WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robert był przykładem na to, że czasami warto oszczędzać forsę. Nie był w końcu bogaczem, ale zarabiał na tyle dużo, ze i oszczędności miał imponujące - na tyle, aby od czasu do czasu pozwolić sobie na realizowanie szalonych pomysłów. Takich jak ten. To miała być niespodzianka, więc utrzymywał cel podróży w całkowitej tajemnicy. Wstępnie plan był taki, że Logan, Charlie i Mitch mieli mu pomóc, ale koniec końców każdemu coś wypadło, a uparty pisarz nie miał zamiaru odpuszczać, bo jak już się na coś uparł, to koniec. Przyjaciele obiecali za to nadrobić zaległości po ich powrocie. Kiedy już przekonał Pole, że ich wyprawa to sprawa życia i śmierci, bo jego wujek potrzebuje nowej nerki i tylko Robert może mu pomóc, było już z górki. Doskonale wiedział, że Hudson nie puści go samego i postanowi wspierać mężczyznę bez względu na wszystko. Odrobinę wykorzystał jej dobre serce, ale w imię większej sprawy! Tak jakby. Naturalnie się nie mylił, bo kobieta czekała na niego o umówionej porze, spakowana i gotowa do drogi. — Wspaniale, że ze mną lecisz. Wujek też to na pewno doceni —mówił, pakując jej walizkę do bagażnika. Mieli jeszcze odrobinę czasu, więc nie powinni spóźnić się na lot.
Gdy wsiedli do auta, Robert ustawił adres lotniska w nawigacji i dopiero wtedy ruszył. Niby mniej więcej wiedział gdzie jechać, ale z nawigacją czuł się pewniej. — Jak ci dzień minął? — spytał w trakcie drogi z lekkim, beztroskim uśmiechem. Tak, jakby wcale nie czekało go wycięcie nerki. W zasadzie faktycznie nie czekało, ale Pola o tym nie wiedziała.
Zerknął w lusterko, włączył kierunkowskaz, po czym skręcił w prawo i ruszył zalaną deszczem ulicą, w stronę obrzeży Seattle. Jak zwykle deszcz. Przerwa w szalonym, słonecznym Las Vegas dobrze im zrobi. Miał nadzieję, że niespodzianka spodoba się Poli. Pomijając to, że pewnie poczuje ulgę, że nie chodzi jednak o żaden przeszczep, w którym Robert miałby wziąć udział.
Zerknął na nią kątem oka, chociaż nie lubiła jak nie patrzył na drogę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Apollonia mogła nie podzielać tej całej fascynacji Roberta tymi wszystkimi ekstremalnymi wyczynami, ale było coś, co na pewno ich łączyło - oszczędności. Pola wciąż na koncie posiadała coś, co udało się jej zarobić przed laty, kiedy opuściła Seattle. Nie miała miliardów, milionów, a nawet setek tysięcy, ale prawdę mówiąc ich nie potrzebowała. Miała jednak odłożone coś, co mogło pozwolić jej zaszaleć z jakimiś wczasami, gdyby naszła ją taka ochota lub przeżyć kilka miesięcy bez stresu, gdyby ktoś ją wykopał z pracy. Życie bywa przewrotne, na szczęście zdolność do oszczędzania wyniosła z domu rodzinnego.
Od dłuższego czasu marzyła o wyrwaniu się z miasta, ale zdecydowanie wolałaby jakieś wczasy, a nie wizyty w szpitalu. Na samą myśl o operacji dostawała mdłości, ale za nic w świecie nie dawała mu tego odczuć. Robiła wszystko co w jej mocy, by podróż przebiegła na tyle przyjemnie na ile to możliwe, w końcu po co się przedwcześnie nakręcać? A jednak w głowie mnożyły się scenariusze obarczone ryzykiem, jakie niosła ze sobą tak poważna operacja i za nic w świecie nie potrafiła się ich pozbyć. Gdyby wiedziała, że to tylko nieczyste zagranie ze strony Roberta, to pewnie zdzieliłaby go po głowie nie przejmując się tym, że właśnie prowadzi samochód. Niestety, ale była zbyt naiwna i wierzyła w każde słowo Browna.
— Jak mogłabym odmówić — to nawet nie wchodziło w grę. — Co innego gdybyś próbował wyciągnąć mnie na jakieś ekstremalne skoki lub wspinaczki, chociaż muszę przyznać, że ten wyczyn też należy do ryzykownych — i miała z tego powodu masę obaw, ale przecież nie powie takiemu Robertowi, by zrezygnował z oddania nerki, bo boi się, że umrze podczas operacji. — Poza tym twój wujek będzie zbyt zajętym docenianiem ciebie i słusznie, jest za co — oh biedna głupiutka Hudson.
— Dzień? W sumie spokojnie, czytałam sporo artykułów — głównie te dotyczące rekonwalescencji po operacji i diety jaką należy stosować, ale kto by tam wchodził w szczegóły. — A tobie? Wydajesz się taki spokojny… nie wiem jak ty to robisz — chyba naprawdę był fanem adrenaliny i czasami mu szczerze zazdrościła. Zawsze się przejmowała za dwoje, a nawet troje i jeszcze nigdy dobrze na tym nie wyszła.
Teraz pomimo lekkiego stresu, który wisiał w powietrzu odrobinę cieszyła się, że mogą wyjechać z Seattle i uciec od tej paskudnej pogody, która od dłuższego czasu nie odpuszczała. — Mam nadzieje, że jak już wrócimy to słońce będzie dla nas łaskawsze — a teraz, póki wciąż go brakowało lepiej było uciec, nawet na wycięcie nerki - jak szaleć, to szaleć!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był pod wrażeniem swojego daru przekonywania. Co prawda Pola nie była trudnym przeciwnikiem i zazwyczaj łatwo było ją do czegoś przekonać, ale tak czy siak tym razem całkiem nieźle mu to wyszło, zważywszy na to, że z operacji Vegas, zrobił w jej oczach operację przeszczep nerki. Jak widać bardzo mu zależało, żeby Apollonia miała niespodziankę.
Pokiwał szybko głową na jej słowa. No tak, w końcu właśnie nie wyciągnął jej na ekstremalny wypad do Vega, prawda?
