WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.gonorthwest.com/Washington/ ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu po raz kolejny się odezwał, jakby próbował poinformować ją od środka, że ten uśmiech jaki pozornie wywołała na twarzy Averill jest tylko złudzeniem i stekiem bzdur. Z jednej strony gawedziła sobie z nią jakby nigdy nic, opowiadając jednocześnie anegdotki z życia Hudsonów wycięte, a z drugiej prowadziła rozmowy z jej mężem i pakowała się mu do łóżka.
Apollonia, co ty wyprawiasz! huczało jej w głowie, a ciało wysyłało miliony sygnałów, by sobie odpuściła, a jednak wyrzut - a może pewna obawa przed wypłynięciem sprawy na światło dzienne - sprawiły, że zachowywała się jakby nigdy nic. W końcu łatwiej było żyć w zakłamanej rzeczywistości, a akurat Averill coś o tym wiedziała. — No nie powiedziałabym, że taka młoda — owszem trzydziestka to taka druga młodość, ale z drugiej strony chcąc zdecydować się na dziecko wiek ten jest trochę ostatnim gwizdkiem, który cicho dźwięczał w jej świadomości, a ona odpierała go, bo dobrze wiedziała, że w danym momencie nie ma perspektyw na rodzinę (a już na pewno nie wzrasta ona, kiedy romansuje się z żonatym facetem.) — Ale jak się spartoliło okazję do posiadania rodziny wtedy, kiedy czas na dziecko był idealny to właśnie tak to bywa, a zegar biologiczny nie zna litości — odparła z lekkim żalem tlącym się w jej głosie. Może przesadzała, ale nie była jedną z tych, które żyją stwierdzeniem: mam jeszcze czas. Zawsze marzyła o rodzicielstwie - wczesnym w dodatku, jej plany niestety trochę się posypały, gdy stchórzyła w kulminacyjnym momencie i musiała przełknąć gorycz, którą sama sobie zaserwowała.
Tak, tym optymistycznym akcentem zakończyła ich pogaduszki, ale tylko po to, by po chwili wrócić - jakby nigdy nic - z tym, że o niczym mogła pomarzyć. Tęskniła za nieświadomością, którą posiadała jeszcze nie tak dawno. Opuszczając budynek nie zawędrowały zbyt daleko, bo kilka kroków dalej mieściła się przyjemna kawiarenka, w której mogły zgarnąć to na co miały ochotę. Pola sięgnęła po klasyczną białą kawę z minimalną ilością cukru, co było odskocznią od jej codzienności w której popijała przesłodzoną do granic możliwości. Dzisiaj jednak mdliło ją (głównie z napiętej sytuacji, której świadoma była tylko ona) więc nie miała zamiaru sobie dokładać. Zaproponowała, by wzięły swoje kawy na wynos bo złapała się na tym, że chyba nie potrafiłaby spokojnie usiedzieć teraz w miejscu. Znajdujący się w okolicy Waterfront Park gwarantował sporą przestrzeń, a w razie czego mogła tam śmiało wziąć nogi za pas. Kiedy znalazły się na miejscu oparła się o barierkę, która oddzielała ich od przepaści prosto do wody. Lubiła te widoki, więc chwilę cieszyła się nimi w ciszy. — Czym właściwie się zajmujesz? — zapytała zdając sobie sprawę z tego, że nie ma bladego pojęcia. Ich rozmowy skupiały się głównie wokół miejsca jej pracy i w tej informacyjnej potyczce Averill wyprzedzała ją o kilka mil. Od początku wiedziała czym zajmuje się Pola.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się do niej łagodnie, bo odniosła wrażenie, że Pola była w stosunku do siebie zbyt krytyczna. (Co może i byłoby usprawiedliwione, gdyby Averill zdawała sobie sprawę z tego, że ta oto miła dziewczyna sypiała z jej mężem.) Jasne, większość kobiet decydowała się na dziecko przed trzydziestką, ale przecież nawet po przekroczeniu tej magicznej granicy istniała spora szansa na zajście w ciążę, więc Hudson nie miała o co się martwić.
- Moja mama urodziła mnie, gdy miała trzydzieści pięć lat – powiedziała w ramach ciekawostki, bo skoro już Apollonia uraczyła ją jakimś szczegółem z życia swojej rodziny to i ona mogła się przed nią otworzyć. – Zresztą, nawet jeśli zdecydowałabyś się na dzieci w późniejszym wieku, nic nie jest przesądzone. – W jakimś sensie rozumiała żal, z którym borykała się Pola. Ona również, będąc w jej wieku, bardzo chciała założyć rodzinę i spotkała się z gorzkim rozczarowaniem, gdy, mimo starań, nie zachodziła w upragnioną ciążę. Posiadanie dziecka wydawało jej się jakimś dopełnieniem całej tej trochę beznadziejnej egzystencji, jakie wiodła. Świadomość, że mogła dać jakieś nowe życie, wychowywać małego człowieka, budować jego kodeks wartości i patrzeć na to, jak się rozwija wydawała jej się niezwykle wzruszająca. Może dlatego, że widziała w tym jakąś okazję do uporania się z tym, w jaki sposób sama została wychowana (jakby unikanie błędów rodziców miało jej dać jakieś poczucie satysfakcji), a może po prostu była egoistką, która chciała posiąść czyjąś bezwarunkową miłość. Gdy więc okazało się, że nie mogła mieć dzieci, jej marzenia w pewien sposób runęły. Dopiero decyzja o zaadoptowaniu dzieci znajdujących się w potrzebie w jakiś sposób postawiła ją na nogi. – I zawsze istnieje możliwość adopcji – podzieliła się z nią swoimi myślami, posyłając jej pełny otuchy uśmiech. – Ja i mój mąż zaadoptowaliśmy czwórkę dzieci – powiedziała w ramach pokazania jej, że da się. I wspomniała Mikaela zupełnie przypadkowo, bo przecież nie miała pojęcia, że Pola znała go lepiej, niż można by się tego spodziewać.
Kiedy Hudson do niej wróciła i zaproponowała wstąpienie do pobliskiej kawiarni, Averill zgodziła się ochoczo, w gruncie rzeczy zadowolona, że nie musiała wracać do domu, gdzie tak naprawdę nikt jej nie oczekiwał. Na miejscu zamówiła słodzoną latte (w przeciwieństwie do Poli, czuła się całkiem dobrze) i popijała ją spokojnie, gdy spacerowały przez Waterfront Park, wymieniając się jakimiś kolejnymi ciekawostkami o fokach czy innych zwierzętach.
