: 2021-06-04, 22:23
Z lekkim uniesieniem brwi zerknął na wyświetlacz telefonu Blake’a, też zaraz krzywiąc się na tą niefortunną wymianę. Jutro, wydawało się tak dobrym pomysłem jak słychać to było w głosie towarzysza. –Albo pojutrze. – Mruknął, sugerując, że jakikolwiek inny dzień też zapewne by równie dobrze pasował. Wszystko tak się świetnie układało. Wystarczyło kilka słów, a potrafiły czasami działać równie skutecznie co czyny, i również poddawane być odmiennym interpretacją. Punkt widzenia w końcu zależał od miejsca w którym się stało. Często o tym zapominał, wiedząc z własnego doświadczenia, że postawić się w miejscu drugiej osoby wcale nie było tak łatwo.
-To przez te ładne twarze. – Pomachał dłonią symbolicznie przed swoją własną. –Sprawiają nimi zbyt dobre wrażenie. – Żartował, oczywiście, acz nie można było rodzeństwu Hughes odmówić urody. Oboje z Blakiem wiedzieli, że na kobiety tej rodziny składało się więcej niż tylko urocze uśmiechy.
Zaśmiał się otwarcie. –To przechlapane. – Rzucił jeszcze w rozbawieniem kręcącym się w kącikach ust. –Jak nie żołądkiem do serca to inaczej się nie da. Skalpelem może, ale to trochę niepraktyczne. – Mieli do tego wyjątkowo nawet odpowiednie warunki. Nie każdy mógł to powiedzieć. Nie każdy mógł też powiedzieć, że jest świetnym kucharzem, Travis na przykład nie nadałby sobie tego tytułu, ale zorientował się w pewnym momencie, że jeśli tylko będzie trzymał się przepisów to nagle jego nikłe umiejętności będą go przede wszystkim spowalniać, a nie skutkować w niestrawności. Może trochę wprawy z tym przychodziło. Chętnie skupiłby się na jedzeniu, zamiast na tym z czym zdradzał się coraz bardziej może przez alkohol, a może dlatego, że nie chciał już tego w swojej głowie.
-Nie myli. – Potwierdził, również łapiąc się na wrażeniu iż ostatnimi czasy miesiące wydawały się potwornie rozciągać. Uniósł kącik ust na tą szczerość przyjaciela, zwłaszcza ze wszystkim czym zdążył się dzisiaj podzielić. Cavanagh nie miał szczególnie obiecującej historii, gdy przychodziło do związków, chociaż intencje były dobre. Pomimo swoich nieudanych prób utrzymania stałych związków, a może właśnie dlatego, oświadczyny były poważnym krokiem, podjętym w czasie gdy wcale nie stąpał po ziemi z głową na karku. Kochał ją, dlaczego miałby się nie oświadczać? Chciał spędzić z nią resztę swojego życia. Wierzył w to. Nie podejrzewał tylko jaki ostry zjazd z tej sielankowej przejażdżki go czekał tuż za rogiem. –Doceniam to, po prostu… – Wypuścił powietrze z płuc. –sam nie wiem… – Pokręcił ledwo zauważalnie głową. –coś… jest nie tak… ze mną. Ewidentnie ze mną, bo wiem co do niej czuję, a jednocześnie… – Znowu urwał. Jak mógł mówić o czymś czego przez ten cały czas starał się nie-werbalizować? –Mam wrażenie, że ona zorientuje się, albo po prostu będzie miała tego dość w pewnym momencie i mnie zostawi i wiem, że tego nie chcę. Ale… nie wiem, nie mam chęci, nie obchodzą mnie torty i chusteczki i kolorystyczne aranżacje. Odsuwam się od niej i… – Znów zaczął kręcić głową, wykrzywiając usta. –I myślałem, że to minie, że tylko wezmę się w garść, co nie? – Czy ktoś miał instrukcję manualną jak się wziąć w garść? Jedną prostą odpowiedź. Na razie opanował tylko jak wyglądać, jakby wziął się w garść. –Kurwa, co za problemy, ja pierdolę. – Uśmiechnął się ironicznie. –Takie pierdoły. – A jednak nie potrafił ich ominąć. Zamiast rozpracowywać jak iść na przód, próbował biec szybciej niż problematyczne, szorstkie realia życia. Umniejszanie jednak nie pomagało, a tylko usprawiedliwiało ich ignorowanie.
