WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Niewiele spał w ciągu kilku ostatnich dni. Wszystkie sprawy i problemy z ostatnich tygodni nawarstwiły się na tyle, że nie miał czasu na takie przyjemności jak sen. Zresztą jeśli miał jakąś chwilę wytchnienia to stres i emocje nie pozwalały mu się wyciszyć i odprężyć. Nawet skręty w ilości znacznej niewiele działały przy nadmiarze adrenaliny jaki w sobie nosił. Ale opłacało się, bo dzięki temu domknął wszystkie sprawy i nic go już nie hamowało przed zorganizowaniem tej niespodzianki którą, olaboga, tyle planował. Właściwie to większość tego planu była zrealizowana wystarczyło tylko wyłożyć kasę, której wcześniej jednak mu brakowało. Teraz ją miał i czuł się z tym bardzo dobrze, a w dodatku bardzo pewny siebie. Rankiem napisał wiadomość do Pri, żeby się upewnić czy ma tego dnia nieco czasu dla niego, no i oczywiście, żeby zbudować trochę napięcia. Dobrze wiedział, że Viper nie jest zbyt cierpliwa i słabo znosi niedopowiedzenia, dlatego tym bardziej miał ochotę odrobinkę podroczyć się. Nie chciał poruszać się po mieście swoim zdezelowanym samochodem, dlatego wpadł na ten pomysł z uberem. Do tego
poprosił kierowcę, żeby w środku na dziewczynę czekał bukiet z życzeniami. Chciał żeby je dostała, ale trochę krępował się wręczać Princi bukiet kwiatów na środku ulicy. Jeszcze ktoś mógł to przecież zobaczyć, ktoś znajomy i co wtedy?
Przed południem zdecydował się jednak na dłuższą drzemkę, bo miał straszliwe wory pod oczami. Trochę to pomogła, ale nawet zimny prysznic przed wyjściem nie pozbył się oznak zmęczenia na dobre. W downtown bywał tylko w bardzo konkretnych celach, głównie dowoził towar na domówki w apartamentowcach, lub pod fancy kluby. Wystawne okolice z drogimi sklepami to raczej nie bajka Jaqa, więc nie spędzał tutaj zbyt wiele wolnego czasu. No ale nastał taki dzień kiedy miał ochotę zaszaleć z panną Thompson, zaczynając od przechadzki po luksusowych butikach. Bo na dobrą sprawę to nie mieli jeszcze okazji wspólnie poświętować jej urodzin i właśnie ten temat mięli dzisiaj nadrobić. Kiedy zobaczył nadjeżdżający samochód na który czekał podszedł bliżej krawędzi chodnika. Otworzył tylne drzwi i podał rękę wysiadającej Pri. - Hej pszczółko. Jak się czujesz? Nie zbyt staro? - zaczął rozmowę, jakby nigdy nic, a na jego zmęczonej twarzy mimowolnie pojawił się tkliwy uśmiech. Z premedytacją zignorował, że Cia zapewne ma już do niego z setkę pytań i nie zaczął od jakichkolwiek wyjaśnień.
