WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~8~ Pomimo swojej nieopanowanej pewności siebie, nie mógł powiedzieć, by spodziewał się przyjęcia zaproszenia na wyjazd w nieznane i to zaledwie miesiąc po tym, jak dostał dość stanowczą odmowę. W końcu Jeffie nie mógł się z nim nigdzie zabrać, bo miał swojego amanta, z którym budował rodzinę 2 + kot, a jednak. Jednak zdecydował się do niego odezwać, coś musiało ulec zmianie, ale nie zamierzał tego kwestionować. Nie przepadał za tym całym zadawaniem pytań i szczerze? Nieszczególnie go obchodziły relacje Jeffa z tym drugim facetem, mogli się nawet pobrać i nie mrugnąłby okiem. Dlaczego? Bo tak czy siak byli umówieni na weekend sam na sam, Cas dostał pozwolenie na wywiezienie go gdzie mu się żywnie podoba i brzmiało to dla niego obiecująco. Cokolwiek miałoby się stać, miał dostać go na wyłączność na kilka dni i niemalże buzował z podekscytowania, kiedy wyczekiwał na weekend. Musiał w międzyczasie załatwić kilka spraw, upewnić się, że Luna może zająć się kwiaciarnią, ponegocjować z rodzicami i w końcu się spakować. W piątek po południu wrzucił na tylne siedzenie swoją torbę, jako że bagażnik zajmowały siaty z prowiantem i wszelkimi, jego zdaniem, niezbędnymi dodatkami, po czym pojawił się pod siedzibą FBI. Zajechał na parking, wysiadł z auta i przysiadł na bagażniku, pasując do otoczenia jak pięść do nosa w swoim beżowym, szerokim swetrze i roztrzepanych włosach pomiędzy masą ludzi w strojach przynajmniej wpół formalnych. W oczekiwaniu na towarzysza podróży pozwolił sobie zapalić, nie potrafiąc zmyć z twarzy triumfalnego uśmiechu. Było to dziwne, a przynajmniej nietypowe dla jego osoby, aby aż tak zawieszać się na fascynacji jedną osobą i to nieszczególnie odwzajemniającą jego zaloty. Coś, jakby odrobinę, ale wciąż nie do końca. Mógłby w tym czasie znaleźć sobie inne obiekty zainteresowania, znacznie bardziej chętne, mniej zajęte, lub zwyczajnie pozbawione tak silnej moralności i poczucia lojalności, ale z jakiegoś powodu utknął w beznadziejnej chęci spędzania czasu z Jeffem. Chciał naciągać jego granice, sprawdzić na ile mu pozwoli i jak długo będzie musiał naciskać, aby osiągnąć jakieś efekty. Miał wrażenie, że powoli do niego dociera i ta opóźniona chęć wyjazdu tylko go w tym fakcie upewniła.
Odczekał w miejscu kilka minut, wodząc wzrokiem po wylewających się z budynku pracownikach, aż nie zauważył między nimi tego jednego, którego szukał. Cierpliwie poczekał, aż ten także zwróci na niego uwagę, a gdy już złapał z nim kontakt wzrokowy podniósł rękę na wysokość twarzy, aby przywołać go ruchem palca. Wyjął spomiędzy warg niedopalonego papierosa i uśmiechnął od ucha do ucha.
- Wrzuć co masz na tylne siedzenie, jak chcesz mogę ci podrzucić na drogę jakieś piwo, powinno być jeszcze w miarę chłodne - zaczął na jego widok, nie bawiąc się nawet w żadne formalne powitania. - Masz coś jeszcze do załatwienia czy jesteś cały mój? - upewnił się, odpychając się od auta i bezwstydnie lustrując mężczyznę wzrokiem. Oh tak, ten weekend zapowiadał się po prostu wspaniale.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście nikogo nie powinno zdziwić to, że Jeffrey w dalszym ciągu nie wiedział dlaczego pakuje się w znajomość z Casperem. Nie potrafił także wytłumaczyć tego, co ostatnio się wydarzyło, a wydarzyło się zbyt wiele i niekoniecznie było to coś, czego chciał. Zaczęło się od tego, że razem z Atlasem zaczęli się od siebie oddalać. Od czasu małego końca świata, który ostatecznie opuścił Seattle praktycznie się nie widywali. Jeffie nie miał pojęcia co takiego się wydarzyło i nagle zmieniło ich relacje o sto osiemdziesiąt stopni. To totalnie nie było to co na początku, odkąd zmienili status swojego związku na poważny i oficjalny wszystko zaczęło się powoli sypać. Przez ostatni miesiąc oddalili się od siebie na tyle aby finalnie podjąć decyzję o rozstaniu. Nie było to łatwe, Jeffie naprawdę się zaangażował, a teraz czuł się dosadnie mówiąc jak gówno. Przez ostatni tydzień próbował sobie z tym poradzić i miał wyrzytu sumienia, że odpuścił, że nie postanowił tego ratować. Jednak co mógł zrobić, sam nie był w stanie tworzyć tego związku.
Znajomość z Casem była dla niego zagadką, jedną wielką zagadką. Wiedział, że ten da mu to, czego teraz potrzebował, sprawi, że zapomni o tym co się wydarzyło i totalnie się wyluzuje. Potrzebował odskoczni. Mógł zwrócić się do kogokolwiek z prośbą o weekendowy wypad ale coś bardzo mocno ciągnęło go właśnie w tym kierunku. Czuł wyrzuty sumienia, czuł, że poznanie Casa też w jakimś stopniu przyczyniło się do rozstania. Chociaż było to totalną głupotą, brunet nie miał na to żadnego wpływu, bo ten związek zaczął się sypać już chwilę wcześniej, a Jeffrey musiał w końcu zrobić to co czuje, to co zbierało się w nim przynajmniej od miesiąca.
Miał dość użalania się nad sobą, więc pod wpływem emocji napisał do Hughesa z zapytaniem czy jego propozycja jest nadal aktualna. Był pewny, że chłopak już dawno o nim zapomniał i zabrał kogoś innego na wyjazd. Tak jednak nie było, o dziwo wszystko było aktualne, a najważniejsze było to, że Casper po prostu nie zadawał pytań. Jeffrey potrzebował chwili zapomnienia i teraz teoretycznie już nic go nie ograniczało. Nie miał zamiaru jednak wyciągać kija z tyłka i spędzić całego weekendu z Casem w łóżku, co więcej... nie miał zamiaru spędzić z nim nawet chwili w łóżku, przecież nie dlatego do niego napisał.
Chyba zapomniał na co się pisze i z kim ma do czynienia. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ciężko będzie mu postawić granice. Nie miał jednak zamiaru pchać się w kolejną skomplikowaną relację, dopiero skończył jedną, która miała być piękna i idealna. Chciał oderwać się od rzeczywistości, bez żadnych podtekstów i wiedział, że z Casperem nie będzie się nudził. Mimo, że nie znali się wcale tak dobrze, chłopak za każdym razem czymś go zaskakiwał.... No i przede wszystkim schlebiało mu to, że wciąż go podrywał - ale to nie miało w ogóle znaczenia! To wszystko nie miało logicznego wytłumaczenia, zakończenie związku i decyzja o chwilowej ewakuacji z Seattle w ogóle nie były w stylu Jeffa. Zawsze musiał mieć wszystko przemyślane, zawsze starał się ratować ważne dla niego relacje. Tym razem odpuścił, zostając singlem z kotem.
Zgodnie z tym co ustalili spakował się przed pracą i piątkowy dzień spędził na stresowaniu się tym, w co się właśnie wpakował. Mimo tego chodził całkiem uśmiechnięty, na pewno bardziej niż w ostatnich dniach. Rozstania nie były łatwe ale musiał w końcu o tym zapomniec i ruszyć dalej. Wybrał dość zaskakujący sposób ale najwidoczniej się zmienił... Albo Casper swoją osobą nieco namieszał mu w głowie, chociaż sam Jeffie nie zdawał sobie z tego sprawy. Dzień nieco mu się dłużył i niecierpliwie wypatrywał godziny siedemnastej, przez co błądził myślami nie wiadomo gdzie. Przez ostatni tydzień mało się odzywał i wszyscy w FBI widzieli po nim, że coś jest nie tak, dzisiaj było nie tak w trochę inny sposób. Niby się zadręczał tym, że wpadł na pomysł wyjazdu, a z drugiej strony nie mógł się doczekać. Musiał także znaleźć opiekę dla Kluski ale z tym nie było większego problemu.
Wyszedł z budynku kilka minut po siedemnastej i od razu zaczął szukać wzrokiem Caspera. Ciężko byłoby go nie dostrzec, wyglądał chyba aż za dobrze ale takie zdanie na jego temat Crawford miał już od pierwszego spotkania. Przewrócił oczami na jego przywołanie ruchem palca ale wiadomo, że ruszył w jego kierunku z torbą w ręce. Nawet nie miał pewności czy brunet faktycznie się tutaj pojawi, nie miał pojęcia też co ma ze sobą zabrać, więc zabrał wszystkiego po trochę zachowując przy tym umiar. -Cześć.- postanowił się z nim przywitać, ignorując to, że Casper przeszedł od razu do rzeczy. -Wolę przetrwać drogę w trzeźwości, na wypadek jakbyś chciał wywieźć mnie w nieznane.- nie pozwoli mu się upić już po drodze, chociaż alkohol był czymś czego bardzo potrzebował. Wrzucił torbę na tylne siedzenie ignorując fakt, że chłopak właśnie niezbyt dyskretnie zlustrował go spojrzeniem. -Jestem cały twój.- uśmiechnął się znacząco. Oj, zdecydowanie nie był, na pewno zmieni jeszcze zdanie. Wsiadł do auta zanim zdążył się rozmyślić i zrezygnować z wyjazdu. Nie miał powodu aby rezygnować, w końcu co może się stać... Miał zamiar po prostu dobrze się bawić. - Więc, gdzie mnie zabierasz?- zapytał, kiedy Casper dołączył i wsiadł do środka. Nawet nie wiedział w co się wpakował, a w końcu ruszyli z parkingu w nieznanym mu kierunku i nie było odwrotu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego typu zrywanie się ze smyczy życia codziennego nie było dla niego żadnym wyzwaniem, ani wydarzeniem wartym nadmiernego planowania. Przerażało go to, jak wiele osób uznawało wyjazdy i imprezy za coś sporadycznego, święto lasu, możliwość wyszalenia się za wszystkie czasy, podczas gdy on robił wszystko, aby móc korzystać z życia kiedy tylko mu się to wymarzy. Picie w środku tygodnia? Załatwione. Znikanie na weekend do innego miasta, podróże autostopem z ryzykiem zajebania przez przydrożnego mordercę, jazda przez całą dobę tylko po to, aby pooglądać gwiazdy na takim jednym wzgórzu z butelką wódki i powrót na kacu? Normalka. Czasem nie wracał w poniedziałek, czasem nawet omijał wtorki, przerzucając zmiany na pracowników lub dostosowując godziny działania sklepu do własnych potrzeb. A jak później musiał zapierdalać za dwóch, aby wyrobić się z zamówieniami? Trudno, przynajmniej trochę pożył.
