WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/4e/88/87/4e88 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Serce płoń niczym żywy ogień
Nutko dzwoń ułóż mi melodie
Kwiatów woń niech do góry niesie mnie no dalej


Galeria działała coraz lepiej, pozwalając (współ)właścicielce zapomnieć o własnych, prywatnych problemach. To była z pewnością najlepsza rzecz jaka ją dotknęła, odkąd pochowała męża i dziecko. Właściwie – dziecko pochowała w marzeniach, nie fizycznie. Jak to właściwie się stało, że jej maleństwo nie miało grobu? W szpitalu nie zgodzili się dyrektorzy? A może to jej własny mąż stwierdził, że tak będzie lepiej? Cokolwiek. Przepracowywała to wciąż, do tej pory. Czasem zakrywała się pracą, innym razem sama próbowała sił w tworzeniu sztuki. Wolała jednak na początek zainwestować w przyszłość innych osób, lokalnych artystów, którzy potrzebowali wybicia się (albo pieniędzy, bo i tak było bardzo często).
Dzisiejszy dzień był reorganizacyjnym. Życia i galerii, tak, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Od rana miała jedynie jednego gościa, który chciałby sprzedawać swoje rzeźby, tylko nie wie od czego zacząć. Młody chłopak, młodszy niż Charlie, ale pełen entuzjazmu i chęci chwycenia życia za rogi. Jego portfolio jest naprawdę imponujący, więc to będzie piękne urozmaicenie dla galerii, w której mało jest prac rzeźbiarskich. Sama chciała spróbować w końcu coś z tego rodzaju. Jest bardzo podobne do garncarstwa, którym zajmowała się swego czasu bardzo intensywnie, więc wszystko przed nią. Marzył jej się własny, unikatowy komplet składający się z różnych wielkości filiżaneczek kawowych i herbacianych, talerzyków, talerzy oraz mis i miseczek. Miała to w planach już od lat, gorzej z wykonaniem. Wciąż było coś ważniejszego, pilniejszego, albo po prostu innego. A tworzenie ceramiki (właściwie wypalała u znajomych, nie sama, bo nie posiadała pieca!) mogło równać się z pewną formą terapii i wyciszenia.
Przeniosła z magazynu kilka nowych obrazów, które porozstawiała w różnych miejscach. Musiała poprzewieszać je, ale w sposób spójny z całym wystrojem galerii i w harmonii z innymi pracami. Przemieniała ustawienie kilkakrotnie, zastanawiając się długo, mrużąc jedno oko, a później drugie i wracała z kompozycją do poprzedniej. Denerwowała się na siebie przeokrutnie, nie mogąc dojść do porozumienia serca z rozumem. Och, skąd ona to znała! Nie, tym razem nie będzie myśleć o ostatnich dramatach rodzinno-sercowych. Już dosyć. Nadszedł czas spokoju, radości i rozwoju. Postanowiła to sobie dzisiejszego ranka i tego zamierzała się trzymać. I zakończyć też picie kawy, która była gorzka nawet z syropem karmelowym i dodatkowym cukrem. Nawet jej (podobno) pięknego zapachu nie mogła poczuć, więc jaki był sens faszerowania się nią? Absolutnie żaden. Nie ulegnie tym razem modzie chodzenia do Starbucksa i tę wiosnę przeznaczy na wyjście z wszelkich nałogów. Koniec z mrożoną kawą. Koniec z kawą do papierosa. Koniec z papierosami! I z alkoholem, bo ostatnio okrutnie smakuje.
Gdy usłyszała dzwoneczek, oznajmiający wejście gościa do galerii, trzymała obraz, przysłaniający właściwie ją całą. Płótno wielkie, kolorowe, przedstawiające wiejsko-łąkowy pejzaż, ukrywało drobną właścicielkę. Stanęła za moment bokiem, by zerknąć kto zawitał do Madame. Jej bladziutką twarz rozjaśnił uśmiech.
- Dzień dobry – odstawiła obraz, opierając go o białą ścianę. Od razu stwierdziła, że obraz koniecznie musi wisieć niedaleko wejścia, by promienie słoneczne delikatnie mogły liznąć go i zaprezentować prawdziwe światło; oczywiście tak, by nie zniszczyć dzieła. - Zapraszam. Może od razu pani doradzi mi, bo co dwie głowy to nie jedna. Zmieniam dziś wystawę, a raczej dokładam nowości – wskazała porozstawiane płótna, zachęcając tym samym blondynkę do obejrzenia ich. Zgłupiała z własną wizją, więc zaczęła pokładać nadzieję w nieznajomej, że pomoże jej jakąś dobrą radą czy ten obraz pasuje tu, a tamten tam.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Gdyby Charlotte Hughes miała sięgnąć do słownika i odnaleźć w nim jedno słowo opisujące ostatnich kilkanaście dni jej życia, wybór z pewnością padłby na chaos.
Fizyczny, psychiczny, każdy istniejący.
Kupno nowego domu wiązało się nie tylko z wieloma formalnościami, ale przede wszystkim dokładnymi planami odpowiedniego zagospodarowania przestrzeni, którą za kilka miesięcy miała dzielić z dzieckiem. Charlotte, jak na estetkę przystało, musiała stworzyć szkic każdego kąta, kolorystycznego połączenia, mebli dopasowanych do dodatków. Myślała o wszystkim, jednocześnie próbując odnaleźć się wśród podobno niegroźnych dla niej oparów farby oraz unoszącego się w powietrzu pyłu, który dla pracujących w budynku robotników był czymś zupełnie normalnym. Nie ingerowała w wiele spraw, wierząc, że zatrudnione przez nią osoby faktycznie były profesjonalistami potrafiącymi czytać z planów, ale maniakalna chęć kontroli sprawiała, że w poszczególnych pomieszczeniach pokazywała się nadzwyczaj często - zazwyczaj pod dość kiepskim pretekstem przygotowania kawy lub podrzucenia im szklanki wody.
Czuła się wystarczająco wytrwała, by uporać się z tym bałaganem, ale każdy inny zdawał się być tym ponad jej siły. Powrót Blake'a do miasta budził w niej sprzeczne emocje, a niepewność względem kolejnych rozmów i rozwoju ich skomplikowanej - delikatnie rzecz ujmując - sytuacji sprawiały, że wcale nie paliła się do spotkania. Remont i przeprowadzka nie były co prawda wymówkami wziętymi z kosmosu, ale z pewnością stały się wygodnym argumentem do odroczenia konfrontacji, na którą wcale nie była gotowa. Nie w momencie, kiedy jej myśli i uczucia pozostawały niezidentyfikowane, kiedy sama nie była pewna, czy czuła względem mężczyzny złość, rozczarowanie czy może jednak zrozumienie. Z drugiej jednak strony - kim był on, by cokolwiek jej narzucać, by obarczać ją winą za coś, co było wynikiem wspólnych, w pełni świadomych decyzji? Czy obecnie, po kilku dniach, które zyskała na to, by snuć przemyślenia i przeanalizować pewne scenariusze, powinna w ogóle brać pod uwagę jego opinię? Wyjechał, odciął się, nie przejmując się niczym. Ona została, gdybając nad niemal każdym aspektem najbliższej przyszłości.
