WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przejęła Minnie-Rose, posadziła sobie wygodnie na przygiętym ramieniu i teraz w Valentina wpatrywała się nie jedna, a dwie pary dużych, okolonych mgłą jasnych rzęs oczu - jedne roczne, jedne dziewiętnastoletnie, obydwie zaś tak samo dramatycznie odcinające się od mroku nocy fluorescencyjną prawie bielą twardówki i błękitem tęczówek. Dwie Gruntówny zakleszczyły Valentina w objęciu intensywnych spojrzeń.
- To... to nieprawda! Wcale nie jestem aż taka... - biedna?; wypaliła gwałtownie ta z nich dwóch, która potrafiła mówić, w gwałtownej reakcji na (trafne) założenie, że nawet gdyby chciał, to chłopak i tak nie miałby z czego jej okraść. Dopiero wypowiedziawszy te słowa zdała sobie sprawę, że nie było to chyba najmądrzejsze posunięcie. Brawo, Ethel-May, a więc kiedy pierwsze wydanie "Jak szybko DAĆ SIĘ obrabować, zabić, i przy okazji może jeszcze zgwałcić w Wielkim Mieście - Poradnik dla młodych dziewcząt podróżujących samotnie" Twojego autorstwa? Jeszcze w tym miesiącu, czy trzeba najpierw poszukać agenta literackiego?
Pragnienie dowiedzenia, że coś się jednak ma, że nie jest się jednak tak kompletnie ubogim, jak mogłoby się wydawać, okazało się być jednak - jak to się zwykle dzieje - silniejsze od rozumu. Teraz zaś blondynka nie bardzo wiedziała, jak się z tego stwierdzenia wycofać. Uwierzył jej? Zaczął się zastanawiać, co takiego miała, co mógłby jej zabrać? A może bynajmniej nie nabrał się na te desperackie zapewnienia, że ma więcej niż miała w rzeczywistości? Chryste, sama już zgubiła się w ocenie, która z tych dwóch opcji byłaby w efekcie gorsza.
- Dziękuję - wycedziła w końcu przez zęby, zmieszana, ale dumna, jak to wszystkie (żyjące) Gruntówny, zadarła wysoko głowę, poprawiła Minnie-Rose, spoglądającą teraz na Valentina przez ramię siostry, i ruszyła przodem, niby-to-pewnie, niby-to-spokojnie, w stronę swojego tymczasowego mieszkania. Nie mieli daleko - ot, może pół przecznicy, krótki spacer wśród dźwięków nocy i w nikłym, bladym świetle zmęczonych tutejszym klimatem latarni. Pociągnęła nosem, zagryzła dolną wargę, rzuciła okiem na chłopaka - zrównywał się z nią krokiem. I palił (Ethel-May nigdy w życiu nie miała w ustach papierosa).
- Hmmm... - zaczęła koślawo; rozmawiać z nim? Nie rozmawiać? Mówił serio, gdy nazywał samego siebie złym typem? Babcia Grunt zawsze jej powtarzała, by słuchać uważnie, co ludzie mają do powiedzenia o samych sobie - zwłaszcza, gdy dopiero co ich się poznawało - bo rzekomo wtedy, kompletnie nieświadomie, ostrzegali nas przed samym sobą, wyjawiali, często między zdaniami, nieskrępowaną prawdę o swych najgorszych cechach.
- Ty też nie jesteś stąd, co? - zagadnęła wreszcie - Nie wyglądasz jakbyś był stąd. To znaczy... W pewnym sensie tak, a w pewnym sensie zupełnie nie. Masz inne dłonie, niż większość ludzi tutaj.
Oj, kiepsko to wyszło. Dziwnie. Niezręcznie. A mimo to brzmienie jej własnego głosu dodało Ethel-May trochę odwagi. Wszystko lepsze, niż ta cholerna cisza przecinana tylko jakimś alkoholowym beknięciem po sąsiedzku, jakimś rykiem wybudzonego ze snu dziecka, ujadaniem psów, pitbulli głównie i mastifów, odległym jazgotem policyjnej syreny. Gadała więc dalej:
- Ja też nie jestem stąd. Jak możesz się pewnie domyślić. Wprowadziłyśmy się niedawno, o, tutaj - wskazała brzydki, parterowy dom z odrapanym pistacjowym sidingiem, który wyłonił się właśnie przed nimi za niskim, wyszczerbionym ogrodzeniem. Wysupłała z kieszeni klucze - sprytnie, jedną ręką - i pchnęła furtkę.
