WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zasadzie – chciałaby, aby tak było. Chciałaby odczuwać satysfakcję, że ktoś, kogo nie lubi mierzy się z czymś, co ewidentnie zrobiło mu w życiu pod górkę. Mogłaby wtedy uśmiechnąć się złośliwie i przytaknąć, nie przejmując się zupełnie jego uczuciami. To wcale nie byłoby nie w jej stylu.
Różne myśli kotłowały jej się po głowie. Cała gama emocji buzowała gdzieś tuż pod skórą, jednak próżno byłoby tam szukać satysfakcji czy zadowolenia, wywołanego tym, co usłyszała. Prędzej... współczucie. To jasne, że nigdy nie mogłaby znaleźć się na jego miejscu. Nie, ponieważ to ona byłaby tą stroną, od której tak naprawdę zależałoby wszystko, również to, czy podda się aborcji, czy nie. W jej przypadku wybór pomiędzy własnym szczęściem, a zdaniem kogokolwiek innego (nawet osoby, która przecież byłaby w taką wpadkę również uwikłana) byłoby prosty. Nie chciała dzieci, nie przepadała za nimi i to – dla niej – samo w sobie byłoby wystarczającą przesłanką ku temu, by pozbyć się problemu.
Nie – powiedziała krótko, przekręcając głowę tak, by zawiesić spojrzenie na wysokości jego oczu. Bynajmniej nie wynikało to z nagłej zmiany nastawienia o 180 stopni i zapałania sympatią do niego, a raczej z przeświadczenia, że po prostu mogą się rozumieć w tej kwestii. Chyba na ten moment wolała się nie zastanawiać, czy tylko w tej. – Moje zdanie też się nie zmieniło, nawet jeśli chodzi o ciebie – dorzuciła, delikatnie wzruszając ramionami. Nie prychnęła ze złością, że pozwala sobie na udzielanie jej jakichś rad, może podświadomie czując, że to byłaby niewłaściwa reakcja. Zamiast tego nieznacznie skinęła głową. – Dzięki, zapamiętam. – Nie planowała drążyć i dopytywać, kim jest matka dziecka. Jasne, te słowa w jakimś stopniu rozbudziły ciekawość, ale potrafiła ją pohamować – poniekąd dlatego, że to nie była jej sprawa, a częściowo z powodu świadomości, że i tak są małe szanse na to, że jej powie. A jeszcze mniejsze – jak sądziła – że może znać tę osobę.
Interesuje mnie wszystko. Mam trochę czasu – zauważyła, mając na myśli okres, przez jaki mieli tu być i teraz już wiedziała, że najsensowniej będzie go spędzić właśnie na różnego rodzaju wypadach. Tak, by spędzać jak najmniej czasu tutaj, na miejscu. Przyjrzała mu się z lekko ironicznym uśmiechem.
Ale teraz się boisz, że wytrzymanie ze mną będzie graniczyło z cudem? – dokończyła za niego, choć sama nie wiedziała czemu. – Nie powiem, myślałam, że jesteś odważniejszy – dodała pół żartem, pół serio. Teoretycznie nie zależało jej na tym, by spędzać z nim te wakacje, tak jak było to planowane, gdy jeszcze nie znali swoich tożsamości. Ta znajomość i tak wydawała się spisana na straty, jednak wciąż z tyłu głowy miała myśl, że bez jego towarzystwa była tutaj sama. Nie znała ani tego półwyspu, ani miasta, w którym wylądowała, niemniej jednak postanowiła, że to nie zepsuje jej wakacji. Nie byłaby pierwszą kobietą, która zdecydowałaby się na samotną podróż. Zerknęła w stronę wejścia, przez moment się zastanawiając. – Dziś chyba rozejrzę się tutaj, a może jutro wybiorę się do miasta – zdecydowała wreszcie; tego dnia już raczej i tak nie było sensu wypuszczać się na jakieś dalekie wycieczki. Nie znała tych terenów, lepiej byłoby więc wrócić do domku przed zmrokiem, skoro połowa dnia już upłynęła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krótka, prowadzona częściowo pod wpływem alkoholu - z jego strony - rozmowa poprzez wymianę smsów z Charlotte, przebiegała zaskakująco... dobrze. Blake, już po stopniowym wytrzeźwieniu przeczytał (choć z lekką obawą), to, co nieskładnie, z pogubionymi i przestawionymi literami, napisał blondynce, bynajmniej nie wycofując się ze swoich słów. Z drugiej strony czuł, że smsy nie były nawet rozgrzewką przed tym, co czekało ich podczas konfrontacji; tam nie będzie miejsca na znieczulenie się dzięki alkoholowi, ani dłuższą chwilę przerwy na to, aby ułożyć w głowie zdanie mające sens. Poruszanie się w dialogu w ten sposób, jaki, na przykład, tak dobrze poznał z Mary - poprzez wymianę wiadomości - był bez wątpienia prostszy, ale czy to wyłącznie dzięki temu nawiązał nić porozumienia z... Aurą? Wątpił, zatem musiało być coś więcej, czego jeszcze nie odkrył i z niezbyt pozytywnego tła ich znajomości sądził, że nie będzie to łatwe.
- Nadal mogę liczyć na to, że ta informacja nie wypłynie nigdzie dalej? - zapytał, starając się złapać jej spojrzenie. Gdy był jakimś znajomym-nieznajomym; kimś z sieci, za niewidzialną, ale bardzo odczuwalną barierą cyfrową, faktycznie nie miałaby powodu, aby komuś chlapnąć o tym, że Max zaliczył wpadkę. Teraz... prawie wszystko się zmieniało. Nie był Maxem, a był sobą; mężczyzną, którego nie lubiła i raczej nie zdziwiłby się, gdyby chciała zrobić mu na złość i rozpowszechnić wiadomość, podobnie do tego, jak przed kilkoma miesiącami ktoś zamieścił w internecie jego adres. Dodatkowo była Tottie; jej siostra bliźniaczka, z którą Griffith dawniej miał dobry kontakt, więc w zasadzie nie musiała chcieć sprawić, aby teraz - chociażby przez ten fakt - postawić go w tym świetle, ale wciąż: mogła. Na dobrą sprawę nie wiedział nawet, czy w stu procentach byłby w stanie przyjąć jej odpowiedź - jakakolwiek by nie była - i tak samo mocno uwierzyć.
Mary by prawdopodobnie zaufał, ale to nie był...
Stop.
Mary nie istnieje, to zawsze była Aura.

Prychnął cicho i pokręcił głową słysząc jej komentarz, a następnie zsunął się z hokera i spojrzał w kierunku wyjścia z kuchni. Późne popołudnie zbliżało się nieuchronnie, a po nim wieczór, a na zaplanowaną przez niego wyprawę najlepiej było udać się z samego rana.
