WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuch


Kiedy szedł do sklepu, uważnie obserwował twarze ludzi, jakby spodziewał się że Key gdzieś mu z nienadzka wyskoczy. Ale nie wyskoczył. Nie pojawiał się, nie było go. I doskonale pamiętał, jak chodzili po mieście we troje, roznosząc plakaty. Teraz chodził sam, czasem z Jas, czasem z jakimś kuzynem i tak jak kiedyś szukał, kiedyś matki, teraz brata. I tak jak kiedyś, miał złe przeczucia i przerażało go jak cholera, że kiedyś te złe przeczucia się spełniły. Bo Key nie zrobiłby im czegoś takiego przecież, nie po tym przez co wszyscy przeszli, to już za długo trwało. Mógł nawiać na dzień, czy dwa, ale teraz już było jasne, że jeśli nawiał to coś się złego stało. Więc pisał i dzwonił, ale telefon nie działał i to było jeszcze bardziej przerażające.
I to było dużo straszniejsze, niż kiedy zniknęła matka. Bo za Keya w jakimś stopniu czuł się odpowiedzialny, bo Key wychował się przy nim, bo to on spędzał ze smarkami czas, kiedy rodzice zajmowali się sklepem i powinien był pewnie uważać na nich nadal, na oboje, a nie wiedział co się z nimi dzieje. Najpierw wyjechał, a potem po prostu zajął sobą, przyjmując jakoś, że duzi są już, że przyjdą jeśli coś się stanie. I może to złe było, nie wiedział już.
Ale trudno było się skupić na próbie, na czymkolwiek, to takie absurdalne okropnie że w ogóle musiał tutaj być. Że świat nie stanął w miejscu, że już mają repertuar na kolejny miesiąc, że musi się tekstu nauczyć.
Zaraz rolę straci, nie może, chyba dopiero teraz tak naprawdę ojca rozumiał. Sklepem ktoś się musi zająć. Musi, bo pieniądze są potrzebne nawet, kiedy pieprzony świat się wali, tak? Więc próbował, chyba trzecie podejście, chyba wściekli już byli, przez niego do nocy będą tu siedzieć, ale nikt nic nie mówił, bo znali sytuację przecież. Dopiero za jakiś czas ktoś zasugeruje, że może powinien go ktoś na razie zastąpić, reżyser z nim pogada, bo jasne, rozumie, ale Milo też musi rozumieć w końcu.
Przeklął pod nosem. Usiłował nie być sobą, jak zawsze na scenie, być postacią, ale nawet nie wykreował jej sobie w głowie, skupić się nie umiał i wiedział, że to nieprofesjonalne i pewnie miałby to w dupie, ale nie mógł. Więc wyskoczył znowu na tę scenę, tekst powiedział, w końcu powiedział, widział minę reżysera, bo nie chodzi tylko o to żeby tekst powiedzieć, go trzeba pokazać, ale narazie mu odpuszczono, już inni wchodzili, zaczynała się gra i musiał w końcu się skupić, wziąć w garść.
Ale chyba zaczęło iść, nawet dawał radę, nawet wypowiadane słowa zaczęły nabierać sensu, a ton emocji, gesty siły, nawet przez chwilę był w miejscu w którym powinien być, kiedy drzwi się otworzyły, dość niespodziewanie i spojrzał w tamtą stronę. Kurwa mać.
- Przepraszam. - odezwał się już nie wiedział który raz, zeskoczył ze sceny, ruszając w kierunku młodej kobiety, bo spięcie tutaj, w pracy to ostatnie czego potrzebował, szczególnie do cholery teraz. - Nie możesz do cholery napadać mnie w pracy.
Odezwał się na powitanie, kiedy znalazł się wystarczająco blisko. Czuł się jak nastolatek, smarkacz który nie potrafi się zachować, to było tak kurewsko nieprofesjonalne.
- Mamy próbę, idź, nie mam czasu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Świat obrał sobie zupełnie inny kierunek, ale ona nie chciała się do niego dostosować. Wkurzała się pewna, że każdy by to zrobił, bo licząc na kogoś wierzysz w tę osobę. Obdarzasz zaufaniem, a potem czekasz jak baran z całą grupą gotowych do akcji osób, które patrzą na ciebie z rozżaleniem, bo nie mogli zrobić nic. Niby jak? Khayyan grał w performance główną rolę. Ustawili to pod niego, bo chciał to zrobić, spełnić swą prywatną wizję czegoś wyjątkowego, czego nie potrafił zrobić osobiście, ale jako ktoś inny już tak. Molligan się zgodziła, zawierzyła mu z całego serca i oddała projekt pod jego skrzydła. Wszyscy słuchali chłopaka a on dziękował za ich rady. Byli grupą, watahą, która działała w tym samym celu, a jednak korpus danego projektu przepadł i to po raz drugi! Pierwsze przewinienie mogła darować Milah’owi, ale to miało się zmienić i kiedy dwa tygodnie później zdecydowali się na powtórkę, chłopak zrobił to samo – nie przyszedł.
Nie przyszła góra do Mahometa, Mahomet przyszedł do góry.
- Khayyan! – zawołała na cały głos nie zważając na to, że zwróciła na siebie uwagę każdej osoby przebywającej w teatrze podczas próby. – Ty zdradziecka..! – Nie dokończyła, bo chłopak zdążył do niej dobiec. Spotkali się w połowie drogi od drzwi do sceny. – Nie interesuje mnie to tak samo, jak ciebie nie interesowało, że zawiodłeś całą naszą grupę. Czy ty masz pojęcie, co zrobiłeś? Już dwa razy ludzie czekali na nasz występ. Wyszliśmy na frajerów. – Dziabnęła go palcem wskazującym w klatkę. – Zaufaliśmy ci! Ja ci zaufałam a uwierz, że to cholernie trudna sztuka. A ty.. ciebie nawet nie było stać na głupiego sms’a „Sorry not sorry, mam was w dupie, radźcie sobie”. – Gdyby wysłał go dzień przed występem, jeszcze by coś zaradzili i jak durni nie czekaliby na przybycie Khayyana. – Chociaż tyle, ale nie, ty dbasz tylko o swoją dupę! – Pac, znów palcem w klatkę.
Była na niego wściekła jednoczenie wyrzucając na niego nie tylko frustrację związaną z nieobecnością podczas występów, ale również gniew na siostrę, która bez słowa wyjechała z miasta i jakby nigdy nic ją zostawiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

