WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Po dniu w pracy - typowym; przekomarzaniach z Virginią, za którą ze wzajemnością za sobą nie przepadają, kursie karawanem na cmentarz, gdzie jeden z żałobników ewidentnie miał z nim problem, powrocie i konieczności wysprzątania samochodu, postanowił wrócić pieszo. Nie wiedział, czy Lunarie (przypadkowa współlokatorka) była w domu na Phinney Ridge, czy postanowiła dać mu święty spokój i po odkręceniu nieporozumienia z agencją nieruchomości, znalazła coś własnego. Nie chciał ryzykować, a wolał spokojnie spędzić wieczór (a przynajmniej jego część) i w drodze powrotnej zahaczył o knajpkę z karaibskim jedzeniem.
Zamówił polecane przez kelnerkę krewetki z tropikalną salsą, a do tego daiquiri (i to zapewne Hemingway Special, bo Ernesta cenił); mógł, bo nie prowadził i potrzebował - skoro dzień od samego rana nie chciał mu odpuścić. Usiadł przy stoliku w rogu lokalu; pomimo tego, iż nie było zbyt wielu klientów, to miejsce wybrane przez niego dawało jeszcze więcej swobody i prywatnej przestrzeni. W oczekiwaniu na swój późny obiad (a raczej wczesną kolację), zaczął studiować kartkę z groźbami. Może akurat ktoś wysilił się na coś kreatywnego i poprawi mu humor? Podniósł głowę dopiero wtedy, kiedy ktoś znajdujący się w pobliżu rzucił cień na zapiski anonimowego nieprzyjaciela.
- Tak szybko... - Urwał myśl i zmarszczył z czoło. Nie była to kelnerka, mająca ze sobą jego krewetki (alkohol już zapewne stał na stoliku), co początkowo zakładał. Ukradkiem zgiął kartkę i wyprostował się, opierając spojrzenie na oczach ciemnowłosej.
- Dobry wieczór - rzucił (nie, wcale nie był dobry, ale nie musiała o tym wiedzieć), dodając do tego zarówno lekkie skinienie głową, jak i uniósł pytająco brew. O co chodzi?
-
Stwierdzenie, że czuła się zmęczona, byłoby cliché. Zmęczenie wpisywało się w ludzi pracujących w wymagających zawodach i tych, którym życie dało porządnie w kość. Uczucie to jednak wywodziło się z natłoku myśli ciążących w głowie tak bardzo, że odbijały się one na samopoczuciu i spadku energii, którą z daleka dostrzegła w obserwowanym mężczyźnie. Nie śledziła go cały dzień a zaledwie od jego miejsca pracy, skąd wracał smętnie, jak zbity szczeniak. Gdyby nie nieoficjalna istota spotkania, załatwiłaby to inaczej, chociaż musiała przyznać, że nękanie ludzi wcale jej nie przeszkadzało. Nie była stalkerem, ale też nie lubiła siedzieć w miejscu i nic nie robić. Działanie miała we krwi, nawet jeśli oznaczało to spotkanie się z niezbyt zadowolonymi spojrzeniami ludzi, którym zamierzała zadać kilka pytań.
Wzrokiem zlustrowała Blake’a i bez słowa, jakby nigdy nic, usiadła na miejscu naprzeciwko niego.
- Widziałam dzisiaj psa leżącego na chodniku. Brudny, wychudzony, ze złamanym ogonem i urwanym kawałkiem ucha, co jak się spodziewam było zasługą innego psa lub co gorsza porąbanych dzieciaków – Nie przywitała się, nie zapytała czy mogłaby z nim porozmawiać a zarzucała historyjką, która pomimo możliwych wątpliwości Griffitha, miała być początkiem ich konwersacji. – Leżał spokojnie, nikogo nie zaczepiał a jedynie patrzył na przechodniów licząc na kawałeczek mięsa i nagle bach. Niesiona przez wiatr gazeta trzasnęła mu akurat prosto w pysk. – Zerknęła na złożone z boku stolika menu, ale nie sięgnęła po nie.- Wygląda pan gorzej niż ten pies. – Uśmiechnęła się smutno nie szczędząc metafor, chociaż mogła opisać stan Blake’a znacznie gorzej niż wyniszczony przez życie psiak, któremu zawsze wiatr w oczy i gazety prosto w pysk.