- Chcesz wejść? Nie wpuszczę cię do domu, ale możemy posiedzieć na ganku. Nie puszczam się za pieniądze, żeby było jasne. Ani w ogóle... się nie puszczam. Ale to miłe, że nas odprowadziłeś. Chciałabym się jakoś odwdzięczyć. Mam herbatniki. I robię poprawki krawieckie, jeśli... coś ci się na przykład ostatnio porwało.
Wariatka, pomyślała. Chyba jestem wariatką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#13

Jesień nadeszła do Seattle i choć bywały piękne, słoneczne dni, ten zdecydowanie taki nie był. Wiało, padało, było zimno, a jednak życie musiało się toczyć dalej. Gabi dopadło jakieś przeziębienie, nie czuła się zbyt dobrze, ale wraz ze zbliżającym się wyjazdem, miała sporo rzeczy do załatwienia, więc nie bardzo mogła sobie pozwolić na leżenie pod kołdrą, skoro nie umierała.
Była już w urzędzie załatwić jakieś papierki, które były jej potrzebne na przyszłość, wystała się tam wystarczająco długo, aby stracić cierpliwość. Teraz trzepnęła drzwiami od samochodu, zaparkowanego na niewielkim parkingu należącym do sklepu. Poprawiła torebkę na ramieniu, wsunęła telefon w tylną kieszeń od spodni i weszła do środka. Wzięła koszyk, nie przejmując się nikim zaczęła wrzucać rzeczy do niego. Człowiek głodny i zły nie powinien był robić zakupów. Po zapełnieniu już połowy wózka, nieco się.... hm, rozluźniła się. Stanęła na środku alejki i kogoś rozpoznała. Zawahała się, czy podejść, bo Siriusa nie widziała od dawna, a od ojca, który wciąż mieszkał w okolicy rodzinnego domu Boswortha, dowiedziała się paru ploteczek, które nie dość, że nie były fałszywe, to jeszcze nie były zbyt cóż, pozytywne. Więc blondynka nie bardzo wiedziała jak się zachować w jego towarzystwie.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#6

Boshworthowie rozpadli się niedługo po śmierci Ursuli. O ile wspólnie przetrwali żałobę po stracie ojczyma, to odejście siostry i córki było czymś z czym nie potrafili sobie poradzić. Sirius zamknął się w sobie, a jego matka całymi dniami płakała i krzyczała. W końcu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyprowadziła się do siostry poza Seattle. Tymczasem Sirius zamieszkał w akademiku, dlatego ich dom od przeszło roku stał pusty.
Historia tej tragedii skupiła się na językach wszystkich mieszkańców ich dzielnicy. Ludzie współczuli Boshworthom, lecz po upływie kilku dni, jakby zapomnieli. Każdy wrócił do swoich obowiązków, interesując się wydarzeniami, które były bardziej aktualne: wywóz piątkowych odpadów, porozrzucane ulotki, nowy sąsiad czy grypa pani z warzywniaka. Tylko Sirius i Maya dalej trwali w rozżaleniu.
Złapał czerwony, plastikowy koszyk i zaczął przemieszczać się między półkami. W tym tygodniu wypadała jego kolej robienia zakupów. Razem z współlokatorem mieli ustalony grafik, dzięki czemu zawsze byli zaopatrzeni w mikrofalowe jedzenie, napoje i niezdrowe przekąski. Najpierw spakował parę puszek coca-coli, chipsy prażone, po czym udał się na dział lodówek. Gdy stanął przed dylematem wyboru lodów pistacjowych lub karmelowych, uwagę Siriusa przykuła kobieta, która od dłuższej chwili spoglądała w jego stronę. Z początku to ignorował, lecz po paru chwilach zaczął się irytować. W końcu skierował spojrzenie w jej stronę.
