WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Pomiędzy narodzinami a śmiercią
    wiele się może wydarzyć:
    między innymi (którzy są tacy jak ty)
    możesz się nagle obudzić pomiędzy
    sufitem a podłogą pomieszczenia, które
    po jakimś czasie okaże się celą,
    numerem hotelowym, mieszkaniem spółdzielczym
    lub gabinetem dygnitarza;


Leniwie rozchylił powieki, a jasne tęczówki (fałsz; przekrwione przez niewyspanie, alkohol, życie) w tej samej sekundzie napotkały na barierę. Jasny snop światła, który brutalnie wdarł się pod kurtynę ciemnych rzęs bynajmniej nie był niczym przyjemnym po ciężkiej, lecz niezwykle krótkiej nocy. Kilka sennych kwadransów otuliło go po bezsensownej przygodnie jaką było pałętanie się po mieście z butelką wysokoprocentowego trunku w dłoni. Mezcal (z pasażerem na gapę w środku) podróżował z nim po tych mniej i bardziej niebezpiecznych zakątkach Puerto Vallarta - miasta, w którym wylądował i w tamtejszym hotelu przespał pierwszą noc, aby wczesnym popołudniem dnia kolejnego udać się w miejsce docelowe, jakim było Punta Mita. Problemy z dogadaniem się niestety okazały się trudniejsze niżeli myślał, ponieważ właściciel preferował komunikowanie się w języku, którego Blake Griffith nie znał zbyt dobrze. Po długich bataliach udało się osiągnąć kompromis, co było dla niego zaskoczeniem zważając na ostatnie klęski i niepowodzenia, których był pośrednim (albo bardzo bezpośrednim) inicjatorem. Gdy wypożyczonym przy lotnisku samochodem dotarł pod domek, który wynajął (a nie domki - a tak było planowane), trochę mu ulżyło, ponieważ rzeczywiście posiadał dwa osobne wejścia, a jedynym punktem łączącym posiadłość była jedna, wspólna duża kuchnia, która - wedle słów mężczyzny - mogła być używana przez dwie duże meksykańskie rodziny równocześnie, a nikt przy tym nie straciłby nawet paznokcia. Ciche, szorstkie prychnięcie wydobyło się wtedy z jego gardła, wspominając w myślach przy okazji wszelkie książki i filmy, w których - bynajmniej nie przy przygotowaniu potraw - jako pogróżkę, czy żądanie okupu podrzucano komuś, na przykład, palec. Nie podzielił się swoją uwagą, a zamiast tego odebrał klucze i wysłał Mary dokładną instrukcję na temat tego, gdzie zostawi komplet należący przez najbliższych kilka dni do niej. Strona domu, która przypadła kobiecie, była bez wątpienia bardziej kolorowa, jednakże obie łączył basen na tyłach budynku. Griffith uważał, że poniekąd jest zbędny, skoro dosłownie dwie minuty pieszej wędrówki mogli podziwiać zdecydowanie ciekawsze widoki.

  • (...) możesz się nagle ocknąć
    pomiędzy dwiema ścianami, z których jedna
    powstrzymuje napór stepowej zamieci, a w drugą
    narkotycznymi falami bije luksusowy ocean;
Przedramieniem przetarł twarz i oczy, jak gdyby to mogło pomóc mu rozbudzić się i przyzwyczaić do światła. Ciężkie westchnięcie padło tuż po tym, jak bosą stopę postawił na chłodnych panelach i dostrzegł migającą diodę na telefonie. Nowa wiadomość i znajome imię, które ukazało się po odblokowaniu wyświetlacza. Żołądek zdawał się ponownie wiązać w supeł, kiedy z kontekstu wywnioskował, że w nocy zrobił - najprawdopodobniej - coś, czego nie powinien. Wysłał (odpowiedział? nie do końca pamiętał) parę wiadomości; chaotycznych, z porozrzucanymi bez premedytacji literami, aczkolwiek słowa układały się w sensowną całość. W historię, do jakiej mógłby się przyznać nawet teraz, ale... czy chciał? Ta narracja do niego nie pasowała, brakowało w niej w o l n o ś ci.
Zacisnął szczękę i opuścił sypialnię. Po kilkuminutowym prysznicu - korzystając z tego, że zostało mu jeszcze kilka godzin do przyjazdu znajomej - postanowił aktywnie spędzić czas na plaży. Z dala od Seattle, od różnorakiej śmierci, problemów, rzeczy, które skomplikował i nie wiedział jak je rozplątać.
...a kolejna czekała na uporządkowanie wraz z chwilą, w której miała się pojawić Mary.
Kobieta, którą polubił, a ona nie lubiła jego.
Nie Maxa, a Blake'a Griffitha.
W całym ferworze sytuacji, nad którymi stracił kontrolę, zapomniał i o tym, a teraz... nie było odwrotu.
  • ...możesz się nagle obudzić z palcem wskazującym
    wetkniętym pomiędzy „Nowe Drogi” a „Nowy,
    wspaniały świat”, stojące obok siebie na półce

    (...)

    pomiędzy ramionami
    nieustannego krzyża, który niesiesz
    we własnym ciele;
    krzyż ci na drogę,
    krzyż ci nad grobem,
    krzyk ci w nagrodę,
    krzyk, z którym się czasem budzisz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To dziś.
Aura rozchyliła powieki, kiedy przeciągły dźwięk, ustawiony jako budzik, wdzierał się do jej podświadomości, oznajmiając, że już czas. Wciąż zaspana odrzuciła kołdrę, by zsunąć się z łóżka i postawić stopy na podłodze. Na skraju jej posłania niespokojnie poruszył się Pies, leniwie unosząc łeb, jakby nie rozumiał, co strzeliło jego właścicielce do głowy, że wstaje o tak nieludzkiej porze. Rzeczywiście, rozpościerający się za oknem mrok sugerował, że godzina jej pobudki się zgadzała – wskazówki ledwo przekroczyły czwartą trzydzieści nad ranem. Aura nie była typem rannego ptaszka, ale tym razem była gotowa do takiego poświęcenia. Ponad godzinę później była już w drodze na lotnisko.
Urlop. To słowo, raz po razie wciąż rozsmarowywane na języku miało dziwny posmak – pozornie słodki, ale delikatne zmysły były w stanie wyłapać tam nutę goryczy. Z Meksykiem nie odważyła się próbować, nawet wtedy, gdy koła samolotu zaczęły odrywać się od ziemi. Jakby w obawie, że kiedy to słówko opuści jej usta, cała ta sytuacja okaże się jedynie snem. A im bardziej Seattle znikało z oczu siedzącej przy oknie Aurze, tym bardziej chciała, by to było rzeczywiste.
