WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Matka wróciła do domu. Sytuacja w mieszkaniu się uspokoiła. Pochowali z Didi wszystkie niepotrzebne rzeczy do szafek, bo nie oszukujmy się gotować to oni w domu nie będą. Jaime z sypialni przeprowadził się do salonu jeśli chodzi o gry i w końcu przyszedł czas na odrobinę odreagowania weekendu z jędzą Warner. Z początku jego plan był taki, by zalec na cały dzień na kanapie i grać we wszystkie gry, na które przyjdzie mu ochota. Nawet był gotów olać koleżaneczki Didi, które zostały sproszone na babski wieczór. Pewnie tam robiły sobie paznokcie, foteczki, plotkowały o wacikach, czy cholera wie co jeszcze odczyniały. I serio, olewałby ciepłym dalej to wszystko, gdyby nie zaczęły go nagrywać na snapa i zaczepiać go głupimi tekstami. Miały siedzieć w pokoju, tak? W końcu nie wytrzymał i w chwili przerwy wystukał kilka wiadomości do Jima. Modlił się w duchu, by chłopak miał wolny wieczór i dał się wyciągnąć na miasto, bo zwariuje z nadmiarem progesteronu w mieszkaniu. Wyłączył plejaka i w sumie jak siedział tak wyszedł z mieszkania. Nie był babą, żeby przebierać dres na jakiś super outfit. Wcześniej tylko chwycił portfel, bo pewnie w barze do fajki wypiją sobie po piwie, a przecież samochód prowadzi się tylko na trzeźwo.
Na miejscu klasycznie zbił piątkę z kumplem i klepnął go po plecach na przywitanie. W środku pewnie usiedli przy wolnej fajce wodnej i po nasadzeniu jednorazowych nakładek, Jaime zaciągnął się. .- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że wyszedłeś ze mną. Bym chyba pierdolca dostał z tymi babami - powiedział wypuszczając dym z płuc i pokręcił głową. Kochał Didi bez dwóch zdań, ale te jej kumpele były przynajmniej ułomne na umyśle.
-
Tego wieczoru miał w planach zostanie w domu i razem z Hallie ogarnąć tygodniowy syf, ale skoro dziewczyna wolała jednak wybrać randkę z Jakiem (co nie miał oczywiście nic przeciwko temu) to jednak nie miał serca odmawiać kumplowi wyjścia na miasto. A przy okazji dawno się przecież nie widzieli, więc trzeba było nadrobić wszystko co działo się do tej pory.
- No gdzie, tobie odmówić? - zrobił wielkie oczy gdy wreszcie znaleźli odpowiednie miejsce i rozsiedli się niczym królowie tego świata przy jednej z fajek. Wszak imprezy z Jamie zawsze były udane - Znam to, kocham Hallie jak własną siostrę, ale czasem mam ochotę ją udusić - przytaknął zerkając na kumpla z wyraźnym zrozumieniem w oczach, chociaż on na szczęście nie był w jakimś super poważnym związku. Hej, on nie był w żadnym związku! - No to teraz masz mi się wyspowiadać z tego co u ciebie słychać - wyszczerzył się sięgając po swoje piwo i robiąc pierwszego łyka.
-
-
- stary.....ja cię naprawdę podziwiam - kiwnął głową z wyraźnym uznaniem w głosie, bo widział po chłopaku jak bardzo się starał, aby ten związek przetrwał wszystko. W ogóle podziwiał go, bo nie raz Didi była z nimi i no on chyba nie dałby rady z tą dziewczyną, nawet jeśli pod tą przykrywką tych wszystkich torebek od Gucci dostrzegał w niej prawdziwą Didar, to ile pracy musiał wkładać to codziennie Jaimie? Nie zazdrościł mu tego wcale jakoś - Ziom, jak ja ogarnąłem pierwszy rok prawa, to ty nie dasz rady? - aż uniósł brew do góry nieco rozczarowany jego marnym zapałem w edukację, ale w sumie trochę mu się nie dziwił. Oczywiście teraz śmieszkował bo zaraz przecież wybuchł śmiechem widząc kumpla minę. - Ale..jakoś się pozbierała? - zapytał jeszcze bo widział jak Jaime to wszystko przeżywał, więc nie olewał tak ważnych tematów dla niego. - Uhm...nie do końca...jeśli mam być szczery...- powiedział, sam musząc wziąć teraz w obroty fajeczkę, bo rzeczywiście działała cudy i łatwiej mu też było rozmawiać o tych wszystkich trudnych sprawach - Wiem, że nie powinienem się wtrącać...ale kurwa mać...widziałem jak mój stary uderzył matkę..Jaime, co mam robić? Dean jak się dowie, to się wkurwi, że na bank pójdzie do niego i zrobi mu aferę- powiedział z ciężkim westchnięciem wspominając swojego brata i wywlekając rodzinne brudy Fitzgeraldów na światło dzienne, ale akurat Warnerowi ufał na sto procent.
