WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/ad/54/6b/ad54 ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 20:39 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post


( 25 )


Nie ma niczego gorszego od pijanej kobiety.
Poprawka: nie ma niczego gorszego od pijanej Apolloni.
Poprawka II: jest masa o wiele gorszych rzeczy, ale dla Hudson w tej chwili nie było niczego gorszego niż jej ostatnie pijackie podrygi - istny koszmar. Może nie koszmar, ale nie popisała się zbytnio po tym jak namieszała z różnymi alkoholami. Miała nauczkę na przyszłość, by trzymać się jednego wariantu.
W zasadzie Pola nie uważała tamtego wieczoru za totalną katastrofę, bo ostatecznie bardzo dobrze się bawiła - nie licząc okropnego kaca i końcówki, z której nie pamięta tak wiele jakby tego chciała. Choć może nie chciała... może pewne sprawy powinny figurować tylko w domyśle. Cholera wie, co by jeszcze wypłynęło jakby zaczęła drążyć temat. Niezliczoną ilość razy słuchała wiadomości głosowe wysłane do przyjaciół i za każdym razem zażenowanie utrzymywało się na równie wysokim poziomie. Do tego wszystkiego dochodziły wspomnienia z gorączki tamtej nocy, choć te z baru na którym tańczyła były wyjątkowo mgliste. Migawki dziwnych sytuacji i niewiarygodnych posunięć wciąż dawały o sobie znać, ale nic w tym dziwnego skoro od dnia Świętego Patryka nie minęło zbyt wiele czasu.
Nie będę już całować (...) pawia robić będę.
Ciary żenady ponownie przemknęły po jej plecach, dlatego poprzysięgła sobie, że tego wieczoru nie tknie alkoholu, nawet malutkiej kropelki. Zero, ba! Mniej niż z e r o i co? I jajco, przecież silną wolę miała to na pewno da sobie radę. Ona by sobie nie poradziła? Przecież alkoholiczką nie była, postanowień dotrzymać potrafiła. Zadarła głowę do góry, że niby taka pewna siebie i niewzruszona jest, jakby nic dziwnego w ostatnim czasie jej nie spotkała. Spodziewała się bowiem, że ktoś z ekipy będzie już na miejscu, ale odrobinę się pomyliła. Zajęła więc jeden stoliczek i siedziała sobie grzecznie, siedziała, do baru podeszła wciąż siedziała tylko nagle stało obok niej malibu z mlekiem, ale przecież w zasadzie to żaden drink prawda. Prawie jakby mleko piła dziecina, tylko delikatnie oprocentowane. Nic jej nie będzie, a o postanowieniu nikt nie wiedział, więc co niewypowiedziane to nie zaklepane, czy jakoś tak. Nie liczy się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było jego pierwsze wyjście z przyjaciółmi od kiedy wrócił z dwutygodniowego wyjazdu do Indii. Poddał się zabiegom, których specjalistyczne nazwy uleciały mu z głowy. Niewiele rozumiał z tego co mówili uzdrowiciele, nie mówili po angielsku, a on wykazał się równomierną ignorancją w sprawie ich języka, czy języków, bo ponoć mówili w kilku naraz. Jego przewodnik, zaufany doradca i agent stworzyli mu wygodne warunki, gdzie bez większego wysiłku czy zaangażowania, a i bez przeszkód, mógł doświadczać atrakcji i możliwości jakie oferowały Indie majętnemu amerykańskiemu turyście. Chciałby powiedzieć, że po tym wyjeździe kolano miał jak nowe, lecz zastanawiał się ile w jego optymizmie desperacji, a ile rzeczywistej poprawy i te wątpliwości nieco psuły mu humor. Czuł się jednak bardziej odprężony, wyciszony i, jak podpowiadał cichy głosik powtarzający wszechobecne slogany, „w zgodzie z samym sobą”. Masaże, medytacje i przedziwne rytuały oderwały go od nerwowego życia w Seattle i przyjaciół. Wyłączony telefon nie przekazywał żadnych informacji zza oceanu, zaś chwilę po powrocie Logan rozchorował się i tydzień przesiedział na kanapie pod kocem. Lekarz zapewnił go że nie zaraża i choć nadal pobolewało go gardło, a branych leków nie mógł łączyć z alkoholem, na wieść o wypadzie paczką na karaoke nabrał nowych sił. Uwielbiał karaoke i nic nie mogło go powstrzymać przed przywleczeniem tyłka do klubu i mikrofonu.
Kiedy pojawił się wreszcie w lokalu pomyślał, że przyszedł jako pierwszy. Pola była drobną kobietą, a może to jej wewnętrzne, starannie ukrywane zażenowanie sprawiło, że wydawała się być jeszcze mniejsza, bo przesunął spojrzeniem po stoliku przy którym siedziała i nie zauważył jej. Dopiero chcąc zająć atrakcyjne miejsce dla grupy dostrzegł przyjaciółkę. Uśmiechnął się szeroko, niezależnie od tego czy ich spojrzenia się skrzyżowały czy nie, a kiedy podszedł rzucił miękko - Hej Pola! Świetnie wyglądasz. Czekasz długo? Nie będę całować, bo jestem chory. Niby nie zarażam, ale lepiej trzymać dystans. - Zamiast przytulenia czy całusa w policzek, ścisnął przyjaźnie jej ramię i zajął miejsce przy stoliku. - Długo czekasz? - powtórzył pytanie, lekko roztargniony. Być może to gorączka, być może delikatnie otumaniające leki, a może jedynie zdrowa ekscytacja, bo spojrzenie Logana popędziło w kierunku mikrofonu na scenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiosna oznaczała wyjście z abstynencji, bo coraz więcej okazji pojawiało się do wyjścia z domu na wspólne wino z przyjaciółmi. Zaczynając od dnia Świętego Patryka, kończąc na Bożym Narodzeniu – zawsze była okazja do oblania dobrego spotkania. Niektórych brały ciary żenady, innych ciary opamiętania. I tak, dziś nadszedł dzień kompletnego upojenia się i przestania myślenia całkowitego o normalnych, dziennych problemach (z miłością powiązanych). Uwielbiała karaoke, takie kiedy podczas prób śpiewania w miarę bez fałszu, trzymała dodatkowo kieliszek z białym winem (bo nie papierosa jak Bridget Jones, to oznaczałoby staropanieństwo). Nikt nie zwracał uwagi na to, że ci nie idzie (czasem tylko gwizdał, ale to przypadki ekstremalne), a za bis dostawało się nawet drinka gratis (o ile wpadłaś w oko barmanowi!), więc tym bardziej można było stworzyć i karierę w klubie, i znajomości z bogami od alkoholu. Czy to nie jest połączenie idealne?
