WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Ten wieczór Connie miała spędzić w towarzystwie męża. Doskonale wiedziała, że było to dla niego ważne, ale kiedy wychodziła z pracy wynikło niestety kilka spraw, które musiała załatwić na już przez co odrobinę się spóźniła. To spowodowało awanturę numer jeden. Awantura numer dwa dotyczyła natomiast jej sukienki. Enzo nie docenił tego, jak subtelnie podkreślała jej krągłości i pewnie stwierdził, że wygląda w tym niestosownie. Niestety, nie miała żadnego zapasu, więc pojechała w owej kiecce, czując się nie tyle sexy co po prostu jak jakaś tania pani do towarzystwa. W nagrodę za to wszystko, przez większość przyjęcia, Tagliente raczej ignorował Connie. Kobieta zakręciła się trochę przy Sarah i Megan, trochę posiedziała z Tee i z Allie, ale potem jakoś wszyscy zaczęli spędzać czas ze swoimi drugimi połówkami. Als zniknęła gdzieś z horyzontu, Thea jarała się nowym pierścionkiem i zaręczynami… A Enzo zniknął gdzieś z pola widzenia i nie mogła go znaleźć. Wyszła więc schować się do jakiejś niewielkiej spiżarki z alkoholem. Było tam dość chłodno, ale nieszczególnie się tym przejęła. Potrzebowała oddechu od muzyki, szczęśliwych par i wszystkiego innego. Najchętniej opuściłaby willę, ale nie wiedziała, gdzie był Enzo, a nie chciała potem kolejnej awantury z cyklu „zostawiłaś mnie samego i wyglądałem jak idiota”. Czy teraz ona była idiotką? Prawdopodobnie. Bała się, że to, co mają się trochę sypie i czuła się z tym okropnie. Jakby to była tylko jej wina, jakby… Robiła wszystko nie tak jako jego żona. Jakby się do tego nie nadawała.
Na ramionach kobiety pewnie pojawiła się delikatna gęsia skórka, ale nie miała nastroju, by wracać na przyjęcie. Usiadła sobie na jakiejś beczce z winem czy innym blacie i sączyła powoli swoją szklaneczkę whisky, którą sobie przed chwilą nalała ze zbiorów pana Russella i która skutecznie rozgrzewała ją od środka i dopiero po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Widząc Nicka, uśmiechnęła się dość smutno, wyraźnie przytłoczona ciężarem zachowania męża.
– A ty gdzie zgubiłeś miłość swojego życia? – nie widziała nigdzie Katherine razem z Nickiem, co było dość… Nietypowe, bo kobieta pewnie zwykle na takich imprezach wisiała u jego ramienia przez cały czas.
-
Przypadł mu najpierw jednak zaszczyt przyniesienia skrzynki z winem, bo cała słuzba latała w popłochu próbując obsłużyć tak okazało liczbę gości. Spoko, nie miał nic przeciwko, postanowił nawet wykorzystać ten moment na chwilę wyciszenia, bo odrobinę go przytłaczał widok szczęśliwych, zakochanych par podczas gdy jego żona była życiowym terrorystą. Już schodząc do piwniczki z alkoholem odpalił papierosa, nie spodziewając się, że kogokolwiek tu zastanie i gdy usłyszał głos, omal nie zaczął szukać ciężkiego przedmiotu do ogłuszenia potencjalnego napastnika. Widząc jednak Connie, uśmiechnął się kącikami ust.
– Jeśli mówisz o mojej cudownej żonie, to została w Los Angeles. Ma dużo pracy – machnął ręka, powtarzając ten tekst po raz miliardowy podczas tego wieczoru czym szczerze rzygał ale nie chciał wyjść na idiotę w oczach znajomych. Zlustrował ją wzrokiem. – Świetnie wyglądasz – powiedział, teraz akurat całkowicie szczerze i trzymając papierosa w ustach, zaczął pakować butelki z winem do jednej z wolnych skrzynek. Na chwilę się jednak zatrzymał i ponownie się jej przyjrzał.
– Dlaczego tu siedzisz i pijesz? Gdzie Enzo? – zmarszczył czoło. Niezbyt za kolesiem przepadał, ale relacje zawodowe zmuszały go do grzecznych rozmów z Tagliente. Odstawił skrzynkę na bok. – Wszystko w porządku, pokłóciliście się? – parę razy rozmawiał z Connie, nigdy co prawda nie narzekała na męża wprost, ale kumplował się jednak z Darwinem więc sporo ploteczek znał. Zaciągnał się ponownie papierosem i podszedł odrobinę bliżej niej. Nie znał jej za dobrze, ale i tak widział, że coś jest nie tak.
-
Sama musiała również odetchnąć od zakochanych par, wszędobylskiej miłości i tańców. Kiedy ona zaczęła być osobą, której ten widok przeszkadzał? Kiedy ona i Enzo przestali być parą, która tańczyła i śmiała się na parkiecie? Nie potrafiła wskazać konkretnego momentu. Słysząc jednak słowa Nicka, uniosła jedną brew.
– To ona pracowała? – spytała szczerze zaskoczona, przechylając delikatnie głowę i lustrując wzrokiem mężczyznę uważnie. – Wybacz, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu Katherine nie sprawiała wrażenia osoby… Pracującej – żona Nicka była jej zdaniem kompletnie odklejona od rzeczywistości, ale nigdy nie mówiła o tym głośno. Nie miała takiej potrzeby. Zawsze z Nickiem lepiej jej się rozmawiało niż z Enzo.
– Powiedz to mojemu mężowi, on uznał, że wyglądam jak pani do towarzystwa – wzruszyła ramionami, oddychając głęboko. – Znajdziesz fajkę dla mnie? – uniosła brwi. Zwykle nie paliła, ale chyba w tym momencie potrzebowała. Swoją drogą musiała przyznać, że nosząc te butelki z winem wyglądał dość seksownie, jeszcze mając papierosa w ustach. Otrząsnęła się zaraz z tych myśli.