- To nie ma nic wspólnego ze strachem, Whitbread, a z rozsądkiem. Obawiam się, że jeśli się nie pozabijamy, to popsujemy sobie urlop - sprecyzował, mierząc się z rudowłosą na spojrzenia - chcesz wyprowadzić mnie z błędu? - Uniósł pytająco brew, w tym samym czasie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Zgłodniałem - stwierdził nagle i wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z kuchni, do swojej części domku. - Wiesz, że nie jestem najlepszym kucharzem, to zdradzę ci coś jeszcze - mruknął, zatrzymując się w progu i oglądając za Aurą. - Mam dobrego nosa do najciekawszych miejsc, gdzie można zjeść i nie tylko - poinformował z przekonaniem - za dziesięć minut przed główną bramą? Jeśli cię nie będzie, to pójdę sam - oświadczył, a na potwierdzenie swoich słów skinął głową, by oddalić się do sypialni i łazienki; ekspresowy prysznic, świeże ubrania i portfel - całe osiem minut, po których zgodnie z tym, co powiedział, skierował się do wyjścia z posiadłości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przekręciła delikatnie głowę, przyglądając mu się w milczeniu przez kilka chwil. Nie mógł tego wiedzieć, że właśnie biła się z myślami. Potrafiła sobie wyobrazić zamieszanie, które pojawiłoby się, gdyby chociażby media podłapały ten temat. To mogłoby sprawić jej przyjemność (czy na pewno?), ale problem leżał w tym, że nie była tego tak stuprocentowo pewna. Poza tym była jeszcze Tottie... I mimo całkiem rozwiniętej wyobraźni, wizja reakcji siostry na takie rewelacje, szczególnie gdyby dowiedziała się o tym z internetu czy jakiegoś brukowca, nie chciała przejść rudowłosej przez głowę.
Może i tak... – zawiesiła głos, jakby miała jeszcze wybrzmieć ta druga część: a może nie. Nie mogła przecież tak po prostu zapewnić, że nikomu nie powie i nie sądziła, by tak czy inaczej w pełni jej uwierzył. Ona by nie uwierzyła na jego miejscu. Ale nie musiał wiedzieć, że tak naprawdę nic – prócz wątpliwej satysfakcji – nie zyskałaby na przekazaniu komukolwiek tej informacji. Zresztą do dziennikarzy żerujących na tego typu newsach pałała chyba jeszcze mniejszą sympatią niż do Blake'a Griffitha.
Pomimo wszystkich okoliczności, chyba mogła zrobić – dla siebie – chociaż tyle, by wykorzystać dobrze ten wyjazd i urlop, pierwszy od dawna. Zdawała sobie sprawę, że próby dokuczania mu i wyrzucania z siebie złośliwości nie dadzą jej odprężenia, a mimo wszystko właśnie tego potrzebowała. Ostatnie miesiące obfitowały w różne, niekoniecznie pozytywne wydarzenie i chociaż Aura starała się stawiać im czoła, kończyło jej się paliwo i już od jakiegoś czasu jechała na rezerwie.
Meh, chyba nie. Nie mogę ryzykować tak bardzo, bo jeszcze chciałbyś się ze mną... zaprzyjaźnić. – Ostatnie słowo niemal z siebie wyrzuciła, krzywiąc się trochę na wyrost, jakby dodatkowo chcąc zaznaczyć, jak abstrakcyjne to jest. – Z jednym Whitbreadem już się przyjaźniłeś i popatrz, nie skończyło się to najlepiej – dodała, przywołując w pamięci obraz brata. Brata, który wcale nie zginął tamtego dnia w Renton, jak twierdziła policja. Gdy tylko ta myśl zastąpiła poprzednią, Aura zupełnie odruchowo zacisnęła dłonie w pięści. Może powinna go określać mianem brata-zdrajcy? Odetchnęła głęboko, dopiero po chwili orientując się w tym, co mówił Blake. Uniosła na niego spojrzenie, ostatecznie pozwalając sobie na znikome skinienie, bardziej potwierdzające, że zrozumiała niż wyrażające jakiekolwiek jej stanowisko wobec tej... propozycji? Informacji? Nie umiałaby tego nazwać. Opuściła kuchnię niedługo po nim. Nie wiedziała jeszcze, czy pójdzie. Próbowała sobie wmówić, że nie jest tego pewna, nawet kiedy otwierała walizkę, by wyciągnąć z niej kwiecistą sukienkę, bardziej odpowiednią na wyjście niż to, co miała na sobie. Ani gdy przerzucała przez ramię małą torebkę, w której miała kilka najpotrzebniejszych rzeczy. I pomimo całej tej niepewności, po dziesięciu minutach dotarła pod bramę.
Och, jak miło, że poczekałeś – rzuciła z czającym się w kącikach ust sarkastycznym uśmiechem. Po chwili jednak jej rysy złagodniały. – Prowadź, Griffith. Ostatni raz jadłam coś jeszcze przed wylotem, a ponoć jak jestem głodna to robię się złośliwa – skwitowała żartobliwie (chociaż – chyba nie do końca).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamieszanie - tak mu się wydawało - byłoby jeszcze większe, gdyby media dowiedziały się kto był matką dziecka Blake'a Griffitha. Gdyby chodziło o kobietę, która nie miałaby żadnego związku z jego przeszłością i poznałby ją po opuszczeniu zakładu karnego, zapewne szum medialny wokół jej osoby nie byłby tak olbrzymi, jaki mógłby się pojawić przy Lottie. Charlotte Hughes, siostra tragicznie zmarłej Ivory, jego byłej narzeczonej, którą - jak przez kilka lat sądzono - zamordował. Między innymi to było fundamentem pomysłu z aborcją. Nie chciał, aby odwrócili się od niej rodzice, miała konflikt z rodzeństwem, które - sam nie wiedział - jak mogło to przyjąć. Wolał nie czytać artykułów na temat rodziny, jaką planowali zbudować i w trójkę od czasu do czasu jak gdyby nigdy nic odwiedzaliby grób Ivy. Zbyt dobrze pamiętał jak z roześmianego, pełnego energii i zapału do życia spojrzenia jego matki, z każdym spotkaniem w więzieniu uciekał zapał, radość, aż wreszcie musiał poprosić ojca, aby przekonał Jackie, że nie musi przychodzić. Czuł się winny - niekoniecznie morderstwa, a tego, że musiała nieść na barkach krzywdzące komentarze nie tylko odnośnie swojego jedynego syna, jak i sposobu, w jaki go wychowali. Sam się do tego przyzwyczaił, lecz chciał oszczędzić tego zarówno Lottie, jak i dziecku, którego... nie ukrywając, nie chciał, więc propozycja aborcji miała także egoistyczne podłoże. Niedawno wyszedł na wolność, chciał się cieszyć życiem, a nie bawić w rodzinę, czy uczyć się tego, jak zostać ojcem.
Na szczęście blondynka ściągnęła z niego ten ciężar i nie musiał się tym przejmować.
Czyżby?
- Uhm - odmruknął - mogłem nie pytać. Pewnie przekonam się niebawem w mediach - podsumował, wzruszając ramionami na znak, że było mu to obojętne, choć zdawał sobie sprawę z tego, że Aura - na tyle, ile go poznała jako Mary Maxa - mogła domyślać się, że wcale takim nie było. Nie to.
- Albo i nie - dodał po chwili, zostawiając sobie parę procent szans na to, że zachowa jego (ich?) sekret dla siebie, a on nie będzie musiał odpowiadać na niezręczne pytania. Głównie rodzicom, ponieważ te ze strony dziennikarzy - gdyby się pojawiły - zamierzał w dalszym stopniu ignorować.
Kąciki jego ust drgnęły ku górze, kiedy z grymasem rzuciła coś na temat przyjaźni. Prędko jednak uzmysłowił sobie, że wcale go to nie bawi, bynajmniej nie przez wizję przyjaźni z nią - która (przyjaźń) z Lottie nie skończyła się zbyt czysto i niewinne (bo i nie myślał tak w kontekście Aury). Temat śmierci (a raczej zaginięcia) Carla, pomimo upływu czasu, wciąż był wielką niewiadomą, wciąż poniekąd plamił ręce Jacqueline nie granatowym atramentem z pióra, a szkarłatną krwią.
- Mogłaś to sobie darować, Whitbread - podsumował gorzko - zaginięcie Carla i jego dalsze losy jako posłana szpila w moją stronę... - Pokręcił głową to w prawo, to w lewo, trochę tak, jakby ważył czy słowa rudowłosej były na miejscu. Skrzywił się i cmoknął z niezadowoleniem, kiedy uznał, że akurat jej... jego zdaniem, średnio to pasowało, właśnie przez to, że użyła do tego swojego brata.
