WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuch


Ostatnie dni…
Armagedon. Apokalipsa. Przypomniała sobie dlaczego nie lubiła pogody w Seattle i przypomniała to sobie ze zdwojoną siłą. A może jeszcze bardziej? To, co działo się w mieście było niebezpieczne. Było groźne. I cholernie przygnębiające.
Ani odrobiny słońca. Tylko deszcz, jeszcze więcej deszczu. Burze. Wichury. Rzeki płynące po ulicach i ciągłe ostrzeżenia… wszystkim właściwie. O podtopieniach, zalaniach, utrudnieniach, awariach, włamaniach. Jakby wszechświat się uparł i postanowił, że Seattle będzie cierpieć.
Ona cierpiała.
Od ostatniej awantury z Jacobem coś nie dawało jej spokoju. Nie, nie coś… wszystko. To wszystko, co się wydarzyło i każde jedno słowo, które sobie powiedzieli. Raz za razem odtwarzała to sobie w głowie i próbowała to sobie jakoś wytłumaczyć. Kończyło się na tym, że łapała się na tym, że myślała o nim po prostu za często. Za często i zbyt intensywnie.
Zwłaszcza teraz.
Brnęła przez miasto w deszczu. Jej samochód odmówił posłuszeństwa kilka przecznic od osiedla. Była zła. Przemoczona. Zmarznięta. I w momencie, gdy jej łzy mieszały się z kroplami deszczu, a ona była coraz bliżej mieszkania – dochodziła do wniosku, że nie chce być sama. Nie dzisiaj. Nie teraz. Nie tak. Była nieszczęśliwa. Zapomniała już jak to jest, gdy jest dobrze… i ten stan ją przytłaczał. Jeszcze bardziej dobijał do ziemi. I z każdą kolejną chwilą coraz mocniej uświadamiała sobie, że była głupia. Tak bardzo głupia.
Dlatego nie znalazła się pod drzwiami własnego mieszkania.
Dlatego trzęsąc się z zimna, ociekając wodą z rozmazanym makijażem i wyglądając jak jedno wielkie nieszczęście… zaczęła dobijać się do drzwi Jacoba Hirscha.
Nie miała stu procentowej pewności, że w ogóle jest w domu, ale te ciągłe alarmy i powiadomienia z prośbami o pozostanie na miejscu, może się posłuchał? Na pewno nie miał dyżuru, więc powinien być. Musiał być. Miała mu za dużo do powiedzenia.
Chociaż gdy już wreszcie otworzył drzwi, gdy stanęła z nim twarzą w twarz – zamurowało ją. Na ułamek sekundy zapomniała jak się mówi, ale wystarczyło, że zmierzył ją wzrokiem, a ich spojrzenia znów się spotkały… rozsypała się. Znowu.
- Przepraszam. Nie powinnam przychodzić, ale wracając do domu uświadomiłam sobie, że nie chcę wracać do pustego mieszkania. Nie chcę być sama. I nie chodzi też o to, że chcę być z kimkolwiek. Chodzi o Ciebie, Jake. – wydukała, gdy już weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi i zaczęła wyrzucać z siebie słowa zanim on się odezwał – Miałeś rację. Potrzebuję pomocy… i potrzebuję ciebie. I to nie zmienia tego, że nadal jesteś moim przełożonym i to wszystko komplikuje między nami, bo nie mogę cię prosić, żebyś z czegokolwiek dla mnie rezygnował, ale… nie wiem, co mam robić. – ciągle dukała, szlochając i coraz bardziej się pogrążając. Czuła się jak skończona idiotka stojąc przed nim w takim stanie i gadajac o swoich uczuciach, ale musiała.
Ostatnio zmieniony 2021-03-13, 18:54 przez Posy Alderidge Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacob wygląda przez okno na burzowe chmury wiszące nad Seattle. Przez chwilę zastanawia się, czy nie powinien jednak stawić się w szpitalu. Ma poczucie obowiązku, ale z drugiej strony przez ostatnie dni trwa w kompletnej apatii. Nie ma ochoty, w odróżnieniu od panny Alderidge, rzucić się w wir pracy, żeby przestać myśleć o wszystkich swoich problemach. Ma świadomość, że to finalnie i tak nie doprowadzi to do niczego dobrego. Finalnie wysyła więc sms do rejestratorki z informacją, że jeśli potrzebowaliby go wcześniej – spróbuje dotrzeć do szpitala. I kiedy tylko odkłada telefon na blat kuchennej wyspy, słyszy dzwonek do drzwi. Nie spodziewa się nikogo, więc zdziwiony otwiera drzwi po krótkim zawahaniu. Zanim zdąży się zorientować, co się dzieje. Przemoczona i zapłakana Posy stoi w jego mieszkaniu a wokół niej na panelach tylko powiększa się kałuża.
Hirsch lustruje ją pełnym zdziwienia spojrzeniem i nawet przez chwilę nie próbuje się odzywać. Od ich ostatniego spotkania czuje się… odrzucony. Nie ma ochoty po raz kolejny próbować przebijać muru, który wokół siebie zbudowała. W końcu – nic na siłę, prawda? Niezależnie od tego czy spędzali razem chwile w miękkiej pościeli, czy próbowali się bezskutecznie od siebie zdystansować – on zawsze był gotowy dzielić się z nią informacjami na temat swojego życia, w mniejszej lub większej skali.
Słucha jej słów, ale z jego miny nie daje się wyczytać niczego konkretnego. Mija ją bez słowa i znika na moment w swojej sypialni. Wraca z ręcznikiem, czystą koszulką i szarymi spodniami dresowymi, które przestał nosić już dawno temu, ponieważ uznał, że slim fit to jednak nie jego styl. I tak Josephine prawdopodobnie się w nich utopi, jednak nie ma niczego lepszego. Podchodzi do niej i zdejmuje jej kurtkę, którą odrzuca gdzieś na szafkę w przedpokoju. Pomaga jej zdjąć koszulkę, czeka, aż zdejmie przemoczone spodnie, a następnie zbiera ociekające wodą spodnie i ładuje je do suszarki w łazience. Dopiero kiedy wraca, staje naprzeciwko wyraźnie zagubionej i niepewnej tego, co się dzieje dziewczyny i krzyżuje ręce na piersi. Mija chwila, zanim na jego ustach zagości uśmiech. Na początku delikatny, potem coraz szerszy. Rob krok do przodu i wyciąga rękę, żeby zetrzeć spod jej oka rozmazany tusz. Ręka zatrzymuje się na jej policzku dłużej, a Hirsch stoi już na tyle blisko, że Posy może poczuć jego ciepły oddech na swojej twarzy. Nie trwa to długo, Jacob dość szybko się odsuwa.