– Enzo gdzieś zniknął, nie mam pojęcia gdzie jest, nie mogłam go znaleźć i zawędrowałam tutaj – uśmiechnęła się słabo, a kiedy spytał czy wszystko w porządku, dopiła resztkę whisky ze szklanki i nalała sobie kolejną porcję. – Chcesz prawdziwej odpowiedzi czy pytasz z grzeczności? – uniosła brwi i przygryzła dolną wargę, spuszczając wzrok na podłogę. – Po prostu cały ten wieczór to jakaś porażka. Najchętniej wróciłabym do domu, ale nie chciałabym zaliczać trzeciej kłótni w ciągu dwunastu godzin przez to, że sama się oddaliłam, więc… – rozłożyła dłonie nieco bezradnie i upiła ponownie łyk ze szklanki. – Poznałam twoich rodziców. Twoja mama jest przeuroczą kobietą – rzuciła jakby chcąc zmienić jak najszybciej temat, jakby chciała żeby zapomniał o tym, co powiedziała przed chwilą, bo poczuła, że powiedziała za dużo.
-
– Tak, ma własną galerię sztuki. – wzruszył ramionami, lekko się prostując. – O ile te gówno które sprzedaje można nazwać sztuką. W sensie, nie żebym był znawcą, ale zdecydowanie to nie jest rodzaj sztuki która do mnie przemawia – do nikogo nie przemawiała, bo galeria więcej wydawała niż zarabiała ale on należał do facetów którzy nie wtrącali się do ambicji partnerek. Chciała, to kupił. Od początku starał się ją uszczęśliwiać, nawet jeśli czasem zbyt mocno go naciągała na niektóre rzeczy.
– Serio? Pojeb – przewrócił oczami, ale zaraz odchrząknął. – Nie powinnaś go słuchać, nikt nie wygląda bardziej kurewsko niż była żona Jacksona – zaśmiał się pod nosem, przypominając sobie Christine która mając kryzys wieku średniego wyglądała jak rasowa kurwa. Posłusznie podał jej papierosa, uśmiechając się przy tym ciepło. – Tak jak mówiłem, nie słuchaj go, bo wyglądasz naprawdę świetnie. Powinnaś częściej nosić coś czerwonego – mówiąc to, odpalił jej papierosa i pewnie przechwycił od niej szklankę, łapiąc spory łyk. Nie był fanem whisky, szczególnie takiej bez lodu ale był gotów przecierpieć.
– Och, nie dziwię się. Ten dom jest ogromy – puścił jej oczko. Na pewno sam niejednokrotnie zapodział się w korytarzach choć przychodził tu od zawsze. – Lubię szczerość – powiedział, a potem wysłuchał wszystkiego co powiedziała, dając jej spokojnie czas na wygadanie się. Usiadł na jednej z beczek, tuż obok niej i pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Moja mama jest cudowna, wiem – mruknął z rozbawieniem i dopaliwszy papierosa, wyrzucił go na ziemię po czym zadeptał butem. – Ale wracając do tematu Enzo… ostatnio zrobił się trochę dziwny, nawet co do nas, więc nie przejmuj się. Ile wy w ogóle jesteście razem? – nie był na ich ślubie, nigdy też nie pytał ale wiedział, że ich córka jest całkiem dorosła, więc…
-
– Och, kiedy będę w LA na pewno ją odwiedzę – uśmiechnęła się lekko, a potem zachichotała cicho, słysząc ciąg dalszy wypowiedzi Nicka. – Aaalbo może lepiej nie – wywróciła oczyma i uśmiechnęła się delikatnie, chociaż bardzo uroczo. Rozumiała, że nie każdemu dany rodzaj sztuki się podobał.
– Sama nie wiem, faktycznie to nie jest do końca w moim stylu – odetchnęła, pocierając własne ramię trochę niezręcznie, jakby kuląc się w sobie. Uniosła kąciki ust, słysząc komentarz o Christine – Umówmy się, że Christine zawsze była zawsze specyficzna. Tak samo jak Grace. Dobrze, że Alexowi i Jackowi teraz się układa – wzruszyła ramionami, bo jednak z Alexem od dawna się przyjaźniła i uważała, że zasługiwał na kogoś, kto będzie go uszczęśliwiał. Jacka też całkiem lubiła, więc wiadomo, szczególnie że Max i Vi byli w tej samej klasie czy coś. Zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym z płuc. – Wezmę to pod uwagę, ale wiesz, fajnie byłoby gdyby to docenił jednak mój mąż – przygryzła dolną wargę nerwowo, ponownie zaciągając się papierosem. Dopiero teraz dotarło do niej, że na dobrą sprawę pewnie zjadła jedynie jakieś przystawki na przyjęciu, bo przez cały dzień w biurze nie miała czasu nic przekąsić, a alkohol w połączeniu z fajką w tym momencie lekko uderzyły jej do głowy.
– Owszem, jest. Zazdroszczę Kate takiej teściowej – zaśmiała się pod nosem, bo chociaż matka Enzo była całkiem miłą kobietą i naprawdę lubiła Connie, tak trochę jednak ją oceniała za brak umiejętności kulinarnych na pewno i za typowo męską profesję, którą Tagliente sobie wybrała. – Nie zwracaj proszę uwagi na moje marudzenie. Wiem, że razem pracujecie, nie chcę, żeby było między wami jakoś dziwnie przez moje narzekanie – poprosiła go, patrząc mu w oczy. W jej ciemnych tęczówkach pojawił się jakiś delikatny cień strachu i stresu. Naprawdę nie chciała kolejnych awantur. - Po prostu czasami wydaje mi się, że... - machnęła ręką, jakby to było nieistotne i zaciągnęła się papierosem, nim odpowiedziała na kolejne pytanie Nicka. – Och… Nieco ponad piętnaście lat – uśmiechnęła się słabo. – A ty z Katherine? To już będzie z pięć lat? – uniosła brwi, spoglądając na niego z uśmiechem. Pewnie na ich ślubie jednak była, bo Kate i Nick nie byli ze sobą jakoś ekstremalnie długo.