- Masz jakiś problem? - zapytał nieuprzejmie i arogancko. Przez miniony rok bardzo się zmienił. Przestał zwracać uwagę na maniery, a jego napady agresji występowały ze zdwojoną intensywnością. Odłożywszy lody, wykonał parę kroków naprzód. Dopiero wtedy w postaci kobiety rozpoznał Gabi Moreno. Wówczas zacisnął wargi, a następnie głośno westchnął, jakby pozbywając się z ciała całego napięcia. - Wybacz. Nie poznałem cię - powiedział nerwowo, zbliżając się jeszcze bardziej. - Mieszkasz w okolicy?
Ostatnio zmieniony 2021-11-15, 15:47 przez Sirius Bosworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabi absolutnie nie dziwiła się, że kolejna tragedia kompletnie rozbiła Bosworthów. Każdy człowiek ma ograniczoną możliwość brania wszystkiego na klatę. Pierwszy cios w szczękę można przyjąć z godnością. Po drugim potrzebować chwili, aby się otrząsnąć, ale w którymś momencie przyjcie ten cios, który powali na łopatki i już się nie podniesie. Śmierć córki, siostry, młodej dziewczyny, która miała całe życie przed sobą musiała być szokiem. Przeżyli to wszyscy w okolicy, w tym pan Moreno, który poinformował swoją córkę o tym. Gabi znała Ursulę, ale nie były przyjaciółkami, nie utrzymywały kontaktów poza takimi przypadkowymi, ale to ruszyło i blondynę. Choć pewnie Sirius miał rację, nie przełożyło się to na żadne konkretne działania. Bo ludzie mają problemy z tym, aby podjąć jakieś działanie, nie wiedzą co pomoże.
Gabi wiedziała też, że dom stał pusty, choć raczej to była wiadomość, która jednym uchem wpadła, a drugim wypadła. Nie zastanawiała się na tym, co się z tym wiąże, gdzie teraz jest pani Bosworth, ani gdzie mieszka Sirius. Właściwie dopiero gdy go rozpoznała w sklepie, zaczęła o tym wszystkim myśleć. Była rodzinną osobą, więc oczywiste, że taka myśl, choć niespodziewanie, to się u niej pojawiła.
-Nie, nie...-odpowiedziała. Pewnie, przyglądała mu się nieco za długo, tylko dlatego że pierwsze sekundy spędziła na upewnieniu się, że to właśnie Sirius, a następne, to ten ciąg myśli, które przez nią przeleciał. Absolutnie nie szukała kłótni, zwady czy czegokolwiek, to nie było w jej stylu.
-Daj spokój, nic się nie stało-zapewniła go machnięciem ręki, żeby się niczym nie przejmował. Nie, żeby wyglądał na takiego, który by jednak patrzył na to, jak został odebrany przez niby znajomą, ale taką, którą spotyka się raz na jakiś czas.
-Nie do końca, bo w Belltown. Przeprowadziłam się parę miesięcy temu. Mam jednak sporo rzeczy do załatwienia w tej okolicy. A Ty?-zapytała, opierając się o jedną z lodówek. Cóż, to nie był jej dzień, choroba ją chyba pokonywała. Jednak zawsze była chętna wymienić parę zdań ze znajomym!

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius zareagował zbyt pochopnie. Nie lubił, gdy ktoś go obserwował, a odkąd wszczynał awantury na uczelni, to działo się często. Mimo wszystko szybko odzyskał zdrowy rozsądek i przeszedł do bardziej naturalnej postawy. Gabi nie była niczemu winna, aby wyładowywał na niej swoją frustrację do świata. Dopóki się nie wyprowadziła kojarzył ją jako tą miła i sympatyczną sąsiadkę, która pierwsza się z nim witała i sporadycznie plotkowała z jego matką na ulicy. Były to miłe wspomnienia.
- Byłem akurat w okolicy. Musze zrobić małe zakupy - nieznacznie podniósł koszyk z zakupami, aby dać wiarę temu, co właśnie powiedział - mieszkam w akademiku w Northeast Seattle. Z współlokatorem dzielimy się obowiązkami i jest moja kolej robienia zaopatrzenia - zażartował. Wkrótce zamierzał wyprowadzić się z akademika i wynająć jakąś przytulną, przystępną cenowo kawalerkę. Niestety dopiero co zmienił pracę i musiał poczekać jeszcze kilka tygodni, aby odłożyć wystarczająco dużo na czynsz i kaucje. Biuro marketingowe zapowiadało się lepiej niż posada kasjera na stacji benzynowej, lecz nie posiadała żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. Potrzebował praktyki.