- Lepszym argumentem byłaby Iv, w końcu z nią byłem bliżej, a z tobą nie była związana. - Cierpki posmak pozostał na jego języku, więc kiedy przekroczył próg sypialni, to między wzięciem kąpieli i ubraniem się, sięgnął po butelkę z resztą alkoholu, aby zapić niesmak i być może pomóc sobie przetrwać wieczór. Zrezygnował; ciepło panujące w pokoju zdecydowanie nie sprzyjało temperaturze, jaką powinien mieć mezcal.
- Jaka szkoda, że jednak postanowiłaś dołączyć - rzucił z (udawanym) rozczarowaniem, by w następstwie swoich słów gestem wskazać kierunek. Trasa nie była długa, mogła im zająć maksymalnie kwadrans, jeśli znało się dobry skrót. Restauracja i bar z muzyką na żywo wydało mu się bardzo klimatycznym miejscem, tym bardziej, że posiadała zarówno zadaszoną strefę, jak i stoliki stojące bezpośrednio na plaży.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez ułamki sekund w jej głowie wyświetliła się myśl, że może ten komentarz był nie na miejscu. Nie tylko ze względu na słowa Blake'a, w których dało się to wyczytać, ale... tak po prostu. Aura bardzo długo trzymała w sobie przekonanie, że Carl był kolejną ofiarą tego, co wydarzyło się w Renton – nie śmiertelną, bo przecież nie wierzyła w jego śmierć, ale w jakimś stopniu musiał zostać pokrzywdzony. Może chodziło właśnie o tę nutę niepewności, co do jego losów. Cokolwiek się tam nie stało, Carlowi musiało też przytrafić się coś takiego, co uniemożliwiło mu kontakt z siostrami. Tak zawsze to sobie wyobrażała. Ale kiedy zobaczyła tamten filmik... coś się zmieniło. Może tylko w niej, bo wydawało się, że Tottie nie zmieniła swoich przekonań, ale Aura coraz częściej zastanawiała się nad rolą, którą brat odegrał w tym wszystkim. Dlaczego zniknął? Dlaczego nie wezwał pomocy, skoro musiał być w domu i widzieć ciała rodziców? I przede wszystkim, dlaczego od dwunastu lat nie odezwał się do bliźniaczek? Teorie, jakie mimowolnie się nasuwały, potęgowały gniew Aury. Tylko czasem nie była już pewna, czy na Carla, czy na własną wyobraźnię.
Pozwolisz, że to ja ocenię, co byłoby lepszym argumentem w mojej wypowiedzi – powiedziała zimno, podkreślając słowo mojej i prawdopodobnie tylko ktoś, kto dobrze ją znał, mógłby się zorientować ile niepewności się za tym kryło. – Poza tym, nie wiem, czy mój brat zasługuje na specjalne traktowanie – fuknęła po chwili, tym razem jednak głos wyraźnie jej zadrżał. Może z powodu tych wyrzutów sumienia, które poczuła w momencie wypowiadania tych słów.
Zabawne, ale chyba dopiero podczas drogi Aura poczuła ten dysonans pomiędzy znajomością z Maxem, a tym, co miało miejsce teraz. Przedłużająca się cisza wydawała jej się nienaturalna, szczególnie gdy miała w pamięci to, jak płynnie toczyły się pomiędzy nimi rozmowy. W tej chwili tamte wieczory, które spędziła z telefonem przy uchu wydawały się odległe o miliony lat świetlnych. Gdy dotarli na miejsce rozejrzała się i ruszyła w stronę stolików na plaży – chciała być bliżej wody. Gdy tylko usiedli, pojawił się kelner z kartami; Aura od razu ukryła się za swoją, zaciskając usta, bo obiecała sobie, że nie będzie się wyrywać z pogaduszkami ani zabiegać o rozmowę. Kiedy jednak jej wzrok uniósł się ponad kartę i zatrzymał na rozciągającym widoku, wyraz twarzy Aury stał się bardziej rozmarzony. W końcu westchnęła.
Ładnie tu – skomentowała miękko, mając na myśli nie tylko to miejsce, ale również okolice ich kwatery. – Łatwo w takim miejscu ulec przekonaniu, że jest się bardzo daleko od wszystkich problemów. Albo że cokolwiek by się nie działo, jakoś to będzie – stwierdziła, chyba wciąż jeszcze nie dowierzając, że Seattle jest tak daleko stąd. I że nic, co ma tam teraz miejsce, nie dotyczy jej. Nie w tym momencie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko mu było uwierzyć w zbrodnię i śmierć przyjaciela, skoro nie znaleziono ciała, a równocześnie nie uważał, aby Carl zostawił w tak wielkiej niewiadomej swoich żyjących bliskich - przede wszystkim bliźniaczki, może gdzieś tam dalej i jego. Sytuacja Blake'a była jeszcze trudniejsza o tyle, jeżeli brało się pod uwagę medialny szum, jaki - poniekąd - wywołała jego matka serią artykułów, a później często mówiono, że krew rodziców rudowłosej trójki i ona ma na swoich dłoniach. Jackie zawsze była pewną siebie kobietą, która znała swoją wartość, kierowała się prawdą i była ponad krytykę, jaka nie miała w sobie za grosz konstruktywnego wydźwięku, a wtedy coś w niej pękło. Wraz z ojcem starali się być dla niej wsparciem, przekonywać, że to nie ona pchnęła Martina do wszelkich, niekoniecznie legalnych transakcji, jakie podejmował (z tym imieniem chyba coś jest nie tak, skoro aktualnie miał problem z innym Martinem, który zadłużył się u niewłaściwych ludzi przez hazard), lecz Jacqueline na kilka długich tygodni zdystansowała się zarówno od nich, jak i od świata. Lot do RPA i tematy, jakich podjęła się będąc w tak ubogim miejscu, skutecznie pomogły jej wrócić do formy.
- Skoro sama chcesz oceniać swoje odpowiedzi... - Rozłożył ręce na boki, dając jej pełną dowolność. Nie ma się wpływu na to, jak inni ludzie odbiorą nasze słowa - czy z takim wydźwiękiem, z jakim chcieliśmy coś przekazać, czy mniej, lub bardziej celowo obrócą je tak, aby wydobyć z nich coś zupełnie innego i obrócić na naszą niekorzyść. Bywało, że mnogość analiz, próby rozgryzienia wątku, jedynie psuła przekaz, jaki był banalnie prosty i nie trzeba było się nawet nad tym zastanawiać, a po prostu przyjąć (czy też puścić mimo uszu, bo nikt nie mógł zmusić do tego, by go słuchać).
- Hm? - mruknął, dodając do tego uniesioną w pytający sposób brew. Nie wiedział skąd ta nagła irytacja i niechęć (subiektywnie, tak to odebrał) w głosie Aury, choć zdziwiło go to, że nie była - jeśli już - bezpośrednio skierowana jako szpila w niego, a ponownie - w jej starszego brata. Nie mógł wiedzieć (bo i od kogo), że coś w sprawie kumpla się zmieniło, a bliźniaczki mają świeższe informacje, lecz nie zamierzał też ani ciągnąć tematu, ani dopytywać, jeżeli nie chciała się czymś podzielić sama z siebie.
- Już myślałem, że będziemy milczeć jak w tym filmie, może pamiętasz - powiedział nagle, opuszczając niżej kartę i zerkając na rudowłosą. Uśmiechnął się lekko, kącikowo, ale może i to było ukryte za menu sięgające ponad jego wargi i kończące się gdzieś w okolicach nosa.