-
- Ogólnie nie polecam - pokręcił głową, lekko się uśmiechając gdy usłyszał jej chichot. Dźwięk jej śmiechu zdecydowanie mu odpowiadał, po za tym wydawała się najnormalniejszą kobietą na tym przyjęciu, może dlatego ze jako jedyna miała prawie dorosłe dziecko i pracowała w dość twardym zawodzie a nie latała co chwile na nowe paznokcie i do fryzjera?
- Ale nie ma w tym nic złego, ej - sięgnął dłonią do jej ramienia, które przed chwilą sama pocierala. - Słyszałem gdzie pracujesz, wiec pewnie nie łatwo to połączyć z wyglądaniem... tak. Po za tym, taką kiecke powinnaś nosić z dumą - poruszył brwiami, uśmiechając się do niej teraz maksymalnie ciepło i przyjaźnie i po raz kolejny lustrując ją wzrokiem. Nie żeby wiedział jak nosić takie sukienki, ale z drugiej strony ktoś, kto ma takie ciało powinien je częściej eksponować, zdecydowanie.
- To prawda, Sarah i Megan są świetne. Trochę uspokoiły chłopaków, w końcu przysiedli, nawet jeśli chodzi o prace. Szanuje - on przy Katherine nie przysiadł, ostatnio zaczął znowu częściej wyjeżdżać bo był całkowicie zmęczony jej wywodami, fochami i całą resztą negatywnych emocji które rozsiewala wokół siebie. Wybrał kobietę która choć buzie miała piękna, to dusze jakąś taką... zgniłą. Dlaczego wcześniej tego nie widział? - Nie każdy umie docenić to, co ma. - wzruszył ramionami. Niejednokrotnie mówili Enzo żeby się uspokoił, przestał rozglądać na boki gdy w domu ma taką kobietę Ale głową muru nie przebijesz.
- A twoi rodzice, jacy są? - zapytał luźno, nie wiedząc nawet ze jest adoptowana bo ten temat pewnie nigdy na męskich rozmowach nie wypłynął. Pokiwał głową. - Nie mieszam spraw prywatnych z życiem zawodowym, spokojnie. Po za tym, nigdy nie byliśmy jakoś nadzwyczajnie blisko z Enzo także spokojnie. Nie zepsujesz nam przyjaźni żaleniem się - wzruszył ramionami, mówiąc w tej chwili poważnie, bo tez na relacji z Enzo nigdy mu jakoś szczegolnie nie zależało. Traktował to poniekąd jako zło konieczne ale to chyba kwestia tego ze byli zupełnie innymi typami ludzi. - Że? - nachylił się lekko w jej kierunku i delikatnie przesunął palcami po jej miękkich włosach. Była tak cholernie niewinna... aż westchnął.
- To długo, na szczęście ja znaaaaacznie mniej. - powiedział z rozbawieniem, biorąc otwartą przez nią butelkę i napił się z niej. - Zaproponowałbym spacer, ale jest pioruńsko zimno, więc... co najwyżej mogę zaoferować mini imprezę tutaj - zaśmiał się cicho, posyłając jej urocze spojrzenie. - Nie mam ochoty wracać na górę. - dodał po chwili, mrużąc lekko oczy.
-
– Może w takim razie zgrabnie ominę ten punkt, ale na pewno zatrzymam się w waszym hotelu. Uwielbiam wasz bar. Macie zawsze najlepsze drinki – uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na Nicka, bo faktycznie podczas jakichś wyjazdów służbowych zwykle zatrzymywał się w hotelu należącym do rodziny Farewell i zawsze chwaliła sobie tam pobyt. Pewnie zdarzało jej się też korzystać ze spa albo coś, żeby odpocząć. Spojrzała na jego dłoń, która teraz sięgnęła do jej ramienia i odetchnęła mimowolnie.
- Tak to znaczy jak? – poruszyła brwiami, a w ciemnych oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Przebłyski tego, jaka Connie była naprawdę gdy Enzo nie tłumił jej wewnętrznego blasku swoimi komentarzami. – Może masz rację. Ale ty też świetnie wyglądasz w tym garniturze – dodała jeszcze , faktycznie dumnie się prostując i unosząc brodę. Uśmiechnęła się przeuroczo. Ostatnio rzadko się uśmiechała, ale kiedy już to robiła, to czasami miało się wrażenie, że ten uśmiech nieco rozluźniał atmosferę i rozjaśniał pokój, serio.
– Tak, zauważyłam. Naprawdę je polubiłam. Szczególnie że obaj przeszli swoje z żonami – przygryzła dolną wargę i odetchnęła głęboko, wzruszając ramionami, nie będąc pewna, czy mówił o Enzo czy o kimś innym. Gdy spytał o jej rodziców, westchnęła. – Zostałam adoptowana w wieku pięciu lat i nie znam moich biologicznych rodziców. Moja mama potrafi być dość przerażająca i trochę zbyt często mnie ocenia, ale tata jest cudowny. Zawsze miałam z nim świetny kontakt. Zresztą, nie mam na co narzekać, oboje bardzo mnie wspierali przy Vittorii i w ogóle – uśmiechnęła się nieznacznie i pokiwała głową z wyraźną ulgą. – Kamień z serca – dodała jeszcze odnośnie przyjaźni z Enzo, a gdy tak się nad nią nachylił, uniosła wzrok na niebieskie oczy mężczyzny przez chwilę totalnie w nich tonąc.
- … że nie traktuje mnie jak partnerki tylko jak akcesorium do ładnego garnituru – szepnęła niemal, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Po chwili się odrobinę odsunęła, odzyskując zdrowy rozsądek. – Na szczęście? Wszystko w porządku u was? – spytała cicho, uważnie na niego patrząc. – Ja ci się zwierzyłam, twoja kolej – poruszyła brwiami i uśmiechnęła się, kiwając głową. – Mnie nigdzie się nie spieszy, więc mini impreza brzmi dobrze – stwierdziła, przejmując butelkę i też odrobinę trunku z niej upijając.
