WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
<div class="tm-tytul">freak show
<b>porwanie</b></div></div>
<div class="tm2">
<div class="tm3">
Jest godzina 22, na dworze panuje mrok, a ty masz za sobą kilka obejrzanych horrorów, aby wczuć się w klimat zbliżającej się Halloweenowej imprezy. Po otrzymaniu zaproszenia wahałaś się czy udać się we wskazane miejsce, ale mimo to ruszasz z domu. Nie czujesz strachu, bo wiesz, że wydarzenia jakie będą się działy to tylko fikcją, ale i tak rodzi się w tobie irracjonalny niepokój. Po chwili jednak zdajesz sobie sprawę, że nie możesz pozbyć się z głowy niektórych postaci z filmu, który obejrzałeś i po dotarciu na miejsce nerwowo rozglądasz się wokół siebie. Masz włączoną latarkę, bo to był wymóg - w jakiś sposób pozwala ci się uspokoić… tak jest dopóki, dopóty nie dostrzegasz kształtu, przesuwającego się przed źródłem światła, tworząc cień padający wprost na ciebie. <br>
Dzięki za źródło światła. Miałbym problem z odnalezieniem Cię w tych ciemnościach. - słyszysz tuż przy swoich uchu. Łapią cię czyjeś gnijące ręce, a drugie zarzucają na twoją głowę worek. Prowadzą cię w nieznane i po chwili lądujesz na pace samochodu. W jego wnętrzu słychać tylko cichą, wygrywaną melodię... bądź twarda, to niedługo się skończy, a HALLOWEENOWA impreza rozkręci się na dobre.
</div></div></div></table>
-
Na tę okazję ubrał się wygodnie, pozostawiając elegenację w swojej dużej, drewnianej szafie, którą w przeszłości dzielił z kimś, kto od dawna nie gościł w jego życiu - szafa nie była wypełniona, bo nigdy nie potrzebował dużo. Był minimalistą i intelektualistą, uważającym, że lepiej mieć dużo w głowie, a wokół siebie posiadać tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Gdyby ktoś nagle zajrzał przez okno do jego salonu lub sypialni, z pełnym przekonaniem uznałby, że Preston potrzebuje kobiecej ręki. Jak na syna pedantki przystało miał co prawda czysto, ale bardzo surowo.
Gdy tylko wszedł do kina, poczuł zapach świeżo prażonej kukurydzy, który tak bardzo uwielbiał. Kupując bilet, uśmiechnął się grzecznie do dziewczyny za kasą, której dał się po chwili namówić na kubełek popcornu i średni napój.
Wszedł na salę, starając się nie rozglądać i nie interesować kto siedzi już tam siedzi. Mimo że co jakiś czas wybierał się do kina na podobne filmy, to za każdym razem czuł się odrobinę nie na swoim miejscu. Przynajmniej dopóki nie gasły światła, aby mógł rozbłysnąć duży ekran. Wtedy był tylko on i jeden z ulubionych filmów. Dzisiaj skusił się na Dirty Dancing, którego nigdy jeszcze nie oglądał w kinie.
Rozsiadł się mniej więcej w środkowym rzędzie i fotelu. Stres już nieco opadł, więc napił się odrobiny napoju i oparł wygodnie, zapominając o całym świecie, a co za tym szło, i o wyciszeniu telefonu.
Seans się zaczął, reklamy minęły i rozpoczął się film, w który Preston całkowicie wsiąknął. Chyba jedyną rzeczą, która oderwałaby go od filmu, byłby alarm przeciwpożarowy albo na przykład głośna melodia przychodzącego połączenia.
Co się dzieje? Czy to jego telefon? Rozejrzał się zdezorientowany.
-
Denerwował ją jedynie popcorn, którym ludzie chrupali i rozpraszali ją zapachem. Chciała w spokoju obejrzeć film, a nie dostawać prażoną kukurydzą w głowę od jakichś bachorów, które przyprowadziła matka, bo nie miała z kim ich zostawić. Tym razem jednak skusiła się. Była głodna i miała przeogromną ochotę na niezdrowe przekąski, z colą w zestawie, rzecz jasna. Usadowiła się po środku sali, dumnie wyczekując ulubionego filmu. Dirty Dancing był u niej filmem w kategorii świąteczne, lecz nie mogła narzekać. Lubiła oglądać go w klimacie świątecznych lampek choinkowych, z gorącą czekoladą z piankami i otulona kocem.
Większość filmu minęła w spokoju. Nie było na sali wielu ludzi, a popcorn wyjątkowo stanowił otoczkę dla nowego klimatu oglądania Wirującego Seksu. Napawała się tym wszystkim, a przede wszystkim ciszą, która zapadła, bo ludzie oglądali jak zahipnotyzowani. Dobrze, przynajmniej nikt nie przeszkadzał. No, do czasu.
Dźwięk telefonu drażnił ją na początku, lecz później już ją denerwował bardziej. W najlepszym momencie filmu, który ktoś sabotował w tak durny sposób. Rozejrzała się po sali, mrużąc oczy jakby to miał pomóc jej znaleźć intruza. Teraz nastały czasy, w których nikt nie zważał na filmy i nawet przychodząc do kina, siedział z nosem w telefonie. Może znalazł się kolejny geniusz, który tak właśnie postępował? W końcu namierzyła go. Najpierw shhhh-nęła na niego, a gdy to nie podziałało, rzuciła w niego popcornem.