przepraszam, że tak długo :<


To była dla niego zabawa. Dobra zabawa, czuł się jak na studiach, kiedy mieli wymyślne zadania, które miały na celu ich ośmielić, dodać im odwagi, kiedy występowali na ulicach, przed całkiem obcymi ludźmi po raz pierwszy. I lubił to, lubił proste wydarzenia, lubił kiedy coś się działo, nawet jeśli często nie miał czasu, bo tego mu ostatnio cholernie brakowało. Ale tym razem zapomniał po prostu. Bo to zabawa i, bo nie obchodziło go teraz nic za bardzo, bo z trudem obchodził go ten teatr, który z pasji obrócił się w smętny obowiązek, bo nawet ten teatr nie miał sensu i jakiś nie na miejscu był, bo jak można grać, kiedy twoja rodzina się rozpada w drobny mak. I może głupio, gdyby pamiętał, dałby znać, że nici z głupiego ulicznego występu, bo inni się przygotowywali i tracili czas. Ale niewyspany był, zmęczony, poirytowany, zmartwiony i z myślami w innym miejscu. Myślami wszędzie, głównie chyba w swojej bezradności, bo wiedział, że nic nie może zrobić.
I teraz zeskoczył ze sceny i ruszył w kierunku wściekłej Mich i wściekły był na nią, że tu przyszła, że się wydzierała jak na targowisku jakimś, wściekły był za bardzo, bo przede wszystkim był wściekły na całą sytuację, której ona winna przecież nie była. Wiedział, że dla niej te występy znaczą dużo więcej i, że zmarnował ich czas, ale chyba był zmęczony i był dupkiem, bo nie potrafił się szczerze przejąć, nie, kiedy przychodziła do teatru zrobić mu awanturę.
- Nie wydzieraj się do cholery, nie jesteś w oborze, słyszę co mówisz, jestem jak widać trochę kurwa zajęty. - syknął, kiedy za jego plecami ogłoszono pięć minut przerwy. Spiął się trochę, ale przetarł twarz, bo to nie wina Mich, że nawalił i miała prawo się wściekać. A on się wyżywał w tej chwili na niej, zirytowany był na wszystko.
A Mich dźgała go palcem i nie przerywała, Milo próbował ochłonąć, bo wiedział że nie może się wyżywać, nie ma kilkunastu lat, sam musi wziąć się w garść.
- Przepraszam, okej? Wyleciało mi z głowy. Spro się ostatnio dzieje. - westchnął w końcu. Obrócił się bokiem, żeby obserwować scenę, kilka osób ich obserwowało, kilka wyszło pewnie coś zjeść. Reżyser siedział. Zerkał w ich stronę.
- Mój brat zaginął. Głupie. Nic nie mogę zrobić w sumie, poza stalkowaniem jego socjali, łażeniem po mieście i wpadaniem do domu, żeby sprawdzić jak Jas i ojciec się trzymają, a jakoś zajmuje mi to większość życia. Okej?
Jego ton był dosyć chłodny, dosyć pusty, tłumaczył się niby, nie chciał tego w jakieś żale obracać, nie zamierzał się żalić, poradzi sobie. Tylko w głowie miał myśl o tym, że Key stanie się takim samym wspomnieniem jak mama, że wyblaknie za jakiś czas i, że zostanie to niedopowiedzenie. Co się z nim stało, gdzie jest, czy ktoś go skrzywdził, czy żyje. Przerażające to było cholernie i nie potrafił poważnie potraktować jakiegoś ulicznego performentu, w tej chwili, w sumie tylko rodzina była teraz ważna i, gdyby nie to, że musiał się z dzieciakiem utrzymać to ta rola też by ważna nie była. Bo smarki ważne były, najważniejsze. A on nie mógł zrobić nic.
- Narazie po prostu odpadam.
Wzruszył ramionami, jakby to wszystko było proste i jasne.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Mikołajkowy prezent od Dakoty Manning - okazał się idealnym pretekstem na spędzenie wspólnych chwil tylko we dwójkę - mama z córką, „jak za dawnych dobrych czasów” - kiedy były same, mogły liczyć wyłącznie na siebie. Nie ma co ukrywać, Claribel za tym tęskniła - nie była głupia dostrzegała, iż jej nastoletnia latorośl powoli zaczyna własną drogę - już nie idą krok obok siebie tymi samymi ścieżkami i choć w głębi siebie brunetka wiedziała, że nadszedł czas aby „pozwolić jej odejść” i popełniać własne błędy, niekoniecznie była jeszcze na to gotowa. Za każdym razem gdy spoglądała na blondynkę, widziała w niej malutką, drobniutką kilkuletnią dziewczynkę, która zawsze będzie potrzebowała mamy. Niestety, rzeczywistość była zupełnie inna - Stella dorosła, była już szesnastoletnią (prawie!) kobietą, więc nic w tym dziwnego, że chciała rozpocząć „nowy rozdział” - na własny życiowy rachunek.
Do teatru (niestety, nie ma tu filharmonii) wyjechały półgodziny wcześniej, niż miał rozpocząć się występ - zostawiając w posiadłości Dakotę wraz z Harrison'em, którzy perfekcyjnie zaplanowali sobie „wolny wieczór” - z arcydrogą butelką whisky na stole - w końcu każdy potrzebuję czegoś innego, czyż nie? Nie przejmowała się - Clari zdawała sobie sprawę, że ta dwójka jest niczym „ulepiona z tej samej gliny” - od samego początku się dogadywali. Znana i powszechnie niszcząca ludzi prawniczka zwana potocznie „żyletą” oraz bezkonkurencyjny z wykwintnego rodu prawnik, co mogłoby pójść nie tak? Jednakże musiała przyznać, że dzisiaj troszeczkę go potrzebowała - otóż, od pamiętnego obiadu sprzed kilku tygodni - ze Stellą nie rozmawiały za dużo, choć z drugiej strony może teraz miało tu ulec zmianie?
Występ orkiestry symfonicznej, jak zwykle wpłynął na ciemnowłosą emocjonalnie - od zawsze kochała muzykę poważną - wpajała się w nią, większość wieczorów spędzała w wsłuchiwaniu się w pięknie dopracowane nuty - dlatego kiedy koncert się zakończył, podniosła się wraz z całą publicznością i klaskała, a na twarzy Hannigan ukazało się kilka łez. Po wszystkim obie panie skierowały się do nieopodal zaparkowanego pojazdu - wsiadły do środka, lecz zanim kobieta zapięła pasy, odwróciła łepetynę w stronę blondynki. - Jak Ci się podobał „Koncert Vivaldiego?” Zyskał coś w Twoich oczach, czy nadal pozostajesz przy Harrym Styles'ie? - na twarzy Clarie ukazał się delikatny uśmiech, którym obdarowała dziewczynę. - Chcesz wracać już do domu, czy może wskoczymy po drodze na jakieś „śmieciowe żarcie?” - z uniesioną brwią nieustannie obserwowała młodą Martinez. Naprawdę pragnęła spędzić z nią więcej czasu, porozmawiać - dojść do jakiegokolwiek porozumienie, poza tym perspektywa powrócenia do posiadłości i oglądania pijanych Crane oraz Manning napawała kobietę zmęczeniem. Jednakże wybór należał do Stelli - nie zamierzała tym razem nastolatki do czegokolwiek zmuszać - zwłaszcza, że za kilka chwil podzieli się z nią kolejną informacją - i jak sądziła i była w stanie przewidzieć, zapewne nie przypadnie małej ona do gustu.