- Umiem długo się nie odzywać. -
Z innego powodu niż bohater walentynkowego seansu, ale na szczęście (a może nie, i lepiej byłoby, gdyby się nie odzywali i nie prowokowali żadnych zwarć i wybuchów?) nie musieli tego sprawdzać. Finalnie położył płasko na stoliku kartę i subtelnie rozejrzał się, pod koniec raz jeszcze opierając spojrzenie na jej twarzy.
- Uległość mi do ciebie nie pasuje, Whitbread -
oświadczył trochę żartobliwie, ale prędko spoważniał. - Spróbuj to zrobić. Nie myśleć o troskach i problemach, ulegnij chwili i miejscu. Ciemne chmury mogłyby pojawić się dopiero nad Seattle. - Jak zwykle - chciało się dodać, ale tego nie zrobił, ponieważ w tej samej chwili pojawił się kelner i zapytał o to, czy może przyjąć zamówienie. Skinął głową, lecz nie zrobił tego pierwszy, tylko kulturalnie poczekał aż zrobi to Mary.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przymknęła na moment powieki, myśląc o tym, co by było, gdyby nagle znów weszła w rolę Mary. Gdyby pociągnęła ten temat i przyznała, że naraz, po tylu latach, nie wie już, jakimi uczuciami darzy zaginionego dawno temu brata. I że kiedy patrzy na swoją twarz w lustrze, na rude włosy i piegi rozsiane po całej twarzy, jakby ktoś je tam poprzyklejał bez żadnego wzoru, bez ładu i składu... że w takich momentach lustro nagle faluje (oczywiście, że tylko w jej wyobraźni), rysy nabierają męskości, a ona przez kilka kolejnych uderzeń serca dostrzega Carla, który uśmiecha się łagodnie. Ale to nie trwa długo – wreszcie jego (jej?) wargi wykrzywiają się w nienawistnym uśmiechu, a tęczówki stają zupełnie czarne.
Kolejne mrugnięcie i wszystko wraca do normalności. Pozostawały tylko te nieokreślone emocje – z jednej strony tęsknota za bratem, z drugiej ta złość. Zawsze gdzieś przyczajona, gotowa do wybuchu.
Mogłaby też zapytać o wiele rzeczy, które były związane z Carlem. Blake pewnie znał go od zupełnie innej strony, może była to dobra okazja, by i ona się czegoś dowiedziała – pierwsza i kto wie, czy nie ostatnia.
Ale nie zrobiła żadnej w tych rzeczy. Otworzyła oczy, w których odbijało się poczucie rozczarowania.
Nieważne – mruknęła tym razem ona i doskonale wiedziała, że to nieprawda. Bo to było ważne, choć kto wie,może tylko dla niej. Świadoma lojalności Tottie wobec Carla, czuła się gorzej, gdy samą wątpiła w rolę, którą jej brat mógł odegrać w tym wszystkim.
Tylko czy naprawdę chciała o tym rozmawiać? Czy nie po to opuściła Seattle, żeby odsunąć się od wszystkich zmartwień, które miała? Oczywiście nie sądziła, że kawałek Seattle – w postaci Blake'a – znajdzie się tu z nią, ale to chyba był czas, aby dostosować się do nowych okoliczności.
Nie udało jej się zatrzymać lekkiego uśmiechu, który cisnął jej się na wargi, tym samym zdradzając prawdopodobnie, że doskonale pamiętała.
Naprawdę? Może jednak sprawdzimy? – zapytała na wzmiankę o umiejętności długiego nieodzywania się, unosząc sugestywnie brew, zaraz jednak ledwie zauważalnie pokręciła głową. – Coś jeszcze łączy cię z tym bohaterem? Oprócz tego, że pewnie też byłbyś taki niewzruszony, gdybym tu nagle wykitowała – uznała pół żartem (przynajmniej taką miała nadzieję!), pół serio. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle, ale nawet w tej chwili miło wspominała tamten wieczór, gdy oglądali wspólnie film. Doszła do wniosku, że to poniekąd zabawne, jak blisko siebie się wówczas znajdowali.
To nie...uległość, chciała powiedzieć i do diabła, naprawdę nie wiedziała, czemu urwała. Czy było to spowodowane świadomością, że zaprzeczanie jest dziecinne (nie żeby zwykle jej to przeszkadzało), czy raczej chęcią powstrzymania kolejnej słownej utarczki, która wisiała w powietrzu? Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. A gdy to sobie uświadomiła, parsknęła cichym śmiechem. – Już dałam się ponieść chwili, skoro słucham twoich rad – skwitowała, unosząc nieznacznie kąciki ust. Tym razem jednak w jej słowach nie było wrogości czy wyraźnego niezadowolenia; raczej rozbawienie, gdy dotarła do niej cała ta sytuacja. Kiedy do ich stolika podszedł kelner, Aura ponownie utkwiła spojrzenie w karcie. Chciała spróbować czegoś nowego, a kilka nazw potraw zupełnie nic jej nie mówiło.
Poproszę fajitas i – przełożyła kartę, by teraz przesunąć wzrokiem po kolumnie z drinkami – truskawkowe mojito – uśmiechnęła się delikatnie do kelnera i położyła kartę płasko na stoliku, czekając, aż Blake również złoży zamówienie. Miała tylko nadzieję, że w daniu, o które prosiła nie było za dużo zieleniny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znali się za dobrze, a powstały dysonans między tym, co wiedział o Mary, a czego nie wiedział (i nie spodziewał się) o Aurze, dodatkowo siał mętlik między jego myślami. Neurony zdawały się albo nadal spać, będąc wciąż zamroczone nocną, zakrapianą eskapadą, albo przeżyły tak duży rozpoznaniem rudowłosej, że uznały, że dość analizowania i łączenia faktów na dziś. A z drugiej strony, gdzieś na końcu języka i z tyłu głowy pojawiło się mimowolnie pytanie, którego jeszcze - nadal - nie wypowiedział. W ciszy obserwował jej zachowanie, nie chcąc przy okazji robić tego zbyt natarczywie, aczkolwiek między zamglonym spojrzeniem Aury a stwierdzeniem, że nieważne, zdawała się być wielka przepaść, której ściany wyścielały zarówno niedomówienia, jak i odpowiedzi.
- Wiadomo coś nowego w temacie Carla? - podjął, nawet jeżeli rozsądek podpowiadał mu, że nie powinien. Skoro nieważne - oznaczało, że nie chciała o tym mówić, a on nigdy nie był tym, który wypytuje i ciągnie za język, jeżeli druga osoba wolała milczeć. Przerabiał takie praktyki - przesłuchań - na własnej skórze i byłby hipokrytą, jeżeli świadomie i celowo stosował je wobec innych.
Gdyby tylko nie chodziło o człowieka, którego - wydawało mu się - znał. Gdyby nie te dziwne listy, jakie od czasu do czasu dostawał za kratkami, a fakty w nich pojawiające się, mógł kojarzyć jedynie rudowłosy.
Wielokrotnie próbował odrzucić od siebie tę myśl - określając całość jako p r z y p a d e k. W jego stronę leciało wiele zarzutów, pojawiało się mnóstwo teorii i pewnych (niezgodnych z prawdą) stwierdzeń. Może komuś zabrakło pomysłów i posiłkował się rzeczami wyssanymi z palca, które p r z y p a d k i e m pasowały do elementów z jego życia? Na pewno tak było; w końcu Carl o f i c j a l n i e nie żył.
