WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#24
outfit
Siedem miesięcy. Tyle minęło od ich pierwszego spotkania na kursie fotografii, od którego wszystko się zaczęło. Wcześniej był dla niej zwykłym nauczycielem mijanym na szkolnym korytarzu, a stał się partnerem od fotograficznych projektów.
Trzy miesiące. Nie spodziewała się, że naprawdę może do tego dojść, ale właśnie wtedy pocałował ją pierwszy raz, burząc mur między nimi, wprowadzając ich znajomość na kompletnie inny poziom, mieszając jej w tym głowie i sprawiając, że nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Dwa miesiące. Od urodzin nosiła na swoim nadgarstku delikatną złotą bransoletkę, którą jej podarował. Nie zdjęła jej nawet na chwilę, za każdym razem spoglądając na nią z uśmiechem, wspominając tamten wieczór, kiedy specjalnie dla niej przyjechał pod jej dom, by złożyć jej życzenia i zapiąć złotą biżuterię na jej szczupłej ręce.
Trzy tygodnie. Chyba nie spodziewałaby się, że tak szybko do tego dojdzie, nawet jeśli ich znajomość trwała już od dobrych kilku miesięcy, tak naprawdę jakieś uczucia pojawiły się niedawno. Ale zrobiła to i nie mogła sobie tego wymarzyć inaczej. Chociaż Cosmo od dawna powtarzał, że najlepiej będzie, gdy podejdzie do tego bez większych nadziei, by po prostu mieć to z głowy, tak udało się jej trafić na kogoś, komu mogła w tej sprawie zaufać.
Trzy tygodnie. Gdyby miała wybrać, to mógł jeden z lepszych okresów w jej życiu. Choć bardzo krótki, to intensywny. Pełen emocji, szczęścia, pasji i namiętności, poczucia bezpieczeństwa, spełnienia, uczenia się drugiej osoby. Mimo tego, że cała ta relacja musiała pozostać w zaciszu mieszkania Leonarda, wcale nie czuła, że chciałaby oznajmić o niej całemu światu. Chciała go mieć tylko dla siebie. Z łatwością informowała wszystkich o dodatkowych zajęciach, gdy szła do Adlerowego mieszkania, by spędzać kolejne godziny w jego objęciach.
Kilka minut. Cholernie trudnych kilka minut, których Leonard potrzebował, by całe jej szczęście obrócić w gruzy. Jak mógł? Dlaczego to zrobił? Co on sobie myślał? Co ona teraz czuła? Jak miała sobie z tym poradzić? Tak wiele pytań krążyło po jej głowie, kiedy ze łzami w oczach patrzyła na jego twarz, kiedy oznajmiał jej, że wyjeżdża z miasta. Czy coś źle zrobiła? Czy wiedział wcześniej? Dlaczego mówił jej o tym dopiero teraz? I dlaczego, do cholery, pozwolił na to, żeby coś do niego poczuła, skoro planował zmienić pracę i miejsce zamieszkania?