Jednym większym obowiązkiem była opieka nad Misto, ale kot był akurat dość łatwy w obsłudze. Casper wychodził z założenia, że czworonóg bawił się lepiej bez niego i przynajmniej mógł odpocząć od jego obecności podczas tych spontanicznych podróży, kiedy to dwa razy dziennie wpadała do niego jedna z sąsiadek, aby wrzucić mu coś do miski i, jeśli akurat miała więcej energii życiowej, poświecić po ścianach czerwoną laserową kropeczką. Jakimś cudem zawsze była wolna i chętna do pomocy, Cas zaczynał mieć wrażenie, że liczy na coś więcej i nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu dopóki mógł czerpać z tego jakieś korzyści. Niech pilnuje kotka, podczas gdy on zabiera swoją randkę na wycieczkę jego życia. Czy tam tego miesiąca, nie chciało mu się konkurować w żadnych rankingach. Wiedział tylko tyle, że zamierzali się świetnie bawić.
- Oczywiście, że wywiozę cię w nieznane, myślałem, że na tym ma polegać ta zabawa? - odparł zdezorientowany, śledząc go wzrokiem kiedy upychał w aucie swoją torbę. Sam skorzystał z tego czasu, aby otworzyć bagażnik i wbrew protestom przetrzepać siatki w poszukiwaniu jakiejś butelki. Faktycznie była jeszcze chłodna, w sam raz, cokolwiek zimniejszego dorwą dopiero na miejscu i jeszcze będą musieli czekać aż faktycznie się schłodzi. - Jednym się nie upijesz, ale powinno cię rozluźnić - zawyrokował, spuszczając niedopałek na asfalt i przygniatając go butem przed wsunięciem się na miejsce kierowcy. Podrzucił piwo na uda swojego towarzysza podróży i posłał mu zadowolony uśmiech na tą odpowiedź. No i dokładnie to chciał usłyszeć. - Mam nadzieję, że jesteś świadomy jak wiążące są twoje słowa - mruknął i dla efektu grozy wcisnął przycisk zamykający wszystkie drzwi w samochodzie. Po tym najzwyczajniej w świecie się roześmiał, lekko, beztrosko i wycofał z miejsca parkingowego. Po włączeniu się do ruchu poprawił sobie fotel, aby oprzeć się trochę wygodniej, po czym sięgnął do lusterka, aby dostosować je do nowej pozycji i dopiero po tym był w pełni zadowolony drogą. Nie miała być szczególnie długa, ale tak czy siak musieli przebić się przez całe Seattle w godzinach popołudniowych. Piekło, jeśli nie brać pod uwagę towarzystwa. Z nim mógłby siedzieć w korku nawet pół dnia. - Musisz niszczyć niespodzianki, co? - odparł, spoglądając na niego ze sfingowanym niezadowoleniem, ale usłużnie sięgnął po pęk kluczy na prostym kółeczku, upchnięty w jednej z przegródek obok drążka do zmiany biegów. Pomachał nimi w powietrzu i odłożył na miejsce. - To jedyna wskazówka jaką dostaniesz, a teraz przypada ci przywilej wybrania muzyki. Nie zjeb tego, chcę pośpiewać - polecił mu, wskazując ruchem głowy na schowek po stronie pasażera. Mógł też ogarnąć radio, jego wybór, Cas zdecydował się pokładać w nim nadzieję na najbliższe dwie godziny drogi. Zatrważającą część czasu zajęło im faktyczne wyjechanie z zakorkowanych ulic, a później, z limitami prędkości głęboko w poważaniu, przywitały ich w miarę puste drogi, przebijające się przez pobliskie wsie i lasy. - Kto pierwszy zobaczy krowę wybiera co przegrany robi dzisiaj na kolację - rzucił, przebiegając wzrokiem po mijanym terenie. Łatwiej było z końmi, gdzieś wcześniej widział jakieś owce, ale jak na złość żadnej krowy. Nie przerywając swojego poszukiwania, pozwolił sobie przenieść prawą dłoń na kolano Jeffa i lekko zacisnąć na nim palce. - O ile będzie okazja faktycznie skupić się na jedzeniu - dodał ciszej, spoglądając przelotnie na mężczyznę siedzącego obok. Z nim zdecydowanie chętniej zabrałby się za ciekawsze czynności niż stanie nad garami, ale spodziewał się, że w tym przypadku nie będzie to takie łatwe. Chociaż dokładnie na tym polegała jego fascynacja, czyż nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Jeffa sporym wyzwaniem było pozostawienie byłej relacji z tyłu i zajęcie myśli zupełnie czymś innym. Wyzwaniem było pójście na żywioł i wyjechanie za miasto z prawie nieznajomą osobą. Nie czuł potrzeby częstego imprezowania czy spontanicznych wyjazdów, owszem robił to, kiedy miał na to ochotę ale nie było to tak często jak w przypadku Casa. Uniósł zaciekawiony brew kiedy chłopak najwidoczniej nie zareagował na jego protest dotyczący alkoholu. Do tego też powinien się powoli przyzwyczaić, potrzebował teraz takiej osoby, która pomimo protestów z jego strony będzie miała chęć przekroczenia pewnych granic. Wciąż nie czuł się dobrze z tym co wydarzyło się przez ostatni miesiąc w jego życiu ale potrzebował o tym zapomnieć, więc miał zamiar protestować mniej niż zwykle. Poza tym nie miał już swojej największej blokady. -Nie potrzebuję się rozluźniać.- nawet on sam nie uwierzył sobie w te słowa. Oczywiście, że potrzebował rozluźnienia, jednak na razie niechętnie wziął piwo i postanowił poczekać z otworzeniem go.
Parsknął śmiechem, kiedy Casper zablokował drzwi w samochodzie. -Oczywiście, ale nie żebym planował ucieczkę z jadącego samochodu.- mimo wszystko lubił swoje życie i nie chciał go jeszcze kończyć i mimo wszystko był bardzo ciekawy tego wyjazdu. -Zdecydowałem się na to z pełną świadomością, nie ma powrotu.- dodał, zdecydowanie nie było powrotu i Casper miał jego zgodę na wszystko... dobrze że nie do końca o tym wiedział. Jeffrey był nieco przygaszony, nie potrafił się do końca cieszyć sytuacją chociaż na pewno bedzie próbował. Nie chciał być beznadziejnym towarzyszem podróży. Chciał lepiej poznać Casa i chciał się dobrze bawić. Planował już sięgnąć po klucze, coby lepiej się im przyjrzeć ale nie było mu to dane. -A kto powiedział, że lubię niespodzianki?- niby nie lubił, a intrygowało go to, gdzie jadą. Gdyby chciał wybrać miejsce i wszystko wcześniej zaplanować to tak właśnie by zrobił. Zamiast tego zdał się na bruneta, co było bardzo ryzykownym pomysłem. Przystał na jego propozycję i podjął się próby wybrania idealnej piosenki. -Oh matko, durne miłosne kawałki.- mruknął niezadowolony pod nosem, kiedy przeklikał wszystkie stacje radiowe i ostatecznie całkowicie je wyłączył. Miały potencjał, wiadomo, miłosne piosenki śpiewałoby się najlepiej ale Jeffie ostatnio miał na nie uczulenie. -Więc zobaczmy co masz w schowku, mam nadzieję, że coś więcej niż ballady miłosne.- posłał mu pytające spojrzenie i otworzył schowek, który miał przed sobą. Liczył na to, że Casper ma jednak dobry gust muzyczny i nie zawiedzie się na nim, tak jak na radio. Na całe szczęście się nie przeliczył, sięgnął po pierwsze co mu się spodobało i było to zdecydowanie The Cab. Uporał się szybko z puszczeniem muzyki i po chwili z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki Lovesick Fool, zmarszczył brwi przełączając szybko na kolejną piosenkę. Na takie kopanie samego siebie zdecydowanie nie miał ochoty. -Proszę idealna piosenka do śpiewania.- nawet jak ktoś nie zna całego tekstu mógłby się włączyć w oh oh oh, czy la la la.