Jeśli będziemy to sobie robić na zmianę, to ten emocjonalny roller-coaster prędzej czy później wpakuje któreś do psychiatryka… – mamrocze, znikając za winklem aneksu kuchennego. –Siadaj, zrobię ci coś do picia – wydaje polecenie, ale zamiast parzeniem herbaty, zajmuje się skręceniem dla nich dwóch szklanek wypełnionych alkoholem.
Dobrze, że przyszłaś. Niedobrze, że ryczysz – oznajmia, siadając obok niej na kanapie bokiem, opiera zgiętą rękę o zagłówek i wspiera na niej, swoją głowę, w międzyczasie przyglądając się też i Josie.
Czy możemy się umówić, że tym razem obędzie się bez rzucania szkłem? Szkoda mi tych szklanek – jest trochę zdystansowany, ale z drugiej strony jego głupie gadanie czasem rozluźnia też atmosferę. Chciałby, żeby przestała szlochać. I na pewno nie zamierza powtarzać błędu ze szpitala – nie będzie ratował jej kolejnego rozbicia seksem lub pocałunkami. To na pewno im nie pomaga.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wcale nie ryczę! – zaprotestowała, ocierając policzki wierzchem dłoni. To tylko deszcz, sam deszcz… przecież cała wyglądała jakby właśnie wyszła spod prysznica, więc spokojnie mogła zrzucić to na warunki pogodowe. Oczywiście było to kłamstwo, albo raczej… marny żart? Bo gdy usiadł obok, gdy podniosła na niego wzrok i ich spojrzenia się spotkały – lekko się uśmiechnęła. Wysiliła się, żeby unieść kącik ust, bo… - No dobra, może jednak ryczę. – dodała i parsknęła, starając się właśnie nad tym wszystkim zapanować i raz za razem wycierając policzki z nowej porcji łez, które uparcie po nich płynęły. Nie chciała już płakać, nie chciała ryczeć… ale chyba po prostu tak dawno tego nie robiła, tak zawzięcie większość swojego życia udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i ze wszystkim sobie radzi, że gdy teraz się przyznała, że jednak wcale nie – to puściło.
Wcisnęła się w ogóle w kąt jego kanapy, zapadła w poduszki i podciągnęła kolana pod brodę – nie, nie zamierzała znowu popełniać błędów, które robili za każdym razem ostatnio. Zresztą mówiła prawdę, gdy wyrzucała z siebie słowa zaraz po przyjściu. Nie miała najmniejszego prawa prosić go o coś więcej niż przyjaźń. Musieli to ogarnąć. Musieli się nauczyć żyć jak przyjaciele, bo… ten rollercoaster faktycznie któreś z nich może zabić. Trzeba było nauczyć się panować nad uczuciami i emocjami. Upiła spory łyk alkoholu, lekko się przy tym skrzywiła i wbiła wzrok w bursztynowy napój na dnie szklanki, którą zaczęła obracać w dłoniach. Nic nie mówiła. Zastanawiała się. Co jeszcze mogła mu powiedzieć? Przecież… wiedział, że nie była dobra w rozmawianiu o uczuciach. Wielokrotnie to komunikowała. Zresztą w ogóle nie umiała w uczucia. Relacje międzyludzkie. Związki.
Ba! Coraz bardziej zastanawiała się, że w ogóle nie umie w życie. Ale jednocześnie nie była gotowa jeszcze go kończyć… - Wtedy na plaży, gdy mówiłeś mi o Keylenie… – zaczęła dość niepewnie i podniosła wzrok ponownie na Hirscha – Poprosiłeś o czas. Powiedziałeś, że go potrzebujesz by załatwić wszystkie swoje sprawy. Teraz ja go potrzebuję. Żeby ogarnąć siebie. – intensywnie się w niego wpatrywała i nawet jeśli chciał dojść do głosu to i tak mu na to nie pozwoliła – Gdy zginął Mark i wszyscy moi przyjaciele, chwilę później mój ojciec i właściwie w ciągu kilku tygodni straciłam większość ludzi, na których mi kiedykolwiek zależało… myślałam, że też nie wrócę. Nie chciałam wracać. Liczyłam na to, że też zginę. – przyznała, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu na głos – Gdy tak się nie stało, gdy znowu znalazłam się w Seattle… mogłam zacząć od nowa. Tylko, że to dalej było sprawdzanie jak daleko mam do granicy, kiedy wreszcie uda mi się ją przekroczyć. Od miesięcy jadę na autopilocie. I to w trybie autodestrukcji. Tylko nikomu do tej pory to nie przeszkadzało. Nikt się nie zorientował. Nikt nie powiedział, że mam przestać, że mu na mnie zależy i nie chce mnie stracić. Prawdopodobnie większość nawet by nie zauważyła. – przygryzła lekko wargę, bo czuła się jak idiotka dalej się przed nim uzewnętrzniając, ale jednocześnie uważała, że na to zasługiwał. Na jakiekolwiek wyjaśnienia! Nawet te najbardziej koślawe – Nie pamiętam kiedy ostatni raz komukolwiek na mnie zależało, Jake… i nie rozumiem dlaczego to jesteś ty. Dlaczego tobie zależy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacob rozumie swoją rolę. Słucha. Wszystkiego, co Posy ściąga ze swoich ramion i z serca. Kilkukrotnie próbuje się odezwać, ale potok słów wypływających z ust brunetki skutecznie mu to uniemożliwia. Dobrze. W porządku. Niech tak będzie. To, że w ogóle chce z nim rozmawiać, jest najważniejsze. Podzielenie się tym wszystkim to pierwszy krok to opanowania tego całego bałaganu, który wziął w panowanie jej życie. Kiedy Josephine kończy, Hirsch powoli przysuwa się do niej na kanapie i delikatnie znów dotyka dłonią jej policzka. Sunie palcami po miękkiej i wilgotnej od łez skórze i uśmiecha się delikatnie, jakby pokrzepiająco. Nie jest zły. Nie ma jej za złe, że przyszła. Ani tego, że ostatnio wyrzuciła go ze swojego mieszkania. Nawet krzyku na oddziale albo faktu, że skłoniła go jednak do złamania zasad. Mężczyzna nie czuje się do końca w porządku z tym, że Posy zna półprawdy i pewien wycinek informacji, które tak skomplikowały ich relację.