Uśmiechnął się lekko, słysząc komentarz o wujku. — Taak, jest bardzo wdzięczny — odparł, odrobinę przyspieszając. Jeszcze chwila i będą w samolocie. Dopiero będąc zamknięty w latającej maszynie z Polą u boku poczuje ulgę. Bo w razie czego przecież Pola z samolotu nie wysiądzie, tak? Będzie na niego skazana aż do powrotu.
Artykułów? Jakich? — spytał, prawie w tym samym momencie, w którym ona zapytała o jego samopoczucie. W zasadzie nie był aż tak spokojny, bo trochę stresował się tym, że Pola mogłaby odkryć prawdę przed odlotem i zrezygnować z wycieczki. — Staram się o tym po prostu nie myśleć — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Dlatego może nie mówmy już o tym. Przynajmniej do jutra — dodał, bo fikcyjna operacja miała według jego kłamliwych planów odbyć się nazajutrz. Oczywiście do tego nie dojdzie, a Pola pozna prawdę najpóźniej dzisiejszego wieczoru, kiedy dotrą do pierwszej z atrakcji, które brunet dla nich przygotował. Będzie dziko. Miał w zanadrzu kilka pomysłów jak udobruchać kobietę, aby nie gniewała się na niego za to wielkie kłamstwo, a przynajmniej, aby jej gniew nie trwał długo.
Na pewno — dodał, odpowiadając na jej słowa dotyczące słońca w Seattle. Mogłoby go być więcej, to prawda.
Po pięciu kolejny minutach dojechali do lotniska. Robert zaparkował, po czym wyszedł, aby wyjąć z bagażnika ich walizki. Stęknął cicho, stawiając tą należącą do Poli na ziemi. — Wepchnęłaś tam całą szafę? — zapytał żartobliwie, uśmiechając się pod nosem. Uniósł dłoń, aby spojrzeć na zegarek. Mieli jeszcze wystarczająco czasu, na całe szczęście. Dobrze, że Pola nie należała do tych spóźnialskich kobiet, o których tyle słyszał do znajomych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To raczej nie kwestia daru przekonywania (choć niewątpliwie należy się punkt za zagranie kartą troski, bo to słaba strona Hudson), a naiwności, której nie można było jej odmówić. Była cholernie łatwym przeciwnikiem w takich sytuacjach, gdy w grę wchodziło wykazanie się dobrym sercem, bo prawdę powiedziawszy, gdyby rozchodziło się o odwagę i próbę przekonania jej do jakiś ekstremalnych wyskoków - niewątpliwie miałaby więcej siły na protesty i odmowy. Tutaj odmowa wręcz nie wchodziła w grę.
Och, Robert! Brzydkie zagranie z twojej strony!
W dalszym ciągu naiwna i nieświadoma zajmowała fotel obok Roberta i starała się nie zwariować, choć zamartwianie się o przyjaciela przychodziło naturalnie i intensywnie, więc nie było to łatwe zadanie. Słabo byłoby zemdleć podczas jazdy, kiedy miała być jego wsparciem. Gdyby tylko wiedziała co się święci, o matulu! Piekło by mu zgotowała w tej pędzącej ulicą puszce, ale nie wiedziała. Przytaknęła więc z uśmiechem na słowa o wujku, w myślach odrobinę przeklinając to, że się rozchorował - ale tylko cichutko, tak by nikt nie usłyszał - nawet sam Pan Bóg, bo jeszcze spłynęłaby na nich jakaś okrutna karma.
— No wiesz, takich tam… naukowych — odparła wymijająco, ale obawiała się, że to i tak przegrana sprawa z jej strony. Po pierwsze, Robert czytał z niej jak z otwartej księgi, znał ją w końcu nie od dziś; po drugie była straszną paplą i nim zdążył dopytać o szczegóły wygadała się. — Takie wiesz… medyczne, trochę spanikowałam — nie znała się na tym co oznacza wycięcie nerki i z czym to się wiąże, a przecież musiała być w pełni poinformowana.
Szybko zrozumiała, że niepotrzebnie się wygadała, szczególnie w obliczu kolejnych słów jakie padły z jego strony. — Och, dobrze już dobrze — i na niby zamknęła usta, zapięła zamek paluszkami, przekręciła zamykając kłódkę i kluczyk wywaliła za uchylone na momencik okno. — Ten temat zamykamy — nawet jej było to na rękę, że resztę drogi spędzą nie poruszając tego tematu.
Kiedy dojechali na lotnisko chciała zgarnąć swoją walizkę sama, ale Robert ją uprzedził. — Całe szczęście, że jest na kółkach — odparła uśmiechając się przy tym niewinnie. — I proszę się ze mnie nie śmiać, nie mogłam się zdecydować na sukienkę - mam tyle wspaniałych! Sale szpitalne nie są zbyt przyjemnym widokiem, więc chociaż sobą zamierzam ci ją nieco rozweselić — ups, o wszystkim pomyślała. No prawie, nie wzięła pod uwagę, że to jeden wielki prank z jego strony. — To gdzie teraz? — zapytała zerkając na zegarek — Czy my nie jesteśmy odrobinę spóźnieni? O której mieliśmy lecieć? — zapytała zerkając na Roberta jednocześnie mocno trzymając uchwyt walizki, gdyby nagle musieli puścić się biegiem do odprawy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, to było niezwykle nieczyste zagranie ze strony Roberta i gdyby nie tłumaczył tego wyższym dobrem, czyli niespodzianką urodzinową Poli, to pewnie byłoby mu wstyd. Robił to jednak dla niej, nie dla siebie. No, może trochę też dla siebie, nie ma się co oszukiwać. w końcu nie codziennie leci się do Vegas na imprezę.
Tworząc swój “idealny plan”, jakby odrobinę zapomniał, że Pola ma tendencję do zamartwiania się prawie na śmierć. Niby co jakiś czas przypominała mu o tym swoim zachowaniem, na przykład bieganiem w szlafroku na policje, gdy dowiedziała się, co mu się przytrafiło na Halloween. W każdym razie nie do końca wliczył w swój plan jej wrażliwość w połączeniu z taką sytuacją jak wycięcie nerki. Skupił się głównie na tym, aby mu nie odmówiła.
Wbił spojrzenie w drogę, jednak cały czas myślał o jej słowa. Naukowe artykuły? Zanim zdążył zapytać, wyjaśniła mu to i powoli zaczynało stawać się jasne, że podczas, gdy on świetnie się bawił, planując ich wycieczkę, ona zamartwiała się na śmierć i przygotowywała do operacji, której koniec końców wcale miało nie być.