Nawet nie zauważył kiedy wyjechali z zakorkowanego miasta i rozejrzał się dookoła, podejrzewał gdzie Casper mógł go wieźć, może nie konkretnie ale miał jakieś tam swoje pomysły. Nie chciał jednak zgadywać i psuć faktycznej niespodzianki. -Krowę?- zaśmiał się. On też na ten moment zdecydowanie nie widział krowy. Zmarszczył brwi czując jego dłoń na swoim kolanie, przeniósł na niego swoje spojrzenie i zanucił pod nosem "tell me where to put my hands" które idealnie zgrało mu się z sytuacją. -Będziemy mieć bardzo dużo czasu na to aby we dwójkę zająć się kolacją.- zdecydował, bo chociaż pozwalał sobie na sekundy śmiałości, to zaraz starał się odpychać od siebie wszystkie podteksty, które Casper rzucał w jego stronę. - I ręce przy sobie, skup się na drodze.- i na szukaniu krowy, bo na tym akurat Jeffie nie skupiał się w ogóle, zamiast tego zerkał co chwilę na bruneta. Jechali drogami na których zdecydowanie nie było ruchu i kiedy już zdecydował się rozejrzeć dookoła faktycznie dostrzegł jakieś małe stado owiec. -Wywozisz mnie na jakiś koniec świata.- nie miał nic przeciwko, ucieczka od miasta dobrze mu zrobi. Otworzył w końcu piwo, które wciąż leżało mu na udach i zaczął nucić pod nosem piosenkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podobało mu się to podejście. Diametralna zmiana od poprzedniego stanu rzeczy, uporu co do spraw niepoprawnych według jego własnego kodeksu działania, niechęci wychodzenia poza jakieś swoje ustalone ramy, stawanie okoniem na propozycje wspólnego spędzania czasu. Przecież wcześniej zdawał się go praktycznie rzecz biorąc unikać, od Wielkiej Ulewy nie utrzymywali kontaktu, nie mając co do tego konkretnego powodu, a jednak siedzieli w jednym samochodzie, wybierając się na wycieczkę jak para dobrych znajomych lub kochanków, jak kto woli, bez zbędnych rozmów o hamulcach i granicach. Dla Casa nie istniały, a dla Jeffa? Trzeba będzie to sprawdzić, a jeśli wciąż jakieś się zachowały - powoli je przekroczyć.
- Ty, kiedy zgodziłeś się ze mną pojechać. Jak nie potrzebowałeś tej informacji przed wskoczeniem ze mną do auta to teraz także jest ci całkowicie zbędna - podsumował z uśmiechem, przelotnie spoglądając na jego zabawę z przyciskami radia i szybkie zmiany stacji, gdy tylko teksty piosenek ocierały się o sprawy romansu. Zmarszczył nos i prychnął z rozbawieniem na jego frustrację, ale nic nie powiedział, dając mu swobodnie dobrać ścieżkę dźwiękową ich wycieczki. - Za kogo ty mnie masz? Romantyka? - wypluł to słowo jakby było okropną obelgą i ugodziło go nie tyle w serce, co w głębię duszy. Jasne, na jego płytach dało się znaleźć piosenki miłosne, tak się składa, że unikanie ich czasem graniczyło z cudem, ale jego gusty muzyczny sięgał znacznie dalej. Przykładowo do The Cab, co akurat skakało między tematami romansu, związków stałych, jak i wręcz przeciwnie, przy czym ten drugi typ cieszył się u niego największą popularnością. Stąd też uśmiechnął się z satysfakcją na wybór La la. Oh, to pasowało po prostu perfekcyjnie. - Mogłeś mówić, że oczekujesz występu z dedykacją - zauważył, gładko wchodząc w zakręt i wystukując rytm na kierownicy. Zdecydowanie mógłby z całkowitą szczerością zaśpiewać mu cały tekst i najwidoczniej nie był w tym jedyny, jeśli miałby oceniać po jego nuceniu. - You know that you could be my favourite one night stand - zawtórował wokaliście, spoglądając niewinnie na siedzącego obok mężczyznę. - To przestań mnie rozpraszać - upomniał go, wywracając oczami na tę reprymendę, ale grzecznie zabrał palce z jego nogi. Głownie dlatego, że akurat musiał zmienić bieg i zdecydowanie potrzebował w tym celu wolnej ręki. - Przyznaj, że po prostu chcesz mnie ze sobą zaciągnąć do kuchni, nie obrażę się. Możemy przy okazji przetestować wytrzymałość blatów - zaoferował, jego kącik ust drgnął w górę, po czym sięgnął do radia, aby przeskoczyć Endlessly, dostosowując się do Jeffowego uczulenia na piosenki miłosne, zatrzymując się na Animal. Cudownie. - Wytrzymałość na krojenie, znaczy się - dopowiedział zaraz, bez większego przekonania próbując przykryć swoje faktyczne intencje. To było silniejsze od niego, zalewanie go podtekstami wychodziło samo z siebie i miał wrażenie, że Crawford ma z tym znacznie mniejszy problem niż twierdził. - Wywożę cię do raju. Może poczujesz tam chociaż namiastkę tego co ja, kiedy do mnie napisałeś - odparł z uśmiechem, zwalniając, aby przepuścić na ledwo widocznych pasach grupkę dzieciaków z wioski, przez którą właśnie przejeżdżali. Miał z tą drogą wiele wspomnień, pokonywał ją praktycznie automatycznie, nawet jeśli minęło kilka lat od kiedy ostatnio się tam wybrał. Jak dobrze kojarzył, teraz zdecydował się na to pierwszy raz od śmierci Ivy. - Kto zajmuje się Kluską? - zainteresował się, aby odsunąć niewygodne wspomnienia, opuszczając wiochę i ponownie pozwalając sobie na pewne dociśnięcie gazu. Musieli minąć jeszcze kilka takich, a oceniając po dobrych warunkach na drodze, spodziewał się, że dojadą na miejsce w niecałą godzinę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Granice istniały, to że zniknęła największa przeszkoda wcale nie oznaczało, że Jeffrey puści się teraz w wir przyjemności i spędzi z Casem nago cały weekend. Zdecydowanie tak nie będzie, nadal miał swoje obawy i swoje własne zdanie na ten temat. Łamanie własnych zasad nie wychodziło mu najlepiej ale jeśli Casper wykaże się faktycznie uporem i cierpliwością... kto wie czy w końcu nie dostanie tego, czego chciał. Jeffie miał jeszcze inne obawy. Kiedy da mu już to, czego chce pewnie chłopak nagle się ulotni, był jego celem w tym momencie i doskonale o tym wiedział.
-No nie, zdecydowanie nie mam Cię za romantyka.- odpowiedział rozbawiony. Totalnie nie uważał go za romantyka, ale życie czasami potrafiło zaskoczyć, więc był przygotowany na wszystko. Może ten weekend całkowicie ich zmieni i poznają się z zupełnie innej strony niż do tej pory. -Mogłem ale chyba mam problem z mówieniem o tym, czego oczekuję.- wzruszył ramionami z wciąż małym uśmiechem na ustach. Nie potrafił mówić o tym czego chce, czego oczekuje i często po prostu zgadzał się na to, co proponuje druga osoba. No chyba, że chodziło o zaloty Caspera, tutaj na nic się nie zgadzał ale jeszcze wszystko przed nimi. Jednak oczywiście nie oczekiwał występu z dedykacją i Hughes absolutnie nie musiał śpiewać mu piosenki i pewnie lepiej będzie jeśli tego nie zrobi. Ale oczywiście wybrał to jedno zdanie z całego tekstu, na co Jeffie przewrócił oczami i starał się zignorować jego niewinne spojrzenie. Tak samo jak przez cały czas starał się ignorować wszystkie podteksty, jednak stawało się to coraz trudniejsze. -Ja mam przestać cię rozpraszać? Ja absolutnie nic nie robię.- siedział sobie tylko obok niego, to ręka Casa zawędrowała na jego udo.
-Przestań sobie wyobrażać nie wiadomo co, potrzebuję po prostu odskoczni od codzienności, co wcale nie oznacza, że ulegnę twoim... tym... wdziękom, czy coś.- starał się przy tym brzmieć naprawdę poważnie i musiał przygryźć wnętrze policzka aby się nie uśmiechnąć. Gesty wykonywane przez Casa przyjemnie łechtały jego ego i nie wiedział jak dużo samokontroli jeszcze w sobie posiada. -Oczywiście, że chce, będziemy wspólnie gotować.- z naciskiem na gotować oczywiście. Był mu wdzięczny za przeskoczenie kolejnej piosenki, chociaż na tekst Animale przewrócił oczami. -Więc mam kolejną podpowiedź, zabierasz mnie w miejsce, gdzie będziemy sobie sami gotować.- rozmyślał na głos, nie będzie to na pewno żaden hotel z dostępem do restauracji, podejrzewał jakiś domek na końcu świata, bo na to wskazywała droga, którą jechali... Co oznaczało, że będą całkowicie sami i może już powinien zacząć panikować.
Był pewny, że jego policzki zrobiły się lekko różowe, przez co chciał schować się pod fotel, odwrócił twarz w stronę szyby udając całkowite zainteresowanie widokami. -Więc poczułeś się jak w raju, kiedy do Ciebie napisałem?- zapytał w końcu posyłając mu ciekawe spojrzenie.
Nie miał pojęcia, że ta droga wywołuje w nim jakiekolwiek wspomnienia, nie miał też pojęcia gdzie jadą i tak naprawdę nic o nim nie wiedział. W między czasie zdecydował się w końcu na pierwszy łyk piwa, uznając ostatecznie że to mu nie zaszkodzi.
-Moja przyjaciółka.- na pewno nie chłopak, którego już nie miał. Nie zostawiłby Kluski pierwszej lepszej osobie, traktował ją jak swoje dziecko, musiała mieć najlepszą opiekę. Gdyby nie znalazł dla niej odpowiedniej opieki nie wybrałby się na weekendowy wyjazd. -Ale i tak mam zamiar sprawdzać jak sobie radzą.- ufaj ale sprawdzaj, tak. -A Misto? - odbił pytanie. W głośnikach usłyszał kolejną piosenkę, której tym razem nie przełączył, pomimo że było to Another Me. Zamilkł na chwilę wpatrując się w drogę przed nimi. But now that's over.. zanucił i zacisnął mocno zęby, wytrzymał jeszcze refren po czym szybko przełączył piosenkę na kolejną. -Daleko jeszcze?- zdobył się na uśmiech i znów na niego spojrzał dokładnie przyglądając się profilowi jego twarzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze, że przynajmniej to było jasne, Cas nie nadawał się do romantycznych gestów. Od wielkiego dzwonu potrafił coś z siebie wyłuskać, w końcu był w paru dłuższych związkach i było to nieuniknione, ale nie umiał sobie przypomnieć kiedy ostatni raz szczególnie by się dla kogoś postarał z niespodziankową kolacją lub prezentem bez okazji. Zapewne jeszcze w czasach studium florystycznego, kiedy jeszcze posiadał skrawki wiary w te całe miłostki i próbował opierać relacje na mocniejszych podstawach niż zaledwie zrywy chwilowego zainteresowania.