Nachylił się, aby sięgnąć po dwa pudełka naleśników w plastikowym opakowaniu. Potem wziął jeszcze sałatkę z fetą i kurczakiem oraz tortellini ze szpinakiem.
- Co słychać u twojego taty? - zapytał, poszukując w lodówce inspiracji na kolejne, gotowe danie. Odkąd wyprowadził się do Northeast Seattle, nie bywał w ich rodzinnej dziennicy. Stronił od tamtego miejsca, bojąc się, że duchy przeszłości nawiedziłyby go w najmniej odpowiednim momencie. Dalej nie pogodził się ze śmiercią Ursuli, a zaglądnięcie do domu, w którym wychowali się wspólnie, wiązało się z przykrymi wspomnieniami. - Moja mama mieszka teraz u swojej siostry poza Seattle - powiedział nagle. Spodziewał się, że mógłby to być kolejny wątek do ich rozmowy. Tak naprawdę nie mieli wspólnych tematów, a poruszanie tych, które poruszały zbyt osobiste kwestie, było niewłaściwe.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fakt, Gabi nie zasłużyła na jakieś awantury, czy choćby cięte komentarze, jednak tak naprawdę, to mało kto lubił czuć na sobie cudzy wzrok. Zwłaszcza taki, który albo nie wiadomo było, z jakiego jest powodu, lub był z jakiegoś nieprzychylnego. Skoro Sirius stał się rozrabiaką, to mógł podejrzewać, że jego sława go wyprzedziła i w tym momencie. A to tylko Gabi, która od lat go nie widziała i nie miała absolutnie nic złego na myśli.
-Znam te okolice-przytaknęła, bo przecież też studiowała na tym college'u, i choć sama nie mieszkała w akademiku, bo najpierw mieszkała w rodzinnym domu, a potem wynajęła jakieś niewielkie mieszkanko z koleżanką, by obecnie mieszkać ze swoim chłopakiem. Znała realia studenckie, wiedziała że częściej tam ktoś gotuje parówki w czajniku, niż korzysta z więcej niż dwóch garnków do przygotowania obiadów na tydzień (jeden na makaron, drugi na sos).
-Te są pyszne-wskazała na opakowanie śniadaniowych pankejków, które znała z czasó, kiedy też żywiła się gotowymi rzeczami.-W porządku, prowadzi chyba dość nudne życie, bo od lat nie działo się zbyt wiele ciekawego u niego. Prowadzi warsztat i tyle... No, pół roku temu adoptował psiaka-stwierdziła, mając nadzieję, że brzmi tak... swobodnie. Bo wiedziała, że ostatnie, czego chłopak potrzebuje, to to, żeby ktoś traktował go jak zgniłe jajko. Gabi czasem tak miała, gdy ktoś dowiadywał się, że całe swoje życie dziewczyna wychowywała się bez matki, która najpierw ich zostawiła, a potem zginęła.
-Wszystko u niej w porządku?-zapytała. Mogła kobieta znaleźć nieco spokoju i stabilizacji, przy tym, że nie musiała codziennie siedzieć w czterech ścianach, które wiązały się z tyloma wspomnieniami o córce.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Nie należy do najprzyjemniejszych. – Wzruszył ramionami, jednocześnie sięgając po tofu, które prędko ponownie odłożył na półkę. Uznał, że ten produkt nie nadawał się ani dla niego, ani dla Darrella.
Okolica akademika był przeludniona. Na każdym roku siedzieli studenci, którzy przeważnie nerwowo palili papierosy, śpiesząc się na wykłady. Do dziekanatu trafił wniosek odnośnie wybudowania palarni, jednak na razie wciąż leżał na stosie innych dokumentów i najwcześniej zostanie rozpatrzony za miesiąc. Sirius palił, ale robił to sporadycznie i raczej wybierał ustronne miejsca - przeważnie obok zbiornika na odpady z tyłu budynku lub za publiczną toaletą nieopodal wejścia na deptak. Z kolei Darrell robił to bezpośrednio w pokoju, choć wychylał się mocno przez okno.