-
-
Nie przechodź pod drabiną! - a Mitch niegdyś robił to przy byle sposobności.
Jeśli zbijesz lustro to czeka cię siedem lat nieszczęścia! - a Mitch zbił ich kilka, szczególnie w okresie kalectwa.
Czarny kot spotykany na drodze przynosi pecha! - a Mitch pragnął nawet takowego przygarnąć, gdyby nie obecność Milo.
Ten dzień nie miał należeć do pechowych, ba, ten dzień, a raczej wieczór miał być obfity w niekoniecznie nowe, a raczej dość uśpione wrażenia. Niby z pozoru zwyczajny wypad dwójki znajomych. Tak, to niezbyt wyraziście brzmiało.
Brown jednakże odczuwał stres, bowiem Rain stopniowo wysuwała się spoza wcześniej określonej kategorii. Miał mętlik w głowie, i to nie byle jaki, gdzie co rusz przewijał się temat jego niepełnosprawności, bo przecież uznał, że przestanie się angażować. Że relacje na podłożu damsko-męskim nie były dla niego. Z drugiej strony jednak, przy Rain czuł się na tyle dobrze, że zapominał wtedy o tym, że poniekąd był w jakimś stopniu gorszy od reszty społeczeństwa.
Cieszył się, że jego brat wybył już gdzieś z samego rana. Nie uśmiechały mu się przecież tłumaczenia, gdyby rzucił tekstem "wychodzę wieczorem". Pojawiłaby się wtedy ciekawość i natrętne pytania typu "z kim, gdzie", a Mitch miał dość takowych reakcji bo "po co, dlaczego". Cholerne językowe przypadki, które potrafiły zasiać niezły zamęt.
W dobie przygotowań niepotrzebne było mu lustro. Świtało w zasadzie też, gdyż funkcjonował w mroku.
Na siebie przyodział błękitną koszulę, którą ubierał raczej na jakieś specjalne okazje, tudzież rodzinne obiady, byleby matka nie prawiła mu kolejnych morałów. Dla niego ten fragment garderoby nie był raczej zauważalny na tle tych pozostałych - bo i jak? Z jakiegoś powodu jednakże lubił akurat materiał owej koszuli. No i od Roberta wiedział jakiej barwy jest. Miał tylko nadzieję, że nie przesadził, bo co jeśli Rain traktowała te wyście jako spotkanie kumpli czy czegoś nader podobnego? Mitch chyba nie chciał angażować się w coś, co nie miało większej racji bytu. Zbyt wiele porażek spotkało go na podłożu relacyjnym, aby i teraz dorzucić tam kolejną cegiełkę. Strach przed bólem emocjonalnym jednoznaczne blokował jakby barwniejsze wizje możliwej przyszłości. W szarościach przecież trwać nie chciał. Brakowało mu bliskości czy czegoś tak prozaicznego jak poranna, przy akompaniamencie kawy rozmowa z drugą osobą. O innych aspektach związków już nie wspominając. Prawdopodobnie wolał się zestarzeć u czyjegoś boku, aniżeli w otchłani pieprzonej samotności. Bo każdy zasługiwał na odrobinę szczęścia.