Josie, ja… – chciałby powiedzieć coś innego. Coś od siebie. Zamiast tego, czuje jednak, że powinien powiedzieć coś o sobie, coś, co wytłumaczyłoby bardziej jego zachowanie i decyzje, które podejmował. Wzdycha przeciągle. Jest zagubiony. W plątaninie marzeń i oczekiwań.
Wpis do mojego kontraktu ze szpitalem nie wziął się znikąd. Dyrekcja chciała mnie zatrudnić, ale zważywszy na… przeszłość to był podstawowy warunek. Moja żona była moją pacjentką, kiedy pracowałem już w Swedish. Kilka lat później i po ślubie, miałem też romans z pielęgniarką. Zwykły seks. Nic więcej. Mówiłem ci, że nie byłem dobrym mężem. Już sam fakt istnienia Keylena potwierdza to bez dwóch zdań, ale… Rebecca oszalała. Dowiedziała się. Zaatakowała tę dziewczynę na oddziale. Nikt nie chciał takiego syfu z powrotem w szpitalu – Hirsch powoli wzrusza ramionami. – Mogłem powiedzieć ci wcześniej, po prostu… Wtedy w Nowym Jorku… – Jacob ściąga dłoń z policzka Josephine i na moment chowa twarz w swoich dłoniach. – Chodzi o to, że to wszystko, co ci wtedy powiedziałem… Jezu. Nie powiedziałem tego, tylko dlatego, że jestem twoim SZEFEM. Jeśli miałbym wybierać pomiędzy pracą a tobą – nie miałbym żadnych wątpliwości. Po prostu byłem przekonany, że moja żona żyje. Że widziałem ją tam, w tym klubie. I nie mógłbym pozwolić, żeby znajomość ze mną w jakikolwiek sposób ci zaszkodziła. Żeby ona mogła ci coś zrobić. Bo oczywiście, że mi zależy. Bo… Bo… – Hirsch ma wrażenie, że w pokoju panuje temperatura miliona stopni. Czy tylko jemu jest duszno? Czy ktoś mógłby otworzyć okno? Czy jego płuca nagle się zepsuły? Ściąga dłonie ze swojej twarzy i nerwowo je razem łączy. Nie jest w stanie nawet spojrzeć na Josie. Oczywiście, że mu zależy. ZALEŻY. Z a l e ż y mu, bo… Chryste panie. Czy można się jeszcze wycofać? Jacob Hirsch chciałby poprosić o telefon do przyjaciela.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego kontrakt wziął się z awantury w szpitalu… heh, to już chyba mieli za sobą, co? Nawet nie raz! Prawdopodobnie byli najczęściej kłócącym się szpitalnym duetem. Bo nawet nie byli parą! Aczkolwiek nie to było w tym momencie najważniejsze. Właściwie to nie miało to najmniejszego znaczenia. Skupiła całą swoją uwagę na tym, co mówił… co chciał powiedzieć. Wpatrywała się w niego tymi swoimi wielkimi jasnymi ślipiami i przez chwilę czekała. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że serce nie zaczęło jej bić trochę szybciej. Bo z jednej strony – tej próżnej – chciała wiedzieć jak dokończyłby to zdanie. Dlaczego mu zależało? Z drugiej strony była ta jej tchórzliwa część osobowości, która chyba bała się odpowiedzialności. Tego, co mogło być po „bo” i tego jakie niosłoby to za sobą konsekwencje. Czy potrafiłaby odpowiedzieć tym samym? Czy potrafiłaby jakkolwiek odpowiedzieć? Czy sparaliżowałoby ją albo postanowiłaby zrobić to, co wychodziło jej najlepiej – uciekłaby? Nie miała pojęcia.
Dlatego nawet nie dała mu do kończyć. Wychyliła się w jego stronę, dotknęła jego policzka by na nią spojrzał, a kiedy tak się stało kciukiem przesunęła lekko po jego wargach i pokręciła lekko głową – Nic nie musisz mówić. – zapewniła, opierając czoło o jego i dając zarówno sobie jak i jemu chwilę na zebranie myśli. Przymknęła powieki i wzięła głębszy oddech, odliczyła kilka sekund i dopiero odsunęła się tak, żeby móc na niego spojrzeć. Przesunęła uważnie wzrokiem po jego twarzy, ostatecznie łapiąc z mężczyzną kontakt wzrokowy – I nie chcę, żebyś musiał cokolwiek wybierać. Nie chcę, żebyś musiał się zastanawiać nad tym, co jest dla ciebie najlepsze… – bo to na pewno nie była ona. Jedna z rzeczy, których była całkowicie pewna to, że nie umiała być wystarczająco dobra… dla niego i w ogóle. Była wariatką. Nie radziła sobie ze sobą, a co dopiero z relacją z drugim człowiekiem, prawda? – Oboje mamy sporo na sumieniach… a te gryzą. Potrzebujemy czasu. Może spotkaliśmy się w złym miejscu i w złym czasie? – wzruszyła lekko ramionami i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Przyzwoitą – W przyszłym tygodniu zacznę terapię. Nie w szpitalu… nie chcę, żeby każdy o tym wiedział. Nie wiem, czy dowiem się tam czegokolwiek, czego nie wiem, ale zrobię to. – mruknęła, bo ciągle nie była do końca przekonana. Sięgnęła po szklankę z alkoholem, którą chwilę wcześniej odstawiła na stolik i właśnie wtedy światła w mieszkaniu Hirscha zamigotały, a po chwili całkowicie zgasły. Nastała całkowita ciemność.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całkowita ciemność przynosi mu ogromną ulgę. Przede wszystkim nie widać poziomu jego stresu, który absolutnie paraliżuje go i wywołuje w jego organizmie stan przedzawałowy. Domyśla się, że brak prądu odpowiada ta klęska katastroficzna, która zawisła właśnie na Seattle, topiąc miasto w deszczu.