-
– Tak… seksownie. – powiedział w końcu, bardzo ładnie się w tym momencie uśmiechając, jakby nie chcąc żeby te słowa odebrał dwuznacznie, bo mówił przecież o stroju nie o niej. Znaczy o niej trochę też, ale wiadomo że nie miał na myśli nic złego. – Dziękuję, bardzo mi miło! – wyszczerzył się, nawet lekko kłaniając teatralnie i zaraz zaśmiał się cicho. Nick też rzadko był widywany w takim wydaniu, zdecydowanie wolał jeansy, skórzane kurtki i – najpewniej – białe t-shirty. Koszule nosił rzadziej, a garnitury to już w ogóle od święta albo na jakieś oficjalne, służbowe spotkania. Poprawił krawat, a raczej znacznie go poluzował. – Nienawidzę krawatów – dodał po chwili, lekko policzki od środka zagryzając.
– Zauważyłem, że większość związków zawartych przed trzydziestką nie ma sensu – powiedział, z lekkim rozbawieniem ale i wyczuwalną ironią, ale jak to trochę przemyślał to podrapał się po karku niezręcznie. – To znaczy… nie słuchaj mnie. Źle to zabrzmiało – wiedział, że mogło to zabrzmieć odrobine dziwnie wobec tego, że właśnie siedziała tu smutna przez faceta z którym była niemal całe życie, także no. Za dużo szampana i whisky, zdecydowanie. A może po prostu nie mógł p;atrzeć na to, jak Enzo robił ją w chuja? Pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Och, rozumiem. Przykro mi – powiedział na słowa o tym, że została adoptowana, ale gdy zaczęła potem przyjemniejszą część to uśmiechnął się znowu delikatnie. – Zawsze jedno z rodziców musi być pojebane i przerażające. U mnie właśnie padło na ojca – wzruszył ramionami. Taki był chyba mechanizm, że jeden rodzic jest aniołem a drugi wszystkich irytuje i trochę wchodzi na ambicje. Przygryzł lekko dolną wargę.
– Niestety, większość facetów w naszym zawodzie tak traktuje kobiety – mruknął, ale zrozumiawszy że trochę źle to zabrzmiało, odchrząknął. – To znaczy w tak trudnych zawodach. Wiesz, wyjazdy służbowe, eleganckie spotkania. A i dobrze jest mieć piękną partnerkę żeby się pokazać wśród znajomych. Na przykład na takich świętach jak dziś – poklepał ją delikatnie po nagim kolanie, ale nic więcej nie robił, grzecznie dłoń zabierając. – Tak. Po prostu ostatnio jest odrobinę humorzasta. Taki lekki kryzys, chociaż rok po ślubie to trochę słabo – sam przed sobą się właśnie do tego przyznał, bo przecież to powinien być cudowny okres w ich małżeństwie, nie? Wstał na chwile z beczki i podszedł do jednej z półek, po czym zabrał jej whisky i wsadził w dłon inną butelkę.
– Ta jest lepsza, zdecydowanie – przez chwilę stał i patrzył na nią, swoje palce oplatając wokół jej dłoni i butelki którą w nią wcisnął.
-
– Musisz mi w takim razie kiedyś powiedzieć, które to twoje autorskie – uśmiechnęła się do niego, bo nie zamierzała oczywiście mówić czegoś dwuznacznego w stylu „musisz mi kiedyś jakieś zrobić”. Enzo bardzo ją na to uczulił i nie chciała mu podpaść. Nie chciała kolejnej awantury, kłótni i sugestii, że przystawiała się do jego kolegi. Nie skomentowała słów o tym, że wygląda seksownie, tylko spuściła trochę nieśmiało wzrok, jakby trochę skrępowana, ale widać było na jej twarzy uroczy uśmiech, który czaił się w kącikach ust.
– Nie ma za co, to sama prawda. Poza tym ja też nie przepadam za krawatami u facetów – wzruszyła ramionami. Enzo pewnie krawaty uwielbiał i nie przeszkadzało jej to szczególnie, ale jednocześnie nie uważała, żeby był to jakiś konieczny element męskiej garderoby. – Nie możesz po prostu go ściągnąć? Kate cię tutaj nie ochrzani – wzruszyła ramionami z rozbawieniem na niego patrząc. Owszem, impreza była formalna, ale nadal miał na sobie garnitur i białą koszulę, right? Zagryzła policzki od środka, zerkając na niego, gdy usłyszała jego słowa.
– Ja odnoszę wrażenie, że pierwsze małżeństwa po prostu gdzieś tam… Nie wypalają. Biorąc pod uwagę większość moich znajomych – uśmiechnęła się bardzo smutno, nieco się przygarniając i posępniejąc. Pokręciła głową i poklepała go po kolanie.
– Nie ma powodu. Mi nie jest przykro – poruszyła delikatnie brwiami i uśmiechnęła się leciutko. – No cóż, wygląda na to, że twoja mama i mój ojciec byliby świetną parą – rzuciła pół żartem, zerkając na Nicka. W jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Niestety, kolejne słowa sprawiły, że pokręciła głową.
– Nieprawda. Ty tak nie traktujesz Katherine. Jack tak nie traktuje Sarah i Alex zdecydowanie nie traktuje w ten sposób Meg. Abel też nie traktuje w ten sposób Kylie – zauważyła całkiem trafnie i spojrzała mu w oczy. – Taak… – pokiwała powoli głową, bo mimo że na co dzień przymykała oko na zawody Alexa i Jacka, w gruncie rzeczy mniej więcej zdawała sobie sprawę z tego, że to co robili było jedynie pół legalne.
– To dopiero rok? – uniosła brwi, bo pewnie była przekonana, że byli ze sobą po ślubie dłużej, ale pewnie przed ślubem ze cztery lata ze sobą byli czy coś. Kiedy wsadził jej w dłoń inną butelkę whisky, spojrzała mu w oczy i przytrzymała butelkę, czując dłoń mężczyzny na swojej dłoni. Spojrzała mu w oczy i pokiwała powoli głową, przygryzając mimowolnie dolną wargę. Ta jego bliskość była w pewnym sensie pocieszająca, komfortowa i nie umiała się wyrwać z letargu, w który wprowadziły ją jego perfumy i delikatny dotyk.