Mieli być wszyscy, więc tym bardziej cieszyła się na to spotkanie. Potrzebowała odskoczni od myślenia i dresów, takich domowych, rozciągniętych i nadszarpniętych czasem. Pamiętając chęci Poli do tańczenia na barze, zapobiegawczo założyła jeansy, żeby nikt jej nie zaglądał pod sukienkę; a zamierzała wypić więcej i czuć się równie upokarzająco na kacu co Hudson.
Tym razem planowała przyjść wcześniej, żeby nikt nie zaczął pić sam, tak jak Pola jeszcze niedawno przy zielonym święcie. Ciekawe co wyjdzie tego wieczoru, gdy będą miały większe towarzystwo, które również lubiło delektować alkohole. Może znajdzie się dobra duszyczka, która nie pomiesza jakoś bardzo i w razie czego ich odratuje. Nadzieja umiera ostatnia, prawda? Bo naprawdę, Charlie zamierzała mieszać ile wlezie, nawet jeśli nienawidziła innych trunków niż wino.
Była już. Pola siedziała przy stoliku z Loganem, poznała go, bo tylko z nim miała wciąż słabe relacje, nierozwinięte. Ale taka była kolej rzeczy i wszystko jeszcze przed nim, a na razie jej nie podpadł niczym, więc nie skreśliła go. Naprawdę cieszyła się, że pozna go lepiej; bo przyjaciół poznaje się w biedzie i po alkoholu! Tak to brzmi?
- Aloha wszystkim! – Podeszła do nich z szerokim uśmiechem. Przed każdym wyjściem trzeba zrobić podkład – uczył ją Miles i pamiętała tę lekcję do dnia dzisiejszego. - Cześć, mój pawku. Cześć, Logan. – Objęła Polę mocno, już chichocząc na wspomnienie ich wypadu. Logana również objęła, zanim zdążył zaprotestować; najwyżej weźmie kilka dni wolnego chorobowego. - To co? Pijemy coś? Bo ja jestem gotowa i do śpiewania, rozgrzałam się pod prysznicem. Znaczy… głos rozgrzałam, nie siebie. Okej, ja jednak muszę napić się już teraz.
I nadszedł moment, gdy paw Poli szykuje się do odejścia w niepamięć!
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Koszulka Roberta & koszulka Mitcha

Robert też się wokalnie rozgrzewał. Nie tylko pod prysznicem. Ćwiczył w zasadzie w całym domu, dając Mitchowi namiastkę tego, co miał zaprezentować w klubie. Jak zwykle przy wspólnych wypadach, przygotował garderobę wyjściową zarówno dla siebie, jak i swojego brata. Koszulki na takie wyjścia trzymał w oddzielnej szufladzie, wyprasowane, starannie ułożone i gotowe do drogi. Sobie wziął czarną, a blondynowi dał białą. Może tak pod kolor włosów, może z innego powodu. Kto go tam wie. Bracia wyszli z domu wspólnie, a na miejsce podjechali taksówką.
Robert ostatnimi czasy nie ruszał się z Seattle ani nie chorował. Starał się dalej pisać powieść i powoli zbliżać się do końca. Dlatego też ostatni wypad, w którym brał udział to dzień świętego Patryka. Pamiętny dzień, po którym czat przyjacielski zamienił się w ścianę wstydu Poli. Do teraz jak tylko sobie o tym przypomniał, uśmiechał się od ucha do ucha, a czasami nawet śmiał cicho, mając nadzieję, że nikt nie weźmie go za wariata, chociaż w miejscach publicznych mu się to raczej nie zdarzało. Mitchowi opowiedział oczywiście wszystko co działo się na święcie i puścił mu wiadomości Poli z czatu, także brat był jak najbardziej w temacie. Weszli do klubu i ruszyli na tyły, gdzie znajdowały się stoliki. Robert wypatrzył przyjaciół stosunkowo szybko. — Siemanko — rzucił, witając się ze wszystkimi z zawadiackim uśmiechem, pełen energii i chęci na zabawę. Opadł na krzesło obok Poli i spojrzał na nią ciekawsko. — Jak tam twój paw, Pola? — spytał.
Zerknął na Charlie kątem oka. Wyglądała na tak samo podekscytowaną, co on. Na koniec spojrzał na Logana. — Co ty tak marnie wyglądasz? Rozwalili ci w tych indiach drugie kolano, czy co?
Odebrał od barmana piwo, które zamówił po drodze do stolika. Upił łyk, po czym odstawił butelkę na blat.