Wziął do ręki kolejny produkt. tym razem były to pankejki, które poleciła Gabi. Pobieżnie przeczytał skład, po czym włożył dwa opakowanie do koszyka.
Córka wyfrunęła z gniazda, to powinien mieć teraz towarzystwo. To zrozumiałe – stwierdził. Wielu ludzi, którzy stopniowo zbliżali się do starczego wieku, decydowało się na adopcje zwierzaka. Niektórzy preferowali towarzystwo kotów, uważając je za mniej problematyczne. Inni, tak jak pan Moreno, wybrał psa. Sirius przypuścił, że miał on go zmotywować do częstszego opuszczania domu. W końcu były to stworzenia, które potrzebowały spacerów.
Chyba tak – powiedział, jakby wątpiąc w prawdomówność swoich słów. Potem cmoknął i odwrócił się w stronę Gabi. – Tak. Próbuje znowu malować. okoliczne krajobrazy sprzyjają jej wenie. – Sirius ostatni raz rozmawiał z matką trzy tygodnie temu. Wówczas wspominała, że powietrze w obecnym miejscu zamieszkania była bardziej świeże, niż w Seattle. Opowiadała o tym, że spędza czas na ganku. Maluje i słucha muzyki, oddając się melancholii. Założył, że wspomina Ursulę, lecz nie zamierzał o to zapytać. Z Panią Bosworth było o wiele lepiej, niż pół roku temu. Wtedy szlochała mu do słuchawki. Obecnie była spokojna, choć często rozkojarzona. Mimo wszystko doceniał, że zaczęła do niego pisać krótkie smsy i wysyłała zdjęcia z zakupów z ciotką.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabi lekko skrzywiła głowę, jakby analizując stwierdzenie chłopaka. Na pewno nie była to najlepsza dzielnica miasta, najbardziej elegancka, czy też bezpieczna. Jednak nie oszukujmy się, w Seattle były gorsze miejsca. Brzydsze, bardziej niebezpieczne i tak dalej. Miasteczko studenckie zawsze rządziło się swoimi prawami, było opanowane przez młodych ludzi, których jedna część skupiała się na nauce, dotarciu na zajęcia, a drudzy chcieli się dobrze bawić, ewentualnie w wolnej chwili odwiedzając salę wykładową.-Po studiach na pewno bym nie chciała tutaj mieszkać-skwitowała słowa dawnego sąsiada. To, co w trakcie studiów mogło wydawać się plusem, tak na starość i na dłuższą metę męczące. Jak Sirius był przyzwyczajony do ich dawnej dzielnicy, tak zrozumiałe było, że te różnie potrafiły być dla niego problematyczne i trudne do zdzierżenia.
-Zdecydowanie, sama mu to doradzałam. Chyba oboje są zadowoleni-zaśmiała się, choć mówienie o tym, że zostało się kimkolwiek czy czymkolwiek zastąpionym może być lekko deprymujące, choć oczywiście, jasne było że córa kiedyś dorośnie i wyfrunie z gniazda. Jakby ta chciała się wprowadzić ze swoim chłopakiem do ojca, mężczyzną po rozwodzie... to chyba pan Moreno wolał jednak czworonoga, co było zrozumiałe.
-O proszę. Moim zdaniem to fajnie, jak się znajdzie swoje hobby, czy ponownie, czy coś nowego-stwierdziła. Choć bardziej na jej język cisnęła się odpowiedź, ze skoro jest w stanie tak spędzać czas, jak kiedyś, to nie musi świadczyć, że jest w porządku, ale świadczy o tym, że nie jest na pewno bardzo źle. Ten komentarz jednak zdecydowanie nie był na miejscu i blondynka sobie zdawała sobie z tego sprawę.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeżeli nie stać cię na nic lepszego, to nie masz prawa wybrzydzać nawet w kwestii dzielnicy. - Sirius wzruszył ramionami. Obecnie nie miał odpowiednich środków, a przypuszczał, ze nawet w dalszej przyszłości nie będzie go stać na mieszkanie w Quenn Anne. Nawet jeżeli okolica nie była przyjemna, wręcz momentami niebezpieczna, to dla kogoś stanowiła cenne miejsce - zapewne związane z wspomnieniami. On sam zastanawiał się czy po wyprowadzce z akademika nie powinien się tu osiedlić. Patrząc na jego brawurowy charakter idealnie pasował do okolicznych łotrzyków. Na tę myśl intuicyjnie się uśmiechnął.