Teraz... mógł poczekać.
Jakkolwiek dziecinnie to nie brzmiało.
- Dzień dobry - rzuciła w zupełnie niezrozumiałym zaskoczeniu; zupełnie tak, jak gdyby nie zarejestrowała momentu, w którym przekroczyła próg galerii, do której wybierała się od kilku dni. To właśnie w miejscach tego typu wolała szukać nie tylko inspiracji, ale również elementu wystroju przestrzeni, w której miałaby przebywać nieco dłużej - dom był jednym z takich miejsc. - To jest ciekawe. Światło nadaje mu uroku, prawie jak na prawdziwej prowincji o poranku - zawyrokowała, zamykając za sobą drzwi. Wzrok na obrazie zatrzymała na nieco dłużej, ostatecznie jednak przenosząc tęczówki na wysokość kobiecej twarzy.
- Chętnie pomogę - zapewniła, pozwalając sobie na to, by rozejrzeć się po sali z nieco większą wnikliwością - wcześniej nie chciała wyjść na nadzwyczaj wścibską.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chaos jest również pewną formą do osiągnięcia spokoju wewnętrznego. Niektórzy nie potrafią żyć bez wielkich dramatów, ubrań porozrzucanych w nieładzie w pokoju albo właśnie zwykłego chaosu wynikającego z losowych przypadków – tych przyjemniejszych i tych mniej chcianych. Mogłyby odnaleźć się gdzieś na wspólnej drodze do jeszcze większego chaosu, bo ten panował również w życiu Charlie. Może jest to zapisane w gwiazdach imionach? Mają je względnie podobne (ale jednak różne!), więc horoskop imienny mógłby im mówić coś w stylu:

Pragniesz wciąż dojść do sedna sprawy, ale twoja dociekliwość i chęć panowania nad wszystkim wiele utrudnia. Napotkasz wiele kłód na swojej ścieżce, chociaż kto wie – gdzieś na Ciebie czeka Twój wybawca, bóbr. Jednak dzięki temu, że jesteś osobą sumienną, osiągniesz sukces prędzej niż później i jeszcze będziesz szczęśliwa!


Gdyby przeczytała taki horoskop, uwierzyłaby, a warto zaznaczyć, że omija te bzdury szerokim łukiem od zawsze. Charlie może nie czuje potrzeby dzierżenia władzy i kontroli, ale chciałaby wiedzieć więcej co się dzieje w życiu brata, o. Za bardzo była w tyle przez swoje umarłe małżeństwo. Pozwoliła sobie odciąć się od wszystkich, karząc przy tym siebie, nie ich. Największy błąd jaki w życiu popełniła i którego konsekwencje czuje do dnia dzisiejszego. A minęło już tyle lat. Pokutuje nadal, chociaż sądziła, że wraz z poronieniem wszystko skończy się. Dosłownie: wszystko. Lecz życie trwało wiecznie, a jedynie mąż odszedł w stronę piekielnych bram, więc wstyd przyznać, ale najcięższa sprawa rozwiązała się. Nie była szczęśliwa i może nadal nie czuła w pełni radości, ulżyło jej. Była gotowa zacząć od nowa. Wciąż jest momentami ciężko, ale już nie w takim stopniu jak kilka miesięcy temu.
Mężczyźni sprowadzają chyba największy chaos do naszych żyć! Jak nie jeden, to drugi. Kryminaliści biorą co chcą i odchodzą (Charlie również takiego znała i już bronić go nie mogła w żaden sposób). Samotnicy odcinają się na dobre. A bracia wybierają tę kobietę, która rani ich ciągle, ale jednak jest ważniejsza niż własna siostra.
W przeciwieństwie do kobiety, ona musiała wyprzedać większe wyposażenie swojego domu. Przez męża, który w spadku pozostawił jej długi (masz za swoje, za ten ślub nie z miłości), więc galeria była miejscem wymarzonym do pracy. Miała tu przepiękne dzieła, które z chęcią wszystkie wzięła by do domu, jeśli mogłaby je wykupić. Już niedługo.
- Tak? Tak, ma pani rację. O Jezu, przepiękny jest. Nie, żebym zachwycała się nim jak własnym psem wystawowym – odparła z rozbawieniem, wpatrując się jeszcze chwilę w obraz oparty o ścianę. Odetchnęła, przenosząc spojrzenie na kobietę. Uśmiechnęła się z ulgą na jej słowa, bo potrzebowała dziś obcego oka. Horoskop mówił, że trafi na kłody i to była jedna z nich – kompletne zaćmienie umysłu odpowiadające za wystrój. A im prędzej wystawi nowe obrazy, tym szybciej znajdą nowych właścicieli.
- Dziękuję. Proszę, proszę się rozejrzeć śmiało. Tam dalej mam mniejsze obrazy. Pejzaż jest jednym z największych. Autor zdradził mi, że malował go przez rok i trzy miesiące, ale niestety, miejsce pozostało jego słodką tajemnicą – przeszła w głąb galerii, by wystawić kolejne dzieło tego samego autora. Przedstawiało portret młodej dziewczyny siedzącej wśród żółtych kwiatków na polanie. Przez ułamki sekund, Charlie rozpływała się i przemieszczała do miejsca z obrazu, jakby było to tak łatwe jak jazda na rowerze. Gdy wracała do rzeczywistości, czuła ukłucie żalu, że trwało to tak krótko i nie było rzeczywiste. - A może ja też mogę jakoś pani pomóc?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Panna Hughes również była daleka od zawierzania swojego losu przepowiedniom, horoskopom, układom gwiazd i wielu innym rzeczom, które traktowała z przymrużeniem oka. Możliwość pośmiania się? Żartobliwe przestraszenie kogoś? Zabicie czasu w poczekalni, czytając stek bzdur o tym, co oznaczał jej znak zodiaku? Na to była gotowa przystać. Wszystkie inne porady okazywały się albo głupie, albo pozbawione sensu. Charlotte podejrzewała, że nawet opis charakteru stworzony na podstawie daty urodzenia nie zgadzałby się z faktycznym stanem rzeczy.