autor

-

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

płaskie buty

Po ostatnich wydarzeniach Stella miała ochotę spędzić z mamą normalny dzień. Nawet ona była już zmęczona tymi ciągłymi kłótniami, chociaż Claribel sama się o nie prosiła tym ciągłym czepialstwem i brakiem zaufania - ok, Stella parę razy je nadwyrężyła, ale nie uważała, żeby to miało aż takie znaczenie. Jeżeli ktoś zapytałby ją o zdanie (a nikt tego nie robił), powiedziałaby, że przesadza. Nie pozwala Stelli iść dalej, bez przerwy wracając do popełnionych przez nią błędów. To było męczące, a Stella zawsze należała do osób wybuchowych, które po prostu muszą wyrzucić co im leży na żołądku, wykrzyczeć to, zbić jakiś wazon i tupnąć nogą. Nie potrafiła dławić w sobie emocji, które ostatnio tworzyły w jej drobnym organizmie mieszankę wybuchową, co chwila ulegając zmianie. Nawet Stella czasem za nimi nie nadążała: rano skakała z radości, a wieczorem rzucała się na łóżko z płaczem jak wariatka. Między innymi dlatego miała ochotę na dzisiejszy koncert, żeby miło spędzić czas, po prostu, dać szansę mamie, pośmiać się, porozmawiać, pobyć ze sobą, ale tak naprawdę, a nie że jedna na górze, druga na dole, jedna próbuje się uczyć, druga pracuje, niby są obok siebie, ale nie za bardzo.
Nie podchodziła do muzyki klasycznej tak emocjonalnie jak mama, dlatego jej wzruszenie trochę ją rozbawiło, ale faktycznie słuchanie takiej muzyki na żywo było na swój sposób fascynujące. Bardziej od słuchania muzyki, Stella lubiła patrzeć na skrzypków, identycznie poruszających smyczkiem, na kontrabasistów, tak małych przy tym wielkim instrumencie, na klarnecistów (jakim cudem mogą tak długo dmuchać?), na tubistów, bo tuby to w ogóle wyglądały dziwnie, no i na dyrygenta, podskakującego w zabawny sposób, machającego tym patyczkiem (nigdy nie potrafiła zapamiętać jego profesjonalnej nazwy), przeżywającego muzykę całym sobą. Też chciałaby coś przeżywać w taki sposób.
- Dalej zostaję przy Harrym Stylesie - zaśmiała się, zapinając pasy. - Włącz ogrzewanie! - Ponagliła mamę zaraz potem, bo to krótkie przejście z teatru na parking wystarczyło, żeby Stella zmarzła - zawsze była mało odporna na chłód, a w sukience i cienkich rajstopach to już szczególnie - podczas gdy Claribel wyglądała na zainteresowaną dłuższą pogawędką. Włożyła dłonie pod uda, żeby trochę je ogrzać. - Ale ten koncert też mi się podobał. Zwróciłaś uwagę na tego skrzypka, który siedział w drugim rzędzie od zewnętrznej strony? Robił śmieszną minę - naprawdę podobała jej się muzyka, ale to obserwacja orkiestry była dla niej główną atrakcją. W zasadzie fajnie byłoby umieć tak na czymś grać poza plastikowym fletem z lekcji muzyki.
- Weź, mamo, głupie pytania zadajesz. Oczywiście, że żarcie! Mam ochotę na hamburgera z frytkami - rozmarzyła się na chwilę, niemalże czując w ustach ten ukochany, a tak rzadko doświadczany smak. Z filharmonii na fast-fooda: było w tym coś zabawnego, ale Stelli odpowiadała ta mnogość różnych doświadczeń.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Widocznie tego właśnie było im trzeba, wspólnych chwil razem - tylko we dwie; bez kręcących się wokół Harrisona, Dakoty, Elijah, a nawet psów. Matka z córką, dwie piękne młode kobiety, próbujące w pokręcony, własny sposób dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Jednakże, trzeba przyznać, że od pamiętnego obiadu troszeczkę się zmieniło - odką Claribel dostała wreszcie, wymarzoną (choć, tylko częściową, ale jednak!) prawdę, w inny sposób zaczęła patrzeć na ukochaną córeczkę. Świadomość tego, ile Stella przeszła, nadal wprawiała w nią w odruchy wymiotne, albowiem, nigdy (przenigdy!) nie sądziła, że w życiu nastolatki wydarzy się taka tragedia, iż stanie się świadkiem czyjeś śmierci. Czyżby „schematy” rzeczywiście szły parami? I mimo roztropności, odpowiedzialności, bezwzględnej odpowiedzialności - nie da się uchronić latorośl, przed najgorszymi zjawiskami wszechświata? Cóż, adwokatka odczuwała to teraz na „własnej skórze” - spoglądając na Stellę, bezustannie widziała małą, wtulającą się w jej pierś kruszynkę złamaną niczym jak zapałka. Ten widok był niezmiernie bolesny, dlatego gdy teraz nadarzyła się okazja, by Hannigan spędziła wieczór tylko i wyłącznie z nią, nie istniała nawet najmniejsza szansa, aby odpuściła.
Po prośbie nastolatki, od razu włączyła ogrzewanie ocierając o siebie swe smukłe dłonie, a gdy usłyszała jej odpowiedź, z ust brunetki wydobył się głośny, szczery śmiech. - Od teraz wiem, że żadna muzyka nie odwlecze się od tego „bożyszcza nastolatek.” - owszem, może i Harry Styles miał ładny głos, podobnie jak swoją chłopięcą buzię, ale dla kobiety po czterdziestce był nadal zwykłym, wyjącym do mikrofonu chłopaczyną. Jednakże między paniami była ogromna różnica wieku (bo, aż dwadzieścia cztery lata!) nic dziwnego, że oba pokolenia przystawały do zupełnie innego stylu. Szesnastoletnia Claribel zapewne uganiała się wtedy za takimi zespołami jak „Backstreet Boys” - młodymi ciachami, podbijającymi serca nastolatek i wbijającymi się w rytm amerykańskiego disco - możliwe, że gdyby Martinez przesłuchała ich choć jedną piosenkę, również nie zrozumiałaby pojęcia ich zasłynięcia - zwyczajnie mieli ładne buzie; to wystarczało i nadal wystarcza w showbiznesie, prawda? - Och, rzeczywiście... - fakt, wzrok prawniczki kilkakrotnie powędrował w stronę „śmiesznego skrzypka.” - Był całkiem zabawny, może chciał zwrócić na siebie uwagę? Albo przyćmić całe show? - mruknęła rozbawiona, następnie przekręciła kluczyk, powolnie ruszając. - Okej, to w takim razie... McDonald's? Czy KFC? Albo masz inny, lepszy pomysł, huh? - pojazd zaczął jechać, a kobieta skręciła w stronę wyjazdu z parkingu - wolno, z oczekiwaniem na odpowiedź blondyneczki. - Chyba, że naprawdę zaszalejemy i poszukasz nam najbliższego lotu do Nowego Jorku, hm?- uśmiech ciemnowłosej się poszerzył, albowiem wiedziała jak bardzo Stella pragnie zobaczyć Wielkie Jabłko - poza tym była zdania, że Harrison to zrozumie.