- Ma pan wielbiciela? – Kiwnęła głową na karteczkę, którą niedawno trzymał w rękach. Jeżeli nie chciał o tym mówić, nie ciągnęła tematu. Nie czuła się tu proszonym gościem, ale nie za bardzo to ją obchodziło.
Rozumiała jednak wymowne zachowanie Blake’a, który oczekiwał konkretów.
- Mam nowego świadka – rzuciła prosto z mostu i zanim którekolwiek z nich odezwało się po długiej konfrontacji na spojrzenia, kelnerka podeszła do ich stolika z zamówionym przez Blake’a drinkiem. Przy okazji zapytała, czy Cabrera sobie czegoś życzyła.
Zanim Astra podjęła tę decyzję, odczekała chwilę i po niemej zgodzie mężczyzny, który kiwnął głową, zdecydowała się zamówić czarną kawę.
Kiedy kelnerka odeszła, sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Czy go pan kojarzy? – zapytała kładąc na stoliku zdjęcie mężczyzny zrobione w jakimś domu. Żadna tam fotografia z policyjnych akt lub nekrologu. Zwyczajne zdjęcie zrobione człowiekowi, któremu żyło się całkiem dobrze. Komuś, kto wyglądał jak o dwadzieścia lat młodsza wersja Javiera Bardema.
-
Skupił zaciekawione spojrzenie w kobiecie, kiedy ta usiadła przy zajmowanym przez niego stoliku i bez żadnej zachęty, czy wskazania tematu, zaczęła swoją opowieść. Na początku zmrużył z delikatnym niezrozumieniem oczy, aczkolwiek w miarę rozwoju historii czworonoga, kącik jego ust powędrował w górę. Nie było w tym zadowolenia, a raczej niemrawe przyznanie, że rozumie do czego zmierza. Pod koniec cicho prychnął i spojrzał w bok, żeby dodać swojemu zachowaniu więcej pozornej nonszalancji.
- Na całe szczęście nie jestem wychudzony, trochę mniej poturbowany, ani ze złośliwości nie odcięto mi ciepłej wody, więc nie mam problemu z kąpielami - skwitował, wracając do niej spojrzeniem. Nie zamierzał jej się żalić; ani jej, ani innym ludziom. Zaakceptował swój los, nową codzienność, starając się trzymać uniesione dumnie czoło. I gardę, bo już parokrotnie było o włos, aby od kogoś nie oberwał.
- Jednak ta otoczka pani nie odstraszyła... - urwał, przenosząc wzrok na kelnerkę. Podziękował za zamówienie, po czym skinął głową, tym samym godząc się na towarzystwo Astry. Gdy kobieta odeszła, ponownie zwrócił się do pani kapitan, świadomie omijając kwestię swojego wielbiciela.
-...więc domyślam się, że o coś musi chodzić. - Nie mylił się. W odpowiedzi dostał zdjęcie, zatem to na nim skupił swoją uwagę, przez kilkanaście sekund przyglądając się fotografii. Na jego czole mogła zaobserwować pionową zmarszczkę, ale wyraz twarzy nie zwracał nikogo więcej. Ewentualnie ciężkie przełknięcie śliny tuż przed kolejnymi słowami mogło jej coś zasugerować.
- To świadek, czy podejrzany? - zapytał, zanim udzielił jej odpowiedzi na temat tego, czy kojarzy mężczyznę, czy gość nie przypomina mu zupełnie nikogo.
-
Te widoki nieuchronnie odbierały jej coś, za czym tylko czasami tęskniła. Później przychodził poranek, pierwsza kawa na posterunku, nowy raport i zgłoszona sprawa, co przypominało Astrze, że mimo wszystko uwielbiała swoją pracę.
