WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://media-cdn.tripadvisor.com/media ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-> z parku

Zmiana otoczenia – zgodzisz się ze mną, że mogła wnieść wiele dobrego, jak zmiany w rodzimym Ci domu, który dom to wciąż okupował komunizm i władza absolutna. Wszechobecna cenzura, surowe restrykcje i o zgrozo – system kar wraz z nagrodami dla wszystkich obywateli potężnego Państwa. Seattle mocno różniło się od reszty świata - być może powód stanowiła zupełnie inna mentalność? Oczywiście nie dajmy się omamić pozorom, bo i tutaj Panowie na piedestałach miewali w zwyczaju wpływać na ludzką swobodę, a jednak... Gdyby tylko choć na moment oderwać spojrzenie od ekranu telewizora, zgiąć kark i zerknąć pod łóżko... Powiedz Shan, czy nie myślałeś kiedyś, aby przekroczyć próg światów? Schody do tego drugiego stały otworem, prowadząc wprost pod drzwi Hotelu Continental.
Nikt nie wiedział skąd, kiedy i kto uformował ten rzekomy kartel. Prawdą stał się jego diabelnie szybki rozwój, a wkrótce rozrost do prawdziwie potężnej organizacji. Korzystali z niej wszyscy – ludzie bogaci, średnio zamożni - nawet Ci biedni mieli prawo do wynajmu zabójcy i to za całkowitą darmochę! Haczyk? Takim zazwyczaj wysyłano nowicjuszy - osóbki, które dopiero uczyły się fachu. Im wyżej wspinały się po szczeblach, tym lepsze i sowiciej płatne zlecenia nań spadały. Politycy, biznesmeni, gangsterzy spod najciemniejszych gwiazd – tych również nie omijał grzech, a wręcz przeciwnie. Spośród całej masy klienteli to właśnie oni swymi banknotami szastali najczęściej. Jae znał wielu takich gagatków - wielu też użyczał swych rąk, w zamian otrzymując specjalną walutę - przepięknie ręcznie zdobione monety zdatne do wydania w praktycznie każdym zakątku na świecie. Mogłeś dostać za nie wszystko – apartament, jedzenie, broń, odzienie, pojazdy... Przy dobrych kontaktach szło się zaopatrzyć nawet w stosy dokumentów i prywatną opiekę medyczną. Istny raj – prawdziwie ulotny dla tych, którzy nie potrafili przestrzegać zasad. Być może w tym tkwił cały szkopuł. Wychowany na rasowego zabójcę rzadko kiedy zwracał uwagę na piękno, przeto nakładając nań surowy wzrok w poszukiwaniu słabych punktów. Gdyby jednak odrobinę zmienić tor...
Atak w biały dzień - kto się w tym babrał? Dobrze, że tego typu stwierdzenie nie padło na głos. W innym wypadku morderca pod przykrywką z pewnością wybuchłby śmiechem. Wiadomka, pewno zaraz obróciłby to w żart, nawiązując to pseudo kryminałów klasy D jak “dupne”, ale hej! Przecież nie mógł powiedzieć ziomkowi – siema stary jestem zabójcą do wynajęcia, pogadamy? O wiele ciekawiej krążyło się wokół tematu i niejako samego wilka w czasie spacerku po parku i zmianie lokalizacji. Dobrze się stało, gdyż światło ewidentnie zaczęło przeszkadzać naszemu skośnemu i to wcale nie z powodu niefortunnego oświetlenia czyjegoś jestestwa. Z drugiej strony wszystko miało swoje plusy, a chociaż Koreaniec leżał w sferze cielesnej subtelności, tak potrafił docenić piękno. Spytany czemu non stop zerkał spod tak zwanego byka, odpowiedziałby, że to z powodu oceny nachylenia, pod którym padał cień. Lekkie skorygowanie i wuala – masz Pan dobrze cyknięty portret, którego nie trzeba by nawet sporo obrabiać, a który bankowo wzbogaciłby cudze portfolio o kilka solidnie wykonanych fotografii. No dalej, nie daj się prosić - wiemy, żeś skromny informatyk, ale nie udawaj wstydnisia. Pod skorupką grzecznego chłopca siedział w Tobie prawdziwy diabeł. Dwojakość natury – tak, to zdecydowanie jedna z tych rzeczy, która niewątpliwie kusiła Tygryska spod znaku ognistego szczurka – dla Ciebie nawet Króliczka do notorycznego powrotu.
- Po jednym kawałku każdego z ciast i kawa. Dla mnie to, co zawsze. - czyli świeżo parzona mocna herbata – niech straci – zafunduje prowadzącemu dobry poczęstunek, a że ciężko szło o decyzję - heheszki, no to bierzemy wszystkiego po trochu. Od dzisiejszego wypadu nie zbiednieje - przecież niespecjalnie się z tym krył - no wiesz, że posiadał pieniądze. Co innego, że płacił telefonem, bo kto w dzisiejszych czasach babrał się taszczeniem gotówki? Grunt to znajomości, a zdaje się, że tutejsza obsługa znała Jae dość dobrze. No i masz skarbie odpowiedź na pytanie - skośny w istocie miał tytuł stałego bywalca, o czym poza specyficzną wymianą słów świadczyło także wskazania stolika na zewnątrz, co by nie zostawiać pieska. Przy okazji spieszę z wyjaśnieniem: zwierz nie został Chińczykowi odebrany - mężczyzna wciąż dzierżył insygnium władzy nad nim. To, co jednak po raz kolejny zbiło z tropu, to wybitnie rozczulające spojrzenie, przy którym kot ze Shreka mógłby się zwyczajowo schować w kąt. Cholera, czy musiał to robić? Już wolał jego swawolne iskierki, którym aż miło odbijało się piłeczki. Całkiem zgrabnie dobrane Panie Yang – powiedz tylko, ile Ty sam za nimi ukrywasz, bo śmiem stwierdzić, że całkiem sporo.
- Masz ciekawe upodobania, jak na... - przerwał, łapiąc głębszy wdech, gdy już przyszło im usadowić zgrabne pośladki na wygodnych krzesełkach przy stoliku – Informatyka? Nie odpowiadaj, jestem przekonany, że strzeliłem w dziesiątkę. - i to wcale nie z powodu rzekomych gigabajtów skrytych na dysku w laptopie.
- W dzisiejszych czasach nikt już nie pobiera filmów dla dorosłych. - zaśmiał się serdecznie, przy tym udając teatralne uchylenie rąbka tajemnicy poprzez zerknięcie do “wnętrza” komputerka. Spokojnie – tak jak nie raczy unieść ręki do zadania ciosu, tak i nie otworzy nieswojej własności, nawet jeśli spoczywała weń prawdziwie bogata biblioteka ciekawych multimediów. Ciężko mi stwierdzić, czy faktycznie zdołałby z niej coś wyskrobać. O wiele łatwiej przychodzi rzucenie faktu, a ten brzmiał następująco: Seong nie należał do ludzi normalnych. Był dość... Specyficzny.
- Króliczy bóg, podejrzane uroki, kac – to nie brzmi jak dobry zamian, a idealny plan uwiedzenia, bądź ciche pragnienie wtargnięcia do czyjegoś domu. Bez obaw, mam wygodne łóżko. - puścił mu oczko w kontynuacji interesującej dyskusji. Nie myśl sobie, że pominięcie niektórych tematów świadczyło o ignorancji. Koreańczyk wszystko świadomie dawkował, jakoby sukcesywnie badając grunt pod króliczymi łapkami, trochę jak wtedy przy kasie, kiedy przypadkiem przyszło mu pstryknąć wypiętą w przód klatkę piersiową Graysona. Bez fochów - zajmij się ciastami, które właśnie do Was dotarły! Na kawkę trzeba będzie jeszcze chwilkę poczekać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szanghaj był miastem potężnym – dorównującym, a nawet przekraczającym liczbę mieszkańców przeciętnego europejskiego państwa. Jedno z nielicznych miast wydzielonych Chińskiej Republiki Ludowej, niemal 25 milionów ludzi, prawie 400 stacji metra, tytuł rewolucjonisty w dziedzinie szkolnictwa, wreszcie działająca, międzynarodowa giełda – wszystko to sprawiało, że zasady miały się tu nieco inaczej, niż na biednej prowincji. Szczególnie, gdy dorastało się w najbogatszych dystryktach miasta. Choć obywatele wciąż słynęli z wzajemnej „życzliwości”, to jednak przy ogromnej różnorodności kulturowej, nie było możliwości, by śledzić obywateli tak skutecznie, jak w innych regionach państwa. Mimo oficjalnego przestrzegania porządku, dużo łatwiej było umknąć przenikliwemu Oku rządu. A jednak wolność nie oznaczała tego samego, co tutaj – bo przecież środowisko Seattle, choć podobne w pewnych aspektach, różniło się znacznie nastawieniem do życia, do pracy, wreszcie samą kulturą. Shan nie był wychowywany w wyjątkowym odosobnieniu, zawsze zachęcany, by chłonąć od innych narodów wszystko to, co najpiękniejsze i najbardziej pożyteczne – tak wreszcie zdecydował, wchodząc w dorosłe życie, że nie chce już dłużej tkwić w scenariuszu, jaki zaplanowano dla niego na dalszą drogę. Zgarnął przepis na własne życie w dłonie i bezwiednie zerknął na kilka ostatnich kartek – a to co dostrzegł, nie było w końcu tym, o czym marzył. Spakował więc walizkę i podjął decyzję, jaka wtedy wydawała się słuszna. Czas pokaże, czy rzeczywiście wybrał dobrze.