Jak już wszyscy sobie wypiją, alkohol czy coś innego, przyjdzie zmierzyć się z najtrudniejszym zadaniem. Wybraniem piosenki. Nie pamiętał czy kiedykolwiek zdecydowali się na coś w mniej niż pół godziny. Debata zawsze trwała długo, nawet jeśli dzielili się na mniejsze zespoły. W wielu kwestiach zgadzali się ze sobą od razu, ale nie w wyborze repertuaru na karaoke. Śpiewanie to w końcu nie to samo co słuchanie muzyki. Z wybieraniem muzyki do posłuchania nigdy nie mieli problemu. Robert na przykład nie potrafił śpiewać poważnych albo romantycznych piosenek. Musiał brać coś zabawnego i mało wymagającego, bo nie oszukujmy się, nie miał anielskiego głosu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był przekonany co do koszulki wybranej przez Roberta. Właściwie to zawsze podchodził dość sceptycznie do wyznaczonej przez niego garderoby, bo skoro mówił, że ta koszulka jest po prostu czarna, bez zbędnych napisów, obrazków... To czy w rzeczywistości tak było?
Brown mógł wyczuć jedynie pod palcami specyficzny materiał nadruków, lecz niektóre z nich były takie same jak część ubioru, na której się znajdowały.
Tego wieczoru postanowił zaryzykować. Uwierzył na słowo, gdy brat poinformował go o tym, że przygotował dla niego zwykły, biały T-shirt, bez zbędnych udziwnień, czegokolwiek, co zostałoby podpięte do kategorii niewłaściwe.
Mitch dawno nie wychodził z przyjaciółmi. I nawet już nie pamiętał, kiedy był ten ostatni raz - prawdopodobnie gdzieś w okolicy Halloween.
Był zawalony pracą. Walką z nieuchwytnym celem. Poza tym, starał się rozwijać i pielęgnować relację łączącą go z Rain; więc to na nią poświęcał najwięcej wolnego czasu.
Ku rozpaczy Roberta, wciąż nie przedstawił mu swojej potencjalnej partnerki. Powtarzał jedynie, że nadejdzie odpowiedni moment ku temu, a ta niewiedza i bezsilność wewnętrznie pochłaniała młodszego Browna.
Masz ci los.
A jemu wcale nie było przykro. Nic a nic. Uśmieszek satysfakcji niejednokrotnie ozdabiał wargi, gdy uświadamiał sobie, jaki twardy orzech do zgryzienia ma Robb.
Przecież odkrycie tajemnicy było wręcz na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło zaledwie obrócić się w odpowiednim kierunku, ot co.
- Błagam, przestań już - rzucił do Roberta, gdy ten po raz kolejny ćwiczył swój głos przed wieczornym karaoke. Po piwie może byłoby to znośne, ale wysłuchiwanie kolejny dzień z rzędu jego nie do końca czystego barytonu sprawiło, że Mitch dostawał zwyczajnie świra.
A, że słuch miał wrażliwy - to już inna kwestia.
Byli już gotowi, toteż pozostało im jedynie oczekiwać na taksówkę, która pojawiła się pod budynkiem po prawie dziesięciu minutach. Kierowca znowu zabłądził i skręcił w nie tą ulicę co trzeba. Zdarzało się to bardzo często, jakby ludzie pracujący w owej korporacji nie potrafili obsłużyć takiego urządzenia, którym był GPS.
Oczywiście, że Mitch został we wszystko już wcześniej wtajemniczony!
Z drugiej strony, sam należał do grupowej konferencji przyjaciół, toteż nie trudno było odsłuchać odpowiednie wiadomości. Pola popłynęła, to fakt, ale czy tak się nie działo po spożyciu większej ilości alkoholu?
On sam przecież po takowych wojażach wylądował w szpitalu. W ciężkim stanie i pozbawiony wzroku. O tyle dobrze, że reszta paczki wykonuje raczej absurdalne rzeczy, gdy procenty szumią im w głowach, zamiast siadać wtedy za kółkiem.
Ale powiewem bezmyślności zwykle rządzi się młodość.
Basta.
Po wejściu do pubu, w którym się uprzednio umówili, złożył i schował swoją białą laskę do kieszeni. Wolał nie ściągnąć z niej przypadkowych ludzi. Uczepił się za to ramienia brata, który utorował im bezpiecznie drogę do przyjaciół.
Mitch wywnioskował; po powitaniach i ożywionych rozmowach, że reszta była już na miejscu.
Komplet.
Poprawił więc ciemne okulary na nosie i z uśmiechem rzucił wstępnie:
- Cześć wszystkim - udało mu się też jakoś znaleźć krzesło. Wolne rzecz jasna, na którym od razu przysiadł.
Ostatnio zmieniony 2021-04-24, 09:44 przez Mitch Brown, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • II.
Tak samo jak cierpliwość, punktualność nie była mocną stroną Tristana. Oczywiście, starał się jak mógł, żeby wyjść chwilę szybciej z domu i zdążyć na czas, ale kto powiedział, że mu to wychodziło? Jakimś cudem zawsze coś go gdzieś zatrzymywało, czy to korek na ulicy, czy też samo lenistwo i przekonanie, że ma jeszcze naprawdę dużo czasu. Problem leżał w tym, że ta ogromna ilość wolnego czasu, o której tak często mówił, zazwyczaj była jedynie kilkoma, ewentualnie kilkunastoma minutami. Potem biegł jak na złamanie karku, z jednej strony chcąc zdążyć na czas, ale z drugiej wiedząc, że to i tak się nie uda. Zawsze najweselej z tym było, gdy chodziło o pracę i otwieranie studia, bo to, że spózniał się na spotkania z przyjaciółmi nikogo już nie dziwiło. Wiele razy myślał o tym, żeby spotkania zapisywać sobie na wcześniejszą godzinę — zapewne jakieś trzydzieści minut przed czasem, żeby mógł w spokoju dojechać na miejsce i w dodatku stawić się chwilę wcześniej. Lecz mimo ogromnych chęci, nigdy tak naprawdę nie udało mu się wytrzymać w tym trybie dłużej niż trzy dni. Próbował cztery razy i przy każdym kolejnym poddawał się o wiele szybciej, głównie z braku motywacji do wychodzenia z budynku aż tak szybko. Najwidoczniej bycie punktualnym nie było mu pisane.