-
Powtarzała mu wiele razy, że nie jest dziewczyną a la Rodeo Drive. Nie potrzebowała fancy ciuchów, nie potrzebowała zakupów, bo online radziła sobie całkiem nieźle, biżuteria nie była jej zajawką, bo wolałaby nowy procesor zamiast bzdur, których nie założy pewnie nigdy i że nie musiał się wykosztowywać na nią. Lubiła prezenty, jak każdy, nie ważne czy była dziewczyną czy nie, ale dobrze wiedziała, że zmuszanie kogoś do obdarowywania ją nimi jest mocno słabe, więc po co? Prezent powinien wychodzić od kogoś samoistnie, ale skoro Jaq chciał się wykazać i jeszcze cały czas budował w niej to napięcie, że coś dla niej ma, coś przygotował, to no.. była ciekawa, tak? Na dodatek cholernie niecierpliwa. Gryzła więc ołówek, szkicując co jakiś czas nowy projekt na bloku papieru, by potem przenieść go ostatecznie przed zakończeniem zmiany. Spojrzała na zegarek, zbiegła na ubera i uśmiechnęła się do siebie, zapadając się w siedzeniu samochodu. Kwiaty. To całkiem uroczy gest, trochę tajemniczy, bo przecież nie dostawała go personalnie od Rahima, trochę wzbudzający mieszane uczucia. Nigdy nie była przesadną romantyczką, rozmawianie o tym, że zależało jej na kimś wychodziło super spontanicznie i zazwyczaj wtedy, gdy była zła na daną osobę. Niemniej, doceniała gesty i zrobiło jej się ciepło w środku. Rozglądnęła się kilka razy dokąd zmierzają, pewnie zapytała kierowcę gdzie ją wiezie, ale ten owiał całą wyprawę tajemnicą, więc gdy tylko zaparkował, a brunet otworzył jej drzwi, uniosła brew do góry. - Już myślałam, że mnie wywiezie na jakiś handel ludźmi - zaśmiała się po chwili i skradła mu krótki pocałunek, zamykając drzwi za sobą. W dłoni trzymała kwiaty, więc tylko drugą, tą wolną, mogła objąć go za kark - cóż, biorąc pod uwagę, że mam tyle lat, że własny ojciec zapomniał - choć to może być sytuacja pod tytułem "mam za dużo dzieci by to pamiętać" - to chyba jestem stara, ale nie jest źle - pokręciła głową, odsuwając się od niego i poprawiając swój ubiór odruchowo. - Gdzie idziemy, mówiłeś, że coś zaplanowałeś? - Zapytała zaciekawiona. Byli w miejscu, gdzie butik na butiku się piętrzył i nie sądziła, by to były klimaty Rahima, ale okej, była w stanie mu zaufać, na ten jeden moment. W końcu na kluby było za wcześnie.
-
- Właściwie to możliwe, mógłby za Ciebie całkiem sporo dostać. Ale na taki bazarek to nie w tę stronę. - odpowiedział żartem, bo przecież nie znał i nie zamierzał znać się na takich rzeczach. Również ją objął i ucieszył się widząc dziewczynę z kwiatami i miał nadzieję, że faktycznie się jej spodobały. Pewnie nie przyzna się do tego nigdy, ale kwiaty to była rada od jego mamy, bo tak, zadzwonił i poprosił o kilka rad jak nie spieprzyć urodzin dziewczyny na której mu zależy. Posłuchał się jak na grzecznego chłopca przystało, ale takie zagrywki to raczej nie w jego stylu, prędzej zostawiłby jej ulubione danie z chińczyka, czy sorbet z mango. - Jebać ojców. Na niczym się nie znają. - stwierdził kolokwialnie, chcąc jakoś pocieszyć Viper, bo też znał to uczucie kiedy stary się nie interesuje. Ogólnie ojcowie to raczej jakaś teoria spiskowa, bo wnioskując po sobie i niektórych swoich ziomkach, ojcowie nie istnieli i nie było dowodów na ich istnienie. - Chciałem Cię zabrać na kolację do Edgewater, ale totalnie nie mam się w co ubrać. - wyjaśnił chwytając się za swoje białe dresy i basicową koszulkę z sieciówki. - Pomożesz mi coś wybrać? - zwrócił się do Sky, uśmiechając się zadziornie dając do zrozumienia, że nie chodzi tylko o niego. Jasne, że mogli tam pójść teraz, w tym czym stali i mieć kompletnie wyjebane w to czy się to komuś spodoba czy nie. I tak wciąż byli młodzi oraz atrakcyjnie i większość gości hotelowym mogła im pozazdrościć, ale ostatecznie chodziło tylko o nich samych i drobne przyjemności jak fajny ciuch.