[…]
Gdy tylko opuściła lotnisko, sięgnęła do torebki, żeby wyciągnąć z niej okulary przeciwsłoneczne i wsunęła je na nos, zanim rozejrzała się, by złapać jakąś taksówkę –zgodnie z wiadomością, którą wcześniej wysłała Maxowi. To okazało się dość proste, prostsze niż nawiązanie sprawnej komunikacji z kierowcą, który używał dość łamanego angielskiego. Ostatecznie jednak z pomocą przyszła gestykulacja i telefon, na którym Aura pokazała mu, dokąd chce jechać. Gdy jej bagaże były już w bagażniku, a ona na tylnym siedzeniu, wreszcie ruszyli w drogę, a rudowłosa wysłała kolejnego smsa. A potem odłożyła telefon i oparła głowę o zagłówek, lekko zwróconą w stronę okna. I tylko hiszpańsko-angielska paplanina burzyła spokój tej chwili. Kiedy więc usłyszała, że dotarli do celu, odetchnęła z ulgą. Zapłaciła i zabrała bagaże, stojąc przed bramą jeszcze przez chwilę, nawet po tym, jak taksówka odjechała. W końcu jednak zebrała się i zgodnie z otrzymanymi wskazówkami, weszła do środka, ruszając w stronę domku, po drodze rozglądając się z ciekawością. Wszystko to znów zaczęło przypominać po prostu piękny sen. Marzyła, by się z niego nie budzić.
Po dostaniu się do środka, skierowała się do sypialni, którą miała należeć do niej przez najbliższy czas. Napisała do Maxa, że już jest, a potem przebrała się w ubrania, które były znacznie bardziej odpowiednie na pogodę w Meksyku – nieco inną niż ta, która królowała w Seattle. Rozejrzała się po wnętrzu, zaglądając także do wspólnej kuchni. Wszędzie panowała cisza. Nie było go? Nie będąc pewną, czy powinna zaczekać, wyszła na zewnątrz, rozglądając się – tym razem znacznie uważniej – dookoła. Wreszcie jej wzrok zatrzymał się na majaczącej postaci – odległość nie pozwoliła jej jednak wyłapać szczegółów, dlatego Aura – zgoła niepewnie – zrobiła kilka kroków w tamtym kierunku.
  • Unieść ciężar zamglenia twej postaci, kiedy
    stajesz się we mnie, w wąskiej kresce między
    pamięcią a wyobraźnią: zapomniana i jeszcze
    niewymyślona, dym z płonących liści.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To dziś.
Tak naprawdę zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy Mary - kobieta poznana ponad pół roku temu w sieci - odpisała na jego wiadomość, tym samym upewniając go, że nie zmieniła zdania i na pewno przyleci. Zastanawiał się, czy nagle, bez żadnego uprzedzenia nie zmodyfikuje planów; zaznaczy kontakt, doda do czarnej listy, finalnie zostając w deszczowym Seattle, lub udając się na wakacje z bliską osobą. Pamiętał - niestety - popis, którego była świadkiem. Na łączach, poprzez kilkunastominutową rozmowę telefoniczną, ale to wystarczyło, aby powiedział zbyt dużo. Więcej, niż jakiejkolwiek innej osobie, która (jeszcze, wciąż, nadal) chciała mieć miejsce w jego życiu, a on chciał ją w swoim. Nawet jeżeli fakt przyszłego ojcostwa by jej nie zraził, ani mordercze plany (wobec swojego przyszłego, eh, potomka), to najnormalniej w świecie miała prawo uznać, iż urlop w towarzystwie kogoś, kogo poznało się w internecie nie jest najlepszym pomysłem, a on... pewnie by to zrozumiał. Niemniej zaimponowała mu tym, że dotrzymała słowa, nie stchórzyła i nie obawiała się zaryzykować - a nawet jeśli, to nie dała mu tego odczuć.
...co z tego, że gdy tylko dowie się, kim tak naprawdę był Max, najpewniej ten kontakt będzie s k a z a n y na porażkę. Nie będzie pierwszy, ani nie ostatni, lecz - o dziwo - wcale mu to nie poprawiało humoru, skoro pomimo kruchości ich relacji miał wrażenie, że zaskakująco dobrze się dogadywali i rozumieli, a kontakt w żaden sposób nie był ani nienaturalny, ani wymuszony.
Już jestem.
Odczytał ostatnią z wiadomości tuż po tym, jak wyszedł z wody i narzucił na ramiona jasną koszulę. Z rozłożonego na piasku leżaka zabrał swoje rzeczy: na grzbiet nosa wsunął okulary, chwycił telefon i szklaną butelkę z prawie całkowicie wypitą wodą sodową. Kac męczył go nadal, ale nie to było najgorsze.
Czuł niepewność podszytą stresem wynikającym ze spotkania, do czego zapewne głośno by się nie przyznał. On miałby się stresować spotkania z jakąś kobietą? Skądże, przecież nie zależało mu na tym, co myśleli o nim ludzie. Większość z nich. W głowie chaotycznie przewijały się scenariusze tego, co mógłby jej powiedzieć, jak i kilka ewentualnych reakcji Mary. Nie przewidział jednak, że mogłaby być osobą, którą znał nie tylko za sprawą wymiany wiadomości na portalu, smsów i rozmów, podczas których często słuchali płyt, czy oglądali filmy.
Ze wzrokiem utkwionym w wyświetlacz telefonu, naprzemiennie pisząc i usuwając treść wiadomości, finalnie sklecił krótkie: Za pięć minut będę. Kuchnia?, nie zdążył jednak wysłać, ponieważ słysząc kroki z naprzeciwka automatycznie podniósł głowę, aby nie zaliczyć kolizji.
Wyślij wciśnięte chwilę później zrównało się ze zdziwieniem, jakie w bardzo jasny sposób wymalowało się na jego twarzy. Co za p r z y p a d e k.
- Śledzisz mnie, Whitbread? - rzucił (jeszcze) lekko, odruchowo unosząc brwi do góry. Przed tym, nim doczekał się jej odpowiedzi, ciszę przeciął dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie, nie jego, a jej. Zignorował, w końcu i to mogło być przypadkiem.
- Co tu... - Nie dokończył, by przenieść spojrzenie ponad ramię rudowłosej, by zarejestrować kierunek, z którego szła. Dokładnie ten sam, do którego on zmierzał. -...robisz? - odezwał się z wahaniem, w nerwowy sposób poprawiając znajdujące się na nosie okulary.
...te miejsce nie było częstym wyborem turystów; nie tak jak chociażby Tulum, Cancún, czy Playa del Carmen. Tak samo, jak i niewiele osób chodziło do kina studyjnego na stare filmy, a bal walentynkowy wybierało w towarzystwie siostry. Przygryzł dolną wargę od środka, ukryte za ciemnymi szkłami spojrzenie utrzymując na poziomie jej twarzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była w niej jakaś obawa przed tym spotkaniem, choć przez większą część czasu Aura starała się ją spychać w kąt głowy, by nie poświęcać jej zbyt wiele uwagi. Wynikało to głównie z tego, że Whitbread do tej pory nie miała raczej w zwyczaju w taki sposób zawierać znajomości. Oczywiście miała w swoim gronie osoby, które tworzyły szczęśliwe przyjaźnie lub związki z kimś poznanym online, ale często też słyszała głosy z przeciwnej strony – o nieudanych spotkaniach na żywo. Razem z Maxem wymieniali się nie tylko wiadomościami pisanymi, ale przecież wielokrotnie rozmawiali przez telefon, co było jakąś namiastką spotkania twarzą w twarz, jednak musiała liczyć się z tym, że to po prostu nie wypali.
Nigdy jednak nie przewidziałaby takiego scenariusza.