Pewne kwestie wolała zatem mieć pod pełną kontrolą, choć tego w ostatnich dniach zdecydowanie nie mogłaby powiedzieć o swoim życiu. To było karuzelą emocji i niespodziewanych zdarzeń, którym daleko było do podległych kobiecej woli. Zastanawiała się, analizowała, planowała, ale wciąż nie widziała na horyzoncie najlepszego dla siebie rozwiązania. Usunięcie ciąży, przetrwanie jej, oddanie dziecka? Wszystkie te możliwości miały swoje wady i zalety, ale Charlotte nie była typem, który pozbywał się problemu, szczególnie kiedy ten wynikał bezpośrednio z jej decyzji i nieprzemyślanych zachowań. Znała smak odpowiedzialności, nigdy nie unikała wzięcia jej na swoje barki i nie inaczej było tym razem, nawet jeżeli pojawienie się na świecie dziecka - a nawet sama informacja o jego istnieniu - mogła wystawić na próbę wiele relacji - jedną z nich chyba definitywnie niszcząc.
- Wie pani, co to za miejsce? - zagaiła w odniesieniu do omawianego obecnie obrazu. Chociaż Charlotte nie sądziła, by jakiekolwiek wycieczki były w najbliższym czasie możliwe, to jednak pragnienie wyjechania z miasta na kilka dni i ucieczki od wszystkich problemów pozostawało tak samo żywe. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby wybór padł na miejsce z obrazu, o ile byłoby jej dane poznać jego nazwę. Po cichu liczyła, że autor nie był zbyt tajemniczy (choć i ta informacja by jej nie zaskoczyła; rozczarowanie stało się przecież nieodłącznym elementem jej codzienności).
- Szkoda. Chętnie bym się tam wybrała. Prezentuje się fantastycznie. Malarz chyba nie przekłamywałby rzeczywistości? - wymownie uniesiona brew wyrażała powagę, ale błąkający się w kącikach warg uśmiech jasno sugerował, że do tematu podchodziła raczej żartobliwie. - Szukam czegoś... - podjęła, wciskając dłonie do kieszeni wiosennego płaszcza. Rozejrzawszy się po ogromnej sali raz jeszcze, westchnęła w zachwycie dla obrazów, które zdobiły wszystkie ściany. - Sama nie wiem, czego. Powiedzmy, że zaczynam nowy etap życia, który uwzględnia również miejsce dla siebie. Chciałabym mieć w domu coś... nietypowego, ale jednocześnie przytulnego. Rozumie pani, co mam na myśli? - roześmiawszy się, pozwoliła sobie zmniejszyć dzielący ją od ogromnego pejzażu dystans. Chciała przyjrzeć się dziełu, nawet jeżeli wiedziała, że to znajdowało się poza jej zasięgiem - nie miałaby na niego miejsca.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona dałaby wszystko za dziecko. Marzyła tylko o nim, zwłaszcza po poronieniu. Zachwycała się maluszkami, które mijała na ulicy i płakała z żalu, gdy dowiadywała się o ciąży koleżanek ze szkoły. Życzyła im wszystkiego najlepszego i naprawdę cieszyła się, jeśli chciały tych dzieci, a gdy nie – zazdrościła. Chociaż nie, zazdrość tkwiła w niej cały czas. Straciła szansę na dziecko wraz ze śmiercią męża. Nie potrafiła wskoczyć pierwszemu lepszemu do łóżka i wkręcić w potomstwo. Na In vitro z kolei nie było ją stać. Już przyzwyczajała się powoli do świadomości, że resztę życia spędzi sama, nie będzie mamą. Nieszczęśliwie zakochanie nie pozwalało jej brnąć w inne relacje, więc pozostawało jej być wdową. Może będzie tą ciocią, co rozpieszcza wszystkie dzieciaczki i bierze je na wakacje do siebie albo w dalekie podróże, by rodzice mogli od nich odpocząć? Albo zgorzknieje na stare lata przez zazdrość, która jest uczuciem bardzo niebezpiecznym i autodestrukcyjnym.
Obawiała się właśnie, że nie będzie mogła znaleźć szczęśliwej przystani, gdzie zacumuje i przestanie rozdzierać swoją przeszłość na kawałeczki jak jakiś stary dokument, który trzeba w końcu wyrzucić. Da się tak? Żyć bez ciągłego myślenia o zmarłych osobach i tych żywych, bo i oni doprowadzają Charlie do takiego stanu. Jej własna rodzina doprowadzała ją do tego. I dobrze, że chociaż mąż jej już nie zaszczuje jej jak miał to w naturze.
- Właśnie nie powiedział mi, ale zamierzam się dowiedzieć. Chciałabym pojechać tam któregoś dnia, bo wydaje się idylliczne, wyjątkowe – westchnęła z pewnym żalem i uśmiechnęła się przepraszająco. Kobieta wydawała się dobrą osobą, więc i z chęcią zdradziłaby jej nazwę miejscowości z obrazu, gdyby tylko sama ją znała. Sama miała ochotę wyjechać gdziekolwiek. Ruszyć się z domu, który przypominał jej o samych przykrych momentach z życia. To tam straciła dziecko. Tam jej mąż zmarł. Tam przechodziła wszelkie katusze związane z małżeństwem, a mimo to – wciąż nie sprzedawała go, byle tylko nie trafić znów na garnuszek do rodziców. Już wolałaby koczować na kanapie brata, ale prawdopodobnie lepsze dla nich będzie pozostanie w rozdzieleniu. - Nie sądzę, by był do tego zdolny. Pokazywał mi kilka zdjęć stamtąd, nie z perspektywy jak obraz, więc wydaje mi się, że jest równie pięknie i prawdziwie co przedstawił pędzlem – odparła, wyciągając telefon z tylniej kieszeni spodni. Szybko odnalazła zdjęcia, które przesłał jej sms-em, bo tak bardzo jej się spodobały. Nie zamierzała oczywiście wykorzystywać ich w żaden sposób, ani szukać miejsca na własną rękę. Pokazała je zaraz kobiecie na całym ekranie, by jednak numer malarza nie był widoczny. – O proszę, zdjęcia są właśnie stamtąd.
Obejrzawszy fotografie, rozejrzała się znów po sali, zamyślając się na moment. Poprowadziła zaraz blondynkę w stronę abstrakcyjnego obrazu, pełnego kolorów, gdy tylko przyjrzała się lepiej pejzażowi. Nie był surowy, a wprowadzał do serce jakieś otulające ciepło. Użyto na nim samych ciepłych kolorów, które malowane były w poziome pasy. Widać było nawet strukturę pędzla. Obok niego wisiał kolejny, tworzony metodą rozbijania balonów napełnionych z farbą. Jeden z ulubionych Charlie. Również kolorowy, z przewagą czerwieni i różu. Był o wiele większy od tego pierwszego.
- Te są chyba najbardziej nietypowe. Kojarzą mi się z przytulnością, widziałabym je na białej ścianie, którą trudno zagospodarować meblami czy inną galerią mniejszych obrazów. Chociaż muszę przyznać, że i taki pejzaż z chęcią powiesiłabym w domu, bo daje jednoczesne ukojenie wszystkich zmysłów. Mam jeszcze jeden obraz, z latarnią morską i jest przepiękny… jak wszystko tutaj – uśmiechnęła się szerzej, rozbawiona swoim zachwytem nad wszystkimi dziełami – ale on już kojarzy mi się… z samotnością. Nie chcę narzucać swojego zdania, musiałaby pani sama go zobaczyć. Często dzieła wzbudzają różne emocje w ludziach. Mi może kojarzyć się tak, a pani inaczej.