autor

-

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Potrzebowała takiej chwili sam na sam z matką, nawet jeżeli utrzymywała inaczej. Nie wypadało jej głośno mówić o tym, że po prostu się za nią stęskniła; Claribel od dłuższego czasu była taką zabieganą personą, wcześnie wychodzącą z domu i późno do niego wracającą. Stella już nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mama usmażyła pyszne naleśniki na obiad, a kiedyś robiła to dość często. Kiedy oglądały razem jakiś film, poza Dumą i uprzedzeniem wtedy na początku jesieni? Ciągle tylko praca, praca, awans, awans. Z jednej strony szanowała matkę za tę ambicję, z drugiej obiecała sobie, że nigdy nie będzie miała żadnej pracy biurowej, a już na pewno nie będzie jej poświęcać tak wiele uwagi. Gdzie tu czas na zabawę, podróże, jakąś spontaniczność? - Oj, mamo, nie tylko nastolatki go słuchają - naburmuszyła się, ale przecież nie mogła pozwolić, żeby ktoś krytykował Harry’ego Stylesa w jej obecności. A on nie był jedynie “bożyszczem nastolatek”, nawet nie był tylko piosenkarzem, ale również aktorem - ot, był człowiekiem wielu talentów. - Nastolatkowie też - dodała żartobliwie, ale dalej była gotowa na obronę swojego idola, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Owszem, był przystojny, ale to tylko dodatek do wielu talentów! Och, gdyby tak ona tak szczęśliwie się urodziła, potrafiła śpiewać i grać i tańczyć i jeszcze tak dobrze wyglądać! Nie obraziłaby się za bycie drugą Arianą Grande.
- Całego show raczej by nie przyćmił, ale było blisko - zaśmiała się, wlepiając wzrok w przednią szybę. Już niedługo sama będzie mogła tak jeździć - czy to nie ekscytujące?! Pierwsze co zrobi po zdaniu egzaminu na prawo jazdy to wyprosi od mamy kluczyki od samochodu (albo od Harrisona, szybciej powinien jej ulec) i zabierze Oscara na przejażdżkę po mieście.
- Może być KFC, dawno nie byłam - już widziała przed sobą te fryteczki i hamburgera, może trochę napompowanego, może mającego niewiele wspólnego z prawdziwym jedzeniem, ale za to jakiego pysznego! I pewnie myślałaby dalej nad tym hamburgerem, wyglądając sobie beztrosko przez okno samochodu, gdyby nie kolejne słowa, które padły z ust Claribel.
- Co? - Momentalnie skupiła na sobie uwagę Stelli, która przyglądała jej się podejrzliwie. - Do Nowego Jorku, tak… teraz? - Czy przed chwilą nie narzekała, że jej matce brakuje spontaniczności? - Żartujesz. Nie żartuj tak, to nie jest śmieszne - mruknęła naburmuszona, zerkając na godzinę w telefonie. Jaka godzina teraz była w Nowym Jorku? Mimo wszystko szybko sprawdziła loty, jak by to wyglądało, gdyby jej mama nie miała tak beznadziejnego poczucia humoru i jednak mówiła serio. - Bo gdybyś nie żartowała, to mogłybyśmy polecieć za dwie godziny - westchnęła, spoglądając na nią kątem oka, że tak niby nie patrzyła, niby nie wierzyła, ale jednak miała w sobie odrobinkę nadziei, że mówi serio.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Rodzic. Rodzice. Mama. Tata. Opiekunowie. Pasierb. Pasierbica. Ojczym. Macocha.
Każde z powyższych wymienionych określonych nazw - miało jeden spójny mianownik - odpowiedzialność za drugiego człowieka; czyż nie jest to najtrudniejsze zadanie we wszechświecie? Czy człowiek nie zmaga się ową czynnością przez lata, a właściwie calutkie swoje życie. Clari od zawsze pragnęła być matką, prowadzić taką malutką kruszynkę przez drogę - wskazywać jej bądź jemu odpowiednią ścieżkę, widzieć jak dorasta - jak staję się wzorowym człowiekiem, a następnie przestaję jej potrzebować - ale to nie ma znaczenia, ponieważ i tak ją kocha. Zanim urodziła się Stella, Claribel już zdążyła wychować parę osób - będąc najstarszą z rodzeństwa, po śmierci swojej matki - to na niej ciążyła ta odpowiedzialność, by rodzeństwo przetrwali, nie wpakowywali się w kłopoty i przezwyciężyli swoją stratę. W pewnym sensie każdy z nich, nawet jeżeli w pokręcony sposób „wyszedł na ludzi.” Tego właśnie chciała dla młodej Martinez, aby nauczyła się przetrwać - samodzielnie wybierać pomiędzy „dobrem i złem” - by mogła mieć życie o jakim tylko marzy, bo według prawniczki zasługiwała na wszystko co najlepsze.
- Ach tak, powiesz mi teraz, że może ciocia Dakota wsłuchuje się w „bity” Harry'ego, albo... albo wujek Judah? - kilkukrotnie prychnęła z rozbawienia, aby po chwili zacząć się szczerze śmiać. - Mówiąc o nastolatkach... - rozpoczęła zerkając kątem oka na córkę, a twarz ciemnowłosej nadal ukazywała radość - właściwie to była głęboko rozczulona. - Dawno nie widziałam Wyatt'a, może zaprosiłabyś któregoś dnia go do nas na kolację, huh? - baczna, oraz dokładna obserwacja dziewczyny. - Bo chyba wszystko między wami w porządku, prawda? Nie pokłóciliście się? - to nie tak, że Hannigan chciała być wścibska - lecz po ostatnich wydarzeniach, sądziła iż jej córeczka powinna częściej widywać się ze znajomymi, by przypadkiem nie rozmyślać o tym przeklętym Halloween. - A Ollie, co u niego? - wciskając delikatnie hamulec dojechała do drogi wyjazdowej z parkingu, rozejrzała się aby następnie skręcić kierownicą w prawą stronę o wyjechać z podjazdu. - W porządku, to oni mają dzisiaj dzień degustacji alkoholu, aby fastfood'ów. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a swój wzrok skupiła na przedniej szybie - by obserwować drogę - bezpieczeństwo najważniejsze, nieprawdaż?
- Komik ze mnie żaden. - to prawda - brunetka zwykle obcowała przy niezmiernej powadze, rzadko kiedy się otwierała i ukazywała poczucie humoru; niegdyś była o wiele bardziej zabawna, ale przez minione lata wydarzyło się tak wiele, iż kobieta przyzwyczaiła się do swojego ponurego sposobu bycia. - Za niedługo idziesz na studia, a jak dostanę awans, możemy nie mieć już kiedy. Poza tym wydaję mi się, że to ostatnie chwilę kiedy jeszcze nie wstydzisz się spędzać ze mną czasu, dlatego chciałabym to wykorzystać. - skwitowała, ze zmrużonymi oczętami spoglądając na szesnastolatkę. - To co, szalejemy? - Nowy Jork w końcu nie był jeszcze tak daleko, a weekend we dwie na pewno im się przyda! Przecież Claribel Hannigan nie miała dzisiejszego wieczora świadomości, że proponuję córce wycieczkę do miasta, w którym lada moment mają zamieszkać.