Rodzice nie zawsze byli w stanie zrozumieć decyzje dzieci. Kierują się zdrowym rozsądkiem i doświadczeniem, którego nie posiadają młodsze pokolenia. Niestety stare przysłowie mówi, że jak się nie przewróci, to się nie nauczy i każdy winien samodzielnie uczyć się na własnych błędach. Matka Siriusa nie chciała, aby angażował się on w sztukę. Była niedocenioną, kiepsko zarabiającą artystką. Chciała czegoś lepszego dla syna, lecz kiedy pojęła że nie była w stanie zmienić jego zdania, zaczęła go po prostu wspierać.
- Może masz racje - przytaknął. - Zawsze lubiła malować, więc dobrze, że chce znowu do tego wrócić. Przynajmniej mamy jakieś wspólne hobby - zaśmiał się. W kwestii sztuki zarówno Siriuis, jak i Pani Maya byli twórcami niezwykle chaotycznymi i impulsywnymi. Ich prace powstawały pod wpływem chwilowego natchnienia, a nie poprzez zaplanowany schemat. W tej kwestii był w stanie zrozumieć wszystkie obrazy matki. Wiedział kiedy była szczęśliwa, a kiedy trwała w zaniepokojeniu.
- A ty? - zapytał nagle. - Czym się teraz interesujesz?

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabi lekko się uśmiechnęła. Słowa chłopaka były takie prawdziwe i nie dało się temu zaprzeczyć.-Ale nawet jak nie stać Cię na nic innego, czy z jakiegoś innego powodu mieszkasz tam, gdzie mieszkasz, masz pełne prawo do tego, aby mieć negatywne zdanie na ten temat-zauważyła dość lekko. Wiedziała, jak to jest musieć podejmować pewne decyzje, ze względu na taki, lub inny powód. Dużo młodych osób, zwłaszcza takich, które wychowywały się w ich okolicy, miało takie dylematy. Wygoda, lub sens. Stabilność finansowa w gorszym miejscu, czy żrenie gruzu na lepszym osiedlu. Co prawda Gabi miała to już za sobą, ale dalej nie była jakoś super bogata i tak dalej, więc nie zamierzała się wywyższać.
Rodzice często mają większą wiedzę, na temat świata, jak wygląda życie i tak dalej. Z reguły chcą dobrze dla swoich dzieci, aby nie popełniali tych samych błędów i tak dalej. Jednak dobry rodzic wyróżniał się tym, że nie kazał dziecku spełniać sowich własnych marzeń, tylko ewentualnie wspierał, służył radą i tak dalej, ale niczego nie zabraniał swojemu dziecku. Była to ciekawa myśl, bo ze względu na młody wiek blondynka nie specjalnie myślała o rodzicielstwie w taki sposób. A chyba powinna, skoro rozmawiała już ze swoim chłopakiem o założeniu rodziny w przyszłości.
-Niezależnie od wieku i sytuacji, dobrze jest mieć, coś co się lubi... A jak jeszcze się jest w tym dobrym-zaśmiała się. Kojarzyła, że w przeszłości widywała dzieła sąsiadki. Może ich do końca nie rozumiała, może nie były w jej typie, ale było widać pomysł i kunszt.
-Nic nowego. Jak tata mnie w dzieciństwie zaraził pasją do motosportu, tak dziś na tym zarabiam. Staram się za to stać się dobrą kurą domową...-zaśmiała się, wskazując na koszyk z zakupami. Kiedyś Morenowie często się żywili albo chińszczyzną na wynos, albo tym, co ciotki Gabi przyniosą do domu. Gabi miała zamiar to zmienić i nauczyć się gotować, zajmować domem i tak dalej.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Podobno. - Wzruszył ramionami.
Złapał jeszcze pięć jogurtów o smaku mango i dwa borówkowe serki twarogowe. Rozglądnął się pobieżnie po lodówce z nabiałem, po czym stwierdził, że wziął już wszystko, co potrzebował. Przy kasie zamierzał jeszcze złapać dwie paczki gum miętowych. Darrell często palił w oknie papierosy i po wyjściu z pokoju musiał odświeżyć sobie oddech.