- Człowieku, wyłącz ten telefon, bo nie słyszę co Baby mówi! Do kina wchodzi się z wyłączoną komórką, nie wiesz? – syknęła w jego stronę. Ta piękna buźka nie działała na nią w absolutnie żaden sposób. Nie bała się powiedzieć swojego zdania, więc i tym razem zamierzała doprowadzić mężczyznę do porządku. Przez moment chciała nawet wstać i wyrzucić jego telefon, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. – Wy-łącz-to – powtórzyła, gdy ociągał się, albo nie mógł znaleźć źródła denerwującego dźwięku.
if you don't come and kiss me?
-
okolice 19 stycznia
Powierzając Eileen odpowiedzialność związaną z wyborem lokacji należało wziąć pod uwagę ewentualność wystąpienia przykrych konsekwencji, jak i tego, że najprawdopodobniej pożałuje się podjęcia tak lekkomyślnej decyzji. Ciemnowłosa postanowiła tym razem potraktować sprawę poważnie, mimo że przygotowane przez nią wskazówki na pierwszy rzut oka nie świadczyły o jej rzekomym zaangażowaniu, gdyż w żaden sposób nie nawiązywały do tematu, jaki omawiała z Blake'em od dłuższego czasu. Tak naprawdę powodzenie spotkania zależało wyłącznie od niego, przede wszystkim od tego, czy postanowi ustąpić początkowemu zdezorientowaniu po zapoznaniu się z treścią wiadomości (bo właśnie takiej reakcji się spodziewała) na rzecz ciekawości, i posłusznie zjawi się w wyznaczonym miejscu.
Sama stawiła się pod wybranym adresem pełna nadziei i rzadko spotykanego w jej wydaniu optymizmu, a w celu zrealizowania swojego misternego planu posłała Griffithowi wiadomość z lokalizacją. Nie czekając na odpowiedź, wsunęła telefon do kieszeni i udała się do największej atrakcji tego wieczora, czyli stoiska z popcornem. Tam poprosiła o największy możliwy kubełek kinowej przekąski. Dzisiejszy dzień stał pod znakiem dzielenia się, w związku z czym nie zamierzała na tym specjalnie oszczędzać. Tym bardziej, że nawet jeśli mężczyzna uzna jej kryptowiadomości za przejaw zwykłej fanaberii czy niezgrabnej formy żartu, przez co nie zaszczyci jej swoją obecnością, to będzie miała cały popcorn dla siebie. Wizyta w kinie, taka przebiegająca samotnie także, nigdy nie skutkowała czymś negatywnym. Jednak przeczucie podpowiadało jej, że przyjdzie.
Odebrała kubeł(ek), wciągając zapach jego zawartości przez całą drogę do okienka z biletami, a po uprzednim dokonaniu zakupu dwóch sztuk oraz zawiadomieniu o spodziewanym gościu, którego wygląd skrupulatnie opisała (skorzystała z przywileju wynikającego z obchodzenia urodzin, a jakże!), skierowała się do sali kinowej. Na całe szczęście w pomieszczeniu znajdowało się tylko kilka osób, dzięki czemu mogła rozsiąść się wygodnie na siedzeniu w jednym z najwyższych rzędów. W oczekiwaniu na przybycie swojego towarzysza seans, uszczknęła trochę z kubełka.
-
Budynek przy Privet Drive Phinney Ridge tego wieczora wyjątkowo był pusty, a zgaszone światła jedynie potwierdzały panującą tam ciszę. Brakowało w nim wesołego śmiechu Zoey, która popołudnie spędziła z nim u Wayne'a i Jackie, a Charlotte, jak się w międzyczasie okazało, postanowiła gdzieś wyjść, więc najrozsądniejszym pomysłem na zabicie tego nagłego nadmiaru wolnego czasu, był równie nagły przypływ weny.
Już siedząc w salonie irytująco dudnił palcami o kubek z kawą, próbując zapamiętać chociażby krótki fragment melodii, aby ta nie stała się jedną z ulotnych.
- Na pewno sobie poradzicie? W razie czego wrócę, i tak nie... - Urwał i wzruszył ramionami, błądząc wzrokiem między stojącą przed nim dwójką osób, a leżącą w nosidełku Gią. W odpowiedzi usłyszał pełne przekonania potwierdzenie, więc najpierw spojrzał na nich z lekkim, typowym dla siebie powątpiewaniem, by finalnie wypuścić ciężko powietrze i skinąć głową.
Ufał im, w końcu żadna wielka krzywda jemu się nie stała podczas dzieciństwa, a widział, jak patrzyli na wnuczkę; miał pewność, że nie pozwoliliby jej zranić, a każdy niepokojący symptom zostawałby od razu zweryfikowany.
- Będę pod telefonem. Tylko starajcie się nie niepokoić Charlotte, chyba miała na dziś jakieś plany - rzucił jeszcze, powstrzymując się przed sięgnięciem po telefon i wiadomość, jaka pojawiła się przed minutą.
Cokolwiek by to nie było, mogło poczekać.
Na odchodne wywrócił tylko oczami, gdzieś za plecami słysząc rozbawiony komentarz rodziców o tym, że wreszcie się zaczął kimś przejmować bardziej niż sobą, co rzecz jasna uznał za mało zabawne, szczególnie w tym prześmiewczym tonie.