autor

-

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

- Nic nie rozumiesz - skwitowała, krzyżując drobne ręce na piersi. Czuła, że nie wygra z matką tej dyskusji, więc postanowiła odpuścić. Pogodziła się z faktem, że jej miłość do Harry'ego Stylesa pozostaje niezrozumiana w rodzinie, ale na szczęście miała wsparcie znajomych. Bilet na jego koncert wciąż grzecznie na nią czekał, przypięty na honorowym miejscu tablicy korkowej. Zaledwie kilka miesięcy dzieliło ją od ujrzenia swojego idola na żywo. Już teraz opracowywała z Laurą plan, żeby trafić jak najbliżej barierek. Skoro już dostała szansę go zobaczyć, nie mogła stać gdzieś na samym tyle płyty. O nie, zamierzała walczyć o swoje miejsce zaraz przy scenie.
Zerknęła na matkę odrobinę podejrzanie, ale nie potrafiła sobie przypomnieć kiedy tak po prostu życzyła sobie jej znajomych na obiedzie. Poruszyła się odrobinę niecierpliwie na miękkim siedzeniu, bo chyba jednak wolałaby spotykać się z Wyattem bez wścibskich spojrzeń mamy i Harrisona. - Nie, jest okej... - odparła, bo było okej, a nawet bardziej niż okej, ale nie zamierzała się teraz tym dzielić. Najchętniej w ogóle nie dzieliłaby się tym z rodzicami, bo czułaby się totalnie zawstydzona, gdyby zaczęli zadawać jej więcej pytań. - Mogę zaprosić- dodała na odczepnego, wzruszając przy tym ramionami, chociaż wcale nie zamierzała tego robić. Zresztą na razie jej własne spotkania z Wyattem bywały krępujące, bo sama nie wiedziała czy są tylko przyjaciółmi, czy może niekoniecznie, więc ostatnie na co miała ochotę, to dodawanie do tych spotkań jeszcze rodziców. - U Oscara wszystko w porządku - ostatnio nie mieli ze sobą tak bliskiego kontaktu jak zazwyczaj, ale była pewna, że gdyby działo się coś poważnego, ta informacja by do niej dotarła.
Na szczęście pogawędka o jej znajomych się skończyła, bo Stella pewnie nie wytrzymałaby tak zbyt długo, a temat, który się pojawił, przyćmił wszystko pozostałe. Stella była do tego stopnia zaskoczona, że przez chwilę zastanawiała się, czy Claribel nie jest przypadkiem pijana (!), ale po bacznej obserwacji stwierdziła, że nie. Słuchała uważnie jej słów, jeszcze przez chwilę jej nie dowierzając, posyłając ostatnie podejrzliwie spojrzenia, aż w końcu na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. - Ty nie żartujesz - stwierdziła. - No pewnie, że tak! Nie wierzę - szybki sms do przyjaciółek: własnie lece do nyyY!!!, zerknięcie na zegarek (jeszcze miały czas do samolotu!), jeszcze jedno kontrolne spojrzenie na matkę. - Kim jesteś i co zrobiłaś z moją mamą? - Zapytała, siląc się na powagę, ale nawet ona w tym momencie nie potrafiła udawać teraz zblazowanej nastolatki, której nic nie interesuje, tak była podekscytowana wizją spontanicznego wyjazdu. - Planowałaś to? Mamy w bagażniku jakieś rzeczy? A zresztą nieważne, w Nowym Jorku chyba też są jakieś sklepy, nie? - Zaśmiała się, wygładzając swoją ciemną sukienkę. Całe szczęście, że zaproponowała ten wyjazd po wizycie w filharmonii, a nie gdzieś na siłowni, przynajmniej dobrze wyglądała. New York, I'm coming.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Niestety, lecz różnica pokoleń zdecydowanie robiła swoje - może i chłopaczyna miał ładny głos, ale według Claribel Hannigan nie wliczał się nawet w poczet wygórowanych wokalistów - kobieta od zawsze (i na zawsze) była fanką do tej pory niezapomnianego Freddiego Mercury oraz Kurta Cobain'a - na samo wspomnienie o tych dwóch mężczyznach odczuwała narastającą radość - a może właśnie dlatego, że ich sława błyszczała w momencie gdy Clari znajdowała się w wieku Stelli? W końcu mając te szesnaście/siedemnaście lat odkrywasz swoje własne potrzeby, a także te muzyczne - i choć w playliście adwokatki niekiedy gościła Britney Spears, czy Mandonna - sercem bezustannie pozostawała przy najlepszych głosach stulecia.