Ruszyła w stronę mężczyzny – im jednak dystans między nimi się skracał, tym bardziej krok Aury zwalniał. Pomimo tego, że miał pochyloną głowę i najwyraźniej sprawdzał coś w telefonie, czuła, że wzrok wcale nie płata jej figla. Z napięciem jednak wyczekiwała tego momentu, w którym uniósł spojrzenie, a ich oczy spotkały się na jednej wysokości.
Przypadek.
To musiał być przypadek. Po prostu wybrali to samo miejsce na urlop. Po prostu spotkali się tutaj bez żadnego konkretnego powodu i zaraz odejdą – każde z swoją stronę. Powtarzała te zdania w myślach jak mantrę, błagając, by okazały się prawdą. Dźwięk telefonu wyrwał ją z tego zamyślenia.
Jasne. Bo nie mam ciekawszych zajęć, Griffith – odpowiedziała ironicznie, jeszcze przez kilka sekund nie podejrzewając katastrofy, która właśnie się rozpoczęła. Wyciągnęła komórkę z kieszeni spodni i odblokowała go, odczytując wiadomość. A potem... potem uniosła głowę, by wbić wzrok w trzymamy przez niego telefon. To nic nie musiało znaczyć. Ani to, że kierował się w stronę domku, który miała współdzielić z Maxem.
Nie, nie z Maxem. To przecież nie było jego prawdziwe imię. A więc jakie ono było?
Jej wzrok przesunął się nieco wyżej; zza ciemnych okularów świdrowała spojrzeniem twarz Blake'a Griffitha.
Przyjechałam... – odchrząknęła, właściwie nie wiedząc, co chce powiedzieć. – żeby spędzić tu urlop. – Aura bardzo się starała utrzymać w głowie przekonanie o przypadkowości tego spotkania. Słowo to jednak zacierało się tak szybko, że wkrótce rudowłosa straciła je zupełnie. I już wiedziała. – To niemożliwe – powiedziała cicho mimo to, czując jak ściska ją w dołku. Bo nieważne z jak wielką mocą wypowiadałaby te słowa, jej przekonanie o ich prawdziwości malało z każdą mijającą sekundą.
To nie możesz być ty, krzyczało w niej wszystko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przypadek (a tak naprawdę problemy z siecią) sprawił, że próba wysłania wcześniejszej wiadomości, zawierającej jedynie tylko jej (niby) imię, doszła do skutku dopiero kilkanaście sekund po tym, jak jego telefon spoczywał już w zamkniętej dłoni. Wiadomość od Maxa mająca w treści Mary?, zdawała się być wysłaną przez kogoś innego, lecz pasująca w kontekst - w końcu minęło zapowiedziane pięć minut. Z perspektywy Aury ciężko byłoby, gdyby miał wysłać ją stojący na przeciwko Blake... a może jednak mógł?
Mógł, a pomogły mu w tym - paradoksalnie - opóźnienia w dostarczeniu pytania. Chcąc kupić sobie więcej czasu - na znalezienie odpowiednich słów, uporządkowaniu myśli; w końcu to tylko przypadek, że tu na siebie wpadli - odkręcił butelkę z wodą i upił łyk, tym samym dopijając zawartość.
- Śledzenie mnie mogłoby być bardzo interesującym - odpowiedział, dodając do tego chłodny, nieco zadziorny uśmiech. Zsunął spojrzenie z poziomu jej oczu, gdzieś na wysokość smartfona - może przyjdzie kolejna wiadomość, po której rudowłosa postanowi oddalić się do swojego towarzystwa? Osoby, z którą przyleciała, albo była umówiona. Kogoś innego, niż Max on. Niestety, przeciągająca się chwila ciszy spowodowała, że postanowił kontynuować wcześniejszy wątek.
- Szczególnie dla kogoś, kto uważa, że mógłbym mieć jakieś winy na sumieniu. - Albo jego braku, co mogłoby nawet bardziej pasować. Ponownie wzrokiem badał jej twarz; mimikę, chciał wyłapać błysk jakiejkolwiek emocji namalowanej za ciemną kurtyną szkieł przeciwsłonecznych. Jeszcze była nadzieja, że to nie ona; że to nie oni wpadli na siebie w sieci, w której można spotkać k a ż d e g o. Przecież nie mogli mieć aż takiego pecha, by nieświadomie poświęcać sobie długie godziny na rozmowy o wszystkim i o niczym.
O tym, że miał zostać ojcem.
...albo o tym, że miał nim nie zostać, bo dla dziecka nie żył.
Zacisnął zęby, chcąc powstrzymać grymas, który wdzierał się na jego wargi. To nie mogła być Aura.
- Jest z tobą Tottie? Dawno jej nie widziałem - oświadczył niby-luźno, szukając czegoś (niczego, po prostu błądził wzrokiem w okolicach domku, chcąc - bardzo chcąc - dostrzec inną Mary) daleko, ponad jej ramieniem.
- Niemożliwe? - powtórzył po niej, podświadomie chyba wiedząc, co miała na myśli, ale wciąż łudząc się, że jednak jest zbyt niemożliwe, aby mogło być aż tak realne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Delikatna wibracja w dłoni ściągnęła jej spojrzenie w dół. Nie musiała wchodzić w pełną wiadomość; to co wyświetliło wraz z przyjściem smsa, było wystarczające dla Aury.
Mary?
Max?
Chyba niczego nie chciała w tym momencie bardziej niż tego, żeby zza pleców Blake'a wyłonił się mężczyzna, zmierzający w kierunku współdzielonego domku, również dzierżący w dłoni telefon, jako dowód na to, że jeszcze kilka chwil wcześniej wysyłał wiadomość do kobiety, którą poznał przez internet, a postanowił wspólnie z nią polecieć na wakacje. A jednak czas mijał, a nic takiego się nie wydarzyło.
Niby niezła teoria, ale osobiście uważam, że ktoś, według kogo mógłbyś mieć jakieś winy na sumieniu... – specjalnie zrobiła pauzę, używając tych samych słów co on, jakby dla zaznaczenia, że sam to powiedział. Nie zamierzała ani potwierdzać jego przypuszczeń, które jasno wybrzmiewały – przynajmniej dla niej – w poprzednim zdaniu, ani im zaprzeczać. – ...wolałby raczej trzymać się od ciebie z daleka – skwitowała obojętnie. Jej samej przecież, jak dotychczas sądziła, udawało się to całkiem nieźle. Pomimo mieszkania w sąsiedztwie ledwo się widywali, czego jedynym (niemal) odstępstwem była tamta rozmowa w kinie.
Przez jej twarz przemknął cień niezadowolenia, gdy w ustach Blake'a pojawiło się imię Tottie. Sama nie wiedziała, czemu wciąż tak reaguje. Tym bardziej, gdy tuż po tym przypominała sobie, jak siostra okłamywała ją w pewnych sprawach, również tych dotyczących kuzyna Griffitha. Dlatego szybko porzuciła tę naturalną, ciągle rodzącą się w niej w takich sytuacjach potrzebę chronienia bliźniaczki (choć tak prawdę mówiąc nie umiałaby powiedzieć, przed czym chce ją chronić).