-
– To brzmi śmiesznie, bo twój mąż ciągle chodzi w krawacie – przyznał, a na kolejne słowa uśmiechnął się i rzeczywiście poluzował krawat na tyle by przeszedł luźno przez jego głowę po czym założył go jej na szyję. – Na tobie wygląda lepiej – zaśmiał się cicho, poprawiając go na szyi szatynki i zacisnął odrobinę mocniej, ale na tyle by nie miała go centralnie pod szyją.
– Coś w tym jest, wszyscy moi kumple się rozwodzą. No, prawie wszyscy – tak naprawdę tylko on i Enzo się nie rozwiedli, a nie liczył w to Darwina i Josepha, bo oni po ślubach jeszcze nie byli. – Mam wrażenie, że moja żona niedługo mi wyśle papiery – rzucił, niby z rozbawieniem, ale gdzieś tam było słychać w tym nutę rozżalenia. Może to tylko czarne myśli i gorszy etap w życiu? Sam się już gubił.
– Może powinniśmy ich zeswatać – zażartował, biorąc w dwa palce wcześniej założony na jej szyję krawat i zaczął końcówkę miętolić w palcach. – A tak serio, to nigdy nie wiem co moja matka widzi w ojcu. Jebany gbur – prychnął, bardziej do siebie niż do niej bo to było zagadką jego życia. Lekko zmarszczył czoło.
– Ale to kwestia innych charakterów, po za tym moja żona zawsze musi powiedzieć coś głupiego, więc nawet gdybym chciał to nie mogę brać jej na niektóre spotkania. – wzruszył ramionami. – Nie każdy umie się zresztą prezentować, nawet mimo pięknej twarzy i zgrabnego ciała – dodał jeszcze, puszczając krawat, ale nie odsunął się od niej, właściwie to nawet lekko zminimalizował odległość między nim a Connie.
– Rok po oficjalnym ślubie – poprawił się. – Najpierw wzięliśmy ślub taki we dwójkę, ale po oficjalnym weselu coś się popsuło. Sam nie wiem dlaczego – naprawdę wiele razy próbował się dowiedzieć, ale Katherine zawsze bagatelizowała jego obawy wobec ich związku. Na moment zawiesił wzrok na jej małej dłoni, wlepiając spojrzenie w obrączkę na jej palcu i westchnął cicho na nowo zajmując miejsce obok niej. Zabrał dłoń.
– Cóż, w takim razie napijmy się za fatum pierwszych małżeństw – wynalazł skądś jakieś dwie szklanki, pewnie ukryte tu przez całą zgraję naszych żuczków którzy ukrywali się tutaj jeszcze za kadencji Christine żeby nie słuchać jej wiecznego darcia ryja. Napełnił je whisky i jedną podał szatynce. – I za to, że w końcu mamy okazję porozmawiać – uśmiechnął się do niej może nawet bardziej czarująco niż planował i uniósł swoją szklankę, lekko nachylając się nad nią i nim napił się ze szklanki wciągnął powietrze nosem. – Kurwa, masz obłędne perfumy – powiedział nagle, przysuwając lekko twarz do jej szyi. Musiał to powiedzieć, totalnie musiał.
-
– On akurat lubi krawaty – wzruszyła ramionami, bo przecież nie zamierzała z tym dyskutować. Gdy tak założył jej ten krawat, zaśmiała się pod nosem i spojrzała na niego z rozbawieniem. Był to chyba pierwszy raz tego wieczoru, kiedy kobieta zaśmiała się zupełnie szczerze i bez jakiegoś dziwnego wymuszenia. – Nie jestem tylko pewna, czy pasuje do mojej sukienki – oświadczyła z rozbawieniem, spuszczając wzrok na dłonie mężczyzny, które teraz poprawiały znienawidzoną przez niego część garderoby.
– Tak, cóż, może niedługo przyjdzie pora na wszystkich - rzuciła nieco ponuro, bo czasami miała wrażenie, że nigdy się między nimi już nie poprawi i że na zawsze będą w takim smutnym, beznadziejnym i nieszczęśliwym związku. Tak czy siak, spojrzała mu w oczy. – Nie jesteś jedyny. To znaczy jeśli chodzi o mnie i mojego męża. Ciężko jest walczyć o małżeństwo, kiedy masz wrażenie, że jesteś jedyną osobą na polu bitwy, co? – przygryzła dolną wargę i zaśmiała się dźwięcznie, gdy wspomniał o swataniu rodziców.
– Kto wie, może coś by z tego było, ale mój ojciec jest strasznie zapatrzony w mamę – wzruszyła lekko ramionami i spojrzała mu w oczy. Rozumiała to doskonale i spojrzała na niego z delikatnym smutkiem w czekoladowych oczach. Czasami uważała, że byli strasznie niedobraną parą i było to dla niej okropnie przykre. Z drugiej strony obserwowała związek z Enzo i trochę marzyła, żeby ktoś był w nią zapatrzony tak, jak pan Turner w panią Turner. – Chciałabym w sumie, żeby ktoś był taki zapatrzony we mnie – stwierdziła nagle zupełnie, zerkając na krawat, który mężczyzna lekko miętosił w palcach.
– Trzeba mieć wrodzony talent – rzuciła z rozbawieniem, ale spoważniała delikatnie, bo rozumiała ten problem aż za dobrze. – Poza tym wiem doskonale, że w waszym zawodzie parę nieodpowiednich słów może kosztować grube miliony. Nawet jeśli słowa te wypowiadane są przez twoją partnerkę, a nie przez ciebie – wzruszyła ramionami, mimowolnie strzepując jakiś pyłek z marynarki mężczyzny i na chwilę zatrzymując dłoń na jego klatce piersiowej.
– To w sumie romantyczne. Ślub we dwójkę. Ja na swoim weselu nie mogłam nawet napić się szampana – zaśmiała się pod nosem, bo w tamtym czasie daleko jej było do ukończenia dwudziestu jeden lat. Odetchnęła głęboko i pokiwała głową, kiedy powiedział o fatum pierwszych małżeństw. Stuknęła lekko szklanką o jego szklankę.