Wiadomości wymieniane z Cosmo rozmywały się na ekranie telefonu przez łzy, które non stop napływały do jej oczu. Nie mogła wrócić do domu w tym stanie. Nie mogła jechać do mamy, nie mogła się też spotkać z Liliy i Stellą, ani z Belle. Nikt by jej nie zrozumiał, nikomu też nie mogła powiedzieć prawdy. W zasadzie nie zastanawiała się długo, Cosmo był pierwszą osobą, o której pomyślała i której wsparcia w tej chwili potrzebowała. On mógł zrozumieć, on mógł poznać całą prawdę, to w jego ramię mogła się wypłakać. Taką przynajmniej miała nadzieję. Kamień spadł jej z serca, gdy odpisał, że jest w domu i może do niego przyjechać. Jakieś dwadzieścia minut później stała pod drzwiami mieszkania Felicii i Devona, ze łzami spływającymi po policzkach, których ścieranie w pewnym momencie przestało mieć sens. Pociągnęła nosem i wytarła go w chusteczkę, akurat wtedy, gdy Cosmo otworzył drzwi. Jej twarz od razu wykrzywiła się w pełnym bólu grymasie, a do jej oczu znów napłynęły łzy. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać nadchodzący napływ emocji, szybko wchodząc od mieszkania i zamykając za sobą drzwi. Nie zdjęła płaszcza, od razu rzuciła się Fletcherowi na szyję, zagłuszając tym samym swoje łkanie. Nawet jeśli do niej mówił, to nic do niej nie docierało, sama też nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. A gdy nieco się uspokoiła, ściągnęła ubranie i zrzuciła z siebie buty. – Cosmo… – jęknęła, zakrywając dłońmi twarz, nie bardzo wiedząc, co powinna mi teraz powiedzieć. Ruszyła za nim do pokoju, po drodze zgarniając pudełko chusteczek, których bardzo w tym momencie potrzebowała, aż w końcu usiadła na łóżku, podciągając kolana pod nogi. – Cholera… – wymamrotała, próbując zebrać myśli, przeczesując włosy palcami. Nikt nie mówił, że to będzie bolało tak bardzo. Dlaczego nikt jej na to nie przygotował? W końcu rozumiała, co czuł Cosmo po rozstaniu z Florianem. – Muszę ci coś powiedzieć. – rzuciła wreszcie zachrpniętym od płaczu głosem. Nie do końca wiedziała, jak ma to zrobić.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

cosmo & laura
<img src="https://i.pinimg.com/236x/41/59/fc/4159 ... edf2af.jpg" width="200">

Trudno opisać zmianę, jaką wniosłeś w me życie.
Jeśli teraz żyję, przedtem byłam jak martwa,
Choć jak kamień nic sobie z tego nie robiłam
Trwając w miejscu zgodnie ze zwyczajem.
Bolało.
Każdy mięsień krzyczał uparcie, żebrząc o to, żeby przestał natychmiast, żołądek szarpał kolejnymi spazmami. Przełyk rozrywał się i piekł, a płuca wręcz paliły ogniem. Wszystko tam w środku sprawiało wrażenie, jakby kolejno odrywało się i na powrót przylegało do trzymających organizm w kupie tkanek, wąskie strużki potu spływały wzdłuż czoła, na policzkach ostał się jeszcze brzydki, nieregularny róż wypieków, przecinany gdzieniegdzie śladami zaschniętych łez. Z twarzą wciśniętą uparcie w krawędź toaletowej deski, starał się opanować drżenie całego organizmu - być może ostrzegawcze, być może jedynie na tle nerwowym, być może żądające od niego staranie się mocniej, bardziej. Tylko, że on już nie mógł bardziej. Czuł jak kolana wrzynają się w twarde, łazienkowe kafelki, a do uszu nie dobiegało nic ponad nieregularne brzęczenie przełączonego na wibracje telefonu, po który nie miał siły sięgnąć. No już, może to coś ważnego.
Drżące palce z trudem sięgnęły do blatu przy umywalce. Było ważne. Było cholernie ważne.
Zazwyczaj to wyglądało na odwrót. Laura wypruwała sobie żyły, żeby tylko być przy nim zawsze, kiedy tego potrzebował - żeby miał do kogo mordę otworzyć nawet podczas kiszenia się na tym cholernym odwyku, żeby miał kogo wyciągnąć na halloweenową imprezę, na którą uparł się tak bardzo wyłącznie po to, żeby odreagować sytuację z Florianem, żeby miał w czyje ramię wtulić się wiernie i ufnie, kiedy kolejny raz coś się nie udawało, kolejny raz coś się psuło, kolejny raz dawał ciała. Ale teraz… teraz chyba nadszedł wreszcie moment, w którym mógł się odwdzięczyć, prawda? Nawet jeśli przez cały ten czas ani przez chwilę nie życzył jej tego, żeby potrzebowała jego pomocy tak mocno, że aż skręcało wszystkie mięśnie; tak bardzo, jak on zazwyczaj potrzebował jej od niej.