-
-
-
-
Jak to się stało, że Walter - naczelny zrzęda i krytyk miejsc tłumnie szturmowanych przez ludzi - został zaangażowany w coś tak potwornego jak maraton po okolicznych butikach? Cóż, na pewno już na start można wykluczyć taką opcję, jak zgłoszenie się na ochotnika! Ba, gdyby to zależało tylko od niego, to prawdopodobnie wszystkie ubrania zamawiałby przez Internet, by w ten sposób uniknąć konieczności krążenia po galerii w poszukiwaniu tych jednych, czarnych gaci. Chociaż zdecydowanie największą zmorą były nader pomocne ekspedientki, które zdawały się nie pojmować krótkiego nie, nie potrzebuję pomocy, dziękuję i jak na złość próbowały wcisnąć mu jakiś totalnie bezużyteczny szmelc. Nie chce Pan może woododpornego zegarka, sprawdzającego się w każdych warunkach? A rozważał Pan kiedyś zakup biżuterii? Ten złoty sygnet to ostatni krzyk mody! Jako człowiek niesłynący z cierpliwości, najczęściej wychodził ze sklepu po drugiej czy trzeciej takiej zaczepce.
Niestety - akurat tego przeklętego dnia Walter musiał trzymać nerwy na wodzy, ponieważ nie on był tutaj osobą decyzyjną, a jedynie ofiarą doradcą i tragarzem towarzyszem w zakupowych podbojach Kenzie. Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle się na to zgodził, wszakże jak już zostało podkreślone dość dobitnie, nie przepadał za lataniem po butikach. Chyba przyczynił się do tego sms od Oswalda, który nakazał Rutherfordowi dopilnować, by jego ukochana młodsza siostra nie zakupiła zbyt wyzywającej sukienki, a najlepiej, żeby nabyła habit. Prosty, zakrywający i z całą pewnością przyciągnie niejedno spojrzenie na rodzinnej imprezie! Na razie jednak nie zamierzał informować Kenz, że dress code miała już narzucony z góry - życie mu było jeszcze miłe - i dzielnie człapał za nią od butiku do butiku. - Długo jeszcze? - zadał w końcu odwieczne pytanie każdego mężczyzny, racząc pannę Atherton wyraźnie błagalnym spojrzeniem, by ten sklep, do którego wchodzili aktualnie, był tym ostatnim.
-
..........Niestety tym razem padło na zakupy ubraniowe, chociaż może nie takie niestety, bo płakać nie zamierza. Mimo wszystko czasem i ona lubi pochodzić po sklepach, pomierzyć piękne ubrania, a potem kupić co najmniej połowę tego, co znajdzie, bo kogo jak kogo, ale ją akurat na to stać, nie żeby komukolwiek się tym chwaliła. Nie ten typ, ale skoro ma takie możliwości, dlaczego by z nich nie skorzystać? Szczególnie że tym razem okazja nadarzyła się sama, choć na myśl o kolejnym weselu ciotki Camili, trochę jej się tego wszystkiego odechciewa. Rodzice jednak chyba by ją zabili, gdyby się tam nie pojawiła, a wiedząc, że przed rodziną musi prezentować się nienagannie, właśnie dlatego wybrała się na zakupy.
..........Tylko co to za zakupy bez pomocnika? Początkowo pomyślała o jednej ze swoich przyjaciółek, wszakże na zakupy dużo łatwiej chodzi się z innymi kobietami, które nie jęczą już po pół godziny zakupów. Szybko jednak stwierdziła, że bardziej przyda jej się męska opinia, no i trochę mięśni, gdyby odrobinę zaszalała i kupiła więcej, niż jedną rzecz, a to całkiem możliwe. Wybór szybko padł na Waltera, choć była świadoma tego, że prawdopodobnie odmówi i za żadne skarby świata się na to nie zgodzi. Zaczęła nawet rozważać inne opcje, ale ku jej zdumieniu, Rutherford zgodził się już za pierwszym razem, w czym na pewno maczał palce jej brat. Albo to, albo Walter wyjątkowo mocno uderzył się w głowę. Co by to jednak nie było, po jego minie widzi, że żałuje podjętej decyzji.