Wybranie obrazu do mieszkania to naprawdę trudna rzecz. Zwłaszcza, gdy jest duży wybór. Charlie zawsze miała z tym problem, dlatego częściej szukała smaczków po pchlich targach. Michael, jej mąż, nie zgadzał się na wydanie pieniędzy na obraz z galerii, nawet jeśli nie zawsze był bardzo drogi. Teraz sobie odbija stracone lata.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Rozczarowanie dosadnie odmalowało się na kobiecej twarzy, chociaż przebijające przez nie zrozumienie jawnie sugerowało gotowość do zaakceptowania niewiedzy w tym konkretnym zakresie. Charlotte chyba nie mogłaby się dziwić, że malarz z tak cudownego miejsca robił tajemnicę na większą skalę. Ona sama, gdyby tylko znalazła swój mały raj na ziemi, wolałaby zachować geograficzne wytyczne jedynie dla siebie, nie pozwalając, by w spokojnym zaciszu zaczęło pojawiać się coraz więcej osób. Z drugiej jednak strony - być może artysta jedynie droczył się ze swoimi odbiorcami?
- W takim razie chyba pozostaje mi liczyć na pani siłę perswazji i dobrą wolę - ciepły uśmiech raz jeszcze został posłany bezpośrednio w kierunku kobiety. Hughes domyślała się, jak skomplikowanym zadaniem będzie wyciągnięcie z malarza tej jednej, konkretnej informacji. Jednocześnie była świadoma, że właścicielka/pracownica galerii wcale nie musiała chcieć dzielić się tymi wiadomościami z osobami postronnymi. - Więc jednak nie jest tak bardzo tajemniczy - zawyrokowała w rozbawieniu, zerkając na wyświetlacz telefonu. Chociaż fotografii było niewiele, to jednak wystarczyły do tego, by w blondynce obudziło się jeszcze większe pragnienie ucieczki z Seattle na chociaż kilka dni. Jeden weekend albo kilkanaście godzin, które mogłaby spędzić z dala od tłoku, hałasu i problemów, które w rodzinnym mieście przybrały ogromne, przytłaczające rozmiary - właśnie to było obecnie jej największym marzeniem.
- Lubię tę metodę - przyznała, kiedy znalazły się w innej części galerii, a kobiecym oczom ukazała się mozaika kolorów, które jakiś czas temu wydostały się z wypełnionych farbą baloników. - Zawsze chciałam tego spróbować - z tymi zamiarami nosiła się przecież od wielu miesięcy, ale czas i miejsca nie były jej sprzymierzeńcami. Może to nowy dom powinien być tym lokum, w którym wygospodarowałaby odrobinę miejsca na nieco amatorską pracownię?
- Jakiś czas temu stworzyłam portret - odparła po krótkiej pauzie, wzrokiem wciąż sunąc po obrazach, które oferowała galeria i które - według stojącej tuż obok kobiety - były warte uwagi. - Nie malowałam przez długi czas. Chociaż chciałabym poznać opinię specjalisty, to jednak... jest w tamtym obrazie coś intymnego, czego wolałabym nie pokazywać światu - wyjaśniła, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Myśli pani, że wszystkie emocje nadają się do zaprezentowania? - zagaiła niespodziewanie, wykonując kilka kroków i przechadzając się to w jedną, to w drugą stronę.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jest to naturalne zachowanie artysty. Również ona nie zdradziłaby swojego azylu komukolwiek, nawet najbliższej rodzinie, którą kocha. To byłoby tylko jej miejsce Chociaż w tej kwestii chciałaby znać nazwę miejscowości z pejzażu, aby podzielić się nią z kobietą. Wydawała się potrzebować tego bardziej niż ktokolwiek. Zresztą, dobrze jej się z oczu patrzyło, a kobieta kobiecie wrogiem być nie powinna.
- Postaram się zrobić co w mojej mocy, ale pod warunkiem, że zostanie to między nami – uśmiech rozjaśnił jej oblicze, gdy spojrzała na kobietę z rozbawieniem. Chyba potrzebowała takich kontaktów, normalnych, rozweselających chociaż w niewielkim stopniu. Być może pokazało jej to również jak bardzo i ona potrzebuje odpocząć od wszystkiego; od rodzinnych dramatów, widma zmarłego dziecka i męża, a także smutku otaczające ją z wszelakich stron. Jak tego uniknąć? Jak uwolnić się od wiecznej żałoby? – Może specjalnie mi pokazał, żeby mnie podręczyć – roześmiała się w pewnym zamyśleniu, patrząc na zdjęcie jeszcze krótką chwilę. W końcu schowała telefon, pozostawiając obraz w głowie na najbliższy dzień (albo tydzień).
Obraz, który przedstawiała kobiecie, był dość nietypowy. Pierwszy raz zobaczyła to w jakimś młodzieżowym filmie i przepadła, pokochała kolory. Nie spodziewała się, że z baloników napełnionych farbą mogło być tak prostym arcydziełem. Nie tylko ona uwielbiała tego typu obrazy. Proste, a jednocześnie ukrywające w sobie coś więcej: zabawę, złość, a może zwykły trening równowagi?
- Naprawdę? Więc proszę próbować! Ja nigdy nie lubiłam się z pędzlem. Znaczy, próbowałam, ale lepiej odnajduję się w innym rodzaju obcowania ze sztuką. Nawet takie dzieło nie mogłoby mi wyjść jakkolwiek ładnie, ale myślę, że do tego trzeba dojść samemu, więc wszystko przed panią – odparła. Nie odnalazła się w malowaniu, bo i taka metoda wymagała wiele pracy i wyobraźni jak porozkładać baloniki z kolorami, by nie wyszła z tego brzydka mieszanka, nieprzyjemna dla oczu. Pochłaniała obraz codziennie, mając nadzieję, że w końcu znajdzie swój prawdziwy dom. Pasowałby też u niej, w wymarzonym domku, innym niż obecny. Jednak nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek dużą zmianę w najbliższej przyszłości ze względów finansowych. Musiała pomęczyć się jeszcze trochę w obecnym domu, bez tak pięknego dzieła.
Również milczała chwilę, przesuwając wzrokiem po dziełach i analizując jak mogłaby przearanżować inne dzieła. Miała kilka rzeźb do wystawienia, tylko w którym miejscu je ustawić, aby prezentowały się najlepiej? Przy oknie pięknie pada światło o zachodzie. A przez świetlik w dachu o wschodzie promienie ustawiają się idealnie na środku galerii, jednak tam już stoi inna rzeźba. Musiała chyba wszystko na raz ustawić w rzędzie, aby zdecydować.