- Chyba sobie kpisz, Shepherd - mruknął zapinając pas, bowiem to nie jemu stawiało się warunki, przecież to oczywiste. Tylko on mógł to robić. Prychnął, z trudem powstrzymując się przed odpisaniem komentarzem typowym dla ich rozmów, a zamiast tego, skuszony niespodzianką filmem, odpalił wóz i ruszył we właściwym kierunku.
- Ten popcorn, to tylko dlatego, że nadal próbujesz udawać, że nie jesteś moją stalkerką? - zagaił na dobry wieczór, kiedy po niespełna trzydziestu minutach pojawił się na siedzeniu obok ciemnowłosej, wcześniej uprzejmie skierowany na miejsce przez jakąś uprzejmą studentkę dorabiającą sobie w kasie biletowej.
- Na pewno wiedziałaś, że moja częściowo masochistyczna natura lubi katować się tego typu filmami i książkami. Nietrafiona przekąska to zmyłka, że niby wcale nie miałaś pojęcia - wyjaśnił z teatralną powagą to, do czego nawiązał chwilę wcześniej.
- Wolę nachosy. Ostre. Tak na przyszłość - poinformował, przestając się zgrywać. Po prawdzie wcale nie miał jej za stalkerkę, także sobie żartując za każdym razem z tego, że tak na niego patrzyła, a Dev - jak mniemał - pewnie to wiedziała.
A jeśli nie, to lepiej dla niego. Mógł się bawić dalej.
-
— To nieoficjalna wersja — skomentowała, przeżuwając ostatni kęs i, jak to zawsze miała w zwyczaju, pomijając kwestię tego, iż z wiadomego względu, jakim jest fakt, że owszem, była jego stalkerką słowa te nie wymagały żadnego dopowiedzenia. Poza tym, tak już całkiem na poważnie, nie to było głównym pretekstem do tej sytuacji. — Do dopełnienia twojej masochistycznej natury katowania się takimi filmami i książkami brakowało tylko spotkania ze mną, więc wszystko jest jak trzeba. — Jeszcze do niedawna sądziła, że każde ich zetknięcie, nie będące akurat zbiegiem okoliczności, musiało wynikać ze zdradzania masochistycznych skłonności przez któreś z nich, bo kto normalny miał ochotę fundować sobie taką terapię wstrząsową? A może to wrażenie nigdy nie minęło i wcale nie było złudne? Bo czy po odrzuceniu wszystkich tych powiązań, łączących ich w przypadkowy sposób, zostałoby coś, czego dobrowolnie mogliby i chcieliby się pochwycić?
— Z tego co mi wiadomo — podjęła, zanim znowu zdąży jej coś zarzucić — 19 stycznia jest dniem wyjątkowym — uprzedziła jego ewentualne pytanie o specyfikę miejsca, w jakim się znajdowali, najwyraźniej zakładając, że kwestia ta nurtowała go tak bardzo, że lada moment, a okazałby się ze swoją nieposkromioną ciekawością. — To dzień popcornu — dodała, upewniwszy się, że minęło wystarczająco czasu, aby mógł nabrać podejrzeń do czego piła, i w odpowiedniej do tego chwili zburzyć to wyimaginowane przekonanie, które zwieńczyła jeszcze przekornym uśmieszkiem i potrząśnięciem kubełkiem w jego stronę, co miało go chyba zachęcić do wspólnego celebrowania.
— Zapamiętam — mruknęła w odpowiedzi na wygłoszone przez niego preferencje jedzeniowe, starając się nie zwracać uwagi na próbę umniejszenia jej starań tym komentarzem. Jednocześnie wyraziła pewność, niezachwianą poprzednimi wątpliwościami, że napotkają w przyszłości kolejne okazje do odbycia spotkania w podobnych klimatach. — Popcorn też jest ostry. O smaku sera i jalapeño. — Postawiła kubełek między jednym siedzeniem a drugim, po czym zwróciła wzrok na ekran, na którym wyświetlał się już początek filmu, skoro spóźnił się całe 15 minut. Tym razem nie dociekała, co za tym stało, uznając, że zapewne chciał zrobić jej na złość. Ale to też nie tak, że gdyby zapytała, to powiedziałby jej, że zeszło mu na zajmowaniu się swoją córką. A szkoda.
-
No dobra; pewnie mógł zmieścić się w dwudziestu minutach, aczkolwiek w kinie bywał na tyle często, że doskonale wiedział, że przed oczekiwanym maratonem był niestety seans mniej ciekawy, składający się z reklam. Zdecydowanie przyjemniejszym było kilkukrotne zaciągnięcie się papierosem którego dym sprawnie zmieszał się z drogimi perfumami osiadając na czarnej bluzie mężczyzny.
- Mówią, że jeśli kocha, to poczeka - odpowiedział z nonszalanckim wzruszeniem ramionami, równocześnie wygodniej usadawiając się na miękkim fotelu. - Wniosek jest taki, jak widać na załączonym obrazku - dodał z zuchwałym uśmiechem, lecz szybko kontynuował - ewentualnie nie jesteś aż taką ignorantką za jaką cię miałem i lubisz dobre kino - dokończył myśl, ruchem głowy wskazując na ekran, kiedy to dwunastu gniewnych ludzi wchodziło do pomieszczenia i usiadło według kolejności przy stole.
Znał ten film, również przed laty oglądając - zaledwie raz - remake z późniejszych lat, lecz ten, nawet jeśli był dobry, nie mógł równać się z tym dziełem z pięćdziesiątego siódmego toku.