- O tak, właściwie zawsze nasze rozmowy się zamykały w small talku, ale… Enzo jest zazdrosny. Nie lubię się wychylać na takich wydarzeniach – przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego z czarującym uśmiechem – Katherine chyba też, bo właściwie to często jest przyklejona do twojego ramienia – stwierdziła, spoglądając mu głęboko w oczy. Mieli zazdrosnych małżonków, co poradzić. Gdy jednak pochwalił jej perfumy, nieco odsunęła włosy z ramienia, by odsłonić szyję i by mógł lepiej ogarnąć zapach.
– Podobają ci się? Właściwie dzisiaj użyłam ich pierwszy raz, ale szczerze mówiąc chyba są w moim stylu – uśmiechnęła się delikatnie i obróciła głowę w jego stronę, delikatnie muskając na razie nosem jego nos, ale zaraz się odrobinę odsunęła i upiła trochę whisky, którą im nalał. Inna sprawa, że jego zapach ją odurzył i ta bliskość… Cholera, podobała jej się. Nawet oparła delikatnie dłoń o jego ramię i spojrzała mu głęboko w oczy. – Miałeś rację co do whisky. Jest lepsza. Naprawdę się na tym znasz – posłała mu delikatny, ale cholernie uroczy uśmiech i spojrzała na niego spod rzęs. Te gesty przychodziły jej zupełnie naturalnie, mimowolnie i niewinnie, serio.
-
– Masz ładny śmiech, powinnaś się częściej śmiać – nie było w tych słowach żadnego podtekstu, ot powiedział to całkiem przyjaźnie i lekko pstryknął ją w nos. – Moda jest całkowicie nie przewidywalna, także uznajmy, że to jej kolejne dziwactwo – dołączył do niej śmiechem. Z Katherine rzadko kiedy się śmiał, może na samym początku znajomości gdy wszystko było proste i idealne, a nawet i wtedy nie przychodziła mu z nią tak łatwo rozmowa jak z Connie – czuł, jakby nie była pierwszą rozmową, a którąś z kolei.
– Jeśli się tak wydarzy, trzeba będzie otworzyć jakiś klub rozwodników – zabrzmiał teraz równie ponuro co ona, ale zaraz na nowo przybrał wesoły uśmiech który towarzyszył mu odkąd wszedł do piwniczki i okazało się, że Connie tu jest. Cholera, naprawdę była świetna. Dlaczego Enzo przedstawiał ją w tak złym świetle? – I wtedy wywalimy z tej grupy na pewno Enzo, bo z tobą się przyjemniej rozmawia – niby zażartował, ale wiadomo. Sądził, że cała ekipa lepiej by się dogadała z szatynką niż jej mężem. – Jeśli musisz walczyć to chyba nie ma po co. Związek nie powinien być polem bitwy, tak mi się przynajmniej wydaje – nie miał porównania, rzadko bywał w poważnych związkach oprócz tego z Katherine. Po tych czterech lata właściwie nie pamiętał już innych kobiet w swoim życiu, może dlatego że większość nie miała być na stałe? Poniekąd był romantykiem i chyba dlatego nie chciał rozpamiętywać serii niepowodzeń. – Zasługujesz na to, żeby ktoś na Ciebie tak patrzył – bardziej szepnął niż to powiedział, posyłając jej niesamowicie ciepłe i czułe spojrzenie. Nie do końca wiedział jak miałby jej teraz poprawić nastrój, nie wiedział tez jak powinien ją pocieszać by nie brzmiało to jakoś okropnie źle.
– Och, tak. Naprawdę grube. – pokiwał głowa, ale czuł że musi szybko wyjść z tego tematu bo nie było żadną tajemnicą to, że Constance jako jedyna z partnerek nie miała absolutnie żadnej wiedzy o ich pracy – a przynajmniej nie taką dogłębną.
– Tak, to był mój pomysł. Katherine chciała wielkiego, hucznego wesela no i poszliśmy na swego rodzaju… kompromis. – kompromis to był żaden, bo wywalczyła tamto pewnie ogromną awanturą, ale nie chciał się już bardziej nad tym skupiać. – Nie rozmawiajmy o nich. – stwierdził, machając na to wszystko ręka. Nie miał ochoty się tym dłużej martwić.
– Są niesamowite – mruknął, faktycznie bliżej się do niej jeszcze przysuwając i przypadkowo musnął nosem jej szyję, przez co zapach owinął go jak cudowny, miękki kocyk. Odsuwając się, zatrzymał się jednak na kilka centymetrów od jej twarzy i gdy musnęła nosem jego nos, pozostał w tej pozycji. Mimowolnie pogładził dłoń, którą oparła na jego ramieniu. – Russellowie naprawdę mają świetne zapasy w tej piwniczce. – powiedział spokojnym, kojącym głosem i upił łyk, ale zaraz znowu przysunął się bliżej niej. Niby przypadkiem odgarnął jej włosy do tyłu, muskając przy tym palcami jej nagi obojczyk i zatrzymał na nim dłoń. – To znamię czy blizna? – zapytał cicho, wskazując na jakiś punkcik na tym miejscu.
-
– Chciałabym mieć ku temu więcej powodów – stwierdziła, nieco posępniejąc, ale zaraz lekko zmarszczyła nos, kiedy to Farewell tak lekko ją w niego pstryknął. Wywróciła nieco teatralnie oczyma, kiedy wspomniał o dziwactwie mody.
– O tak, wyglądam niesamowicie szykownie, nie sądzisz? – poruszyła brwiami, biorąc krawat w dłonie i lekko smyrnęła nim Nicka. Zupełnie szczerze, jej również świetnie się z nim rozmawiało. Wszystko przychodziło tak… Lekko. Niewymuszenie. Nie musiała szukać tematów, one się pojawiały. I potrafił ją rozbawić.