- Och, jestem koronerem w policji – powiedziała, gdy przystanęły nad barierką. – Ponoć nic przyjemnego, ale ja bardzo to lubię. – Może fakt, iż Averill właśnie przyznała się do tak bliskich relacji z trupami, powinien jakoś Hudson zaniepokoić. – Na komisariacie jestem prawie że niewidzialna, ale ponoć nieoceniona. – Wzruszyła ramionami. Ktoś przecież musiał badać przyczyny śmierci i inne takie duperele, które w rzeczywistości były kluczowe.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Świetnie, mam około pięciu lat na znalezienie idealnego partnera — odparła z lekkim rozbawieniem i na próżno doszukać się w tym złośliwości. Ba, ta ciekawostka była poniekąd pocieszająca, więc Averill udało się podnieść Hudson nieco na duchu - za co w przyszłości będzie mogła pluć sobie w twarz, jeśli kiedyś jej niechlubne czyny ujrzą światło dzienne. Prawdę mówiąc miała nadzieje, że do tego nigdy nie dojdzie. Ba! Skrycie liczyła, że ten romans jakoś zaniknie w czasie jak wtedy, kiedy wydawał się już akademicką przeszłością. Tak, Pola liczyła na to choć w głębi wiedziała, że oszukuje samą siebie. Nie chciała by tak się stało, ale gdyby ktoś zapytał ją czego właściwie oczekuje - nie potrafiłaby odpowiedzieć. Wpakowała się w coś czego nie sposób było ubrać w proste słowa, a strach przed odkryciem nieznanych kart paraliżował. Bała się wiedzieć, bała się chcieć czegoś więcej, bała się konsekwencji… dlaczego więc w to brnęła? Dlaczego podczas spotkania z jego żoną ukradkiem dopadały ją myśli o ich kolejnym spotkaniu? Jakie będzie? Kiedy nastąpi i czy w ogóle do niego dojdzie?
...istnieje możliwość adopcji - te słowa uderzyły w nią nagle i wytrąciły z zamyślenia. — Wiem, ale póki co jestem na etapie przekonywania ludzi do adopcji zwierząt — zażartowała próbując odgonić od siebie szaloną myśl, że może nie powinna się tak starać i zabiegać o czyjeś uczucie, bo szalenie pragnęła rodziny. Przecież sama mogła adoptować dziecko. Nie. Nie, nie. To zły pomysł. Jej życie w ostatnim czasie przypominało bardziej serię niefortunnych zdarzeń, a nie idealne podłoże do przygarnięcia małego człowieka, któremu powinno stworzyć się dom, zapewnić bezpieczeństwo i stabilizację. O uczucia się nie martwiła, ich posiadała ogrom. Szokujące, prawda? Jednak odstawiając na bok te wszystkie błędy które mogły doprowadzić do rozpadu jednej rodziny można było dostrzec w Poli naprawdę wiele dobrego. Nie była zła, była zagubiona.
— Musisz mieć wspaniałego męża, nie każdy by się na to zdecydował — odparła nienagannie, jakby nie miała pojęcia o kim mówi...a jednak tak dobrze wiedziała. Kłamstwo sączyło się z jej ust, chociaż właściwie to nie było kłamstwo. Uważała Mikaela za wspaniałego, ale wiedziała, że on siebie tak nie postrzega i chyba jej zbawcza chęć naprawiania wszystkiego i wszystkich tak mocno się go uczepiła. Chciała mu pokazać, że jest dobry; że jest wartościowy; że jest wspaniały. Pola miała taki problem, że za wszelką cenę doszukiwać się w ludziach dobra. Czasami stawało się to destrukcyjne dla niej samej, bo naginała swój system wartości. Dla Mikaela wręcz go złamała i tego nie dostrzegała. Zboczyła ze swojej ścieżki i teraz stała oparta o barierkę z żoną swojego kochanka, a wiatr rozwiewał jej poszarpany kok, który na szybko związała wychodząc z pracy.
Och — skrzywiła się lekko na samą myśl o pracy jaką na co dzień wykonywała Averill. — Podziwiam, ja ledwo patrzę na martwe zwierzęta — a miała z nimi styczność czy to w szpitalu czy w schronisku — nie wyobrażam sobie starcia z ludźmi w szczególności w jakiś trudnych sprawach. To musi być potężne obciążenie psychiczne — przyznała spoglądając na nią ze zdumieniem i na moment zapominając co tak naprawdę je łączy. Jakby nagle była tą samą nieświadomą dziewczyną, która poznała przypadkową kobietę w oceanarium. — Jak sobie z tym radzisz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pięć lat to nie było tak źle, zresztą kto wie, może Mikael coś tam ją tego? To by dopiero było, gdyby w jakiś pokrętny sposób stały się rodziną! Znaczy nie, żeby Averill była z tego powodu zadowolona. Chodzi mi raczej o dziwność sytuacji.
Uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową. Zwierzaki też były pocieszne i w pewnych momentach mogły nawet zastępować dzieci. Ave co prawda żadnego czworonoga nigdy nie miała, choć chciała. Jej rodzice nie znosili wszelkich zwierząt.
Słysząc jej komentarz na temat Michaela, przymknęła oczy, zastanawiając się nad komentarzem, jaki właśnie padł. Jasne, Pola nie mogła znać jej męża (oj, głupia Ave, głupia), a jednak nawet mimo tego udało jej się go opisać. Bo tak, mogli się kłócić i czasami Averill mogła mieć wrażenie, że życie z nim było nieustanną katorgą, ale równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że był wspaniały. Nie każdy mężczyzna byłby w stanie pokochać czwórkę adoptowanych dzieci taką samą miłością, jak chciałby pokochać własne, nie każdy tak świetnie by się nimi zajmował, przy okazji ogarniając jeszcze dwie prace. Nagle dotarło do niej, że momentami może za bardzo go krytykowała albo denerwowała się z powodu drobnostek, które w rzeczywistości nie były aż tak istotne. I często zapominała o tym, co najważniejsze, czyli o tym, że to właśnie z nim, mimo ostatnich nieporozumień, stworzyła dom dla czwórki niesamowitych dzieci.