- O tym marzyłem - skłamał gładko, zakładając skrzyżowane ręce za głowę. - Co następne? Zaprosisz mnie na Skazanych na Shawshank, a ja, by się zrewanżować, zabiorę cię na Zieloną Milę? - mruknął z rozbawieniem, aczkolwiek te nie miało nic wspólnego z kpiną, więc prędko kąciki ust mężczyzny mimowolnie uniosły się ku górze.
- Nie, mam lepsze. Pójdziemy na Lęk Pierwotny, a wtedy jeszcze bardziej namieszam ci w głowie. Filmem, nie sobą - rzucił kolejnym pomysłem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, z jaką łatwością przychodziło mu mówienie o filmach, w których jednym z motywów był ten więzienny. Pewnie potrafiłby wymieniać tytuły jeszcze przez dłuższy czas, lecz kulturalnie postanowił nie wchodzić ciemnowłosej w słowo.
- Z tego co mi wiadomo - powtórzył - 19 stycznia jest wyjątkowym dniem z innego powodu - podjął zuchwale, po cichu wysuwając z kieszeni komórkę, wystukał pewne hasło, po chwili podając smartfona siedzącej obok kobiecie. Na ekranie widniało duże hasło, mówiące o National Gun Appreciation Day, obchodzonym - podobnie jak dzień popcornu - w tę samą datę. Chyba większej ironii losu nie mógł doświadczyć w dzień swoich urodzin świętowano właśnie coś takiego, ale też poniekąd go to bawiło, na swój pokrętny sposób.
- Hm. - Nie to, że nadal jej nie ufał (bo ufał trochę, w porządku?), bowiem to chęć spróbowania popcornu o tym smaku wygrała. Gorzej, gdyby na języku wyczuł słodki smak karmelu, wtedy poczułby się niesamowicie rozczarowany.
-
— Dlaczego w ogóle miałeś mnie za ignorantkę? — zdziwiła się szczerze. Czyżby nonszalancją w postawie sprawiała takie wrażenie? Czy to był ogół posiadanych cech, czy może coś konkretnego, uderzającego bezpośrednio w niego? — Chodzi ci o Fight Club? — spytała powodowana nagłym przebłyskiem świadomości, wracając do ich ostatniego spotkania, kiedy to przyznała się, że fabuła kultowego filmu była jej obca. Oprzytomniwszy po krótkim zdumieniu, jakie wywołało w niej jej własne odkrycie, prychnęła cicho. — To nazywasz ignorancją? Może po prostu czekałam na dogodny moment. — Kobieca brew powędrowała ku górze w nieco bardziej wyzywającym wyrazie.
— Wcale nie — zaprotestowała, choć pomysł ten nie był zły. Wręcz na swój sposób niekonwencjonalny. Trochę jak oni razem. — Myślałam raczej o Dirty Dancing — zaśmiała się, rozbawiona wizją jego prawdopodobnej reakcji, po której spodziewała się raczej nikłego entuzjazmu. Zresztą ona sama nie żywiła takich zamiarów w stosunku do jego osoby. Do nikogo, na dobrą sprawę, aczkolwiek akurat oni mieli historię z tym związaną.
— Zdajesz sobie sprawę, że znowu niejako nazwałeś mnie ignorantką, zakładając z góry, że nie widziałam tego filmu wcześniej? — zauważyła tuż po tym jak wspomniał o Lęku Pierwotnym. Nie wiedziała, czy zrobił to z pełną premedytacją, czy nie, ale fakt, że również w tym przypadku nie była zaznajomiona z przywołanym przez niego tytułem, nie miał tutaj aż tak dużego znaczenia.
— Jak niefortunnie się składa, że tego dnia obchodzi też urodziny ktoś, kogo znam. — Zmarszczyła brwi, zaglądając w wyświetlacz telefonu. Znam? Czy naprawdę mogła powiedzieć, że go znała pomimo łączącej ich relacji oraz upływających miesięcy? Na pewno oboje znali jego przeszłość kryminalną, dlatego wiedzieli, co w tym wszystkim stanowiło ten niefortunny element. — Nieprzyjemny typ. — Nachyliła się nieznacznie w jego stronę, jakby to, co zamierzała zaraz powiedzieć przeznaczone było wyłącznie dla jego uszu, jako że w opinii publicznej szła za tym kontrowersyjność. — Rozumiesz, że jeździ po mieście karawanem? Ot, zwykły kaprys. — W głosie ciemnowłosej zabrzmiała jawna prowokacja, a na ustach wykwitł uśmiech, rozciągający się bardziej z każdą kolejną chwilą poświęconą na wpatrywanie się w Blake'a.
— Starzejesz się, Griffith — dodała, tym razem całkiem poważnie, odkrywając przed nim sedno sprawy i misterność całego planu. To zdaje się był jej pokrętny sposób na życzenie mu wszystkiego tego, co życzy się przy okazji urodzin. Sposób ten, jej zdaniem, miał większą siłę przebicia niż gdyby faktycznie posłużyła się standardową formą, mimo wszystko kojarzoną z rodzajem intymności wynikającej ze znajomości najskrytszych pragnień i potrzeb drugiej strony, a te były dla nich nieznane, toteż wkraczanie w tę sferę stanowiło przekroczenie granicy zuchwałości, na co nawet ona nie potrafiła się zdobyć. A może jednak?