Tego wieczora nie było inaczej — zorientowawszy się, że już dawno powinien się ogarnąć i być daleko w drodze, zadzwonił po taksówkę, głosem pełnym desperacji powtarzając ludziom po drugiej stronie żeby się pospieszyli, bo nie ma zbyt dużo czasu. Na jego szczęście udało im się dosyć szybko znaleźć wolny pojazd, najprawdopodobniej tylko dlatego, że chcieli się go pozbyć z linii jak najszybciej to możliwe. Nie narzekał jednak — taryfa przyjechała, więc przynajmniej kilkukrotnie skrócił drogę dzielącą jego dom i bar karaoke. Z samym taksówkarzem nawiązał dosyć interesującą konwersację, co tylko potwierdziło jego dzisiejszy dobry humor. Prowadzący pojazd mężczyzna miał wyjątkowo dużo do powiedzenia i akurat w momencie, w którym zatrzymał się pod odpowiednim lokalem, zaczął opowiadać o tym, jak bardzo zawiódł go wybór jego córki odnośnie zawodu. Tristan przez chwilę miał wrażenie, że kierowca nie wypuści go z pojazdu dopóki nie skończy historii, ale na szczęście udało mu się opuścić samochód dosyć szybko — kierując się w stronę wejścia do lokalu nadal słyszał jednak głos tego gościa, który najwidoczniej próbował szybko streścić mu resztkę historii, pomimo tego że Farrow już dawno przestał zwracać na niego uwagę. Co jak co, ale był z niego naprawdę przyjazny kierowca i ciemnowlosy z chęcią posłuchałby więcej jego jakże wspaniałych historyjek, gdyby nie jego chęć jak najszybszego znalezienia się w środku, bo i tak było już po umówionym wcześniej czasie.
Chwilę mu zajęło znalezienie swoich przyjaciół bo mimo tego, że ich słyszał, na początku nie był w stanie ich zauważyć. Wyjątkowo dużo ludzi siedziało przy stolikach obok wejścia i musiał ich wyminąć, żeby dostać się się odpowiedniej grupy.
Żeby nie było, swoje spóźnienie zrzucam na korki na ulicy — wykrzyknął w drodze do wolnego krzesła, rozkładając szeroko ręce jakby chcąc zasygnalizować, że nic nie mógł na to poradzić. Oczywiście, to że pojawił się po czasie było winą tego, że tradycyjnie wyszedł za późno z domu, ale nie musiał się do tego tak od razu przyznawać, prawda? — Cześć. — dodał jeszcze, uśmiechając się szeroko do siedzących przy stole. Sam opadł na jedno z wolnych miejsc i lewą dłonią pomachał do kelnera, którego wcześniej poprosił o piwo, żeby potwierdzić, że znalazł dla siebie stolik i to tutaj może mu przynieść zamówienie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit + po wszystkim

Każdy, kto znał Connie dłużej niż kilka miesięcy zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo inaczej zachowywała się w obecności swojego już-eks-męża. Enzo ją zawsze tłumił, w jego obecności była ciągle zestresowana, by nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, nie zachować się dwuznacznie w stosunku do kogokolwiek i raczej rzadko się uśmiechała. Kiedy jednak wychodziła gdzieś ze znajomymi bez niego, zachowywała się zupełnie inaczej. Była pełna życia, a w oczach szatynki pojawiał się ten łobuzerski błysk, który przy mężu traciła. Oczywiście przez jakieś czternaście lat małżeństwa nie dało jej to ani trochę do myślenia. Dopiero teraz, gdy została oficjalnie rozwódką i zaczęła spotykać się z Nickiem, zrozumiała, że związek z Tagliente można było nazwać wieloma epitetami, jednak szczęśliwy nie był żadnym z nich. Szczególnie teraz, gdy miała już świadomość, że Enzo dopuścił się zdrady. Tak czy siak, ostatnie miesiące były ciężkie i chociaż Vittoria czuła się dobrze, to dopiero teraz w gruncie rzeczy wszystko u Cons wychodziło na prostą i w końcu mogła spotkać się z przyjaciółmi w barze karaoke. Do lokalu dotarła trochę spóźniona, w stylówce która ewidentnie sugerowała, że Connie nadal pielęgnowała czule swój kryzys wieku średniego. Trwał on mniej więcej od momentu, kiedy Enzo oznajmił, że chce rozwodu i końca raczej nie było widać, tak więc różnego rodzaju koronki, głębokie dekolty czy mini były obecnie grane każdego dnia. Dzisiaj wyjątkowo postawiła na nieco wygodniejsze spodnie, bo czemu nie!
– Przepraszam za spóźnienie, ale jet lag to suka – oświadczyła, gdy już weszła do lokalu i odnalazła grupę przyjaciół, siedzących przy stoliku. Wróciła ostatnio ze spontanicznej wycieczki na Bali i jeszcze nie do końca odespała, chociaż wolała się chyba na razie nie przyznawać ekipie co do powodów swojej wyprawy, bo jednak… Trochę sama sobą gardziła, że poleciała tam za facetem, z którym widywała się od niedawna.
– Pola, zrobiłaś już tego pawia? – spytała z rozbawieniem, po kolei z wszystkimi się witając i obrzucając stolik szybkim spojrzeniem, zajęła ostatnie wolne miejsce. – Nie słyszałam z oddali kłótni o repertuar – stwierdziła unosząc brwi, bo zawsze dyskusja była niesamowicie zagorzała i pewnie całą grupę było słychać na pół baru. Gdzieś w międzyczasie ogarnęła jakiegoś kelnera, zamawiając sobie szklankę whisky, bo przecież nie zamierzała siedzieć tutaj o suchym pysku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czekała na przyjaciół sącząc niewinnie swoje mleczko - delikatnie oprocentowane! - wciąż wierząc, że uda się jej zapanować nad swoją szaleńczą stroną, która w ostatnim czasie zbyt często próbowała się wyrwać i przejąć kontrolę nad tym co wyprawia publicznie. Przyjaciele zdawali sobie sprawę z tego, że miała swoje imprezowe oblicze, jednak zazwyczaj ukrywała w obrębie domówek. Coś jednak się zmieniło, ale co? Może i ją - podobnie jak Connie - zaczął doganiać kryzys wieku średniego? Nawet jeśli - trudno! W końcu żyje się tylko raz, a dopóki nie wsiada za kółko po alkoholu i nie robi innych równie okropnych rzeczy to nie ma co doszukiwać się w tym niczego złego. Co najwyżej śmiesznego - tak, spodziewała się już przyjacielskich przytyków i w pełnej gotowości oczekiwała z dumnie wypiętą klatką i miną twardzielki (a przynajmniej tak to wyglądało w jej wyobrażeniach, bo w rzeczywistości wbiła się w róg siedziska i przygryzała policzek za każdym razem, gdy wracała wspomnieniami do tych mniej lub bardziej żenujących momentów tamtego pijackiego wieczoru).
— Logan! — na widok przyjaciela uśmiechnęła się szeroko zupełnie porzucając swoje roztargnione myśli. — Nie, przyszłam niewiele przed tobą — oznajmiła szczerząc się jak głuptas, ale z wszystkich sił próbowała pohamować swoją nieodpartą chęć przytulenia go na powitanie. — Opowiadaj, jak było w Indiach? — zapytała nie kryjąc swojego zaciekawienia, jednak nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć wtrąciła się ponownie — słyszałam kiedyś, że u nich lewa ręka uznawana jest za nieczystą i nigdy nie używają jej podczas jedzenia. Zawsze zastanawiało mnie, co jeśli ktoś nie ma prawej ręki? Je stopami czy jak? — okej, to malibu to może jakieś zdradliwe jest i jednak ma więcej procentów w sobie?
Nim Logan zdążył jej odpowiedzieć, kątem oka dostrzegła Charlie i szybko zwracając się w jej stronę pomachała radośnie lecz mina trochę zrzedła jej na wspomnienie o pawiu. — Paw został w domu i liczę, że dzisiaj na niego nie wpadnę — oznajmiła dumnie ukradkiem uświadamiając przyjaciółkę, że tym razem nie spije się do tego stopnia — lepiej ty uważaj na niego, pawie podobno lubią ciepełko — dodała z łobuzerskim uśmiechem na słowa o rozgrzaniu, a kiedy była już przekonana, że odbiła pawią piłeczkę pojawił się Robert. — Okej, zasłużyłam sobie — odparła z lekkim rozbawieniem przekręcając przy tym wymownie oczami, po chwili zatrzymując się na jego koszulce. — Pawia oddaję pod opiekę Charlie — wyjaśniła przyjacielowi szturchając go w bok swoim łokciem, kiedy zajął miejsce obok niej.
Cześć wszystkim wypowiedziane przez Mitcha sprawiło, że na moment przeniosła na niego swoje spojrzenie i zacisnęła usta, by się nie roześmiać. Jeszcze kilkukrotnie zamrugała, by zrozumieć co źle przeczytała. Szybko sięgnęła po drinka, by pociągnąć łyczka swojego malibu, a po chwili już pomachała na powitanie Tristianowi i po raz kolejny uśmiechnęła się z lekkim zażenowaniem, gdy Connie przytoczyła temat pawia. — O właśnie! Repertuar trzeba wybrać — odparła pomijając temat swojej wpadki na czacie grupowym. — Właściwie dla nas na rozgrzewkę już coś znalazłam — odpowiedziała tajemniczo, miała nawet czas to zgłosić odpowiedzialnej za to osobę, więc lada moment… — i dla siebie też coś mam, tym razem was zaskoczę — i tutaj pewnie każdy pomyślał o kolejnej spokojnej piosence wykonywanej przez Apollonię, ale nie tym razem. Naprawdę zamierzała ich zaskoczyć. Trochę obawiała się, że pójdą na pierwszy strzał i nagle zaczęła się odrobinę stresować, ale pal licho! Raz się żyje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak zawsze, miło było zobaczyć przyjaciół. Dopiero siadając do stolika obok Poli poczuł że wrócił do domu. Później kiedy powoli jego świat znów zaczął zapełniać się bliskimi osobami, Seattle odzyskało swój urok.
Otworzył usta, aby odpowiedzieć na pytanie, odciągając spojrzenie wlepione wcześniej w scenę, by skupić się na przyjaciółce, lecz ta rozbudowała wypowiedź stawiając przed Loganem większe wyzwanie, domagając się szczegółów, z którymi tenisista nie był zaznajomiony wystarczająco, żeby zaspokoić jej ciekawość. W tym też momencie przy stoliku wyrosła, jakby znikąd, Charlie. Logan poczęstował ją szerokim uśmiechem, unosząc jednocześnie dłonie, by przeszkodzić jej w ewentualnym przytuleniu się, lecz kobieta przedarła się przez jego osłonę i naraziła własne zdrowie gestem przywitania. - Jak jutro zaczniesz kichać to zadzwoń, dam ci listę leków - machnął w stronę Charlie ręką i tak spisując już jej biedną duszyczkę na straty. - Właśnie, Pola. Co to za historia z tym pawiem? Mogę się domyślać, ale wolałbym usłyszeć całość - rozsiadł się wygodniej na krześle, uniósł lekko brwi, a na jego twarzy wymalowało się zaciekawienie. Zwłaszcza, że za moment zjawił się Robert z Mitchem i motyw pawia powrócił.
Logan unikał swojego telefonu, od powrotu z Indii zerknął na niego może trzy razy. Kłopoty zdrowotne jego siostry i kłótnia, która ich mocno poróżniła uparcie nawiedzały jego myśli, zniechęcając do szukania kontaktu z Eileen. Z jednej strony tęsknił za nią i obawa wraz z troską mąciły spokój, którego dominację wmawiał sobie po doświadczeniu Indii, wtrącały go w stan zniecierpliwienia i popychały w stronę odnowienia z nią kontaktu, z drugiej - nie miał pojęcia co jej powiedzieć, nie wiedział czy cokolwiek chciał od niej teraz usłyszeć, po tym jak tak długo milczała i ukrywała przed nim własną chorobę. Nie był na bieżąco, ze sprawami przyjaciół widać też.
- To tylko katar - to nie był tylko katar - kolano mam prawie jak nowe, jedno i drugie - żachnął się Logan, przykrywając dłonią jedno z kolan, które zdecydowanie nie było jak nowe. Wyglądać marnie mógł z kilku powodów, jednym z nich była lekka gorączka. Shepherd wolał jednak udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Przywitał się z Mitchem, zjeżdżając przy tym spojrzeniem na jego koszulkę. Brwi podchodziły wyżej wraz z kolejnymi linijkami tekstu. Logan uśmiechnął się do Roberta - Nie wiem dlaczego on ci jeszcze ufa - westchnął i skierował się do starszego z braci - Mitch, dziś promieniujesz Big Dick Energy, musisz iść na solo - zaczepił przyjaciela.
Skorzystał z okazji i gdy kelner podszedł do ich stolika zamówił piwo imbirowe, zamierzając grzecznie się bawić i unikać alkoholu. Gdy pojawili się Tristan i Connie pił już drugi łyk. Skierował spojrzenie na Polę, oczekując na wyjawienie przez nią tytułu piosenki, którą zamierza ich uraczyć. - „Hello”? - wtrącił - Jeśli zaśpiewasz Adele… Albo Lionela Richie w sumie, postawie wszystkim kolejkę.
Zastanawiał się ile razy Pola próbowała ich zaskoczyć, czasem jej się to udawało, czasem… kończyło się na „Mary had a little lamb”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spotkanie z przyjaciółmi miało trochę ożywić jej umarłe życie towarzyskie. Nie samą pracą człowiek może żyć. I nie samą żałobą po mężu, po którego śmierci właściwie odetchnęło się z ulgą. W barze z karaoke wszyscy będą zajęci wlewaniem w siebie kolorowych, zdradliwych drinków i wybieraniem piosenek. Ciekawe, kiedy zaczną się prawdziwe kłótnie, bo piosenka ABBY może być za trudna do zaśpiewania, a jednak Billie Eilish jest na topie, więc to jej utwór t r z e b a zaprezentować.
Humor dopisywał im od początku. Na samo wspomnienie wspólnego picia z Polą, Charlie śmiała się dziko. I nieważne, że jej współczuła, a karma wraca, to jest prawdziwa przyjaźń!
- Och tak? Bosko, chętnie go ugoszczę - puściła oczko Loganowi, zbywając przy okazji jego słowa o chorobie. Charlie miała świetną odporność, nigdy nie gorączkuje, prawie wcale nie choruje, więc taki jeden czuły gest nic nie zmieni. - Tak, Pola, opowiedz koniecznie Loganowi o swoim rzygowym zwierzątku, a ja lecę szybko zamówić sobie drineczka!
Odeszła od nich dosłownie na moment, bo już zbyt mocno kusiło ją takie malibu co miała Hudson. Musiała się też trochę donotywować, by śpiewać w niebo głosy bez większego skrępowania. Nawet pod prysznicem tego nie robiła, a co dopiero w barze! Gdy wróciła, bracia Brownowie już byli. Ściągnęła brwi, przyglądając się bardziej bluzce Mitcha i przeniosła spojrzenie na Roberta, kręcąc głową. Żałowała trochę, że i ona nie miała takiej relacji z Bastianem. Mitch nie widział świata jak oni, ale brat go wprowadzał doskonale. Charlie za to nigdy nie czuła zapachów, a Bastian porzucił tłumaczenie siostrze życia jakoś w liceum. Nie tak jak Robert i Mitch, którzy mają również prawdziwą przyjaźń po dzień dzisiejszy. Chociaż na miejscu Mitcha, Charlie wydziedziczyłaby brata jakby dowiedziała się jaką koszulkę ma na sobie. Bidulek.
- Cześć chłopaki. Fajne bluzeczki, takie trochę z serii psiapsi matching, co mam zrobić, by być w waszej rodzinie i też mieć takie? - zażartowała rozbawiona, upijając zaraz drinka. Ledwo siadła, a przyszedł Tristan i Constance po nim. - Ale się tłumaczycie jak stare baby! Connie, powiedz lepiej gdzie byłaś, że walczysz z jet lagiem - zagadnęła ją i nawet przesunęła się z krzesłem bliżej niej, zaciekawiona podróżami przyjaciółki. Aż i ona nabrała ochoty na wyjazd, daleki, gdzieś do Europy może?
Zaraz poklepała Logana po ramieniu podekscytowana, słysząc o jego propozycjach śpiewania.
- O, o! My musimy razem zaśpiewać wiesz co? Wyobraziłam sobie już ABBĘ i Waterloo, wzorując się na Mamma Mii, będziesz grał jego, ja ją. No idealnie mi pasujesz do tej roli. Ale jestem też za, by Pola zaśpiewała Hello! - emocje, dużo emocji przed występem na żywo. Upiła więc dodatkowego łyczka drinka, latając wzrokiem po przyjaciołach, by zorientować się co o tym wszystkim myślą.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przywitał Connie i Tristana ciepło, jak to zazwyczaj w jego wykonaniu wyglądało. Nie miał z nimi ostatnio zbyt dużego kontaktu, ale od czego są przecież spotkania w pełnym gronie? Bardzo się cieszył, że udało się im wszystkim spotkać i to na karaoke. Chyba każdy z nich czuł się tutaj, w tym gronie, bardzo dobrze (nawet gorączkujący Logan).