- Trzeba będzie na tym popracować, Jeffie. Czego byś ode mnie chciał? - zainteresował się, rzucając na niego zaciekawione spojrzenie. I oczywiście dało się w tym znaleźć podteksty, ale o dziwo tym razem nie było to celowe. - Ogólnie, z tego wyjazdu. Czego po nim oczekujesz? - rozjaśnił trochę sens pytania, przekazując mu pałeczkę. Potrafił zapewnić mu wszystko, czego by sobie zażyczył. Nawet jakby dostał prośbę o zostawienie go samego na połowę czasu, dostosowałby się do tego, chociaż niechętnie. Był dużym chłopcem, potrafił poradzić sobie sam, a przede wszystkim chciał, aby Jeff mógł się rozluźnić. Aby przekazał mu wprost czy liczy na regenerujący weekendzik i granie w planszówki, czy na ewentualne, wspólne podróże w pościeli, lub pod prysznicem, lub na kanapie, lub... tak, opcji było wiele. Prychnął na jego odpowiedź, niewiele sobie robiąc z faktu, że miał rację. Nic nie robił, siedział sobie po prostu na miejscu pasażera, ale to teraz nie miało najmniejszego znaczenia. - Właśnie. I to wystarcza, więc albo opanuj swoją piękną buźkę, albo licz się z konsekwencjami - polecił mu, walcząc z uśmiechem cisnącym się na usta. Od pierwszego spotkania nie ukrywał się ze swoim zainteresowaniem jego osobą, nie zamierzał nagle zacząć, a Jeffie z pełną świadomością zdecydował się z nim wyjechać. Mógł winić wyłącznie samego siebie. Za tekst o wdziękach zarobił sobie wesołe parsknięcie śmiechem. Niezła próba. - Hmm... Sam fakt nazywania tego wdziękami znaczy tyle, że chyba przegrywasz - zauważył, niewiele robiąc sobie z jego uporu. Miał już z nim do czynienia, dał radę się przyzwyczaić, czy wręcz ciągnął właśnie do tych pozornie negatywnych reakcji. Ciągłe odmowy, ale nigdy niewystarczająco stanowcze, aby faktycznie go zniechęcić. Za nikim nie gonił na siłę, nie narzucał się ludziom szczerze zniechęconym jego obecnością, ale tutaj tego zwyczajnie nie wyczuł. Miał wrażenie, że Jeffrey lubi to ich koślawe flirtowanie tak samo jak on. - Dobra, koniec podpowiedzi, przestań się domyślać - mruknął niezadowolony z jego prób zniszczenia niespodzianki. Spodziewał się, że samo otoczenie może wiele wydać, ale nie zamierzał mówić mu nic wprost. Zwłaszcza, że jeszcze nie wiedział wszystkiego.
Przez skupienie na drodze ominął jego moment zawstydzenia, rzucając mu rozbawione spojrzenie dopiero, kiedy postanowił zadać swoje pytanie. Czyli podłapał tę nieszczególnie ukrytą aluzję, świetnie. Zaczynał się już obawiać, że tak ładnie wykrojony tekst pójdzie na marne. - Dałeś mi wierzyć, że już się nie odezwiesz, ten sms był jak przyspieszony prezent gwiazdkowy - odparł lekko, nie mając większych oporów przed przyznawaniem się do tego wprost. Mógłby poczekać nawet dłużej i tak czy siak przyjąłby go bez kwestionowania, ale Jeff nie musiał o tym wiedzieć.
Skinął głową na odpowiedź co do opiekunki Kluski i zaśmiał się cicho na późniejszy dodatek. - Trochę zaufania, skarbie, jak będziesz się tak wszystkim martwił to przedwcześnie dorobisz się zmarszczek - zauważył, wjeżdżając w bardziej zalesiony teren. Wciąż jechali po betonowej drodze, ale otaczające ich domy były coraz rzadsze i ukryte za drzewami. - Z sąsiadką. Mam nadzieję, że Misto robi za dobrego gospodarza i pilnuje, aby nie grzebała mi w rzeczach - wymamrotał, chociaż nie był szczególnie przejęty tym scenariuszem. Jakby podczas jego nieobecności coś zmieniło miejsce, wiedział gdzie znaleźć winną. Rozejrzał się uważnie po otoczeniu, notując kilka zmian w krajobrazie od kiedy ostatnio pojawił się w tych okolicach, przez co musiał bardziej skupić się na skrzyżowaniach. - Właściwie... Nie, nieszczególnie. Kilka minut, o ile się nie zgubię - przyznał, poszukując wzrokiem naturalnych drogowskazów i w końcu złapał kątem oka znajdującą się w oddali, niebieską plamę. Triumfalnie wykręcił w tamtym kierunku i resztę drogi pokonał jak spacerek między swoim mieszkaniem a kwiaciarnią. Za zakrętem spomiędzy drzew wyłoniła się woda, a konkretniej zatoka, ta sama przy której leżało Seattle, ale po drugiej stronie wyspy Bainbridge. Po minięciu kilku rozsypanych po okolicy domków zjechał w dół wzgórza, nieco bliżej wody, powoli wtaczając się na schowany między drzewami podjazd. Nie była to całkowicie opustoszała okolica, zdecydowanie mieli sąsiadów, ale ułożenie terenu zapewniało znacznie większy poziom prywatności niż jakiekolwiek miejsce w Seattle. Przed nimi, za zdobioną bramą, znajdował się biały, dwupiętrowy dworek z okrągłymi kolumienkami otaczającymi ganek. Miejsce było zadbane, w ogrodzie kwitły pierwsze wiosenne kwiaty, a chylące się po obu stronach jabłonie wypuszczały świeże, zielone listki.
- Moment - mruknął do Jeffa i wyskoczył z auta zaopatrzony w klucze, aby zająć się łańcuchem zabezpieczającym bramę. Rozsunął ją na boki i wrócił do środka, ponownie wprawiając samochód w ruch i wjeżdżając na posesję. - Dobra, pewnie już się tego spodziewałeś, ale trudno... ta-daa - rzucił ze stłumionym entuzjazmem, wskazując na budynek, po czym ponownie zgasił auto i wyszedł na wyłożony żwirem podjazd. Wziął głęboki oddech, rozciągnął ręce nad głową po tej jakże męczącej podróży i już, mogli oficjalnie zaczynać swój weekend. - Jedyna zasada w tym miejscu jest taka, że nie ma żadnych zasad, jak coś się zjebie to bodajże we wtorek ktoś wpadnie tu ogarnąć. Także proszę, księżniczko, witaj w swoim zamku - formalnie powitał go w swoich skromnych progach z nutą rozbawienia w głosie, kierując się w stronę bramy, aby ponownie ją zamknąć. Nie chcieli niespodziewanych gości. Wydobył z tylnego siedzenia swoją torbę i otworzył bagażnik, aby podnieść część siatek. - Weźmiesz resztę? Uważaj na tamtą z lewej, butelki - ostrzegł, wskakując po schodkach do drzwi wejściowych, przed którymi musiał się chwilę pobawić z kluczami, aby znaleźć ten odpowiedni. W końcu dostał się do środka i zaniósł rzeczy do kuchni, zauważając mimochodem, że musieli ją niedawno wyremontować. Świetnie, poprzednia lodówka doprowadzała go do szału.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaczęło się zadawanie pytań, na które tak na dobrą sprawę nie znał odpowiedzi. Początkowo twierdził, że nic od niego nie chce ale jednak siedział z nim w aucie i pozwolił mu na wywiezienie się nie wiadomo gdzie. To mogło oznaczać, że jednak czegoś oczekuje. Pytanie tylko czego...
Napisał do niego pod wpływem emocji, nie radził sobie z tym wszystkim, a wiedział że Casper jest osobą, która skutecznie odciągnie jego uwagę. -Nie tego, co przez cały czas siedzi Ci w głowie.- zaśmiał się przekonany, że nie chciał i nie potrzebował żadnych podtekstów. Prawda była inna, był tylko człowiekiem, potrzebował chociażby podróży w pościeli, a jego ostatni związek nie był owocny w takie rzeczy. Miał wrażenie, że sporo tracił ale chciał uszanować granice swojego byłego chłopaka i totalnie nie był przyzwyczajony do takich zagrywek, jakie na każdym kroku serwował mu Casper. -Oczekuję dobrej zabawy.- dość ogólnikowo Jeffie. -Oczekuję, że uda mi się zapomnieć o kilku sprawach, chce uciec chociaż na moment od rzeczywistości. Ciężko mi sprecyzować swoje oczekiwania, kiedy nie mam pojęcia gdzie jedziemy. Potrzebuję... spontaniczności.- i ani słowa o nagich podróżach, dobrze, wciąż był odporny i nie bawił się w jednorazowe przygody. Przynajmniej do czasu aż wsiadł do samochodu Casa.
-Ostatnio też obiecywałeś konsekwencje i na tym się skończyło.- może nie powinien ryzykować wypowiadania tych słów, nie wiadomo czy Casper nie miał bagażnika pełnego lin. Mógł sobie chyba pozwolić na taką grę słowną, to jeszcze nic nie oznaczało. -Cóż, wydaje mi się, że jednak nie przegrywam, jestem odporny.- akurat. Jeffie nie chciał ostatecznie go zniechęcać. Casper mu się podobał i to od samego początku, gdyby tak nie było kazałby mu spadać już za pierwszym razem i nie dałby się wkręcić w akcję ratowania koszulki. Po prostu twierdził, że nie może sobie na to pozwolić, wcześniej z wiadomych powodów, a teraz... teraz właściwie nie miał sensownego wyjaśnienia. Jedynie takie, że nie interesowały go jednorazowe przygody. Tyle że może tego właśnie potrzebował, ostatnio próbował w związek i nic z tego nie wyszło, więc może powinien dać ponieść się chwili. Oczywiście, że lubił ich flirtowanie, nie chciał jednak przekroczyć ostatecznej granicy i będzie się przed tym bronił tak długo jak tylko będzie mógł.