Nie, nie ma jej – ucięła, postanawiając nie reagować na resztę słów mężczyzny. Nie była pewna, czy były one po prostu rzucone w eter, czy raczej stanowiły przytyk w jej stronę, skoro najprawdopodobniej Blake zdawał sobie sprawę, że Aura wolałaby, aby Tottie trzymała się od niego z daleka.
Zamiast tego westchnęła przeciągle i przeczesała palcami włosy. O dziwo – nie czuła złości. To, co akurat krążyło jej pod skórą było inne – dużo cięższe, trudne do określenia i Aura obawiała się, że równie trudne do pozbycia się.
Daj spokój, Blake – jej głos wcale nie brzmiał tak stanowczo, jakby sobie tego życzyła. Zmarszczyła brwi. – A może Max? Sam rozumiesz, trochę się gubię z tymi imionami. – Jej usta uniosły się na sekundy w sarkastycznym uśmiechu, prędko jednak opadły. Bo Aurze wcale nie było do śmiechu. Powoli odwróciła się do niego plecami, robiąc krok czy dwa w stronę domku, z którego szła. Tak naprawdę nie wiedziała, czy powinna pójść tam, czy może zrobić coś zupełnie innego – a jeśli tak, to co? Czuła się zwyczajnie zagubiona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podążył wzrokiem za jej spojrzeniem, mimowolnie spoglądając na jaśniejący na parę sekund wyświetlacz. Nie dostrzegł na nim jednak nic, poza rozmytym kobiecym odbiciem. Zresztą, z rozwojem wydarzeń i rozmowy coraz bardziej czuł, że to, co chciałby z niego wyczytać, było niestety niemożliwym, a im było daleko do przypadkowego spotkania.
- Jeśli kieruje nią rozsądek i ostrożność, to tak - przyznał, dodając do tego lekkie skinienie głową. - Celowa wyprawa byłaby... lekkomyślna - dokończył myśl, celowo używając właśnie takiego określenia. Tego samego, które padło w jednym z smsów Maxa do Mary jakiś czas temu, ale czuł, że nie był to tak odległy okres, aby można było zapomnieć. Dlatego osadził wzrok na twarzy rudowłosej, chcąc z niej odczytać odpowiedź na swoje pytanie.
Kim jesteś?
Rzucone w eter stwierdzenie spotkało się w poł drogi ze wspomnieniem Tottie, więc Griffith nie mógł mieć pewności, czy grymas na twarzy kobiety był spowodowały przywołaniem jej bliźniaczki, czy jednej z rozmów z nieznajomym mężczyzną poznanym w sieci. Gdyby mógł wybrać - bez zawahania wybrałby to pierwsze, nadal kurczowo trzymając się nadziei, że to nie ona.
To nie mogła być o n a.
- Szkoda - odpowiedział - myślałem, że jesteście bardziej nierozłączne. - Nie było w tym ani żadnej ironii, ani kpiny czającej się gdzieś w tle, jak gdyby chciał złośliwie zasugerować, że ciężko byłoby im żyć bez siebie obok i stanowić dwa zupełnie odrębne byty. Z drugiej strony nie zdziwiłby się, gdyby właśnie w tej sposób jego słowa zostały odebrane, wszak we wcześniejszych rozmowach z Aurą żadne z nich raczej nie celowało w dyplomatyczną uprzejmość, a wybierało chłodne, sarkastyczne uwagi.
- Z... - czym?, planował zapytać, lecz nie dokończył. Jego usta na parę sekund pozostały delikatnie rozchylone aż wreszcie szczęka twardo zacisnęła się, jednak spojrzenie zmrużonych oczu pozostało na tym samym poziomie, gdzieś na wysokości kobiecych tęczówek, dopóki ta się nie odwróciła. Przeklął siarczyście, spoglądając przy tym gdzieś w bok, aż wreszcie ruszył przed siebie, prędko zrównując się z sąsiadką.
- Chcesz mi wytknąć podanie innego imienia, Mary? - prychnął z niedowierzaniem. Oboje poszli na ten układ, ale może powinien się przyzwyczaić, że z hipokryzją było jej do twarzy. - Szkoda, że nie zgubiłaś się w trasie do Meksyku - mruknął po chwili, choć po tym, jak te słowa zabrzmiały, poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku. Wcale nie życzył tego kobiecie poznanej w sieci, zaś z rudowłosą nie czuł żadnej nici porozumienia, jaką - jak mu się zdawało - nawiązał z truskawkową dziewczyną. Dysonans, jaki przykrył jego emocje był trudniejszy w zrozumieniu, niżeli mogło się wydawać.
- Nie licytujmy się odnośnie tego, które z nas czuje większy zawód, bo okaże się, że mamy coś podobnego - skwitował, zdając sobie sprawę z tego, że... skala rozczarowania w obu przypadkach może być niemal identyczna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewała się żadnej z tych rzeczy. Ani tego, że mogłaby stanąć twarzą w twarz z Blake'em Griffithem, ani, że w razie niepowodzenia – które przecież brała pod uwagę w kontekście internetowej znajomości – będzie się czuła tak rozgoryczona. Bo chyba właśnie to uczucie wybijało się na tle innych, które zalewały Aurę od środka, nie pozwalając zebrać myśli. I tylko jednak z nich kołatała się po jej głowie, powtarzana niczym echo.
Polubiłam cię.
A potem – Nie, nie ciebie. Jego. I gubiła się w tym jeszcze mocniej, wcale nie będąc pewną, kto był kim w tej całej układance. Przez chwilę miała nawet wątpliwości, co do tego, kim była ona. I kim chciałaby być w tym momencie.
Lekkomyślna – powtórzyła odruchowo. Słowo to śmiało układało na jej języku, mościło wygodnie, nie dając żadnych złudzeń na przypadkowość tego stwierdzenia. – Niektórzy bywają z natury lekkomyślni – dodała po chwili w zamyśleniu, z pewnego rodzaju rezygnacją. Teraz mogła ją sobie jedynie wyrzucać – gdyby nie jej rzucona w eter propozycja, by Max towarzyszył jej podczas wakacji, pewnie wciąż nie znałaby prawdziwej twarzy swojego znajomego. Opuściła wzrok, uświadamiając sobie, że nie miałaby nic przeciwko takiemu scenariuszowi.
Prędko go jednak uniosła.
Nie jesteśmy – wycedziła, biorąc jednak głęboki oddech, zanim powiedziałaby coś więcej, czego mogłaby potem żałować. To pewnie będzie kolejna rzecz, której brak odczuje – dla Blake'a, jak dla wielu innych osób, była tylko jedną z bliźniaczek, jak sądziła, podczas gdy Max nawet nie wiedział o tym fakcie z jej życia. Dopiero po chwili dotarło do niej, że musi przestać myśleć o nich, jakby byli dwoma oddzielnymi osobami. Wciąż był wyłącznie Griffith.
Przekręciła głowę w jego stronę, by powiedzieć, że wcale nie zamierzała mu tego wytykać, choć kilka innych rzeczy owszem. Zrezygnowała z tego pod wpływem tego, co sam powiedział.