To, że Posy próbowała pomoc mu, mówiąc, że nie musi mówić nic więcej, wywołało w nim jeszcze więcej napięcia. Co to znaczy, że nie musi? On nie musi, czy ona nie chce tego słuchać? Hirsch ma dość tego bullshitu, jest zdecydowanie za stary na gierki i udawanie, że mu nie zależy. Na budowanie sztucznego dystansu. Nie chciał dystansu. Chciał, żeby po dyżurze wracała do jego łóżka. Żeby mogli pić razem rano kawę. Chciał z nią robić zakupy spożywcze i wkurwiać się o brak miejsca do zaparkowania pod marketem. Chciał z nią spędzać urlopy, wolne dni i święta (ale może jednak nie za często w rodzinnym gronie Rachel Hirsch). Chciał jej. Potrzebował. Pragnął. Ko…
Ko… KOniecznie trzeba poszukać jakiś świec, nie jestem pewien, czy mam jakieś w mieszkaniu, le to się chyba prędko nie skończy… – gdyby był perfekcyjną panią domu zapewne klasnąłby w ręce z radości, że udało mu się wykręcić z tego tonącego okrętu własnych słów. Podnosi się jak oparzony z kanapy i zaczyna po omacku szukać czegokolwiek po szafkach. Kilka rzeczy wypada i generuje niezły hałas, upadając na podłogę. Może dlatego, że Jacob w panice nie wpadł na to, żeby poświecić sobie dla pomocy telefonem? Może dlatego, że zupełnie nie jest zainteresowany poszukiwaniem świec? Powinien przestać zachowywać się jak dziecko. Czy jest coś złego w powiedzeniu na głos, czego naprawdę się chce? Ma wrażenie, że trzęsą mu się ręce. Chryste panie. Opiera się dłońmi o kuchenny blat i bierze głęboki oddech. W ciągu sekundy wraca do Posy, ale zatrzymuje się przed nią w tej ciemności.
Ja nie muszę wybierać Josephine. Jak nie ta praca to inna, nawet w samym Seattle to nie jest jedyny szpital, w którym mogę pracować. A jak nie szpital to nie wiem, mogę malować ludziom domy, wszystko mi jedno. Ty nie jesteś wszystko jedno. Nie chcę czekać, aż będzie ci lepiej. Nie uważam, że to jest zły czas. Owszem, to wszystko dookoła, twój zmarły narzeczony, moja żona, Keylen, praca. Nie mówię, że to wszystko nie jest ważne, absolutnie, ale… My. My też jesteśmy ważni. Nie każesz mi wybierać. Ja sam chcę wybrać. I za każdym. Za każdym jebanym razem wybiorę ciebie .

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciemność sprawiała, że mogli poczuć się pewniej. Przynajmniej pozornie. Nie wiedziała jego wyrazu twarzy czy zdenerwowania, gdy szukał świec. Ledwie była w stanie zauważyć jego sylwetkę, gdy do niej podszedł, a przecież wzrok zdążył już się trochę do takiego stanu rzeczy przyzwyczaić. Albo raczej przyzwyczajał z każdą kolejną sekundą. Ja nie muszę wybierać, Josephine.
Serce zaczęło jej walić tak mocno, że aż jej w uszach dudniło. Przez chwilę mu się tylko przyglądała… słuchała i przyglądała. W kolejnej sekundzie wstała i złapała go za koszulkę, żeby przyciągnąć go trochę bliżej. Zrobiła nawet krok i stanęła na kanapie, żeby zmniejszyć różnicę wzrostu między nimi. Tym sposobem była minimalnie, bardzo minimalnie od niego wyższa. Więc gdy był blisko, gdy wpatrywała się w niego i sunęła opuszkami palców po jego policzku…
Dlaczego jej to mówił? Dlaczego robił jej sieczkę z mózgu? Bo to szalenie wybiegało poza pracowniczy romans. Właściwie jakikolwiek romans. Jedno było pewne… - Jesteś zbyt dobry w tym, co robisz, żeby z tego rezygnować. Musisz być lekarzem. Nie wybaczyłabym sobie… – bo może mógł robić wszystko inne, ona tak samo, ale… nie chciała. I nie chciała, żeby on musiał zmieniać pracę – Swoją drogą wcale nie przeszkadza mi teraz brak światła, wiesz? Przynajmniej nie widzisz, że się zarumieniłam, bo… – niby żartowała, ale tak naprawdę… absolutnie wcale nie – I nie wiem, co powinnam powiedzieć. Bo nie jestem w tym dobra. Normalnie pewnie zamknęłabym ci usta i zaciągnęła do łóżka… i to oczywiście JEST rozwiązanie, ale… – znowu urwała, bo zdała sobie sprawę z tego, że gadała straszne głupoty. Denerwowała się? Niewątpliwie. Rozmawiali o uczuciach, które ją przerastały – a przynajmniej tak jej się wydawało. Bo z drugiej strony podobała jej się ta myśl, być dla kogoś najważniejszą. Tego przecież właśnie zawsze chciała? – Ale zasługujesz na więcej niż tylko zaciągnięcie cię do łóżka, Hirsch. – dokończyła myśl i uśmiechnęła się pod nosem – Cieszę się, że przyszłam – że schowała dumę do kieszeni, że była w stanie się przełamać, przyznać do błędu i otworzyć przed nim bardziej niż przed kimkolwiek – I dziękuję – że jej na to wszystko pozwolił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacob nie jest przekonany, za co Posy mu dziękuje. Stoi naprzeciwko niej lekko skonsternowany i tym razem to on zadziera głowę do góry, by a nią popatrzeć. Uśmiecha się lekko zakłopotany. Czy oni się naprawdę zrozumieli? Czy na pewno do Josephine Alderidge dotarło to, co chciał jej powiedzieć? Hirsch ściąga brwi i próbuje wyczytać z twarzy dziewczyny, nie zważając na wszechobecną ciemność, czy obydwoje są w tym samym miejscu. Mógłby po prostu przejść dalej, zaproponować jej kolejnego drinka, zważywszy na to, że nie ma opcji, żeby teraz wracała do domu i najpewniej spędzi w jego mieszkaniu o wiele więcej czasu, niż mogłaby przypuszczać, kiedy otworzyła niepewnie drzwi wejściowe.