..........— Tyle, ile będzie trzeba — odpowiada z szerokim, promiennym uśmiechem, który posyła Walterowi. To dopiero początek, a on już jęczy, niedobrze! — No chodź! Po wszystkim pójdziemy coś zjeść. Albo się napić, jeśli to poprawi ci humor — mówi, ciągnąc go za sobą do kolejnego sklepu. I gdyby tylko wiedziała, że prawdopodobnie każda jej propozycja spotka się z jego nie, dopóki sukienka nie będzie zakrywała każdego centymetra jej ciała, zapewne zostawiłaby go przed sklepem i kupiła coś sama, bez jego pomocy.
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand
-
Potencjalne uderzenie się w głowę było całkiem możliwe, ponieważ bezlitosny los ostatnio nie oszczędzał Waltera i zsyłał na niego najróżniejsze nieszczęścia, poczynając od samobójstwa narzeczonej, a na zawieszeniu w pracy kończąc. Paradoksalnie dużo mocniej odczuł to drugie - może dlatego, iż od wielu lat to robota grała u niego pierwsze skrzypce. Będąc więc wyrwanym ze swojego naturalnego trybu, Rutherford nie bardzo wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Na początku codziennie rano wybierał się na jogging po okolicy, ale kiedy nogi zaczęły automatycznie go nieść w kierunku komisariatu, to porzucił to zajęcie, nie chcąc ściągnąć na siebie jeszcze większych kłopotów. Dlatego głównie przesiadywał w domu; trochę czytał, trochę oglądał, trochę szlajał się po mieszkaniu bez celu, a trochę też analizował dokumenty, które udało mu się dyskretnie zwinąć z biurka z gabinetu pod nieobecność O'Malley. Tylko czekał, aż wściekła zacznie łomotać w jego drzwi wejściowe i domagać się ich zwrotu, ale do tego czasu zamierzał udawać, iż nie robił nic złego, po prostu starał się zachować namiastkę normalności.
Ale najwyraźniej nie najlepiej mu to wychodziło, skoro dał się zaciągnąć na babskie zakupy. Zresztą po wyrazie rezygnacji, który nie opuszczał jego twarzy od dobrej godziny, dało się wywnioskować, iż doskonale z tego faktu zdawał sobie sprawę. - Nie podoba mi się ta odpowiedź - burknął, jak na książkowy przykład marudy przystało, ciężko przy tym wzdychając. Chciał coś jeszcze mrukliwego dodać, ale widząc szeroki uśmiech Kenzie, powstrzymał się i jedynie ostentacyjnie przewrócił oczami. - To już zabrzmiało lepiej - stwierdził, ale nieufnie, bo jeśli czegoś życie go nauczyło, to że kobiety zawsze wiele obiecują, a potem niewiele z tego wychodzi! Mimo tego dość pesymistycznego nastawienia, grzecznie podążył za panną Atherton do sklepu. Tam natomiast znalazł sobie jakąś wygodną pufę, na której od razu klapnął i nogi przed siebie wyciągnął. - To Ty sobie coś wybierz, a ja tu sobie zaczekam - rzucił bardzo sprytnie, ramiona na torsie splatając i wbijając wymowny wzrok w Kenzie, co by wiedziała, że nie kupi w tym sklepie nic bez jego wcześniejszej akceptacji. No brakowało tylko, żeby tu zaraz karteczki z punktacją wyciągnął z kieszeni i zaczął się bawić w jurora rodem z programu rozrywkowego!
-
..........— Spokojnie, ja zawsze dotrzymuję obietnic — zapewnia go, z uśmiechem klepiąc go uspokajająco po ramieniu. Nie zawsze powinno się ufać kobietom, zdaje sobie sprawę, no ale jej nie uwierzy? Przecież ona nigdy nie kłamie! Szczególnie kiedy sama chętnie po tym wszystkim by coś zjadła i czegoś się napiła.