Zabawne, jak prędko twoje podejście się zmienia, skoro jeszcze niedawno proponowałeś, że wyjedziesz po mnie na lotnisko – uśmiechnęła się ironicznie, choć zupełnie nie było jej do śmiechu. – A może wtedy sam spróbowałbyś wcielić swoje życzenie w życie? – zasugerowała, jak zwykle nie wiedząc kiedy należałoby przystopować. Chyba jednak w jakiś sposób dotknęło ją, że tak źle jej życzy.
Westchnęła, zwalniając.
Co teraz? – Wcale nie chciała zadawać tego pytania. Wcale nie chciała zachowywać się, jakby była gotowa na nim polegać. A jednak – cholera – była daleko od domu, od wszystkiego, co znała i było jej bliskie i chyba tylko przed samą sobą musiała przyznać, że zupełnie nie wie, co robić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedział, że skonfrontowanie się z Mary będzie trudnym wyzwaniem. Takim, które być może nie było najlepszym pomysłem zważając na wydarzenia w jego życiu, a te bez wątpienia sprawiały, że trzeźwość myślenia i skuteczne znajdywanie dobrych rozwiązań problemów przychodziło mu z trudem. Pomimo tego liczył, że parę miesięcy rozmów pozwolą mu zmyć obraz Blake'a Griffitha, który kobieta mogła przyswoić za pomocą artykułów, wpisów ludzi twierdzących, że go znają, więc uważają, że te zbrodnie popełnił, czy materiałów emitowanych w telewizji. Miał nadzieję, że będzie mu dane pokazać jej siebie; tego człowieka, z którym na początku wymieniała wiadomości, a później przeszli do bardziej realnych rozmów, a wyobraźnia podpowiadała pasujące aspekty wizualne jedynie dzięki słyszanemu w słuchawce głosowi. Zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna mogła poczuć się na początku oszukana, miała prawo być zła, czy niezadowolona, aczkolwiek łudził się, że znajdzie sposób, aby do niej dotrzeć.
Polubił ją.
I podobnie jak ona - już Aura, a nie Mary - miał niemały kłopot ze zrozumieniem, że Mary nie istnieje, albo istnieje - jako część rudowłosej, a Whitbread nijak nie pasowała mu z kobietą poznaną późnym latem zeszłego roku na jednej ze stron internetowych.
- Wtedy nie wiedziałem, że jesteś... - urwał, taksując ją wzrokiem. - Sobą - dokończył szczerze, bezradnie wzruszając ramionami. Gdyby wiedział, że na wakacje umawia się z nią - na pewno zrezygnowałby z tego pomysłu. Ba, gdyby tylko dostał sygnał, że po drugiej stronie monitora, albo telefonu, znajduje się właśnie ona, wycofałby się z tej relacji, póki jeszcze nie ewoluowała na wyższy poziom. Poziom, z którego aktualnie musieli zejść.
- Jeszcze nie jest za późno na to, by któreś z nas się gdzieś zgubiło - odpowiedział spokojnie, nie patrząc na nią, a skupiając swoje spojrzenie na domku, do którego zmierzali. Nie chciał wyjeżdżać; miejsce samo w sobie było piękne, temperatura przyjemna, a tereny dookoła kusiły tym, aby je lepiej poznać i zagłębić się w nieznaną przygodę. Planował zrobić to z kobietą, która, cóż, aktualnie przestała istnieć.
- Szkoda byłoby wracać do Seattle - powiedział, zatrzymując się przy zamkniętych drzwiach tarasowych. Te kuchenne - do których oboje mieli klucze - otwierały się na wprost dużego basenu, który mieli do dyspozycji. Przekręcił klucz w zamku i nacisnął na klamkę, by wpuścić rudowłosą do środka...
...o ile nie obawiała się przekroczyć progu razem z nim.
- Możemy... - Przeczesał dłonią włosy i zjechał nią na brodę, by poskrobać się po kilkudniowym zaroście. - Wymyślić coś, by nie wchodzić sobie w drogę. Ewentualnie któreś z nas zmieni dom. - A potem zapomnieć, że przez jakiś czas za sprawą zmienionych imion wcale nie byli dla siebie tak obcy i nieprzychylnie nastawieni, jak byli obecnie.
- Tylko... - podjął, kiedy przyszło mu coś do głowy. Oparł się bokiem o framugę, zdjął ciemne okulary, które włożył do małej kieszonki w rozpiętej koszuli i zawiesił uważne spojrzenie na jej twarzy. - Ty też nie wiedziałaś, prawda? Nie było w tym żadnej premedytacji, czy próby dowiedzenia się... - Czy jestem winny. Nie dokończył, bo i tak wiedział, że dowiedziała się... za wiele.
- Nie odpowiadaj - skwitował finalnie i ze zmęczonym spojrzeniem ruszył do środka. To nie był dzień na inteligentne, zadziorne odbijanie złośliwości, czy rzucanie niewybrednych komentarzy. Otworzył lodówkę i sięgnął po sok pomarańczowy; pomijając nawet okropnego kaca, chciał pozbyć się nieprzyjemnego, metalicznego posmaku w ustach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Ciebie jestem sobą.
Nie miała szczególnie rozwiniętych zdolności aktorskich, choć zdarzało jej się przywdziewać maski, by odgrodzić cudzy wzrok od jej własnej twarzy i kryjących się w niej uczuć i emocji. Udawanie jednak szybko ją męczyło, dlatego raczej prędzej niż później z niego rezygnowała na rzecz tego, co było dla niej naturalne. Wiedziała, że nie zawsze robiła dobre wrażenie, że spora gama jej zachowań mogła kogoś drażnić i irytować i pewnie dało jej się przypiąć trochę łatek – mniej lub bardziej słusznie, ale w większości przypadków starała się to ignorować.
Paradoksalnie, jako Mary także była sobą, a przynajmniej tak jej się wydawało, kiedy myślała o tym z perspektywy czasu. Chyba właśnie ta anonimowość (pozorna, jak się okazało) pozwoliła jej nie kręcić i nie kombinować, nie udawać kogoś, kim nie była. A teraz ta szczerość obróciła się przeciw niej, jakby właśnie ktoś kopnął ją z półobrotu prosto w brzuch.
Rozmyślała nad jego słowami. To był jej pierwszy prawdziwy urlop poza Seattle od – od zawsze chyba. Zdarzały jej się jakieś wyjazdy, związane z pracą czy szkoleniami, ale i dystanse nie były tak duże i czas musiała spożytkować inaczej. Gdy była z Huckiem, owszem, wyjeżdżali wspólnie, ale tego czasu chyba nie chciała teraz wspominać.
Nie chcę tracić urlopu tylko... – urwała. Przez ciebie – ostatecznie nie wybrzmiało. – … dlatego.
To pytanie nie powinno jej zaskoczyć. Ale poruszyło jakieś dziwne struny i Aura już rozchylała wargi, by może niekoniecznie spokojnie mu odpowiedzieć, może zatem dobrze, że jego gest ją przed tym powstrzymał. Bo przez kolejne kilkadziesiąt sekund, zanim zdecydowała się ruszyć za nim do kuchni, mogła to jeszcze raz przemyśleć. Podeszła bliżej blatu, ostatecznie przysiadając na jednym z krzeseł. Okulary podsunęła wyżej, na włosy.