Bardzo dobrze, że jednak przyznała mu rację w sprawie odłożenia tego tematu - według niej do jutra, według niego do momentu, w którym się jej przyzna co się tu naprawde święci.
Jak na kółkach, to jesteśmy uratowani — przyznał z rozbawionym uśmieszkiem. Słysząc, że zabrała jakieś ładne sukienki, wyraźnie się nieco rozchmurzył. Chciała się dla niego ładnie ubierać w szpitalu? Kto by uwierzył, że jest ktoś, kto myśli o wszystkim, dosłownie o wszystkim. Jedno było pewne, Pola nie będzie żałować, że wzięła ładne rzeczy, bo na imprezach bardziej się jej przydadzą, niż na korytarzach szpitalnych. — No tak, przezorny zawsze przygotowany, Ty to już w ogóle. Pewnie masz tam masę różnych innych przydatnych rzeczy i zapasową szczoteczkę do zębów —odpowiedział szybko, idąc z nią w stronę odprawy.
Gdy zapytała gdzie mają iść teraz, Robert przystanął, rozejrzał się uważnie, po czym sprawdził godzinę. — Mamy jeszcze trochę czasu, a teraz musimy iść tam — oznajmił, wskazał na prawo i ruszył w tym kierunku. Zaraz się jednak zatrzymał, zerkając na jeden ze znaczników, który wcześniej przegapił. — Nie. Tam — mruknął trochę mniej pewnie, mimo wszystko mając nadzieję, że ma rację. Mają jeszcze wystarczająco czasu.
Po dziesięciu minutach poszukiwań dotarli w końcu w odpowiednie miejsce, ale cały proces trwał na tyle długo, że w zasadzie zdążyli w ostatniej chwili. Gdy zajęli swoje miejsca w samolocie, Robert szczerze odetchnął z ulgą, głośno i przeciągle. Wzrok, jakim spojrzał na Polę wyraził szczerą ulgę, ale i odrobinę wesołości, która chyba zawsze mu towarzyszyła. — Pacjent będzie żył — szepnął, nie mogąc się powstrzymać. Miał nadzieję, że ją to rozbawi, zważając na całą tą medyczną otoczkę i wymyśloną operację.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niego wyższym dobrem była niespodzianka urodzinowa Apolonii, a dla niej to by Robercik jak najlepiej się czuł podczas tej stresującej wyprawy. Poza naiwnością, którą wykazała się perfekcyjnie w trakcie tego wyzwania Browna, kluczową sprawę grała jej ufność, której nie brakowało względem Roberta. Jak wszystko wyjdzie na jaw będzie musiał się postarać, by jej pierwszy szok nie zatrząsnął tymi fundamentami, a szok będzie naprawdę spory. Biorąc pod uwagę jej nadmierną wrażliwość oraz poświęcenie z jakim analizowała wszystkie artykuły w temacie wycięcia nerki istniało spore prawdopodobieństwo, że początkowo będzie ciężko ogarnąć, że to jedynie niewinny skrupulatnie zaplanowany żart z jego strony.
— Już jak byłam dzieckiem pakowałam wszystko ‘na wszelki wypadek’ i w pewnym momencie tatko z braćmi się zbuntowali, że mam sama dźwigać to wszystko, co zabrałam na wakacje. Przyznam, że trochę mnie wtedy poniosło, bo wzięłam ciepłą kurtkę choć lecieliśmy na tropikalną wyspę, ALE PRZEPRASZAM zdarzają się tacy co przetrwali rozbicie samolotu, prawda? Co jeśli ja bym była takim rozbitkiem i umarłabym po katastrofie z powodu odmrożenia, bo wylądowałabym w jakimś lodowatym miejscu? — zdecydowanie miała problem z przesadnym analizowaniem różnych możliwości i czasami jej spakowane rzeczy miały niewiele wspólnego z docelowym miejscem. — Po tym wycieczkowym zdarzeniu na święta dostałam walizkę z kółkami i tak już mi zostało — teraz innej opcji nawet nie bierze pod uwagę. W dużej mierze dlatego zdołała dzisiaj dreptać szybko za Robertem, kiedy ten wskazywał kolejne miejsca, w kierunku których mieli podążać. Była zbyt pochłonięta nadążaniem za nim, by skupiać się na tym dokąd faktycznie zmierzają i dopiero rozsiadając się wygodnie na swoim fotelu odetchnęła głęboko. Trudno było tutaj mówić o jakiejś wielkiej uldze, bo wciąż z tyłu głowy miała cel ich podróży, ale czuła się o niebo lepiej wiedząc, że są coraz bliżej i wkrótce będą mieć to wszystko z głowy. — Innej opcji nie biorę pod uwagę — przytaknęła z rozbawieniem, by po chwili skupić się już na głosie stewardessy, która wygłaszała stałe formułki bezpieczeństwa i instruowała co, gdzie i jak.
3...2...1… przystąpili do startowania, które zawsze wzbudzało w niej lekki niepokój. Upewniła się, że jej pas na pewno jest zamknięty, zerknęła też na ten Roberta i odruchowo złapała go za rękę ściskając nerwowo. Jeszcze tylko krótki moment, dosłownie chwila iiii znaleźli się na odpowiedniej wysokości, a ona mogła poluzować swoją dłoń. — Myślę, że zasłużyliśmy na jakiegoś drinka — wyznała znów odzyskując swobodę. — Oh nie, przepraszam. ty chyba nie możesz, prawda? Jak długo ma trwać nasz lot? — dopytała próbując zmienić temat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To wcale nie był żart, to była przykrywka dla prawdziwej, wspaniałej niespodzianki, jaką była wizyta w Vegas, z okazji urodzin Poli. Co to by była za niespodzianka, jakby Hudson się jej spodziewała? Raczej kiepska. Dlatego w tym wypadku Robert miał całkowitą pewność, że Pola nie domyśla się co tutaj tak naprawdę robią. Był też pewien, że będzie szczerze zaskoczona, a nawet więcej - może zdrowo wkurzona, co może dodać jej tylko energii, a tej będzie przez następne dwa dni bardzo potrzebować. Może i na wstępie oberwie, ale zważając na zaplanowane atrakcje, wszystko będzie tego warte. No, przynajmniej taką nadzieję miał Robert, gdy sobie wszystko ze szczegółami wyobrażał.