- Jest wspaniały – przytaknęła więc na głos i uśmiechnęła się lekko, w głębi duszy czując się trochę winna za to, jak ostatnio na niego naskoczyła. Powinna go przeprosić, nawet jeśli ostatecznie on również nie miał zupełnej racji, bo pielęgnowanie tej irytacji, która narodziła się między nimi lata temu, tylko szkodziło ich dzieciom. – Wiesz… – zaczęła, patrząc na nią niepewnie, bo nie wiedziała w sumie, czy powinna aż tak się przed nią otwierać. Nie znały się dobrze. – Czasami po tylu latach małżeństwa człowiek jakby staje się ślepy na to, co dobrego robi ta druga osoba – ostatecznie, odwróciwszy twarz w kierunku morza i pozwalając wiatrowi smagać się po twarzy. – Ale wystarczy spojrzeć na to z boku i nagle zdaje sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy ta właśnie osoba jest niezastąpiona. – Żałowała w swoim życiu wielu rzeczy, ale małżeństwo z Mikaelem w pewnym sensie pełniło rolę jakiegoś remedium na te jej wszystkie wyrzuty sumienia. Na to, że złamała serce komuś, kogo bardzo kochała, że zawiodła swoją rodzinę, że nie była tym, kim chciała być. Widząc ją taką, Mikael z przeszłości wcale nie odwrócił wzroku. Wręcz przeciwnie – zakochał się w niej i wziął ją za żonę, gdy ona sama nie czuła się tego warta. To śmieszne, jak szybko zapominała o tym w chwilach złości za jakąś drobnostkę, z której się nie wywiązał czy nieprzemyślane słowa, które wypowiedział. A ponoć przecież istniały rzeczy ważne i ważniejsze.
Otrząsnąwszy się z tej chwilowej zadumy, spojrzała z powrotem na Polę i wzruszyła ramionami na jej komentarz o pracy koronera. Ludzie często podzielali jej reakcję, czego Averill w gruncie rzeczy nie rozumiała, bo wychodziła z założenia, że badanie trupów i tak było milsze niż zajmowanie się żywymi ludźmi, którzy jęczeli, narzekali i wiecznie wyjeżdżali do lekarzy z pretensjami.
- Ależ skąd. – Pokręciła głową. – To znaczy tak, na początku krojenie zwłok ze świadomością, że nie znajdujesz się już w uniwersyteckim laboratorium było dziwne – przytaknęła i uśmiechnęła się kątem ust na wspomnienie tego, jak przeżywała swojego pierwszego trupa. – Ale to trochę jak z każdą pracą. Po jakimś czasie się na to znieczuliłam. – Takie były realia. – Zresztą nie mam czasu na myślenie o tym, jak strasznie wyglądają czyjeś wnętrzności albo jakie robaki znajdują się w jego brzuchu. – Chociaż co do tych ostatnich to akurat czasami wykluwały się naprawdę paskudne przypadki. – Skupiam się zazwyczaj na odnalezieniu jak największej ilości detali, które ustalą przyczynę śmierci i nie mam już czasu na nic innego – skończywszy swoje wytłumaczenia, upiła łyk latte, która wciąż była przyjemnie ciepła. – A skąd właściwie pojawiła się w tobie chęć wybrania weterynarii? – To też było ciekawe, zwłaszcza że pamiętała, że kiedyś jedna z jej córek miała fazę na sprowadzanie chorych zwierzątek do domu. Przez jakiś czas Ave nawet myślała, że zostanie weterynarzem, ale już tydzień później znalazła sobie nowe hobby i zwierzątka odeszły w niepamięć.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby liczyła się jedynie chęć posiadania dziecka, a nawet wielu pociech, to zajęłaby się tym w zupełnie inny sposób. Czy świat nie był pełen dawców spermy spośród których mogłaby wybrać idealnego kandydata i wychowywać gromadkę małych dzieciaczków? Oczywiście, że to była wizja do zrealizowania ale nie dla niej. Ona chciała rodziny, takiej pełnej i prawdziwej. Dziecko z Mikaelem też nie byłoby jej na rękę, bo dobrze wiedziała, że choć nigdy w życiu nie zaliczyłaby go do grona przypadkowych kochanków to jednocześnie nie mogła zakwalifikować go do tych bliskich na sposób, którego pragnęła. On miał już swoją rodzinę - żonę i dzieci, a ona byłaby (właściwie już jest) piątym kołem u boku. To chyba odrobinę masochistyczne, że pomimo świadomości tych prostych faktów w to brnęła, a może to zbyt silne od niej. Zbyt silne uczucie, które wcale nie chce przyznać, bo do słabości jaką w sobie nosiła względem Mikaela wiedziała, ale nie przypuszczała jak silna ona jest. Do teraz.
Każde słowo Averill na jego temat dziwnie w nią uderzało. Lekkie ukłucie zamieniało się w rozpływający po całym ciele ból, lekki ale nieustający, a próba złagodzenia go uśmiechem, jakby starała się oszukać własny organizm, nie pomagała. Westchnęła lekko próbując odrzucić od siebie te wszystkie myśli, które nie powinny mnożyć się w jej głowie, a mimo to rozbiły to w zastraszającym tempie. Zamrugała oczętami, gdy lekki wiatr zawiał za mocno, skupiając się na moment na tym, że coś zaprószyło jej oczy - choć tylko ona znała prawdę. Spojrzała na kobietę lekko rozkojarzona i uśmiechnęła się ciepło. — Przyzwyczajenie, rutyna… monotonia z czasem może po prostu zaślepić człowieka — przyznała cicho przenosząc swoje spojrzenie w kierunku wody, która falowała delikatnie. Hudson desperacko próbowała szukać w niej ukojenia, bo wewnątrz siebie miała rozszalały ocean. — W szarej codzienności łatwo przychodzi narzekanie, że coś już nie jest takie jak kiedyś… że czegoś brakuje, a później wystarczy sobie uświadomić, że samemu się do tego doprowadziło i można to odwrócić — miała to do siebie, że mówiła co ślina jej na język przyniosła. Nie kryła się ze swoimi myślami i chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że jednocześnie będąc kochanką jej męża mogła zamienić się i w terapeutkę. — Nie wystarczy chcieć, trzeba też zrobić krok i to nie jeden — jak to mówią: jeden krok w przód, trzy kroki w tył. Trzeba nieźle przebierać nogami, by nadrobić straty. Apollonia nie biła bezpośrednio do ich małżeństwa, bo w zasadzie niewiele o nim wiedziała. Zdawała sobie sprawę, że mają swoje problemy. Ba! Gdyby ich nie było to wątpliwe, że Mikael kiedykolwiek zwróciłby na nią uwagę, co nie było pocieszające, a jednak wolała nie rozpatrywać tego pod tym kątem. Sęk w tym, że Pola stosowała to przekonanie w swoim życiu i dlatego z taką lekkością i bez większego zastanowienia się nim podzieliła. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jej zdanie nie ma większego znaczenia. — Ale co ja tam wiem… nigdy nawet męża nie miałam — a teraz powątpiewała powoli czy kiedykolwiek będzie go mieć. Chyba nie powinna skazywać nikogo na życie z sobą, przynajmniej dopóki nie poukłada sobie wszystkiego, a biorąc pod uwagę skalę problemu może jej to zająć długie lata.