Z pewnością podobne środowiska nie były Greysonowi zupełnie obce, w końcu czasem zajmował się różnymi zleceniami, nawet tymi mniej legalnymi. Nigdy nie wkraczał jednak zbyt daleko, nie dawał się wciągnąć zbyt głęboko w podejrzane interesy, dryfując raczej na powierzchni mrocznej toni, niż nurkując w nią z pełną odwagą. Nie wspierał morderstw, współczesnego niewolnictwa, ani żadnej podobnej działalności – a jednak coś przyciągało go do tej ciemniejszej strefy życia, jak ćmę nęci światło nocnych lamp. Podobna do księżyca, rzeczywistość w krzywym zwierciadle odbijająca to, co zostawił za sobą w szanghajski wieczór. Może paradoksalnie szukał drogi jeszcze bardziej odmiennej od tego, czego chcieli rodzice? A może to zaplanowana odskocznia od myśli, które uparcie pojawiały się wciąż w jego głowie? Dawne wspomnienia szczęśliwych czasów, kiedy wszystko było takie proste, a łagodny, kobiecy śmiech wypełniał jego serce. Musiał od tego uciec, wreszcie odciąć stare sznurki, by pozwolić zastąpić je nowymi. Nie wiedział tylko… Jak.
Skoro Jae zajmował się w wolnym czasie fotografowanie, z pewnością nie mógł być zupełnie nieczuły na piękno. Miękkie światło jesiennego dnia z pewnością fantastycznie wyglądało na ostrych rysach młodego informatyka. Ciekawy był to gagatek, bo z przyzwyczajeń rodzinnego domu, bardzo dbał o siebie i o swoje zdrowie. W końcu rodzice zawsze powtarzali, że prócz dostatku, to właśnie to było najważniejsze. Dlatego Shan wolał nie kusić losu, pielęgnując fizyczność, by wciąż być silnym i zdrowym, na co z pewnością wskazywała jego szeroka sylwetka. Fotograf z pewnością doceniłby takie ciało po drugiej stronie obiektywu, gdyby oczywiście szukał modela do wyjątkowo specyficznej sesji. Może w tematyce imaginacji jakiegoś greckiego bóstwa? Odziany w miękką, białą szatę i z czarnymi włosami przyozdobionymi wieńcem, wyglądałby wspaniale. Może Apollo? Albo Dionizos? Bóstwo rozpusty i winnego upojenia… Z pozoru Chińczyk nie nadawałby się do portretowania rubasznego wizerunku – ale gdyby tak zastanowić się nad istotą samego bóstwa, z pewnością niektóre z cech mogłyby rekompensować braki, przedstawiając zupełnie nowoczesny obraz sensualnego upojenia. Sam zdecyduj, na kogo nadawałby się najlepiej.
Proszę, proszę… Czyli jednak miał rację co do twojego bycia stałym bywalcem.
- Americano poproszę. A czym jest „to co zawsze”? – dodał do ekspedientki, a potem zaczepił Jae, już marząc o gorącej kawce i słodkich pysznościach. Raz na jakiś czas można przecież odstąpić od diety, by porozkoszować się owocami, szczególnie wisienkami, które należały do jego ulubionych. Grzechem byłoby nie spróbować takiej tarty. No a skoro już ktoś za niego płacił – tym bardziej nie miał co narzekać. Swoją drogą… Chyba jednak wcale do biednych nie należałeś, co?
- Dokładnie. Jakby kiedyś zepsuł ci się sprzęt… – mężczyzna zawiesił głos, i zanim usadowił tyłeczek na krzesełku, wyciągnął z kieszeni elegancki portfel, a z niego kawałek czarnego, teksturowanego papieru. Na nim wypisano retro fontem dane – „Greyson Yang, informatyka, diagnostyka komputerowa, specjalizacja w językach programowania”, oraz numer telefonu, a ponad nimi smukłe logo. Sprytny sposób, by przekazać do siebie kontakt, gdy nie chciało się być aż tka bardzo bezpośrednim. – Możesz zawsze dzwonić. Całodobowa obsługa – subtelne mrugnięcie okiem towarzyszyło przekazaniu wizytówki, jakby dokładnie wiedział, co takiego ci proponuje. Zaraz potem jednak słodka psina przerwała oczywisty flirt, więc znowu musiała dostać porcję całusków między uszka i miziania po dwóch stronach pyszczka. Chyba naprawdę zaczynał stawać się ulubionym zwierzątkiem Greysona.
- Tak jest bezpieczniej, bo nie muszę używać danych z publicznych sieci – a swoją monitoruję regularnie – stwierdził bezwstydnie, zupełnie jakby prowadzili całkiem poważną dyskusję. Przy tym sam lekko popchnął laptopa w kierunku zainteresowanego, wiedząc, że gdy tylko uchyli się ekran, system poprosi o wpisanie hasła – a to oczywiście dość trudno byłoby Jae złamać, nie wiedząc wiele więcej o samym Greysonie, niż to, że był informatykiem i miał słabość do pieseczków (no i może ich przystojnych właścicieli).
- Nie kuś, lubię testować materace – odpowiednia pauza, by spojrzeć bezczelnie w czyjeś oczy, a potem niewinne opuszczenie wzroku na pieska. – No wiesz, na przykład gdy mają promocje w Ikei. Bambusowe materace to jest klasa – cmoknął ustami, przykładając palce do ust, jakby był co najmniej szefem kuchni testującym najlepsze danie. Wydurniał się oczywiście, nieco bardziej oklepane teksty szybko obracając w żart. Wiedział, że bezpośredniość nie jest szczególnie eleganckim przymiotem w dzisiejszym świecie – a lubił w końcu uchodzić za całkiem ogarniętego człowieka. A z tymi pstryknięciami proszę nie przesadzać, bo wilk jakkolwiek by nie był, w końcu mógłby otworzyć zębatą paszczę.
- Oh, kawusia… – błogi uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy po chwili pojawiła się kobieta z jedzeniem i napojami. Smukłe dłonie natychmiast uniosły kubek do ust, nawet mimo bycia diabelnie gorącym. Widocznie miał demon gardło ze smoczej łuski – bo bez wahania przełknął wrzątek, przy tym wzdychając i mrucząc z zadowolenia. – Pyszna. Dzięki – skierował łagodne spojrzenie na kobietę, a potem skinął w uznaniu głową. Potem przyszedł czas na obiecaną wiśniową tartę, w której jednak nie zatopił widelczyka od razu, czekając, aż Jae zacznie jeść pierwszy. W końcu to on zapłacił, prawda? Ciemne oczy znów utkwił więc w jego twarzy, z subtelnym wyrazem aprobaty. Niezłe miejsce, musiał ci to przyznać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powiedz Shan, jakim byłeś obywatelem? Pewnie wzorowym, skoro pracowałeś, płaciłeś podatki i w ogóle żyłeś zgodnie z zasadami. Grzeczny syn, który z dumą podążał ścieżką rodziny, wolno krzyżując ją z trasą pewnej bardzo urodziwej damy. Wspólna przyszłość - dom, rodzina i może piesek figlujący w ogródku - nie mów już nic więcej - ja wiem, nie, my to wiemy. Senne marzenie każdego człowieka - kobiety i mężczyzny tamtejszych rejonów, którego głównym budulcem od zawsze były dzieci. Smutno patrzeć na bolesny rozpad – nie przejmuj się jak nie ona, to inna, a potem kolejna, kolejna i kolejna... Zdaje się, że właśnie z tego powodu przyszło Ci zwiać, co szanowny Wilku? Z dala od roszczeń rodziców - ich oceny, oczekiwań i rozczarowania zawodem syna, który najwyraźniej okazał się niewystarczający dla ulubionej partnerki. Zabawne jak wiele rzeczy traciło na jaskrawości po głębszym wejrzeniu w ich tylko pozornie idealne kształty i wypełnienie kolorami. Tutaj wszystko formowało się inaczej – inaczej rodziło, dorastało, śmiało i płakało... Tak przynajmniej myśleliśmy, aż nie doszło do niespodziewanej konfrontacji.