Twarz Hannigan nieustannie gościł uśmiech - przebywanie z młodą wprawiało ją w stan szczęścia, mimo wszystko - a tym bardziej tegorocznych wydarzeń, Stella wciąż była dla niej najważniejsza i nie zapowiadało, aby to kiedykolwiek uległo zmianie. Być może nie zawsze się dogadywały, posiadały odmienne zdania - ale miłość matki do dziecka jest niepodważalnie najsilniejsza. - To wspaniale, to porozmawiaj z nim i jeśli się zgodzi ustalimy wspólnie datę. - i to wcale nie tak, że zamierzała „wciskać nos” w sprawy prywatne córki, Claribel uważała, że gdyby młoda Martinez zechciała się z czegoś zwierzyć - na pewno by to zrobiła, siłą niczego się nie wskóra, prawda? Obie doskonale o tym wiedziały - lata wspólnej egzystencji zapewne ich tego nauczyły. - Może i w większości czasu jestem jędzą... - zaczęła rozbawiona, nieco mocniej wciskając pedał gazu. -...ale czasem chcę zrobić swojemu dziecku przyjemność, huh? - kątem oka zerknęła na blondynkę nadal prezentując całą sobą radość. - Mogłabyś mi na to pozwolić, a nie uważać, że nagle zamieniłam się ciałem z inną osobą. - wzruszyła ramionami - kręcąc przy tym przecząco głową.
Po zjedzeniu „kolacji” - choć zdaniem Claribel nadal były to puste kalorię - zaraz przemieściły się na lotnisko, kobieta w międzyczasie powiadomiła telefonicznie narzeczonego o spontanicznej wycieczce, następnie kupiła bilety i obie wsiadły do samolotu z zamiarem spędzenia cudownego weekendu w mieście, które „nigdy nie śpi.”

koniec.

autor

-

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

[5] Dimitri Orlov - wbrew temu, co głosił jego paszport (oraz wiza, jak to przystało na legalnego, ale wciąż jednak emigranta), przedstawiający się jako "Demeter" - w tak zwanej branży spędził więcej lat, niż zdołałby zliczyć na palcach jednej...
  • Nie. Obydwu dłoni.
Balet go wychował. Teatry - służyły za namiastkę żłobka i przedszkola, a garderoby - działały dla niego jak plac zabaw. Opera była jak dom. Wysnute czerwonym pluszem fotele, i wyłożone równie krwistą wykładziną korytarze, stiuki sufitów i misterne zdobienia balkonów, załomy lóż i draperie mające tylko zwiększać poczucie przytłoczenia zachwytu, nie stanowiły żadnej nowości.
  • Z definicji więc - nie powinny robić na nim wrażenia?
Może. Tylko, że...
Były takie momenty, w których nawet zaprawiony w scenicznych bojach tancerz czuł, że lada chwila, a przyjdzie mu zbierać rozwartą niewysłowionym uwielbieniem szczękę z podłogi. Najczęściej - w chwilach, w których w miejscach jak to zostawał sam. Celowo trochę zbyt długo pozbywając się makijażu, lub z grzecznym uśmiechem odmawiając reszcie obsady wspólnych powrotów na przystanek - po to, by z garderoby wyjść nieco później. W pojedynkę. Gdy po-koncertowy gwar ustanie, a widownia rozpierzchnie się, powracając do realiów świata.
Wtedy właśnie...
  • Tak, wtedy właśnie czuł się w teatrach najlepiej.
Przechadzając się wyludnionym korytarzem nie w kostiumie, czy w garniturze albo smokingu - jak to się działo podczas premier i innych oficjałek - ale w najzwyczajniejszym możliwym wydaniu. Wolnym, ospałym jakby krokiem, ze stopami wciąż obolałymi wielogodzinnym tańcem. Nie ryzykując, że wdać się zaraz będzie musiał w jakąś irytującą pogawędkę, albo przyjmować kolejną - miłą, jasne, lecz i zwyczajnie nudną - porcję pochwał i komplementów.
Mógł sobie wtedy spokojnie postudiować pozawieszane w foyer plakaty, policzyć żyłki na marmurze głównego hallu, uśmiechnąć się pokornie do jednego ze starutkich portierów czekających na moment ostatecznego wygaszenia światła. Mógł pooddychać. Sam. Samiutki. Samius...
- Co, do cholery? - z komfortowego zamyślenia wyrwał go błysk odbijający się od ścian, i cichutki, ale i tak skutecznie rozrywający panującą tu ciszę trzask telefonicznego aparatu, dobiegające zza załomu korytarza. Mimo lekkich oporów umysłu, ciało Dimy zdecydowało za niego - i tym sposobem młody tancerz stanął zaraz twarzą w twarz z dziewczyną na oko młodszą, lub niewiele starszą od niego, prężącą się przed czymś, co po prostu musiało być przytwierdzonym do ściany plakatem z jego własną podobizną. Chryste - Mówią, że na żywo prezentuję się lepiej - rzucił kwaśno, zatrzymawszy się parę metrów dalej, i bez intencji, by ten dystans póki co minimalizować.

