- xii.
W pewnym momencie dotarły do niej niezidentyfikowane dźwięki. Wsłuchując się w nie przez moment, ostatecznie je zignorowała z myślą, że to pewnie jedna z oznak pogarszającej się pogody. Wręcz miała nadzieję, że może wiatr był na tyle silny, że zwiał jej sąsiadkę z naprzeciwka i to jej ciało właśnie odbiło się od ściany jakiegoś budynku, albo chociaż poniesie ją na tyle daleko, że dotarcie z powrotem do domu zajmie jej tyle czasu, że Shepherd już dawno zdąży się stąd wynieść. Dopiero kiedy dźwięki te zaczęły przybierać na intensywności i wiedziała już, że odpowiedzialne za to nie było żadne zjawisko pogodowe, rzuciła dezaprobujące spojrzenie gdzieś za okno, przy którym była usadowiona, jakby miało to powstrzymać natręta przed zaniechaniem zakłócania jej spokoju.
Nie minęła chwila, a stukanie powtórzyło się. Z poirytowaniem spowodowanym niesłabnącym dudnieniem, podniosła wzrok znad tekstu, odłożyła odpalonego papierosa na popielniczkę, której swoją drogą zapomniała opróżnić, zsunęła nogi i zwlekła się z krzesła, porzucając ambitny plan wykorzystania wcześniejszego zwolnienia z pracy i nadrobienia zaległości, ale ktoś ewidentnie prosił się o zwymyślanie i pokazanie, gdzie jego miejsce, a do tego Eileen zawsze wykazywała ochotę.
— Zostań — mruknęła w kierunku psa, który podczas wszelkich drastycznych zmian pogodowych, dających się odczuć w większy sposób i wpływających na komfort życia, stawał się bardziej nadpobudliwy niż zwykle, zatem gotowy był i tym razem opuścić swoje wygodne posłanie i pospieszyć za nią, nie odstępując na krok.
Podeszła do okna, z którego zwykle najlepiej było widać wejście frontowe, lecz aktualne warunki na zewnątrz skutecznie utrudniały jej nie tyle rozpoznanie osobnika, co dostrzeżenie czegokolwiek, co znajdowało się po drugiej stronie szyby. Zarejestrowała jedynie niewyraźny kontur czyjejś sylwetki. Niechętnie więc przeniosła się do holu i otworzyła drzwi, pozostawiając je nieznacznie uchylone, tak, by nic nie wdarło się do środka (łącznie z nieproszonym gościem), ale by mogła swobodnie wyjrzeć. Z trudem ukryła rozczarowanie widokiem Griffitha i jednoczesną chęć zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem i nie pomógł w tym nawet fakt, iż zapewne był przemoczony do suchej nitki. Naprawdę nie mógł sobie wybrać lepszego momentu...
— Lepiej żebyś miał dobry powód, dla którego nachodzisz mnie w domu i narażasz moje życie — oznajmiła szorstkim tonem, ale wzrok, jakim zmierzyła go sugerował, że sprawa z góry była przesądzona i choćby nie wiadomo jak się starał w wytłumaczeniu tego najścia, żadne możliwe nie stanowiło dobrego uzasadnienia. Nie w obliczu szalejącej na zewnątrz wichury i ulewy smagającej ją po twarzy porywistymi kroplami, których nawet stojący w progu mężczyzna nie był w stanie zatrzymać. — Nie wiem jak zapatrujesz się na swoje, ale ja moje cenię. I pośpiesz się, bo razem z cierpliwością zaraz stracę drzwi. — Musiał wybaczyć jej te maniery, ale siejący zamęt huragan nie stanowił zbytnio sprzyjającego tła do przeprowadzenia pogawędki, nawet w jej przypadku, biorąc pod uwagę dosyć niecodzienne zainteresowania czy preferencje. Jego w sumie też, gdyż pewnie mogliby spokojnie spróbować prześcigać się w absurdalności okoliczności, w jakich przyszło im przebywać, chociażby ze względu na wykonywane zawody. Ale to może innym razem. Poza tym, najpierw musiałaby się przejąć tym, jak kto postrzega jej maniery, a raczej ich brak.