- Ty zostajesz. Ja wychodzę - Mitch rzucił na odchodnym do Milo, swojego psa, którego merdanie ogonem w rytmicznym tempie uderzało o podłogę. Zwierzę chyba spodziewało się spaceru, a nie trwania w pojedynkę w pustym i jakże cichym mieszkaniu.
Brown wsiadł do wolnej windy tuż po połączeniu odebranym od Rain. Kobieta czekała już na niego na dole, skąd mieli udać się bezpośrednio do baru umiejscowionego całkiem niedaleko, bo w tej samej dzielnicy.
Gdyby widział, to prawdopodobnie oceniłby swoją aparycję w lustrze, jakie to znajdowało się w kabinie windy. Obecnie zadowolił się po prostu czekaniem oraz nerwowym uderzaniem palcami od dłoni w metalową rurę. W końcu, dźwięk automatu puszczonego z głośników, obwieścił mu dotarcie ma parter.
Drzwi otworzyły się, potem nastąpiło pchnięcie tych kolejnych, nieco innych - aż udało mu się wydostać na zewnątrz budnyku.
- Hej! - rzucił gdzieś w eter z uśmiechem, bo przecież bez szczątkowej pomocy nie był w stanie zlokalizować swej dzisiejszej towarzyszki - Mam dość infantylny pomysł... Przegrany w rozgrywce bilarda będzie musiał wytatuować sobie Chojraka...
-
Starała się przez cały dzień nie myśleć zbyt intensywnie o wieczorze i o tym co może się stać, a co nie powinno. Poczytała trochę o wydarzeniach mających miejsce w Halloween i z ulgą stwierdziła, że dobrze, że tam nie była i nie musi się tym zajmować również zawodowo. Trochę szkoda, że przy tak głośnej sprawie nie będzie jej nazwiska, ale z drugiej strony nie miała też na to wpływu. Przekąsiła coś w porze obiadowej, po czym wzięła długą kąpiel i zajęła się pielęgnacją skóry, włosów i paznokci. Zdawała sobie sprawę, że Mitch prawdopodobnie nie dostrzeże jej starań, ale też nie robiła tego dla niego. Głównie dla własnego, lepszego samopoczucia. W końcu inaczej czuje się człowiek, który o siebie zadba od tego, który nie robi przy sobie prawie nic. Rain zawsze miała lepszy humor będąc świeżą i pachnącą. Ułożyła włosy, zrobiła makijaż i założyła na siebie dopasowaną, srebrną koszulkę z dekoltem, czarne jeansy i wysokie, również czarne szpilki. Przed wyjście narzuciła czarną, skórzaną kurtkę. Wyszła nieco wcześniej, aby po drodze wstąpić po Mitcha.
Mężczyzna zszedł do niej i odrobinę zaskoczył ją swoim ubiorem. Wyglądał dosyć elegancko. Na pewno bardziej od niej. Naturalnie było mu w tej koszuli do twarzy i odrobinę jej schlebiał. Ciekawe czy chciał zrobić na niej takie dobre wrażenie, jeżeli tak, to mógł być z siebie dumny. — Dobry wieczór, Panie Brown —odpowiedziała na powitanie, patrząc na niego dłużej, niż w rzeczywistości powinna. Nie szkodziło to jednak, bo i tak nikt tego nie zauważy.
Auto zaparkowała przed wejście do budynku, w którym mieszkał Mitch, ale do pubu mogli przejść się na piechotę, to nie było daleko. Wzięła go pod rękę, ruszając w stronę dzielnicy rozrywkowej. Po drodze zaśmiała się na jego propozycje. Zanim wysiadła z auta, wyciągnęła spod siedzenia piersiówkę i połknęła kilka sporych łyków ognistej. Prawdopodobnie chciała sobie w ten sposób dodać odwagi. Mimo to, w pierwszej chwili pomyślała, że propozycja gry w bilard i to z zakładem, jest jedynie żartem z jego strony. W końcu zdała sobie sprawę, że jednak nie. — Niech będzie chojrak — przytaknęła więc, dopiero po chwili uzmysławiając sobie, że przegrana z osobą, która nie mogła widzieć, będzie jedną z dosyć znaczących porażek w jej życiu. Weszli do lokalu i zajęli stolik tuż przy stole bilardowym. Zamówili po piwie na dobry początek i jakieś przekąski. Wyglądało na to, że grę zaczyna autor tego niecodziennego pomysłu.