To tylko praca. Mogę wrócić do ośrodków odwykowych, mogę zmienić szpital… Tak długo, jak nie wręczą mi zwolnienia dyscyplinarnego jest jeszcze kilka możliwości poza cieciowaniem – prycha cicho i układa dłonie na jej talii, żeby ściągnąć ją z kanapy i postawić na podłodze. Jego twarz znajdowała się na wysokości jej klatki piersiowej i naprawdę nie mógł kontynuować tak poważnej rozmowy.
I nie musisz zawsze uprawiać ze mną seksu. To nie znaczy, że tego nie lubię, bo nie oszukujmy się – jest zupełnie odwrotnie, ale… Ja tego nie oczekuję. Nie musisz robić czegoś, czego nie chcesz, tylko po to, żeby zadowolić wszystkich dookoła. Chybaaa, że czegoś nie chcesz, ale wiesz, że to dla ciebie dobre. Jak p s y c h o l o g – uśmiecha się. Nie triumfująco. Jest zadowolony, że Josephine sama chce tam iść, a nie, że miał rację. Układa dłonie na jej głowie i przesuwa nimi delikatnie po jej wciąż wilgotnych włosach, jak gdyby głaskał małe dziecko. Wie, co dziewczyna powiedziała przed chwilą, ale…
A czy w takim razie ja mogę sobie zamknąć usta? Na chwilę? Na moment, obiecuję – mamrocze i najpierw jej wargi kilkukrotnie łączą się ustami Posy w zaledwie krótkim cmoknięciu.
I nic nie musisz mówić. Bałbym się, że powiesz, że ty nie chcesz mnie
Dopiero potem zatrzymują się na nich dłużej, bardziej łapczywie, z większym uczuciem i cichym, wciąż pełnym wątpliwości westchnięciem. Hirsch wplata palce w jej włosy i pozwala tej pełnej delikatności chwili trwać jeszcze przez moment.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tylko praca. Tylko bycie lekarzem nigdy nie ograniczało się tylko do pracy. Nie chodzili tak od dziewiątej do siedemnastej, a przechodząc przez próg biura mogli zapomnieć o całym syfie, który w nim zostawiali. Ich praca dużo bardziej ingerowała w życie prywatne. I była czymś więcej. Przynajmniej dla Josephine zawsze była czymś więcej… była uzależniająca. I nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w czymś zupełnie innym. Tak samo jak w czymś innym nie potrafiła sobie wyobrazić Jacoba. Bo dla niej był za dobry… niezależnie od tego jak bardzo się broniła (i pewnie łamana kołem by się do tego nie przyznała!) to jednak cieszyła się, że mogła się od niego uczyć.
I nie rozumieli się… on jej nie zrozumiał. Na ułamek sekundy ściągnęła gniewnie brwi, ale nie zdążyła nic powiedzieć – a już na pewno nie zdążyła się wybronić, gdy zamknął jej usta pocałunkiem. Nie protestowała. Wręcz przeciwnie. Momentalnie odwzajemniła ten pocałunek, miękko i z pełnym zaangażowaniem. Coraz mocniej też zaciskając dłonie na jego koszulce – Słuchałeś mnie jak tu przyszłam? – rzuciła, ale o dziwo bez zbędnej pretensji, raczej lekko rozbawiona – Chodzi o Ciebie… chcę Ciebie. – bo przecież to właśnie mu powiedziała! Nie była dobra w wyrzucaniu z siebie słów o uczuciach i emocjach, ale wydawało jej się, że była całkiem zwięzła. A może tylko jej się tak wydawało?
Widziała jak zmarszczka na czole Hirscha się powiększa, jakby nie do końca ją rozumiał. Westchnęła, wręcz teatralnie i ciągle z dłońmi na jego torsie, obróciła ich tak, żeby usiadł na kanapie, a ona mogła usiąść na nim – Wiem, że zachowuję się jak skończona kretynka… ale to dlatego, że przeraża mnie to, co się zadziało. To jak bardzo cię potrzebuję i jak bardzo jest to skomplikowane. Przez wszystko. Zaczynając od mojego stanu emocjonalnego, przez pracę i kończąc na twojej żonie. Każdy jeden element tej układanki jest skomplikowany. To jak… układanie puzli, które przedstawiają nie wiem… idealną taflę oceanu. Albo są po prostu białe, wszystkie. – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo jej porównanie było bardzo koślawe, ale miała nadzieję, że chociaż trochę spróbuje ją zrozumieć. Minimalnie! – I nie chodzi o to, że nie chcę się z tobą kochać. – bo odnosiła brzydkie wrażenie, że tak właśnie ją zrozumiał – Chcę. Ale nie ZAMIAST tego, żeby rozmawiać. Nie chcę, żeby seks był sposobem na odwracanie uwagi od tego, co jest ważne. – czy teraz była bardziej klarowna w swoim przekazie? Czy teraz rozumiał, co chciała mu powiedzieć. Odwzajemniała jego uczucia. Była tym przerażona, ale jednocześnie była też obrzydliwie w nim zakochana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hirsch minął w swoim życiu próg, w którym praca stanowiła całe jego życie. Nieobecność w domu mogła zniszczyć każdą relację. Ów próg można było nazwać więc zwalniającym. Nie miał ochoty zaharować się na śmierć. Dużo przyjemniejsza była praca wtedy, kiedy potrzeba i spędzanie wolnego w łóżku z własną dziewczyną. Albo na spacerach z synem. To wyglądało dobrze – urabianie się po łokcie niekoniecznie.
Jacob poprawia Posy, siedzącą na jego kolanach i obejmuje ją ramionami w pasie. Przysuwa swoją głowę do jej klatki piersiowej, ale w końcu opiera głowę o jej ramię, przesuwając delikatnie nosem po skórze jej szyi. Uśmiecha się lekko, chociaż w tym mroku i tak nie mogłaby tego zauważyć. Palce wplata w jej włosy, nakręca sobie na nie pojedyncze kosmyki, wzdycha cicho. W końcu śmieje się i odchyla głowę.
Może umówimy się w parzyste dni na poważne rozmowy a w nieparzyste na seks do rana? Nie wiem co prawda, jak ułożyć go tego dyżury, alee nie jest coś nieosiągalnego – pozwala sobie na żart.