Zdecydowanie wolała skupić się na kolejnym temacie który poruszyła, bo pierwszego już żałowała. Wsłuchiwała się w słowa Averill i nim cokolwiek powiedziała zaprzeczyła lekkim ruchem głowy, ale dała jej dokończyć. — Nie chodziło mi bezpośrednio o wnętrzności… bardziej przeraża mnie drugie oblicze twojej pracy, nie to zmasakrowane przez ciebie w celu zdobycia informacji, a raczej to zmasakrowane przez kogoś i trafiające do ciebie, byś mogła znaleźć potrzebne odpowiedzi. Wskazówki — na samą myśl o tym miała dreszcze i nieco przerażony wyraz twarzy. — Nie poradziłabym sobie z tym — przyznała cicho. Od zawsze miała tendencję do doszukiwania się w ludziach dobra za wszelką cenę. Często bywało to dla niej zwodnicze i raniące, bo nie wszyscy byli dobrzy. Ona jednak ślepo brnęła przez świat w tych pokolorowanych na różowo okularach, więc wątpliwe by poradziła sobie z efektem zła drugiego człowieka podanym na stole.
Z chęcią i teraz podłapała zmianę tematu, bo jej myśli zaczęły zbyt intensywnie lawirować wokół ofiar morderców, z którymi Ave pewnie miała styczność. — Ja? Sama nie wiem… zawsze uwielbiałam zwierzęta, zawsze też kochałam pomagać. Wciąż kocham. Kiedyś myślałam, że będę ratować ludzi, ale jednak weterynaria jest moim strzałem w dziesiątkę — spełniała się w swojej pracy, a te lata nauk się opłaciły.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No tak, co innego mieć dziecko, a co innego razem z inną osobą być dla niego rodzicami, które będą tłumaczyć mu świat i przekazywać mu swój system wartości z nadzieją, że dzięki temu w przyszłości wyrośnie na dobrego człowieka. Averill w zupełności rozumiała takie spojrzenie na sprawę – ba, sama zapewne też nie zdecydowałaby się na czterokrotną adopcję, gdyby nie wsparcie Mikaela. Wiedząc, że opieka nad dziećmi rozłoży się na ich dwójkę, ta myśl nie przerażała jej aż tak bardzo. Ba, nawet cieszyła się, bo wiedziała, że Mikael będzie świetnym ojcem, no i takim właśnie się okazał. Co innego z byciem świetnym mężem, bo tym raczej nie był. Przynajmniej nie, kiedy ją zdradzał.
Jeśli Pola dała po sobie jakoś poznać, że jej słowa sprawiły jej przykrość to Callaway zupełnie tego nie wychwyciła. W sumie zresztą dlaczego miałaby cokolwiek podejrzewać? Wydawało jej się, że piła właśnie kawę z jakąś miłą znajomą, którą poznała dzięki pingwinom, i której w życiu nie podejrzewałaby o bycie kochanką jej męża. Świat jednak był mały, o czym kiedyś zapewne się przekona. Na razie były jednak tutaj – Pola, Averill i jej słodka nieświadomość – i nic nie wskazywało na to, aby w najbliższej przyszłości cokolwiek miało dramatycznie potrząsnąć światem rudowłosej, uzmysławiając ją w niewierności jej męża.
Pokiwała powoli głową, patrząc na nią z boku. Wydawało jej się, że gdyby Pola była o dziesięć lat starsza albo Averill o tyle samo lat młodsza, i gdyby jakimś cudem wpadły na siebie na uniwersytecie, byłyby w stanie się ze sobą zaprzyjaźnić. Dzieliły sporo przemyśleń albo przynajmniej Callaway tak się w tamtym momencie wydawało. Też niewykluczone, że widziała w niej potencjalną przyjaciółkę tylko dlatego, że ostatnimi czasy jakoś krucho było u niej ze znajomymi. Diego wyjechał, Dylan zajmowała się własną rodziną, a i Peny postanowiła uciąć sobie jakieś wakacje w środku roku i wybyła na jakieś wyspy tropikalne. W sumie Averill żałowała trochę, że też tak nie mogła.
- Masz rację – przytaknęła, odrywając wzrok od wody i opierając się o barierkę plecami. – Ludzie zwykle nie doceniają tego, co mają, aż w końcu to tracą. I dopiero wtedy przychodzą wyrzuty sumienia. – Naprawdę nie wyobrażała sobie swojego życia bez Mikaela. Mogła na niego psioczyć, denerwować się w myślach na jego idealizm i irytujące przyzwyczajenia, ale coś jej mówiło, że gdyby z dnia na dzień go zabrakło, nie potrafiłaby sobie poradzić. Sama jego obecność w domu wydawała się jej jakimś niezbędnym elementem do tego, aby dzień w ogóle się odbył. – Czasami tylko… – zawahała się na moment, patrząc w swoją kawę. – Wstyd zrobić ten krok, wiedząc, że wcześniej miałaś na to tyle czasu, a jednak coś wciąż cię hamowało. – Bo przecież nie raz, nie dwa zdarzały jej się dni, kiedy najchętniej położyłaby się z Mikaelem na kanapie tylko po to, żeby mocno się do niego przytulić. Zazwyczaj jednak zwalała to na jakieś przedokresowe wahania nastrojów, ponieważ podobne pragnienie wydawało jej się jakieś takie… trywialne. I nie na miejscu, bo przecież nie miała już dwudziestu lat. – To stąd te dobre rady – stwierdziła, uśmiechając się lekko. Gdzieś kiedyś obiło jej się o uszy, że najlepsze związkowe rady dawały osoby, które same trzymały się od miłosnych dramatów jak najdalej i coś faktycznie w tym było.