Nie rozumiał większości z jej wiadomości. Kręciło mu się w głowie, musiał stanąć na nogi, musiał przemyć twarz i umyć zęby. Co się stało, Laura? - w końcu był zmuszony wysłać jej głosową wiadomość, bo na myśl o tym, co takiego okropnego mogło się wydarzyć, żeby wprowadzić na co dzień przecież opanowaną i zawsze wystukującą smsy z najwyższym skupieniem i poprawnością Hirschówną, żeby jej wiadomości nagle stały się zupełnie niemożliwe do odczytania, jemu także trzęsły się ręce. Zanim jednak jakakolwiek odpowiedź miała szansę na nadejście, nagrał się znowu, nakazując jej pojawić się w tej chwili na Ballard (gdzie jesteś? dasz jadę? może ja przyjadę? Laura? mogę ja przyjechać, tylko powiedz dokąd; albo taksówkę ci wyślę, dobrze? Laura?).
Kiedy wreszcie stanęła w progu mieszkania Devona i Felicii, poczuł jak zimny dreszcz przebiega mu wzdłuż całego ciała. Wyglądała jak siedem nieszczęść; roztrzęsiona, z twarzą wilgotną od łez i wykrzywioną w bolesnym grymasie. Musiał oniemieć na ten ułamek sekundy, który wkradł się między nich, zanim dziewczyna rzuciła mu się na szyję. W gwałtownym odruchu objął ją mocno, tak silnie jak tylko był w stanie, w międzyczasie nogą zatrzaskując za nią drzwi.
- Laura, co się stało? - starał się brzmieć spokojnie, choć głos najwyraźniej drżał mu zbyt mocno, żeby był w stanie to opanować. W jego głowie rozpisywały się same paskudne scenariusze, na myśl o których automatycznie robiło mu się znowu niedobrze; przez które miał ochotę nigdy już nie wypuszczać jej z objęć. Laura jednak miała inne plany - wyrwała się z tego uścisku, żeby zsunąć z ramion kurtkę (w czym pospieszył jej z pomocą, żeby odwiesić ją zaraz na wieszak) i buty (w czym też natychmiast chciał jej pomóc, ale krótkie spojrzenie dało mu jasny sygnał, że da radę sama - jasne; jak zawsze). Nie mógł zrobić nic innego, niż tylko wpatrywać się w nią z wyczekiwaniem, ale przecież trzymanie jej w takim stanie w przedpokoju było znęcaniem się - toteż zaraz objął ją ramieniem, przytulając do siebie mocno i w ten sposób poprowadził do swojego pokoju. Chciał sięgnąć do chusteczek, ale go wyprzedziła. Wypuścił ją z objęcia, kiedy już weszli do obranego za cel pomieszczenia, a Cosmo musiał zamknąć za nimi drzwi. Kiedy tylko to zrobił, w pośpiechy podążył za nią na łóżko, przyklękując na materacu na przeciwko niej, w gotowości. Palce sięgnęły do jej chłodnej dłoni, żeby objąć ją czule.
- Jest w porządku, słońce, nie stresuj się… - próbował asekurować ją, słysząc jak te krótkie przekleństwo wymyka się przez nieprzyzwyczajone do niego usta. Wytrzymał w tej sposób, utrzymując między sobą i nią dystans, tylko przez chwilę, bo kiedy tylko oznajmiła, że musi mu coś powiedzieć, przysunął się bliżej, żeby ponownie przytulić ją do siebie. Wolną ręką wydobył z paczki chusteczkę, którą następnie wcisnął jej między palce, a potem znowu objął swoją dłonią jej dłoń. - Dobrze, Laura, powiedz. Powiedz wszystko, co tylko zechcesz - próbował brzmieć uspokajająco, ale w jego głosie z pewnością dało się wyczuć napięcie. Ktoś cię skrzywdził? Masz kłopoty? Stało się coś złego? Tak wiele pytań nasuwało się na język, ale przecież najsłuszniejszym było teraz milczeć - tylko milczeć i pozwolić jej mówić.
Obrazek

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Bolało.