Nie zachowujesz się jak kretynka, Josie. Pieprzyć puzzle. Poza tym masz mnie, od kiedy wymazałaś mi twarz tym dziwnym fluobrokatem – czterdziestoletni Hirsch jest uroczy, próbując przemycać jej te strzępki informacji w tym, co mówi. Nie rozumie skąd to przedziwne połączenie, ale jest to czysta i sama prawda. Nie może przestać o niej myśleć, od kiedy tylko ich spojrzenia skrzyżowały się po raz pierwszy. Może to wzniosłe, może trochę oszukane, może podsycone formą ich drugiego wejrzenia, ale tak właśnie było. Zainfekowała mu umysł. Wykosiła konkurencję.
I tylko jedna rzecz mogła stanowić teraz istotny problem, ale Jacob nie wiedział, czy to dobry pomysł, żeby powiedzieć jej o tym teraz. Że wciąż jest żonaty. Że Rebecca żyje. Że jeszcze nie ma pojęcia, co to dla niego oznacza i czym się skończy. Nie mógł prozą życia przerwać tak przyjemnej i długo wyczekiwanej chwili.
Mężczyzna delikatnymi pocałunkami muska szyję Posy.
Możemy wrócić do rozmowy też po tym, jak cię rozbiorę… – Hirsch śmieje się, jak mały chłopiec. Jego dłonie z talii Josie wędrują co prawda przelotem na skryte pod obszernymi dresami pośladki, ale poza tym, jest całkiem grzeczny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się na wspomnienie fluorobrokatu. Na całe wspomnienie tamtego dnia, tamtej imprezy… i trzeba było przyznać, że Hirsch miał być jednym z tych mężczyzn, których poznaje podczas swoich imprezowych wypadów. Wróć! Poznawała? Czy to ten moment, w którym może zacząć mówić, że się z kimś spotyka i nie, nie mogą zaliczyć szybkiego numerka w klubowej toalecie? Nie wiedziała! Jeszcze nie. Zapewne za parę chwil o to zapyta, ale póki co… zaśmiała się.
- Jesteś pewien, że będziesz wtedy w stanie jakkolwiek skupić się na rozmowie? Faceci z reguły mają mało podzielną uwagę. Teoretycznie jesteś lekarzem, nie powinno cię rozpraszać nagie ciało, ale… – urwała i tylko uśmiechnęła się pod nosem, odrobinę złośliwie. Aczkolwiek z czystej przekory i sympatii, nic więcej! Zresztą nawet nie dała mu dojść do słowa, bo jednak zamknęła mu usta pocałunkiem. Zachłannym. Z każdą kolejną sekundą nawet coraz bardziej. Nic więc dziwnego, że w końcu jej-jego koszulka odlatuje na bok, a w kolejnej sekundzie sięga do krawędzi tej, którą on miał na sobie i ją też podciąga do góry, by go z niej rozebrać – Ale jesteś pewien? Że no… nie chcesz rozmawiać? Nie wiem o czym… o! Na pewno nie zgadzam się na sztywny harmonogram seksu. To musiałoby być straszne smutne. Kochamy się w środy, piątki i niedziele? W niedziele może nawet dwukrotnie – najpierw rano, później wieczorem? – prychnęła, bo nie… nie z nią takie numery! Na szczęście tylko żartowała, o czym świadczył szeroki uśmiech na jej twarzy i charakterystyczny błysk w oku, który pewnie mógłby dojrzeć, gdyby nie te egipskie ciemności, które panowały dookoła nich. Czy dało się zauważyć aż takie szczegóły? Przesunęła dłonią, drażnią jego skórę paznokciami, od klatki do samego podbrzusza. Jednocześnie ani na moment nie odwracała od niego spojrzenia. Nawet na sekundę. Nawet wtedy, gdy wsunęła dłoń prosto do jego rozporka. Zuchwale i bezczelnie, ale… jego wina! Chciała być grzeczna. Chciała jak cywilizowany człowiek rozmawiać, była skłonna otworzyć się i mówić z nim o uczuciach, które ją przerażały… a on sam wolał to. Czy nie powinna jej się zapalić w tym momencie czerwona żarówka nad głową? Ostrzeżenie? Czy pomimo wszystkich swoich pięknych słów nie świadczyło to o niepoważnym traktowaniu? Tylko cholera… czy tak naprawdę nie było to coś, w czym czuła się lepiej? Niepoważne traktowanie to większość jej życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

+18

Hirsch śmieje się z jej żartu, ale bardzo szybko i sprawnie Posy pozbawia go okazji do zabrania głosu. Mężczyzna uchylonymi ustami chwyta gwałtownie powietrze, a jego kręgosłup wygina się w łuk i zbliża go tym samym do siedzącej na jego kolanach dziewczyny. Bardzo, bardzo chciałby odpowiedzieć żartem, ale musi zacisnąć usta i zmrużyć na moment powieki. Od kiedy pogrywają w taki sposób? Co ta bezczelna panna sobie wyobraża? I czy na pewno nie powinien obawiać się jej paznokci w tym jakże cennym miejscu?
Jacob opiera się jedną, otwartą dłonią o siedzisko kanapy, a drugą zaczepia palcami o krawędź dresów Josie. Całuje ją i tylko chwilami musi odrywać od niej swoje usta, żeby zaczerpnąć powietrza lub pozwolić sobie na niekontrolowane, ciche westchnięcia. Po chwili zatrzymuje jednak jej dłoń, bierze potężny oddech, próbując się opanować i uśmiecha się, jakby zakłopotany.
Dwa razy w szabat brzmi jak wyjątkowo dobra propozycja – pozwala sobie jednak na idiotyczny żart i zwalnia dłoń Posy, ale sam nie pozostaje dłużny. Jego palce zakradają się w głąb bielizny i panny Alderidge. Jacob opiera swój nos o ten należący do brunetki i przymyka powieki, starając się wyrównać ich oddechy. Sięga też palcami jej pleców i rozpina stanik. Ponownie, nieco nieudolnie, mając do dyspozycji tylko jedną rękę. Dopiero wtedy tam przenosi swoją twarz. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Hirsch wciąż nie do końca wierzy w zapewnienia, że piersi należące do Josephine w żadnym wypadku nie są sztuczne. Jak również nigdy w życiu nie miał czegoś bardziej ulubionego.