- Och – skomentowała tylko, słysząc wyjaśnienie Hudson. – W takim razie tak, to prawda. – Pokiwała głową. – Ale zazwyczaj staram się po prostu nie myśleć o tym, jak straszni potrafią być ludzie. Myślę, że tobie też się to zdarza. – Okrucieństwo wobec zwierząt było w pewnym sensie jeszcze większym bestialstwem, bo zwierzęta przecież nie rozumiały, dlaczego traktowało się je tak, a nie inaczej albo dlaczego ktoś porzucał je z dnia na dzień. – Twoja praca też wymaga sporo siły – stwierdziła i uniosła lekko brwi. – Czytałam kiedyś, że ludzie, którzy decydują się na uśpienie swoich zwierząt, często wychodzą z pomieszczenia na czas zabiegu, bo nie chcą na to patrzeć. A to właśnie wtedy zwierzak potrzebuje swojego pana najbardziej. – Smutny był ten ludzki egoizm. Jakby to, iż człowiek czegoś nie zobaczy, sprawiało, że to coś w ogóle się nie zdarzyło. – Od weterynarii niedaleko do medycyny – stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. – Co najbardziej lubisz w tej pracy? – To pytanie wydało jej się idealne, aby poznać Polę nieco bliżej.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hudson raz na jakiś czas miała taką szaloną myśl, że może powinna zaadoptować dziecko albo urodzić i w pojedynkę wychować, ale szybko sprowadzała się na ziemię, że właściwie nie tego oczekuje od życia. Zawsze marzyła o pełnej rodzinie i to wciąż było ukrytym celem w jej życiu, który nieco zgubiła z oczu po tym jak zostawiła narzeczonego przed ołtarzem i wyjechała do Australii. Fakt, że obecnie odnowiła romans z Mikaelem niczego nie ułatwiał. Gdyby pięć lat temu nie rzuciła ukochanego zapewne byłaby już szczęśliwą żoną i matką, a tym samym drugi raz nie zbliżyłaby się do męża Averill pozostawiając to w swojej pamięci jako romans z przeszłości, z którego nie jest zbyt dumna. Życie potoczyło się nieco inaczej, wybrała nie tą karuzelę, którą powinna i teraz miała problem z zejściem, bowiem nie przestawała się ona kręcić. Właściwie czasami podobał się jej fakt, w jaki sposób się kręci. Czasami łapała się na tym, że to co robi nie jest takie złe, ale to było chwilowe. Prawdopodobnie złudne.
Hudson zdawała sobie sprawę, że nieświadomość Averill działa na jej korzyść, ponieważ nie mogła doszukiwać się w jej gestach ukrytych reakcji. Pola robiła wszystko, by gdzieś nie wypłynęło, że w jakikolwiek sposób zna jej męża. Bycie tutaj ‘panią dobrą radą’ też poniekąd działało na jej korzyść, bo czy kochanka naprawdę starałaby się zarzucić własnym zdaniem na miare dobrej rady? Prędzej zapewne próbowałaby wszystko zrujnować, ale nie Pola. Czuła się źle, bo kawy z Callaway naprawdę polubiła; stało się to swoistym rytuałem, kiedy ta odwiedzała miejsce jej pracy, ale teraz, kiedy prawda wyszła na jaw Apollonia nie była w stanie czerpać z nich przyjemności jak to miało miejsce wcześniej. Teraz każde spotkanie naznaczone było piętnem kłamstwa i to już nigdy nie miało się odmienić.
Słysząc słowa Averill nie mogła powstrzymać kwaśnego uśmiechu jaki wtargnął na jej twarz. Bardziej przypominał on grymas lub świadczył o gorzkiej prawdzie jakiej doświadczyła i to na własne życzenie. — Nie doceniają to prawda, a wyrzuty sumienia potrafią zamącić w głowie i wpłynąć na teraźniejszość — och, znała to tak dobrze. Sama nie doceniła tego czego posiadała mając u swojego boku Dextera. Był spełnieniem jej marzeń, a ona przekreśliła to pod wpływem chwili i właśnie… cholernie ciężko było wykonać ten jeden krok ku poprawie wszystkiego. Stach ją hamował, wyrzuty zjadały. Była innym człowiekiem niż pięć lat temu, a w jej życiu królowało zagubienie. Od jednej złej decyzji mnożyły się kolejne niewłaściwie i już dawno zboczyła ze ścieżki, którą powinna kroczyć.
— Właśnie dlatego trzymałabym się od tego zawodu z daleka, bo wolę nie myśleć jak straszni potrafią być ludzie… a tobie podają dowody okrucieństwa na tacy — co innego patrzeć na porzuconego psa, którego może uratować i zdobyć dla niego nowy dom, a co innego patrzeć na martwe ciało zamordowanej osoby. Z jednej strony podziwiała Averill, a z drugiej trochę jej współczuła. Nie mogła się wyzbyć wrażenia, że pracując w takim miejscu trzeba było zamknąć swoją wrażliwość pod kluczem, a dla Hudson było to niebywale trudne, bo należała do osób wysoko wrażliwych. Psychicznie wykończyłby ją taki zawód.
To prawda — przytaknęła — choć ja w dużej mierze staram się nastawić właścicieli, że pies potrzebuje ich towarzystwa… rodziny, której obcy weterynarz mu nie zastąpi w ostatniej chwili — a potrafiła być przekonywująca, bo w końcu dla psa to też bardzo trudne.