Jak to jest, że latami szkolony zabójca, którego serce nigdy nie powinno zabić mocniej niżeli w rytmie pompowania krwi niezbędnej do życia, nie potrafił spojrzeć na rozmówcę przed sobą dłużej niż kilka sekund? Jak to się działo, że po ich upływie coś w klatce piersiowej zaczynało boleśnie piec? Seong dobrze znał ten ból, podobny mu do tego, którym ukarało go życie za opuszczenie matki i widok matki odchodzącej w chłodne zaświaty. Felerna choroba – a ponoć niegroźna na dzisiejsze standardy medyczne. Bullshit! Nie dał się na to nabrać ni nie da schwytać w potrzask przerażająco zwodniczych oczu. Pies w tym wypadku sprawdzał się wyśmienicie w roli odwracacza uwagi – jedyny z tej dwójki, która jako tako zajadała się w miarę zdrowym pokarmem.
W przeciwieństwie do Yanga, Jae nie przywiązywał zbytniej uwagi do zdrowego odżywiania. Z racji braku zdolności - wierz mi stary, on i kuchnia to wybitnie złe połączenie - chłopak został zmuszony – niejako z własnej decyzji – do karmienia ciała żarciem z telefonu – znaczy się no zamówionym z kilku ulubionych knajpek, w tym jednej serwującej znakomity ramen! Prócz tego miewał niezdrowy zwyczaj podjadania, głównie masła orzechowego w kosmicznych ilościach. Gdyby nie fakt, że prowadził wyjątkowo aktywny tryb życia przepleciony z ćwiczeniami, to nie wróżyłbym mu kulturystycznej sylwety. Szczęśliwie wysiłek fizyczny robił swoje, chociaż i z nim Azjata nie mógł pochwalić się tak rozbudowaną sylwetą. Tutaj wychodząc naprzeciw masywniejszemu oponentowi, ten drugi reprezentował smuklejszą, bardziej atletyczną posturę, której zatrzymanie z pewnością nie stanowiłoby większego problemu. Jae był tego świadom, toteż nie bez powodu nieustannie szlifował sztuki walki, ponieważ w czasie misji bazował przede wszystkim na zwinności i szybkości. To, że przy okazji wyrabiała się niesamowita giętkość ciała... Niech popracuje wyobraźnia i inne zmysły po wprawieniu tych przeklętych bioder w ruch...
- Świeża dobrze zaparzona herbata sprowadzana bezpośrednio z Chin, a nie jakaś tam prosta z marketu i to jeszcze w torebkach. - a przy okazji na poczet przerwy i rozmowie o nawykach. Seong może i nie traktował tematu dość poważnie, jednakże w kwestii picia był o sto poziomów bardziej krytyczny niż przeciętny pijak napojów ciemnych. W przeciwieństwie do innych nie uznawał czegoś takiego jak woreczek. W jego oczach uchodziło to bowiem za obrazę i to najniższego sortu, którym takowe torebeczki zazwyczaj wypełniano. Tutejsza kawiarnia na szczęście stroniła od takich rozwiązań - chwała psinie, bo to w sumie dzięki niej skośny tutaj trafił! Cena warta jakości - mówię Wam.
- No nie wiem, słuchaj... Tak prowokujesz i prowokujesz – pewnie sprzęcik zabezpieczony hasłem hm? A co, jeśli Ci powiem, że tak naprawdę jestem mundurowym i za minut pięć skonfiskuję Twoje dobro na poczet sprawdzenia zawartości? - Jae po raz kolejny odbił piłeczkę - tym razem nieco zaczepniej. Na czystą logikę, co by nie rzec, chłopski rozum: Azjata szybciutko rozwikłał zagadkę i rzekome podjudzanie do otworzenia laptopa. Hakerem był raczej marnym, toteż zgodnie z oczekiwaniami, niezbyt zgrabnie poradziłby sobie z hasłem, no chyba, że podyktowanym tudzież wpisanym przez zgrabne paluszki samego właściciela. Po co się męczyć, skoro miast włamania, skoro o wiele łatwiej szło zdobyć oryginalny klucz? Wink, wink...
- Czyli nadasz się idealnie, bo właśnie jeden z takich wpadł w moje łapki. - nie kuś, nie kuś, a nie wiesz Pan, że minus z minusem dawał plus? Im bardziej Chińczyk przestrzegał, tym chętniej i natarczywiej puchaty Króliczek raczył skakać wokół ogromnej paszczy. Wielka, wielgachna wręcz, najeżona rządkiem mnóstwa ostrych kłów - czemu więc żadnego z nich się nie baliśmy? Niech lepiej szanowny wilk tyle nie ględzi, a raczy się kawusią. Jae w tym czasie sięgnął po przypadkowo chwycony w pierwszej kolejności owoc wiśni, stanowiący zwieńczenie ślicznej dekoracji słodkiego ciastka. Ponieważ ostała się nań bita śmietanka, chłopak z apetytem raczył ją zlizać. Ostentacyjny sposób, spojrzenie i cichy pomruk pozostawiały wiele do życzenia - z pewnością pobudzały wrażliwe rejony umysłu, przy tym odganiając dziwny skręt kicający w parze ze spojrzeniem oczu. Zaczepki tego typu skutecznie odwracały charakter spotkania, co z kolei pomagało odzyskać skrawek kontroli wydzieranej mu z rąk przez nieopisane ciepło. Poza tym nie zamierzał czekać, a ponieważ ktoś wpierw zaatakował czarną... Tylko się nie poparz - byłoby szkoda tak pięknie wykrojonej kolumny szyi. To, co zaś tyczyło się reszty...
Szukajcie a znajdziecie, dajmy na to schowany telefon. Wyjęty z kieszonki szybko posłużył za aparat. Cyknięcie nim zdjęcia trwało góra sekundę - wcześniejsze trzy upłynęły na odłożenie laptopa na stolik – kolejne następne mijały na ustawianiu kadru, pod którym mężczyzna zaprezentowałby się najlepiej.
- Tylko nie udawaj zdziwienia, przecież uprzedzałem, że jestem mundurowym. Wpadłeś. - oczywistym było posunięcie rzucenia kłamstwa. Pan Fotograf po prostu raczył się widokami, a te miał całkiem przyjemne. Pomijając ciemne oczy - cała reszta wręcz krzyczała o zboczenie na trasę grzechu, tym bardziej skąpana w półcieniu i świetle zza okna, podkreślającego co prawda zakrytą, tym niemniej boską muskulaturę.