- Spotkaliśmy się nad wodą, Whitbread, będę na tyle miły, że... uznajmy, że jestem w stanie spełnić jedno twoje życzenie - zaproponował śmiało, z powagą malującą się w oczach i rozbawieniem na wysokości kącików ust. Daleko mu było do złotej rybki (czego w sumie nie mógłby powiedzieć o niej - szczególnie z tymi włosami, które meksykańskim słońcu prezentowały się lepiej, niż podczas ich spotkania w szarym, deszczowym Seattle), ale... czemu nie?
- Jeśli jest nim milczenie - nie ma sprawy. - Rozłożył delikatnie ręce na boki i zacisnął usta w cienką linię, by nie parsknąć śmiechem. I jak na złość właśnie wtedy pojawił się kelner, oczekujący na złożenie zamówienia. W pierwszym odruchu rozchylił wargi, ale na szczęście przypomniał sobie, że nie może mówić. A może mógł? W końcu Aura go jeszcze o to nie poprosiła.
Przesunął palcem przy jednej z pozycji, mającej w nazwie Quesadilla de flor de calabaza, by zaraz później przekartkować menu i wskazać napój bezalkoholowy kryjący się pod nazwą Watermelon agua fresca. Po zakończeniu skinął lekko głową do mężczyzny na znak, że dziękuje i przekierował wzrok na Mary.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wahała się, nawet nie kryjąc się z tym, że nie jest pewna, jakiej odpowiedzi udzielić; nie chodziło przecież o to, że wciąż jeszcze podejrzewała go o udział w morderstwie jej rodziców czy zniknięciu Carla – teraz już sama nie wiedziała, czy kiedykolwiek brała na poważnie taką opcję, czy po prostu potrzebowała nakierować na kogoś swoją złość i frustrację, a Blake Griffith wydawał się odpowiednim kozłem ofiarnym. Jakaś część niej wciąż wzbraniała się przed tym, by o sprawach rodzinnych rozmawiać właśnie z nim. Inna – ta, w której prym pewnie wiodła Mary – podchodziła do tego bardziej racjonalnie, uznając, że przecież przez ostatnie miesiące dzieliła się z nim informacjami ze swojego życia, choć w nieco zawoalowany sposób.
Ale Blake mógł być jedyną osobą – prócz Tottie – którą los Carla naprawdę interesował. A przynajmniej nadszedł moment, w którym Aura dopuściła do siebie taką myśl.
Oficjalnie nie – zaczęła ostrożnie, nie kłamiąc – nie poszła z otrzymanym nagraniem na policję, nie wykrzyczała nikomu prosto w twarz, że się pomylili. I wciąż sama nie była pewna, dlaczego tego nie uczyniła. – Ale mam, hm, dowód na to, że Carl nie zginął tamtego dnia. Mój ojciec nie mógł go zabić, bo już wtedy nie żył – przyznała wreszcie, nie bez oporu (głównie tego wewnętrznego). I tylko nie wiem, co z nim zrobić – mogłoby mówić jej spojrzenie, gdyby prawidłowo je odczytać. Mijały miesiące, a Aura ciągle odkładała to na później. Miała już nie tylko wiarę, ale i pewność, że wydarzenia w Renton potoczyły się inaczej niż policja zakładała, a jednak to było wciąż za mało, by odkryć prawdę. Przecież nawet nie wiedziała, od czego zacząć poszukiwania Carla. To, co robiły z Tottie na przestrzeni lat to za mało – poza tym wtedy Aura zakładała, że Carl nie mógł się z nimi skontaktować. A teraz? Teraz zaczynała brać pod uwagę, że może wcale tego nie chciał.
W pierwszym momencie spojrzała na niego nieco skonsternowana, by chwilę potem rozciągnąć usta w nikłym uśmiechu.
Szkoda, że nie trzy – mruknęła z pozornym zawodem. – To rzeczywiście kuszące – przyznała odnośnie milczenia, zamierzając jednak dodać, że chyba nie jest to potrzebne, ale przeszkodził im w tym kelner, więc Aura nie miała okazji dokończyć swojego zdania. I ledwie zauważalnie potrząsnęła z rozbawieniem głową, widząc w jaki sposób Blake składa zamówienie. Najwyraźniej musiało to zaskoczyć i kelnera (albo po prostu rudowłosa postanowiła tak to odczytać), bo przed odejściem zerknął i w jej kierunku, co wykorzystała.
To u niego normalne – zapewniła, uśmiechając się. – Mój przyjaciel – zaakcentowała to słowo, nawet nie zerkając na Griffitha – nie mówi – dodała, dopiero teraz posyłając w stronę Blake'a współczujące spojrzenie. Kiedy mężczyzna z przyjętym zamówieniem oddalił się od stolika, Aura wygodniej usadowiła się na krześle, a przyjazny uśmiech, który jeszcze sekundy wcześniej utrzymywał się na jej ustach, powoli zanikał.
Zanim kelner nam przerwał chciałam powiedzieć, że to kuszące, ale chyba na razie spasuję. Mogę zostawić sobie to życzenie na później? Niewykluczone, że jeszcze będę miała dość twojego gadulstwa – powiedziała z wyczuwalną ironią (dotyczącą zarówno tego, że może jeszcze sobie tego zażyczyć, jak i posądzenia go o przesadną gadatliwość), a potem obejrzała się przez ramię, spoglądając w stronę miejsca, gdzie zespół zaczął właśnie grać nową piosenkę. I to – a jakże – też związaną z obejrzanym niegdyś filmem. Prychnęła pod nosem, uznając to za niezłą ironię losu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Temat Carla był kolejną niespodzianką, jaka zaskoczyła go już na samym początku tego wyjazdu. Pierwszą z nich była bez wątpienia Aura, aczkolwiek wspominanie niby martwego, zaginionego (ciała) brata, nie należało raczej do tematów, jakie porusza się na wakacjach. Zresztą, on wcześniej przywołał osobę swojej zmarłej narzeczonej, co równie nie było najmilszą kwestią, dzięki której mogli podtrzymać rozmowę. Niemniej - z uwagą, w ciszy i skupieniem malującym się na wysokości oczu, słuchał tego, co miała do powiedzenia rudowłosa. Niekoniecznie przyjemne (dziwnie, skoro Carl był jego przyjacielem), niepokojące i ciężkie w określeniu uczucie osiadło gdzieś na wysokości jego żołądka, równie uciążliwym znakiem zapytania dociskając jego zawartość.
Mam dowód na to, że Carl nie zginął tamtego dnia.
Zsunął z nosa ciemne okulary, które odłożył na stoliku, a jego zmarszczone i pytające spojrzenie ewidentnie domagały się kontynuowania tematu. Nie chciał się domyślać - czy nie zginął tamtego dnia, ale wie coś więcej - że coś mu się wydarzyło później? I przede wszystkim - skąd to wie i na ile te nowe informacje są pewne i sprawdzone, skoro nie należą do oficjalnych.
- Nie rozumiem - przyznał zgodnie z prawdą - jak to możliwe, że ten... dowód... pojawił się dopiero teraz? - Przechylił głowę, uważniej przyglądając się profilowi twarzy i mimice kobiety. A może nie było to t e r a z i wiedziała od jakiegoś czasu? Nie miała żadnego obowiązku, aby mu o tym mówić; ba, zrozumiałby, gdyby tego nie zrobiła, w końcu nie mieli nigdy dobrego kontaktu, a to, że dawniej przyjaźnił się z jej bratem, zapewne nie miało dla kobiety najmniejszego znaczenia.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał jednak, w następstwie wypowiedzianego pytania przygryzając dolną wargę od środka, by nie dodać niczego więcej.