-
Dźwięk jej głosu wyraźnie go ucieszył, co idealnie odzwierciedlał usmiech jawiący się na jego twarzy.
A więc to było to... Właśnie rozpoczęła się godzina zero...
Od czasu rozstania z Claire nie dopuszczał kobiet do siebie tak blisko, jakoby obawiał się kolejnego zranienia.
Choć... Czy cieplejsze wspomnienia nie charakteryzował niekiedy ból? Ten emocjonalny rzecz jasna.
Z wdzięcznością przyjął małą pomoc ze strony Rain, kiedy ta chwyciła go pod rękę. Laskę więc definitywnie złożył i wcisnął ją w kieszeń od kurtki. Nie potrzebował przecież teraz tego wspomagania, badania gruntu, by wyłapać przed sobą możliwe przeszkody. Teraz to ciemnowłosa kobieta była jego oczyma. Jaśniejszym blaskiem rozpraszającym gesty mrok.
Pogoda wręcz nastrajała do dłuższego spaceru, ale skoro umówili się na ten (dla kogoś pechowy) bilard, to wypadłoby udać się do pubu. Ten na szczęście mieścił się całkiem niedaleko, toteż nie musieli używać jakiegokolwiek środka transportu.
Już od progu lokalu było widać, iż koleś stojący za barem oraz Mitch się znają - i to całkiem dobrze. Wystarczyło się przysłuchać ich rozmowie, by wyłapać fakt, że profiler bywał tu dość często. Zwykle przychodził w towarzystwie brata na bilard. Niepełnosprawność przecież nie równała się siedzeniu w domu, pośród czterech ścian. Mitch starał się zbytnio nie ograniczać w doborze tych jakże ludzkich rozrywek. Nauczył się grać w bilard czy rzutki chociażby, jednakże w przypadku tych drugich lepiej, aby nikt nie znajdował się wtedy w pobliżu. Tak dla bezpieczeństwa.
Zamówiwszy po piwie, razem z Rain przenieśli się w rejony stołów. Brown wciąż kurczowo trzymał się ramienia kobiety, gdy przedzierali się koło innych ludzi jak. Nawet, gdy się widziało, to można było przypadkowo na kogoś wpaść, a co dopiero, gdy obraz zdawał się być wyłączony.
- Ale ja mówię serio, Rain - jasnowłosy odniósł się do Chojraka, po czym chwycił swój kufel i pociągnął z niego łyk chmielowego napoju. Jedna z dłoni nieco po omacku wysunęła się w przód, jakby w próżni doszukując się takiego przedmiotu jak kij bilardowy. Jeśli zacznie nim tak wymachiwać, to jeszcze kogoś przypadkiem pozbawi wzroku - Mój starszy brat jest tatuażystą... Zresztą, myślisz, że skąd mam te wszystkie dziary? - uśmiech niemalże nie schodził mu z warg, bo przecież swój irracjonalny pomysł uważał za iście wyjątkowy i realny do spełnienia - Jako nastolatek służyłem mu jako żywe płótno, a matka wychodziła z siebie, gdy pojawiałem się w domu z kolejnymi obrazkami. Szczególnie, z tymi na szyi i dłoniach - tak bardzo widocznymi. Nie dziwnym więc, że przy takim widoku u Anne objawiał się stan przedzawałowy - Tatko z kolei rzucał te słynne "na dupie sobie jeszcze zrób, a potem wracał do czytania gazety - tu zaśmiał się cicho na samo wspomnienie, bo cała scena wciąż wygląda śmiesznie z jego perspektywy - A wracając do sedna, to panie mają pierwszeństwo - i delikatnym ruchem dłoni zachęcił Rain by rozpoczęła rozgrywkę.