Chrup - wcześniej Koreańczyk tylko oczyszczał owoc. Jego zniknięcie w ustach miało miejsce po chwilowym przetrzymaniu przez ząbki w czasie cykania foteczek. Słodka...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy wzorowym – kwestia sumienia, w końcu zdarzało mu się ubrudzić czasem czubki palców dla samej idei zagłębienia się w coś zakazanego. Pod tym względem był jeszcze nastolatkiem, szukającym wrażeń poza strefą własnego komfortu. Wszystko inne rzeczywiście się zgadzało – był zwykłym szarakiem, płacącym podatki, pracującym, zajmującym się na ogół swoimi sprawami. Oczywiście swego czasu podróżował, odkrywał świat, ale nigdy nie przekroczył pewnej bariery dobrego smaku, bo i sumienie miał wyjątkowo złośliwe, przypominające o sobie dniem i nocą. Tak jak w przypadku utraconej miłości, nie mógł przestać obwiniać się, analizować, gdzie mógł popełnić jakiś błąd. O ile miał żal do niej, że nie zostawiła nawet wiadomości, tak większość winy upatrywał właśnie w sobie. Czemu miałby sprawdzić się jako partner, skoro nawet oczekiwań rodziców nie potrafił nigdy spełnić? Owszem, zastanawiał się nad założeniem rodziny – nawet nie raz marzył, że gdy już wezmą ślub i zdołają wybudować niewielki domek na obrzeżach Seattle… Może wtedy ukochana zechce wysłuchać jego skrytego marzenia o krągłym, kobiecym brzuszku, skrywającym maleńkie życie – synka, lub córeczkę. Niestety nie dane mu było nigdy dowiedzieć się, co czuje ktoś oczekujący na narodziny własnego potomstwa, bowiem brutalna rzeczywistość sprowadziła go na ziemię w wyjątkowo bolesnym uderzeniu. Czy dlatego uciekł? Z pewnością nie, w końcu partnerkę znalazł już tutaj, w Seattle – a jednak rzeczywiście pewnego rodzaju niechęć do kobiet pozostała. Greyson był w kontaktach z nimi bardzo ostrożny, nie pozwalając sobie na więcej, niż przelotny numerek. To samo zresztą tyczyło się mężczyzn, choć przy nich nie była konieczna tak wyjątkowa ostrożność w każdym geście, by nie urazić, nie dać złudnej nadziei, że mogą liczyć na coś spoza zwyczajowego menu. Przysłowiowa płeć „brzydka” była pod tym względem o wiele łatwiejsza w obsłudze.
W istocie, ciężko było wytłumaczyć dziwne ciepło pary ciemnych oczu – które prócz błyszczenia raz po raz wesołymi ognikami, zdawały się zupełnie niewinne, jak należące do najsłodszego cherubinka pod słońcem. Zwykle przedstawiciele Azjatyckiem krwi mogli poszczycić się oczami o kątach ostrych, kocich, wpatrzonych intensywnie w przeciwnika. A on? Raczej szczeniak, niesamowicie słodki, który prosił właściciela o ulubiony przysmak. O ironio – tak podobny do pieska, który właśnie wdrapywał mu się przednimi łapami na kolana, otrzymując za to kolejną porcję mizianka za uszkami i gamę dźwięków świadczących o rozczuleniu, które umknęły z ust Greysona.
Yang rzeczywiście facetem był całkiem rosłym – nietypowo jak na Chińczyka, którzy przecież szczególnie duzi to nie wyrastali. On natomiast zdawał się jednym z nielicznych odstępstw od reguły, mierząc ponad 180 cm wzrostu, na szerokość też mierząc swoje w odpowiednich miejscach (a szczególnie w ramionach). Nie miał pojęcia, skąd u niego takie proporcje, choć mama upierała się, że jej dziadkowie od strony mamy byli jak na Azjatów wyjątkowo wysocy. Tak czy siak, rzeczywiście na pierwszy rzut oka nadawałby się do branży rozrywkowej, lub może nawet filmowej. Za to Jae… Smuklejszy, bardziej giętki, o kroku przypominającym kocie, jakby wciąż skradał się, nie pozwalając drugiej osobie wyśledzić własnego kroku. Intrygował go, ewidentnie nosząc w sobie coś… Innego. Tajemniczego.
- Hatfu, torebki z marketu – skrzywił się teatralnie Greyson, a potem wyciągnął dłoń, by podkraść Koreańczykowi filiżankę i zaciągnąć się porządnie znajomym zapachem dobrej herbaty. – nas w Chinatown też mają fantastyczną. Pokażę ci kiedyś, jak będziesz mieć chwilę – zaproponował bezwiednie, tym razem bez żadnych dwuznacznych podtekstów. A to nowość.
- Śmiem twierdzić, że gdybyś faktycznie był policjantem, i tak nie zdołalibyście się do tego laptopa dostać – ah ten pewny siebie ton. Co jak co, ale własnych zdolności Greyson był absolutnie pewien, szczególnie będąc tym Azjatą, który wedle przysłowia, zawsze zrobi coś lepiej od przeciętnego „białasa”. – A poza tym, mundurowi nie mogą kłamać odnośnie własnej służby, więc w takim wypadku poprosiłbym o okazanie odznaki, a potem zapytał „czy jest Pan prawdziwym policjantem?”. Zagadka rozwiązana – uniesienie brwi, wreszcie pogodny śmiech towarzyszący sięgnięciu po kolejny kawałek ciasta. Z nim tak szybko to się nie uporasz, drogi Panie. Potrafił być prawdziwym cwaniaczkiem, jeśli chciał.
- Ah tak? W takim razie należy przeprowadzić trzy testy – wyciągnięcie smukłego palca dłoni rozpoczęło odliczanie kolejnych zaczepek. – Numer jeden – miękkość. Numer dwa – grubość. Numer trzy – sprężystość i amortyzacja wstrząsów – oj ten diabelsko uniesiony kącik ust… Znów na jedną chwilę stał się prawdziwym demonem.
A co do tego prowokacyjnego zlizania śmietanki… Skoro Jae chciał się bawić w ten sposób, to proszę. Nie zważając na konsekwencje, Greyson pochylił się, by musnąć kciukiem kącik ust Koreańczyka, ściągając z nich ostatni białawy ślad. Potem bezczelnie przysunął mężczyźnie kolejny talerzyk, z większą porcją śmietanki na wierzchu ciepłego jabłecznika.
- Jeszcze raz, to było coś – mruknął zadowolony, opierając się na dłoni o blat stołu. Lekko przechylona głowa, ten chłopięcy czar… Chciał jeszcze pooglądać wspaniały spektakl.
I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie charakterystyczne pstryknięcie aparatu, który mignął mu tuż przed nosem. Zaskoczony, lekko potrząsnął głową, wreszcie wyciągnął dłoń, by domagać się zobaczenia efektu zrobionego zdjęcia.
- Mam nadzieję, że jesteś fotografem, albo coś podobnego. W innym wypadku zacząłbym naprawdę podejrzewać cię o niecne zamiary – zażartował, choć prawdę mówiąc robienie zdjęć znienacka mocno zbiło go z tropu. A to ci gagatek z tego Jae – ciągle czymś zaskakiwał. No i jeszcze ta wisienka… Jeśli naprawdę to nie były „te” sygnały, to Greyson sam nie wiedział co o tym sądzić. Choć trzeba było przyznać – z takich słodkich, miękkich ust, z pewnością przyjemnie spijałoby się wiśniowy sok.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Smutna to była wizja Chińczyka uporczywie doszukującego się winy w sobie miast niedoszłej partnerce życia. Myśmy szczegółów nie znali i z pewnością nie poznamy ich prędko, wszak nie stanowiły naszego interesu, niemniej, gdyby jakimś cudem skrawek prawdy wyszedł na promień światła dziennego, to z pewnością nie posądzilibyśmy rzekomego winnego o choćby gram spartolenia ważnej relacji, no bo popatrzcie na niego! Dbający o siebie, grzeczny, miłujący zwierzęta facet... W dodatku szczęśliwy posiadasz najsłodszych oczu we wszechświecie! Głupia była dziewczyna – nie oceniając prawdziwych powodów jej poczynania - odchodząc od kogoś takiego.
Mogła mieć troskliwego wilka wyłącznie dla siebie - mogła głaskać ogon, uszy, nawet zajrzeć do tylko pozornie groźnej paszczy. Mogła zrobić z nim dosłownie wszystko, w zamian oferując jedynie namiastkę rodzinnego ciepła. Mogła... To dobre słowo i czas przeszły. Jae i Ja mogliśmy mieć wyłącznie nadzieję, że kiedyś nieprzychylność wobec kobiet minie. Do tego czasu Yang w istocie posiadał prawo czerpać z życia pełnymi garściami. Oby tylko nie nadział się na kolec, bo chociaż Ci domniemani mężczyźni nie bez powodu uchodzili za istoty prostsze, którymi nie trzeba było planować, ni się ich bać, tak wciąż posiadali uczucia, o czym Chińczyk kiedyś się przekona, gdy sam padnie ofiarą bolesnego wykorzystania, sprowadzającego go do roli fizycznej zabawki.