Zerknął na nią, gdy opowiadała o swojej przypadłości, noszącej nazwę “a co, jeśli niebo spadnie nam na głowy?” Pewnie raz na jakiś czas przezorność Poli mogłaby uratować im tyłki, ale dla niej pewnie było męczące za każdym razem tak skrupulatnie się przygotowywać. — Teraz też wzięłaś zimową kurtkę? — zapytał ostrożnie. Miał nadzieję, że nie wyobrażała sobie, że ich samolot się rozbija gdzieś na biegunie północnym i muszą walczyć o przetrwanie w śniegu, lodzie, wśród niedźwiedzi polarnych i pingwinów. Wzdrygnął się lekko na samą myśl, ale podczas odprawy o wszystkim zapomniał. Latał samolotem wiele razy w swoim krótkim życiu, a i tak ciągle zapominał, żeby wychodzić dużo, dużo wcześniej, a nie tylko trochę wcześniej. W każdym razie udało się i już po chwili siedzieli wygodnie na swoich miejscach. Pola przy oknie, a on od zewnątrz.
Start i reakcja Poli sprawiły, że również poczuł się odrobinę zestresowany, ale trzymanie Hudson za dłoń go uspokoiło. Trudno było nawet powiedzieć czy to on ją trzymał czy ona jego.
Doskonała myśl— przyznał, gdy usłyszał o drinkach. Zaraz spojrzał jednak na Polę zdezorientowany, gdy uznała, że on nie może. — No ja… nie mogę? Ale Ty sobie wypij, nie krępuj się!
Może udawanie debila przez jakiś czas będzie odpowiednią, tymczasową, strategią? A może powinien jej już wszystko wyznać? Nie, może poczeka aż wjadą drinki.
Szybko przypomniał sobie ile miał trwać lot, więc odpowiedział chwilę po zadaniu pytania. — Około dwie i pół godziny, czyli w sumie nie tak długo — odparł z lekkim uśmiechem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubiła niespodzianki, naprawdę! Co z tego, że często ją stresowały, kiedy w ostatecznym rozrachunku sprawiały, że czuła przyjemne napięcie w podbrzuszu, a jej policzki, aż paliły się od nadmiernej ekscytacji przejawianej uśmiechem. Szczerze - kochała być zaskakiwana na przeróżne sposoby, nawet jeśli na koniec zdarzało się tak, że nie do końca ją cieszyły, w końcu nie zawsze da się trafić w czyjś gust. Gdyby wiedziała, że Robert organizuje jakąś niespodziankę, nie obawiałaby się tego, że nie trafi w dziesiątkę. Znał ją już tak długo… a jednak głuptas postanowił wykorzystać paskudne kłamstwo, by osiągnąć wymarzony efekt. Za to z pewnością się mu oberwie, ale wszystko w swoim czasie. Przejmując się zabiegiem nawet nie połapała się, że wsiadają na pokład samolotu lecącego do Las Vegas, była nieźle zakręcona.
Przypadłość Poli mogła się okazać męcząca, ale prędzej dla osób, które ją otaczały. Nie tyle w dorosłości, ale to co przeżyli jej rodzice, kiedy padało hasło: lecimy na wakacje to ich. Ciężko było się jej zmieścić w wymaganiach wagowych dotyczących bagażu, więc dopłacali niejednokrotnie, bo tej fali nie dało się zatrzymać. Dla samej Apolloni nie było to tak kłopotliwe, jakby się mogło wydawać. Żyła z tym od lat, to było już jej stylem życia i o wiele ciężej byłoby przystosować się do zmian.
Parsknęła słysząc uwagę Roberta. — Nie, tym razem odpuściłam. Chyba optymistycznie wierzę w nadejście wiosny? — cholera, teraz powoli zaczynała się martwić czy dobrze zrobiła. Co jeśli będzie potrzebowała tej kurtki?!
Kiedy start się udał, odetchnęła z ulgą. Niewątpliwie przetrwać pierwszą fazę stresu pomógł jej uścisk Roberta, ale drink przyda się chociażby po to, by reszta podróży pomyślnie przeminęła. — Dwie i pół? — zapytała niepewnie, bowiem była przekonana, że lot miał być jeszcze krótszy, w końcu lecieli do…
Gdyby nie nadawany na pokładzie komunikat, pewnie nie wiedziałaby, że lecą do…
— LAS VEGAS?! Na boga Robert! JAK DO TEGO DOSZŁO? — prawie podskoczyła na tym fotelu, by wstać na nogi, ale pasy ją przytrzymały. Nerwowo zaczęła odpinać je, jednocześnie machając do stewardessy stojącej kilka rzędów dalej. — Przepraszam! Przepraszam BARDZO, ale zaszła koszmarna pomyłka. Musicie zawrócić samolot — zarzuciła, kiedy kobieta się zbliżyła. Ton nieznoszący sprzeciwu i zaciśnięte kciuki dla otuchy, którą sama próbowała sobie dodać, kiedy z wyrzutem zerkała na Roberta, bo u licha: dlaczego ona w ogóle nie reaguje? nie pomaga?!. — My nie lecimy do Las Vegas, on — wskazując na Roberta podniosła lekko głos — ma niebawem ważną operację w innym miejscu. Musimy zawrócić, to jakieś nieporozumienie — nie minęła chwila, a wszyscy wokół patrzyli na nią jak na wariatkę. Przecież nie da się pomylić samolotów!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc, że tym razem nie wzięła zimowej garderoby, trochę odetchnął z ulgą. No bo czy ona tak naprawdę by się przydała? Raczej nie. Zajęłyby po prostu niepotrzebnie miejsce. Nie chciał już pytać o całą masę innych rzeczy, które prawdopodobnie mogły znajdować się w bagażu Poli. Może zimowa kurtka nie byłaby wcale najdziwniejszą z nich?
Gdy powtórzyła po nim czas lotu, zapaliła mu się w głowie ostrzegawcza lampka. Nie mógł sobie przypomnieć co dokładnie powiedział Poli o rzekomym miejscu docelowym. Był pewien, że wybrał jakieś miasto niedaleko Las Vegas. Prawda? A może jednak nie?
W zasadzie zdawał sobie sprawę, że odkrycie przez Polę prawdy to tylko kwestia czasu, jednak mimo wszystko chciał sam jej powiedzieć. Niestety, nie zdążył.