-
Kiedy tylko nie mieli ochoty się pozabijać.
- Nikt nie ma tak dobrego gustu, jak ja - odpowiedział prędko, ze spojrzeniem wbitym w wielki ekran. - Może za kilka, lub kilkanaście lat okaże się, że moja córka go odziedziczy, to wtedy pojawi się ktoś, kto będzie mógł w tym ze mną rywalizować - dodał, nieświadomie w zasadzie posyłając między nich informację o swojej córce. Była ona jednak nie do końca jasna i nie wskazywała w sposób oczywisty, że ma ją teraz; równie dobrze mógł gdybać, lawirując myślami gdzieś w odległych latach, gdzie doczekałby się potomka.
Z drugiej zaś strony - dlaczego mówiłby wtedy akurat o tej płci?
Nie próbował wyjaśnić wypowiedzianych przed momentem słów, a zamiast tego sięgnął po garść popcornu, który powoli wsypał sobie do ust.
- Czyli widziałaś? - Uniósł pytająco brew, przekierowując spojrzenie na Eileen. Cień rozbawionego uśmiechu nadal towarzyszył ciemnowłosemu, aż wreszcie zamiast dalszej próby skrzyżowania wzroku z Dev, zaabsorbował się filmem i głośniejszą wymianą zdań przez bohaterów.
- Jeśli tak, to przemyślę to; może nie jesteś aż taką ignorantką, za jaką cię miałem - oświadczył uprzejmie i zadarł podbródek, przypominając sobie kolejne klatki z czarno-białego filmu. Ciche prychnięcie mimowolnie wyrwało mu się z ust, kiedy - znów - kwestia wypowiedziana przez jednego z dwunastu bohaterów wywołała w nim lekką frustrację.
- Dlaczego ludzie zajmujący się reklamą, tak często zachowują się jak nadęte bufony, a do tego myślą, że każdy ma ochotę ich słuchać? - mruknął kpiąco, okraszając cały ten swój wywód o ciche westchnięcie. Jeden o meczu, inny o upale, kolejny - o pracy, pokazując swoje pomysły i projekty. Griffith dodatkowo odczuwał scenariusz, wszak pamiętał swoje dłużące się w nieskończoność chwile oczekiwania, nie mając pojęcia jaki wyrok zapadnie.
W i n n y.
W i n n y.
W i n n y.
N i e w i n n y.
- Ja też - wyrzucił w eter - znam taką osobę, ale już nie żyje - podsumował szybko, nie chcąc chwalić się swoim kolejnym rokiem, nieuchronnie zbliżającym do starości. Jak widać, prawie-sąsiadka potrafiła w inny sposób takowe informacje pozyskać, zatem Griffith zawiesił się z dłonią na wysokości twarzy, w pół drogi do wrzucenia do rozchylonych ust popcornu.
- Ha - parsknął pewnie za głośno, finalnie wkładając popcorn do ust i całość wieńcząc klaśnięciem w dłonie, tak samo niepotrzebnym. - Naprawdę jesteś moją stalkerką, Shepherd - skwitował, tym razem nie potrafiąc zapanować nad szerokim uśmiechem, jaki rozciągnął kąciki ust mężczyzny.
Skłamałby mówiąc, że go nie zaskoczyła; zarówno tą wiedzą, jak i pomysłem o wykorzystaniu kina i filmu, na tę niewinną schadzkę. Skłamałby tym bardziej zarzekając się, iż ta niespodzianka nie była z serii pozytywnych.
- Wydaje mi się, że i tak nadal jestem młodszy niż ty - wypalił nagle, poniekąd zdradzając się z tym, że i on mógł mieć jakieś pojęcie w temacie jej wieku.
-
— Nie — odparła bez większego cienia refleksji i zmieszania na pytanie dotyczące tego, czy widziała film, gdyż, w gruncie rzeczy, wcale nie przeszkadzała jej perspektywa jawienia się przed nim jako ignorantka filmowa. Przynajmniej dopóki będzie mogła pracować nad tą niedogodnością w jego towarzystwie. To miła odmiana dzielić z kimś upodobania, nawet ograniczając się do najmniejszych detali, jednak zdecydowanie bardziej zajmowało ją to, jak widział ją przez pryzmat innych rzeczy. I czy kiedykolwiek obraz jej ulegnie zmianie w jego oczach po wszystkich zawirowaniach, jakich była sprawczynią.
— Pewnie dlatego, że są nadętymi bufonami. — Wzruszyła ramionami, śledząc akcję przed sobą. Czasami pierwsza myśl okazuje się być najlepsza i nie było z nią większej dyskusji. — Nie jeden musiał nadepnąć ci kiedyś na odcisk. — Zerknęła na niego kątem oka, uśmiechając się półgębkiem, albowiem po sposobie, w jaki wypowiedział tę kwestię, domyśliła się, że być może nie chodziło wyłącznie o spostrzeżenie związane z filmem. Przy okazji procesu sądowego, a potem odsiadki, miał na pieńku z wieloma różnymi osobami. Może wśród nich znaleźli się też spece od reklamy? Chociaż w jego przypadku bardziej trafnym określeniem byłoby antyreklama.
— Jest całkiem żywy, kiedy na niego patrzę — szła w zaparte, a kąciki ust uniosła w delikatnym wyrazie, zanim wzrok, dotąd utkwiony w Blake'u, skoncentrowała na dużym ekranie. Rozgrywająca się aktualnie scena z udziałem dwunastu mężczyzn ostatecznie odciągnęła ją od rozważań na temat tego, jaką część z tego, co rejestrowały jej zmysły stanowiły pozory.
