WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczery uśmiech i niewymuszone, naturalne zadowolenie malujące się na twarzy Zoey było najlepszą nagordą jaką mógł otrzymać za pracę włożoną w stworzenie jej uodzinowego prezentu. Obawiał się, że pięciolatka będzie jeszcze za mała aby zrozumieć przekaz i odnaleźć wszystkie elementy, jakie ukradkiem przeniósł z ich życia i wplótł w animowany, bajkowy świat krótkometrażowego projektu. Zapewne - jeżeli będzie chciała wracać do bajki - po latach dostrzeże więcej, coś nowego, na co szczerze liczył. Chciał, aby jej świat i horyzonty stale się rozszerzały, co bez wątpienia oferowała jej Lottie z każdym dniem spędzonym razem, jak i on próbował - rzadziej, ale nie mógł sobie wyrzucić, że jest złym ojcem.
Kilka lat temu obiecał Charlotte, że się postara i spróbuje.
Niektóre z tych prób - w kontekście rodziców Zoey - skończyły się mniej kolorowo; zamiast radosnych fajerwerków można było dosłyszeć w tonie głosu smutek, żal czy rozczarowanie, co nie pomagało w utrzymaniu dobrego nastroju tego konkretnego dnia. Wiedział, że tu też się starają, oboje - dla niej, by święto Gii zapisało się w jej pamięci jako dzień pełen szczęścia i uśmiechu, a nie ukradkowych, niepewnych spojrzeń zatytułowanych: znów nam się nie udało.
- Odreaguj na mnie, Lottie, fortepian nic złego ci nie zrobił - podjął lekko, chcąc ton przyozdobić o krótkie uniesienie kącika ust, choć akurat to nie wyszło mu najlepiej. Niemniej zmarszczył czoło, kiedy pokój wypełnił nieprzyjemny dla ucha dźwięk, który bynajmniej nie przypominał żadnej z melodii, które wybrzmiewały w nim na co dzień.
Podniesione w górę dłonie sugerowały kapitulację. Czekał, jak gdyby liczył, że blondynka naprawdę będzie chciała wyrzucić z siebie negatywne emocje, aby te znalazły ujście bezpośrednio na jego osobie. Z drugiej strony doskonale wiedział, że szanse na to, że coś takiego mogłaby zrobić... były znikome. Opuścił ręce wzdłuż ciała, choć kusiło go, aby sięgnąć nimi jej dłoni klawiszy fortepianu i zagrać coś, co byłoby pomiędzy Marszem weselnym Mendelssohna, a tym żałobnym, skomponowanym przez Chopina.
- Nie musisz... - żałować, możemy to naprawić. -...łamać mu serca, Charlotte - powiedział, po swoich słowach opuszczając głowę i zaciskając szczękę. To nie było proste; to, co chciał jej zasugerować, a równocześnie tak bardzo nie chciał.
- Ode mnie się nikt nie dowie - zaczął powoli, obserwując jak kobieta wstaje ze stołka i zawiesił wzrok na jej plecach. Ciężkie przełknięcie śliny dało mu kilka dodatkowych sekund, podczas których przesunął dłonią po zaroście i tym razem samemu zajął zwolnione przez nią miejsce.
Nie, to nie ona; ukrywanie takich spraw potrafiło ciążyć, a nie chciał, by na swoich ramionach czuła dodatkowy ciężar.
- Możesz też powiedzieć, że to nie miało żadnego znaczenia, nie powtórzy się i, że tego właśnie żałujesz. - Jeśli to sprawi, że będziesz miała uzyskać swoje szczęśliwe zakończenie z mężczyzną, który jest dobry i na ciebie zasługuje. Krzywy, wymuszony uśmiech, był tak samo wiarygodny, co kłamstwa wypowiedziane przez nią, ale był w stanie to zrozumieć i zaakceptować, choć cena była ogromna.
- Nie wiem - przyznał szczerze - planowanie nie wychodzi mi za dobrze - poinformował, między swoimi słowami naciskając kilka klawiszy, które były początkiem jednej z napisanej przez niego melodii. - W nocy wydawało mi się, że będzie szczęśliwe, a teraz... - Przygryzł policzek od środka i wzruszył ramionami.
Teraz nic z tego co się działo, zdawało się nie mieć ani znaczenia, ani sensu, tak jak i ewentualne plany na przyszłość.
- Zostanę w Los Angeles, podpiszę podrzuconą przez Steve'a umowę i wpadnę w wir pracy. I wcale nie będę myślał o tym, że nie chcesz za mnie wyjść - mruknął, spojrzeniem błądząc po klawiszach, choć doskonale znał te, które miał nacisnąć i nie potrzebował pomocy w postaci badania ich powierzchni wzrokiem.
- Poradzimy sobie, Charlotte. Jak zawsze - skwitował finalnie, posyłając jej krótki, ulotny uśmiech.
Przecież kiedyś musi być w porządku.