Troskliwy, uprzejmy, ograniczony do postaci dzierżawcy organicznego gadżetu cielesnych uciech – nie o to w tym chodziło, jednak weź to teraz tłumacz komuś, kto przez całe swoje dotychczasowe życie nie potrafił grać w te klocki inaczej. Przyjemności przychodziły i znikały częściej, niż napadało człowieka kichnięcie. Koreańczyk nie stronił od żadnego kontaktu, chociaż nie był także tym, który dobierał się do pierwszego lepszego mięska pod łapkami. Potencjalna maskotka musiała mieć to coś, co zdoła go doń przyciągnąć, przeto sukcesywnie wykręcając wszystkie zakamarki zabójczego jestestwa, począwszy od narządów wewnętrznych po ostatki fałdek pracującego na pełnych obrotach umysłu. Na swoje nieszczęście - a może odwrotnie – Grayson to coś w sobie miał i jak widać, wcale się z tym nie krył. Rosły jak na Europejczyka, zaś z temperamentem godnym prawdziwego drapieżcy ze szczenięciem gdzieś tam w środku - no Panie, to żeś poszalał z pakietami i ryzykiem szarpnięcia się na cudzą herbatę. Brak instynktu samozachowawczego jak się patrzy, ewentualnie niewyjaśniona naiwność, której nie zdołała wymazać nawet bolesna rana na sercu... A może właśnie to z jej powodu i z jej wnętrza wyciekało rzeczone ciepło? Nie było w tym nic dziwnego, wszak w naturze ludzi leżało lgnięcie do drugiego człowieka. W taki czy inny sposób Chińczyk miał prawo do poszukiwania szczęścia - gorzej, że trasa w tak zwanej podróży skrzyżowała jego ścieżkę z Seongiem.
- Nie krępuj się. - traf żółty na żółtego i zgaduj kolego, o co chodziło skośnemu. Czy pił do łyknięcia ciemnego naparu, któremu tak bacznie się przyglądał? Gestu muśnięcia kącika ust nawilżonych wysunięciem skrawka różowego języka? Przysunięcia pod nie talerzyka z ciastkiem? A może rozbawiły go słowa o przynależności, odznace, wpadce i upadku po trudach rozbicia hasła broniącego dostępu do komputera?
- Ależ aresztuj mnie, jeśli kłamię. - wybierz swoją wersję lub racz się głosem, gdyż ten brzmiał nadzwyczaj miękko, przy tym nieprzypadkowo podkreślając charakterystyczny i dość miły dla ucha melodyjny akcent rodzimego języka towarzysza. Do tego te oczy – nawet jeśli unikające bezpośredniej konfrontacji, tak chętnie, gęsto i często sunące po muskularnej posturze – w tym wypadku po ustach, szczęce i ramionach z chwilową pauzą na smukłej szyi. Jak na kogoś z natury “powściągliwego” w te klocki, Jae zdaje się, dość bezczelnie rozbierał mężczyznę przed sobą. To, że nie powiedział tego wprost - przecież to nic trudnego do odgadnięcia przez innego reprezentanta nacji krętaczy, wystarczyło zerknąć na fotkę. Chłopakowi udało się uchwycić nań prawdziwie apetyczny kąt twarzy – niezbyt wystawionej przodem, bardziej tak z profilu – skąpany w cieniu i świetle padających zza okna i wnętrza lokalu. Połączone niczym para kochanków w tracie tańca przepięknie podkreśliły delikatne rysy z tymi kapkę ostrzejszymi - kolumną gardła i kunsztem ramion wraz ze skrawkiem przypadkowo odsłoniętego obojczyka i skrawka tatuażu. Mówiąc wprost:
- Jeśli zainteresuje Cię opinia utajnionego pączka z komisariatu i fotografa z zamiłowania, to racz przyjąć i stosiki komplementów w ciastkach. Jak na zwykłego informatyka jesteś niezwykle fotogeniczny. Aż kusi zaprosić Cię na prywatną sesję. Pomyśl, że mógłbyś przy okazji przetestować moje łóżko. – a za rzeczone muśnięcie kącika nagroda: drugie wysunięcie języka, który z apetytem począł zlizywać nabraną na opuszek palca porcję bitej śmietany. Wpierw zebranie z wierzchu, dalej kilka okrężnych ruchów wokół góry, a potem…
- Lubię jak coś dobrze smakuje. – to dwuznaczne zdanie i bezpruderyjny gest wsunięcia koniuszka wprost do cieplutkich warg. Jeżeli nie było to zaproszenie do „TEGO”, to już sam nie wiem, co takiego chodziło po głowie tajemniczego skośnego potworka. Nie sądzę, chociaż może się mylę, że robił to przypadkowo, wszak nie mógł stopniować manier w miejscu publicznym do poziomu dzieciaka. A może jednak mógł? Droczenie się nie bez powodu uchodziło za niezwykle przyjemne, szczególnie jeśli stykało się z dwuznacznością. Chciałeś Pan pokaz, to go właśnie otrzymałeś. Gratisem doń stał się dorzucony pomruk zadowolenia i stosunkowo ostentacyjne ułożenie – oparcie brody o drugą rękę i prowokacyjne odsłonięcie smukłej gardzieli wraz ze skrawkiem ciała pod stosunkowo luźną koszulką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety, taki już był – nigdy nie skupiał się na winie innych, wyłącznie na własnej. W końcu czy nie mógł być lepszym, bardziej troskliwym partnerem? Mógł dawać jej więcej prezentów, choć i tak co tydzień w wazonie kwitły świeże róże, a na każdą ważną rocznicę przygotowywał się o wiele wcześniej, jak podekscytowane dziecko. A może poświęcać więcej uwagi? Praca i studia co prawda mogły trochę ucierpieć, ale czym byłoby to w porównaniu do szczęścia wybranki? A może to wspominanie o marzeniu założeniu rodziny ją wystraszyło? Nie była gotowa, by dać mu dziecko, więc uciekła w siną dal do kogoś, kto nie miał aż tak wygórowanych oczekiwań? Za każdym razem Shan wracając wspomnieniami do jej buzi, do jej pełnego iskier uśmiechu, odtwarzał w głowie różne scenariusze, zastanawiając się, ile więcej mógłby z siebie dać – w pewnym sensie pluł sobie w brodę, bo musiał zignorować wyraźne sygnały, jeśli coś było nie tak. Tylko, no właśnie… Co takiego? Czym naraziła się łagodna dusza, szukająca po prostu ciepła i aprobaty? Jeśli przypominał swoim nastawieniem nastolatka, zamiast dorosłego mężczyznę, to tylko dlatego, że cieszył się na każdy dzień rozpoczynany z nią. Potrafił być poważny, oczywiście – dlaczego więc nie wspomniała o żadnych przeszkodach, które dostrzegała na ich potencjalnej, wspólnej drodze? Tego z pewnością nie dowie się nigdy, bo nie miał zamiaru angażować nikogo więcej do akcji poszukiwawczej. Gdyby zechciała spróbować na nowo, dobrze wiedziała, że go szukać – jej nieobecność przez długie miesiące była dla Chińczyka wystarczającym oświadczeniem. Nie miała ochoty na powrót, ani tym bardziej danie mu drugiej szansy. Szkoda. Wiedząc, co schrzanił, z pewnością udałoby mu się być kimś lepszym. A tak? Utknął na rozstaju dróg, nie do końca wiedząc, jak ma pogodzić się z jej brakiem. Jasne, leczył się jak potrafił, tonąc w ramionach kochanków i kochanek – ale czy cokolwiek z tego mogło zastąpić tamto uczucie?
Na razie nie był na to gotów. By poświęcić swój czas i energię, położyć na szali troskę i łagodność, by znów patrzeć, jak druga osoba wymyka mu się w ostatnim momencie. To dlatego przestał na poważnie randkować, wszelkie przygody traktując raczej jak żarciki losu, niż cokolwiek, do czego chciałby wracać. Przynajmniej jedną z niewielu jego zalet była w miarę atrakcyjna fizyczność, bo inaczej miałby zdecydowanie przekichane. Kiepski charakter i dodatkowo okropna twarz? Strzeżcie się wszystkie seksowne damy i przystojni panowie.