-
Szli ulicą, oświetloną lampami i witrynami sklepów oraz restauracji. Niedługo pewnie będą mogli podziwiać świąteczne ozdoby. Przynajmniej ona będzie mogła, bo Mitch będzie musiał zadowolić się samą świadomością, że one tam gdzieś są. Nieraz jak widziała coś co cieszyło oko, jednocześnie myślała sobie jaka to szkoda, że Mitch nie może tego zobaczyć i już nigdy nie będzie mógł.
Gdy weszli do środka zauważyła, że Brown jest tutaj stałym bywalcem, nie to co ona. Nie poczuła się z tym jednak niekomfortowo, bo nie padły żadne dziwne pytania lub teksty. Nie przeszkadzał jej też kontakt fizyczny z profilerem. Nie tylko dlatego, że tak było mu się łatwiej poruszać. Po prostu jej to nie przeszkadzało, chociaż zazwyczaj stroniła od fizycznej bliskości z innymi osobami, czasami nawet bliższymi.
Przy stoliku zdjęła kurtkę i napiła się piwa. Kątem oka zerknęła na stół do bilarda. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak ktoś, kto nie widzi, może w niego grać, ale skoro Mitch nie miał z tym większych problemów, a nawet założył się o to kto wygra, to być może nie było to wcale takie trudne.
— No to teraz wszystko jasne. Już wiem kto Cię tak urządził — uśmiechnęła się pod nosem, a słysząc o reakcjach rodziców - zaśmiała szczerze i pokręciła głową. Nie bardzo wiedziała jednak jak to skomentować, bo ona nie miała tego typu problemów. Jej dorastanie wyglądało nieco inaczej. To ona musiała być tą odpowiedzialną, która dba o brata i matkę po śmierci ojca. Mogła to sobie co prawda później odbić, ale potem pojawiła się praca i małżeństwo i jakoś znowu nie było na szaleństwo miejsca ani czasu. Być może aż do teraz. Kto wie czy to nie tej właśnie nocy dorobi się własnego tatuażu i to nawiązującego do dzieciństwa. W pierwszej chwili myślała, że to on rozpocznie, ale równie dobrze ona mogła to zrobić.
— Wspaniale… No to zaczynam, zobaczymy kto dziś skończy z tatuażem — mruknęła, dopijając piwo, i podchodząc do stołu bilardowego. Rozpoczęła grę.
1-powodzenie, 2-niepowodzenie
[dice]d2 = 2030995820 [/dice]
-
Wewnętrznej histerii i depresji nie było końca. Z tego dołku mentalnego wyciągnęła go terapia, jak i długie rozmowy z rodzeństwem. Pierw musiał dostać dosłownego kopniaka w dupę od Henry'ego, by w sensie metaforycznym przejrzał na oczy.
Z czasem zaczęło się robić po prostu lepiej, naturalniej, a Mitch nauczył się stopniowo funkcjonowania w świecie, gdzie odebrano mu jeden ze zmysłów. Droga ta nie była łatwa i już na pewno nie usłana różami. Te przeciwności wyrobiły w nim wolę ducha, widoczne samozaparcie, gdyż teraz, nie zwykł poddawać się, nawet jeśli początkowo ponosił porażkę. Charakter ewoluował i umocnił jego jednoznaczne pokonywanie trudności; bo dostrzegał przecież kłody rzucane pod nogi - lecz nie w kontekście czysto wizualnym.
Czy zatem czuł magię zbliżających się świąt, skoro nie mógł zachwycać się kolorowymi błyskotkami jakie to rozwieszano powoli na witrynach sklepowych?
Oczywiście, że tak! Jemu wystarczył zapach jedzenia, który wypełniał rodzinny dom - korzennych ciasteczek także, które wręcz uwielbiał. A nic tak nie nastrajało odpowiednio niż woń żywego drzewka choinkowego, które dzień przez wigilią do domu z niemałym trudem przytachał Edgar Brown. Oczywiście dziadek Harold zazwyczaj wtedy nie rozumiał po co jego syn wtargnął z tym badylem, skoro powinni malować pisanki. Jemu zwykle pieprzyły się wszystkie święta; i to razem wzięte. Wystarczył sam klimat oraz ciepło rodzinnego miru, by poczuć ducha prawdziwych świąt; nawet jeśli nie mogło się podziwiać pewnych, atrakcyjnych dla oka rzeczy.