...nawet jeśli to - naprawdę - miało być pożegnaniem.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zaśmiała się. Krótko, trochę niekontrolowanie, kręcąc głową w dezaprobacie dla... tej sytuacji. Ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. Wspólne witanie poranka miało zostać zwieńczone pytaniem, na powtórzenie którego Charlotte czekała od późnych godzin nocnych, a te popołudniowe wiązały się z planami rodzinnego świętowania urodzin ich ukochanej pięciolatki. Miały być prezenty, wspólny obiad, dużo śmiechu i samych pozytywnych uczuć, które w ostatnim czasie skutecznie ograniczał dystans i zawodowe zobowiązania obojga rodziców. Zamiast tego pojawiły się liczne przemyślenia, nieporozumienia, kolejne interpretacje dość mocno odbiegające od rzeczywistego stanu rzeczy. Znów pojawił się chaos, nad którym Charlotte tak bardzo chciała mieć kontrolę. Jak mogłaby jednak trzymać w ryzach cokolwiek, skoro nie radziła sobie nawet z własnymi emocjami?
- Może po prostu zawsze chciałam nauczyć się grać? - zagaiła wesoło, nawet jeżeli i w ten dźwięk wkradła się nuta nieplanowanego fałszu. Nie potrafiła kłamać, o czym Blake doskonale wiedział, dlatego jego kolejne słowa i ich opierająca się na bardzo jednoznacznej sugestii treść wiązały się z zaskoczeniem, którego Charlotte nawet nie próbowała ukrywać.
- Chciałbyś spędzić resztę życia z kobietą, która już podczas pierwszego dnia urlopu wylądowała w łóżku mężczyzny, o którego rzekomo miałeś się nie martwić? - zapytała z autentycznym zaciekawieniem, choć poruszona w ten sposób kwestia zdrady nie była czymś, nad czym Lottie pragnęła rozwodzić się w nieskończoność. Zrobiła to. Zdradziła Holdena. Całkowicie świadomie, z premedytacją, nie przejmując się ani konsekwencjami, ani jego samopoczuciem. Ostatniej nocy myślała jedynie o sobie i Blake'u, ale jednym z jej największych przewinień niewątpliwie był brak żalu za winę. Nie czuła się winna. Nie żałowała.
Ale może on owszem? W pokrętny, dość nietypowy sposób oświadczył się osobie skłonnej do zdrady. Mógł to przemyśleć, przeanalizować, dojść do wniosków, które popchnęły go do wycofania się z propozycji zostania jej mężem. Nie winiła go. Ostatnia noc wcale nie świadczyła o niej najlepiej, nawet jeżeli kierowała się tęsknotą i uczuciami silniejszymi niż zdrowy rozsądek.
- Nie.. - nie umiem, nie chcę - nie będę będę kłamać - zaprotestowała, przystając przy jednej ze ścian, którą zdobiły liczne muzyczne motywy. Nawet to nie uchroniło jej przed świadomością bycia uważnie obserwowaną. Czuła, że Blake śledził każdy jej krok i ruch, dlatego ostatecznie odwróciła się przodem do niego, raz jeszcze przystając przy fortepianie, po krawędzi którego przesunęła opuszkami palców. Bijący od instrumentu chłód przyjemnie koił nerwy.
Wzrok zatrzymała na wysokości męskich oczu, po cichu licząc na to, że z jego perspektywy wszystko miało ułożyć się lepiej. Nie była zaskoczona, że zrezygnował z ewentualnego powrotu do Seattle, że był gotowy podjąć się nowych wyzwań tutaj, na miejscu, że praca miała wypełnić mu każdą wolną minutę. Z zaskoczeniem przyjęła jedynie ostatnią informację.
- Czekałam aż zapytasz. Od kiedy tylko otworzyłam rano oczy - wyznała przez zaciśnięte gardło, palcami niemal do bólu naciskając na fortepian. - Ale rozumiem, dlaczego już tego nie zrobisz - zapewniła z błąkającym się w kącikach warg uśmiechem, który w żaden sposób nie współgrał z zamglonym spojrzeniem, gdy w jej oczach zamigotały pierwsze łzy.
Nie była pewna, czy miała na myśli niefortunnie zadane przez nią pytanie dotyczące jego uczuć, fakt, że jej niewierność względem innego mężczyzny mogła odbić się na sposobie postrzegania jej osoby przez Blake'a, czy może jednak wiele innych czynników, które sprawiły, że wspólny poranek zamienił się w katastrofę.
O cokolwiek by nie chodziło - rozumiała. Rozumiała wszystko.
Lub przynajmniej próbowała zrozumieć i zaakceptować.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śmiech Lottie był dźwiękiem, który lubił zdecydowanie za bardzo.
Za mocno, jeżeli pojawiał się w jego życiu tak rzadko; niekiedy słyszał go podczas rozmów telefonicznych, które ostatnimi czasy nie pojawiały się zbyt często, lub wtedy, kiedy się spotykali - co w aktualnej rzeczywistości i napiętych grafikach obojga, stanowiło jeszcze większy wyjątek. Może dlatego tym bardziej doceniał jego melodyjność, szczerość, brak wymuszenia, a kąciki jego ust mimowolnie odpowiadały krótkim uniesieniem, jak było również i tym razem. Ścianę dystansu stworzoną przez poranne niedomówienia, napiętą atmosferę i sytuację - jak się wydawało - bez wyjścia, na parę sekund był w stanie skruszyć tak niepozorny odruch.