- Musi być pan bardzo zmęczony – zauważyła raz jeszcze, gdy z jego ust padło pytanie sugerujące, że umknęły mu jej słowa. – Mówiłam, że świadek, ale po tym jak pan zareagował, nie jestem tego taka pewna. – Ludzie mówili, że policjanci to chuje, ale tacy właśnie musieli być. Musieli się wymądrzać, wytykać czyjeś wady, być wrednymi i nieugiętymi, bo tylko tak mogli dotrzeć do prawdy. Bez odpowiedniego nacisku nie było reakcji. Tego wymagała ich praca, ale personalnie, nie wszyscy byli tacy wredni. – Pamięta go pan, prawda? – Ciągnęła dalej i oparłszy ręce na blacie stołu, pochyliła się ku mężczyźnie. Byli w miejscu publicznym a ona chciała okazać mu odrobinę szacunku dbając o prywatność. – Panie Griffith, nie wiem ile jeszcze mogę zrobić aby zapewnić pana, że jestem po tej samej stronie – wyszeptała na tyle głośno aby tylko on ją usłyszał. – Zależy mi na ujęciu sprawcy, bo wiem, że pan nim nie jest. To co pana spotkało było i jest strasznie niesprawiedliwe, dlatego tym bardziej powinniśmy coś z tym zrobić. Pana pomoc i przed wszystkim to, co pan ma w głowie, może naświetlić sprawę, ale potrzebuje konkretów. – Nie potrafiła mu uwierzyć. Już wcześniej okazało się, że akcja z zanikiem pamięci, to częściowo kłamstwo. Naciskała więc i żądała więcej, bo wiedziała, że gdzieś w umyśle Blake’a znajdowało się wszystko, czego potrzebowała do zamknięcia sprawy.
-
Zmienił się. Zdystansował od wiadomości, ludzi, świata. Wolał obserwować, analizować, patrzeć - może nawet trochę głębiej niż większość osób, które spotykał na swojej drodze. Rzadko kiedy podejmował dyskusję, jeszcze rzadziej żonglował informacjami na swój temat. Najczęściej łapał tematów-zapychaczy, które były bezpieczne. Mdłe, nudne, bezwartościowe.
- To tylko słabszy dzień. - Tydzień, miesiąc, rok. Ostatnich pięć lat. Mimiką twarzy wymusił krótki uśmiech, jeden z serii tych, które wprawiony obserwator od razu rozgryzie i uzna za nieszczery, nieco teatralny, maskujący prawdę. Mniemał, że Astra jest taką osobą, więc pokręcił przecząco głową.
- I tak jest lepiej, niż w więzieniu - dodał po chwili, sięgając po swojego drinka i zamaczając usta w alkoholu. Nie kłamał, choć wiele było takich dni, gdzie na wolności czuł się źle. Wydawało mu się, że jest jeszcze bardziej tłamszony niżeli w tej ciasnej klitce, jaka stanowiła jego dom przez kilka lat. Nie zamierzał jednak się poddać, ani wyjechać z miasta, co sugerowali mu rodzice i kilka innych osób, niezmiennie dziwiąc się, że wrócił do Seattle. Miasta, któremu tak dobrze pisało się o nim gdy był w zakładzie karnym i prawdopodobnie wolało, aby tam wrócił.
- Pamiętam - powiedział, zapewne wchodząc kobiecie w słowo, gdy mówiła o ujęciu sprawcy. Jemu też zależało - i to cholernie bardzo, ale między tym obawiał się, że finalnie okaże się, że tym sprawcą jest on...
...ponieważ nie pamiętał wszystkiego z tamtej nocy.
- Spotykał się z przyjaciółką Ivory. Nie jestem pewien, czy byli razem, czy tylko umawiali się od czasu do czasu, ale widzieliśmy się parokrotnie - poinformował zgodnie z prawdą i uniósł wzrok znad fotografii, by posłać kobiecie pytające spojrzenie.