Uniósł ręce w obronnym geście na znak, że już nie będzie się niczego domyślał. W końcu i tak dowie się gdzie Casper go zabiera, nie było sensu wysilać się na zgadywanie. -Jasne, mam Ci uwierzyć w to, że czekałeś na wiadomość ode mnie i marzyłeś o tym żeby wywieźć mnie gdzieś na weekend.- zmarszczył brwi. Mógł mieć każdego, nie chciało mu się wierzyć w to, że tak uparcie chciał właśnie jego. Jeff był zwyczajny, nie miał w sobie niczego, co mogłoby aż tak zainteresować bruneta... a przynajmniej sam miał o sobie właśnie takie zdanie.
-Wolę kontrolować sytuację.- ufał oczywiście przyjaciółce, wiedział, że Blue nie stanie się nic złego ale mimo to po prostu chciał wiedzieć czy na pewno wszystko jest w porządku. Rozejrzał się dookoła, kiedy wjechali na jeszcze większe zadupie. Cudownie, może jednak Casper chciał go zgwałcić i zakopać w lesie. Tak sie kończą wycieczki z nieznajomymi. -Z pewnością stoi na straży twoich rzeczy osobistych i zadba o to żeby miała zajęte ręce głaskaniem.- to w końcu kot, bez problemu poradzi sobie z sąsiadką i owinie ją sobie wokół... łapki.
Oh świetnie, woda, czyli jeszcze planował go utopić zanim go zakopie, tylko tego brakowało. -Czyli będziemy daleko od... ludzi, całkiem sami. - dlaczego on w ogóle się na to zgodził. Niby spędził z nim sam na sam prawie dwa dni w czasie małego końca świata ale ta sytuacja była zupełnie inna. Wyjeżdżali razem z własnej woli, w konkretnym celu i naprawdę mieli okazje spędzić razem miłe chwile. Jeffie przełknął ślinę zalegającą mu w gardle i poczuł tylko jak robi mu się gorąco. Równie dobrze mogli pojechać do innego miasta i zwiedzić jakieś ciekawe miejsce... w którym byli także inni ludzie. W całych tych swoich przemyśleniach gdzieś z tyłu głowy od początku miał to, jak ten wyjazd może wyglądać. Tak zajął się obmyślaniem tego w jaki sposób Casper postanowi pozbyć się jego ciała, że nawet nie zauważył kiedy dojechali na miejsce. Spojrzał nieco zaskoczony na biały dworek, który znajdował się tuż przed nim. Nie była to żadna opuszczona chatka, może jednak powinien mu nieco bardziej zaufać. Może Cas naprawdę chciał z nim spędzić ten czas i wcale nie chodziło mu tylko o jedno. Wysiadł z samochodu, kiedy wjechali już na podjazd i z małym zaskoczeniem rozejrzał się dookoła siebie. -Pięknie tutaj.- skomentował tylko, kiedy na moment go lekko przytkało. Nie wiedział czego dokładnie się spodziewał po domku za miastem, ale raczej nie tego. -Tak, jasne.- odpowiedział i najpierw wziął torbę, powiesił ją sobie na ramieniu, a potem zabrał siatki, które jeszcze zostały w bagażniku. Zamknął go i ruszył za brunetem do kuchni aby odłożyć siatki. -Mogłeś mi powiedzieć mniej więcej gdzie jedziemy, mogłem zrobić też jakieś zakupy.- tak naprawdę Cas sam wszystko zorganizował i był mu za to wdzięczny. Potrzebował opuścić centrum Seattle przynajmniej na kilka dni, ale też mógł się w to trochę bardziej zaangażować. -Więc opowiedz mi coś więcej o tym miejscu, należy do ciebie?- posłał mu pytające spojrzenie. W międzyczasie odstawił też swoją torbę i zabrał się za rozpakowanie siatek, zaczynając od tej, którą obdarzył największą uwagą i włożył butelki do lodówki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobra zabawa. Ta odpowiedź zadziałała na niego jak zapalnik. Spontaniczność, rozrywka, zapominanie o świecie, to wszystko pasowało perfekcyjnie, dokładnie na tym się znał i naprawdę doceniał, że byli na tej samej stronie. Przyjął te informacje w milczeniu, pokiwał głową z szerokim uśmiechem i tyle, pakt został podpisany, zamierzał zapewnić mu dobry czas, przy okazji samemu też odpocząć od rzeczywistości i wychodziło na to, że czekały go dwa pełne dni zachodzenia Jeffowi za skórę. Mógł być przekonany o swojej odporności, mógł nie wierzyć mu na słowo co do entuzjazmu, z jakim przyjął zgodę na wyjazd, nie planował go co do tego przekonywać, a przynajmniej nie werbalnie i nie teraz. To były tylko słowa, wiele z nich rzucał na wiatr i nie oczekiwał od ludzi, że nauczą się wyłapywać kiedy były puste, a kiedy wręcz przeciwnie. To było jego zadanie, aby pokazać mu swoje intencje. Oraz zapewnić, że nie planuje go zakopać w zagajniku za domem. To byłby zdecydowanie niesatysfakcjonujący koniec tej obiecującej przygody.
- Nie tak daleko, niestety, trochę ludzi tu jednak mieszka, ale no... Najbliższy dom jest dopiero... jakoś tam, za wzgórzem. Czyli nie trzeba się hamować z hałasem, złotko - zapewnił go ze znaczącym uśmiechem, chociaż był na tyle uprzejmy, aby nie sprecyzować o jakie dokładnie dźwięki mu chodziło. Jeff powinien być mu wdzięczny, raczył go w miarę cenzuralną wersją tego, co pojawiało się w jego głowie. Jakby przestał używać filtra, spodziewałby się, że facet zaliczy samozapłon, albo faktycznie spróbuje zwiać z jadącego samochodu. Nic takiego jednak nie miało miejsca i dotarli do celu bez szalonych wypadków po drodze. Nie spodziewał się, że jego obiekt zainteresowania może uważać go za potencjalne zagrożenie zdrowia i życia, nie wyczuł też szczególnie jego ulgi, kiedy okazało się, że wcale nie wywiózł go do zrujnowanej chatki rzeźnika w środku puszczy.
- Hm? Ta, trochę zbyt biało, wygląda sztywno w chuj, ale pewnie, widoki są całkiem całkiem - zgodził się z komentarzem co do miejsca. Powinno być w nienagannym stanie, nawet jeśli mieszkańcy pojawiali się tam naprawdę sporadycznie. W jednym z pobliskich domków mieszkał człowiek zatrudniony do oporządzania budynku i ogrodów co kilka tygodni, oraz przed każdym planowanym przyjazdem któregoś z Hughesów. Sam nie uważał tego za konieczne, ale hej, skoro ziomek był chętny to niech sobie zarobi.
Zabrał się za wygrzebywanie z przyniesionych siatek podstawowych produktów jak jajka, mleko czy kilka paczek z dodatkami do kanapek, które zaczął przekazywać Jeffowi ogarniającemu dotychczas całkowicie pustą lodówkę. No, prawie, podejrzewał, że w zamrażarce znajdą przynajmniej jakiś lód. - Oh, nie pierdol, czasu nie cofniemy i wolę ogarniać takie sprawy sam. Im więcej komórek mózgowych tym wolniej podejmuje się decyzje - zauważył, przekazując mu ostatnie produkty wymagające schłodzenia i zajmując się pakowaniem do szafek reszty, jak chleb czy suche produkty potrzebne do gotowania sensownych obiadów. - Zresztą, miałem wywieźć cię w nieznane, informowanie o szczegółach mijałoby się z celem - dodał, upychając puste siatki do szuflady, na później. Bez dwóch zdań przyjdzie im zwieźć jakieś rzeczy z powrotem, wolał się potem nie jebać z brakiem wygodnych toreb.
- Po części. Teoretycznie to letni domek należący do dziadków, ale klucze latają z rąk do rąk - przyznał, wzruszając ramionami. - Kiedyś przyjeżdżaliśmy tu na rodzinne wakacje, potem była to zarąbista miejscówka na imprezy, a... W sumie nie byłem tu od kilku lat - przyznał, podnosząc swoją torbę po skończonym rozkładaniu zakupów i obchodząc dokoła wyspę kuchenną. Za dużo dobrych wspomnień, po śmierci siostry ciężko było tam wrócić, ale teraz był z tym faktem pogodzony. No, nie do końca, wątpliwe by kiedykolwiek się z tym tak właściwie pogodził, ale było lepiej, znośniej. I teraz mógł skupić się na Crawfordzie, a nie na wspomnieniach z dzieciństwa. Przysunął się w stronę swojego gościa, zahaczył palec o szlufkę w jego spodniach i przyciągnął go w swoją stronę. Podczas drogi zdążył zapomnieć, że był od niego niższy i musiał spojrzeć odrobinę w górę, aby złapać z nim kontakt wzrokowy. - To co Jeffie, idziemy wybrać sobie sypialnię? - spytał zniżonym tonem, z błąkającym się po twarzy uśmieszkiem. Ciekawsko spuścił wzrok na jego usta, ulokowane idealnie na wysokości jego oczu, po czym ponownie podniósł wzrok, przeciągając zębami po własnej wardze, jakby niecierpliwił się w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie było to do końca fałszem, bo owszem, na coś czekał, tylko wcale nie chodziło o poszukiwanie idealnego pokoju.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał odpornego rozumu... mimo, że był przekonany, że jest wręcz przeciwnie. Przez cały czas trzymał się tego, że jest w stanie powiedzieć sobie stop i tego, że Casper nie da rady namieszać mu całkowicie w głowie. Rzeczywistość układała się nieco inaczej, zakończył swój związek i niemal od razu poszedł w stronę Casa. Zrezygnował z relacji która trwała prawie rok patrząc jedynie na ostatni czas, na rzecz czegoś, co nie miało prawa trwać dłużej niż ten jeden weekend, jeśli w końcu się temu podda. Tak naprawdę już powoli tracił nad tym kontrolę, zarzucał też sam sobie, że gdyby nie poznał Caspera, to może jego związek z Atlasem wcale by się nie posypał. Może gdzieś podświadomie sam to wszystko zepsuł mając w głowie nieznajomego, na którego wylał drinka i który nie wiadomo skąd posiadał niezwykłą umiejętność namieszania mu w głowie.