– Będziemy chyba w nim sami, bo Alex i Jack na dobrą sprawę już się ponownie ożenili – zauważyła z delikatnym rozbawieniem, chociaż taki klub wcale nie był najgorszym pomysłem. Tak czy siak, słysząc jego słowa, przechyliła nieco głowę. Nie, żeby miała coś przeciw – właściwie to uważała, że to by było całkiem miłe, ale wiedziała, że prędzej straci kontakt z Alexem i Nickiem, aniżeli oni się wyprą Enzo. Był im potrzebny, zdawała sobie z tego sprawę.
– Jakoś śmiem wątpić, że na męskie wypady zabieralibyście mnie zamiast niego – trąciła go lekko łokciem i spojrzała w oczy, posępniejąc na kolejne słowa, bo gdzieś w głębi duszy wiedziała, że miał rację. Niestety. – Czasami po prostu chciałabym wierzyć, że te wszystkie lata… Że nie są na nic – powiedziała cicho, chociaż jej wypowiedź ewidentnie sugerowała, że trochę tak było. Czuła się, jakby tkwiła w związku bez przyszłości, bez perspektyw na cokolwiek lepszego. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem była w ogóle na randce.
– Naprawdę tak sądzisz? – podniosła wzrok na mężczyznę i spojrzała mu w oczy. Chyba potrzebowała takiego pocieszenia, ale z drugiej strony sytuacja w jej małżeństwie była okropnie ciężka. Nie wiedziała zupełnie, jak z niej dokładnie wybrnąć. Wzięła głębszy wdech i spojrzała gdzieś w przestrzeń, starając się nie patrzeć na mężczyznę zbyt czule. Nie ciągnęła tematu pieniędzy i interesów, ale gdy powiedział o tym, że to był jego pomysł, uśmiechnęła się uroczo. Nie miała go za romantyka.
– Ja właściwie chciałam odnowić przysięgę małżeńską na dziesiątą rocznicę ślubi i zaprosić tylko najbliższych znajomych, napić się szampana i w ogóle, ale… Enzo nigdy się do tego nie palił. A dziesiątą rocznicę spędziłam sama, bo miał wyjazd służbowy – rzuciła z lekką ironią. Nie żaliła się w tym momencie, po prostu stwierdziała fakt. – Nie miałam cię za romantyka – dodała jeszcze, bo zawsze wydawał jej się takim dość rzeczowym facetem. Skinęła głową, bo małżonek był ostatnią osobą, o której w tym momencie chciała rozmawiać.
– Muszę je w takim razie nosić częściej – mruknęła cicho. Delikatnie zadrżała, gdy poczuła, jak musnął nosem jej szyję. Nie podejrzewała, że czyjakolwiek bliskość poza Enzo mogła tak na nią działać. Inna sprawa, że Enzo nie działał tak na nią od dawna. Przygryzła dolną wargę i pokiwała głową z uśmiechem. – Tylko, jeśli ma się kompana, który wie, gdzie szukać – uśmiechnęła się uroczo i puściła mu oczko. Kiedy zatrzymał dłoń na jej obojczyku, zerknęła na bliznę po kuli. Zadrżała też delikatnie pod wpływem dotyku Nicka.
– Blizna. Oberwałam dwa lata temu na jednej akcji. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia – uśmiechnęła się delikatnie, bo właściwie Enzo tej blizny nie zauważył. Pamiętała doskonale, jak ukrywała postrzał, a że rana dość szybko się zagoiła, to mężczyzna nawet nie wiedział, że jego żona oberwała. Pewnie na to się nałożył jakiś wyjazd służbowy i w ogóle, ale też umówmy się, nie zwracał na Connie szczególnej uwagi, a niemal zupełnie obcy facet zauważył to niemalże od razu. Westchnęła cicho. - Jesteś pierwszą osobą, która to zauważyła - powiedziała cicho i spojrzała mu w oczy, znowu tonąc w nich zdecydowanie dłużej niż powinna.
-
– Może powinnaś w takim razie odciąć się od rzeczy, które przyprawiają Cie o zły nastrój – ogólnie to był beznadziejny pomysł, bo przecież powodem jej złego nastroju było jej średnio udane małżeństwo, ale wiadomo o co mu chodziło – gdzieś tam podświadomie wierzył w istnienie dobrej i złej energii i z reguły starał się trzymać jednak tej dobrej. Może dlatego nie złościł się zbyt mocno gdy Katherine strzelała z jakiegoś gównianego powodu focha i nie jechała gdzieś z nim? Bez niej zdecydowanie miał lepszy nastrój niż z nią.
– Hot as fuck – zacytował teraz jeden z tekstów Kim Kardashian, nawet imitując przy tym jej wymuszony, cukierkowy ton głosu. Tak, na pewno miał wątpliwość przyjemność oglądać reality show tejże rodziny, bo jego żona fazowała na takie idiotyczne seriale z niewiadomych przyczyn.
– I jeszcze Noah. Ciekawe w ogóle jak znosi obecność Allie – zamyślił się na chwilę. Nie mógł przecież wiedzieć, że kilka pięter nad nimi jego ziomek świetnie bawi się w obecności byłej żony celebrując święta pomiędzy jej nogami. Cóż, ludzie mieli różne upodobania – Nie no, na męskie wypady nie, ale przydałby nam się taki niewinny żuczek jak ty, gdy jeździmy w interesach. Większość naszych towarzyszek sądzi, że wystarczy tylko ładna buzia i dobrze wyeksponowany cycek, a umiejętność prowadzenia miłej rozmowy też się czasem przydaje – wzruszył ramionami. Nie, żeby sugerował że Constance nie jest ładna bo jest, ale to jak niewinnie zachowywała się chociażby w tak seksownej sukience mogłoby być dobrym punktem na oficjalnych spotkaniach. Szkoda tylko, że była agentką FBI. Ach.