..........Kręci głową z rozbawieniem, gdy Walter siada na pufie, gdy tylko ją zauważa. Jest jednak w stanie mu to wybaczyć, bo przy buszowaniu między sukienkami i tak nie jest jej do niczego potrzebny. Może też na moment przestanie pytać ile jeszcze i zajmie się czymś innym, dlatego posyła mu ostatnie spojrzenie, po czym znika między wieszakami.
..........Dwadzieścia minut później wraca z naręczem sukienek — długich, krótkich, prostych, bufiastych, błyszczących. Gdzieś między nimi jest też zapewne kilka kombinezonów, bo kto powiedział, że musi iść w sukience? Z taką górą ubrań od razu kieruje się do przymierzalni, gdzie nakłada pierwszą sukienkę — czarną, krótką i bez pleców. Walter, jak ją zobaczy, to pewnie zawału dostanie, bo na pewno dostał od Ozzy’ego specjalne wytyczne, ale i tak ma zamiar kupić to, co jej się spodoba. Ale kto wie, może dojdą do jakiegoś kompromisu?
..........— I jak? — pyta, kiedy już wychodzi z przymierzalni i staje naprzeciwko mężczyzny, okręcając się w miejscu, aby mógł ją zobaczyć z każdej strony. Już teraz jednak wie, że cokolwiek nie powie, nie kupi tej sukienki. Jest niewygodna, na dodatek za mała w cyckach i źle się układa.
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand
-
- Oby nie tak jak Ozzy, który miał już nie nagrywać mi na skrzynce głosowej hej Walter na melodię Hey Jude, a robi to niezmordowanie od co najmniej dwóch miesięcy - wtrącił z wyraźnym zmęczeniem, mimowolnie się za nasadę nosa łapiąc na samo wspomnienie tych wszystkich wiadomości, których musiał wysłuchiwać, bo Athertonowi jednak daleko było do Paula McCartneya.
Kiedy Kenzie była bardzo zajęta wybieraniem sukienek, to Walter dla zabicia czasu wyciągnął telefon, choć warto zaznaczyć, że kontrolnie co jakiś czas zerkał na swoją towarzyszkę, czy go przypadkiem nie postanowiła porzucić, jak matki swoje dzieci przy kasach w supermarketach, gdy im się przypomni, że miały jeszcze zgarnąć karton mleka, bo była super promocja. Wyłączył się jednak na dłużej, gdy natrafił na artykuł dotyczący zbliżających się wielkimi krokami wyborów, więc wzrok podniósł dopiero, gdy usłyszał głos przyjaciółki. I aż się biedaczyna zapowietrzył z oburzenia! - MACKENZIE ATHERTON, PRZEBIERAJ SIĘ I TO JUŻ - oznajmił w pierwszym odruchu, godnie zastępując jej starszego brata i machając dramatycznie w stronę przebieralni, z której wyszła. - To znaczy... Na pewno są jakieś lepsze - dodał zaraz dyplomatycznie, posyłając jej coś na kształt lekkiego uśmiechu. No nie chciał, żeby od razu się domyśliła, iż zamierzał gorąco wetować każdą kieckę, która odsłaniała choć trochę skóry!
-
..........Ona sama woli myśleć, że po stracie najlepszego przyjaciela nadal jest starą Kenzie. Ot, po prostu w jej życiu zamknął się pewien rozdział i zaczął kolejny — taki, w którym przyszedł czas, aby nieco wydoroślała i spoważniała. Nadal jedna lubi grać na konsoli, spotykać się ze znajomymi, grać w tenisa czy jeździć konno. Nie odmawia lampki wina, a czasem nawet całej butelki, nie zamyka się w domu i nie spędza większości dnia na samych obowiązkach. To, że nie bawi się już tak, jak kiedyś, wcale nie oznacza, że jest inna, po prostu przeszła na kolejny etap.
..........— Mam wrażenie, że to po prostu jego sposób na wyrażenie swojej dozgonnej miłości — prycha z rozbawieniem, bo nawet nie zliczy ile razy Ozzy robił jej na złość, chociaż obiecywał, że to ostatni raz. — Ale nie martw się, nie odziedziczyłam po nim tej cechy — dodaje, jeszcze zanim znika w przebieralni.