autor

harper (on/ona/oni)

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#4

Willow również wychowywała się poza granicami bezpiecznego i stabilnego, rodzinnego domu. Ona również znalazła schronienie w pieleszach innych ścian z daleka od matczynego serca, ojcowskiego tenoru i beztroski, którą zwykła roztaczać razem z rodzeństwem. Odkąd skończyła siedem lat jej miejscem zamieszkania został sierociniec, a pieczę sprawowały siostry zakonne. Pomimo tego wyrosła na radosną dziewczynę. Była daleka od roztrząsania własnej przeszłości. Nauczyła się żyć chwilą, ochoczo łapała każdy dzień i wielokrotnie zatracała się w obłokach intymnych marzeń.
Marzenia związane z Dimitrim Orlow po raz pierwszy nawiedziły ją przed trzema miesiącami, kiedy przeglądając Instagram przypadkiem natrafiła na jego profil. Twarz miał ładną. Podkreślone kości policzkowe, wyraźny zarys szczęki, łukowate, pełne usta oraz przenikliwe spojrzenie dla Willow stanowiły oznakę męskiego ideału, a jasne, zmierzwione włosy dodawały mu jedynie uroku. Intuicyjnie zaczęła porównywać Dimę do znanych sobie aktorów, modeli i influanserów, wysuwając wizerunek chłopaka na piedestał.
Początkowo robiła to nieświadomie, ale z każdym kolejnym dniem coraz częściej odwiedzała jego profil oraz poszukiwała nowinek na internetowych stronach. W końcu natrafiła na informację odnośnie przedstawień, w których występował. W pierwszym uczestniczyła osiem tygodni temu, w drugim sześć i od tamtej pory regularnie pojawiała się na sali w Beranoya Hall. Po każdym występnie czekała aż wszyscy goście opuszczą salę i z uporem wbijała ślepia w bordową kurtynę, jakby liczyła, że Dima Orlow wychyli się zza niej i będą mogli zamienić kilka zdań. Niestety były to płonne nadzieje, które każdorazowo definiowała sprzątaczka prosząca Willow o opuszczenie pomieszczenia.
Odłożyła na podłogę do połowy opróżnioną paczkę z popcornem, którą przemyciła w torebce i stanęła pod ścianą w głównym holu. Zewsząd wisiały plakaty przedstawiające zapowiedzi wydarzeń mających miejsce w budynku. Podeszła do tego z wizerunkiem Dimy i oprawszy się obok jego ilustrowanej twarzy, wykonała zdjęcie - nie jedno, lecz kilka. Za każdym razem przybierała inną postawę, a w ostatniej prężyła się niczym dzika kotka i z zamkniętymi oczami udawała, że całowała policzek chłopaka. Wtem, zupełnie niespodziewanie usłyszała męski głos za sprawą którego wypuściła z dłoni telefon. Urządzenie z hukiem uderzyło w marmurową podłogę, a złowieszczy trzask zakomunikował, że właśnie pękł ekran.
Willow nerwowo schyliła się po komórkę i widząc zniszczone szkło prędko z zatrwożoną miną zwróciła się ku młodemu mężczyźnie. Początkowo zamierzała mu zwrócić uwagę i oskarżyć o zniszczenie urządzenia, lecz widząc twarz, którą codziennie podziwiała przed snem, zapomniała o pierwotnych zamiarach. Nie odrywając wzroku od Dimy, zminimalizowała dzielący ich dystans. Niespodziewanie wytknęła palca i dotknęła jego policzka. Musiała się upewnić, że stojący przed nią twór nie stanowił elementu imaginacji. Gdy na opuszku poczuła miękkość i gładkość skóry mimowolnie rozszerzyła usta. Potem gwałtownie zamknęła twarz Dimy we własnych dłoniach.
- Omo! - wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, jednocześnie nie odrywając oczu od źrenic chłopaka. - To naprawdę ty! - krzyknęła, a ściany prędko rozniosły jej głos w głąb całego holu. Wspięła się na palce, chcąc jeszcze lepiej przyjrzeć się twarzy chłopaka, lecz w najmniej odpowiednim momencie jej kostka wygięła się w bok. Willow runęła na podłogę, uprzednio zrywając ze smokingu Dimy dwa guziki, które omyłkowo zacisnęła w dłoni.

autor

P o l a

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

Może to złośliwy los - ekspert od dawania nam czasem najwymyślniejszych, ale i bardzo potrzebnych niekiedy nauczek - postanowił wyciąć drobniutkiej brunetce numer, jednocześnie pozbawiając ją okazji do obsesyjnej kontemplacji sylwetki Dimy przez barierę technologii, jak i dając jej szansę, by chłopaka doświadczyć na żywo.
W pierwszej chwili - cóż, naprawdę miała pełne prawo by wydawać z siebie niedookreślone dźwięki i westchnienia zachwytu, gdyż tancerz prezentował się być może nawet lepiej, niż na większości wstawianych na Instagram zdjęć. Zdecentralizowane, ciepłe światło - na korytarzu teatru sączące się nie z jednego, głównego punktu, lecz z kilkunastu różnych źródeł w postaci lamp o kryształowych abażurach, jakimi równomiernie ozdobiono ściany - dodawało jego ostrym rysom odrobiny potrzebnej miękkości, gładko pływając strzelistość kości policzkowych i nosa, a cienie i półcienie wkradały się pod łuk brwiowy i między kosmyki włosów, upodabniając Dimitra do tych postaci, które zapewne regularnie nawiedzały (mokre) sny niejednej dziewczyny (i nie tylko, pewnie) w przedziale wiekowym 14 - 24 (albo i bez górnego limitu wiekowego). Nic dziwnego, że tak często przyznawano mu w przedstawieniach role książąt i amantów.