Wyglądało jednak na to, że ona zamiast domyślić się, że ją okłamał, to zwyczajnie pomyślała, że wsiedli na zły pokład. Odchrząknął krótko, obserwując dziewczynę, która właśnie chciała jednocześnie odpiąć pasy, przywołać do siebie stewardessę, wstać, zawrócić samolot i na pewno wypić w końcu tego drinka.
Chwilę później zerknął na zdezorientowaną kobietę w mundurku liniii lotniczych, ruszającą powoli w ich kierunku.
Ooo jak to się stało? — mruknął niepewnie, średnio siląc się na przejęty ton. W międzyczasie myślał gorączkowo nad tym jak naprawić sytuację, wszystko odkręcić i uspokoić przyjaciółkę. Odwrócił głowę od Poli, by spojrzeć na stojącą przy nim kobietę. Zrobił zrozpaczoną minę i próbował niemo wytłumaczyć jej żeby sobie poszła, bo on ma wszystko pod kontrolą. Niestety nie był najlepszym mimem, bo kobieta tylko uniosła brew, po czym skupiła się na Poli i jej tłumaczeniach. Robert powoli odpiął pas, po czym w akcie rozpaczy zsunął się na ziemię i tam już został.
Jakoś mi słabo — mruknął, rozchylając odrobinę powieki jednego oka, żeby zobaczyć czy nagła zmiana tematu coś dała. Omdlenie mogło skutecznie odwrócić uwagę Poli i kupić mu trochę czasu, aby się przed nią wytłumaczyć. Może zabierze go nawet do ubikacji, to przynajmniej zrobi mu scenę na osobności, a nie przy ludziach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym wypadku zdecydowanie lepsza była niewiedza. Tak, totalnie lepiej nie brnąć w spis rzeczy zapakowanych przez Apollonię. Cholera, jeszcze wydałoby się, że wzięła ten masażer, który dla wszystkich wywoływał jedno skojarzenie, a ona naprawdę uwierzyła w tę ulotkę, która informowała o jego zbawiennym działaniu, kiedy to doskwiera spięty kark. Z góry założyła, że się jej przyda - po locie na przykład! albo długim oczekiwaniu na wiadomości w szpitalnej poczekalni. Kto wie jakie zdanie miałby o niej Robert, gdyby go zobaczył. A to pewnie i tak nie najdziwniejsza rzecz w jej bagażu, litości. Hudson miała naprawdę dziwne gadżety, w większości wynikające z jej łatwowierności.
Teraz jednak coś poszło nie tak, w rezultacie nie dała się nabrać, że lot do Las Vegas to ten w którym powinni teraz uczestniczyć. Przecież Robert mówił coś zupełnie innego, kiedy się tutaj wybierali, więc oczywistym było, że znaleźli się w złym miejscu o niewłaściwym czasie.
I co teraz?!
Musiała to powstrzymać, jak najszybciej. Nie zawahała się nawet wtedy, kiedy Robert próbował jakoś (marnie! - przynajmniej początkowo) interweniować i z uporem maniaka starała się przegadać stewardessę, by natychmiast zatrzymała samolot. No dobra, może nie zatrzymała - nikt przecież nie chciał runąć w dół ale niech chociaż go łaskawie zawróci. Tak się stawiała, że była gotowa gnać do kabiny pilotów na przekór wszystkim i gdzieś miała te wszystkie próby kobiety, która starała się przekonać ją, że to niemożliwe.
— Widzę, że rodzice nie przekazali ci podstawowej prawdy o życiu - wszystko jest możliwe, jeśli bardzo się czegoś chce, a ty! Ty nawet nie chcesz nam pomóc — wohoo, zdenerwowana Hudson z ciętymi uwagami do niewinnej kobiety? To coś nowego. — Gdyby ktoś krzyknął BOMBA to zaraz byście nawracali na pierwsze lepsze lotnisko, a jak chodzi o życie jednego człowieka to już wsio was to obchodzi! — i pewnie dalej trajkotałaby coraz to gorsze rzeczy, gdyby nie dotarły do niej słowa Roberta.
Jakoś mi słabo…
I nagle lot, a nawet poirytowana stewardessa… to wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
— Wody, podaj chociaż wody — tyle mogła pomóc, prawda? A kiedy odeszła kucnęła przy Robercie cała blada z przejęcia. Zmierzwiła jego loki jednocześnie przykładając dłoń do jego czoła. — Co się dzieje, źle się czujesz? Zbladłeś okrutnie… Chodź — dodała ciszej podając mu dłoń — pomogę ci wstać — z tego wszystkiego sama pobladła. Za dużo emocji - zły lot, mdlejący Brown i pośrodku ona - spanikowana do granic możliwości, nie ogarniająca tego, że wszyscy wciąż na nich patrzą. — Tylko mi nie trać przytomności, słyszysz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sukces. Mały sukces, którym mógłby się nawet cieszyć, gdyby nie perspektywa armagedonu, który go czekał po wytłumaczeniu Poli, co oni tu właściwie robią, a dokładnie, czego nie robią - nie lecą na przeszczep nerki, wątroby, serca ani niczego innego.
Wbrew temu, co powiedziała Hudson, miał on ochotę stracić przytomność i odzyskać ją dopiero po wszystkim - czyli jak już dolecą do Las Vegas i nie będzie im grozić Pola próbująca zatrzymać samolot i mówiąca głośno BOMBA (na to słowo kilka osób szczerze pobladło).
Polmagedon - to świetna nazwa tego, co tu się właśnie wyprawiało. Pola terroryzowała załogę i traumatyzowanie gapiących się ze wszystkich stron ludzi, a on w środku cyklonu, siedzący na podłodze, trzymał się oparcia fotela przed nimi.
Stewardessa odeszła - miejmy nadzieję, że po wodę, a nie ochronę.
Tak… Nie… Chyba muszę do toalety — mruknął, powoli podnosząc się, jednocześnie udając słabego, jakby potrzebował pomocnej dłoni, należącej co Poli. Z drugiej strony, rozglądał się ukradkiem, chcąc ocenić, gdzie są Stewardessy i czy nikt nie chce ich za ten cały teatr związać i wysłać w kosmos.