— To twój pierwszy raz? — zaśmiała się w reakcji na triumf w jego wykonaniu, który poskutkował także myślą, a właściwie podejrzeniem, jakoby nigdy wcześniej nie miał styczności ze stalkerką (nie żeby takie zjawisko było czymś dziwnym). W dodatku taką własną, osobistą. — W końcu spędziłam niemało czasu studiując twoje akta. Tym sposobem znam całą twoją metrykę, a nawet rozmieszczenie i ilość wszystkich pieprzyków na ciele. Co do jednego — oznajmiła z takim zacięciem i jednoczesną nonszalancją, że sama zaczęła się zastanawiać, ile tak naprawdę o nim wiedziała. W rzeczywistości znała bardzo niewiele szczegółów związanych z jego osobą. Nie była nawet pewna, czym w ogóle zajmował się na co dzień. W każdym razie zachowanie powagi przy dalszym odkrywaniu się nie należało do najłatwiejszych zadań.
— Tylko trochę — przyznała bez ogródek. Wiek nie był dla niej czymś, o czym nie potrafiła mówić swobodnie, z ciążącą jej świadomością o nieubłaganie zbliżającym się końcu, straconych szansach, marzeniach, czy niewykorzystanym potencjale. — Ale spokojnie, nie zamierzam wykorzystywać tego faktu do gnębienia cię i nazywania smrodem — podsumowała z lekkim rozbawieniem, posyłając mu jeszcze przelotne spojrzenie, po czym sięgnęła do kubła z popcornem. Na to miała inną taktykę.
— Jakie masz życzenie? — spytała nagle, jakby po ceremonialnym ominięciu wszystkich tradycyjnych form w podejściu do świętowania urodzin i składania życzeń ze względu na brak zażyłości oraz gruntu umożliwiającego wymianę tego rodzaju intymności między sobą, teraz miała prawo dociekać czegoś, co zwykle stanowiło sekret. — Jeśli masz obawy, że ktoś usłyszy, to możesz powiedzieć mi na ucho — zażartowała. Oczywiście nie chciała ciągnąć go za język i wyciągać z niego nie wiadomo jak wielkich i głęboko ukrytych prawd, które nigdy nie były dla niej przeznaczone w pierwszej kolejności. Spodziewała się raczej, że spróbuje on ominąć to jakoś, wybrnąć żartem czy charakterystyczną dla niego kpiną.
-
- Cóż - zaczął, dodając do tego obojętne wzruszenie ramionami - jeśli byłoby jej lepiej będąc chłopcem, to może nim być. Będzie mogła być tym, kim będzie chciała - oznajmił, a kąciki ust drgnęły mu z subtelnym uśmiechu. Rodzice chyba mieli rację; nadszedł ten moment, gdzie on sam (okej, razem ze swoim ego) schodził na dalszy plan, bowiem Gia skradła serce ciemnowłosego do tego stopnia, że zrobiłby niemalże wszystko, aby była szczęśliwa. Istniały rzecz jasna drobne wyjątki, do których by się nie posunął tylko po to, by spędzić zachcianki dziecka, ale - tak sądził - większe pole do popisu będzie miał jak już podrośnie.
- Sprawdź koniecznie - powiedział, w następstwie zaciskając wargi w cienka linię. Nie chciał ani parsknąć śmiechem, ani wyjawić o słowo zbyt wiele, wszak fabuła Lęku Pierwotnego była na tyle wciągająca i obfitująca w twisty (to winny, czy niewinny? hyhy), że najlepiej było obejrzeć ten film samemu, bez zbędnych spoilerów. No, ewentualnie w najlepszym towarzystwie.
- Po seansie możesz mi dać znać, czy przypadł ci do gustu i takiego zakończenia się spodziewałaś, czy nie - dodał jednak, przygryzając dolną wargę od wewnątrz. Całe szczęście, że siedzieli w pół-mroku, więc część jego reakcji pozostawała niewidoczna dla otoczenia.
Słysząc jej teorię, zmrużył oczy i wrócił wspomnieniami do wydarzeń rozgryzających się na przestrzeni lat. Doradcy Jackie i Wayne'a w kwestii wizerunku, doradzali im różne, często sprzeczne ze sobą wersje, dając równie nietrafione propozycje. A może ów czasu on myślał, że są całkowicie błędne?
- Tylko jedną rzeczniczkę prasową wspominam nawet okej - mruknął pod nosem - reszta to przemądrz... - Urwał, kiedy starsza kobieta z rzędy przed nimi gwałtownie odwróciła się, warknęła zachrypłym "shhhhhhhh!", marszcząc przy tym gniewnie brwi i przykładając palec wskazujący do ust. Blake całkiem automatycznie wywrócił oczami i oparł głowę o zgiętą w łokciu rękę, niestety zapominając o tym, że na dłoni została ostra przyprawa, którą zatarł sobie kącik oka.
- Kurwa - syknął nagle, nie dbając o to, że ponownie skupił na sobie - a w zasadzie to na nich - wzrok. - Uhm - rzucił po chwili, w międzyczasie mrugając z tysiąc razy. - Pierwszy raz, a ty studiowałaś moje akty - podsumował, celowo robiąc jeden, drobny błąd. - Akta, znaczy się - poprawił się po chwili, przecierając oko rękawem bluzy. Przeżyje. Raczej.