Dzierżawca organu przyjemności – w takim razie posiadałeś wszystko, czego w kochanku Greyson mógł szukać, prócz innego oczywistego przymiotu. Nie przywiązywałeś się, traktując innych jak zabawki, co zdawać by się mogło, było idealną odpowiedzią na potrzeby Pana Yanga. Zero zobowiązań, tylko przelotna fizyczność. Jak mógł zdawać sobie sprawę z faktu, że nie do końca pragnął tylko tego? Nie miał pojęcia o własnej słabości, o poszukiwaniu, które podświadomie prowadził. Nie przeszłoby mu więc przez myśl, że takie traktowanie mogłoby go zranić, tym bardziej zniechęcić do kontynuowania dalszych igraszek – choć to z pewnością gdybania powiązane z dalszą przyszłością, niemożliwą w tym momencie do odczytania. Warto było jednak wspomnieć, że Jae nie był jednym zaintrygowany osobą siedzącą naprzeciwko. Również Grayson zdawał się nie móc oderwać od niego spojrzenia, wodzącego od paska spodni, przy którym ukrywały się wyraźnie wyrzeźbione mięśnie, po samą twarz o łagodniejszych rysach, choć wyraźnie zaostrzonym łuku ust. Zupełnie jakby ktoś o grzesznych myślach kształtował każdy element jego fizyczności.
Lepiej nie zachęcać wilka, by zaczął gonić za królikiem – okazać się bowiem mogło, że małe zwierzątko zostanie zagonione prosto do norki, gdzie już czekała zastawiona nań pułapka. Młody Yang zdecydowanie wiedział, jak patrzeć, jaki gest wykonać, by uwieść rozmówcę i przekonać do swoich racji. Już dawno nie spotkał natomiast kogoś, kto zdołałby zbić go nieco z tropu, zachęcając do posunięcia się jeszcze dalej. Dłoń nie spoczęła więc, lecz po usłyszeniu odpowiednich słów, Greyson sam zapragnął skosztować śmietanki, zbierając jej nieco na palec. Do tego odrobina lodów towarzyszących szarlotce – i proszę bardzo. Mamy równie grzeszny obrazek, tym razem z odchyloną szyją i wolnym poruszeniem gardła z przełknięciem.
- To nie ja zarzekałem się, że jestem gliną – wytknął, grożąc Jae tym samym zwilżonym paluszkiem.
- Pomyślę o tym, jeśli będzie piesek – znów ten uśmieszek, niby zupełnie niewinny, ale przecież dobrze wiedział, o czym mówił seksowny Koreańczyk, dodatkowo jeszcze kuszący zlizywaniem śmietanki z paluszka. – Kiedy masz czas? – tym razem większa bezpośredniość, skoro już zdołali ustalić, że zainteresowanie jest obopólne.
- Świetnie się składa, bo całkiem nieźle gotuję i trzymam dietę. Normalnie nie jadam takich rzeczy – niepokojący podton wciąż obecny był w głosie, gdy Greyson niby niewinnie wspomniał o swoich nawykach żywieniowych. Ciekawe, dlaczego…
- No, no… Mógłbyś urządzać mukbangi. Sprzedawałyby się jak świeże bułeczki, nawet sam chętnie byłbym patronem – uniesiony zaczepnie kącik ust, wreszcie spicie kolejnego łyka kawy, gdy przymknięte wilcze ślepia uważnie obserwowały kolejny z gestów. – A może jakiś prywatny stream? – mrugnięcie oczkiem, choć propozycja była całkiem poważna. Chętnie obejrzałby jeszcze, jak te słodziutki języczek zlizuje śmietankę z paluszka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ktoś kiedyś powiedziałby - nie przejmuj się ziomuś, znajdzie się ktoś lepszy. W większości takie słowa się sprawdzały, bo w końcu na tym świecie żyło wiele dusz – tych dobrych, złych i neutralnych w podejściu do wszystkiego... Nie winą Chińczyka - powtarzając znów - była ucieczka zaniepokojonej Panny młodej. Może faktycznie wizja dziecka ją przeraziła, a może stało się coś innego? Tylko czas znał na to odpowiedź, my natomiast spoglądaliśmy z politowaniem na mężczyznę przed sobą. Powiedz, czy to, aby nie tak, że za każdym przeklętym razem próbowałeś komuś zaimponować? Nie odpowiadaj – czarne ślepia powolutku układały porozrzucane klocki, tworząc zalążki portretu psychologicznego. Poznaj, zrozum, wyciągnij słabości na wierzch – w tym zestawieniu fizyczna przyjemność nie bez powodu miała odegrać istotną rolę. Ograniczona wyłącznie do biologicznych uniesień na poczet rozładowania dziennej dawki napięcia - Jae w życiu by nie pomyślał, że orzeźwiająca rutyna przyniesie ze sobą tyle refleksji - że sam dotyk i całuski w miejscach intymnych staną się nie wystarczające i że po wszystkim zabraknie najważniejszego - ciepłych ramion tak szczelnie zamykających drugie jestestwo w przyjemnym uścisku. Na razie o tym nie myślał, na razie nawet nie śnił, wszak dywagacje te uchodziły za zbyt dalekie i jednocześnie niepokojąco bliskie.
Kokieteria od zawsze fascynowała Koreańczyka. Te wszystkie cwaniacko sprzedawane słówka, gesty i wymiana spojrzeń... Do tego mimika twarzy, mowa ciała i masz Pan przepis idealny. Sam mistrzem podrywu nie był - heh, wśród morderców wyłoniłby wielu takich amantów - mimo to chętnie, często i gęsto odbijał coraz cieplejszą piłeczkę. Uważaj kolego, bo w końcu ktoś przydzwoni Ci nią w ruchliwe gardełko. Nie żeby coś, jednakże mężczyzna tak to wszystko przeciągał, że w końcu padł ofiarą nieszczęśliwego spłynięcia śmietanki idealnie po tamtejszych okolicach. A Seong? To przecież nie jego wina i nie jego łyżeczka trzymana w cholernie smukłych palcach pacnęła odsłonięte ciałko. Nie ona także była umorusana słodką bielą, którą Koreańczyk szybciutko raczył spożyć dla pozbycia się wszelkich dowodów rzeczowych w sprawie. Znów ten ostentacyjny gest, pomruk i kokieteryjne zerknięcie, jakby okrężnymi ruchami po wgłębieniu łyżeczki raczył coś zasugerować. Na koniec kolejne oblizanie warg po calutkiej ich długości, a potem niewinne wsunięcie metalu prosto do środka.
- Ależ ja się nie zarzekam, a tylko zbijam. Ty za to się ubrudziłeś fajtłapo. - słyszalny ciumk po rzuceniu słów świadczył o ciężkiej pracy języczka. Gorący koniuszek musiał bardzo dokładnie oczyścić metal i o zgrozo, tylko wyobraźnia raczyła wiedzieć, jak mogłoby to wyglądać na czymś “innym”. Nie, nie, to wcale nie świadome zagranie, skądże znowu! Tak samo zupełnie przypadkowym mogło być niegrzeczne skojarzenie po wysunięciu i ponownym wsunięciu łyżeczki z niewielką ilością podkradzionego ciastka z warstewką lodu na powierzchni. Niektórym ludziom nie bez powodu zabraniano zajadać się w miejscach publicznych. Sposób w jaki robił to Koreańczyk pozostawiał wiele do... Życzenia...
- Nie jadasz? Szkoda sobie odmawiać, szczególnie gdy ktoś serwuje Ci je na prawdziwie eleganckim talerzu. – czarnowłosy nie bez powodu puścił towarzyszowi oczko. Chyba aż za dobrze wyłapał aluzję – ewentualnie został do kroćset spaczony nieczystymi wizjami z Chińczykiem w roli głównej. Nie jego to wina, wszak sam winowajca podsycał ogień, na którym stał garniec z wrzącą weń wodą. Toczona gra znacząco zmieniała tor i tylko sam Bóg wiedział, który jako pierwszy najzwyczajniej w świecie pięknie. Póki co kończyła się runda pierwsza i zaczynała druga. Status obu Panów uważam za względnie stabilny, przynajmniej do chwili wyciągnięcia kolejnych asów z rękawa. Geez, dajcie popcornu, bo coś czuję, że tych mieli w zanadrzu jeszcze sporo.