Czy powinien sobie pozwolić na puszczenie hamulców? Do tej pory trzymał je przez cały czas, na chwilę tylko lekko popuszczał, a później wciskał z całą siłą. Bał się tego, co może się stać. Z jednej strony jednorazowe zabawy całkowicie kłóciły się z jego podejściem do życia. Z drugiej strony ciężko było trzymać ręce przy sobie przy kimś, kto wygląda tak jak Cas i jeszcze dawał jawne sygnały, że wcale tych rąk przy sobie trzymać nie musi. Odwrócił od niego wzrok czując na sobie znaczące spojrzenie, jednak wolałby aby kręcili się tutaj jeszcze jacyś ludzie. Bycie sam na sam z brunetem stawało się coraz bardziej ryzykowne. Jeffie wcale nie chciał wiedzieć tego, co pojawia mu się w głowie i był mu wdzięczny za niezbyt dokładne informacje. Oh matko, co on tutaj w ogóle robi. Nie znał Caspera, był w całkowicie obcym miejscu na jakimś końcu świata i próbował powstrzymywać coś, na co miał ochotę. Przez cały czas miał milion różnych, a co najgorsze sprzecznych myśli w swojej głowie. Ułożył butelki w lodówce, a później to, co podawał mu Casper. -Ok.- odpowiedział tylko zamykając lodówkę, kiedy wszystko znalazło się już na miejscu. Skoro wolał ogarniać to sam, to w porządku, w końcu z jakiegoś powodu chciał go gdzieś zabrać i lepiej jeśli Jeffie nie będzie naciskał, żeby ten powód poznać. Wcześniej nie potrzebował szczegółów aby się na to wszystko w końcu zgodzić, więc teraz też ich nie potrzebuje. Zaczął się tylko zastanawiać dlaczego Casper wybrał akurat to miejsce. -Dlaczego zabrałeś mnie akurat do tego domku, skoro nie byłeś tutaj od kilku lat?- postanowił po prostu zapytać. Myślał, że to wciąż stała weekendowa miejscówka i Casper zabiera tutaj co weekend kogoś innego, bo dlaczego miałby zabrać akurat jego.
Nieświadomie wstrzymał na moment oddech, kiedy został przez niego przyciągnięty za szlufkę w spodniach. Automatycznie ułożył jedną z dłoni na jego ramieniu. -Na pewno nie zaskoczy Cię to, jeśli powiem, że musimy wybrać dwie osobne sypialnie.- wcale nie powiedział tego z pełnym przekonaniem bo przełknął ślinę, kiedy zauważył, że Cas spuścił wzrok na jego usta i jeszcze na dodatek przygryzł wargę. -Zgłodniałem.- wypalił bez zastanowienia i szybko przeniósł rękę na jego klatkę piersiową, po czym lekko go od siebie odsunął. Hughes najwidoczniej musiał jeszcze chwilę poczekać na to... na co czekał. -Z tego co wiem, nikt nie zauważył krowy, więc zrobimy kolację wspólnie.- zdecydował ostatecznie robiąc jeszcze jeden krok do tyłu, tyle że trafił tyłkiem na blat kuchenny i o mało co nie stracił równowagi. Szybko oparł ręce na szafce udając, że tak właśnie planował zrobić i wcale nie odciął sobie drogi ucieczki. -To ten... na co masz ochotę?- oczywiście chodziło o jedzenie, bo o co innego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż dopiero co sam poruszył ten temat, wciąż nie spodziewał się pytania o domek. Łatwiej byłoby mu odpowiedzieć dlaczego już zwykle tam nie przyjeżdżał, mógłby podzielić się informacją o siostrze, o strachu przed miejscami, które się z nią kojarzyły. Może nawet wyspowiadałby się ze swoich częstych wizyt na cmentarzu i chlania obok grobu jakby spotykał się na domówce z grupą znajomych, a nie prowadził rozległe rozmowy z kamienną płytą nagrobka. W drugą stronę... Sam musiał to przemyśleć.
- Nie wiem. To miejsce pierwsze przyszło mi do głowy jak myślałem o wspólnym wyjeździe - zdecydował się na szczerość, lekko wzruszając ramionami. - No, było to, albo namiot i poszukiwania dogodnej miejscówki w środku lasu - przyznał z rozbawieniem. Nie pierwszy i nie ostatni raz wyjechałby zaopatrzony tylko w skrzynkę piwa i materiałowy dach nad głową, reszta spraw się jakoś układała. Czasem sypiał w samochodzie, albo zmieniał zdanie w trakcie wędrówki między drzewami i zamiast tego po prostu jechał gdziekolwiek prowadziła go droga. Teraz też mógłby to zrobić, nic nie stało na przeszkodzie, ale wyobraził sobie ten weekend właśnie tak - w domku na odludziu.
- Skąd pomysł, że znajdziesz tutaj dwa osobne łóżka? - palnął, zupełnie jakby na piętrze nie znajdowało się przynajmniej pięć różnych sypialni, a rozłożona kanapa w salonie nie pomieściłaby kolejnych trzech osób. - Co jest Jeffie, boisz się mnie? Że nie potrafię trzymać rączek przy sobie? - upewnił się, grzecznie robiąc mały kroczek w tył, kiedy został przed niego odepchnięty. - Krzywdzisz mnie, skarbie. Wiesz, że wystarczy tylko powiedzieć "nie"? - dodał z wesoło podskakującymi kącikami ust. Jeszcze ani razu nie usłyszał od niego stanowczego "przestań", jedyne co ciągle powtarzał to to, że czegoś nie może, a potem i tak to robił. Wizyta w kwiaciarni - nie mógł, a zrobił. Wyjazd na weekend? Dokładnie to samo. Ciekawe jakie jeszcze swoje zasady złamie w najbliższym czasie. Casper nie mógł się doczekać, aby to zobaczyć. - Mhmm - zgodził się z nim na informację o wspólnym gotowaniu. Nie miał z tym faktem najmniejszego problemu, ale uniósł pytająco brwi, kiedy padło następne pytanie, a Jeff postanowił wpaść w blat kuchenny. Zaśmiał się cicho, niemalże mu współczując, bo wystawił się po prostu perfekcyjnie. Ponownie do niego podszedł i oparł się dłońmi o blat po obu jego stronach. Przesunął wzrokiem w dół jego klatki piersiowej, zatrzymał się na moment i wrócił, po czym z uśmiechem nachylił się do jego ucha. - Na pominięcie obiadu i przejście prosto do deseru - mruknął zniżonym tonem, jakby ktokolwiek był w stanie ich tam podsłuchać. Zaśmiał się cicho i wycofał, oddając mu przestrzeń osobistą.
- No, ale skoro jesteś głodny to możemy ogarnąć spaghetti. Gra? - upewnił się, najwidoczniej zmieniając zdanie co do szukania pokoju, bo rzucił swoją torbę w kąt kuchni, podwinął rękawy swetra i grzecznie umył ręce w zlewie. - Nad kuchenką wiszą garnki, wstawisz wodę? - polecił mu i sam zajrzał do szafki, którą dopiero co zapełniał, aby wyłożyć na blat puszki z krojonymi pomidorami. Potem zabrał się za szukanie blendera, który gdzieś tam musiał być, ale oczywiście nie pojmował się jeszcze za bardzo w rozkładzie rzeczy po remoncie. - Jakieś ograniczenia żywieniowe? Lubisz czosnek? Czy wyssiesz mnie do zera jak pójdziemy spać? Właśnie, może to ja powinienem obawiać się ciebie, co Jeffie? - rzucił, spoglądając na niego przez ramię, kiedy wydobywał z szuflady niezbędne urządzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zrozumiałe było to, że musiał to przemyśleć. Jeffrey nie miał pojęcia jaka historia kryje się za tym domkiem i też nie miał zamiaru naciskać aby koniecznie ją poznać. Wychodził z założenia, że jeśli ktoś będzie chciał mu o czymś powiedzieć, to to zrobi. Jeśli Casper potrzebował więcej czasu to miał do tego prawo, ledwo co się znali, więc nie musiał opowiadać mu historii swojego życia... ale mógł ją opowiedzieć, jeśli tylko poczuje taką potrzebę. -Więc zdecydowanie wolę domek. Przynajmniej o tej porze roku.- tutaj było ciepło i przyjemnie. Noc w lesie niekoniecznie byłaby przyjemna, na to mógłby zgodzić się za kilka miesięcy, kiedy noce nie będą takie chłodne... i kiedy pozna Caspera lepiej, nie mając nic przeciwko nocowaniu w jednym namiocie. Wiedział też, że coś takiego nie nastąpi, nie liczył nawet na dłuższą znajomość, poza tym ostatnio na jednej się zawiódł, potrzebował chwili wytchnienia.
-Dwie osobne sypialnie.- zaznaczył raz jeszcze, wcale nie chodziło tylko o osobne łóżka. -Jeśli nie, zostaje jeszcze kanapa albo podłoga.- i bynajmniej wyśle na nią Casa... Nie żeby faktycznie miał odwagę rządzić się w jego domku ale kto wie, w obliczu zagrożenia może da sobie z nim radę. -Nie boję się Ciebie ale jestem pewny, że nie potrafisz trzymać rąk przy sobie.- odpowiedział i na kolejne jego słowa już tylko zmrużył oczy i odwrócił wzrok. Nie mówił nie, niby nie chciał żeby Casper się do niego zbliżał ale z drugiej strony wypowiedzenie czegoś w stylu odwal się może faktycznie przynieść taki efekt, że Hughes zostawi go w spokoju. Najwidoczniej tego nie chciał. Uważał, że nie powinien się z nim spotykać ale było coś, co mimo wszystko ciągnęło go w stronę bruneta i nie chciał aby ten przestał. Najważniejszy powód dla którego nie mógł, już nie miał znaczenie, więc teraz chodziło tylko i wyłącznie o blokadę w głowie Jeffreya.