Chcąc nieco załagodzić sytuację, uśmiechał się do mijanych pasażerów i tłumaczył im raz po raz, że już wszystko w porządku i lepiej się czuje, jakby całe zamieszanie było spowodowane jego rzekomym zasłabnięciem, a nie przekonaniem Poli o złym kierunku lotu. Ktoś przebrany za Elvisa Presleya nawet przybił mu piątkę, co uznał za dobry znak.
Gdy znaleźli się w końcu w toalecie, Robert wciągnął Polę za sobą i pospiesznie zamknął drzwi. W środku nie było zbyt dużo miejsca, więc musieli się trochę ścisnąć.
Po udawanym złym samopoczuciu nagle nie było śladu. — Posłuchaj Pola, muszę ci coś wyjaśnić, tylko obiecaj, że zachowasz spokój i nie będziesz na mnie krzyczeć — powiedział, patrząc jej głęboko w oczy i ściskając jej dłoń. — Dobrze? Wdech… Wydech — poinstruował ją, będąc przekonanym, że takich emocji nie uświadczyłby nawet podczas proszenia jej o rękę.
Zrobił dramatyczną przerwę, podczas której ona pewnie denerwowała się tylko jeszcze bardziej lub pospieszała go, chcąc już usłyszeć, co ma do powiedzenia. Podejrzewał, że miała już w głowie pełno różnych scenariuszy, ale był pewny, że żaden z nich nie jest tym prawdziwym. Robert nabrał powietrza do płuc, uznając, że powie wszystko szybko na wydechu, aby mieć to z głowy i nie odpowiadać potem na milion pytań, chociaż pewnie i tak jakieś padną. Na przykład: “Jak mogłeś?”, “Czemu jesteś taki głupi?”, “Małpy cię wychowały czy wilki?” “Kto cię na głowę w szpitalu upuścił?” “Czy jesteś upośledzony?” “Ile masz lat?”
Zaraz są Twoje urodziny, więc pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę i zabiorę do Las Vegas na super imprezowy weekend. Nikt inny nie mógł akurat teraz, więc uznałem, że możemy polecieć we dwójkę. Musiałem jakoś to ukryć, więc wymyśliłem wujka… Znaczy nie wujka, tylko jego chorą nerkę, bo tak naprawdę wujek ma się całkiem dobrze i wcale nie potrzebuje nowej nerki, a nawet gdyby to moja pewnie i tak by nie pasowała. W każdym razie wcale nie mieliśmy lecieć na przeszczep, tylko do Vegas, czyli tam, gdzie właśnie lecimy — mówił szybko, a gdy skończył, nabrał głęboko powietrza, po czym zmrużył oczy i trochę się skulił, jakby przygotowywał się na uderzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hudson na jego miejscu uważałaby z przedwczesną radością, nawet w chwili, kiedy udało się zażegnać kryzys wynikający z jej desperackiego ataku na stewardessę. Swoją drogą mieli szczęście, że nie rozpętała się z tego wielka afera z bombą w roli głównej, bo po wylądowaniu w Las Vegas czekałby na nich oddział specjalny i z niespodzianki byłoby wielkie n i c! Choć niewątpliwie Robert znalazłby w tym wszystkim odrobinę inspiracji na kolejną książkę, ale teraz nie rozchodziło się o jego twórczość, a nerkę - prawda?
Więc co u licha tutaj robią? Muszą zawrócić!
Ta myśl nie opuszczała jej nawet w chwili, kiedy z troską pochylała się nad mdlejącym przyjacielem. Gdyby tylko wiedziała skąd to nagłe zasłabnięcie wylałaby na niego szklankę wody, którą z pośpiechem przyniosła stewardessa. Zamiast tego pomogła mu wstać i odprowadziła go do toalety, do której - o dziwo - wraz z nim się wcisnęła (z jego pomocą). Stała tam z Robertem i szklanką wody pomiędzy nimi, którą trzymała tak mocno, że aż drżała, w rezultacie woda niebezpiecznie zbliżała się raz po raz blisko krawędzi. Nagle na jej twarz wkradło się lekkie (jedynie z początku) zdezorientowanie, narastające z każdą chwilą jaką poświęcała na przyglądanie się Robertowi. — Dziwne… — wymruczała, kiedy zrozumiała, że jego złe samopoczucie rozprysło się w mgnieniu oka, a on nie zsuwał się po ścianie toalety na posadzkę. Zamiast tego spojrzał jej w oczy zaciskając dłoń. — To jakiś patent na zaciągnięcie mnie do toalety? — zapytała niepewnie, a cała wcześniejsza panika schowała się za krótkim uśmiechem, jaki przyozdobił jej usta. (Nie na długo Robercik, nie ciesz się przedwcześnie.) Nie nacieszyła się tą chwilą spokoju, bo szybko przypomniała sobie dlaczego tak spanikowała próbując wywrócić samolot do góry nogami, tylko po to, by leciał po ich myśli.
Wdech - wydech.
Oj tak, teraz tego potrzebowała. Ponownie czuła na swoim ciele nieprzyjemne dreszcze, drżała jakby z zimna, a jednocześnie czuła się tak, jakby płonęła. I jeszcze on - taki poważny i dramatyczny zarazem. Żałowała, że trzymała w ręku szklankę z wodą, a nie wódką. Pociągnęła z niej soczysty łyk nie mogąc wytrzymać narastającego napięcia, jednak zamiast przełknąć wodę wypluła ją w niekontrolowany sposób prosto na koszulkę Roberta gdzieś pomiędzy niespodzianką, a super-imprezowym weekendem.
Armageddon was yesterday - today we have a serious problem.