Zamyślenie nie schodziło z jej twarzy, słuchając kobiety uważnie mimo wszystko. W głębi duszy ucieszyła się, że dzieli się z nią swoimi obawami, przemyśleniami i sztuką. Zaplotła ramiona na piersi, a wzrok wbiła w któreś dzieło.
- Uważam, że każda sztuka jest intymna. Tworząc ją, obnażamy się ze swoich własnych emocji, więc mogą powstawać dzieła zbyt osobiste, by je ukazać światu. Jestem pewna, że każdy artysta nie podzielił się wszystkim co stworzył. I nikt nie będzie miał prawa zmusić pani do wystawienia go gdziekolwiek, nawet jak piękny by nie był – powiedziała, zerkając na kobietę. Uważała, że również trzeba poczuć w sobie coś, co sprawi, że zechcemy podzielić się ze światem naszym dziełem. Sztukę tworzy się dla siebie samego przede wszystkim.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Dźwięczy śmiech Charlotte wypełnił ciszę, jaka na moment zapanowała między blondynką a pracownicą galerii. Nie sądziła, że nawiązanie nici porozumienia mogłoby przyjść im z taką łatwością. Hughes, choć nigdy nie unikała społecznych zażyłości, dużo pewniej czuła się w znanym już sobie gronie lub po prostu we własnym towarzystwie. Nigdy nie była imprezową bestią, nie zjednywała sobie ludzi w sposób naturalny, nie wykazywała się daleko idącą śmiałością, nawet jeżeli swego czasu - pewnie przed zaprzyjaźnieniem się z legitymacją świadczącą o pracy dla Federalnego Biura Śledczego - miała ku temu wszelkie predyspozycje.
- Mamy umowę - zapewniła krótko, szczerze troszcząc się o stanowisko kobiety. Nie chciała, by jej zachcianki miały negatywny wpływ na rozwój zawodowej kariery ciemnowłosej, dlatego pewne informacje była w stanie zachować dla siebie. W tym była przecież dobra.
Prawdopodobnie tylko w tym.
- Myślę, że ładnie to pojęcie względne - skwitowała, zerkając na swoją towarzyszkę kątem oka. Nigdy nie oceniała wszelakiej sztuki w kategoriach tego typu. W każdym obrazie, rzeźbie czy jakiejkolwiek innej formie wyrażenia siebie starała się odnaleźć coś intrygującego, nad czym mogłaby się głębiej zastanowić i co wniosłoby do jej życia coś nowego. - Może warto spróbować chociaż z tymi balonikami? - zasugerowała, unosząc brew. Sama czuła się coraz bardziej skuszona taką metodą tworzenia. Wierzyła, że nawet tutaj nie mogło być mowy o przypadkowości; że każdy kolor był dokładnie przemyślany, a układ baloników daleki był od losowości.
- Och, o tym nie ma mowy - znów się zaśmiała, kręcąc głową w bliżej nieokreślonym geście. Zaprzeczała, przytakiwała, wyrażała dezaprobatę? O cokolwiek by nie chodziło, Charlotte wiedziała, że nigdy nie odważyłaby się pokazać światu portretu, który wiązał się z tamtą jedną nocą, z wieloma emocjami, które obecnie były jedynie przyjemnym, acz bolesnym wspomnieniem, które budziło żal i tęsknotę za tym, co prawdopodobnie bezpowrotnie utraciła. - Sztuka bez emocji byłaby bezwartościowa. Z drugiej strony można zastanawiać się, czy ich pokazywanie i zarabianie na nich jest jakkolwiek etyczne? - zasugerowała, tak naprawdę chyba nawet nie oczekując odpowiedzi. To znów była kwestia raczej indywidualna.
- Sama nie wiem, co chciałabym mieć w domu - skwitowała na koniec, znów wykonując kilka kroków. - To chyba powinno być coś, co już przy pierwszym zerknięciu wywoła zachwyt - dodała, będąc gotową na kolejne propozycje.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tej kwestii były podobne, bo i Everett swobodniej czuła się w znanym sobie towarzystwie. Choć i wtedy coś ją blokowało; może to ta żałoba, trzymana pod publiczkę po mężu i prawdziwa po dziecku? Odkąd wyszła za mąż, trudniej było jej być w pełni szczęśliwą. Przygnębienie pożerało ją, choć walczyła resztkami sił, aby nie pochłonęło jej całkowicie. Nie chciała zmarnować całego życia. Czuła, że jeszcze coś dobrego miało ją spotkać, więc walczyła. Raz ciężej, raz lżej, ale nie poddawała się. Cieszyła się, że ten dzień przyniósł jej nową znajomość, nawet jeśli miała być tylko chwilowa, oraz nic porozumienia z kobietą.
Skinęła głową z lekkim uśmiechem na słowa kobiety, czując nawet dreszczyk ekscytacji. Miała przed sobą poważne zadanie i zamierzała zrobić wszystko co było w jej mocy, aby odnaleźć miejsce z obrazu. Ukoiłoby wiele dusz.
- Pewnie ma pani rację. Boję się tylko okropnej mieszanki kolorów jaka mogłaby mi wyjść. To też sztuka – odparła, może z delikatnym rozbawieniem, bo gdy wyobraziła sobie odcień ogórka kwaszonego wśród różu i żółtego, robiło jej się słabo. Możliwe, że to był jakiś rodzaj obrony przed powrotem do malowania, który nie był jej konikiem. – Na razie zostanę przy ceramice. Wolę lepić. – Lepić życie z gliny. Ukojenie, o którym zapominała na krótkie okresy. Teraz również w takim była; za dużo się działo, by móc z powrotem siąść do koła albo blatu i tworzyć malutkie, urocze filiżaneczki na kawę albo talerze jedyne w swoim rodzaju. Poczuła się w pewnym rodzaju zainspirowana przez kobietę, by podjąć kolejne próby nawet tego wieczoru po pracy. Malowanie obrazów pozostawi blondynce. Kto wie, może i ona poczuje odwagę oraz ten moment, aby zaprezentować światu swoje prace?
Uśmiechnęła się, zerkając na nią i przytakując. Rozumiała ją w tej kwestii. Często artyści nie są zdolni do dzielenia się swoimi dziełami, kryjąc je swoim ciałem. Znała to z własnego doświadczenia, chociaż tworzenie ceramiki nie było aż tak intymne jak malowanie. Wiedziała jednak, że gdyby znów miała pędzel w dłoni, nie pokazałaby swoich obrazów. Jakkolwiek świetnie by nie były.
- Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam o tym, ale czy to nie jest jak z wierszami albo pamiętnikami? Ludzie sprzedają swoje wspomnienia, uczucia, emocje i są szczęśliwi, że dostają za to coś w zamian. Może niektórym to pomaga, bo i inni poczują ból artysty? Albo miłość i radość, bo przecież to też przelewa się na sztukę. - Mimo wszystko odpowiedziała, popadając przy tym w zamyślenie i w wir wspomnień, do czasów we Francji, gdzie miała styczność z wieloma artystami. Każdy mówił coś innego, nie każdy chciał zarabiać na swoich dziełach, ale każdemu tworzenie przynosiło jakiegoś rodzaju ulgę.
Tym razem wskazała na obraz oparty o ścianę niedaleko magazynu. Przedstawiał on kobietę, siedzącą w fotelu, z jedną nogą podwiniętą pod brodę. Nie było widać jej twarzy, ponieważ zwrócona była jedynie skrawkiem profilu do widza; padały na nią promienie słoneczne, gdy reszta pokoju tkwiła w półmroku. Przytulanie o poranku. Trzymała na rękach szczeniaczka, który wpatrywał się w swoją panią z ufnością i miłością. Obraz zawsze kojarzył się Charlie z dzieckiem, bo oprócz zwierząt, tylko dzieci kochają taką miłością bezgraniczną. Dlatego właśnie unikała go jak ognia. Stwierdziła jednak, że może zdobędzie serce kobiety. Był ciepły, kojarzył się z domem, a modelka (albo zjawa) miała blond włosy jak kobieta, spięte w luźnego warkocza.
- Ten zawsze mnie zachwyca – westchnęła w końcu, zerkając na kobietę zaciekawiona jej reakcją. – Autor jest anonimowy. Pierwsze dzieło w historii galerii, a wystawiam je dopiero teraz. Czułam zawsze, że jest przeznaczony dla mnie, ale chyba jeszcze nie teraz. Może czeka na swojego właściciela, na odpowiedni moment.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nigdy nie określiłaby się mianem tchórza. Lubiła sprawdzać nowe rzeczy, przesuwać granice, podejmować się wyzwań, nawet jeżeli istniało spore prawdopodobieństwo ewentualnego niepowodzenia. Nie inaczej było w przypadku szeroko pojętej sztuki, która sama w sobie wiązała się ze swego rodzaju odwagą.
- Może na początku warto zacząć od mniejszej ilości? Albo postawić na dokładny wybór barw? Wprawa pewnie przyjdzie z czasem - zasugerowała, unosząc brew. Nie znała się co prawda na tej konkretnej technice tworzenia obrazów, ale proces ich powstawania z pewnością znajdował się w zakresie kobiecych zainteresowań. Była ciekawa, czy autorzy dzieł powstałych na bazie pękających baloników z farbą stawiali na przypadkowość, czy może faktycznie długo zastanawiali się nad rozmieszczeniem każdej barwy i ewentualnym torem jej wybuchu. - Naprawdę? Nigdy tego nie próbowałam - przyznała bez zawahania, nie wstydząc się braków w wiedzy czy umiejętnościach. Nie każda technika była przecież dla każdego, co w jakiś sposób wpływało na piękno i różnorodność sztuki. Oczywistym było jednak, że Charlotte wyrażała zainteresowanie tematem, dlatego kontrolne zerknięcie na rozmówczynię miało być jednoznacznym - przynajmniej taką miała nadzieję - sygnałem, że chętnie dowiedziałaby się czegoś więcej, a może nawet obejrzała poszczególne dzieła młodej rzeźbiarki, o ile istniałaby taka opcja tego konkretnego dnia.
- Nie znam się na literaturze, ale w tej dziedzinie ludzie dużo częściej utożsamiają bohaterów z autorem - to chyba był powszechny problem; rozgraniczenie artysty od tego, co stworzył, od historii, którą opowiadało dzieło bez względu na to, czy było tekstem, obrazem czy rzeźbą. To w jakimś stopniu wiązało się z kwestią emocji i sposobami ich przekazania, ale niewątpliwie obszar w ogóle wymagał stosownych, podejmujących wiele aspektów badań. Charlotte nie czuła się na tyle kompetentna, by dywagować w sposób chociaż zbliżony do naukowego, choć te dwie dziedziny - naukę i sztukę - starała się raczej rozgraniczać.
Przystając przed kolejnym obrazem, niemal od razu uderzył w nią bijący od niego smutek. Dzieło wcale nie budziło pozytywnych skojarzeń. Charlotte widziała raczej pustkę i samotność, która miała zostać wypełniona przy pomocy różnorakich atrybutów.
Pokręciła głową.
- Nie, zdecydowanie nie czekał na mnie - uśmiechnęła się ciepło, mając nadzieję, że jej dosadna odpowiedź nie zostanie zinterpretowana jako złośliwość czy wygórowane wymagania. Nie chciała, by na którejkolwiek ścianie domu pojawiło się coś, co tak mocno odzwierciedlało jej własne życie.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyjątkowo wróciła do czasów, gdy jeszcze podejmowała się prób malarstwa. Jej obrazy były wciąż w rodzinnym domu; dużą część zostawiła u Harpera, ale przepadły na pewno, gdy zerwali. Chciałaby je znów zobaczyć i przypomnieć sobie co wychodziło spod jej pędzla. Na zajęciach z malunku zazdrościli jej, bo jako jedyna nigdy nie miała żadnego bólu głowy od zapachu terpentyny. Mogła tam siedzieć i siedzieć przez brak węchu, więc zawsze była przed nimi z pracą. Zostawała dłużej, gdy nauczyciel pozwalał na to i tworzyła ponadprogramowo swoje rzeczy. Później, gdy musiała więcej pracować na swoją przyszłość, porzuciła to i niekoniecznie chciała już wracać. Aż do dnia dzisiejszego.
- Możliwe. Gdyby to było takie proste, każdy mógłby nazywać się malarzem – odparła z lekkim uśmiechem. Jeśli tylko miałaby więcej sił do czegokolwiek niż wstanie z kanapy po napój jakiś, już tego wieczoru próbowałaby znów malować. Nie miała jednak siły jeszcze; motywacja w głowie umierała z każdym kolejnym dniem, wołając o jakieś przyjemniejsze wydarzenia. Również spojrzała na kobietę i skinęła głową, by potwierdzić swoje słowa. – Mam w planach warsztaty, jakby była pani zainteresowana. Już mam miejsce, pracownię z piecem, z którymi właścicielami przyjaźnię się od lat. Ogólnie lepię w domu, a u nich tylko wypalam i szkliwię, ale pora na coś nowego. Mam zestaw filiżanek od nich. Nie są robione przeze mnie, ale bardzo podobne – uniosła palec jakby w olśnieniu i poprowadziła kobietę do półek tuż przy wejściu, na których stały różnych wielkości filiżanki i kubeczki na poranną kawę. Kolory miały różne, przeważały niebieskie i różowe odcienie; żadna z rzeczy nie była identyczna. – Na warsztatach będziemy właśnie robić filiżanki i talerze na początek, ale patery jak te również, tylko już na kursie zaawansowanym.