Kiedy zorientował się jaki wydźwięk miały jego słowa, było już za późno. Casper niemal od razu znalazł się znów zbyt blisko. Wcisnął się w blat jeszcze bardziej ale nie miał jak się od niego odsunąć, poczuł lekki dreszcz w dole brzucha i przełknął ślinę próbując ukryć wszystkie emocje. -Myślę, że...- musiał odchrząknąć, kiedy jego wlasny głos utknął mu w gardle słysząc mruknięcie, tuż przy uchu. -... że nie jest to możliwe.- dokończył i odetchnął, kiedy Casper w końcu się od niego odsunął. Jeszcze kilka takich akcji i dostanie zawału serca, nie był na to przygotowany... i nie był na to odporny.
Jego myśli krążyły po różnych tematach i na moment totalnie się wyłączył, po prostu obserwując Casa i zastanawiając się ile jest w stanie jeszcze wytrzymać. Może faktycznie powinie stanowczo powiedzieć mu nie i zakończyć ten cyrk... albo pójść w to i zobaczyć co się stanie. Nie miał nic do stracenia. Wrócił na ziemię dopiero słysząc coś o garnkach i wstawieniu wody. -Co?- Rozejrzał się znajdując je wzrokiem. -Tak, jasne.- zgodził się, w sumie pomijając kwestię tego, że będą jeść spaghetti, ale nie miał nic przeciwko. Mógł wstawić wodę. Sięgnął po średni garnek, nie do końca wiedząc po co jest on potrzebny ale widząc to, co Casper wyciągał mógł się po chwili domyślić. Nalał wody i postawił garnek na gazie. Przynajmniej na chwilę mógł odetchnąć i nie przejmować się bliskością bruneta. -To, co dalej?- zapytał w między czasie, próbując uzyskac kolejne wskazówki. Nie było tak, że nie wiedział jak zrobić spaghetti, po prostu nie wiedział, że to właśnie robią.
-Nigdy nie wiesz co czeka cię w nocy.- puścił mu oczko, wrzucając trochę na luz. -Jeśli chodzi o ograniczenia żywieniowe to nie jestem jakoś szczególnie wybredny. Lubię próbować nowych smaków, ale w granicach rozsądku.- zaśmiał się, gdyby miał jeść jakieś ślimaki czy różne dziwne wnętrzności zwierzęce to raczej by na to nie poszedł. -Lubię na os...- boże Jeffie, ugryzł się w język zanim znów wypowiedział coś, co może zabrzmieć totalnie nie na miejscu. -Znaczy się, tak. Nie lubię cebuli, lubię pizze z ananasem i wszelkiego rodzaju makarony.- dużo by wymieniać, było tyle różnych dań i składników, że ciężko to streścić. -A ty? Co zazwyczaj jesz na przykład na śniadanie?- popatrzył na niego i w końcu zabrał się za coś, zgodnie ze wskazówkami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał oporów przez parsknięciem śmiechem na jego ośli upór co do osobnego pokoju, aż do sugestii spania na podłodze. Było to wykonalne, jakby sytuacja naprawdę tego wymagała to jakoś by sobie poradzili, ale w tej chwili wydawało mu się to zwyczajnie komiczne i nie miało to nawet zbyt wiele wspólnego z ilością dostępnych łóżek, a z ich wspólną historią.
- Nie przypominam sobie ustalania takich warunków, kiedy ostatnio na mnie zasypiałeś - postanowił wypomnieć mu z rozbawionym uśmiechem, bo oczywiście, że nie zapomniał ich pierwszej (i dotychczas jedynej) wspólnej nocy podczas Końca Świata. Jakoś sobie razem poradzili, śpiąc na jednej kanapie, świat jednak się nie skończył, a ruszył dalej, a Casper mógł mu teraz wypominać moment zapomnienia. Niestety do niczego wtedy nie doszło, ale dostali możliwość poznania się nieco bliżej. - Daję ci pełne pozwolenie na ugryzienie mnie, jeśli tylko przekroczę jakąś granicę - zapowiedział stanowczym tonem, próbując opanować podskakujące wesoło kąciki ust. Oh, zdecydowanie nie miałby nic przeciwko jego zębom na skórze. Chętnie zobaczyłby go w tym wydaniu.
Zamiast tego miał okazję doświadczyć Jeffa zagubionego w akcji, wyraźnie wybitego z rytmu tym małym zbliżeniem i to starczyło, aby dać mu spory zastrzyk satysfakcji. Dla niego nie było to nic specjalnego, ot krótki kontakt fizyczny, kilka odpowiednio dobranych słów, gierka na sprawdzenie jego reakcji i najwidoczniej działało. Nie rozumiał jego oporów, nawet nie próbował się postawić w jego sytuacji, ale nieszczególnie tego potrzebował. Chciał się do niego zbliżyć, poznać go lepiej, zarówno do strony fizycznej, jak i tej bardziej przyjacielskiej, a docieranie do tego najwidoczniej wymagało cierpliwości. Dwa kroki do przodu i jeden w tył, ale zawsze chociaż odrobinę ruszali się z miejsca.
- Wyjmij mielone z lodówki, możesz je zacząć podsmażać, ja się zajmę... - urwał, rozglądając się za kontaktem, aby podłączyć blender. - ...sosem. Przynajmniej przyprawy są na wierzchu, nie będę musiał nurkować po szafkach, alleluja - westchnął, podnosząc kilka słoiczków ze stojaka i dobierając sobie te, o których była mowa w przepisie, którego nauczył się kilka lat temu i dostosowywał do swoich potrzeb. Nieznacznie uniósł brew na jego odpowiedź, przerywając na chwilę blendowanie pomidorów na gładką masę.
- Najwidoczniej nic nie czeka mnie w nocy, skoro upierasz się na osobne pokoje - wytknął i dokończył zadanie, przenosząc się ze wszystkim bliżej kuchenki i, przy okazji, bliżej Jeffa. - Hm? Chyba nie dosłyszałem, co mówiłeś? - nacisnął nieco na jego próbę wymigania się z kończenia dość interesującego zdania. - Jak bardzo na ostro? - ciągnął dalej, podnosząc słoiczek ze sproszkowanym chili i lekko machając nim nad naczyniem z sosem. - Mów stop - polecił, samemu mając skłonność do przesadzania z przyprawami, więc wolał mieć pewność, że wpasuje się w jego gusta. Chociaż przez cały czas po uśmiechu dało się ocenić, że nie myślał wyłącznie o przygotowywanej potrawie. - Ja? Przede wszystkim nie rozumiem jak można nie lubić cebuli - wytknął, podchodząc do garnka, aby wrzucić do niego makaron i zmniejszyć ogień. Przez ograniczoną przestrzeń przy kuchence był zmuszony sięgnąć wkoło mężczyzny, a zanim się odsunął, musnął nosem jego kark. - Na śniadania zwykle jajka, czasem nic, w pośpiechu nikotyna starcza na pierwsze kilka godzin dnia - przyznał, wzruszając ramionami i kończąc przyprawianie pomidorów. Kiedy mięso wydawało mu się odpowiednio dosmażone, przelał na patelnię zawartość pojemnika i zabrał się za rozgniatanie nożem ząbków czosnku. - Dwa? Trzy? Więcej? Nie przejmuj się, zapach czosnku mnie nie odstraszy - zapewnił, w razie jakby Jeffie miał wpaść na taką metodę trzymania go na dystans. Powinien czuć się w tej sytuacji dziwnie, zazwyczaj wspólne gotowanie było ostatnim co wpadało mu do głowy, kiedy kogoś do siebie zapraszał, a teraz czuł się nadzwyczaj komfortowo po prostu manewrując z nim po kuchni i gadając o jedzeniu. - Jutro możemy rozpalić sobie ognisko na tyłach, zgarniemy jakiś koc, upieczemy pianki - zaoferował, podchodząc do lodówki, aby wygrzebać z niej piwo. Otworzył dwie butelki o pobliski blat, nie mając zamiaru szukać po szafach otwieracza, i przekazał jedną z nich swojemu gościowi. - Za wolność, Jeffie - zarzucił mały toast, podnosząc trzymaną butelkę, po czym pociągnął porządnego łyka. Gdyby nie troska o współpasażera, zrobiłby to już w samochodzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Posłał mu mordercze spojrzenie, słysząc wypomnienie tego, że ostatnio na nim zasypiał. Jednak tak, Casper miał rację, ostatnim razem pozwolił sobie na chwilę zapomnienia i to dodatkowo będąc jeszcze w związku. Starał się po tym zachowywać normalnie. Nawet nie wiedział jak do tego doszło, po prostu obudził się przytulony do bruneta i... tyle. Nic wielkiego się nie wydarzyło, teraz jednak wymyślił osobne spanie i nie chciał dopuścić aby wydarzyło się coś więcej. Czego zaznaczam raz jeszcze, że sam Jeffie do końca nie rozumiał, bo powstrzymywał się przed czymś, czego widocznie chciał i nie było to nic złego. -Ostatnio, to nie było planowane.- próbował się jakoś wybronić, ale wiedział że jest na straconej pozycji. Był na niej od kiedy poznał Caspera.
-Więc przyznajesz, że planujesz przekraczać granice.- skomentował ale skoro miał pozwolenie na ugryzienie, to miał zamiar z niego skorzystać, jeśli tylko Cas przekroczy jakąkolwiek granicę... a każdy jakieś swoje granice miał. Nawet Jeffie jeśli chodziło o powstrzymywanie samego siebie. W końcu nie da rady się powstrzymać i naprawdę zwolni hamulce, ale wiedział też, że wtedy nie będzie już odwrotu. Miał swoje zasady, nie dawał się nabierać na takie gierki i unikał przygodnego seksu. Był w tym temacie trochę staroświecki i musiał mieć osobę, której naprawdę ufa, która jest mu bliska. Nie sypiał z przypadkowymi ludźmi ani nie pozwalał sobie na flirt prowadzący tylko do jednego. Casper był jedyną osobą, której pozwalał na takie zagrywki, a przede wszystkim był jedyną osobą, która w tak krótkim czasie potrafiła wywołać w nim takie emocje. Może tego właśnie potrzebował? Raz w życiu mógł sobie chyba pozwolić na chwilę zapomnienia.