-
Odchyliła się z powrotem na oparcie krzesła i bacznie patrzyła, jak mężczyzna popija swego drinka. Czy miał problemy z alkoholem? Musiała wziąć to pod uwagę podczas rozmowy z nim. Nawet spojrzała na jego oczy, jakby skrywał w nich dowód na to, czy już był pijany czy jednak dopiero zaczynał dzisiejszą wysokoprocentową przygodę.
Rzuciła okiem na fotografię, którą podarowała mężczyźnie i gdy padło oczekiwane wyjaśnienie, do stolika podeszła kelnerka. Cabrera podziękowała kobiecie za kawę, którą przesunęła nieco bardziej na środek.
- Sam się do nas zgłosił – wyjaśniła nie czując potrzeby dzielenia się powodami ów jegomościa. Miał je, ale to jego prywatna sprawa, której nie musiała przekazywać dalej. – Nie zrobił tego wcześniej, bo handlował dragami i bał się, że za to beknie. – Teraz też mógł, ale Cabrera dała mu spokój. W końcu nie przyłapała gościa z towarem w ręce, chociaż miała mu za złe, że tyle zwlekał. Spodziewała się jednak, że większy żal mógł mieć Blake, bo świadek w tak ważnej dla niego sprawie, najwyraźniej w świecie zwiał. – Mówił, że cię widział. - Z łatwością przeszła na ty. - Rozmawialiście przez chwilę, a potem.. – Spokojnie upiła łyk kawy i po odstawieniu filiżanki znów pochyliła się do przodu. – Wspomniał, że trzymałeś broń, a potem nóż. Podobno z kimś walczyłeś i ją komuś wyszarpnąłeś. – A może nieznany jegomość wyszarpnął to z rąk Griffitha? – Pamiętasz to? – Wyprostowała się przyjmując poprzednią pozycję. Ani na chwilę nie oderwała spojrzenia od Blake. Była uważna i czujna, bo tamten w każdej chwili mógł się wyrwać i zwiać (o ile, to jednak on jest sprawcą okłamującym wszystkich dookoła).
-
Uśmiechnął się krótko, kącikowo, kiedy tuż po tym, jak kobiecie przyniesiono kawę, kelnerka wróciła do ich stolika z zamówionym przez Griffitha posiłkiem. Cóż, ciężko było wcześniej przewidzieć to, że jego głód nagle przeminie, a na żołądku z chwili na chwilę czuł będzie zaciskający się supeł.
- Sam się zgłosił... po latach, tak po prostu? Nie wierzę w bezinteresowność takich ludzi - mruknął, a w jego spojrzeniu i uniesionej kpiąco brwi, można było dostrzec kpinę i powątpiewanie. Nie wierzył, że dopadły go wyrzuty sumienia, i nagle postanowił podzielić się z policją tym, co rzekomo widział tamtej nocy. Rzekomo, ponieważ...
- Nie rozmawialiśmy wtedy - powiedział stanowczo, unosząc wzrok i patrząc ciemnowłosej w oczy. Wydarzenia przed bójką Jamesa z nieznajomymi (tak mu się wydawało) mężczyznami, pamiętał dość dobrze i nie miał problemu z przywołaniem ich, tak samo jak - niestety - pamiętał swoją sprzeczkę z Ivory. Blondynka złościła się, że spóźnili się na spotkanie ze znajomymi, bo ten postanowił pomóc znajomemu z nagłośnieniem imprezy, która miała miejsce po sąsiedzku - tej, na której bawiły się bliźniaczki Whitbread, świętując swoje urodziny. Doskonale pamiętał, że starał się odsunąć jej irytację, by nie rzutowała się na resztę wieczoru, więc grzecznie kręcił się w pobliżu. Do czasu, jak zobaczył szarpaninę.
- Co się stało z - urwał, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu - jestem po tej samej stronie, pani kapitan? - Nie oderwał od niej spojrzenia, lecz w międzyczasie sięgnął spokojnie po drinka i upił łyk. Mimika twarzy wyrażała niewiele - opanowanie, lekką konsternację wyrażoną w widocznej przez kilka sekund zmarszczce na czole.
- Mogą skazać mnie za czyn, z którego dopiero co zostałem oczyszczony z zarzutów? - podjął lekko, lecz nie czekając na odpowiedź, kontynuował. - Był już taki świadek. Broń, nóż, szarpanina. Czyli wszystko, co pisano w brukowcach. Szkoda, że na broni nie znaleziono moich odcisków palców, a do tego rana postrzałowa niemalże rozerwała mi tętnice w lewym udzie. Strzał padł z tej spluwy, którą mi podrzucono. - Wystrzelono go z około dziesięciu jardów, w czasie, kiedy James (kumpel, który wtedy umarł) najprawdopodobniej już nie żył, co również było dowodem, że był ktoś jeszcze. Nóż miał od niego; może i faktycznie go wyszarpnął nieprzytomnemu mężczyźnie (nie pamiętał) dla obrony pozostałych i siebie. Z tym nie mógł dyskutować.
-
Nie drgnęła, kiedy stwierdził, że nie rozmawiał z mężczyzną. Rzuciła okiem na jego palce zaciskane na szklance, a potem na swoją kawę. Nie potrafiła odróżnić smaku. Nie umiała stwierdzić, która kawa była dobra a która nie, bo już dawno pod tym względem wypaliła swoje standardy. Jedzenie i picie nie miało smakować a po prostu być. Blake odsiadując w więzieniu na pewno coś o tym wiedział, bo zapewne nieraz podkradano mu posiłki, wywalano na podłogę albo wrzucano do niego piach (lub w gorszym przypadku szkło).
- Nic się w tej kwestii nie zmieniło. – Uśmiechnęła się odrobinę i zakryła ów grymas filiżanką, którą przysunęła do warg. Nadal była po jego stronie. – Dziękuję za pełen skrót tamtejszych wydarzeń, ale nie powiedziałam, że cię o coś oskarżam. – Sam w ten sposób odebrał jej słowa, czemu się nie dziwiła, dlatego postanowiła pociągnąć temat nie dając Blake’owi się wtrącić. – Dzielę się z tobą tym co mogę. Nie oznacza to, że nie znam faktów i że nagle zmienię stronę. Ciągle wierzę, że jesteś niewinny, ale pewne rzeczy do siebie nie pasują. – Sięgnęła po pozostawione na stoliku zdjęcie, które w końcu schowała z powrotem do kieszeni. – Facet wie rzeczy, o których nikt nie wspomniał w mediach. Musiałbyś być na pieńku z szychami mafii abym uwierzyła w wersję, że ktoś podstawiła łosia, który zaznajomił się z naszymi aktami. – Bo tylko duża forsa i autorytet skłoniłoby któregoś z policjantów do ujawnienia dokumentacji. – To nadal niczego by nie zmieniało, bo znał detale, o których nie napisano w raportach, bo dla śledztwa były one bez znaczenia. Pokrywały się jednak ze słowami całej reszty, więc albo po latach coś mu się pomyliło albo ty wciąż masz problemy z pamięcią i rzeczywiście tamtego wieczora ze sobą rozmawialiście. – Zmarszczyła brwi, bo choć wcześniej wiedziała o pewnych lukach we wspomnieniach Blake’a, to ten później zarzekał się, że już wszystko było w porządku. Co jeśli to nie prawda? Co jeśli nadal miał w głowie ważne informacje nie tylko z samej szarpaniny z napastnikiem, ale także przed tym wszystkim? Każdy szczegół był bardzo ważny i choć pod tym względem mocno naciskała na Griffitha; nie miała wyboru. Musiała tak działać zwłaszcza, że miała w kieszeni jeszcze jedną rzecz, która ruszy śledztwo odrobinę do przodu.
-
- Nie rozmawiałem z nim wtedy - powtórzył spokojnie, ale tak samo pewnym, nieustępliwym tonem głosu. Nie starał się przeczyć każdemu słowu kobiety; nie negował, iż facet faktycznie znalazł się na imprezie, bo najprawdopodobniej większości ludzi będących na niej nie zarejestrował. Trzymał się w znajomym towarzystwie, z ludźmi, z którymi się tam umówili wraz z Ivory. Ewentualnie były tam osoby, które zaprosili tamci - ale wciąż, nie było sytuacji, w której miałby rozmawiać z mężczyzną z fotografii.
- A co z nagraniem z monitoringu? Tym z klubu. Sprawdzali, czy starcie nie rozpoczęło się w nim, a potem nie przeniosło na zewnątrz. Przed nim zresztą też były kamery - oznajmił, dodając nonszalanckie wzruszenie ramionami i finalnie sięgnął po sztućce. Wciąż nie miał apetytu, nie do końca chciało mu się jeść, ale... dobrze było zająć czymś ręce. I buzię, by nie palnąć czegoś całkowicie niemądrego.
Policja - z tego, co wiedział - otrzymała zapis nagrań z tamtej feralnej nocy. W środku klubu znajdującego się niedaleko plaży nie zanotowano bójki z udziałem Blake'a i Jamesa, za to była inna, lecz nie interesował się tym, kto brał w niej udział. Mundurowi zresztą również niespecjalnie zaprzątali sobie głowę. Później, widać było, że James wychodzi z klubu z telefonem przy uchu, a tuż po nim dwie kobiety (jedną z nich była kobieta, która poniosła śmierć tamtej nocy, a drugą Eileen , której obecność umknęła pamięci Griffitha i wciąż nie został uświadomiony, że również tam była...). Monitoring śledzi ich jeszcze przez chwilę, lecz urywa się, kiedy ci opuszczają teren klubu. Po około dwóch minutach lokal opuszczają Blake wraz z Iv. Czy policja nadal dysponowała nagraniem? Nie wiedział.
- Może mam - rzucił luźno - nie wiem nawet, kim te szychy z mafii są, a drażnię różnych ludzi. - Szczególnie po wyjściu z więzienia; dzieje się to dość bezwiednie, poza jego świadomością. Po prostu jest - tyle wystarczy, by ktoś uznał, że Griffith jest na cenzurowanym.
- Sprawdzała pani, czy nie podpadł mu czymś mój ojciec? Matka? - zapytał, odstawiając sztućce po kilku kęsach i sięgając po alkohol. Jacqueline była reporterką, chwytającą się zwykle spraw trudnych, kontrowersyjnych, niekiedy niebezpiecznych. Parę lat temu mówiono, że przez jej serię artykułów o przekrętach w branży nieruchomości, Martin Whitbread (ojciec bliźniaczek, które lipcowej nocy przed pięcioma laty świętowały urodziny w klubie obok) popełnił rozszerzone samobójstwo. I - o ironio - przy Blake'u znaleziono broń, którą rzekomo zabił siebie, żonę oraz syna, którego nie znaleziono do tej pory. Szkoda, że na spluwie odkryto odciski palców kogoś, kogo bynajmniej nie było w kartotece.
- Po czasie dopatrzono się stronniczości świadków wezwanych z ramienia oskarżyciela i szeregu innych nieprawidłowości, które towarzyszyły pierwszej, odrzuconej apelacji. - Wayne, jego ojciec, był inwestorem i właścicielem kilku dobrze prosperujących start-upów. W okolicach 2015 roku, próbował aktywnie przelać swoje siły również na politykę, co z jakiegoś powodu nie podobało się ówczesnej władzy miasta. Ludziom, którzy potrafili z łatwością dyrygować innymi i łapać za sznurki. Jeden z adwokatów przed tym, nim wycofał się ze sprawy, przyznał mu nawet, że to nie jest dla niego samego bezpieczne. Co zatem mógł wywnioskować Blake? To nie była czysta sprawa, w którą z jakiegoś powodu maczało palce o wiele za dużo osób.