- Ja na razie nie łapię się za gotowanie. W akademiku mamy wspólną kuchnie, ale stanowczo wolne gotowe jedzenie - tu ponownie podniósł koszyk ze swoimi zakupami. Gabi wcześniej była światkiem tego, jak pakował do niego paczkowane naleśniki i pankejki. - Próbując, jeszcze przypadkiem spaliłbym uniwersytet, a to by była tragedia - zironizował, po czym krótko się zaśmiał. Z jednej strony wielu studentów ucieszyłaby wizja pożaru budynku szkoły, a z drugiej nikt ich nie zmuszał do uczęszczania na zajęcia. Byli dorośli, mniej lub bardziej odpowiedzialni i przeważnie sami uiszczali opłaty za czesne, legitymację, dyplomy oraz egzaminy poprawkowe.
- Zbieram się. Musze zdążyć jeszcze na autobus. - Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Został mu niecały kwadrans. Dojazd z South Park do Northeast Seattle zajmował średnio 20-30 minut. Musiał się pośpieszyć, bo kolejny transport miał dopiero godzinę.
Machnęli sobie na pożegnanie, zapewne mówiąc, aby pozdrowili nawzajem rodziców.

zt.x2

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2nd Zostawia telefon w pracowni.

Od rana wydzwania do niego kurator z Nowego Jorku, pewnie chcąc się dowiedzieć, kiedy określi potencjalne daty oprowadzania autorskiego – i pewnie dogadać jeszcze inne kwestie, które Saturn z przyjemnością by olał – ale oprowadzanie ze wszystkich najciężej opiera się na jego barkach. Zdążył zapomnieć, że się na to zgodził; ma ochotę odebrać telefon i po prostu powiedzieć – nie wiem, nie teraz; nie jest to jednak odpowiedź, którą kuratorzy znoszą z opanowaniem, a w nieskończoność ignorowany telefon, dla odmiany, nie wybuchnie.

Wychodzi, żeby się przewietrzyć, oczyścić głowę, rozruszać ścierpłe kończyny i przez chwilę nie patrzeć na rząd płócien, które akurat osiągnęły ten etap, na którym musi przykrywać je prześcieradłami, by nie oszaleć, siedząc w swojej pracowni.
Nieostrożna jazda rowerem w dół wzgórza wywietrza mu z myśli w zasadzie wszystko. Gdy zwalnia, chłonie miasto; jedzie od obrazu do obrazu, obserwując ludzi – spieszących się, rozleniwionych, rozgniewanych, nieobecnych. Wyłapuje dzisiaj aż dwa ukradkowe uśmiechy do samych siebie przypadkowych przechodniów – jednak to dobry dzień! Skręca tam, gdzie jego wzrok przykuwa coś, czego jeszcze nie widział i jedzie, dopóki nie zaczyna czuć przejechanej odległości w udach oraz głodu nikotynowego. To ten drugi prowokuje go, by przypiął rower i zanurzył się w pachnącym gęstym zaludnieniem sklepie, w którym kieruje się prosto do kas. Odczekuje swoje w kolejce, rzuca uśmiech do czekającej za nim, drobnej brunetki, a gdy wreszcie – oczekiwanie bez mordercy czasu w postaci telefonu trwa trochę dłużej, niż zwykle – nadchodzi jego kolej, rzuca na ladę paczkę gum do żucia i prosi o papierosy. Znudzona kasjerka podaje mu cenę (nie jest pod wrażeniem jego prób nawiązania przyjaznej konwersacji), a Saturn klepie się po kieszeniach i

uświadamia sobie, że portfel leży razem z telefonem na półce w pracowni. Z zakłopotaniem drapie się po głowie. Przeszukuje wszystkie kieszenie, z których udaje mu się wyłowić trzy i ćwierć dolca – akurat na gumę, ale zdecydowanie za mało na papierosy. Ludzie w kolejce zaczynają pomrukiwać z niezadowoleniem, a Dust, wciąż uśmiechnięty, niefrasobliwie odwraca się w stronę nieznajomej, która stoi za nim. — Cześć, głupia sprawa, masz pożyczyć dychę? — pyta, posyłając najurokliwszy ze swoich uśmiechów i przyglądając się linii jej ciemnych brwi, odcinających się na tle bladej twarzy. Nie ma zamiaru opuszczać sklepu bez swoich fajek, a presja czekających klientów nie robi na nim większego wrażenia. — Uratujesz mi życie. Potrzebuję ich bardzo – mówi, kładąc długi palec wskazujący na paczce Marlboro.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#40 - Willow niedawno ścięła włosy, więc ma do ramion. Proste.