Zgodnie z jego wskazówkami wyjął mięso z lodówki, odnalazł patelnie i zajął się podsmażaniem padliny. Nie skomentował już słów o osobnych pokojach, bo miał rację, nic go nie czekało skoro będą spać osobno. -Absolutnie nic.- nie miał zamiaru wypowiadać tego na głos, wymsknęło mu się i po raz kolejny mu się podłożył, więc jak najszybciej chciał odejść od tego tematu. Jednak nie było to łatwe, zmarszczył brwi patrząc na bruneta, który trzymał w ręce słoiczek. -Stop.- powiedział, kiedy uznał, że ilość chili w sosie będzie wystarczająca. Złapał z nim na chwilę kontakt wzrokowy i przewrócił oczami widząc jego uśmiech. -Jesteś niemożliwy.- skomentował w między czasie i wrócił do pilnowania mięsa na patelni.
-Nie rozumiem jak można ją lubić.- zaśmiał się ale zaraz zacisnął zęby czując muśnięcie na karku, tak, zdecydowanie Cas był niemożliwy i sprytnie wykorzystywał to w jaki sposób działał na Jeffa. -Wiesz, że śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia?- wyjechał z życiową mądrością, ale faktycznie tak było. Nie sądził, że życie o samej nikotynie może być zdrowe. Chociaż sam palił, to starał się wcześniej zjeść coś normalnego. Kiedy Casper wlał sos na patelnię, wymieszał go z mięsem. -Trzy, te większe?- wskazał na ząbki czosnku, w sumie nie wiedział ile ich dać, ale widząc ilość mięsa z sosem stwierdził że tak będzie ok. -A co Cię odstraszy?- zainteresował się chwilowo zawieszając na nim swoje spojrzenie. Jeffrey też czuł się komfortowo, pomijając te kilka momentów, kiedy Cas próbował przekroczyć kolejną granicę. Oprócz tego czuł się swobodnie w jego towarzystwie i musiał przyznać, że wspólne gotowanie idzie im całkiem dobrze. W między czasie zamieszał też makaron, nie fatygując już Caspera do tego, aby znów musiał się za nim przeciskać. Podsunął mu na chwilę patelnię aby mógł wrzucić do niej czosnek. -Czosnku nie powinno się podsmażyć najpierw? a później dodać do tego mięso i sos?- zaśmiał sie ale właściwie co za różnica, teraz już za późno, ostatecznie wszystko i tak wylądowałoby na jednej patelni.
Kiedy wszystko było już na patelni, przykrył ją pokrywką i na moment mogli zostawić jedzonko w spokoju na małym ogniu. -Koniecznie, taki wyjazd bez ogniska się nie liczy.- zgodził się z nim, a poza tym Cas narobił mu właśnie ochoty na pieczone pianki. Wziął od niego butelkę z piwem i uniósł brwi do góry słysząc toast. Za wolność? Czy to było to czego chciał Jeffie? W obecnej sytuacji raczej nie miał wyjścia, był wolny i powinien czerpać z tego jak najwięcej. Uniósł w końcu butelkę do góry i upił łyk alkoholu, zastanawiając się czy Casper już się domyślił, że Jeffie faktycznie jest... wolny. -Jest tutaj w okolicy coś ciekawego, co warto zobaczyć? Czy raczej stawiamy na lenistwo w domku?- zapytał, wiedział że są za miastem, więc nie ma co liczyć na jakieś wielkie atrakcje ale może jakiś spacer w okolicznościach przyrody... Oczywiście z dala od jeziora. Zerknął do makaronu stwierdzając, że jeszcze kilka minut i będzie można go wyłączyć. Kontrolnie zdjął pokrywkę też z sosu, zamieszał go łyżką i miał zamiar skosztować co w ogóle udało im się tam stworzyć, a właściwie bardziej Casowi, Jeffie tylko podsmażył mięso. Wziął nieco sosu na łyżkę i skosztował wcześniej dmuchając w celu ostudzenia go. Musiał przyznać, że był bardzo dobry. -Spróbuj.- zwrócił się do Casa wyciągając łyżkę w jego kierunku z małym uśmiechem. -Soli, pieprzu?- sam by troszkę dosypał i to byłoby chyba na tyle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zamierzał go okłamywać, to całkowicie mijałoby się z celem. Sprawa z granicami była jednak odrobinę skomplikowana, na tyle płynna by nie mieściła się między prostym "tak, zamierzam forsować twoje mury, tylko poczekaj" i "nie, będę trzymał się dystans". Cas zwyczajnie nie był do końca przekonany gdzie tak właściwie leżały blokady drogowe, z każdym słowem była to ruletka czy trafi jeszcze przed linią na piasku, czy odbije się od bariery i może przy okazji nieco ją osłabi. Kiedy Jeffie wpadał w nastrój na odsuwanie się, jego reakcje bywały przewidywalne, chociaż jednocześnie nigdy nie było pewności czy czasem jednak nie podłapie żartu i nie pociągnie go dalej. Jakby sam nie był do końca pewny czego chce. I co tu dużo mówić, Hughes bawił się świetnie próbując naprowadzić go na właściwe tory.
- Niemożliwy, jedyny w swoim rodzaju, niezastąpiony... - pochwalił się nieporównywalnym poziomem skromności, nie robiąc sobie nic z jego niezadowolonego fukania. Sam się w to władował, powinien spodziewać się pociągnięcia rozmowy w takim kierunku. - Wiesz, good luck finding another me - zacytował piosenkę słuchaną w aucie, kojarząc pośrednio, że jego towarzysz ją przełączył, ale nie planował się nad tym szczególnie rozwodzić. Sens utworu go nie obchodził, najbardziej zapadła mu w głowie właśnie ta jedna linijka.
- Hm, skoro są takie ważne to może zaczniesz upewniać się, że będę je jadł? Przy okazji można to łączyć z kolacją, dla wygody - zaproponował, nie mając zamiaru wchodzić w dyskusję na temat istoty porannych posiłków. Nasłuchał się już tego w życiu, zwłaszcza podczas niemożliwej do zignorowania fali fanatyków zdrowego odżywiania. Umykał im tylko jeden, dość istotny fakt - Cas miał to głęboko w poważaniu. Na pytanie o odstraszanie, uniósł pytająco brew. - Od ciebie? Nic nie przychodzi mi do głowy - nie był to tylko tani tekst podszyty słodkimi kłamstewkami, szczerze nie był pewny co Jeffie musiałby odwalić, aby go zniechęcić. Poza stanowczym "nie", którego jeszcze nie usłyszał, nie było zbyt wiele spraw stanowiących dla niego czerwoną flagę. Można to wywnioskować chociażby po początku ich znajomości, kiedy to zajęty status Crawforda znaczył dla niego tyle co zeszłoroczna pogoda. - O, nie, zdecydowanie nie, skarbie. Czosnek gorzknieje na patelni, najlepiej dodawać pod koniec, aby się nie zjebał - odparł na wątpliwości co do jego zdolności kulinarnych. Były znikome, sam za nic nie potrafiłby skonstruować niczego zjadliwego bez konkretnych wytycznych, ale znał parę zasad gotowania i był co do nich całkowicie pewny. Po dorzuceniu ostatnich przypraw mogli zostawić sos samemu sobie i zająć się piwem.
- Właśnie patrzę na najlepszą atrakcję w okolicy, nie wiem o co ci chodzi - odparł i zamrugał ze sfingowanym zdezorientowaniem, po czym posłał mu szeroki uśmiech. - Właściwie to coś mam, a nawet więcej cosiów, po jedzeniu możemy wyskoczyć na spacerek - zaproponował, jako że nie mieli żadnej godziny policyjnej, a powoli zbliżał się zachód słońca. Brzmiało to jak doskonała okazja na dobre zaczęcie weekendu, a na leżenie w łóżku, czy raczej osobnych łóżkach, jeśli Jeffie faktycznie się tak uprze, znajdą czas później. Oderwał się od popijania piwa, aby skorzystać z wyciągniętej w swoją stronę łyżki i posmakować ich dzieła. Powoli pokiwał głową i spojrzał na wspomniane przyprawy. - Dopieprz - zawyrokował i przekazał mężczyźnie odpowiednie opakowanie, aby dodał wedle swoich upodobań. Cas miał lekką rękę do zasypywania jedzenia kolorowymi proszkami, wolał takie decyzje pozostawiać innym osobom z towarzystwa. Nie powstrzymał się jednak przed zebraniem odrobiny sosu na palec i pacnięciem go w sam czubek nosa. Ze śmiechem uciekł z zasięgu jego gniewu i przeszukał szafki, aby wyciągnąć na blat talerze i sztućce. Oraz durszlak do odcedzenia makaronu. Sprawnie ogarnęli rozkładanie porcji, z oczywistym dodatkiem tartego sera, i mogli przenosić się do salonu po wrzuceniu garów do zlewu. Później się je ogarnie.
- Chcesz coś obejrzeć? Wątpię, aby był tu dostęp do netflixa, ale powinniśmy mieć jakieś płyty. Jak dobrze pamiętam to głównie musicale - zaoferował, odkładając swój talerz i piwo na stoliku przed rozległą kanapą zajmującą pół pokoju. - Ewentualnie możemy intensywnie patrzeć sobie w oczy i zobaczyć jak długo wytrzymasz zanim zaczniesz się rumienić - dodał, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Jego zmieszanie było przeurocze, nic dodać nic ująć, ale to nie oznaczało, że nie mógł się z niego trochę ponabijać.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”