Możesz mi wierzyć lub nie, ale chyba nie wpadłabym na tak pokręcony pomysł. Nie planowałam się podszywać pod kogoś, by się czegoś o tobie dowiadywać. To wszystko... – zrobiła zamaszysty ruch ręką, a potem delikatnie potrząsnęła głową. – Mnie też jest przykro – rzuciła nim ugryzła się w język, ale zaraz potem zacisnęła wargi w wąską linię, jakby w obawie, że powie jeszcze coś, czego prędko pożałuje.
Poza tym – przyszło jej do głowy, że jest jeszcze jedna opcja.
Wracając do tego, co mówiłeś wcześniej, możemy też – zawahała się, ale postanowiła, że nie będzie się wycofywać – spróbować się dogadać. Na te kilka dni. – Prawdę mówiąc, sama nie była pewna, czy to jest do zrealizowania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura - jako żywa, bardzo realna osoba, która kroczyła plażą niemalże równym rytmem wraz z tym jego - była pewniejszym obrazem, niżeli wykreowany gdzieś w głowie wizerunek nieznajomej Mary, którą mógł wyobrazić sobie jedynie na podstawie barwy jej głosu i wypowiadanych słów. Pomimo tego - braku kontaktu twarzą w twarz - truskawkowa dziewczyna była mu zarówno bliższa, jak i na ten moment bardziej nierealna i odległa, niż Whitbread. Pomylił się; nie miał żadnych szans na to, aby (nie)znajoma mogła poznać jego od tej strony, którą chciał jej pokazać. Nie będzie miał okazji namalować za pomocą słów obrazu przedstawiającego jego perspektywę, a słowa mające wyjaśnić drobne nieścisłości wynikające z tego, że na początku nie przyznał się do tego kim jest ugrzęzną gdzieś w gardle.
Ona przecież wiedziała.
Znała go od strony - na początku - kumpla brata, a później syna kobiety, która pośrednio przyłożyła rękę do rodzinnej katastrofy jej najbliższych. Później jawił się jako były więzień, być może morderca. Ktoś, z kim bynajmniej nie powinno się utrzymywać kontaktu - a przynajmniej miał takie wrażenie, że w jej dużych, bystrych oczach jest kimś takim. Czy chciał to w jakiś sposób zmienić? Raczej nie, a przynajmniej do tego czasu - i ich przypadkowej konfrontacji - nie zamierzał. Co innego Mary; na jej zdaniu mu... zależało. Całość komplikowała się bardziej, kiedy już wiedział, że nie ma Mary i Aury, a ciągle rozmawiał z jedną z bliźniaczek. Nie tą, z którą kontakt do pewnego momentu utrzymywał i być może mieliby nadal, gdyby nie pewne czynniki, które go dyskwalifikowały.
- Uhm - rzucił, dodając do tego lekkie skinienie głową. - Rozumiem. - On też nie chciał, tak jak i nie chciał jeszcze wracać. Wmawiał sobie, że ciemne chmury krążące nad jego głową zostawił w Seattle, a ewentualny deszcz, jaki mógłby spaść w meksykańskim miasteczku nie byłby niczym złym, a odświeżającym. Chciał wpaść na coś; coś różnego od pozbycia się nienarodzonego dziecka, choć jego nastawienie wobec niego było wciąż takie samo...
- Wierzę - odpowiedział, nie widząc sensu, by rudowłosa miała teraz kłamać, zamiast szczycić się głośno swoim genialnym planem przechytrzenia go. Upił łyk zimnego soku i odstawił szklankę na blat, samemu opierając się o niego przedramionami.
- Sądzisz, że to możliwe? - prychnął, a w jego głosie mogła usłyszeć powątpiewanie. - U Mary i Maxa może by to przeszło, ale... - urwał, patrząc po sobie, a następnie przenosząc spojrzenie na jej twarz i lekko pokręcił głową. Nie widział tego. Nie potrafił jak gdyby nigdy nic przejść do normalności i zapomnieć, że ma do czynienia z nią.
...choć na dobrą sprawę chyba zapomniał dlaczego żywił do kobiety urazę; czy nie było tak, że odbijał jej emocje i słowa wyrzucane w jego kierunku?
- Ja pierdolę - mruknął gorzko i wbił wzrok w ułożone na blacie ręce. - Myślałaś, że Max będzie... kim? - podjął nagle, prostując się i siadając na krześle po drugiej stronie blatu. Sądził, że musiała mieć jakieś przypuszczenia; jakiś obraz, który tworzyła w swojej głowie, kiedy zastanawiała się, kogo spotka w odległym od Seattle miejscu. On miał.
- Żałujesz tych rozmów? -
Kolejne pytanie wyszło z jego ust, a on nie potrafił zatrzymać go nim wybrzmiało i zapisać jako kolejnej niewiadomej. Błąd; chyba i na to nie chciał znać odpowiedz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby na jej miejscu była Tottie. Pewnie nie czułaby tego dziwnego dyskomfortu, który towarzyszył Aurze, ani trudnych do wytłumaczenia wyrzutów sumienia, chyba przede wszystkim spowodowanych tym, że najwyraźniej polubiła kogoś, z kim nigdy nie chciała utrzymywać bliższych kontaktów.
Tak naprawdę nie potrafiła wskazać konkretnego momentu, który przechylił szalę, sprawiając, że zajęła przeciwne do bliźniaczki stanowisko względem kumpla Carla. Przecież wcale nie chodziło o jego winę lub jej brak – może była nieczuła, ale te osoby, które wtedy tam zginęły, nie były nikim ważnym dla Aury, więc to nie było w żadnym stopniu osobiste. Tottie wydawała się przekonana o niewinności Griffitha, podczas gdy starsza z bliźniaczek byłaby bardziej ostrożna z wysnuwaniem takich wniosków, a z drugiej strony raczej daleko było jej do osób, które uważałyby, że system sprawiedliwości w tym przypadku zupełnie zawiódł, wypuszczając na wolność bezwzględnego mordercę.
Jasne – Blake mógł nim być. Ale wcale nie musiał.
Na jej niechęć zatem chyba po prostu składały się wszelkie mikroelementy, których trochę się nazbierało przez te lata. Jego dobry kontakt z Tottie i pierwsze ukłucia zazdrości Aury, której siostra jednak nie wszystko chciała mówić. Potem ta cała sprawa z matką Blake'a i wreszcie – znów świadomość, że bliźniaczka coś przed nią ukrywa. Zasadniczo, żadna z tych rzeczy nie wychodziła bezpośrednio od niego, a mimo to Aura nie potrafiła spojrzeć na niego łaskawszym okiem. Chyba dlatego tak trudno było jej właśnie zrozumieć, że przez ostatnie miesiące to właśnie z nim rozmawiała.