Ją też bolało. Nie miała pojęcia, że to naprawdę może boleć. Do tej pory czuła ucisk w klatce piersiowej, który pojawił się, gdy Leonard próbował wytłumaczyć jej dlaczego wyjeżdża. Każdy oddech sprawiał przeszywający płuca ból, a zimowe powietrze tylko pogarszało sprawę. Oczy piekły od łez, których nie była w stanie powstrzymać, które same napływały, gdy tylko w jej myślach pojawiał się Leonard. Głowa bolała od płaczu i od dudniących w jej głowie słów, które odbijały się echem, przywołując tak świeże wspomnienie ich rozstania. Nawet nie wiedziała, czy rozstanie było dobrym słowem. Jednak prawda była tak, że musieli się rozstać, w końcu wyjeżdżał do innego miasta, nie planując zostawiać w Seattle jakieś łącznika z obecnym życiem, jakby chciał wszystko porzucić, zostawić w tyle, a w nowym miejscu zacząć od nowa. Tyle że porzucał i Laurę, nie zdając sobie chyba sprawy, jak bardzo zdążyła się do niego przywiązać i jak wielką sprawił jej przykrość tą informacją. Nie, nie byli na etapie (ona nie była) wchodzenia w poważny związek, planowania wspólnej przyszłości, żeby miała mieć mu za złe ten wybór, który należał tylko i wyłącznie do niego.
Niewiele było sytuacji w życiu Laury, podczas których potrzebowałaby takiego wsparcia. Prawdopodobnie momenty, kiedy Cosmo musiał ją pocieszać, podnosić na duchu, dodawać otuchy, mogłaby policzyć na palcach jednej ręki, a nadal nie mogłaby przyznać, że coś tak naprawdę było bardzo istotnego. Egzaminy na koniec roku? Dawała sobie z tym radę. Wybór studiów? Od dawna wiedziała, do której uczelni wysłać zgłoszenie. Przeprowadzka do ojca była trudnym tematem, ale bez większego zastanowienia rzuciła się wtedy w wir nauki, by zająć głowę czymś innym. Teraz jednak potrzebowała Cosmo jak nigdy. Wiedziała, że jej wysłucha i że zrozumie. Nie liczyła na złote rady, bo wiedziała, że Fletcher wiele już przeszedł w życiu uczuciowym i niestety nie było złotego środka, by poradzić sobie z sercowymi problemami. Chociaż ona do tej pory oparcie wierzyła w to, że wystarczyło podjąć decyzję, by przestać czuć, by zapomnieć, by coś olać, a wszystko przechodziło samo. Nie przechodziło, bo i Cosmo długie tygodnie po zerwaniu z Florianem ciągle to przeżywał. I teraz sama wiedziała, że będzie czuć ten nieprzyjemny ból w klatce piersiowej przez kolejne dni, jeśli nie tygodnie.
Nie mogła powiedzieć przez telefon, co się stało. Odpisała tylko, że potrzebuje porozmawiać i wszystko wytłumaczy, nie będąc w stanie zebrać się, by wysłać to jako wiadomość głosową, za to naprawdę starając się napisać smsa bez błędów, które i tak pojawiały się przez drżące z nerwów palce. Chciała przyjechać do niego, nie wyobrażała sobie powrotu do domu w tym stanie. Nie chciała tłumaczyć się ojcu albo Laurencowi. Nie chciała, żeby widzieli ją zapłakaną, kiedy nie mogła odpowiedzieć na podstawowe pytanie – skąd te łzy? Nawet nie chciała myśleć, co powiedziałby Judah, gdyby usłyszał prawdę. Była też przekonana, że niestety nie poradziłby sobie z rozmową z nią na żadnym poziomie i skończyłby się to jeszcze większym płaczem, a może nawet histerią, a tego naprawdę wolała uniknąć.
Na początku nie zdawała sobie sprawy, co Cosmo mógł pomyśleć, gdy zobaczył ją zapłakaną. Przecież to było niepoważne, nie musiała go stresować, a na pewno wiele nieciekawych myśli przeszło przez jego głowę. Sama w podobnej sytuacji miałaby już całą listę potencjalnych problemów albo tragedii, które mogły się wydarzyć. Nadal jednak jej myśli krążyły wokół jednej osoby. Jedynego do tej pory faceta, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć, którego zaufała, z którym chciała spędzać czas, a który w ciągu kilku minut sprawił, że jej serce rozsypało się tysiące kawałeczków.
Opuściła głowę, spoglądając na Cosmo, a łzy zaczęły skapywać na jej spodnie, tworząc na nich ciemną plamę. Pociągnęła nosem i wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Wiele przekleństw przychodziło jej teraz na myśl, jednak niewiele było na tyle delikatnych, by przeszło przez jej gardło.