– Jasne. Jesteś piękna, mądra i do tego z moich źródeł wiem, że jesteś świetną matką i żoną – nie, nie od Enzo to wiedział a pewnie od Darwina albo Josepha, który wiedział to od Thei. Tak, podejrzewam, że wszyscy panowie z tej grupy lubią sobie czasem poploteczkować, ale kto nie lubił? – Powinien Cie bardziej doceniać – wtrącił już ostatnią – a przynajmniej tak sobie obiecał w duchu – zmiankę o Enzo. Pokiwał ze zrozumieniem głowa, gdy powiedziała o ich dziesiątej, mocno nieudanej rocznicy, ale nie skomentował tego. On zawsze układał plany tak, by Katherine była zadowolona a gdy w jakimś ważnym dniu nie mógł być w domu zabierał ją ze sobą i na wyjeździe, gdy już załatwił co trzeba, celebrowali daną okazję. Na wszystko da się przecież znaleźć rozwiązanie.
– Jestem, ale nikomu o tym nie mów, bo stracę swój wizerunek twardziela – zaśmiał się pod nosem. Jego kumple na pewno wiedzieli, że w relacjach związkowych był słodziakiem, więc naturalnie jedynie żartował.
– Koniecznie. Mamy w ogóle swojego zaprzyjaźnionego ziomka w Paryżu, który rozlewa tylko dla nas perfumy – puścił jej teraz oczko. Mógł poprosić, żeby przysłali im do domu kilka flakoników, na pewno pachniały o wiele intensywniej niż te sklepowe. Popatrzył na nią uważnie gdy powiedziała skąd ma bliznę.
– Twoja praca jest dość ciężka dla kobiety – powiedział spokojnie, ale bynajmniej bez cienia zgryźliwości. Pogładził palcem bliznę. – Widzę dużo rzeczy, może dlatego, że wychowywała mnie kobieta – wzruszył ramionami, zaraz jednak przenosząc wzrok na jej twarz i po raz pierwszy tego wieczoru dość intensywnie wpatrując się w jej czekoladowe tęczówki. Trwał w lekkim zawieszeniu w tym momencie, dłoń z obojczyka na jej policzek przenosząc. – Jesteś przeurocza – powiedział nagle, zupełnie nie mając tego w planach i lekko przysunął swoją twarz do jej twarzy. Alkohol zdecydowanie wzbudził w nim potrzebę by mówić za dużo swoich myśli na głos.
-
– Może, ale to nie jest takie łatwe, kiedy ma się nastolatkę w domu – stwierdziła z rozbawieniem, bo wiadomo okres buntu też wpływał trochę na atmosferę w domu i mimo, że Vittoria z reguły nie była jakąś szczególnie mocno kłopotliwą nastolatką, to zdarzały jej się wybuchy i w ogóle.
– Mhmm, uważaj bo się zarumienię – tym razem delikatnie smyrnęła Nicka krawatem po nosie i ponownie się zaśmiała. Zupełnie szczerze czuła się w jego towarzystwie cholernie swojsko i było to dla niej niespotykane, bo chyba z nikim do tej pory nie rozmawiała tak szczerze o swoich problemach i obawach. Nie mówiła o tym przecież nawet Tee ani Allie. Przygryzła dolną wargę i pokiwała głową.
– Wydaje mi się, że całkiem nieźle. Widziałam kątem oka, jak do niej wychodził na taras – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, bo faktycznie to widziała, ale nie miała pojęcia, że postanowili święta uczcić starym, dobrym orgazmem, nie? – Czyli mówisz, że mam wszystko, co potrzebne żeby zostać niewinnym żuczkiem do towarzystwa? – zaśmiała się pod nosem i spojrzała mu w oczy. Ech, ona wcale takim niewinnym żuczkiem w gruncie rzeczy nie była, bo wiadomo, że w swoim zawodzie musiała być raczej twardsza niż miękka, ale jej umiejętności dyplomatyczne również się przydawały. Ogólnie w pracy w FBI bardzo przydawala się jej także ta niepozorność. Nikt nie był w stanie powiedzieć, że urocza szatynka mogła w jednej chwili obezwładnić rosłego faceta albo skręcić mu kark, nie?
– Słodzisz mi, Nicholas – powiedziała z delikatnym uśmiechem i spojrzała mu głęboko w oczy, bo dawno nie słyszała tylu komplementów, co dzisiejszego wieczoru. Spuściła jednak wzrok, gdy wspomniał, że Enzo powinien ją bardziej doceniać. Naprawdę nie sądziła, że była aż tak świetną żoną, bo przecież inaczej jej mąż by faktycznie trochę bardziej ją docenił. Może nie było czego doceniać? Sama nie wiedziała.
– Masz już dość moich gorzkich żali, co? – uniosła brwi, widząc jego współczującą minę. W gruncie rzeczy nie chciała mu się żalić, po prostu tak samo wyszło. Czuła, że może się przed nim jakoś otworzyć, czuła jakąś nić porozumienia, której sama do końca nie rozumiała. Odetchnęła głębo ko i zaśmiała się cicho.
– Twój sekret jest ze mną bezpieczny – odparła, kreśląc w okolicach serca krzyżyk, jakby mówiła naprawdę poważnie. – Och, to musi być fantastyczne. Perfumy prosto z Paryża, romantyk… Kate to szczęściara – powiedziała cicho. – To Black Opium – dodała jeszcze, w razie, jakby chciał kupić swojej małżonce perfumy. Poza tym, gdy powiedział, że jej praca jest ciężka da kobiety.
– Moja praca jest ciężka dla każdego, ale to prawda, kobiety mają trudniej – wzruszyła ramionami, bo faktycznie tak było. – Na szczęście jestem twarda – stwierdziła, patrząc mu w oczy, bo faktycznie taka była. Pokiwała głową, gdy wspomniał, że wychowała go kobieta.
– Nic dziwnego, twoja mama jest wspaniała, więc wychowała wspaniałego faceta – powiedziała cicho, nadal patrząc w jego oczy. Naprawdę była tego zdania. Gdy jednak przeniósł jej dłoń na policzek, uśmiechnęła się, słysząc ten komplement i oparła się czołem o jego czoło, przymykając powieki i napawając się zapachem i bliskością mężczyzny. Czuła, że serce jej gwałtownie przyspieszyło, a alkohol krążył w żyłach kompletnie zacierając resztki zdrowego rozsądku. Ta bliskość nie była przerażająca, była kojąca i czuła się w jego towarzystwie jak nigdy wcześniej.