Oni to przecież wciąż my – powiedziała bez przekonania, choć najuczciwiej byłoby przyznać, że też nie potrafi sobie tego wyobrazić. Nie mogła już przecież zamknąć oczu i udawać, że po drugiej stronie jest Max, którego prawdziwa tożsamość wciąż pozostaje nieznana. Przez chwile kreśliła palcem kółka po blacie, zanim zdecydowała się odpowiedzieć. – Kimś innym – rzuciła pierwsze co jej przyszło do głowy, a gdy dotarło do niej, że przecież oboje mogli mieć podobne odczucia, mimowolnie cicho prychnęła z rozbawieniem. – Chyba nie próbowałam układać konkretnych przypuszczeń wobec niego... ciebie, wydawał się ciekawym człowiekiem i raczej po prostu liczyłam, że będzie nam się tak dobrze rozmawiać, jak przez telefon – stwierdziła, dopiero po chwili się orientując jak bardzo teraz te wyobrażenia rozbijają się w drobny mak. Tak, z ich rozmów pewnie mogłaby układać w swojej głowie obraz, z którym mogłaby go potem skonfrontować, ale próbowała tego unikać, by potem się nie rozczarować. Co i tak było jedynie niepotrzebnym zabiegiem, skoro rozczarowała się tak czy inaczej.
No właśnie – czy żałowała?
Sama nie wiem – westchnęła, opierając brodę na zgiętych w łokciach rękach. – To dziwna myśl, że rozmawiałam z tobą. Nawet cię nie lubię, a mimo to przez ostatnie miesiące przegadałam z tobą więcej minut niż z większością swoich znajomych. Cholera, nawet niewielu z nich wie o mojej słabości do filmów świątecznych, a ty tak – parsknęła odruchowo, ale prawda była taka, że choć żałowała, że to właśnie Blake okazał się Maxem, to nie potrafiła żałować samych tych rozmów. Wyprostowała się, przyglądając mu się badawczo i myśląc o tym, że przecież i ona dowiedziała się o nim rzeczy, których przecież w innych okolicznościach raczej nie dowiedziałaby się nigdy. O ile był szczery w ich rozmowach, ale o to na razie nie chciała pytać. O coś innego – owszem. – Jedno mnie nurtuje – przyznała bez ogródek. – Czemu wtedy odpisałeś na mój komentarz? Nie wydajesz się kimś, kto wdaje się w dyskusje na swój temat pod głupimi artykułami w sieci. – Może dlatego nigdy nie przeszło jej przez myśl, że to właśnie on może być po drugiej stronie. Nawet podczas spotkania w kinie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał widzieć na jej miejscu ani Tottie, ani jakiejkolwiek osoby, która byłaby mu w jakiś sposób znajoma. Chciał zawrzeć z kimś świeżą, nową relację, jakiej fundamenty powstawałyby wraz z każdym internetowym dymkiem zwiastującym nową wiadomość, a później migającą kopertą na wyświetlaczu telefonu. Razem z wypowiedzianym do głośnika słowem, krótkim parsknięciem pełnym rozbawienia po usłyszeniu komentarza drugiej strony. Cichym: rozumiem, kwitującym przyjęcie informacji bez żadnego osądzania, ani analizowania; bez szukania powodów decyzji, porównywania z innym znajomymi. Chciał poznać ją - nieznajomą - znajomą, mogącą pokazać mu siebie w ten sposób, jaki chciała, by ją postrzegał. Spotkanie miało zweryfikować wiele, a jak się okazało - zweryfikowało wszystko.
- Naprawdę tak czujesz? - zagaił, odwracając twarz w ten sposób, by oprzeć spojrzenie na profilu rudowłosej. Może w takim razie problem tkwił w nim, w tym skomplikowanym wrażeniu, jakie osiadło gdzieś na trzeźwości jego myślenia (a nie miało z tym nic wspólnego to, że połowę poprzedniej nocy zajęło mu picie alkoholu) i stale czuł nieprzyjemny dysonans wraz z zaprzeczeniem. Chciał głośno powiedzieć, że to pomyłka, niemożliwe, że to nie mogła być ona, ale doskonale wiedział, że nie mógł.
- Przed chwilą przeszło mi przez myśl, by cię poprosić, żebyś mnie uszczypała - rzucił z rozbawieniem, chcąc - a może robiąc to całkiem nieświadomie - wprowadzić trochę lekkości w ton całej dotychczasowej rozmowy. - Za wiele jest zwiastunów tego, że to jednak nie sen, więc zrezygnowałem. - Wzruszył ramionami, w tym samym czasie przelotnie zerkając na tarczę zegara. Kiedyś gdzieś przeczytał - albo obejrzał; nie pamiętał - że jeżeli dwa razy w ciągu krótkiej chwili powtórzy się tę czynność, a godzina będzie zupełnie inna - najprawdopodobniej śpimy. Spojrzał jeszcze raz - minęło nieco ponad dwadzieścia sekund. Za krótko. Na pewno nie śnili.
...a z jakiegoś powodu nie nazwał tego koszmarem.
- Filmy świąteczne to nic w porównaniu do tego, co ja powiedziałem tobie - prychnął i beznamiętnym wzrokiem spojrzał przed siebie, a palcami prawej dłoni przesunął po zaroście, by wreszcie kciukiem zatoczyć kilkanaście okrążeń przy pulsującej skroni. Nie chciał wyjaśniać o co mu chodziło, ponieważ miał wrażenie, że się domyśliła. Z drugiej strony - jeszcze bardziej miał nadzieję na to, że zapomniała o ich ostatniej rozmowie telefonicznej, ale to zdawało się tak samo niemożliwym jak i nagłe pojawienie się innej Mary.
- Spodobało mi się twoje poczucie humoru i tamta wyliczanka - przyznał bez ogródek, a kącik ust drgnął w krótkim uśmiechu. - Nigdy wcześniej, ani później nie odpowiadałem na takie zaczepki, a ty wydałaś mi się... błyskotliwa. - Cholera, chyba procenty nadal krążyły w jego krwi, skoro właśnie zaserwował komplement Aurze Whitbread.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W pierwszym odruchu chciała przytaknąć, bo nikt za nich nie pisał tych wiadomości. Maxem i Mary byli właśnie oni. Zanim jednak jej ciało jakkolwiek mogłoby potwierdzić tę myśl, ta już się ulotniła, a zastąpiła ją inna: czy aby na pewno? Zetknięcie z rzeczywistością i osobą, która dotychczas kryła się za ekranem komputera, a potem była jedynie na linii telefonu, sprawiła, że Aura straciła i taką pewność. Może Mary cały czas była jedynie jakąś częścią niej? Taką, która mogła istnieć w sieciowej rzeczywistości, mogła funkcjonować jedynie na odległość i tylko w określonych warunkach. A pojawienie się w tym wszystkim Blake'a Griffitha skutecznie ją odstraszyło i pozostała tylko ona – Aura Whitbread?
To był chyba ten moment, gdy należało się pogodzić z faktami – te wakacje nie przebiegną tak, jak sobie to wyobrażała. Nie będzie żadnej nowej znajomości, która z sieci mogłaby się przenieść do rzeczywistości i być po prostu taką, jaką była, tylko bez tego dystansu, który narzucał taki rodzaj kontaktu, jaki dotychczas był pomiędzy nimi.
Tak... nie. Nie wiem – zmieniła ostatecznie swoją odpowiedź na najbardziej zgodną z tym, co aktualnie odczuwała. – Ale to już i tak chyba nie ma znaczenia – stwierdziła, mając nadzieję, że nie słychać w jej głosie rozczarowania. Tego dnia i tak wszystko się zmieniało. Z jednej strony Aura była na to przygotowana – w końcu miała poznać prawdziwą twarz Maxa, miał przestać być jedynie głosem w słuchawce, a stać się kimś realnym. I stał się, tylko że w sposób, o którym nigdy by się pomyślała.