W międzyczasie najprawdopodobniej dzięki awaryjnemu zasilaniu zaczyna działać osiedlowa latarnia, nieopodal okna w salonie Jacoba. Delikatnie światło wpada do pomieszczenia i oświetla twarz Josie. To odrywa mężczyznę od jej klatki piersiowej i znów na moment go wstrzymuje. Spycha ją ze swoich kolan i zmusza do tego, żeby przed nim stanęła, podczas gdy on wciąż siedzi na kanapie. Zdaje sobie sprawę, że to dość n i e k o n w e n c j o n a l n e rozwiązanie, ale nic nie robi sobie z jej zdziwionej miny. Zerka na nią do góry i powoli pomaga jej zsunąć z bioder pożyczone dresy, a następnie, przyciąga Posy bliżej i ściąga z niej bieliznę.
Nieśpiesznie. Centymetr po centymetrze. W akompaniamencie sunących po jej skórze ust. Dopiero wtedy obejmuje jej nogi, opiera dłonie tuż za linią pośladków i dotyka ustami tam. I nie odpuści jej do momentu, kiedy nie poczuje, jak drżą jej kolana, jak wspiera się dłońmi o jego głowę czy ramiona i jak nie może już dłużej stać wyprostowana. Wtedy dopiero ciągnie ją za dłoń z powrotem na kanapę, opiera dłonie po obu stronach jej barków i zawisa nad nią z delikatnym uśmiechem, sam wciąż połowicznie ubrany.
W tym rozświetlonym półmroku widzi jej twarz i to przynosi mu niebywałą… przyjemność. Patrzy jej prosto w oczy, odgarnia palcami kosmyki włosów z rozgrzanej i zaczerwienionej twarzy i… nie może się już dłużej powstrzymać. Tysiące emocji kłębi się w jego środku, rozsadzając mu klatkę piersiową i umysł. I nie może już tak dłużej. Nie da rady. To ważne. Ważne, żeby zrozumiała. Żeby wiedziała. Jak niesamowicie jest piękna. Jak niesamowicie on jej pragnie. Jak, j a k, jak. I po tej chwili zawahania się, błędu w procedurze, nagłego spięcia i zwarcia, ale wciąż miękko i z delikatnym uśmiechem... I nie ma już odwrotu.
Kocham Cię, Josie – to krótkie zdanie wymyka mu się niepostrzeżenie z ust. Słowa, które nosił w sobie tak długo, tak skryte i chronione, skrępowane i bez upoważnienia do oglądania światła dziennego. I oczywiście, że nie może skupić się na czymkolwiek innym. Na rozmowie, na pracy, na swoich problemach. NA KIMKOLWIEK również.
Nie ważne czy w szpitalnym kitlu, jeansach, czerwonej sukience czy naga. Chociaż taką – lekko bezbronną, z dziewczęcym rumieńcem, z nieco rozbieganym spojrzeniem lubi najbardziej to i tak… Josephine, Josie, Posy, doktor Alderidge, głupia dziewucha. Nie ma nikogo innego, kto częściej pojawiałby się w jego myślach przez ostatnie miesiące. Kocham Cię Josie.
I tylko dwa splątane, ciężkie oddechy.
I dwa przerażone spojrzenia.
I cisza.
Z deszczem tłuczącym o szyby w oknach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamarła.
Na ułamek sekundy świat się zatrzymał. Nie było nic poza nimi. Nie słyszała walącego w parapety deszczu, nie słyszała wyjącego wiatru i nie widziała migającego światła ulicznej latarni. Nie widziała, nie słyszała i nie czuła nic. Nic poza biciem własnego serca. Przyspieszyło. Wręcz niebezpiecznie…
Kocham Cię, Josie.
Niby proste wyznanie, a sprawiło, że wszystko stanęło na głowie. Z jednej strony chciała odpowiedzieć. Chciała wykrzyczeć, że ona przecież też… wyznać, że jest w nim obrzydliwie i beznadziejnie zakochana, że całkowicie się w nim zadurzyła i znowu czuje się jak głupiutka nastolatka, bo serce bije jej szybciej dla starszego faceta. Tylko, że nie była w stanie.
- Jake, ja… – zaczęła, ale wielka gula w gardle utrudniała jej mówienie. Sięgnęła dłonią do męskiej twarzy, przesunęła kciukiem po jego dolnej wardze, wpatrywała się w niego i zastanawiała się jak to z siebie wydusić. Przecież wiedział. Musiał wiedzieć! Musiał czuć, że nie był jej obojętny. Musiał, prawda?
Nie dokończyła. Nie dała też jemu dojść do słowa. Zrobiła to o czym była mowa wcześniej – unikała tematu, stosując całowanie jako formę rozpraszania. Ale teraz w tym pocałunku było coś jeszcze. Więcej emocji, więcej uczucia… była tylko rozedrganą trzydziestolatką, która bardzo potrzebowała tego by ktoś ją pokochał. I wszystkie uczucia, które w sobie dusiła i które jej grały w duszy i sercu – próbowała teraz przelać w tym pocałunku, który ich teraz połączył. I w międzyczasie podniosła się tak by w następnej chwili zamienić się z nim miejscami. By być górą. Oprzeć się na wyprostowanych dłoniach po obu stronach jego głowy i przez chwilę po prostu wpatrując się w jego twarz… i znowu chciała to powiedzieć. Rozchyliła lekko wargi by wyartykułować słowa, które na pewno chciał usłyszeć, ale ostatecznie – nie dzisiaj. Nie teraz. – Jacob – szepnęła jednak, jakby to miał być jakiś synonim tego, co naprawdę pragnęła z siebie wydusić.
Ale nie było więcej słów. Splątane ciała, skotłowana pościel w sypialni do której się przenieśli, przyspieszone oddechy, urwane westchnienia i silnie bijące serca. Kochali się ze sobą. Nie pieprzyli. Jakby tych kilka słów coś zmieniło. Głównie w ich głowach.