- Pewnie lubisz zajadać się owocami. – rzucił niewinnie po zaprzestaniu maltretowania biednej łyżeczki. Azjata odłożył ją idealnie wyczyszczoną na bok, a oswobodzoną w ten sposób ręką oczyścił tych kilka śladów spływających po smukłej kolumnie.
- Dzisiaj? Jutro? Piesek nigdzie się nie wybiera. – oczywiście, jeśli sam kusiciel wyrazi na to zgodę – na dotyk, tudzież spotkanie… Nie daj się prosić! Popatrz na te iskierki w oczach i paluszek wolno wiodący po kuszącym punkciku… Znaczy się merdający pełechaty ogon u słodziakowatego czworonoga.
- Lepsze są pokazy na żywo. – no a kiedy – o ile w ogóle – już zebrał to, co ostało się „tam”, wszystko ładnie zlizał. Tym razem Seong nie cackał się w subtelność, po prostu oczyścił koniuszek palca wskazującego na tak zwanym widoku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lepszy, a może po prostu ktoś przypominający ją? Nie było przecież żadną tajemnicą, że skrzywdzeni ludzie podświadomie szukali sobie partnera niepokojąco przypominającego tego, który złamał serce. W przypadku Greysona mieliśmy do czynienia z typowym wyparciem – nie będę się umawiał z kobietami, bo może nie daj najwyższy, jedna z nich będzie przypominała dawną wybrankę. Tylko… Czy właśnie tego w głębi duszy nie pragnął? Nie chciał oddać się wyjątkowo idealnemu uczuciu, połączonemu z błogością życia codziennego, kiedy mógł po prostu wrócić do domu, zmęczony po całym dniu pracy i ułożyć głowę na jej smukłych udach, ciesząc się, że może być blisko? Niby znał odpowiedź na to pytanie, a jednak bał się jej, przekonany, że życzyć sobie stałości byłoby grzechem. W końcu ewidentnie nie zasługiwał na nią, tak jak na świadomość, że w domu ktoś na niego czeka. Nie z obiadem, nie w idealnie posprzątanym mieszkaniu – wystarczyć mogły ciepłe dłonie, ujmujące zmęczoną twarz i głaszczące delikatnie policzki. Czasem chciał usłyszeć, że dał z siebie wszystko, że starał się na ile mógł i z pewnością zostanie to docenione. Zamiast tego w małym mieszkanku witała go przejmująca cisza, czasem może szum komputera. To dlatego coraz poważniej zastanawiał się nad adopcją zwierzęcia, choć wiedział, że skoro nie potrafi zająć się samym sobą, z pewnością nie jest zdolny do opieki nad innym żywym stworzeniem. Żaden towarzysz, nawet zwierzęcy, nie zasługiwał na bycie zapchajdziurą.
Wspomniana kokieteria, świadoma czy nie, zdawała się mocną stroną naszego pana Chińczyka, szczególnie, gdy druga strona z tak odważną bezczelnością odbijała wszystkie serwowane piłeczki. Widocznie kierowałeś się zasadą „oko za oko” – co, Jae? Nie mogłeś sobie darować kolejnych gestów, które nawet zmarłego przewróciłyby w grobie. Nie, żeby Greyson miał problem z żywotnością, o to nie należało się martwić. Zaciekawione oczy bowiem dokładnie śledziły subtelne ruchy, zmieniające się w wyuzdany spektakl. Gorący język jak na złość wodził po łyżeczce bardzo dokładnie – i co tu dużo kryć, z pewnością wpływał na wyobraźnię siedzącego naprzeciwko Azjaty. Tylko czemu tak uparłeś się, by w miejscu publicznym tak dosadnie testować jego cierpliwość? Przecież był ostatnio taki grzeczny, pomógł starszej Chince z naprzeciwka wnosić zakupy, przeprowadzał dzieciaki przez ruchliwe ulice – no cud chłopak! Czemu więc jakaś siła wyższa zdecydowała postawić mu na drodze jednego z piekielnych demonów? Prawdę mówiąc Greyson coraz bardziej miał ochotę na mało racjonalny gest w postaci wystosowania własnego zaproszenia do domu – lub na wyciągnięcie nieznajomego prosto na kontynuowanie tychże zaczepek w jakimś ustronnym miejscu. Nie chciał jednak uchodzić w prostacki sposób za faceta, któremu tylko jedno było w głowie. Powstrzymywał się więc jak mógł od ukazania zainteresowania, choć tak naprawdę wszystko widoczne było w głodnych ślepiach, niemal pożerających siedzącego naprzeciw Koreańczyka. Dotychczas łagodny szczeniak rzeczywiście ukazywał swoją drapieżną nutę, odsłaniając na światło dzienne wilczą naturę. Pytanie, co z tym faktem zrobi nasz pan domniemany policjant/fotograf.
- Powinieneś sam otrzeć – sprowokował, wyraźnie siląc się na kolejną zaczepkę. Nieczyste wizje? Zdradź chociaż jedną z nich, Greyson z pewnością byłby ciekawy, co takiego wymyśliłeś w tej swojej pięknej główce. Wiadomo było jedno – niech lepiej nie zatapia tak języczka w żadne wgłębienie, bo ktoś w końcu wepchnie mu do buzi kolejny kawałek placuszka, byle tylko uchronić oczy przed grzesznym widokiem.
- Widzisz, właśnie dlatego stosuję pewne wyjątki – wzruszył ramionami, ot, jakby chcąc podkreślić, że to przecież nic takiego. Dieta w końcu, wśród sportowców i atletów, bywała czymś świętym – na szczęście Shan nie należał ani do jednych, ani do drugich.
- Nie za dużo, bo mają dużo cukru, choć wisienek nigdy nie odmówię – uniesiona brew, przelotne spojrzenie, jakby chciał wyczuć reakcję. Za to dłoń wciąż umykała pod stół, bo rzeczywiście, słodkiemu pieskowi nie dało się oprzeć na długo. Pytanie, ile mogła trwać taka gra w ich wykonaniu? Póki skończą się napoje?
- Jutro chętnie, dzisiaj mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Byłbym już dawno po spotkaniu, gdyby nie zatrzymał mnie pewien nieznajomy z prawdziwie uroczym psiakiem – zaśmiał się Greyson, potem zerknął na telefon, na ekranie którego widniało już parę powiadomień o nieodebranych wiadomościach. Ach, byznes ys byznes, jak to mówią. Nie miał dzisiaj czasu na igraszki z fotografem – ale jutro? Czemu nie.
- Wiesz, zajęty ze mnie człowiek. Nie zawsze mam okazję wpadać do czyjegoś domu – a swoją drogą, musimy się lepiej poznać. Kto wie, czy nie jesteś seryjnym mordercą – ach te idealnie przewidujące przyszłość śmieszki… - Pokażesz mi niektóre ze swoich zdjęć? Tak żebym przynajmniej choć trochę wiedział, w co się pakuję – niepewny uśmiech, kompletnie uroczy na ustach Chińczyka. Nadmierna uwaga trochę go peszyła, więc nie wiedział, jak odnajdzie się przed aparatem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szukaj Ty radości, co to ból sprawiła niemiłosierny. Przeszłość nieustannie kroczyła z teraźniejszością, trzymając się nań zawzięcie, jakoby w pragnieniu uszczknięcia kawałka atencji. Błądził po bezkresnych polach zagubiony mężczyzna, który pragnął dla siebie szczerego szczęścia. Podświadomość igrała z nim nieubłaganie - przestroga zaś skutecznie odpychała od każdych drzwi napotkanych na drodze. Pyta samego siebie - dokąd iść, co zrobić? Jak się zachować? Żadna z nich – towarzyszek jego wyprawy – nie raczyła, choćby kiwnąć palcem i tak oto błędne koło ulegało zamknięciu. Dni mijały, następnie przechodziły w tygodnie, a z oczu powoli umykał dziecięcy płomień, co swym światłem zwabił dziś wyjątkowo swawolną Ćmę.