- P-przyniesiesz mi wodę? – zapytała cicho, przygryzając potem dolną wargę, która mimo to nadal drżała. Podobnie jak cała Laura. Odprowadziła go wzrokiem, gdy wychodził z pokoju, pozwalając sobie w tej chwili wytrzeć mokrą od łez twarz i nos, przez który zaczynała mieć problemy z oddychaniem. Czuła, jak boli ją gardło i nie jest w stanie wiele powiedzieć. Szklankę z wodą przyjęła z bladym uśmiechem, od razu przykładając ją do ust. Przetarła wierzchem dłoni powieki, drugą zaciskając na palcach Fletechera, które wróciły do niej, gdy tylko oddał jej wodę.
- P-pamiętasz Leonarda? T-tego, który był ze m-mną na odwyku u ciebie? – zaczęła, próbując mówić spokojnie, chociaż słowa i tak przychodziły jej z trudem, a głos odmawiał posłuszeństwa. Nie miała pojęcia, jak mu to wszystko powiedzieć, nawet nie chciała tego robić, ale wiedziała, że bez wejścia w szczegóły Cosmo z pewnością będzie mieć problem ze zrozumieniem jej sytuacji. – On nie chodził ze mną tylko na kurs fotografii. – westchnęła, wyjaśniając kolejną kwestię.
– My… no wiesz. – sama nie wiedziała. Nie dotarli do etapu, który można by nazwać związkiem. Więc co? Spotykali się ze sobą? Randkowali? Chociaż tak naprawdę nigdy nie mogli pójść na normalną randkę, w obawie, że ktoś ich zobaczy. Sypiali ze sobą? Nie była pewna, czy przez te ostatnie trzy tygodnie zrobili to tyle razy, by móc użyć tego stwierdzenia. – A teraz on wyjeżdża. – jęknęła, gdy samo wymówienie tych słów sprawiało, że kolejne łzy poleciały po jej policzku.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Przyzwyczajenie do bólu było wyznacznikiem prawdziwej męskości. Przygryzając przeżuty filtr grubego, cuchnącego papierosa, ojciec tłumaczył reguły świata z irracjonalną pewnością siebie - zionąc po domu spojrzeniem bliskim Bogu, podziwiającemu leniwie posiadane włości. Dym kotlił się siwo, wypełniając aż po sufit wszystkie pomieszczenia, do których miał dostęp, wspinając się leniwie po odpryśniętych wilgocią ścianach aż po poczerniałe nienaturalnie od toksyn sufitów. Ostawał się na obrusach, firanach i ubraniach, niemożliwy do sprania pomimo wzmożonych wysiłków matki, upierającej część rzeczy ręcznie, bo tak było taniej, a stara pralka ciągle się psuła i nie było komu jej naprawić - bo wyznacznikiem prawdziwej męskości musiały być też długie wieczory spędzane bezproduktywnie na kanapie w odorze taniej gorzały i niezapowiedziane wcześniej wyjścia z domu na nieskończone godziny, po których wracało się wiedzionym pod ramiona przez dziecięce ręce, żeby stanąć oko w oko ze ze zmęczoną twarzą żony. Brzydką, o czym trzeba było przypominać odpowiednio często, żeby po długich latach znoszenia niekończących się upokorzeń, Deborah wreszcie zaakceptowała ten fakt w milczeniu.
Cosmo nie sądził nigdy, żeby jego mama była brzydka. Miała spracowane ręce, naznaczone licznymi, twardymi odciskami, których naciskanie było zabawą w dzieciństwie, zapadnięte policzki i aparycję wskazującą na wiek o wiele bardziej sędziwy, niż stanowił o tym akt urodzenia - ale to wszystko sprawiało po prostu, że wydawała się nawet nie zmęczona, ale zmordowana wręcz, a przez to zupełnie bezsilna, choć potrafiłaby nadal unieść go na ręce i utrzymać w górze tak długo, aż surowy nakaz męża nie nakazałby zejść ich obojgu na ziemię. Mężczyzna nie powinien być maminsynkiem.