Szkoda, że musieli wrócić do trudniejszej rzeczywistości, w której ponownie - nie licząc nawet który to raz - zaprzepaścili szansę na to, aby zbudować coś wspólnymi siłami.
- Nie pamiętam, byś mi o tym mówiła - poinformował, na dłużej zawieszając wzrok na profilu jej twarzy. Wolał, aby odpowiedź była jedna - nie pamiętał dlatego, że nigdy o tym nie wspominała, a nie przez to, że już po prostu nie pamiętał. Nie chciał, aby pomyślała, że jej nie słuchał; o jej marzeniach, planach na przyszłość, rzeczach zarówno błahych, jak i istotnych. Mógł niekiedy sprawiać takie wrażenie - kogoś, kto myślami jest gdzieś daleko (z różnych powodów), aczkolwiek Charlotte nie należała do osób, które z premedytacją (albo i nie, tak po prostu) ignorował.
- Powiedziałaś mu, że ma się nie martwić o twoje przebywanie w moim towarzystwie? - zapytał, zamiast udzielić jej odpowiedzi. Uniesiona pytająco brew sugerowała, że on czeka na swoją, ale żeby nie było, że ponownie samemu coś odwleka, delikatnie wzruszył ramionami.
- Pod warunkiem, że chodziłoby o mnie, to nie miałbym nic przeciwko - podjął z cieniem uśmiechu, jaki próbował ukryć dzięki przygryzieniu od środka wnętrza dolnej wargi. Nie kłamał, lecz równocześnie wiedział, co chciała mu tym przekazać. Nie skomentował również jej kolejnych słów - odnośnie kłamstwa - a zaledwie skinął głową w akompaniamencie dźwięków, jakie płynęły z fortepianu.
- Nie zrobię - potwierdził - moje ego nie zniesie drugiej odmowy tego samego dnia - powiedział niby lekko, choć opuszczony wzrok na klawisze instrumentu i ich słodko-gorzki wydźwięk bieli i czerni mówiły co innego. Jego wcześniejsze milczenie było dla niej klarowną odpowiedzią, tak jak i jej wyjście - nawet jeśli zrozumiałe przez mężczyznę - stanowiło odpowiedź dla niego.
- Ale to nie tak, że nie chciałem tego zrobić. - Bo planował, tylko przyjście Alyssy pokrzyżowało jego plany, a później wszystko runęło, jak po popchnięciu jednej z kostek domina.
- Uciekliście - oznajmiła nagle naburmuszona pięciolatka (z przekrzywioną tiarą na głowie), która ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej stanęła w progu wejścia do pokoju.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Bo nie mówiłam.
Charlotte westchnęła, z trudem panując nad oczami, które niemal boleśnie domagały się wywrócenia nimi w geście bezradności. Nigdy nie uważała, by nadawała się do branży, jaką stanowiła muzyka, dlatego zainteresowanie fortepianem - nawet jeżeli ten instrument kojarzył się jej ze swego rodzaju dostojnością - było raczej zasłoną dymną dla nerwów i emocji, które próbowała ukryć pod maską obojętności dla tego, co działo się między nią a Blake'm od wczesnych godzin porannych.
- Może uznałam, że będę oporną uczennicą i nie ma sensu zawracać ci głowy - zasugerowała, słowa swoje kwitując niewinnym wzruszeniem ramion. To nie była sprawa na tyle istotna, by wymagała natychmiastowej naprawy, dlatego kolejny nieco wymuszony i przepełniony smutkiem uśmiech miał dać Blake'owi do zrozumienia, że nie powinien był się przejmować. Nie tym.
Lub może już niczym?
Przecież... niedługo wszystko miało się skończyć.
- Nawet gdybym mu to powiedziała, to wiemy, że byłoby to tylko kolejnym kłamstwem - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do Blake'a. Choć towarzyszący im w ostatnim czasie dystans zdawał się ułatwiać naprawdę wiele spraw, to jednak Charlotte kilkukrotnie przyłapywała się na reakcjach, które nie powinny mieć miejsca, gdy dochodziło do spotkania po zarówno krótszej, jak i dłuższej rozłące. Lubiła kontrolę, trzymanie wszystkiego w ryzach, panowanie nad sytuacją i samą sobą. W towarzystwie Blake'a to wszystko traciło na znaczeniu, bo mimowolnie, ale paradoksalnie ochoczo poddawała się nie zdrowemu rozsądkowi, ale pragnieniom serca, które... należało do niego.
Z trudem zapanowała nad odruchem, jakim było parsknięcie śmiechem. Jakimś cudem Blake zawsze miał odpowiedź na wszystko, a jego nastawienie do wielu spraw albo ją bawiło, albo podnosiło na duchu. Tak przynajmniej było dotychczas. Obecnie bowiem wymierzył cios, pod wpływem którego Charlotte zamarła w bezruchu, wzrok zatrzymując na jednym, bliżej nieokreślonym punkcie pomieszczenia.
Nie zrobi tego.