Jasnowłosy starał się żyć normalnie. Bez większych ograniczeń, bo jakieś się jednak zdarzały. Nie odpuszczał sobie wypadów na piwo, takich jak te. Czy nawet gry w bilard. Latami przecież nabierał doświadczenia w tej dziedzinie, co nie zawsze było łatwe, skoro jego brat lubił go wtedy oszukiwać. Przegranie z niewidomym uderzało w ego; i to nader znacząco. Tym razem było inaczej, bowiem oboje z Rain byli tutaj dla dobrej zabawy, a zakład zdawał się być wisienką na torcie. Poniekąd.
Mitch usłyszawszy dźwięczny śmiech kobiety, aż uśmiechnął się pod nosem. Było w tym coś naturalnego i urzekającego zarazem. Poza tym, to on ją rozbawił, a więc chcąc nie chcąc dziwnie ukłucie dumy go dosięgnęło.
- Masz uroczy śmiech - wypalił, zanim postanowił ugryźć się w język. Po kilku sekundach jednakże uznał, że nie ma zamiaru sprostować swojego stanowiska, gdyż już dawno przestały łączyć ich wyłącznie relacje czysto zawodowe, toteż wszelkie skrupuły związane z brakiem moralności uleciały. Nagle i bezpowrotnie - Opowiesz mi jak wyglądasz? - inaczej przecież nie będzie w stanie jej w głowie zobrazować. A to miał zamiar uczynić.
Po chwili usłyszał dźwięk bili uderzających o siebie - to Rain rozpoczęła rozrywkę, i to z dobrą passą, bo Brown wychwycił odgłos wpadającej bili do łuzy.
- Całe czy połówki? - miał nadzieję, że tym razem obejdzie się bez krętactw, które były domeną kogoś innego w owej grze.
-
— Całe — odparła całkowicie szczerze. Jak ma wygrać, to na pewno bez żadnych sztuczek. Mimo, że bardzo lubiła wygrywać, to nigdy nie oszukiwała. przynajmniej nie w grach.
Komplement odebrała bardzo pozytywnie. Nie było wielu kobiet, które nie lubiły komplementów i ona na pewno do nich nie należała. — Dziękuję — odparła, przechodząc na drugi koniec stołu bilardowego.
Pytanie, które zadał wydało jej się odrobinę dziwne. Być może dlatego, że nikt nigdy jej jeszcze o to nie zapytał. Zważając jednak na okoliczności było całkowicie zrozumiałym, że Mitch chciałby w końcu wiedzieć jak Rain wygląda. Dobrze, że zapytał ją, a nie nikogo innego. Poza tym dopiero teraz doszło do niej, że on naprawdę nie ma pojęcia jak ona wygląda. Poczuła się też odrobinę jak egoistka, skoro zadowoliła się tylko tym, że ona wie jak wygląda on. inaczej być może wcześniej by o tym pomyślała, prawda?
— Brunetka, włosy proste, nieco za ramiona, niebieskie oczy, mały nos, metr sześćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt pięć kilogramów — wymieniała, jednocześnie przymierzając się do dalszej gry. W pierwszym momencie dziwnie było jej opisywać samą siebie, ale chciała to zrobić mimo wszystko dosyć szczegółowo, aby mógł ją sobie chociaż wyobrazić. — Piegi — dodała z lekkim uśmiechem i uderzyła w bilę.
[dice]d2 = 1545659812 [/dice]
-
- A więc mnie przypadły połówki - skwitował, gdy to jego towarzyszka obwieściła mu, jakie warianty kolorystyczne zostały im przydzielone - Żebym tylko na dzień dobry nie zahaczył o czarną ósemkę - zażartował, pokładając w to przy okazji swe nadzieje, bo to oznaczało szybsze zakończenie gry, a tego wolał nie praktykować. Chciał nacieszyć się spotkaniem z Rain, które nie miało w żadnym wypadku podłoża zawodowego. I co lepsze, żadne z nich nie pomyślało choćby przez chwilę o Duchu, jakoby jego postać odeszła nagle w całkowite zapomnienie. O to chodziło przecież; aby odcięli się od prowadzonej sprawy, by wyciszyć swe niespokojne głowy i może choć raz utemperować narastającą z nocy na noc bezsenność.