I choć nie powinien też nigdy okazywać słabości, Cosmo chłonął je uparcie całym sobą; spijał ze zranionych na szkolnym boisku kolan koleżanek i wygrzebywał z docinek dzieciaków z klasy, kierowanych do tamtego małego, jąkającego się Jeffa, który powiesił się w kilka miesięcy przed pójściem do liceum. Był tym wychłostkiem, któremu skórę ratowało posiadanie starszego rodzeństwa, gotowego stanąć w jego obronie - poza tym nie różnił się wcale od małego Jeffa i ta świadomość z czasem osiadła mu ciężko na ramionach. Czy byłby tak samo bezpieczny, gdyby nie miał nad sobą protektoratu Devona?
Świadomość zagrożenia łączyła się z podświadomym przekonaniem o konieczności adaptacji cudzego bólu i przekuwania go we własny, czasem zupełnie wyimaginowany, a czasem bliższy prawdzie i sercu, niż by sobie tego życzył. Tak było teraz - kiedy toczące się po policzkach Laury łzy otrzeźwiły go w ułamku sekundy, niczym uderzenie w twarz. Stało się coś złego i to nie jakiejś przypadkowej dziewczynie na boisku, nie Jeffowi, z którym zamienił ledwie parę słów, ale Laurze. Jego Laurze, która była z pewnością ostatnią osobą, która zasługiwała na te spuchnięte od łez oczy i czerwone policzki.
Przyniósłszy jej wodę, przysunął się znowu tak blisko jak przedtem, starając się jednocześnie zamknąć ją ciasno w ramionach albo chociaż otoczyć ciałem w pewnym opiekuńczym geście, jednocześnie nie osaczając jej przesadnie. Chciał, żeby czuła w nim oparcie, a nie nerwowe ponaglenie spiętego głosu, nawet jeśli niezwykle ciężkim było siedzenie cicho, kiedy patrzył na nią w tym stanie. Zdecydował się po prostu pozwolić jej mówić.
Skinął krótko głową na jej zapytanie o Leonarda. Nie miał zdecydowanie zamiaru przyznawać się teraz, że znał go też przed tamtym spotkaniem w ośrodku - zresztą to teraz wydawało się najmniej ważne, bo Hirschówna wyrzucała z siebie kolejne słowa, a trybiki w głowie Fletchera pracowały zawzięcie, próbując złożyć sobie te strzępki informacji na jakiś obraz całości. Ściągnąwszy ze sobą brwi, zdążył jedynie uchylić usta, ale zanim udało mu się skonfrontować czy jego interpretacja jest właściwa, Laura znowu jęknęła przeciągle i kolejne łzy polały się z jej oczu.
- Ejejejej! - Palce sięgnęły szybko do kolejnej chusteczki, podczas gdy drugim ramieniem przytulił ją do siebie odrobinę mocniej. Tym razem sam postanowił otrzeć jej policzki, odpowiednio delikatnie i ostrożnie, chociaż ręce trzęsły mu się jak cholera. - Wy co? - odważył się poruszyć jednak to czułe miejsce, odgarniając przy tym z twarzy dziewczyny pojedyncze kosmyki włosów, które zdążyły przykleić się do mokrych od łez policzków. - Czy on… zrobił ci krzywdę, Lau? I pojechał? Dlaczego pojechał? - Być może zadawał za dużo pytań naraz, ale nie miał pojęcia, od której strony powinien ugryźć ten temat, który był ewidentnie cholernie wrażliwy - czemu swoją drogą zupełnie się nie zdziwił. - Laura, hej. Spójrz na mnie. - Ująwszy delikatnie w palce jej podbródek, doprowadził do podłapania jej wzroku. - Posłuchaj. Cokolwiek się nie stało, ja zawsze będę po twojej stronie, dobrze? Możesz mi powiedzieć. Ten Leonard… zrobił coś, czego nie powinien? Zmusił cię do czegoś? Zrobił coś, czego nie chciałaś? Czy… czy chciałaś wszystkiego, co zrobił, a dopiero potem okazało się, że to fiut? - Czy zrobili coś w ogóle powinno stanowić odrębne pytanie, ale czy to tak naprawdę miało znaczenie? Skrzywdzić można było na wiele sposobów. Połamane serce nie bolało mniej niż połamane nogi.