Dumna była z ceramiki, którą stworzyła jej ulubiona pracownia. Dzięki nim tworzyła swoje rzeczy i dzięki nim odnalazła swoją nową pasję, ukajającą skołatane nerwy po ostatnich miesiącach. Chciała promować to jak najbardziej, aby i inni zobaczyli, że tworzenie ceramiki jest równie przyjemnym zajęciem co malowanie.
Pokiwała głową kilkakrotnie, wpatrując się w obraz. Po raz kolejny wpadała w zamyślenie, z którego trudno było jej się wyrwać. Kobieta wzbudzała w niej uśpiony zachwyt nad sztuką i podobne kwestie dręczące ją również, ale już dawno temu.
- Tak, to prawda, obrazy są zazwyczaj anonimowe, oprócz największych artystów i dzieł najbardziej znanych. Ale tak, coś w tym jest. Tyle, że z obrazów i rzeźb często trudniej jest wyczytać emocje artysty. Wyczytać to słowo klucz chyba – odparła. Sztuka jest emocją, którą chowa się między kolorami albo wierszami. Nie różnią się od siebie tak bardzo, choć sztukę trudniej jest zrozumieć. Nie każdy jest w stanie, by to zrobić. Potrzeba często większego wysiłku, więcej czasu poświęcić i nie ma żadnych streszczeń w Internecie, bo odbiór zawsze jest różny.
Przy jej ulubionym obrazie, obserwowała reakcję kobiety kątem oka. Ciekawa była czy tak jak wcześniej zostało wspomniane, zareaguje tak samo czy inaczej. Od razu zauważyła, że mają inne spojrzenie na obraz. Dla Charlie był oznaką upragnionego i straconego macierzyństwa, dla blondynki zaś samotnością. Może Everett już tak przywykła do tej samotności, że aż ją polubiła? Całkiem sensowne wytłumaczenie.
Uśmiechnęła się znów, skinając głową. Tak sądziła.
- Więc pewnie czeka na mnie – odparła z rozbawieniem i ruszyła dalej, rozważając, który obraz będzie dla kobiety najlepszy. – Szukamy dalej. Mogę zaproponować obraz mojej ulubionej artystki. O ten, nazywa się Wschód na plaży. Morze jest tu przedstawione jako bezkres wolności i nowej nadziei, bo gdy słońce się budzi i nastaje nowy dzień, pojawia się szansa na lepsze wydarzenia. Jest piękny i nie ma tej granicy, którą mają obrazy z ramą okienną na przykład. Nie ma żadnej granicy. Tylko piach, czerwone słońce i skrzące się morze z delikatnymi falami. Jestem pewna, że jakby lepiej się przyjrzeć, ujrzymy malutkie żółwie zmierzające do wody. – Rozmarzyła się, przystając przy średniej wielkości płótnie. Oprócz oczywistej natury, na pierwszym planie znajdowały się złoto-zielone trawy; a dalej, bliżej linii wody, stały dwa białe leżaki, typowe dla krajobrazu morskiego. Niemal wyczuwalna była bryza, a w uszach usłyszeć można było szum fal, kojący i hipnotyzujący.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Dźwięczny śmiech Charlotte był reakcją całkowicie niekontrolowaną, ale z pewnością przyjemną dla ucha potencjalnego odbiorcy. W ostatnich dniach nie śmiała się często. Życie i otoczenie skutecznie zadbały o to, by nie miała powodów do tego, by na cokolwiek nastawiać się pozytywnie. Tym bardziej doceniała zatem drobnostki pokroju spotkania osoby, która w minimalnym stopniu rozumiała jej zamiłowanie do sztuki.
- To znów trochę jak z literaturą. Teraz byle erotyk staje się bestsellerem - podsumowała przekornie, wciąż chichocząc w najlepsze. I to nie tak, że umniejszała temu konkretnemu gatunkowi. Chyba po prostu także jej wprawionemu oku nie umknął wysyp książek tego typu na półkach w księgarniach - a i w tych bywała dość często, nawet jeżeli najczęściej tylko przeglądała półkę z nowościami.
- Naprawdę? - szeroko otworzone oczy umożliwiły dokładnie przyjrzenie się kolorowi kobiecych tęczówek, jednak to nie budząca tak wiele emocji barwa była w tym wszystkim najistotniejsza. Iskierka zainteresowania prezentowała się autentycznie, dlatego pociągnięcie tematu ze strony Charlotte wydawało się czymś zwyczajnym. - Każdy może wziąć udział? - zagaiła, unosząc brew. Nigdy nie lubiła owijać w bawełnę, ale obecne zmiany w jej życiu sprawiały, że do każdej nowości podchodziła raczej sceptycznie - nie miała pojęcia, jak pewne materiały i działania wpływały nie na tyle na kobietę w ciąży, co samo dziecko. I chociaż lepienie filiżanek nie wydawało się być niczym groźnym, to jednak Lottie wolała dmuchać na zimne. - Proszę nie zrozumieć mnie źle, bo byłabym zainteresowana, po prostu... - podjęła, całość kwitując przeciągłym westchnięciem. Mówienie o swoim obecnym stanie przychodziło jej z coraz większym trudem, co było swego rodzaju paradoksem zważywszy na fakt, że za kilka tygodni nie byłaby w stanie ukryć absolutnie niczego. - Jestem w ciąży. Do tej pory nie dopadły mnie żadne uczulenia i inne niepokojące reakcje na nowości, ale wolę być ostrożna - wyjaśniła zwięźle, uśmiechając się w niewinny, niemal przepraszający sposób, a dla ukrycia swojego zmieszania wzrok zatrzymała na jednej z filiżanek. Różowej, delikatnej, bardzo w jej guście.
- Tak, ten jest świetny - przyznała, kiedy przeszły kawałek dalej, a urocze, nadmorskie krajobrazy ukazały się roziskrzonym oczom Charlotte. Lubiła takie klimaty i niemal zatęskniła za jakimś ciepłym, słonecznym miejscem, w którym mogłaby cieszyć się ciepłymi promieniami, piaskiem pod stopami i słoną, morską wodą. - Opowiada o nich pani w taki sposób, że najchętniej wzięłabym kilka - podsumowała wesoło, co było swego rodzaju uznaniem dla pracy, jaką stojąca obok kobieta wykonywała.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tym razem to i ona roześmiała, kręcąc głową, ale oznaczało to tylko, że przyznaje kobiecie rację. Teraz wszystko mogło być sztuką i już nic nie powinno nikogo dziwić. Łyżka stołowa ułożona na podeście? Sztuka. Obraz, przedstawiający mazy jak trzylatka? Sztuka! Książka erotyczna, wydana przez jakąś gwiazdeczkę show biznesu? Sztuka! Wystarczy mieć pieniądze albo bronić swoich dzieł, a można zajść daleko.