- Nie musisz dziękować, bo to prawda - jemu rzeczywiście podobał się jej śmiech! Bo skoro gołym okiem nie mógł dojrzeć jej postaci, to zwracał uwagę na te inne aspekty; aby móc ją jakoś poznać, wyobrazić, stąd też ta nagła, możliwie, że niespodziewana prośba o opisanie siebie. Nie zamierzał jej przecież obmacać, by samemu wyłapać poszczególne walory kobiecej urody. Tak nie wypadało; nie na tym etapie znajomości. W związku z czym, zadowolić się musiał przekazem słownym, a jego umysł począł stopniowo rozrysowywać sobie Rain, a dokładniej to jak w rzeczywistości wyglądała. I ciężko było zaprzeczyć temu, iż było to całkiem przyjemne doświadczenie, doznanie; jak zwał, tak zwał.
- Wzrost wyłapałem praktycznie od razu - wyjawił, nie kryjąc uśmiechu.
O to w zasadzie nie było nawet trudno, skoro sam mierzył prawie dwa metry, więc pierwsze co dostrzegał (nie wizualnie rzecz jasna), to te centymetry określające istotę, z którą miał notabene w danym momencie do czynienia. Oczywiście, nie uważał tego za coś złego; że Rain była od niego dużo niższa. Wręcz przeciwnie.
- A i piegi... Za szczeniaka miałem ich pełno na twarzy, a potem jakoś wyrosłem...- nawet jeśli teraz uwidaczniały się czasami od słońca te charakterystyczne plamki, to nie miał o tym po prostu bladego pojęcia.
Wyłapawszy po raz kolejny charakterystyczny odgłos uderzanych o siebie bili, nie wyodrębnił tego, który informowałby o ponownym zaliczeniu łuzy; także nastała i jego kolej, co zaraz potwierdziła jego towarzyszka.
- Dobra, a więc mnie więcej wytłumacz mi, gdzie jest biała bila i w jakiej odległości znajduje się od połówek - poprosił i chwyciwszy w dłoń odpowiednio kij, drugą przesunął po strukturze stoły, aby wyczuć, gdzie dokładnie znajdowały się łuzy. Przy pomocy Rain wycelował w białą bilę, w kierunku, jak mniemał czerwonej połówki.
[dice]d3 = 1552462898 [/dice]
A więc skusił! I nawet jeśli już był blisko dotknięcia przy użyciu odpowiedniej siły białej bili, tak przy braniu zamachu końcem bilardowego kija przez przypadek szturchnął bok jakiegoś napompowanego od sterydów kolesia, który mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, najwidoczniej nie był zadowolony z takowego obrotu sprawy...
-
Przyglądała się mu, popijając kolejne piwo, które przyniosła im kelnerka. Niby nic wyjątkowego, ale dzisiaj ten napój wyjątkowo jej smakował. Śledziła ruchy mężczyzny, zastanawiając się jak wygląda gra w jego wykonaniu. Jakaś jej część miała wrażenie, że lada moment Mitch zaśmieje się i powie. że żartował i przecież nie będzie grał, skoro nic nie widzi. Z drugiej jednak strony naprawdę mu uwierzyła i chciała żeby jednak to nie był jeden wielki wkręt. Pewnie poczułaby się po prostu głupio.
Uśmiechnęła się pod nosem. — Tym bardziej jestem wdzięczna za ten komplement — odparła, opierając kij na podłodze, a końcówkę trzymając w dłoni. Opierała się pośladkami o stolik, stoją przodem do stołu bilardowego, aby mieć wszystko na oku.