- Mogę zostać? – podniosła głowę z torsu mężczyzny by na niego spojrzeć i lekko się uśmiechnąć. Wiedziała, że na pewno się zgodzi, ale i tak… chciała zapytać. Chciała to usłyszeć tak samo mocno jak chciała zostać do rana. Albo jeszcze dłużej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego ciało wciąż jest nieco rozedrgane i oddycha mu się ciężko, ale jednocześnie czuje nieznany mu do tej pory… spokój. Przesuwa palcami po kości policzkowej Posy, ledwie delikatnym muśnięciem. Kciukiem zarysowuje dolną wargę jej ust. Dopiero wtedy dociera do niego, co powiedział jej parę długich chwil wcześniej. Czuje, jak cały się spina, a jego spojrzenie staje się bystrzejsze. I na dodatek, nie ma gdzie nim uciec. Postanawia jednak po prostu, bardzo dojrzale, uznać, że to w ogóle nie miało miejsca. W końcu – nie odpowiedziała mu, więc nie powinno to być dla niej jakimś specjalnym problemem, że nie wrócą teraz do tego tematu. Błogosławił jednak fakt, że tym razem mu nie podziękowała. Mógłby tego nie przeżyć. Jego duma, fakt, że nie pamiętał kiedy ostatnio wypowiadał te słowa i olbrzymia niepewność tylko to wszystko potęgowały.
Ciszę, która zaczyna robić się niepokojąca, przerywa jej ciche pytanie. Kącik jego ust unosi się delikatnie do góry.
A myślisz, że bym cię teraz wyprosił? – przesuwa głowę i marszczy czoło w pytającym geście. Jego palce gładzą nagą skórę jej pleców, jakby udawał, że się zastanawia. W końcu obejmuje ją w pasie i trochę podciąga ku górze. Obydwoje leżą na boku, ale zwróceni w swoją stronę nawzajem.
Chcę, żebyś została Posy. Tylko więcej nie płacz, błagam. Nie mogę tego znieść. Poza tym wykrzywiasz wtedy tak dziwnie usta i… – Jacob pokazuje na swojej twarzy jak mniej-więcej wygląda ta mina i chociaż jest to okrutne kłamstwo, to po raz kolejny poczucie humoru ratuje go od niezręczności. – Żartuję! – dodaje od razu ze śmiechem, widząc jej coraz bardziej skonsternowaną minę – Przecież wiesz, że żartuję. Ale pozwól mi nie karmić aż tak twojej próżności – uśmiecha się lekko, dotykając jej policzka.
Po chwili jednak wzdycha, może trochę zbyt ciężko i opada na plecy. Podciąga się na przedramionach i wpycha zmiętą poduszkę pod kark.
Chcesz mi opowiedzieć o czymś przyjemnym, zanim ja będę musiał powiedzieć o czymś tobie? – pyta, kiedy jego wzrok tkwi gdzieś na suficie. Zdaje sobie jednak sprawę po fakcie, że takim wprowadzeniem nie wywoła pożądanej reakcji. Czuje na sobie świdrujący wzrok brunetki i nie ma już odwrotu.
Moja żona żyje. W ogóle ma się całkiem nieźle. Kiedy mnie wtedy nie było… Szukałem jej. I znalazłem, chociaż bardzo życzyłbym sobie, żeby było inaczej – dopierodopiero kiedy wydusi z siebie to zdanie, spojrzy w kierunku Josie. Dłonią szuka na pościeli ręki Alderidge i lekko zaciska na niej swoje palce.
Ale to niczego nie zmienia, rozumiesz? To tylko… problem do rozwiązania. To już w sumie najwyższa pora.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oberwał. Oczywiście, że tak! Nawet jeśli wiedziała, że żartuje to i tak oberwał. Złapała za pierwszą lepszą poduszkę i go nią zdzieliła. Za ten jego mały pokaz tego jak też brzydko wyglądała, gdy płakała. Na szczęście. N A S Z C Z Ę Ś C I E. Nie zamierzała się oburzać i obrażać za to na dłużej niż dwadzieścia sekund – Nie jestem próżna – nie pod względem wyglądu. Była próżna, gdy wykłócała się z nim, że jest w stanie wykonać jakiś zabieg. Była próżna, gdy próbowała upierać się przy swoim planie leczenia. Ale nie była tak próżna by twierdzić, że jest piękna… właściwie nigdy nie wiedziała jak odbierać tego typu komplementy. Ciężko powiedzieć z czego to wynikło, może z tego, że za mało czasu spędzała w towarzystwie kobiet, które nie przekazywały jej sztuki uwodzenia? Kokietowania? I całego tego… bulszitu, w którym Josephine błądziła po omacku. Gdy tak na nią patrzył też było jej z tym dziwnie, bo widziała w jego spojrzeniu coś, czego dawno u nikogo nie widziała. Tak, pamiętała co powiedział przed paroma chwilami i ciągle krążyło jej to po głowie, ale chyba nie była emocjonalnie gotowa by ten temat poruszyć.
Nie była też chyba gotowa, żeby akurat teraz rozmawiać o jego żonie, ale skoro zaczął… Podniosła się na przedramieniu tak, żeby móc spokojnie na niego patrzeć. Wzrok już dawno przywykł do mroku, więc dużo łatwiej było zauważyć szczegóły. Jak chociażby to, że minę miał z tego powodu nietęgą – To dobrze, wiesz? – przysunęła się jeszcze bliżej, tak że właściwie bardzo łatwo mogłaby sięgnąć jego ust, gdyby tylko chciała – To lepsze niż popadanie w paranoję… zaczepianie podobnych do niej dziewczyn w klubie, czy świrowanie na widok zdjęcia w telefonie. Plus skoro wiesz, że żyje to będziesz mógł to zakończyć. – wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się – Bo jeśli chodzi o nas… to faktycznie niewiele zmienia. Po prostu sypiam z żonatym facetem. Tego chyba jeszcze nie robiłam. Chyba. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu i w końcu, koooońcu to zrobiła. Pocałował go. Spokojnie i bez pośpiechu. Ale korzystając z okazji, że to ona była górą, nie przerwała tak łatwo… złożyła jeszcze kilka pocałunków na jego szyi, mostku, czy brzuchu. Może nawet podbrzuszu. Wydawać się mogło, że to prosta droga w jego kierunku, ale jednak między jednym a drugim, kolejnym już pocałunkiem podniosła wzrok na Jacoba – I co teraz? – oh, mógł się domyślić, że nie pyta tylko o jego żonę, a raczej o całokształt. O nich.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”