Bez wątpliwości paw Poli był gorącym (jeszcze parującym) tematem i wyglądało na to, że mityczne stworzenie, powstałe podczas pijackiej wpadki Hudson wylądowało pod opieką Charlie. Może i ona kiedyś go komuś przekaże i paw stanie się symbolem dostatku i upojenia, przekazywanym z pokolenia na pokolenie (czy tam z przyjaciela na przyjaciela).
Logan naprawdę wyglądał trochę jak nieszczęście i widząc jak przykrywa kolano, był już niemalże pewien, że jedyne co mu ogarnęli w tych Indiach to portfel.
Gdy usłyszał komentarze odnośnie koszulek, posłał Loganowi niewinny uśmieszek, po czym zerknął na Mitcha, ciekawy jak ten zareaguje. Czy czuł się winny? Ani trochę. Uważał koszulki za wspaniałe, a wspaniałe rzeczy muszą być pokazywane - trzymanie ich w szafie równałoby się z egoizmem.
Przekręcił głowę, aby spojrzeć na Charlie. — Już jesteś w naszej rodzinie! Na pewno mam gdzieś w specjalnej szufladzie odpowiednią koszulkę i dla ciebie — oznajmił, po czym uśmiechnął się szeroko i szturchnął Polę, odpowiadając na jej wcześniejszą zaczepkę.
Nareszcie przeszli do tematu repertuaru. Długo milczał, słuchając co ma do powiedzenia reszta. Dusił swoją propozycję, aż ciśnienie zaczęło rozsadzać go od środka i nie mógł się dłużej powstrzymać. — I want it that way! — wrzasnął w końcu i odetchnął głęboko, bo przez ostatnią minutę wstrzymywał powietrze. A może to była wieczność?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A jednak nie byli w komplecie - bo jak się okazało, wkrótce po ich przybyciu do towarzystwa dołączyli spóźnieni. Connie i Tristan.
Mitch nie wiedział, czym jest jet lag, bo szczerze powiedziawszy nigdy nie podróżował samolotem. Z ledwością roztaczał zaufanie wokół kierowców aut; wliczając i w to własnego brata, to jeszcze nie upadł na głowę, i to gromko, by zawisnąć gdzieś w powietrzu. Bez wzroku, pośrodku kompletnej ciemności. W jego umyśle jawiło się to jako koszmar i to jeden z tych najgorszy, usytułowany gdzieś obok wizji kolejnego wypadku samochodowego. Rzadko też wybywał gdzieś poza granicami Seattle. Nie lubił środków transportu, po prostu.
Korki zaś kojarzył ze zbyt długiego czasu oczekiwania, gdzie musiał oddawać się rozmowom z taksówkarzami - najgorsi byli tacy, którzy bez skrupułów rozprawiali o swoim życiu. Brown zwykle wtedy już po dziesięciu minutach znał na pamięć imiona każdego członka rodziny owego człowieka. Ich zawód i problemy, które zwykli sprawiać.
Temat dzisiejszej garderoby został gdzieś daleko za nim, odkąd razem z bratem opuścili dzielnicę mieszkalną Fremont, lecz teraz, w obrębie przyjaciół, kiełkujące obawy powróciły; bo czy rzeczywiście miał na sobie tylko biały t-shirt. Tylko, tylko?
Komentarz Logana dostarczył wątpliwości, wizji ewentualnych rysunków zdobiących materiał. Aż odruchowo przesunął opuszkami palców po koszulce, próbując się doszukać czegoś, co zdradziłoby prawdziwą istotę braterskich zamiarów. Jeszcze Charlie dorzuciła swoje trzy grosze, a to niestety sprowadziło uporczywą woń grozy.
- Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, co mam na koszulce? - zapytał z ufnością, dodając zaraz - Poza Robertem - jemu chyba próbował posłać groźne spojrzenie, niewidoczne spoza ciemnych okularów. Poza tym, nie wiedział, gdzie ten dokładnie zasiadł, toteż jego zmarszczone brwi zwróciły się gdzieś w eter.
Miał tylko nadzieję, że nie wygląda jak kretyn. Ani tym bardziej, nie prowokuje nikogo i niczego swym niekoniecznie idealnie dobranym ubiorem.
Zamówił sobie piwo, aby nieco ostudzić delikatnie nadszarpnięte nerwy. Skupił się też na wyborze repertuaru, raz po raz kręcąc przy tym swoją głową.
Na pomysł Backstreet Boys pociągnął spory łyk z butelki. Chyba potrzebował znieczulenia, skoro takowe hity wychodziły już na światło dzienne.
- Ja proponuję KISS i Billy'ego Idola - wszak były to jego klimaty i utwory, które znał ze słuchu na pamięć, bowiem nie przeczytałby napisów pojawiających się na tym śmiesznym telewizorku, w trakcie trwania piosenki.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie do Poli, widząc ten jej zażenowany uśmiech – rozumiała doskonale, że temat był wstydliwy, ale ta grupa nie zapominała no i do czasu zrobienia jakiejś głupoty przez innego członka, paw prawdopodobnie miał być jeszcze wypominany Hudson przez dłuższy czas. Nie zamierzała się jednak szczególnie na pawiu skupiać, zwróciła jednak uwagę na to, że Logan nie czuł się chyba najlepiej, a jako Matka Amerykanka naturalnym było, że się o wszystkich martwiła.