-Dobrze płatna fucha, słyszałem. – Skomentował. –Mój też jest dobry. – Wyciągnął go w końcu z czegoś co na pierwszy rzut oka nie wyglądało dobrze. –Tak się po prostu umówiliśmy. – Wyjaśnił. Taki był stan rzeczy i za taki go brał. Nie mógł oczekiwać od mężczyzny czegoś za co mu nie płacił.
-Mm, wiesz, coś jest w tej przestrzeni i wygodnych…. Daj spokój. – Zaśmiał się. –Dobrze, jest mieć robotę, – Skinął do Blake’a w niemym podziękowaniu, chociaż zdążył już kupić mu po oficjalnym przyjęciu flaszkę. –ale to chyba najdalej oddalona od jazdy rajdowej praca kierowcy. – Mógł wyolbrzymiać to bardzo możliwe, ale czas ciągnął się niemiłosiernie za kółkiem karawanu z obciążeniem trumny. Dla zmarłych zwalniała ten jeden element już po ich życiu, chociaż wszystko dookoła gnało i nie zwracało na nich uwagi. –Po prostu nie wiem czy chce wracać do Cup Series, ale jak nie to, to nic innego nie wydaje się… warte zachodu. – Pójść do niższej ligi, w której jeździć mógłby hobbystycznie? To tak jakby sam sobie ubliżał, gdyby teraz chciał zrobić z tego karierę. Sięgnął po butelkę, upajając z niej głębszy łyk. Kiedy zdążyła zrobić się o tyle lżejsza? –Nie można nam dawać takich rzeczy. – Obrócił ją w dłoniach. –Nie w takim stanie. – Spróbował sprawdzić etykietkę, ale w tym świetle nie wiele mógł się doczytać. –Powinna być piosenka: do you believe in life after ruined career? – Zanucił nawet, ostatnie sylaby utrzymując na tym samym dźwięku co faktycznie powinien się był ten fragment skończyć. –Jak ty się właściwie wkręciłeś w posiadanie połowy Serenity? – Spytał marszcząc z lekka brwi. Nie był teraz pewien czy kiedykolwiek o tym rozmawiali. Nie była to może wymarzona kariera (przynajmniej nie pomyślałby, że taka była dla Blake’a), ale biznes nie był też zły, zostawiał miejsce na dalsze perspektywy w odróżnieniu do denatów, którzy trafiali w jego progi.
-To przez te ładne twarze. – Pomachał dłonią symbolicznie przed swoją własną. –Sprawiają nimi zbyt dobre wrażenie. – Żartował, oczywiście, acz nie można było rodzeństwu Hughes odmówić urody. Oboje z Blakiem wiedzieli, że na kobiety tej rodziny składało się więcej niż tylko urocze uśmiechy.
Zaśmiał się otwarcie. –To przechlapane. – Rzucił jeszcze w rozbawieniem kręcącym się w kącikach ust. –Jak nie żołądkiem do serca to inaczej się nie da. Skalpelem może, ale to trochę niepraktyczne. – Mieli do tego wyjątkowo nawet odpowiednie warunki. Nie każdy mógł to powiedzieć. Nie każdy mógł też powiedzieć, że jest świetnym kucharzem, Travis na przykład nie nadałby sobie tego tytułu, ale zorientował się w pewnym momencie, że jeśli tylko będzie trzymał się przepisów to nagle jego nikłe umiejętności będą go przede wszystkim spowalniać, a nie skutkować w niestrawności. Może trochę wprawy z tym przychodziło. Chętnie skupiłby się na jedzeniu, zamiast na tym z czym zdradzał się coraz bardziej może przez alkohol, a może dlatego, że nie chciał już tego w swojej głowie.