- Od niespełna roku marzy mi się powrót do Honolulu, Shepherd - wyznał pół-szeptem, kierując słowa w stronę profilu ciemnowłosej. - Naprawdę liczyłem, że uda mi się jeszcze na tobie zarobić i opchnąć temu kierowcy - wyjaśnił swoje nieprawdziwe intencje, utrzymując przy tym śmiertelną powagę.
Do czasu.
-
— Jeśli tak bardzo ci na tym zależy... — celowo nie dokończyła, pozostawiając dalszą część wypowiedzi otwartą na interpretacje, z której mimo wszystko najbardziej oczywistym przypuszczeniem było to, iż nie zamierzała obejrzeć filmu. Ona wiedziała co zrobi, ale musiała wykorzystać czający się potencjał tej sytuacji na poczynienie drobnej złośliwości pod jego adresem, którą zresztą zwieńczyła uśmiechem.
Pech chciał, że następujący po tym incydent z kobietą siedzącą przed nimi, nie zmazał wcześniejszego wyrazu z twarzy Shepherd, a tylko go nasilił. Nie chcąc jednak narażać się na wyproszenie z sali kinowej, stłumiła rozbawienie przygryzieniem wargi, wbijając się w fotel niczym przyłapany i zganiony nastolatek.
— Z przykrością stwierdzam, że tak daleko nie zabrnęłam — skwitowała szczerze poruszona tym przejęzyczeniem, przyglądając się mu uważniej, kiedy tak pokracznie próbował ratować sytuację ze szczypiącym okiem. — Chyba że wydarzyło się coś, czego nie pamiętam? — dodała zuchwale, po czym sięgnęła do miejsca po swojej prawej, skąd wydostała małą butelkę wody oraz chusteczki. Zwilżyła jedną, uprzednio pozbywszy się zakrętki, i wręczyła mu ją. — Z tym powinno pójść łatwiej. Chyba. Zakładam, że sobie poradzisz? — Przechyliła nieznacznie głowę, jak gdyby z tej perspektywy chciała ocenić skalę problemu, z jakim się borykał.
— Jestem pewna, że stać cię na lepszy żart — mruknęła z powątpiewaniem po dłuższej chwili narastającej w niej rezerwy, będącej reakcją na zapoznanie się z jego rzekomym życzeniem. Przecież miała co najmniej kilka podstaw, żeby nie wierzyć jego słowom, prawda? Ostatecznie zamilkła, nie chcąc od razu dawać staruszce kolejnego pretekstu do zwrócenia na nich swojego powykrzywianego artretyzmem palca i świdrujących oczu. Jednak nabrawszy pewności, że ta ponownie skupiła się na filmie, Eileen podjęła próbę nawiązania innego tematu.
— Jakieś wieści o Jacksonie? — Zerknęła na Blake'a kątem oka. Naprawdę nie chciała psuć sobie i jemu nastroju, ale nawet po najlepiej nałożonej iluzji, umożliwiającej odbycie tego spotkania w przyjemnej atmosferze, nie dało się ukryć na dłuższą metę, co tak naprawdę stanowiło sedno sprawy.
Upiła łyk z butelki, którą przed momentem odkręciła, ale jako że ich zbyt głośne gadanie i ostra przyprawa w oku rozpoczęły cały cykl niefortunnych zdarzeń, odkładając napój z powrotem na miejsce, strąciła łokciem kubełek z popcornem, a ten rozsypał się na ziemię z niemożliwie i wręcz absurdalnie głośnym szelestem (jak na kinowe standardy). W pierwszym odruchu wydała z siebie nieme i przeciągłe przekleństwo, aczkolwiek tym razem była sprytniejsza, bo zanim z ust starszej pani raz jeszcze wydobył się karcący dźwięk, ona nurkowała już pod siedzeniami.
-
Przyjście na świat Zoey Gii Griffith było bez wątpienia wielkim wydarzeniem, choć początkowo wydawało mu się, że prędzej mogło zapowiadać... koniec świata. Tego jego, który dawniej dobrze znał, a od wyjścia na wolność musiał przyzwyczajać się do rzeczywistości na nowo. Nie chciał burzyć dosłownie wszystkiego, co udało mu się osiągnąć i wypracować, między innymi relacji z Charlotte, która - i relacja i sama blondynka - miały dla niego znaczenie. Już mniej egoistycznie, nie chciał sprowadzać klęski w życie Hughes, ani nowonarodzonej istoty, muszącą mierzyć się z tym, że co najmniej raz spotka się ze zgryźliwym komentarzem odnośnie przeszłości Blake'a Griffitha. Myślał o tym dużo; możliwe, że nawet za dużo, bowiem z każdym wnioskiem coraz bardziej przykrywały go obawy i wątpliwości. A wystarczyło jedynie... aż? zaufać.
- Eileen - podjął, przekrzywiając głowę tak, by skrzyżować ich spojrzenia - nie musiałem wybierać. Sama wybrała. Moja córka - wyjawił, stawiając mocny akcent na poszczególnych słowach. Nie uciekał od tematu, nie udawał, że nie wie o co jej chodzi, ani nie stosował częstych dla siebie zagrywek, kiedy mówił tyle, ile było mu wygodnie. Samo podzielenie się tą wiedzą z ciemnowłosą mogło zarówno nie znaczyć dla niej - ani dla niego - nic takiego, jednak była przy okazji jednym ze sposobów uzewnętrznienia się z czymś tak prywatnym, jak było dla mężczyzny mówienie o... rodzinie.