– Na pewno to tylko katar? – zapytała spokojnie, przechylając głowę i z troską zerkając na Logana – Powinnam mieć w torebce coś na gorączkę, jeśli byś potrzebował – uśmiechnęła się lekko, klepiąc go po ramieniu, bo chociaż leków teoretycznie z alkoholem się łączyć nie powinno, to jednak zdrowie najważniejsze, prawda? Tak czy siak, przeniosła wzrok na Charlie i wzruszyła niewinnie ramionami.
– Poleciałam na Bali za Nickiem, tym z którym zaczęłam się umawiać, bo… Musieliśmy sobie parę spraw wyjaśnić, a on był w podróży służbowej – uśmiechnęła się uroczo, jakby to nie było nic wielkiego. W gruncie rzeczy trochę było, a Constance sama miała wrażenie, że brzmi trochę jak zakochana idiotka, chociaż wcale jeszcze zakochana nie była. Chyba. – Ale mamy co dzisiaj świętować, bo oficjalnie po czternastu latach małżeństwa jestem znów panną Turner – zaśmiała się perliście, bo fakt, że rozwiodła się z Enzo naprawdę bardzo poprawiał jej humor. Szanowny były mąż co prawda nie mógł na dobre zniknąć z jej życia, bo przecież mieli Vittorię, ale była przygotowana na ewentualne widywanie go „od święta”. Pewnie w dodatku z jakąś kochanką, ale dopóki nie miała dostać kolejnych bardzo jednoznacznych zdjęć, to była w stanie to znieść. Zresztą, naprawdę czuła się szczęśliwa u boku Farewella, więc to, z kim obecnie Tagliente spędzał upojne noce obchodziło ją tyle, co zeszłoroczny śnieg.
– Myślę, że powinieneś zaprojektować wszystkim koszulki, które będziemy zakładać na takie wypady, Robert – rzuciła z rozbawieniem. No wyglądaliby jak na jakimś koedukacyjnym kawalerskim albo panieńskim, ale całkiem spoko opcja, nie? – Najlepiej jeszcze, żeby z tyłu był numer telefonu, żeby ludzie mogli dzwonić, jak któreś z nas się zgubi – zaśmiała się pod nosem, a słysząc Mitcha, zacisnęła delikatnie usta, bo dopiero teraz przeczytała napis i chyba nie była w stanie mu powiedzieć bez roześmiania się, więc z wdzięcznością przyjęła szklaneczkę whisky, którą wręczył jej kelner. Słysząc wzmiankę o repertuarze, uniosła brwi.
– To co na rozgrzewkę? – uniosła brwi i uśmiechnęła się szeroko, ciekawa propozycji Apollonii. – Hello brzmi super dla Poli! – klasnęła w dłonie, ale I want it that way totalnie jej przypadło do gustu jako piosenka otwierająca dla nich wszystkich. – Tylko kto będzie Peraltą w tej scenie? – poruszając brwiami. Tak czy siak nie byłaby sobą, gdyby nie dorzuciła swoich trzech groszy. – A ja proponuję Bona Joviego! Albo Gunsów – dodała od siebie, poruszając brwiami. – Chociaż bardzo czekam na duet Logana i Charlie! – w tym miejscu ponownie napiła się whisky na rozgrzanie gardła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuła jak rumieńce ponownie oblały jej blade policzki, których jeszcze nie zdążyła opalić. Zresztą… zawsze opalała się na czerwono, to i tak niczego by nie zmieniło. Jednak teraz, w ciemnym lokalu nie mogła zwalić winy na zbyt duże nasłonecznienie; zostało tylko jedno - burak. Była buraczkiem. Przez moment wyglądała tak, jakby na samo wspomnienie pawia miałaby się z nim ponownie zaprzyjaźnić - choć przyjaźń w tym wypadku to zbyt duże słowo, nie polubili się.
Nie, chwila! Nie teraz. Ugh.
Ciężko westchnęła jednocześnie spoglądając na Logana bezradnie. — A no paw… długo by tu opowiadać — odparła wymijająco, jednak nie zamierzała na tym poprzestać. — Długo by tu opowiadać. Zaczęło się od niewinnego wyjścia z Charlie — mniejsza o to, że zaczęła pić już przed przyjściem przyjaciółki z bandą jakiś wyrosłych osiłków — a skończyło się na tym, że tańczyłam na barze, pocałowałam skrzata — ekhem Roberta — i wróciłam do domu nie o własnych siłach. Wtedy też podsumowałam dzień Św. Patryka zielonym pawiem i to…. chyba tyle — oznajmiła jakby nigdy nic, by chwilę później skupić się już na rozmowie dotyczącej koszulek braci Brown.
— Mitch, nie ufasz bratu? — podchwyciła z rozbawieniem jego stwierdzenie, że ktoś poza Robertem powinien rozjaśnić sytuację. Ona nie zamierzała, ale czemu by nie sprowokować do tego innych - a kto wie? Może w rezultacie Robercik zyska kilka nowych haseł, które mógłby umieścić na t shircie brata?
— Ha! Teraz pewnie myślicie, że jesteście grupą znawców, a ja taka przewidywalna… ale zaskoczę was, bo żadna z waszych propozycji nie jest tam zaklepana — wskazała na miejsce gostka odpowiadającego za dzisiejsze karaoke-show.
No właśnie SHOWTIME!
Teraz na scenę zapraszamy grupę przyjaciół, którzy zaśpiewają dla nas…
Y
M
C
A!

Pola bez wahania wstała z miejsca lustrując każdego wymownym spojrzeniem. Uniosła drinka w dłoń dodając w pośpiechu. — No to chlust, za Connie! Lecimy śpiewać kochani — i nim zdążyli zareagować jakimś sprzeciwem porwała rękę Roberta, a chwilę później Charlie, by wyrwać ich na dobry początek. RESZTA niech też się nie ociąga, bo kultowa ścieżka dźwiękowa rusza za:
3...2...1….
<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/CS9OO0S5w2k" title="YouTube video player" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Chinatown”