Obrazek

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Wychowana pod kloszem Laura nigdy nie czuła zagrożenia. Nie bała się, że będzie nielubiana, że ktoś ją odrzuci, że zgraja osiłków będzie się z niej śmiać, że jest kujonem. Śmiać mogli się tylko jej bracia, którzy zawsze byli gotowi pogonić tego, kto krzywo się na nią spojrzał. Mama otaczała ją opieką i miłością, czasem nieco za bardzo chroniąc ją przed światem. Może dlatego wejście w dojrzałe życie było dla niej trudne? To, że wydawało się jej, że jest dojrzała emocjonalnie, że wiele rozumie i nie bawią ją głupie żarty kolegów, nie oznaczało, że potrafiła sobie radzić ze wszystkimi uczuciami i nie czuć strachu przed na przykład wyjazdem na studia. Lubiła być córeczką mamusi, której wszystko uchodziło na sucho, za którą Liz była gotowa wskoczyć w ogień. Gdzieś podświadomie czuła, że i ojciec był gotowy zrobić dla niej wszystko, chociaż nie potrafił tego okazywać.
I w tym wszystkim na szczęście miała Cosmo, którego doświadczenia życiowe zawsze okazywały się zderzeniem z szarą rzeczywistością i sprowadzeniem Laury na ziemię. Zawsze naiwnie uważała, że może Fletcher nieco za bardzo przeżywa, że po prostu lubi nieco wyolbrzymiać, by czuć więcej? Dopóki nie trafiło na nią. Czy ona teraz wyolbrzymiała? Czy powinna zamknąć się w sobie, zdusić w sobie płacz, otrzeć szybko łzy i wymusić uśmiech, by pokazać całemu światu, że trzyma się świetnie. Z jednej strony chciała. A z drugiej chciała krzyczeć, tak głośno, na ile pozwoliłby jej płuca i nie zdarłoby się gardło, by choć trochę odreagować i pozwolić emocjom opuścić jej nastoletnie ciało.
Zmarszczyła brwi, kiedy Cosmo dopytał. Przecież wiedział! Powinien wiedzieć. Przełknęła łzy i oblizała usta, po czym spojrzała na niego. – Spałam z nim. – wyjaśniła krótko, wypowiadając te słowa na jednym tchu, jakby chciała jak najszybciej przejść do następnego tematu, jakby mówienie o tym nie było dla niej komfortowe. I nie było. Z nikim o tym nie rozmawiała, nikt o tym nie wiedział. Do teraz. Pokręciła powoli głową. – Nie. – mruknęła. Ale czy na pewno? Skrzywdził ją. Nie fizycznie, nie intencjonalnie, ale sprawił jej cholerną przykrość, kiedy zakończył ich znajomość oznajmiając, że wyjeżdża z Seattle. - Wyjeżdża. Za kilka dni… do Grenady. Rozumiesz? Do pierdolonej Hiszpanii wyjeżdża. – wycedziła przez zęby, czując jak zbierając się w niej negatywne emocje. Musiała odetchnąć, więc wzięła głębszy oddech i spojrzała na przyjaciela, kiedy ją o to poprosił. Powoli kręciła głową, kiedy z ust Cosmo padały kolejne słowa. Nie, nie i nie. Aż w końcu pojawiło się jedno tak. Przygryzła wargi i potarła prawe oko wierzchem swojej dłoni.
– Chciałam. – przytaknęła. Cholernie chciała. Nigdy nie pragnęła niczego i nikogo, tak jak pragnęła jego. Dlatego tak bolało. To z nim był ten pierwszy raz. To on był pierwszą osobą, na którą spojrzała w ten sposób, to do niego coś poczuła.
– Chciałam, Cosmo. Jaka byłam głupia… Jak mogłam uwierzyć, że może coś mnie czuć? A on… on w tym czasie przebierał w ofertach pracy za granicą i się mną bawił… Pieprzony dupek. – wyrzuciła w końcu z siebie i schowała głowę w zagłębieniu szyi przyjaciela, by ponownie załkać nas swoim losem.

/ wątek przerwany

autor

oh.audrey

Zablokowany

Wróć do „Domy”