- Ma pani rację! Jest teraz jakiś wysyp tego typu książek, jak grzyby po deszczu, a one nawet nie są jakieś dobre. Nie, żebym czytała takie tandety, ale często zerkam czy jest warte. Wyganiają mnie wtedy z księgarń – odparła rozbawiona, śmiejąc się z kobietą wciąż. Interesowała ją sztuka erotyczna, o ile była w dobrym guście. Nie czytała żadnego chłamu, który napisała niewyżyta gwiazdeczka, promująca nieciekawe marzenia seksualne. Nie zamierzała przykładać swojej ręki do większej sprzedaży książek czy filmów, które mogą tylko zaszkodzić.
Uśmiechnęła się na zainteresowanie ze strony klientki. Lubiła, gdy ktoś chce wiedzieć coś więcej, gdy pyta o rzeczy, które są dla Charlie czymś ważnym. A pragnęła, aby warsztaty były oblegane przez ludzi spragnionych nowości. W końcu jest to świetna okazja, by złapać nowego bakcyla, tworząc przy tym naczynia własnoręcznie. Lepienie z gliny i ogólne tworzenie ceramiki uchodzi również za terapię, która pozwala ukoić skołotane nerwy.
- Oczywiście, że tak. Zapisy ruszają za tydzień i każdy jest zaproszony, byle był pełnoletni – potwierdziła i w ostatniej chwili przebłysku chwyciła portfolio z lady, aby pokazać kobiecie zdjęcia prac jej przyjaciół i osób, które tworzyły je pod fachowym okiem. Słysząc obawy kobiety, Charlie zamarła na ułamek sekundy i odetchnęła głęboko. Jeszcze niedawno ona martwiła się o dziecko, gdy tworzyła z gliny. Pamiętała to jakby działo się to poprzedniego dnia. Skinęła więc głową, starając się odsunąć od siebie wszelkie zmartwienia związane z przerwanym macierzyństwem. – Jest to bezpieczne. Używamy materiałów, które są również przeznaczone na dzieci, ale lepiej będzie, jeśli zapyta pani lekarza. Gdy ja byłam w ciąży i pytałam swojego lekarza, nie miał nic przeciwko i zapewniał mnie, że jest to bezpieczne.
Pierwszy raz wypowiedziała te słowa. Pierwszy raz użyła tych słów w czasie przeszłym, nie wymijała ich. Czy to oznaczało, że pogodziła się z tym faktem? Obie kobiety miały w oczach wyraz zmieszania i próbowały ukryć to na swój sposób. Podczas, gdy Charlotte oglądała uważnie różową filiżankę, Charlie nagle zauważyła, że w portfolio jest ciekawe zdjęcie talerza.
- Też tak myślę. Lubię go, ale już ustaliłyśmy, że kocham wszystko tutaj – zaśmiała się cicho, krzyżując ramiona na piersi w zamyśleniu. Dzięki obrazom można było poczuć się niemal jak w miejscu, na które patrzyło się z nadzieją na prawdziwy powiew morskiego wiatru albo porannej, górskiej rosy. Uśmiechnęła się, słysząc komplement, bo za taki uznała słowa kobiety. – Dziękuję, to naprawdę miłe! Mam nadzieję, że coś wpadło pani w oko, nawet jeśli nie planuje pani nic kupować, ale może jakkolwiek pomogłam już na przyszłość. Ciężko jest dobrać ten idealny obraz do domu. Wiem to z autopsji – westchnęła, pamiętając doskonale czasy, gdy urządzała wnętrze zaraz po ślubie. Michael, jej mąż, zbywał to wszystko, uznając za głupotę, ale jemu łatwo było zignorować to, bo miał w planach więcej niż jedną misję zagraniczną.
Liczyła więc, że kobieta poczuje któryś z obrazów, albo chociaż naprowadzi swoją wizję do stylu.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zachichotawszy, Charlotte pokiwała głową. Nigdy nie ośmieliłaby określić się mianem krytyka literatury, bo najzwyczajniej w świecie brakowało jej kompetencji i odpowiedniej wiedzy, ale w niektórych przypadkach jakość książek wydawała się tak niskich lotów, że nawet byle laik był w stanie pokusić się o negatywną ocenę.
- Wychodzę z założenia, że każdy czyta i ogląda to, co lubi, ale tytułowanie tego wielką literaturą bywa irytujące - przyznała bez ogródek. Ona sama, będąc w księgarniach, wielokrotnie zawiesiła oko na przedstawicielach tego konkretnego gatunku. Ostatecznie w koszyku nie znalazło się jednak nic, co chyba samo za siebie mówiło o tym, jakiego typu były to książki. Czytanie ulotek leków czy byle pisemka w poczekalni u lekarza wydawało się lekturą dużo bardziej wartościową, ale - tak jak wspomniała wcześniej - nie oceniała osób lubujących się w erotykach i wszystkich ich pochodnych.
Nieznaczne kiwnięcia głową miały być wyrazem aprobaty dla pomysłu zorganizowania tego typu warsztatów. Charlotte sprawiała wrażenie szczerze zainteresowanej, przynajmniej do momentu, w którym mina jej rozmówczyni nie uległa znaczącej zmianie. Lottie, choć obecnie mogła określić się mianem byłej agentki FBI, wraz z zakończeniem pracy w biurze nie utraciła umiejętności prowadzenia dokładnej obserwacji. Przez kilka lat to właśnie jej oczy i uszy były głównymi narzędziami pracy, z kolei logiczne łączenie wątków jawiło się jako coś, co pozwoliło utrzymać się na stanowisku.
Najwidoczniej ciąża w dzisiejszych czasach nie cieszyła już nikogo.
- Och, naprawdę? Jak się nazywa pani pociecha? - zagaiła, nieświadoma tego, jak wielką gafę popełniła. Nigdy nie była kobietą, która rozpływała się w zachwycie nad fotografią dziecka czy opowieściami o pierwszych krokach albo wypowiedzianych słowach. Obecnie jednak próbowała szukać pozytywów, nawet jeżeli całe dotychczasowe życie przemieniło się w katastrofę i bałagan, nad którym Charlotte nie umiała zapanować.
Nauczy się. Musiała.
- Na razie szukam inspiracji. Mam nadzieję, że remont niedługo się skończy, ale w tym momencie... dekorowanie to tylko odległe zamiary - wyjaśniła krótko, posyłając kobiecie łagodny, przepełniony wdzięcznością uśmiech. Przekaz dotyczący ewentualnych zakupów zdawał się być całkowicie klarowny, ale to nie oznaczało, że czas, jaki poświęcono w galerii Charlotte, był zmarnowany. Hughes była klientką słowną, toteż ewentualne powroty w jej wykonaniu były niemal pewniakiem. - Nie chciałabym dłużej zajmować pani czasu - dodała po krótkiej pauzie, raz jeszcze zawieszając wzrok na wysokości ostatniego z prezentowanych obrazów.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”