Teraz jednak, będącemu świadkiem cudacznego zachowania dziewczyny Dimitrowi - daleko okazało się być do słodkiego romantyka, za którego często, na potrzeby PR-u, uchodzić musiał kreując swoją social-mediową personę. Gdy - przez moment niezdolny by cokolwiek powiedzieć, bo skutecznie zakneblowany pierwszym uczuciem szoku - blondyn otworzył wreszcie usta, wcale nie wydobył się z nich łagodny i śpiewny głosik. Nie zaczął też śpiewać jak Ryan Gosling w La La Land, ani nie wyznał Willow miłości - niczym przeciętny disneyowski książę, któremu - by się w niej zakochać - starczyłoby pewnie parę sekund.
Zamiast tego, panna Hamsworth usłyszeć mogła surowość wschodnioeuropejskiego akcentu.
- Jeśli się nie odsuniesz, będę musiał wezwać ochronę - poinformował ją bez cienia ciepła w głosie. Nie bał się - no, dajcie już spokój! - bo w końcu ta drobna i niska istota, która by dosięgnąć jego twarzy wspinać musiała się aż na palce i wyczyniać inne urocze, ale i w pewnym sensie żałosne, akrobacje, raczej nie stanowiła dlań realnego zagrożenia. Poza tym zdarzało mu się już wcześniej mieć stalkerów, i na ogół wiedział, jak sobie z nimi radzić.
Główny powód irytacji Orlova leżał w tym, że chłopak był już dziś zwyczajnie zmęczony. Użeranie się zatem z fanami - nieważne jak oddanymi - naprawdę było jedną z ostatnich rzeczy na liście jego priorytetów - No, już. Puszcz - zaczął, ale urwał w pół słowa, i nie była to jedyna rzecz, która została właśnie zerwana bez słowa uprzedzenia. Dwa pokryte złotą emalią guziki trzasnęły o posadzkę, a Willow niemal poleciała ich śladem - utraciwszy równowagę w akompaniamencie bliżej niezrozumiałego dźwięku, który wyrwał się spomiędzy jej warg - - Chyort voz'mi! - baletmistrz zaklął w rodzimym mu języku, jak zawsze gdy emocje brały nad nim górę, ale też odruchowo wysunął się gwałtownie w przód, w ostatniej chwili łapiąc dziewczynę i, tym samym, ratując przed upadkiem - Czyś ty zwariowała!?

autor

harper (on/ona/oni)

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow doświadczała Dimy za każdym razem kiedy przeglądała jego profil na instagramie oraz doglądała, jak wśród imitacji świateł, lawirował na scenie, niczym delikatny liść pchany podmuchem wiatru. Jako influencer wydawał jej się bardziej realny, niż jako postać z desek olbrzymiego teatru - niby znajdował się bliżej, lecz pod postacią baletmistrza był dla niej nieosiągalny. Dzielił ich piedestał, gruba, bordowa kotara oraz widownia pełna ludzi.
Jednak stojący w holu Demeter Orlov był urzeczywistnieniem wszystkiego.
Wpatrzona w ten niebywały, żywy, wyidealizowany przez nią twór, nie dostrzegła surowości w jego głosie, w którym rozbrzmiewał się wschodnioeuropejski akcent. Uporczywiej i mocniej zacisnęła dłonie na delikatnych policzkach chłopaka, uprzednio ignorując wzmiankę o ochronie. Nie obawiała się służb, bo stojąc na przeciwko swojego księcia czuła się niezłomna.
W pewnym momencie straciła panowanie nad sytuacją o ile w ogóle wcześniej je miała i w skutek niefortunnej wywrotki wpadła wprost w ramiona Dimy; do miejsca w którym pragnęła się znaleźć odkąd odnalazła jego personę w internetowych odmętach. Mimowolnie zacisnęła palce na łokciach młodego mężczyzny i niczym spłoszona łania spojrzała w jego oczy. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz baletmistrz wtrącił własne pytanie, zanim zdążyła wydusić z siebie jakąkolwiek głoskę. Tym razem dostrzegła brak charyzmy i napięcie w głosie, które prędko objęło jej skórę dreszczem. Mimo tego wciąż działała z brakiem rozwagi, bagatelizując każdy wewnętrzny i zewnętrzny sygnał świadczący o tym, że Dima nie był zainteresowany bliższym poznaniem.
Ale Willow postanowiła wykorzystać tą przewrotną sytuację oraz pozycję, w której zastygli, niczym woskowe figury. Nawet aura: oświetlenie oraz obszerny, pusty korytarz wydawał jej się idealną okazją, dlatego osadziła rękę na policzku mężczyzny, po czym skradła mu pocałunek. Gest, choć niebywale krótki i nerwowy wywołał w jej ciele niepohamowany impuls. Wyplątawszy się z uścisku Dimy, stanęła dwa kroki dalej. Dotknęła ust, na których czuła cierpki posmak oraz miękkość warg Demeter. Smakował idealnie.
- Zdecydowanie zwariowałam - odpowiedziała znienacka, jednocześnie z uporem wpatrując się w sylwetę blondyna. Następnie nachyliła się, aby podnieść z ziemi dwa guziki. - Proszę - wyciągnęła dłoń, aby oddać własność Dimie.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pike Place Market”