Nie powinna być zaskoczona. Dotychczas nawet efektywnie wmawiała sobie, że to rozumiała i akceptowała. Kiedy jednak zapewnienie to padło tak bezpośrednio i to od samego zainteresowanego, nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej powrócił tak samo szybko jak łzy w kącikach oczu.
- To nie tak, że odmówiłam - rzuciła krótko, dokładnie w chwili, w której w progu pomieszczenia przystanęła zdezorientowana i zirytowana przedłużającą się nieobecnością rodziców Zoey.
Charlotte momentalnie pociągnęła nosem i zmniejszyła dzielący ją od córki dystans. Chęć udobruchania pięciolatki miała odciągnąć Hughes od natrętnych myśli, których natłok znów sprowokował nieprzyjemne pulsowanie w czaszce.
- Już obejrzałaś? - zagaiła z uśmiechem, chwytając córkę za rękę. - Chyba czas coś zjeść, hm? Urodzinowy obiad? - dodała, zerkając na Zoey, której energiczne kiwnięcia głową sprawiły, że tiara jeszcze bardziej się zsunęła, co Charlotte próbowała szybko naprawić.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • A gdy wypuszczę cię z rąk, bo przecież musisz uciec stąd...
    (...) obiecaj jedno.
Dokończył ostatnią ze swoich stosunkowo świeżych kompozycji, nieprzerywanie słuchając tego, co mówiła. Raz, czy dwa razy w ostatniej chwili powstrzymał się i odrzucił chęć sięgnięcia po jej dłoń i delikatnego pociągnięcia w swoim kierunku. Nie wiedział co dalej - czy stanęłoby wtedy na ponownym, nieprzyjemnym dla ucha fałszu, po którym nastąpiłaby fala dźwięcznego śmiechu Lottie, kiedy to kobieta sekundę wcześniej raz jeszcze nacisnęłaby na inny klawisz, niżeli miała. A może usiadłaby obok niego i dała się poprowadzić przez życie naukę gry cierpliwie, z potrzebnym dla instrumentu spokojem i wyważeniem. Nieważne; nie wykonał żadnego ruchu, skoro Charlotte Hughes już - a może znów - nie była jego.
- Wiesz, że nigdy nie miałem nic przeciwko kiedy to robiłaś - odpowiedział cicho, dopiero chwilę później prostując się i zadzierając głowę tak, by sięgnąć spojrzeniem jej oczu. Z drugiej strony skoro - tak jak powiedziała - nie było sensu, on sam nie chciał przekonywać jej, że... może ten jednak gdzieś istniał, nawet jeżeli przez stertę innych czynników na pierwszy rzut oka nie było go widać.
...bo co teraz zdawało się mieć jakikolwiek sens?
- Nie wiem, Charlotte - przerwał jej pojedynczym potrząśnięciem głową. Po tym, jak rano wyszła z jego apartamentu, ciężko było mu z pewnością stwierdzić, że cokolwiek w ich relacji jest na tyle jasne i klarowne, aby dać temu łatkę czegoś pewnego. Równie dobrze mogła obiecać Holdenowi, że nie musi się martwić o jej relację z ojcem Zoey, ponieważ to, co między nimi było, należy do przeszłości.
...gdyby nie wino, które kupił i z jakiegoś powodu postanowił jej podarować.
...jeżeli potrafiłby utrzymać odpowiedni dystans i uszanować to, że jest w związku i planuje przyszłość z innym mężczyzną.
...gdyby nie przyszło mu do głowy, że z nim byłaby szczęśliwsza.
Błąd; nie byłaby, nie będzie, a on - po raz kolejny - wykazał się egoizmem.
Może Blake Griffith wcale nie dojrzał aż tak, jak sądził?
- Gdyby nie Ally, nie przyszłoby ci do głowy, by o to zapytać, prawda? - podjął jeszcze, nim Gia postanowiła do nich dołączyć i spróbować rozproszyć gęstą atmosferę, która wisiała nad ich głowami i opadała coraz niżej, powodując coraz cięższe oddechy. Niestety, nie z tego powodu, który towarzyszył im późną nocą w łazience, czy gabinecie.
  • Chociaż ostatecznie na związek nas nie będzie stać i złamiemy sobie serce...
Nie chciał, aby w niego wątpiła. By ktoś - osoba z przeszłości, bliższej czy dalszej - po raz kolejny swoim najściem i zdaniem na temat niego potrafiła zasiać niepewność, chaos i zburzyć wiarę. Nie chciał też, aby ewentualne wyznanie płynące z jego ust padło w takiej atmosferze i zapadło w pamięć kojarząc się z udowadnianiem.
- Nawet jeśli już w nocy mogłaś poczuć, jaka jest odpowiedź. - Przygryzł dolną wargę od środka, ale i pomimo tego - krótki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie miał za wiele wspólnego z radością, ale rozumiał ją. Nie chciał, by w niego wątpiła - ale miała pełne prawo to robić.
Wstał ze stołka i umieścił spojrzenie gdzieś nad ramieniem Lottie. Nie miał co prawda ochoty na jedzenie, ale trzeba było grać. Niestety nuty, na których tym razem musiał się wzorować i za jakimi podążać były mu obce.
- Na co macie ochotę? W okolicy jest parę przyjemnych miejsc - poinformował, po czym wyminął obie panie, zatrzymując się dopiero przy wyjściu z pomieszczenia, gdzie otworzył drzwi aby puścić je przodem.
  • ...niech skradziony weekend trwa.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Błąkający się w kącikach kobiecych warg uśmiech w żaden sposób nie wyrażał zadowolenia, szczęścia, pozytywnego nastawienia względem przyszłości. Tym razem brakowało mu nawet charakterystycznej czułości, z jaką Charlotte od lat podchodziła do Blake'a. Choć zawracanie mu głowy na wiele różnych sposobów zdawało się wejść Hughes w nawyk, to jednak ostatnie godziny skutecznie dały jej do zrozumienia, że nie powinna była już tego nigdy więcej zrobić - nie w momencie, w którym chodziłoby o coś innego niż zdrowie, szczęście i życie ich córki. Cała reszta próśb byłaby oznaką egoizmu, niewypowiedzianych pragnień, nadziei, której ostatnia iskra zdawała się gasnąć wraz z każdą upływającą sekundą.
Wszystko raz jeszcze runęło niczym domek z kart, a ona - choć teoretycznie przyzwyczajona do wielu życiowych porażek - tę jedną zdawała się odbierać dużo bardziej emocjonalnie. Stworzony w środku nocy plan na życie okazał się przedsięwzięciem nieudanym, ale to wcale nie oznaczało, że Charlotte żałowała spędzenia tych kilku godzin z towarzyszącą jej myślą, że mieliby być razem już zawsze. To była przyjemna, niezwykle rozkoszna mrzonka, a do stworzonej wspólnymi siłami mydlanej bańki Lottie wróciłaby szybciej niż sama byłaby skłonna przyznać.
Wróciłaby.
Do wizji wspólnej przyszłości, do jego apartamentu, do ramion, które sprawiały, że dookoła nie istniało nic. To była przyjemna pustka, którą Blake wypełniał każdym słowem i gestem, a jej w zupełności to wystarczało.
- Ale ja wiem - zapewniła, potrząsając głową. Jakie to miało bowiem teraz znaczenie, skoro wszystkie zapewnienia poprzedniego dnia i ostatniej nocy zostały - pozornie - przedawnione wraz z pojawieniem się byłej partnerki Griffitha.
- Ally wie, jak skupić na sobie uwagę, co powiedzieć i zrobić, żeby człowiek poczuł się... niepewnie - przyznała bez ogródek, choć sama nie określiłaby tych słów mianem wyrzutu. Ona i młoda aktorka zdawały się nie przepadać za sobą od samego początku, a powody tej niechęci - właściwie jeden, konkretny, obecnie siedzący przy fortepianie - były oczywiste. Alyssa miała pełne prawo czuć się źle, biorąc pod uwagę to, jak niewiele czasu minęło do jej rozstania z Blake'm. Charlotte z kolei poddawała się dyskomfortowi, jaki towarzyszył jej, gdy stała się świadkiem krótkiego pocałunku.
- Potrzebowałam poczuć to i usłyszeć również rano, kiedy ona wyszła - wyjaśniła, odwzajemniając uśmiech w równie smutny, ale tym razem przepełniony zrozumieniem sposób. Nie winiła go za to, że zinterpretował jej pytanie jako przymus, oczekiwanie, postawienie wymagania, które musiał spełnić. Być może się pospieszyła, być może zareagowała zbyt gwałtownie, ale to przecież nie była pierwsza taka sytuacja w ich życiu. Sądziła - chciała wierzyć - że to rozumiał, nawet jeżeli kierunek, w jakim potoczyła się rozmowa, sugerował coś zupełnie innego.
Pojawienie się córki niosło ulgę, ale i swego rodzaju złość. Kontynuowanie poruszonego tematu przy Zoey było niemożliwe, ale może jednocześnie pozwoliło uniknąć kolejnych nieporozumień?
- Na spaghetti! - zawyrokowała Zoey, ciągnąc Charlotte w kierunku drzwi wyjściowych. Subtelne wzruszenie ramionami miało zasugerować, że sama Hughes tego dnia nie miała nic przeciwko kuchni włoskiej, choć obecnie nawet i ta nie byłaby w stanie poprawić jej nastroju.
Czy cokolwiek było?
- A potem na lody. Pistacjowe i cytrynowe - dodała pięciolatka, podskakując w miejscu, co miało być wyrazem prośby o dokładnie tak prezentujący się deser. Charlotte wywróciła oczami, wyrażając tym samym kapitulację i brak chęci do dyskusji, bo przecież dziś miała rządzić solenizantka.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alyssa, pomimo młodego wieku, potrafiła bardzo dobrze odnaleźć się w niemalże każdej sytuacji, by w następstwie wyciągnąć z niej to, na co miała ochotę. Nie do końca i nie zawsze liczyła się przy tym z uczuciami drugiej osoby, czego Blake miał świadomość, aczkolwiek nie odczuł tego bezpośrednio w kontekście swojej osoby. Przedstawienia, które tak gładko odkrywała ciemnowłosa były zarówno intrygujące, jak i nieco niepokojące, kiedy za sprawą odpowiednio użytych słów, uśmiechu numer pięć i pewnego spojrzenia, sugerowała drugiej osobie co ta miała myśleć, odczuć i jak postrzegać daną sytuację. Blake Griffith na szczęście dostrzegł to prędko, a do tego był stosunkowo odporny na przeróżne zagrywki innych ludzi; tych z branży i spoza niej, lecz przy Ally doskonale zdał sobie sprawę z tego, że nie jest tak dobrym aktorem jak myślał. Z biegiem lat nawet nie chciał szkolić tej umiejętności, a odsuwał się (a przynajmniej próbował) w kalifornijski cień, którego niestety nie było za wiele. Robił to, co było dla niego ważne i w czym czuł się dobrze, nie chcąc być chwalonym za nieczyste zagrania i tony fałszu, a czyste dźwięki, jakie potrafiły swoim brzmieniem nacisnąć na odpowiednie struny i wywołać oczekiwane emocje. Bez wątpienia Charlotte i Alyssa były swoimi przeciwieństwami, ale może tego na ten moment chciał? Mniej, lub bardziej świadomie wrzucił się w wir znajomości, która nie przypominała tej, jaka była dla niego naprawdę ważna.
Może i między innymi dlatego - tak mu się wydawało - Lottie udało się zbudować z Holdenem, mężczyzną tak różnym od niego, udany związek, który popsuł bardzo egoistyczny moment tęsknoty i wiotka myśl, że tym razem mogło się udać.
Nie mogło, przecież był sobą.
- To nie pierwszy raz, kiedy nie mogłem -
nie od razu - dać ci czegoś, czego potrzebowałaś - powiedział, w nerwowym geście przeczesując dłonią włosy, by finalnie przenieść ją na kilkudniowy zarost i zsunąć wzdłuż ciała. Rozchylił usta, by dodać coś więcej, ale jedynie rozłożył ręce szeroko na boki i uznał, że same spojrzenie wystarczy.
Chyba nie jestem tym, kogo potrzebujesz, Lottie.
Zoey pomogła im przerwać tę chłodną chwilę nieprzyjemnej ciszy, a jej entuzjastyczna propozycja zjedzenia spaghetti, nie została przekreślona nawet wtedy, kiedy Blake lekko (a przynajmniej się starał) oświadczył, że to znaczy przemalowanie sukienki na kolor sosu, którego część na pewno znajdzie się na tkaninie.
Nie tak wyobrażał sobie urodziny córki, śmiało zakładając, że podobne myśli towarzyszyły Hughes. Pomimo tego Gia zdawała się być zadowolona i podekscytowana wszelkimi atrakcjami, jakie towarzyszyły jej do końca swojego święta, więc późnym wieczorem bez problemu zasnęła w łóżku, by zgodnie z tym, co zaplanowali przed południem - kolejny dzień spędzić z mamą. On sam skupił się na pracy; na czymś, czego nie miał robić podczas urlopu, a co - jak się okazało - wychodziło mu najlepiej. Przejrzał dostarczoną przez Steve'a umowę, skupił się na warunkach, na miejscu, w jakim miał spędzić kilka miesięcy, a ku jego zaskoczeniu, nie było nim tylko Miasto Aniołów. Po wykonaniu kilku telefonów, napisaniu paru maili, postanowił zostawić stertę obowiązków rozsypanych na stoliku w salonie i ze świeżo kupioną paczką papierosów wyjść na balkon.
Delektowanie się dymem unoszącym się w stronę ciemniejącego nieba przerwał dzwonek do drzwi, więc po ostatnim zaciągnięciu się dymem dogasił peta i wolnym krokiem podszedł do źródła hałasu i nacisnął na klamkę.
- Dobry wieczór - przywitał zarówno Lottie, jak i córkę, otwierając szerzej drzwi, a pięciolatka od razu znalazła się w holu. - Wejdziesz, czy... - nie chcesz? Jeśli nie, to w porządku.
Z r o z u m i e m.
Wcale nie było w porządku.
- Dobrze wam minął dzień? - zapytał, odwracając się przez ramię do pięciolatki, która usiadła na podłodze i zajęła się zdejmowaniem butów, z których wysypały się pojedyncze ziarenka piasku.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Echa trudnego poranka oraz rozmowy przeprowadzonej w pomieszczeniu z fortepianem pobrzmiewały w kobiecej głowie na długo po chwili pożegnania z Zoey i - siłą rzeczy - Blake'm w hotelowym lobby. Złożona pięciolatce obietnica spędzenia kolejnego dnia w typowo babski sposób nieco podniosła córkę na duchu, choć wydęte w podkówkę usta i czający się w spojrzeniu wyrzut skutecznie Charlotte rozbawiły. Gia była uparta, a Hughes nie miała pojęcia, po kim odziedziczyła właśnie tę konkretną cechę charakteru. Miała wrażenie, że Zoey Gia Griffith była mieszanką najlepszych i zarazem najgorszych cech swoich rodziców, co w oczach otoczenia niewątpliwie mogło zostać odebrane jako obrazek dziewczynki niezwykle bystrej, rezolutnej, ale także dumnej i umiejącej postawić na swoim. Takie momenty i bezpośrednio związane z nimi przemyślenia za każdym razem budziły w Charlotte przekonanie, że w jakimś stopniu zwyczajnie córkę zawiodła.
Zoey nie miała jednego domu, a musiała dzielić czas między dwa. Rodzice nie byli razem i z pewnością to odczuwała, nawet jeżeli zarówno Lottie, jak i Blake dokładali wszelkich starań do tego, by podróże i zmiany otoczenia nie były dla pięciolatki męczące. W pewnym momencie musiała zaakceptować nowe osoby w życiu matki i ojca, a ostatecznie także chwile, w których dana postać bezpowrotnie znikała. Czy to było szczęśliwe dzieciństwo? Czy tak powinno było wyglądać życie ich córki? Czy może to po prostu oni przez krótki moment bardzo naiwnie wierzyli, że byliby w stanie dać jej - i sobie przy okazji - coś więcej?
Charlotte po raz ostatni poprawiła kosmyki niesfornych włosów i wygładziła materiał błękitnej sukienki na ramiączkach, zaraz potem opuszczając windę. Zmęczona całym dniem Zoey przysypiała już w samochodzie, dlatego dotarcie na odpowiednie piętro i pod odpowiednie drzwi zajęło więcej czasu niż Hughes założyła.
- Dobry wieczór - odparła, niepewnie przekraczając próg, choć nerwowe rozejrzenie się dookoła jasno sugerowało, że nie miała w planach pojawić się w żadnym innym pomieszczeniu - może poza pokojem, który obecnie zajmowała Zoey, by ułożyć córkę do snu. - Tak, dzięki - dodała, na pobliską komodę odkładając torebkę i okulary, które dotychczas zdobiły czubek jej głowy.
- Mama jutro wyjeżdża - poskarżyła się Gia, kiedy rzuciła buty w kąt korytarza, a potem zsunęła z głowy czapkę, tym samym tworząc we włosach typowo dziecięcy, naprawdę uroczy nieład. - Powiesz jej, żeby nie jechała? - zagaiła ojca, ramiona krzyżując na wysokości klatki piersiowej. Zupełnie tak, jak gdyby wierzyła, że ten gest doda jej kilku lat, a rodzice wezmą jej protesty pod uwagę.
- Udało mi się złapać wieczorny lot - wyjaśniła, nie chcąc, by tak ważną informację Zoey przedstawiła po swojemu. - To na pewno nie problem, żeby została do końca miesiąca? - zagaiła, kiedy ponad męskim ramieniem dojrzała stos papierów piętrzących się na kawowym stoliku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie pamiętał zbyt wiele elementów, jakie tworzyłyby wyraźny obraz jego najmłodszych lat, więc liczył na to, że i Zoey wraz z mijającym czasem nie będzie sięgała po pojedyncze klatki wyciągnięte z niespecjalnie udanych momentów, a raczej spojrzy na całość i uzna, że za dziecka była naprawdę szczęśliwa. Może ona - w przeciwieństwie do niego - nie będzie wyrzucała rodzicom, że jest sama. Bez starszego (kiedy nie rozumiał, że to już niemożliwe), czy młodszego rodzeństwa, z którym mogła się bawić, kłócić, czy rozrabiać. Dawniej, będąc jeszcze w związku z Ivory, co... jak teraz myślał, zdawało się bardziej czymś wyimaginowanym, niż mającym miejsce w jego życiu, wielokrotnie powtarzał, że nie zachowa się jak hipokryta i na pewno nie będzie miał tylko jednego dziecka. Potem - przez bardzo długo - nie sądził, że będzie miał chociażby jedno, a jak dowiedział się o ciąży Lottie, to przez pewien czas (o jakim teraz nie chciał myśleć) nie chciał, by pojawiło się na świecie nawet ono.
Aktualnie... była Zoey. Zoey Gia Griffith; niezwykle żywa, energiczna i inteligentna pięciolatka, która samą swoją drobną osóbką wypełniała przestrzeń i sprawiała, że żadne inne dziecko nie było niezbędne. Może gdyby Lottie postanowiła wrócić do...
Nie. Nie chciał o tym myśleć.
- Wiem, Zoey - potwierdził - mama jest dorosła, a dorośli niekiedy mają ważne rzeczy do zrobienia... gdzie indziej... - mruknął, podchodząc do siedzącej na podłodze pięciolatki, która wyraźnie niezadowolona nie akceptowała tego faktu i wyjazdu Charlotte. Nie dziwił się, w końcu pomijając wakacje z nim, stale przebywały razem. Wypuścił ciężko powietrze i wyciągnął ręce w stronę córki, by w następstwie razem z nią przytuloną do jego klatki piersiowej się podnieść.
- Mama jest najlepsza, ale ze mną też chyba nie jest tak źle, hm? - podjął, a kącik ust mężczyzny drgnął w krótkim, subtelnym uśmiechu. Zmęczone - i wciąż niezadowolone - odmruknięcie pięciolatki brzmiało jak potwierdzenie jego pytania, po którym wkradło się ciche: ale poproś, razem jesteście bardziej fajniejsi, co tylko mimowolnie poszerzyło jego uśmiech.