Była trochę ciekawa, ile tak naprawdę w tych ich rozmowach było Blake'a, a ile tylko jakiejś wykreowanej postaci. Jej intuicja podpowiadała, że to wszystko wydawało się raczej szczere, ale z drugiej strony... nie mogła przecież zapomnieć, że on cały czas miał świadomość, że pisze z osobą, która – delikatnie mówiąc – nie jest fanką... jego samego. Na jej czole pojawiła się drobna zmarszczka, a Aura z pewnym opóźnieniem zareagowała na jego słowa.
Mhm, pewnie masz na myśli tę nieszczególnie radosną nowinę o ojcostwie – skwitowała, nie zamierzając udawać, że nie pamięta ich rozmowy, podczas której jej o tym powiedział. Przez moment kusiło ją, by skomentować to jakoś złośliwie, ale... o zgrozo, chyba powstrzymało ją przed tym dokładnie to, o czym mówiła mu wtedy. Nawet go rozumiała. Jego – Blake'a Griffitha. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, przez moment walcząc z samą sobą. – No właśnie, a w tej kwestii... zmieniło się coś w jej lub twoim podejściu? – zapytała mimochodem, chyba tak naprawdę nie licząc na to, że będzie z nią o tym rozmawiał, tak jak rozmawiali wtedy przez telefon. Pomijając ten oczywisty fakt, że teraz, w przeciwieństwo do tamtego wieczoru, był trzeźwy, to czy w ogóle chciałby rozmawiać o tym z nią? Naturalnie ciekawość i chęć sprawdzenia tego były większe.
Zmrużyła nieco podejrzliwie oczy, jakby czekając na ciąg dalszy, który zatrze ten komplement, ale kiedy cisza się przedłużała, mimowolnie prychnęła.
Do diabła! Dobrze, że siedzę, bo to, że właśnie powiedziałeś mi coś miłego mogłoby mnie zwalić z nóg – stwierdziła, posyłając mu rozbawione spojrzenie; poniekąd całkiem nieźle – jak sądziła – jej reakcja maskowała fakt, że takie wyjaśnienie wyraźnie jej się spodobało. Mile połechtało jej ego i nawet zapomniała, że przecież nie powinno zależeć jej na byciu postrzeganą za błyskotliwą przez niego. – Dobra, Griffith, o dziwo całkiem miło się gada, ale szkoda nie korzystać z tej ładnej pogody. Właściwie... – powoli zaczęła podnosić się ze swojego miejsca – co tu można robić ciekawego, oprócz wylegiwania się na plaży? – Nie miała jeszcze okazji przejrzeć internetowych stron, które powiedziałyby jej co nieco o atrakcjach tego miejsca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdziwiło się swoim zachowaniem - tym, że bez grymasu na twarzy był w stanie posłać w jej kierunku szczery komeplement, który w podszyciu nie miał żadnego drugiego dna, interesowności, albo chęci ugrania czegoś w ten sposób. Oprócz tej krótkiej pochwały, złapał się na czymś jeszcze - co chyba zaskoczyło go jeszcze bardziej - ponieważ poniekąd zrobiło mu się jej... żal. Blake Griffith - mimowolnie, po prostu, bo czuł, że to może skończyć się różnie - rozważał różne scenariusze odnośnie tego spotkania. Nie miał za bardzo ani czasu, ani chęci (bo wiedział, że interakcje międzyludzkie żyją swoimi prawami, których często się nie przewidzi - jak chociażby to, że z Lottie wylądowali w łóżku, czego zapewne żadne z nich wcześniej nie zakładało) rozkładać ich w myślach na czynniki pierwsze; nie pisał wyimaginowanego skryptu, gdzie to krok po kroku wyreżyseruje ich zachowania i napisze piękne dialogi. Wiedział za to, że może potoczyć się albo dobrze, albo źle, przygotowując się bardziej na tę drugą wizję, wszak miał świadomość tego, że Mary nie była przychylnie nastawiona do byłego skazańca, którym de facto był. Sądził, że i kobieta poznana w sieci nie dawała stu procent pomyślności wobec ich poznania się, lecz skonfrontowanie jego osoby z Maxem - który na pewno w jej głowie nie prezentował się jak on - musiało być... niefajne. Przygryzł policzek od środka, na krótką chwilę czując, jak jego ego gwałtownie leci w dół, a razem z nim wszelkie mniej, czy bardziej złośliwe przytyki, jakie mógłby posłać rudowłosej dla złapania równowagi po poprzednim komplemencie.
Cóż, jeszcze nie teraz.
Pokiwał głową na znak, że rzeczywiście teraz to nieistotne, skoro nie ma cienia szans na to, by któreś z nich nagle przestało być sobą. Kolejny temat, który trochę sam sprowokował, nie był zdecydowanie takim, o którym chciał rozmawiać. A może wręcz przeciwnie? Gryzło go na tyle, tak długo, że chciał o tym komuś powiedzieć; wyrzucić wszystkie swoje myśli, wątpliwości, obawy, jakie wydawały mu się tak bardzo uzasadnione, a sądził, że nie zrozumie ich Charlotte? Tak samo, jak on nie potrafił - na ten moment - zrozumieć jej podejścia i chęci urodzenia i c h dziecka.
- Jeśli powiem ci, że nic się nie zmieniło i wciąż jest tak samo, to poczujesz satysfakcję, że coś było w stanie tak mi dokopać? - prychnął, zerkając na jej profil. Przyznał się jej do czegoś, czego nie powiedział nikomu innemu - i sądził, że nie będzie mógł, skoro dziecko ma nawet nie dowiedzieć się, kto był jego ojcem.
- Dam ci dobrą radę, Whitbread - mruknął po chwili - nie uprawiaj seksu z kimś, na kim ci zależy, chyba że zamierzasz założyć z tą osobą rodzinę, albo się związać - skwitował, po swoich słowach wypuszczając ciężko powietrze. Dostała kolejną informację, która wymsknęła mu się przypadkiem. Zależało mu na niej. Matka dziecka nie była kimś obojętnym, z czyją stratą mógł pogodzić się tak po prostu, bez większego problemu, odsuwając ją od siebie wraz z pogodzeniem się, że nie zostanie przedstawiony jako tatuś, co również by mu nie przeszkadzało.
- W Punta Mita, czy interesują cię też dalsze tereny? - Prywatny półwysep, który wybrał na ich wakacje, był zdecydowanie bezpieczniejszym miejscem, niż chociażby Puerto Vallarta, do którego przylecieli, aczkolwiek i tam - może ze względu na naprawdę rozbudowane nocne życie i mnóstwo zwiedzania - było wiele rzeczy do robienia, tak bardzo odmiennych od opalania się i pływania.
- Chciałem zaproponować Mary wycieczkę w co najmniej dwa miejsca, ale teraz... - urwał i obracając się na hokerze otaksował ją wzrokiem i rozłożył ręce na boki. Rozmawiało się może nieźle, ale wspólna, kilkugodzinna wycieczka... to już większe wyzwanie.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”