- Sądzę, że gdyby się zdarzyło, to bardzo dobrze byś zapamiętała - poinformował, wcale nie ukrywając zadziornego uśmiechu ani spojrzenia, którym otaksował - w miarę możliwości - jej sylwetkę. - Ja za to pamiętam tatuaż. Między innymi - mruknął po chwili, wcale nie będąc zdziwionym, jeżeli i Eileen wspomniałaby cokolwiek o którymś z jego tatuaży. I w tej kwestii nawet nie musiałaby się wysilać (ani swojego wzroku), wszak miał ich na tyle dużo, że wystarczyło przelotnie rzucić okiem.
Skinieniem głowy podziękował za jej białą flagę akt dobrej woli, w następstwie przemywając oko. Niby ostre powinno zapijać się alkoholem lub mlekiem, lecz ufał, że w przypadku czegoś takiego znajdującego się w oku, woda faktycznie miała pomóc, zamiast roznieść drażniącą substancję wszędzie, gdzie było to możliwe.
- Mnie stać na wszystko, Shepherd - podsumował zuchwale, dodając kilka mrugnięć i ostatnie przetarcie powieki chusteczką, pod koniec stwierdzając, że w rzeczy samej, pomogło. Szkoda było oglądać tak wybitny film zaledwie jednym okiem.
- Uhm - burknął niechętnie - ty to wiesz, jak popsuć klimat. - Wywrócił oczami, po czym rozchylił usta, aby posłać w stronę Dev parę informacji, jakie udało mu się pozyskać. Nie były niestety niczym odkrywczym, nie rzucały nowego światła, a jedynie potrafił lepiej powiązać ów Viv i Jacksona, dodając do tego wszystkiego swojego kumpla, który... rozpłynął się w powietrzu. Zawsze to lepsze - patrząc z perspektywy właściciela zakładu pogrzebowego - niż zapaść się pod ziemię.
- Ahaa - wyrzucił mało inteligentnie - rozumiem, że skoro nie uzyskałaś ode mnie informacji o tym, jakie mam życzenie, to wpadłaś na inny pomysł spełnienia moich pragnień - puścił w eter, co pewnie było mało subtelne i raczej w średnio smacznym tonie (no cóż), jednakże nie mógł się powstrzymać od tego typu komentarza, który - by nie było wątpliwości - był jedynie żartem.
- Zdążysz dokończyć przed napisami końcowymi, czy dobieranie się do moich spodni jest za bardzo absorbujące? - zapytał z rozbawieniem, opierając łokcie na udach i przechylając się do przodu, aby dokładniej śledzić poczynania ciemnowłosej. Pomińmy, że pewnie za to podkoloryzowane dobieranie uznał to, jak go gdzieś przypadkiem kopnęła stopą, albo szturchnęła zbierając popcorn.
-
Ty to wiesz, jak popsuć klimat, padające od kogoś kto, przy okazji hipotetycznych rozważań, postanowił nagle zmienić tor rozmowy i poinformować o narodzinach córki, wcale nie było niczym lepszym w kontekście okoliczności ich spotkania. Mimo że taka informacja na ogół nie niosła za sobą przykrych doznań, to jednak atmosfera uległa lekkiej zmianie. Shepherd nawet zaczęła się zastanawiać, czy razem z nią, całkiem przypadkowo nie zmienił się powód do świętowania.
— Co? — mruknęła już z podłogi, po raz kolejny tego wieczoru tracąc dawny rezon. Zadzierając głowę ku górze, jej wzrok (nie)przypadkowo zatrzymało się na wysokości męskiego rozporka. Pomimo wyczuwalnego napięcia (nie takiego rodzaju!) jej usta mimochodem ułożyły się w pobłażliwy uśmiech. — To chyba zależy głównie od ciebie — odparła, nie próbując nawet powstrzymywać się przed nadaniem tej wypowiedzi dwuznacznego wydźwięku. — Ale taka mała rada na przyszłość. — Odnalazła w półmroku jego spojrzenie i przybliżyła się do niego nieznacznie, ściszając ton głosu. — Poczekaj z ogłaszaniem wieści o zostaniu tatusiem do samego końca. — Chcąc nie chcąc, temat dzieci nie był najlepszym wyborem do zbudowania odpowiedniego nastroju na igraszki. Wręcz przeciwnie, cały entuzjazm i zapał spadały do poziomu zerowego. — Ja nie mam zwyczaju dobierać się do spodni tatuśków. To zbyt grząski i niebezpieczny teren. Zadzwoń, jak mała skończy szesnaście lat — zadrwiła, ale zaraz po tym poklepała go pokrzepiająco po udzie (coś jej mówiło, że będzie tego potrzebował) i wdrapała się z powrotem na swoje siedzenie z resztką tego, co zostało w kubełku po tym jak wylądował na ziemi.
— Na razie czekam na doniesienia w sprawie Jacksona — oznajmiła, wyrażając niesłabnącą chęć doprowadzenia tego do końca. Razem. Tak, jak to zaczęli. — Jeśli będę mogła przydać się na coś jeszcze, to wiesz... — urwała, gdyż bardziej sugestywnie się chyba nie dało.