- Ty za to jesteś najfajniejsza - powiedział z rozbawieniem i cmoknął ją w czoło, dopiero po dłuższej chwili rejestrując coś, co wypowiedziała Hughes. - Wieczorny... - powtórzył - dziś, czy jutro? - Zmarszczył czoło z zawahaniem i odruchowo spojrzał za okno. Ściemniało się, więc bardziej pasowałby nocny, ale z drugiej strony jeszcze nie było aż tak późno, więc Charlotte mogła mieć na myśli i jedno i drugie.
- Na pewno - oznajmił i obejrzał się za siebie - zaraz to posprzątam, tylko... - urwał, opuszczając spojrzenie na córkę, której powoli przymykały się powieki, zatem najpierw trzeba było się zająć nią, a dopiero później wszystkim innym.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Przeciągłe westchnięcie i ponowne wywrócenie oczami były jedyną reakcją na kolejne dziecięce próby przekonania Blake'a, że powinien był zainterweniować w sprawie wyjazdu Charlotte. Hughes od momentu odebrania Zoey od jej ojca tuż po śniadaniu próbowała wielokrotnie poruszyć temat swojego powrotu do Seattle, jego powodów i ewentualnych konsekwencji. Nie bombardowała pięciolatki wszystkimi szczegółami, ale jednocześnie szanowała to, jak bystra była ich córka i jak szybko przyswajała pewne fakty. Oszukiwanie jej i wmawianie, że wszystko było w porządku, a kiepskie samopoczucie wynikało ze zwyczajnego zmęczenia, nie mogło się udać. Gia była dobrą obserwatorką i czasami wykazywała się inteligencją zdecydowanie za dużą jak na swój wiek. To budziło dumę, ale i obawę, bo przed dziewczynką... niczego nie można było ukryć.
- Nie możesz robić ważnych rzeczy tutaj? - odburknęła Zoey, tym razem zwracając się bezpośrednio do Lottie. Waleczna postawa córki była na swój sposób rozczulająca, ale jednocześnie sprawiała, że wyjazd z Los Angeles miał się okazać przedsięwzięciem trudniejszym niż Hughes mogłaby sądzić.
W milczeniu przysłuchiwała się rozmowie Blake'a z córką, nie potrafiąc pozbyć się wrażenia, że każde kolejne słowo obciążało jej serce coraz większym głazem. Nie chciała wyjeżdżać. Ani do Seattle, ani do Nowego Jorku. Wspomnienia wspólnej nocy i przekonanie, że bezpowrotnie utraciła coś, co posiadała tak krótko, budziły smutek, ale i obawę o przyszłość, której obecnie po prostu nie potrafiła sobie wyobrazić.
Paradoksalnie jednak ich przekomarzanki sprawiały, że na ustach Lottie pojawiał się uśmiech. Choć od dnia, w którym dowiedziała się o ciąży, minęło już tyle lat, to czasami wciąż nie potrafiła wyjść z podziwu dla tego, jak dobrze Blake odnalazł się w roli ojca i jak zapatrzona była w niego Zoey. To z kolei dawało poczucie, że zostawiała córkę w najlepszych możliwych rękach.
- Będziecie się razem dobrze bawić, a ja wrócę do was - krótka pauza, przepełniony zdenerwowaniem uśmiech i przepraszające spojrzenie wyrażające skruchę za bardzo niefortunnie dobrane sformułowanie - do ciebie tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Zgoda? - zaproponowała, wyciągając dłoń w kierunku Zoey. Uścisk dziewczynki był niepewny i wciąż przepełniony dziecięcym fochem.
- Jutro - odparła szybko, wyciągając ręce po Zoey, gdy na jej twarzy odmalowało się pytanie dotyczące tego, czy mogła przygotować córkę do snu. Chciała się nią nacieszyć przez kilkanaście kolejnych minut, wiedząc, że jutrzejszy dzień miał opiewać jedynie w smutek związany z naprawdę długą jak na standardy matki i córki rozłąką.
I nie tylko.
- Damy tacie dokończyć pracę, okej? - zaproponowała, kiedy dziewczynka przylgnęła do jej sylwetki, tym samym obwieszczając światu, że wcale nie miała ochoty na wieczorną toaletę.
Czas spędzony w łazience znacząco się więc wydłużył, ale jego nadgonienie było możliwe, bo Gia usnęła niemal w tym samym momencie, w którym jej głowa spotkała się z miękką poduszką. Mimo to Charlotte nie opuszczała sypialni przez kolejne minuty, z rozczuleniem przyglądając się tak spokojnie odpoczywającej córce. Z zamyślenia wyrwało ją dopiero kontrolne zerknięcie na zegarek i uświadomienie sobie, że spędziła w apartamencie Blake'a zdecydowanie za dużo czasu.
Składając na czole Zoey ostatniego buziaka, ostrożnie wyszła z pokoju, zamykając za sobą jego drzwi i ruszając w kierunku salonu.
- Mogę zajrzeć do was jutro przed wyjazdem na lotnisko? - zagaiła, przystając w progu pomieszczenia.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


/ zt x 2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alternatywna rzeczywistość”