Porody — odparła z rozbawieniem słysząc pytanie kobiety. — Nie żartuję, naprawdę kocham przyjmować zwierzęce porody, serce się mi raduje — przyznała uśmiechając lekko — znajdowanie domu porzuconym czworonogom też daje pozytywnego kopa, ale to już raczej kwestia wolontariatów, a nie pracy w klinice… chociaż tutaj… w Seattle jeszcze nie znalazłam swojego miejsca zawodowo. Próbuję wszystkiego po trochu, zaraz po studiach wyjechałam do Australii na cztery lata, później byłam rok w Afryce. Praca tutaj to dla mnie nowość — wyznała wzruszając bezradnie ramionami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wychowywanie dziecka w pojedynkę musiało być straszne, a przynajmniej Averill była pewna, że sama nigdy nie zrobiłaby tego dobrze, choć to określenie pozostawiało przecież wiele do życzenia. W pewien sposób jednak, nawet mimo tego, że już nie dogadywała się z Mikaelem tak, jak kiedyś, uważała ich za całkiem zgranych rodziców, a przynajmniej wydawało jej się, iż wspólnie zawsze starali się przekazać swoim dzieciom jak najlepszy system wartości. I chociaż istniało wiele kwestii, w których się ze sobą nie zgadzali, Averill nie wiedziała, czy dałaby sobie radę choćby z jednym z całej gromadki tak dobrze, jak to robiła z Mikaelem. Jego pomoc, na jaką na co dzień nawet nie zwracała uwagi, mimo wszystko była nieoceniona. Często wydawało jej się też, że o ile w życiu często się ze sobą nie zgadzali, w kwestii wychowania dzieci szli ramię w ramię, co zaś składało się na jedną z niewielu rzeczy, jakie wciąż utwierdzały ją w ich małżeństwie.
Pokiwała głową w milczeniu, niczego już nie dodając. Wydawało jej się, że Pola wiedziała, o czym mówiła, ale nie chciała o nic pytać – nigdy nie należała do specjalnie odważnych osób, które nie czułyby się skrępowane, zadając innym bardzo osobiste pytania. Tym bardziej, że pozostawały dla siebie niemalże obce – ich znajomość była raczej powierzchowna i choć na ogół Averill to nie przeszkadzało (bo dobrze było od czasu do czasu spotkać się z kimś, kto nie zdawał sobie sprawy ze wszystkich jej porażek życiowych), zdecydowanie hamowało ją to w zadawaniu zbyt wielu skonkretyzowanych pytań.
Wzruszyła lekko ramionami. Wszystko, co mówiła Hudson się zgadzało, ale, zupełnie paradoksalnie, chyba właśnie z tego Callaway czerpała w swojej pracy jakąś połowiczną satysfakcję – ze świadomości, iż istnieli na świecie ludzie dużo gorsi niż ona. Nikomu co prawda nigdy się do tego nie przyznała, ba, nawet spowiadanie się z takich myśli przed samą sobą napawało ją lekką odrazą, ale nie mogła nie zauważyć, jak wielkie ukojenie przynosiło jej pochylanie się nad zwłokami i rozmyślanie nad możliwościami śmierci leżącej na jej stole osoby, zwłaszcza po jakiejś ostrzejszej kłótni z Mikaelem czy chociażby nieprzyjemnym spotkaniem z Astrą. W pewien sposób jej praca czyniła ją… wolniejszą.
Po czasie człowiek przestaje patrzeć na to tak emocjonalnie – zdradziła tylko z przeświadczeniem, że Hudson wiedziała, o czym mówiła. Z drugiej strony wyglądało na to, że należała do osób bardzo wrażliwych i Averill zaczęła szczerze zastanawiać się nad tym, czy odbijało się to w jakikolwiek sposób na jej pracy.
Słysząc jej kolejne słowa, spojrzała na nią ze zdziwieniem. Tego się nie spodziewała, dlatego z tym większym zaciekawieniem słuchała jej wytłumaczenia, nie mogąc przestać myśleć o tym, jak inne było jej podejście do życia. Averill poród kojarzył się z najgorszym, prawdopodobnie przez nieprzyjemne wspomnienia.
To nietypowe – stwierdziła tylko, uśmiechając się do niej lekko, a potem już zainteresowała się jej przeszłością. – Australia, Afryka… – podsumowała z uznaniem. – To musiało być niesamowite. Mam tyle pytań. – A potem, jako że miały sporo czasu, zaczęła wypytywać Polę o wszystko, co przyszło jej na myśl: o to, czym konkretnie zajmowała się na obu kontynentach, jakie było najdziwniejsze zwierzę, z którego leczeniem przyszło się jej zmierzyć, i czy ciągnęło ją w jakieś inne miejsca. Wszystkie jej odpowiedzi wpływały na Averill kojąco, zresztą jak sama osoba Apollonii. Trudno wyobrazić sobie jej zdziwienie, gdyby doszła ją wieść, że działała w ten sposób nie tylko na nią, lecz również na jej męża, który dobrze zdążył zapoznać się z Hudson także pod wieloma innymi względami.

/zt x2
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

14.

I chociaż nie sprawdzał prognozy pogody, trafił idealnie z propozycją spotkania. Wiadomość do Laury wysłał dosyć późno w nocy, kiedy po pracy usiłował sklecić te dwa zdania, które zamierzał jej wysłać, a dopiero drugie (albo trzecie) piwo pomogło mu kliknąć przycisk wyślij. Nie wiedział czy zrobił z siebie idiotę, czy może wręcz przeciwnie, dopóki nie odpisała mu rano, a wtedy miał już w głowie całą masę wymówek, na które mógł zwalić swoje słowa, chociaż żadna z nich nie miała większego sensu, więc, dzięki Bogu, dziewczyna zgodziła się z nim spotkać w sobotnie popołudnie.