Toczyła właśnie dość poważną bitwę pomiędzy resztkami godności, a kropelką wody, która niefortunnie poleciała tam gdzie nie powinna sprawiając, że krztusiła się (ukradkiem - mniej kaszlu, więcej zaczerwienienia na twarzy i łez w oczach) przez prawie całą dalszą wypowiedź Roberta. Słyszała co mówił, ale chyba nie… rozumiała. Puszczając jego dłoń poklepała się po klatce, odkaszlnęła raz, a porządnie i zamrugała kilkukrotnie oczętami w końcu wbijając wzrok w Roberta. Skulonego z przymrużonymi oczami, jakby obawiał się ataku iiiii słusznie! Bo nagle zamiast oklepywać swoją klatkę wbiła (małą nieporadną piąstkę, która pewnie na nim nie zrobiła wrażenia, ale jej dała swoistą ulgę) pięść w jego tors. Jeden raz, drugi, trzeci… nie zapowiadało się na rychłe zakończenie tego procesu, podczas którego chyba próbowała zrozumieć to, co właśnie jej przekazał. — NIE-spo-dziaaaan-KĘ?! — brakowało jej słów, pewnie dlatego przeciągnęła jedno słowo. Przed oczami przeleciała jej seria żenujących akcji, w jakie się wpakowała po drodze do celu. Zdrowe odżywianie, dieta po operacji, powikłania po wycięciu nerki, ryzyko operacji… - po co to czytała? Nie wspominając o tym, jak zachowywała się w samolocie… a to wszystko z powodu niespodzianki?! — Boże! Miej w opiece wujka tego… — zaczęła, w obawie przed przykrymi konsekwencjami niewinnego żartu — ...ugh, powinieneś sobie zrobić przeszczep mózgu, a nie nerki! Coś ty sobie myślał? — nagle jej ton wskoczył na wyższe tony, drażniące ucho. Nawet ją to frustrowało, ale nie potrafiła nagle mówić normalnie. Powinna się cieszyć, że po wylądowaniu nie czeka ich trudna operacja, a czysta zabawa, ale problem w tym, że to wciąż do niej nie docierało. Teraz kumulowały się w niej te wszystkie obawy, którymi żyła odkąd dowiedziała się o tej niby-operacji, którą niepotrzebnie traktowała śmiertelnie poważnie. — Jak mogłeś? Jak, jak, J A K…? — powtórzone jeszcze wielokrotnie, jakby zacięła się na tej wyższej tonacji. Świetnie, jeszcze zaczęła się jąkać. — Martwiłam się o ciebie pacanie! — burknęła ze złością wbijając w niego nie tylko pięść, ale i srogie spojrzenie (choć czy w jego oczach tak wyglądała? taaa…) iiii nagle w toalecie zrobiło się dziwnie ciasno, ciepło, ciasno.
O mamuniu, zaraz to ona zemdleje.
Duma nie pozwoliłaby jej przyjąć jego pomocy, ale sęk w tym, że sama jego obecność w pomieszczeniu już sprawiała, że tylko dlatego nie opadła jeszcze na podłogę. Nie miała za bardzo jak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zasadzie, gdyby na lotnisku, po wylądowaniu, czekał na nich oddział specjalny, to w pewnym sensie byłaby to niespodzianka, tylko nie taka, jaką zaplanował. Nawet nie chciał myśleć, co wtedy zrobiłaby z nim Pola, jak już sytuacja by się wyjaśniła i wróciliby do domu. Obecnie miał jeszcze nadzieję, że uda się mu naprawić sytuację i tego się trzymał.
Jej pierwsza reakcja, po tym jak weszli razem do toalety, była nawet urocza i pewnie by ją wykorzystał (sytuację, nie Polę), ale nie w tych okolicznościach. W każdym razie zapamiętał to, bo może kiedyś to wspomnienie się do czegoś przyda.
Widział jak ona drży i jego słowa powoli stawały się coraz mniej pewne, jednak nadal wypowiadał je szybko.
Mówił dalej nawet, gdy wypluła na niego wodę. Jedynie ostrożnie wyjął jej szklankę z dłoni, aby na dodatek nie rzuciła nią w niego. To na pewno nie byłoby miłe, ani bezpieczne.
Słyszał w swojej głowie alarmy, ostrzegające go przed tornadem o imieniu Pola. Szła burza i była gwałtowna, intensywna i spragniona jego krwi.
No i zaczęło się. Gromy uderzały go w klatkę piersiową, a pioruny strzelały z oczu Poli bez zahamowania. Odebranie jej szklanki było dobrym posunięciem.
Wujek nie wiedział — mruknął cicho, mając nadzieję, że go nie usłyszy. Wujcio pewnie siedział sobie teraz wygodnie w fotelu, pykał fajkę i czytał gazetę, śmiejąc się z kolejnej afery bieliźnianej w jednej z małych wsi, przylegających do dużego miasta, w którym mieszkał.
Przez moment zastanawiał się jak to by mogło być, gdyby nagle dostało się nowy mózg. Miał dziwne wrażenie, że i to by mu nie pomogło. Chociaż… Kto wie?
Słyszał wysokie tony, na które weszła Pola i im były wyższe, tym on bardziej się kulił. W końcu zmrużył oczy, czekając aż Hudson opadnie z sił. Faktycznie po chwili tak się stało. Nie bardzo wiedział co jeszcze powiedzieć, więc powoli się wyprostował, rozłożył ramiona, na tyle, na ile mógł i powiedział po prostu: — Niespodzianka!
Moment nie był najlepszy, w zasadzie to był najgorszy, ale co miał do stracenia? Czy może być jeszcze gorzej? Mogli się co prawda rozbić, ale to inna kategoria pecha.
Zauważył, że chyba zrobiło się jej słabo, więc objął ją, aby nie zsunęła się na ziemię. — Masz, napij się. Powoli — przysunął szklankę do jej ust i napoił ją jak małe dziecko. — Wychodzimy stąd? Nie będziesz już krzyczeć, pluć i mnie bić? — pytał łagodnie z miną zbitego psa. A może proszącego kota? Jedno z dwóch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naprawić sytuację? Ciekawe jak?! - i naprawdę teraz Apollonia zachodziłą w głowę, co Robert miał na myśli organizując taką niespodziankę. Przecież ją znał (i to wyśmienicie), a więc musiał wiedzieć, że coś takiego zgotuje jej niezłą jazdę pod kopułą, a w rezultacie spowoduje tylko jedno - reakcje trudną do przewidzenia. Przecież o mały włos nie odpaliła alarmu pt. bomba na pokładzie, chryste!!
Oczywiście wciąż tkwiła w głębokim szoku (i to może jeszcze trochę potrwać), ale to, że znał ją tak długo i tak dobrze, tłumaczyło jego naiwność - w końcu jak inaczej określić to, że wciąż łudził się, że uda się mu naprawić całą tę szaloną sytuację? Prawda była taka, że jak już posiadało się tajemną wiedzę na temat tego, jak podejść Apollonię, by ta pokornie otwarła swoje serduszko na nowo i wybaczyła, okazywało się to wcale nie takie skomplikowane. No miękka była i to niewątpliwie jej słaba strona.