-Nie myli. – Potwierdził, również łapiąc się na wrażeniu iż ostatnimi czasy miesiące wydawały się potwornie rozciągać. Uniósł kącik ust na tą szczerość przyjaciela, zwłaszcza ze wszystkim czym zdążył się dzisiaj podzielić. Cavanagh nie miał szczególnie obiecującej historii, gdy przychodziło do związków, chociaż intencje były dobre. Pomimo swoich nieudanych prób utrzymania stałych związków, a może właśnie dlatego, oświadczyny były poważnym krokiem, podjętym w czasie gdy wcale nie stąpał po ziemi z głową na karku. Kochał ją, dlaczego miałby się nie oświadczać? Chciał spędzić z nią resztę swojego życia. Wierzył w to. Nie podejrzewał tylko jaki ostry zjazd z tej sielankowej przejażdżki go czekał tuż za rogiem. –Doceniam to, po prostu… – Wypuścił powietrze z płuc. –sam nie wiem… – Pokręcił ledwo zauważalnie głową. –coś… jest nie tak… ze mną. Ewidentnie ze mną, bo wiem co do niej czuję, a jednocześnie… – Znowu urwał. Jak mógł mówić o czymś czego przez ten cały czas starał się nie-werbalizować? –Mam wrażenie, że ona zorientuje się, albo po prostu będzie miała tego dość w pewnym momencie i mnie zostawi i wiem, że tego nie chcę. Ale… nie wiem, nie mam chęci, nie obchodzą mnie torty i chusteczki i kolorystyczne aranżacje. Odsuwam się od niej i… – Znów zaczął kręcić głową, wykrzywiając usta. –I myślałem, że to minie, że tylko wezmę się w garść, co nie? – Czy ktoś miał instrukcję manualną jak się wziąć w garść? Jedną prostą odpowiedź. Na razie opanował tylko jak wyglądać, jakby wziął się w garść. –Kurwa, co za problemy, ja pierdolę. – Uśmiechnął się ironicznie. –Takie pierdoły. – A jednak nie potrafił ich ominąć. Zamiast rozpracowywać jak iść na przód, próbował biec szybciej niż problematyczne, szorstkie realia życia. Umniejszanie jednak nie pomagało, a tylko usprawiedliwiało ich ignorowanie.
-Dobrze płatna fucha, słyszałem. – Skomentował. –Mój też jest dobry. – Wyciągnął go w końcu z czegoś co na pierwszy rzut oka nie wyglądało dobrze. –Tak się po prostu umówiliśmy. – Wyjaśnił. Taki był stan rzeczy i za taki go brał. Nie mógł oczekiwać od mężczyzny czegoś za co mu nie płacił.
-Mm, wiesz, coś jest w tej przestrzeni i wygodnych…. Daj spokój. – Zaśmiał się. –Dobrze, jest mieć robotę, – Skinął do Blake’a w niemym podziękowaniu, chociaż zdążył już kupić mu po oficjalnym przyjęciu flaszkę. –ale to chyba najdalej oddalona od jazdy rajdowej praca kierowcy. – Mógł wyolbrzymiać to bardzo możliwe, ale czas ciągnął się niemiłosiernie za kółkiem karawanu z obciążeniem trumny. Dla zmarłych zwalniała ten jeden element już po ich życiu, chociaż wszystko dookoła gnało i nie zwracało na nich uwagi. –Po prostu nie wiem czy chce wracać do Cup Series, ale jak nie to, to nic innego nie wydaje się… warte zachodu. – Pójść do niższej ligi, w której jeździć mógłby hobbystycznie? To tak jakby sam sobie ubliżał, gdyby teraz chciał zrobić z tego karierę. Sięgnął po butelkę, upajając z niej głębszy łyk. Kiedy zdążyła zrobić się o tyle lżejsza? –Nie można nam dawać takich rzeczy. – Obrócił ją w dłoniach. –Nie w takim stanie. – Spróbował sprawdzić etykietkę, ale w tym świetle nie wiele mógł się doczytać. –Powinna być piosenka: do you believe in life after ruined career? – Zanucił nawet, ostatnie sylaby utrzymując na tym samym dźwięku co faktycznie powinien się był ten fragment skończyć. –Jak ty się właściwie wkręciłeś w posiadanie połowy Serenity? – Spytał marszcząc z lekka brwi. Nie był teraz pewien czy kiedykolwiek o tym rozmawiali. Nie była to może wymarzona kariera (przynajmniej nie pomyślałby, że taka była dla Blake’a), ale biznes nie był też zły, zostawiał miejsce na dalsze perspektywy w odróżnieniu do denatów, którzy trafiali w jego progi.