..........Najgorsze w tych całych zakupach jest właśnie to — ubieranie i rozbieranie, i tak w kółko. Owszem, miło jest zobaczyć się w tylu pięknych sukniach, ale co się przy tym namęczy, to jej. Z krótkimi na szczęście nie jest jeszcze tak źle, więc w tę czarną przed kolana przebiera się dość szybko. I choć nie jest co do niej przekonana, nie podoba się jej reakcja Waltera, na co marszczy z niezadowoleniem brwi.
..........— Rozumiem, że ci się nie podoba, ale może tak ciszej, co? — mruczy, ale odwraca się na pięcie i wraca do przebieralni. Tym razem wybiera długą suknię na ramiączkach, już z plecami, ale z większym dekoltem i rozcięciem z boku. Najbardziej jednak podoba jej się to, że choć na górze jest czarna, kolor dołu przechodzi w bardzo jasny szary, niemal biel. Ta jest zdecydowanie wygodniejsza, ładniejsza i — a przynajmniej tak jej się wydaje — bardziej odpowiednia. Dlatego z zadowoleniem wychodzi z powrotem przed przebieralnię.
..........— A ta? — pyta, pokazując mu się z każdej możliwej strony.
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand
-
-
..........— Oh, czyżbym usłyszała komplement z ust pana Rutherforda? — pyta, udając niezmiernie zaskoczoną, choć trzeba przyznać, zrobiło jej się całkiem miło, nawet jeśli komplement został wpleciony w lekki żart. — Nie martw się, nie powiem. To będzie nasza tajemnica — mówi z rozbawieniem, uśmiechając się szeroko, ale tego Walter nie może już zobaczyć, bo dzieli ich długa, ciężka zasłona. Całe szczęście, że przebieralnia jest duża, bo nie znosi tych małych, klaustrofobicznych klatek, w których nie da się normalnie przebrać, bo nie ma na to miejsca. Ale co się dziwić, jest to zdecydowanie lepszy sklep, niż zwykła sieciówka, a to oznacza, że nie tylko asortyment jest zdecydowanie lepszy.
..........— Nie ma mowy! I tak była niewygodna — oznajmia, bo faktycznie pierwsza sukienka była okropna. Druga jednak to zupełnie co innego. Miła w dotyku, zwiewna, nie na tyle długa, aby po niej deptała, ale wystarczająco, by zakrywała jej nogi. Te niestety zaś ma chudziutkie, więc może faktycznie będzie lepiej, jak kupi jakąś długą.
..........— Tak myślisz? — mruczy w zamyśleniu, oglądając się w lustrze ze wszystkich stron. Trochę szkoda, bo naprawdę podoba jej się ta sukienka, ale może faktycznie trochę za ciemna? Zresztą, nic nie stoi na przeszkodzie, aby przymierzyć kolejne, w razie co zawsze będzie mogła do niej wrócić. Wzdycha więc cicho, a potem kiwa głową, kompletnie nie zauważając jego zmieszania i tego, że w pewnym momencie odwrócił wzrok. — Może masz rację. Zobaczymy. Idę mierzyć kolejną — stwierdza, a potem znowu znika za kotarą, aby się przebrać. Następna w kolejce jest beżowa, z odrobinę cięższą, bo cekinową górą. Mimo to ona również jest bardzo wygodna, ale niestety przy tej ma niewielki problem z zapięciem zamka, który znajduje się z tyłu.
..........— Walteeeeer? Przyjdziesz tu i mi pomożesz zapiąć tę cholerną… Sukienkę? — pyta z błaganiem w głosie, odgarniając niesforne kosmyki włosów, które opadły jej na twarz. Przecież nie chce się przy tym wszystkim spocić, a gdyby jeszcze przez chwilę próbowała walczyć z tym zamkiem, niewątpliwie tak by właśnie się skończyło.
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand