powodowana gorącą wodą skutecznie umiałaby zakryć obraz sylwetki dwóch znajdujących się wewnątrz osób. To niestety nie było już możliwym; poirytowanie, myśli galopujące zbyt szybko, fakt, że subtelne zaufanie, którym błędnie zaczął darzyć ciemnowłosą nagle prysnęło jak bańka mydlana - to wszystko sprawiło, że Blake Griffith poczuł się najzwyczajniej w świecie... głupio. Gorycz tej myśli nieprzyjemnie osiadła na męskim podniebieniu, a on twardym spojrzeniem, pewną postawą i szorstkim tonem próbował odsunąć swoją ewentualną naiwność gdzieś poza mury tego mieszkania. Jej czterech ścian, które planował jak najszybciej opuścić.
Głęboki wdech nastąpił tuż przed tym, jak zacisnął szczękę i podszedł do okna, przy którym dokończył dopinanie guzików ciemnej koszuli. Wzrokiem błądził to po nocnym niebie, to po jasnych punktach miasta, jakie w tym momencie zdawały być się jedynie pretekstem, dla którego nie popatrzył na nią. Ewentualny żal i rozczarowanie wolał przemienić w znaną sobie doskonale obojętność, więc absorbujące go (wcale nie) przejeżdżające mokrą ulicą pojazdy stanowiły złudne centrum jego zainteresowania.
- Już do niczego nie zmierzam, Giselle - poinformował, a kiedy poprawił niewielkie guziki na rękawach, odwrócił się w kierunku Włoszki. Słowa, jakie miały paść w następstwie, były czymś, o czym wiedział od samego początku, jeszcze przed tym, nim zjawił się w progu drzwi prowadzących do mieszkania kobiety. Uznał, że to będzie dla niej czymś dobrym; zmianą na plus, szansą, którą chciał jej dać, choć tym samym dokładał przez to obowiązków samemu sobie. Teraz... całe te pożegnanie, miało bardzo słodko-gorzki wydźwięk. Niestety.
- Zostaniesz w pracy do końca miesiąca? Dogadamy się co do warunków twojego odejścia - skwitował, nie czekając nawet na odpowiedź, a na znak, że jej nie oczekuje - uniósł dłoń w geście uciszenia. Nieco ponad tydzień, po którym ich drogi miały się rozłączyć, wszak ścieżki jakimi kroczył, niebezpiecznie często prowadziły go do pomieszczenia, w jakim właśnie się znajdował.
- Jeszcze jedno - mruknął bardziej do siebie, niż do niej, zatrzymując się kilka kroków przed wyjściem. Sięgnął do kieszeni kurtki, w której znajdowała się zgięta w pół koperta. I, nie, nie było to tym, na co mogło wyglądać na pierwszy rzut oka, a on nie zamierzał tłumaczyć co znajdowało się w środku; miała sprawdzić sama. Najlepiej wtedy, kiedy on zniknie za drzwiami.
- Powodzenia, Accardi. Wydaje mi się że to może być czymś, czego chcesz i do czego dążyłaś - powiedział, na kilka sekund (za długo; to wcale nie było tak łatwe, jak myślał, że będzie) pozwalając sobie na skrzyżowanie swojego spojrzenie i jej. Krótki, chłodny cień uśmiechu (nie miał jednak nic wspólnego ze szczerym zadowoleniem) przemknął przez jego twarz, nim mogła usłyszeć po cichu, bez niepotrzebnego-emocjonalnego pokładu, zamykające się za Griffithem drzwi.

/zt, dzięki!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy Panna Accardi, była w jakikolwiek sposób zdziwiona tym, że Blake zwyczajnie nie dowierzał tym wszystkim informacjom, jakimi uraczyła go chwilę wcześniej? Prawdę powiedziawszy...wcale. W ciągu całego swojego życia kobieta z podobnymi zachowaniami, spotykała się aż nazbyt często, a działo się tak za sprawą tego, że przemawiała zgodnie z prawdą zdecydowanie zbyt rzadko, aby ktokolwiek był w stanie jej uwierzyć. Giselle od zawsze uchodziła za żywy obraz wszelkiego kłamsta i obłudy. Nic więc dziwnego w tym, że gdy z jakiś istotnych dla niej samej powodów, decydowała się sięgnąć po prawdę, w rzeczywistości osiągała zupełnie odwrotny skutek od tego, którego oczekiwała.
Tak też było i w tym przypadku. Włoszka chciała nawet coś dodać, lecz mężczyzna skutecznie uciszył ją jednym, dość wymownym gestem. Zamilkła więc, obserwując bezradnie to, jak odchodzi z jej życia.
- Zostanę tak długo, jak będzie trzeba... - Odparła tylko, nie starając się już zatrzymać Griffitha w swoim mieszkaniu. Nie potrafiła jednak tak po prostu stać i przyglądać się temu, jak kończy się ich wspólna historia. Podeszła więc do okna, w milczeniu wyczekując dźwięku zamykanych drzwi. Jednak zamiast niego, wydarzyło się coś, czego szatynka zupełnie nie brała pod uwagę. Odwracając się, zauważyła że jej szef pozostawia na komodzie kopertę z nieznaną nikomu zawartością.
Nie brzmiało, ani tym bardziej, nie wyglądało to zbyt dobrze, ale czy miała w ogóle prawo do tego, aby go winić? Gdy mężczyzna w końcu opuścił jej mieszkanie, coś w niej pękło. Na tyle, że nie myśląc nad ewentualnymi konsekwencjami swojego czynu, Accardi ruszyła jego śladem, wychodząc na korytarz.
- Blake zaczekaj! - Poprosiła, gdy udało jej się zrównać z nim krokiem. Przez moment milczała, zastanawiając się, co niby do jasnej cholery najlepszego wyprawia? Dopiero po chwili, dostrzegając w spojrzeniu mężczyzny pewną dozę zniecierpliwienia, ponownie zabrała głos.
- Przepraszam...przepraszam za to, że zdecydowałam się powiedzieć Ci o tym wszystkim tak późno. Być może, gdybym otworzyła się przed Tobą szybciej, to wcale nie musiałoby kończyć się teraz i w taki sposób. - Odparła, wydając przy tym z siebie ciche westchnienie. Swoją nieco drżącą od emocji dłonią pogładziła policzek Griffitha, następnie składając na nim delikatny, acz czuły pocałunek. Obdarowała go ostatnim, przesyconym żalem spojrzeniem, po czym wróciła do swojego mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Patrząc gdzieś przed siebie, kątem oka dostrzegła tę przeklętą po wsze czasy kopertę. Ze złością, zgarnęła ją z komody z zamiarem podarcia papieru na milion kawałeczków, ale w ostatnim momencie, zawahała się i ostatecznie, otworzyła kopertę, aby poznać ową, tajemniczą zawartość, zanim pozbędzie się jej raz na zawsze.
Ku swojemu zdziwieniu, wewnątrz nie ujrzała pieniędzy, lecz niewielką karteczkę, na której starannym charakterem pisma, został zanotowany numer telefonu do jednego z najlepszych projektantów na świecie.
To prawda, Blake Griffith odszedł, lecz pozostawił po sobie coś, co na zawsze zmieni życie tej goniącej za fortuną i sławą kobiety...

zt x2/ Ja równiez dziękuję i liczę na znacznie więcej w przyszłości!

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”