Czegoś, co - być może - potrafiłoby rozwiać niewiadome, jakie swojego czasu zadomowiły się w jego więziennej celi za pomocą kilku listów, jakie budziły w nim dysonans. Miały w sobie coś zarówno bardzo niepokojącego, ale i dawały... nadzieję.
- Szkoda, że ja nie mam żadnego - odbił piłeczkę, a zamiast zawodu podobnego jak u Whitbread, kącik jego ust drgnął w krótkim uśmiechu. Tak naprawdę, to na nic nie liczył, a zaskoczeniem było nawet to, że postanowiła tu przyjść razem z nim. To na pewno aura tego miejsca podziałała tak na...Aurę.
Po wskazaniu kelnerowi swojego zamówienia, jak i wysłuchaniu sprostowania przyjaciółki odnośnie tego, jak bardzo był milczący, parsknął cichym śmiechem. Mógł tak dłużej, lecz sama muzyka - która nagle zmieniła się na zaskakująco znajomą - nie potrafiłaby tak dobrze zająć czasu oczekiwania na posiłek, jak ciekawa rozmowa. A tego nie mógł odebrać Aurze - pomimo jej złośliwości, uporu, celowo ciskanych szpil w nieuważnie odsłonięte ego - wymiana zdań z kobietą nie była ani nudna, ani przewidywalna.
- Znaj moje dobre serce. Możesz -
rzucił nieco kpiąco, przy tym opierając się wygodniej na krześle i czując - o dziwo - swobodnie w jej towarzystwie, bo w sumie - co miał do stracenia, skoro i tak go nie lubiła? Już nie było Maxa i Mary, ich miejsca zajęli Aura i Blake.
- Wierzysz w przeznaczenie? -
zapytał nagle, ruchem głowy wskazując muzyków i starając się nie roześmiać; nieco gorzko, trochę z niedowierzaniem. Po raz kolejny mogli się przekonać jak bardzo los z nich zadrwił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu, przez moment wbijając spojrzenie gdzieś ponad ramieniem Blake'a. Czułaby się znacznie lepiej, gdyby to ona mogła zadawać pytania, a nie być pod ich ostrzałem. Poza tym, pomimo tego, że od miesięcy rozkładała to wszystko na czynniki pierwsze, nic z tego nie miało sensu. A nawet jeśli – teoretycznie – miało to Aurze trudno było to przyjąć do wiadomości.
Wciąż chodziło o jej brata. Kogoś, kto przez lata obrósł niemal w legendę. Carl, który wkurzał się, gdy niepytana zakradała się do jego pokoju albo specjalnie zajmował łazienkę, wiedząc, że się śpieszy, jednocześnie był w stanie – wiedziała o tym – dokopać każdemu, kto by ją skrzywdził. I powstrzymywało go chyba tylko to, że Aura świetnie sama potrafiła o siebie zadbać. Dlatego te scenariusze i myśli, w których Carl przestawał być jedynie zaginionym bratem były tak bolesne. Bo niszczyły wszystko, z czego do tej pory był zbudowany jej świat.
Powoli, z wyraźnym trudem, zawiesiła spojrzenie na wysokości jego oczu.
Nie teraz – sprostowała. – Kilka miesięcy temu pojawił się u nas facet. Twierdził, że wie coś w sprawie naszego brata. Miał ze sobą nagranie z monitoringu z Renton. Widać na nim Carla. To było już po tej strzelaninie – przełknęła głośno ślinę, a potem jej spojrzenie stwardniało. – Nie wiem, czemu policja do niego nie dotarła. – A może dotarła, może któryś z policjantów także widział to nagranie, ale z jakiegoś powodu uznał, że nie włączy go do akt? Chyba by jej to nie zdziwiło. – Wiem, że Carl był... blisko z jakimś chłopakiem. Znałeś go? Mój ojciec mógł o tym wiedzieć? – Choć początkowo nie chciała korzystać z jego wiedzy, teraz nie miała już takich oporów. Nie tylko dlatego, że chciała w końcu poznać prawdę. Z jakiegoś powodu rozmawianie z Blake'em Griffithem nie było nieprzyjemne, nawet pomimo poruszanego tematu. Ale nie chciała w tym momencie analizować tego, skąd taka zmiana.
A jakie by mogło ono być? – zapytała z pozorną obojętnością, choć całkiem prawdopodobne, że nie udało jej się ukryć wystarczająco dobrze zainteresowania tą kwestią. Swoje zachowanie i to, że nie warczy dla Blake'a zrzucała na karb tego, że skoro już tu była razem z nim to mogła zminimalizować nieprzyjemności i po prostu skupić się na tym, żeby trochę odpocząć, niezależnie od towarzystwa. Gdyby trochę dłużej się nad tym zastanowiła, może nawet doszłaby do wniosku, że przecież jego towarzystwo wcale nie było najgorszą spośród możliwych opcji.
Rozchyliła usta, by rzucić definitywne nie, ale zanim to słowo wybrzmiało, zacisnęła je z powrotem. Przez jej twarz przemknął cień zawahania.
Lubię myśleć, że przeznaczenie zawsze wkładałam między bajki. Prędzej uwierzyłabym w karmę – przyznała miękko. – A musi być z niej niezła suka. Albo to ja nią byłam, skoro postanowiła mnie ukarać w taki sposób. – Uśmiech, który wpłynął w tym momencie na jej usta zupełnie nie współgrał z pozornie poważnymi słowami. Rozbawienie, odbijające się w jej spojrzenie potwierdzało, że miał być to przede wszystkim żart. Będąc w tym miejscu jakoś nie potrafiła żałować niczego, co do tego doprowadziło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zazdrość nigdy nie była uczuciem, które towarzyszyło mu często, aczkolwiek w tym przypadku - posiadania rodzeństwa - była czymś, nad czym niekoniecznie miał kontrolę. Blake Griffith w młodości - niezależnie, czy wieku, gdzie chodził do pierwszych klas szkoły, czy był nastolatkiem - miał niemalże wszystko. Uwagę - zazwyczaj, o ile nie mieli spraw niezwykle ważnych, które kolidowały z jego chęcią rozmowy - rodziców, całe mnóstwo zajęć dodatkowych, jakie miały w przyszłości otworzyć mu furtkę do kariery. Budżet, bez wątpienia pozwalający na realizację celów bez względu na to, jak wymagające wkładu finansowego mogły być. Żył w dużej, nowoczesnej posiadłości; jeżeli miał na to ochotę bez problemu mógł zapraszać do niej przyjaciół i znajomych, ale nawet to nie pozwoliło mu odeprzeć wrażenia, że oddałby wiele, aby mieć rodzeństwo. Kogoś, z kim mógłby się burzliwie sprzeczać, zabierać rzeczy, przedrzeźniać, aby ostatecznie bez zawahania stanąć za sobą murem. Z jednej strony - kiedy poznał paru naprawdę dobrych kumpli, mogących zasłużyć na miano przyjaciół - wiedział, że krew i geny to nie wszystko, jeżeli nie ma nici pozrozumienia, ale... zaprzeczyć jego miemaniu odnośnie tego, że posiadania brata lub siostry było czymś istotnym i mającym olbrzymią wartość mogłoby tylko to, gdyby takowych posiadał i zupełnie się nie dogadywał. Tego jednak nie mógł już sprawdzić, ani zweryfikować, a nie doszły go słuchy, by niewierność Jackie (liczył, że krótkotrwała) przyniosła na świat jakieś inne dziecko, poza nim. Wayne tym bardziej, skoro jawił się w jego oczach jako bardzo porządny, dobry człowiek.