To prawda, że gdyby Mitch postanowił położyć na niej ręce, aby wybadać fizycznie jak wygląda, to prawdopodobnie byłoby to ich ostatnie spotkanie. Nie spodziewała się jednak takiego posunięcia. Już wcześniej zauważyła, że profiler jest rozważny i ostrożny.
— To takie oczywiste? — nawiązała do swojego wzrostu. — Jako dziecko miałam co prawda więcej piegów, ale nadal licznie pokrywają moje policzki i nos.
Wzięła kolejny łyk piwa. Gdy mężczyzna poprosił ją o wskazanie bili i wytłumaczenie gdzie znajduje się reszta, zrozumiała w końcu jak to będzie wyglądać. Niby czego innego mogła się spodziewać? Tego, że Mitch będzie magicznie od razu wiedział gdzie co jest, mimo że nie może nic zobaczyć? Pokręciła powoli głową, uznając że chyba jej głowa unosi się teraz gdzieś w chmurach. A może to te perfumy? Albo procenty, powoli mieszające jej w głowie?
Wytłumaczyła mu jak wygląda sytuacja na stole bilardowym i z zaciekawieniem obserwowała dalszy bieg wydarzeń.
Niestety nie wszystko poszło po myśli jej towarzysza. O tym, że Mitch niebezpiecznie zbliża się do dużego mężczyzny po swojej prawej, zorientowała się odrobinę za późno i nie zdążyła go ostrzec.
— W porządku, nic się nie stało — zawołała pospiesznie, mierząc go niezbyt przychylnym wzrokiem. Nieznajomy postanowił zrezygnować z konfrontacji i tylko ostatni raz łypnął na blondyna, po czym się przesunął. Gdy przeniosła wzrok na Browna, lekko się uśmiechnęłą.
— Teraz chyba moja kolej? Pech to pech — mruknęła trochę wyzywająco. Każdemu się mogło zdarzyć, a u niej nie będzie forów. Kontynuowała grę.
[dice]d2 = 1429480499 [/dice]
-
- Piegi są urocze - ponownie uraczył Rain komplementem, bo przecież właśnie o niej była mowa. Uśmiechnął się przy tym lekko i wpadając w wir kolejnych przemyśleń. Całkiem przyjemnych rzecz jasna, nie skupił się odpowiednio na grze, przez co przypadkowo zahaczył końcem kija o mężczyznę znajdującego się tuż za nim. I ze sprawnym wzrokiem mógł to przecież zrobić, skoro w roztargnieniu oceniał otaczającą go rzeczywistość.
- Co do kurwy?- odezwał się rosły jegomość, którego szyi praktycznie nie było widać, jakoby wielka głowa zrosła się z tułowiem. Nie był raczej zadowolony, co Mitch rozpoznał poprzez jego barwę głosu, aczkolwiek, czy ktoś mógłby się cieszyć, gdyby nagle jakiś facet z impetem wbił koniec kija w brzuch niemalże?
- Ugh... Wybacz - Brown o mało nie burknął czegoś w stylu nie zauważyłem , chociaż ciemne okulary na jego nosie, a także biała laska wystająca z kieszeni spodni były jednoznacznym wyznacznikiem defektu, który przecież posiadał.
Łysawy typek mruknął coś kompletnie niezrozumiałego pod nosem, co zapewne wyrażało jego niezadowolenie. Pewnie by użył siły, gdyby nie to, że miał kalekę przed sobą. A tak nie wypadało! Podniósł jeszcze spojrzenie na Rain, gdy ta postanowiła się odezwać i z kuflem piwa, który dzierżył w dłoni, powrócił do swojego towarzystwa. Kątem oka jednak wciąż łypał na Mitcha, chcąc chyba potwierdzić wiarygodność jego niepełnosprawności.
- Już bym doprowadził do jakiejś bijatyki - pokręcił przy tym swoją głową, a potem ponownie skupił się na Rain oraz grze. Już po chwili usłyszał dźwięk uderzających o siebie bil, a któraś z nich; zapewne cała, zaliczyła łuzę.
Więc to jemu prawdopodobnie przyjdzie wybrać w swoim czasie odpowiednie miejsce na tatuaż Chojraka...