Nigdy nie zostawia telefonu – chociaż jest wyjątkowo roztrzepana.

Pięć ostrzyżonych York Terrierów, dwa Szpice Miniaturowe i jeden wyczesany Buldog Francuski – tyle wystarcza aby w wieku dwudziestu jeden lat Willow Hamsworth dorobiła się skrzywienia kręgosłupa i zapchanego od psiej sierści nosa. Ewidentnie ma dosyć trzymania ośmiocalowych, giętych nożyczek, maszynki, szczotki i trymera. Ewidentnie nie chce dłużej borykać się z kłapiącymi – choć niegroźnymi – torebkowymi pieskami, dlatego wychodzi piętnaście minut przed zamknięciem lokalu. Ewidentnie odczuwa zmęczenie tak wielkie, że ledwo podtrzymuje powieki przed zamknięciem na przystanku, w tramwaju, a potem w przeludnionym autobusie, gdzie dwóch jegomości zaczepnie pyta o szluga. Szluga i drobne, jednak Willow ucieka od odpowiedzi, wysiadając dwa przystanki wcześniej.

Jesienne, intensywnie wilgotne powietrze owiewa jej rozgrzane policzki. Natychmiast zapina kurtkę i otula się ramionami, czując wkradający się pod ciepłe odzienie chłód. Nie lubi chłodu, dlatego przyśpiesza, a stukot czarnych trzewików jednoczy się z odgłosem kroków innych przechodniów – równie zdeterminowanych i nerwowych, błądzących wzrokiem po sklepowych witrynach. W końcu skręca, mija trzy stopnie i wchodzi do jednego z przydrożnych sklepów, aby wyposażyć się w coś na obiad lub kolacje. Albo obiado-kolacje. Wybór pada na pizze i lemoniadę w butelce.

W kolejce ktoś posyła jej uśmiech, a ona kierowana intuicją natychmiast odwzajemnia gest, po czym ciężko wzdycha i z zakupami przyciśniętymi do klatki piersiowej, zagląda w telefon. Osoba, od której od kilku tygodni oczekuje rozmowy nadal milczy, przez co Willow zdaje sobie sprawę, że dotarła do kresu tej znajomości. To koniec. Jednak mimowolnie zaczyna snuć teorie tak absurdalne i durne, że w momencie, w którym nieznajomy z przodu zadaje jej pytanie, nie może od razu odnaleźć się w rzeczywistości. Spogląda na niego źrenicami pełnymi dezorientacji, przy czym mimowolnie otwiera usta, ale nie wypada z nich żaden odgłos. Potem patrzy na paczkę Malboro w dłoni chłopaka i kolejno na jego uroczy uśmiech i błyszczące w świetle jarzeniówek oczy, na sznur ludzi za plecami i kasjerkę, niecierpliwie stukającą palcem w ladę.

Głupia sprawa. Mam odliczone – odpowiada, unosząc wyżej pizze i lemoniadę. Następnie obserwuje jego technikę perswazji i ostatecznie prycha rozbawiona. – A zrobisz mi coś do jedzenia? – pyta znienacka, przywołując nienaturalną dla siebie powagę. Udaje, bo w rzeczywistości powaga i Willow nie idą razem w parze, co słychać już w kolejnym zdaniu – Może być zapiekanka, beza albo naleśniki. Nie pogardzę też goframi lub plackami bananowymi – mówi o własnych preferencjach, czemu towarzyszy szeroki, serdeczny uśmiech. Raczej nie sądzi, że nieznajomy mógłby zgodzić się na taką propozycję, ofertę biznesową, dlatego po prostu wzrusza ramionami i niegrzecznie wymija go w kolejce i kładzie zakupy na ladzie. – Zjadłabym nawet zwykłą kanapkę – dodaje bardziej do siebie, aniżeli kogokolwiek innego.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”