- Tylko... - urwał, kręcąc przecząco głową. - Dlaczego nie odezwał się do żadnej z was? Do ciebie, Tottie... Musiał wiedzieć, że strata rodziców i jego była dla was ciosem, skoro zostałyście same. - Wiedział o ciotce, u której się wychowywały, lecz nie wydawało mu się odpowiednim, aby nazwać ją bliską osobą, będącą godnym zastępstwem najbliższych osób rudowłosych bliźniaczek. Podobnie poddał w wątpliwość to, że mężczyzna pojawił się dopiero teraz - po wielu latach.
- I dlaczego zgłosił się po takim czasie? - zapytał, unosząc pytająco brew, ale chciał kontynuować myśl - tym razem dzieląc się swoimi odczuciami i zrobiłby to, gdyby nie przyjście kelnera, niosącego na ułożonej na przedramieniu tacy z ich zamówieniem. Po tym, jak mężczyzna ułożył dania i napoje na stole, bacznie przyjrzał się Griffithowi, a ten uśmiechnął się krótko i wrócił do tematu dopiero wtedy, kiedy ten odszedł. Mógł w jego oczach nadal grać niemowę.
- Długo to ukrywał, bo myślał, że moja wiedza popsuje naszą przyjaźń - odpowiedział, tym razem dodając pojedyncze skinienie głową. Może i owszem, na samym początku, kiedy Blake się dowiedział o uczuciach Carla płynących - również - w stronę jego płci, nie było to komfortowe, ale szybko przeszło i potrafił przejść do porządku dziennego.
- Wydaje mi się, że nie wiedział, ale... nie wiem, Aura. Carl miał... swoje tajemnice. I jak nie chciał czegoś komuś powiedzieć, to nie dało się tego wymusić. - A przynajmniej on miał takie wrażenie, że rudowłosy potrafił milczeć jak... grób. - Jak on miał na drugie imię? To takie... śmieszne, ale... nie pamiętam - mruknął nagle, skrobiąc się dłonią po karku. W oczekiwaniu na odpowiedź kobiety, sięgnął po szkło, aby upić łyk. Trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy w ustach zaschło mu przez upał, czy temat. Może jedno i drugie.
- Mogę zadać je później? - Uśmiechnął się pod nosem. - To dopiero początek naszych... bajkowych wakacji, Mary - skwitował z lekką ironią, choć w kącikach jego ust czaił się wciąż uśmiech. Trzymając wciąż zimny napój w dłoni, uniósł go nieco w górę w geście toastu.
Może się nie zabijemy, Whitbread.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z jednej strony Aura bardzo chciała wierzyć, że nagranie nie zostało spreparowane (nie znała się na tym kompletnie), a mężczyzna pojawił się pod ich domem z dobrymi chęciami, nawet jeśli - niewątpliwie - rychło w czas. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie podchodziła do tego odrobinę sceptycznie i gdyby nie zadawała sobie podobnych pytań. Mężczyzna, który przyniósł im nagranie nie dostarczył jej pożądanych odpowiedzi - w pewnym momencie uznał po prostu, że już pójdzie, zanim mogłyby go przesłuchać i coś więcej wyciągnąć z jego historii.
Podobno – zaakcentowała to słowo – jego wuj pracował przy tej sprawie. Coś mu się nie zgadzało, więc nawet po jej zakończeniu się tym zajmował. Zmarł niedługo przed tym, jak ten facet się u nas zjawił. Twierdził, że chce dokończyć dzieło krewniaka czy coś w tym stylu. Nie wiem, Blake – przyznała w końcu – może to jakaś jedna wielka bzdura, ale na tym nagraniu jest Carl. Nie rozumiem tylko, dlaczego zostawił rodziców, czemu nie wezwał pomocy. Myślisz, że…? – Ale to pytanie nigdy miało w pełni nie wybrzmieć, choć Aura zakładała, że Blake domyśli się, o co pyta. I w pewnym sensie pluła sobie w brodę, że nie jest w stanie głośno powiedzieć, że być może jej brat ma za uszami więcej, niż ktokolwiek z nich podejrzewał. Że może być mordercą. To była jak zdrada wobec Carla, ale może on nigdy nie zasługiwał na lojalność siostry?
Miała 26 lat, pracę, dom, który dzieliła z siostrą i Psa. Od wydarzeń w Renton miało w tym roku minąć 12 lat, a mimo to Aura wciąż tkwiła jedną nogą w tamtych wydarzeniach i tamtych ludziach, którzy byli żywi jedynie w jej pamięci. Jasne, że chciałaby pójść do przodu i zamknąć ten rozdział, ale wydawało jej się to niemożliwe, póki ta wersja, którą uznała policja była dla Aury nie do przyjęcia, a jednocześnie rudowłosa nie mogła być pewna żadnej innej. Dla niej to wciąż było trwanie w pewnego rodzaju zawieszeniu. Westchnęła przeciągle.
Kiedyś wydawało mi się, że doskonale znałam swoją rodzinę, ale teraz myślę, że chyba jednak o wielu rzeczach nie miałam pojęcia. – Nie wyobrażała sobie, by mogła skierować takie słowa właśnie do Blake'a w jakichkolwiek innych okolicznościach i tak się odsłonić. Ale byli na tyle daleko od Seattle, a ona miała z tyłu głowy myśl, że to z nim rozmawiała przed ostatnie miesiące, że to już nie wydawało się takie nieodpowiednie. – Constantius. Tata interesował się historią starożytnego Rzymu i chciał dać mu tak na pierwsze, ale mama wybiła mu to z głowy – mówiąc to uśmiechnęła się na wspomnienie tych wszystkich wspólnych wieczorów, podczas których tego typu historie krążyły wśród członków rodziny.
Parsknęła śmiechem, wybór tego akurat przymiotnika uznając za wyjątkowo interesujący, ale ostatecznie uniosła szklankę z własnym drinkiem, a nawet więcej - delikatnie stuknęła swoim szkłem o jego. – No to za wspólny urlop, który oczywiście zapowiada się ekscytująco – skwitowała żartobliwie, po czym upiła trochę napoju. Zamierzała zacząć jeść, ale jej wzrok spoczął na guacamole, które było serwowane jako dodatek do jej dania. – Jeśli masz ochotę to się częstuj – rzuciła w kierunku Blake'a, delikatnie, acz stanowczo odsuwając od siebie naczynko, w którym był sos. – Ja nie lubię awokado. Ani innej zieleniny – mruknęła bardziej do siebie. Może wspominała mu o tym podczas którejś z rozmów, ale nie była pewna - wiele szczegółów wymykało się jej pamięci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z uwagą słuchał historii opowiadanej przez Aurę, ale i on - nie dlatego, że jej nie wierzył - podszedł do całości nieco sceptycznie. Raz, czy dwa razy uniósł brew w geście powątpiewania, aczkolwiek ani razu jej nie przeszkodził, nie zanegował czegoś, ani nie próbował dopytać, kiedy jeszcze była w trakcie mówienia o tajemniczym mężczyźnie, który po latach zjawił się chcąc kontynuować misję wujka.
- Miłosierny Samarytanin się znalazł - mruknął po chwili ciszy i pokręcił tuż po tym głową, nie tyle, co ganiąc samego siebie za te słowa i im zaprzeczając, ale poniekąd chcąc zasugerować Aurze, aby nic nie mówiła, bo miał coś do dodania. Okej, może i naprawdę facet miał w sobie chęć niesienia pomocy, rozwikłania nurtującej sprawy, która nawet pod koniec życia wuja potrafiła temu spędzić sen z powiek, ale... coś mu tu śmierdziało.
- To trochę... dziwne - powiedział powoli, ale nie do końca wiedział jak wyjaśnić Aurze dlaczego tak uważał, aby zrozumiała co miał na myśli. W końcu on był sobą, a ona rudowłosą Whitbread, tak podobną ale przy tym tak różną od bliźniaczki, z którą niegdyś całkiem nieźle (tak mu się wydawało) się dogadywał.