Tym razem postanowił nie snuć wielkich planów, próbować umówić się na randkę idealną, która sprawi, że zaimponują Cosmo, bo już chyba dawno przestało chodzić tylko o to, a oni po prostu nie potrafili tego przed sobą przyznać, przynajmniej do niedawnej imprezy, gdzie posunęli się o krok dalej i to wcale nie na oczach wszystkich ludzi, a w ciemności czyjejś szafy z ubraniami. Mogli korzystać z uroków słońca, które niedługo miało chylić się ku zachodowi i zaskakująco małym zagęszczeniem ludzi, co akurat było dość niespodziewane i ze swojego towarzystwa, bez tych wszystkich gierek, w które ostatnio się bawili. Nie narzekał na ich poprzednie spotkania, bo właśnie - świetnie się bawił i nie podejrzewał, że knucie może mu sprawiać tyle przyjemności, ale wszystkiemu musiała być winna Laura, która właśnie pojawiła się w zasięgu jego wzroku. - Hej - odsunął się od barierki, o którą się opierał i wyszedł dziewczynie na spotkanie, znów, nie wiedząc właściwie czego powinien się po nim spodziewać i czego ona po nim oczekuje, a to wszystko wydawało się być dla Finna nowością. Nowością, której chciał spróbować.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#33
outfit
Wiadomość, którą napisał do niej Finn w środku nocy, odczytała dopiero nad ranem. Był weekend, ale nie miała zwyczaju spać do późna, dlatego już przed dziewiątą była na nogach i dobre kilka minut próbowała zrozumieć treść nocnego smsa oraz stworzyć jakąś sensowną odpowiedź. Czy on się chciał z nią umówić tak na serio? Czy dobrze rozumiała? Również sporo myślała o ich ostatnim pocałunku, którego wtedy żadne z nich się chyba nie spodziewało. To całe udawanie, żeby podokuczać nieco Cosmo, zaczęło wymykać się spod kontroli, dlatego też spotkanie i omówienie tego tematu było według niej dobrym pomysłem.
Do południa miała trochę czasu, ale cały czas czuła dziwny ucisk w żołądku, stresując się tym spotkaniem i układając w głowie absurdalne scenariusze. Wiadomość od Winchestera była dość oczywista, ale dla Laury temat umawiania się z chłopcami był zupełnie nowy i nie do końca potrafiła się jeszcze w tym odnaleźć. Może dlatego łatwiej było jej wymyślać coś, co nie istnieje, zamiast skupić na tym, co podczas tego wymyślania rodziło się między nimi? Dobrze spędzało im się razem czas, zwłaszcza, gdy knucie odchodziło na drugi plan, a oni po prostu rozmawiali. Tyle, że świadomość, że są dobrymi znajomymi nie stresowała jej tak bardzo, jak świadomość, że ich spotkanie może być prawdziwą randką.
- Hej. – uśmiechnęła się blado w odpowiedzi i wyciągnęła dłonie z kieszeni swojego płaszcza, nie do końca wiedząc, co w tym momencie ma zrobić. Była Niezbyt dyskretnie przyjrzała się Finnowi i zmarszczyła nieco czoło. – Późno wczoraj skończyłeś, hmm? – zagadnęła, szukając na szybko jakiegoś tematu, od razu (niechcący) nawiązując do wiadomości, którą jej wysłał. – Przejdziemy się? – uniosła pytająco brew i ruszyła przed siebie.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie pomyślał o tym wcześniej, ale kiedy tylko Laura zaczęła się zbliżać w jego kierunku, intensywnie zastanawiał się nad tym, w jaki sposób powinni się przywitać. Było to dosyć absurdalne, ale nie miał pojęcia czy ten ostatni pocałunek do czegoś ich zobowiązuje, albo może czy powinni w ogóle ze sobą na ten temat rozmawiać, czy powinni się niezręcznie przytulić, podać sobie rękę, cokolwiek? - Hej - powtórzył raz jeszcze, uśmiechając się trochę szerzej i finalnie nie wybrał żadnego z powitań, których listę ułożył już sobie w głowie. - Czy to miły sposób powiedzenia, że wyglądam na niewyspanego? - blada cera Winchestera w połączeniu z rzeczywistym brakiem snu dawała dosyć wyraźne sińce pod oczami, właściwie niezależnie od ilości przespanych godzin. - Tak, to taki prosty pomysł, na który nigdy jeszcze nie wpadliśmy - uśmiechnął się pod nosem, nawiązując rzecz jasna do ich wszystkich wcześniejszych spotkań, które niekoniecznie wypadały tak prosto i naturalnie, właśnie przez to, że usiłowali zaplanować coś bardziej pod Cosmo, niż pod siebie, że w ogóle cały czas coś planowali, zamiast na spokojnie oddać się chwili. Z tym, że wszystkie ich poprzednie spotkania oznaczały knucie jakiejś intrygi, która już dawno przestała być tylko intrygą, trwała też za długo, żeby być tylko żartem, a przynajmniej o tym sobie pomyślał. - Więc ten sms, którego ci wysłałem... - zaczął powoli, chociaż nie wiedział właściwie od czego zacząć. - Wiesz, myślałem sobie trochę o tym wszystkim i stwierdziłem, że to chyba czas pogadać, bo trochę mi się już pieprzy kiedy chodzi o Cosmo, a kiedy chodzi o nas - o nas. - To znaczy, nie, że o nas, wiesz o co mi chodzi - spojrzał na nią, może trochę błagalnie, żeby pomogła mu się jakoś wyplątać z tego, co zaczął mówić.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

- Poniekąd. – zaśmiała się. – Ale dobrze, że wydał się miły. – dodała i pokiwała powoli głową. Nie miała nic do zarzucenia temu, jak wyglądał, chociaż faktycznie widać było, że położył się późno. Wydawało się jej jednak, że wspominał już wcześniej, że przez pracę często jest na nogach do późnych nocnych godzin, dlatego nie było to dla niej zaskoczenie. Może dlatego na imprezach też tak długo wytrzymywał, na przykład do tej piątej, do której razem nie dane im było w końcu spędzić razem nocy? – Chciałam tylko powiedzieć, że musisz wziąć pod uwagę, że jak piszesz do mnie prawie o trzeciej w nocy, to nie odpiszę do rana. – oznajmiła z delikatnym uśmiechem. Nie chciała brzmieć, jakby czekała na takie wiadomość (a czekała), ale jeśli faktycznie chciał popisać to nie mógł na nią w nocy liczyć, niestety. Gdyby tylko wiedziała, że ten sms od niego powstał, gdy Finn był już po dodających pewności siebie procentach, chętnie pociągnęłaby taką rozmowę i zobaczyła, co by z niej wyszło.
- Niesamowite, nie? Ale może to dobrze, jakieś pomysły zostawiliśmy sobie na później. – zaśmiała się cicho. To mógł być zwykły spacer, a to oni mogli sprawić, że stanie się wyjątkowy. Nie potrzebowała kolacji przy świecach i planowania wakacji pięć lat do przodu, by dobrze się bawić.