Teraz jednak wcale na miękką nie wyglądała, kiedy oburzona wbijała w niego swoje zabójcze spojrzenie. Nie wspominając już o tym, że zaczęła nadawać na innej częstotliwości, a za każdym razem, kiedy tylko próbowała dodać coś jeszcze, z jej ust padały tylko dziwne dźwięki - jakby pisk, a może to jednak było jakieś słowo? Cholera wie. — Iieee, eeeo, niiii — o matko, czuła się tak, jakby wszystkie słowa wyparowały z jej głowy. Przegrzała się, jak nic! Odruchowo nawet dotknęła swojego czoła, które sprawiało wrażenie rozgrzanego do czerwoności. A co w tym czasie zrobił Robercik?
Niespodzianka!
No w porę, naprawdę. Kolana ugięły się pod Apollonią, która z trudem wyrzuciła z siebie cicho. — Przez ciebie naprawdę skończymy w szpitalu — oczywiście z wyrzutem, mając wrażenie, że coraz bardziej brakuje jej tchu. I gdyby nie to, że kolana się pod nią ugięły, pewnie przywaliłaby mu z łokcia prosto w żebra, kiedy tylko ją objął. Problem w tym, że nawet nie miała zbytnio siły się przeciwstawiać.
Czy to szok?
Szok, szok, rozpacz, niedowierzanie, jakaś resztka nadziei, że może właściwie nic się nie stało, że może to nie jest prawda, a potem…
...on poi ją wodą jakby nigdy nic? No nie, nie ma mowy! No dobra, małego łyczka wzięła, ale potem odsunęła się nagle (choć niezbyt daleko biorąc pod uwagę ograniczającą ich przestrzeń) sprawiając, że część wody wylądowała na jego spodniach.
— Ja na pewno stąd wychodzę! — twarda była jak na to, że słabość miała do tej miny zbitego psa. Nie mogła jednak uwierzyć, że po tym co wydarzyło się w Halloween, on tak nieczysto zagrał kartą swojego zdrowia. Przecież wiedział, jak bardzo potrafi się zamartwiać. — I niczego obiecać nie mogę — stwierdziła poważnie odwracając wzrok w stronę drzwi, bo ta skrucha po stronie Browna miało pewną moc, której nie mogła teraz się poddać. Oj nie, nie tak prędko.
Sięgnęła więc klamki i uchyliła drzwi, by wysunąć się z niewielkiej przestrzeni. Cholera, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że miała wyjść do tych ludzi. Rzucić się na pierwszy front po tym wszystkim? Nie ma mowy! Bez ostrzeżenia złapała za rękaw Roberta i przyciągnęła go w swoją stronę, po czym popchnięciem zasugerowała, by szedł przed nią - jako taka tarcza ochronna przed zabójczymi spojrzeniami pasażerów. Może jego plama na spodniach nieco ich zdezorientuje? A gdy tylko znaleźli się przy swoich miejscach, zajęła swoje i zapięła pas.
Nastąpiło milczenie!
I uwaga - trwało ono całą podróż do Vegas.
Łatwe to nie było, ale wytrwale zagryzała język, wargę, policzek - byleby nie pisnąć słowa.
Problem zaczął się wtedy, kiedy już znaleźli się na płycie lotniska i nie była pewna co dalej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krzyknięcie słowa niespodzianka chyba całkiem dobrze podziałało. Już na poważnie zaczął się obawiać, że zepsuł biedna Polę, która zapomniała nawet tego, jak wydawać z siebie dźwięki, które po połączeniu się tworzą słowa i całe zdania! Może dostała zawału albo wylewu. Nie miał pojęcia, nie był lekarzem. Przypomniało mu się jak w czwartej klasie na biologii mieli pokroić żabę, no i Pola zrobiła to z chirurgiczną precyzję, a Robert, który był z nią w parze, zemdlał i nie mogli dorzucić go aż całe pięć minut. Nawet wezwali już karetkę pogotowia i jego rodziców, a biedna Pola nie dostała swojej wymarzone, najwyższej rzecz jasna, oceny. Przepraszał ją potem cały tydzień, zanim znowu się do niego odezwała. Miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej, tym bardziej, że to ona teraz prawie zemdlała, nie on.
Odkręcił wodę w kranie i pochlapał ją odrobinę, aby dziewczynę orzeźwić, ale nie na tyle natarczywie, żeby jeszcze bardziej ją wkurzyć. A może powinna się zdrzemnąć w czasie lotu? To dobra myśl. Tylko jak ją uśpić. Swoim siostrzeńcom śpiewał czasami na dobranoc albo opowiadał bajki, ale Pola nie jest sześciolatkiem.
Chyba nawet wpadł na pewien pomysł, ale najpierw trzeba było się dostać na swoje miejsca.
Oby nie — przyznał na wzmiankę o szpitalu. Potem patrzył na to jak wypiła nieco wody, co mogło oznaczać dobrą drogę do wybaczenia, jednak reszta cieczy wylądowała na jego spodniach. No to pięknie, jeszcze inni pasażerowie pomyślą, że się posikał w gacie. Chyba sobie na to zasłużył.
Wpadł na genialny pomysł, aby iść tuż za Polą, żeby nikt nie widział jego żenującej plamy. Pech chciał, że Hudson chyba to przewidziała i kazała mu iść przodem. Za co go to spotkało, no za co? Zwiesił głowę, po czym ruszył na swoje miejsce czując się jak Cersei podczas walk of shame.
Później nawet zamówił jej drinka, kiedy już siedzieli w fotelach, a inni ludzie zajęli się w końcu swoimi sprawami i przestali ich obserwować. Niestety kobieta ani go nie wypiła ani się nie odezwała. Jaka szkoda. Robert w końcu dał jej spokój i postanowił poczekać aż jej przejdzie. Trwało to długo, bo nie odzywała się do niego nawet jak już wysiedli z samolotu. Kiedy stali tak z bagażami na lotnisku, Robert rozejrzał się, odrobinę bezradnie i cicho westchnął. — To chyba wracamy do domu, co? Nici z niespodziankowych atrakcji i prezentów — mruknął, udając że szuka lotu powrotnego na ogromnej tablicy nad informacją. Co chwilę zerkał kątem oka na jej reakcje. Ciekawe czy będzie potrafiła odpuścić sobie takie atrakcje. A co jeśli zrobi to bez wahania i faktycznie będzie chciała wracać? Wtedy będzie musiał wymyślić coś innego.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”