- W porządku, może te nagranie jest prawdziwe i jeśli to Carl, to może miał jakiś powód do tego, by się ukrywać - skinął lekko głową na potwierdzenie - ale to dłuższy temat. Nie zastanawiało cię to, czy jego motywy kontynuowania poszukiwań po latach są wystarczające? - Uniósł brew, zastanawiając się nad tym; bezinteresowność i chęć pomocy innym, odnalezienia sprawiedliwości - po swojej pięcioletniej, bezsensownej odsiadce, gdzie po wolności wciąż chodzili mordercy trójki osób - wydawał mu się czymś obcym. System zawiódł, tak samo jak ludzie. Prędzej był skłonny przypuszczać, że...
- A jeśli Carl na początku uciekł, bo się bał, a później zrobił coś, co uniemożliwiło mu powrót? Co, jeżeli ktoś chcący go odnaleźć miał intencje całkiem różne od waszych? - Nie chciał pewnie twierdzić, że to właśnie ten mężczyzna - i nie należy mu ufać, ale brał to pod uwagę. W końcu czysto teoretycznie - gdyby ktoś mógł mieć jakieś wiadomości o bracie, to logicznym było szukanie ich u rodziny.
- Nadal uważam, że on wtedy nie zginął - poinformował - kilka lat temu dostałem list. Jeden z wielu listów, ale ten w odróżnieniu od większości, nie zawierał gróźb, życzeń śmierci i wyzwisk. - Był czymś innym; trochę marną próbą wsparcia, choć wtedy Blake odebrał to bardzo kiepsko. Ktoś, kto był autorem listu - o czym w dalszej rozmowie powiedział Aurze - jasno napisał mu, że wierzy w to, że jest niewinny, bo wtedy był na tej samej plaży i widział więcej, niż mogło się wydawać, nawet jeśli prawdopodobnie nikt nie widział go. Początkowo Griffithowi wydawało się, że mógł to napisać morderca - albo chcąc wybadać sytuację, albo odczuwał nikłe wyrzuty sumienia i musiał się tym podzielić - jednak kartka, na której napisany był list, miała na sobie nadrukowany bardzo jasny, nieco rozmazany motyw monety.
Starej, z nierównymi brzegami, zniszczonej. Takiej, na której była podobizna Konstancjusza. I o tym też wyznał Aurze. Carl nie był zbyt wylewny mówiąc o swoim drugim imieniu, za którym chyba nieszczególnie przepadał, ale widzieli o tym nieliczni.
- Nie lubisz awokado ani innej zieleniny, bo jesteś do niej z jakiegoś powodu uprzedzona i nie chcesz zaryzykować, czy naprawdę nie lubisz? - podjął, świadomy tego, że jego słowa można było odebrać w innym, bardziej l u d z k i m kontekście, z przełożeniem na p e w n e znajomości. I właśnie dlatego to zrobił.
- Myślę, że gdybyś zaryzykowała i spróbowała kilku dań z zasłoniętymi oczami, coś z zielonym dodatkiem mogłoby ci posmakować - zaryzykował, zuchwale zadzierając wyżej podbródek i sięgając po swoje sztućce. Nie zamierzał jej do niczego przekonywać, ale...
...czasami warto było zaryzykować. A nawet nie tylko czasami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła dłoń, by rozmasować nieco obolały – najpewniej jeszcze po locie – kark. A może po prostu w ten sposób chciała dać sobie czas, by nie zareagować na pytanie Blake'a najbardziej typowo dla siebie – warknięciem, że owszem, brała to pod uwagę, nie jest przecież głupia. I tylko jakiś cichy głosik był gotów zaprotestować i stwierdzić, że jednak trochę jest. Bo Aura bardzo chciała wierzyć, że mężczyzna przyszedł do nich z dobrymi chęciami i tylko po to, aby odkryć przed nimi kolejny element układanki. Jednocześnie wiedziała, jak bardzo jest to naiwne, dlatego nawet teraz była na siebie trochę zła. Głównie dlatego, że – jak sądziła – pokazała, na ile zawierza całkiem obcemu mężczyźnie.
Jasne, że zastanawiało i nie zakładałam od razu, że zrobił to z dobrego serca. – Była z siebie naprawdę dumna, że jedyną oznaka irytacji mogły być nieco mocniej zaciśnięte szczęki. – Ale nie udało mi się dowiedzieć niczego więcej, bo potem już się nie odezwał do nas – dodała, świadoma tego, że to również działało raczej na niekorzyść mężczyzny. Poza tym... cała ta sytuacja działała też na niekorzyść Carla, przynajmniej w oczach Aury. Być może w jakimś stopniu zdawała sobie sprawę z tego, że jest niesprawiedliwa i patrzy na to zero-jedynkowo. Trudno jej było jednak ułożyć w głowie jakiekolwiek scenariusze, które tłumaczyłyby brata. A przede wszystkim to, że zniknął bez słowa, zostawiając je same. To bolało ją najbardziej.
Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Blake'a. List, więzienie, groźby, a raczej – ich brak. I moneta. Przyłożyła palce obu dłoni do skroni, jakby gdyby od tych wszystkich informacji rozbolała ją głowa.
Pewnie naiwnie byłoby liczyć, że może być w nich cokolwiek, co mogłoby pomóc go namierzyć... – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, zresztą tuż po tym delikatnie potrząsnęła głową, na znak, że nawet nie musi tego komentować. – Nagranie, zdjęcie, testament, ten list... Mam wrażenie, jakby ktoś dał mi tylko pojedyncze elementy z układanki, która ma pewnie z tysiąc puzzli – skwitowała, uśmiechając się blado. Przez wiele lat robiła tyle, ile była w stanie, by dowiedzieć się prawdy o tym, co zaszło w jej domu rodzinnym, a może należało się pogodzić z tym, że nie otrzyma nigdy odpowiedzi i ruszyć dalej? Gdyby to było takie proste.
Zerknęła z wyraźną niechęcią na guacamole, a potem przeniosła wzrok na Blake'a, doskonale rozumiejąc aluzję, tak jej się przynajmniej wydawało.
Być może – przytaknęła, świadomie nie odpowiadając na pierwsze pytanie. – Ale póki mam otwarte oczy to wolę unikać tego, co zielone. Biorę poprawkę na to, że może będą sytuacje, w których włożę coś zielonego do ust, bez uznania tego z miejsca za wyjątkowo niestrawne – skomentowała z pewnym rozbawieniem. Po chwili ona również zabrała się za jedzenie, a przy tym oczywiście nie ruszyła zielonego sosu. W głębi duszy musiała jednak przyznać, że próbowanie nowych rzeczy – nawet tych z pozoru okropnie niesmacznych – mogło być ciekawym doświadczeniem.
Gdy oboje zjedli i wymienili się jeszcze paroma uwagami, zapłacili i wrócili do swojego punktu wypadowego. Kolejnego dnia Aura zabunkrowała się na plaży, chociaż takie wylegiwanie się plackiem nigdy nie było jej ulubioną czynnością, o czym mogła napomknąć wieczorem, gdy się mijali. Nie wiedziała, które pierwsze wyszło z propozycją wspólnej wycieczki, ale następnego ranka, rudowłosa zeszła do kuchni, gotowa do drogi, pamiętając o radzie Maxa, by wziąć ze sobą wygodne buty.
Mam nadzieję, że to miejsce będzie warte tego, że zerwałam się o świcie – stwierdziła pół żartem pół serio, przecierając delikatnie oczy.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”