- Z moją pamięcią wszystko jest w jak najlepszym porządku, pani kapitan - skłamał gładko, bez żadnego grymasu, czy mrugnięcia okiem. - Chciałbym się z nim spotkać. Możemy nawet w trójkę, jeśli będzie się obawiał widzieć z mordercą. - Wywrócił kpiąco oczami i spojrzał gdzieś w bok, natrafiając na spojrzenie młodej dziewczyny, która chyba dopiero teraz dopasowała jego twarz do newsów i mało dyskretnie szturchnęła znajomą, z którą odwiedziła lokal.
-
Została więc opcja ostatnia – ktoś czegoś nie mówił. Ktoś łgał jak pies, bo mógł czegoś nie pamiętać. Nie oznaczało to jednak, że Astra zamierzała znów wsadzić Griffitha do paki. Wierzyła, że był niewinny, ale zarazem miała wątpliwości, co do jego wspomnień. Już raz go na tym przyłapała, co zrobiło z Blake’a marnego świadka.
- Nie interesują mnie dawne zeznania. – W końcu postanowiła się odezwać, bo przecież nie była głupia a on najwyraźniej za taką ją miał, skoro przypominał o nieprawidłowościach i przekupionych świadkach. – Twoje przesłuchanie na komisariacie również daje wiele do życzenia. – Z rejestru rozmowy wyłapała wiele niewłaściwych zachowań funkcjonariuszy, którzy w tamtym czasie rozmawiali z Blake’m. – Byłeś bez szans zwłaszcza, że niektórzy pracują tak aby po prostu zamknąć sprawę. Nie ważne, czy faktycznie to zrobiłeś czy nie. Mają dowód, ty niczego nie pamiętałeś i stwierdziłeś, że nie wiesz czy to zrobiłeś, więc oni odpowiedzieli za ciebie a ty tylko przytaknąłeś. – Był na przegranej pozycji. – Bardzo łatwo jest doprowadzić całkowicie niewinnego człowieka do przyznania się do najgorszych zbrodni. – Skrzywiła się z niesmakiem, bo nienawidziła takich praktyk. Nieraz zdawało się policjantom, że robią dobrze przyciskając skurwysyna, ale tylko dlatego, bo uparli się aby to on był sprawcą. Często jeden dowód sprawiał, że policja skupiona na nim zapominała o całej reszcie i w efekcie linczowała niewinnego człowieka.
Co innego, gdy miało się do czynienia z faktycznym sprawcą.
- Ani razu nie powiedziałam, że ma cię za mordercę, więc czemu miałby się czegokolwiek obawiać? – zapytała odrobinę z przekąsem, bo przez całą ich rozmowę nie zasugerowała, że mężczyzna ze zdjęcia wskazywał Blake’a jako sprawcę. Podzieliła się tylko jego słowami, ale w nich również nie znajdowało się rzeczowe oskarżenie, które były skazaniec wziął za pewnik; to całe zdarzenie i fałszywe oskarżenie musiało mu porządnie wejść na głowę. – Spotkamy się z nim razem w ustronnym miejscu. Nie przez jego rzekome obawy a przez to, że nie mogę zdradzić jego adresu zamieszkania. – Proste. Biurokracja, ale szanowała obywateli na tyle na ile mogła. Nie było więc mowy o wskazaniu konkretnych danych. Sama zadzwoni do ów człowieka, wyznaczy termin oraz miejsce. – Jeżeli się uda, to może być dzisiaj? – Dopiła kawę, wyjęła z kieszeni telefon i wstała od stolika odchodząc na parę kroków. Jeden telefon dzielił ich od spotkania z mężczyzną i zaledwie dwa metry ich teraz dzielące od tego aby wskazać Blake’owi prawdopodobnego sprawcę.
To jednak musiało poczekać.
Skusiłaby się zrobić to szybciej, ale skoro obu mężczyznom pasowało spotkanie za dwie godziny, mogła to odwlec.
z/tx2