- Tak? – odwróciła w głowę w jego stronę i przyglądała się mu uważnie, kiedy dzielnie zaczynał trudny temat. Była mu za to wdzięczna, bo sama prawdopodobnie zrobiłaby to gorzej albo w ogóle nie podjęłaby się takiego wyzwania. Nas? – W sensie… powinniśmy skończyć udawać? – spojrzała na niego pytająco, mając nadzieję, że dobrze interpretuje jego słowa. – Też tak uważam. Chyba to wszystko zaszło za daleko… - zmarszczyła czoło. – To znaczy… chyba niepotrzebnie się w to tak zaangażowaliśmy. – dodała. – Chwila, nie słuchaj mnie. – pokręciła szybko głową, kiedy zdała sobie, jak Finn może zinterpretować jej słowa, a bardzo nie chciała, żeby zinterpretował je źle.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Czyli nici z tego wina do piątej rano? - zdążył już zapamiętać chociaż tę jedną rzecz o Laurze - zdecydowanie nie była nocnym markiem. Do tego nie jadła mięsa, tu już była kolejna rzecz, a gdyby zastanowił się chwilę dłużej, przez to wymienianie się informacjami, jak wpisami do złotych myśli, żeby przypadkiem Cosmo nie mógł ich wzajemnie zagiąć, całe to poznawanie się przeszło dosyć sprawnie. Może nie do końca w zwykły sposób, w jaki poznawało się ludzi, ale nie dało się zaprzeczyć, że było dość skuteczne, a w innym przypadku Winchester pewnie przegapiłby połowę rzeczy. - Całkiem sporo, dalej mamy przed sobą na przykład tę galerię sztuki, o której Cosmo mówił, że to jest TO miejsce - zanim jeszcze Finn zdążył pomyśleć o dalszym knuciu intrygi, Fletcher już wychodził im naprzeciw, wysyłając masę wiadomości, które miały tę dwójkę skłonić do wspólnych spotkań. I nie mógł powiedzieć, że na to narzekał, wręcz przeciwnie, a nawet jeśli niekoniecznie był fanem fotografii, spokojnie mógłby przespacerować się z nią przez długą wystawę.
Niepotrzebnie się w to tak zaangażowaliśmy. - Rozumiem - rzucił tylko szybko, może dość oschle, chociaż wcale nie chciał tak zabrzmieć, ale liczył na zupełnie inną odpowiedź ze strony Laury. Może niekoniecznie górnolotne zapewnienia, w końcu sam nie do końca kwalifikował się jako romantyk, ale powiedzieć, że uraziła swoimi słowami jego męską dumę, to zdecydowanie za mało. - Nie, jasne, rozumiem - wzruszył ramionami, jak gdyby wcale go to nie obeszło, ale palcami już obracał niecierpliwie paczkę papierosów w kieszeni płaszcza, w którym nagle zrobiło mu się zbyt gorąco. Czuł, że się zbłaźnił, pisząc tego smsa, proponując spotkanie i w ogóle myśląc jednak więcej, niż powinien, więc uśmiechnął się jeszcze tylko do niej krzywo, jakby chciał pokazać, że przecież wszystko jest w porządku. Tak jak planowali, prawda?

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

- Naprawdę liczę na to, że któregoś dnia uda mi się tyle wytrzymać. Obiecuję, że się postaram. – odpowiedziała z uśmiechem, zerkając na Finna. Zdecydowanie nie była nocnym markiem i ceniła poukładane w czasie obowiązki, które pomagały jej utrzymać wewnętrzny spokój ducha. Zdążyła zauważyć, że Finn nie miał z tym problemu. Łączył naukę z pracą i życiem typowego studenta. Nie straszne mu były spotkania w ostatniej chwili, praca albo imprezy do późna. Była niemal przekonana, że nie raz pojawiał się na zajęciach prosto z pracy. Z pewnością żyło mu się łatwiej z taką otwartością na spontaniczność. – Wspominał o galerii sztuki? Jej, jest taka jedna, jest świetna, uwielbiam do niej chodzić! – energicznie pokiwała głową, na samo wspomnienie jednego z jej ulubionych miejsc. Cosmo znał ją doskonale, mogła się więc domyślać, że bardzo doradzał Finnowi w kwestii planowania ewentualnych randek. A Laura, jak na typową nudziarę-kujonkę przystało, mogła chodzić do galerii albo muzeum raz w miesiącu albo częściej, chociaż wolała zaglądać tam przy okazji nowych wystaw.
Zjebała. Chyba innego słowa nie można tu użyć. - Nie, nie… - wymamrotała spoglądając na zmartwionego Winchestera. W tym momencie już wiedziała, że jej słowa nie zabrzmiały tak, jak jej się wydawało. Przygryzła wargi, dając sobie chwilę na zastanowienie się nad kolejną wypowiedzią, tym razem nieco bardziej ważąc słowa. – Finn, nie tak to miało zabrzmieć, przepraszam. – zaczęła. Zatrzymała się na chwilę, chcąc na niego patrzeć podczas prowadzenia tej trudnej i niezręcznej rozmowy. Westchnęła głośno i przestąpiła z nogi na nogę, naprawdę próbując wyrzucić z siebie w końcu to, co chce powiedzieć. – Chodziło mi o to, że niepotrzebnie angażowaliśmy się w udawanie, żeby zadowolić Cosmo, czy też zrobić mu na złość, skoro chodzi o nas. – zmrużyła nieco oczy, wpatrując się w Finnową twarz, licząc na to, że teraz zrozumie. – A chodzi o nas, prawda? Tak przynajmniej zinterpretowałam twoją wiadomość. Też mi się to miesza wszystko, na początku było zabawnie, żartowaliśmy i wymyślaliśmy scenariusze spotkań albo realizowaliśmy je tylko po to, żeby móc o tym opowiedzieć Cosmo, ale wiesz… zaczęłam się zastanawiać, jakby to było, gdybyśmy to robili szczerze, tylko dla siebie. A potem na imprezie, w szafie… - tu uniosła ręce i opuściła je szybko, jakby już nie miała więcej na to siły. Jak ludzie rozmawiali o swoich uczuciach? To było cholernie skomplikowane i trudne dla niej.

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pike Place Market”