Będzie mu Tygrysem, Królikiem lub zwykłym Robaczkiem, jeśli tylko tego zechce. Ah... W istocie niegrzeczny był z czarnowłosego gagatek – On i jego wyjątkowo kapryśny charakterek. Publiczny podryw niespecjalnie uchodził za widok upragniony przez oczy osób trzecich. Z drugiej strony próba odmowy zerkania mieniła się żywym kłamstwem, bo czyż w tych kilku dwuznacznych chwilach nie mignęły skądś spojrzenia zaintrygowanych Pań? Nieskrywana w swej fascynacji płeć piękna aż wyła o więcej - co innego ta tylko z pozoru brzydsza – lepiej powiedzieć prosta. Społeczna dyskryminacja, z którą ktoś spotykał się na co dzień - a ponoć w Seattle panowała wolność wyznania. Oburzeni widokiem dwóch klejących się do siebie samców - pomyśleć, że para samic nie robiłaby na grupce innych większego wrażenia - bah, jak tamte dziewczęta w rogu, chcieliby móc zobaczyć więcej! Może to i lepiej, że Azjaci nie spotkali się w głośnym klubie? Kto wie, do czego by doszło przy tylu fizycznych zaczepkach i słownym śpiewie “WEŹ MNIE”. Wiecie, toalety znajdowały się nieopodal – tutaj zresztą też, ale heh... Kto normalny pozostawi przy stoliku osamotnionego pieska?
Zwierz aż rwał się na tylne łapki, byleby tylko skraść jak najwięcej czułych głasków. Jeden na łepku, drugi za uszkiem – nie zapominajmy także o miejscu pod pyszczkiem, gdzie wyrastał wyjątkowo mięciutki podszerstek! Gęsty niczym liście lasów Amazonii i do tego taki miły w dotyku – wierz mi stary, z tego włosia miałbyś wyjątkowo cieplutką i milusią podusię. Poproś, a może czworonóg się z Tobą podzieli, bo mimo iż miły jak muśnięcia promieni słońc Siedmiu Niebios, tak liniejący gorzej jak stosy wełny ze stada ogolonych owiec. Sprzątanie po nim stanowiło jedną z niewielu rzeczy, przez które z ust mordercy uciekały pojedyncze przekleństwa. Po co go właściwie adoptował? Zawsze lepiej oddać... Może takiemu Chińczykowi? Oby tylko nie skończyło się na posiłku ze smutno upieczonej psiny...
- Nic się nie bój, zadbam o gościnę i o to, abyś czuł się w “czyimś” domu wyjątkowo dobrze. - myśl przeszła w słowa, te faktem się stały. Przedmowa godna Yody – nie, nie, to tylko Jae i ten jego prowokacyjny ton oraz bezczelne przysunięcie się - w zasadzie to podejście wraz z telefonem, którego ekran uchylił rąbka tajemnicy. Tutaj plener, tam zbliżenie na wiewiórkę na drzewie, a dalej... Spójrz, to chyba widok zachodzącego słońca i to cyknięty z wyjątkowo wysokiego dachu! Ktoś tu na sprzęcie nie oszczędzał, a i odwagi mu nie brakowało, skoro potrafił wejść na takie szczyty. To, że po raz kolejny kusił samym przesuwaniem palca po śliskim ekranie... To, że za przyzwoleniem faktycznie starł i zlizał słodkawy ślad i że raczył znowu mruknąć, acz tym razem niebezpiecznie blisko czyjegoś ucha... Zabawa wilczą paszczą niosła ze sobą wiele radości i mnóstwa ryzyka, z którego kochany Króliczek niewiele sobie robił, bah, ewidentnie śmiał się drapieżcy prosto w pysio, jakby świadomie chciał go sprowokować do czegoś więcej: może dajmy na to do nadstawienia się na dalsze głasku, głasku, albo wsunięcia paluszka do wnętrza ust? Chińczyk zawsze też mógł spróbować zatkać go ciastem lub lizakiem. Strasznie je lubił.
- Postaram się też zakupić coś, co będziesz mógł jeść… Hm… Pewnie ananas co? Wisienek też nie zabraknie – jedną Ci nawet podkradnę. – o ile już tego w pewnym sensie nie zrobił… He, he, na samą myśl o słodyczy owocu Koreańczyk aż zwilżył wargi ust, a ponieważ NADAL był bardzo blisko… Wysoki sądzie proszę o uniewinnienie, przecież musiał w jakiś sposób pokazać swoje prace! To nie tak, że w trakcie wertowania specjalnie naruszał czyjąś przestrzeń prywatną. Było to niezbędne do zapisania rzeczonego adresu, pod który należało trafić na poczet ponownego spotkania z pieskiem i odbycia sesji. A tamto ostrożne muśnięcie mięciutkiego płatka ucha… To zwykły przypadek i wina psa – to on smyrnął palec ręki swoim puchatym ogonem.
- Pożegnaj się Wolfy. – rzucił na odchodne, samemu jeszcze dodając "do zobaczenia". Bez obaw, wszelkie opłaty za łakocie zostały już uiszczone.

z/t 2x

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszędzie biegiem, dosłownie! Jean miała czasem wrażenie, że nie potrafi zatrzymać się nawet na chwilę, a nawet jeżeliby chciała to życie skutecznie jej to uniemożliwiało, przypominając, że nie ma na to czasu. Właściwie była w ciągłej pracy - starała się i tak pracować jak najwięcej w biurze. Teraz dostała jednak karę od losu - i nie wiedziała za co - musiała przyzwyczaić się do nowego partnera. Dzisiaj jednak Walter miał nie psuć jej krwi, Jean chciała wyjść ze swoją siostrą na kawę. Tak przecież czasem też mogły wyjść z mieszkania i zjeść jakieś dobre ciacho. Kobieta dokończyła niemalże wszystkie swoje sprawy, ale niestety praca detektywa to nie standardowa praca od ósmej do szesnastej. Owszem, miała możliwość pieprznąć słuchawką, kiedy zadzwonił telefon. Nie mogła jednak sobie pozwolić na stracenie źródła dochodów. Tak to jest, kiedy postanowiła w swojej upartości kupić mieszkanie zanim odłoży wystarczająco dużo pieniędzy albo znajdzie faceta, z którym mogłaby zrobić zrzutkę. No, ale w końcu była kobietą samowystarczalną i niezależną. No teraz ta niezależność to jej bokiem wychodziła.
Pojawiła się w kawiarni na czas z torbą przewieszoną przez ramię i telefonem przy uchu, który skutecznie przytrzymywało ramie.Lawirując między stolikami, próbowała odnaleźć znajomą twarz. Ostatecznie jednak jedyne co jej się przytrafiło to przekleństwo do słuchawki i delikatne potknięcie się o odsuwające się właśnie (a raczej odsuwane przez kogoś) krzesło. Telefon wypadł, resztki kawy wylały się na jej bluzę. Świetnie...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/nk4YvMD.png">

Nerwowo przekładając w palcach wizytówkę, którą Brando wręczył jej przy ostatnim spotkaniu, biła się z myślami. W pierwszej chwili wcale nie zamierzała się z nim kontaktować. Minęły lata, od kiedy wystawił ją, nie pojawiając się w umówionym terminie na dworcu. Minęły całe lata, od kiedy wyleczyła się ze złamanego serca. W tym czasie wydarzyło się bardzo wiele – wróciła do skrzypiec, które jakiś czas temu ponownie porzuciła (w znaczeniu profesjonalnym), po raz kolejny ulokowała swoje uczucia w nieodpowiedniej osobie, przeżywała żałobę po śmierci siostry, założyła fundację … jej życie mknęło do przodu i absolutnie nie miała czasu na oglądanie się za siebie. Brando Thompson tworzył tylko i wyłącznie część historii; w dodatku taką, do której nie chciała (i nie zamierzała) wracać.
Dlaczego więc zdecydowała się napisać do niego krótką wiadomość, zawierającą datę, godzinę oraz miejsce spotkania? Gdy go zobaczyła poczuła, że czegoś jej brakuje. Wyjaśnienia. Domknięcia. Kilku słów, które pomogłyby jej raz na zawsze pożegnać się z powracającymi od czasu do czasu wspomnieniami. Kiedyś mężczyzna był dla niej bardzo ważny, a – niezależnie od upływu lat – o pierwszej miłości się nie zapomina; Vern przez cały czas nosiła tę upartą myśl gdzieś z tyłu głowy. Zdecydowanie nie była z tego powodu zadowolona.
Na miejscu pojawiła się nieco wcześniej, niż zostało wspomniane. Dlatego też, nie czekając na swojego towarzysza, zamówiła czarną kawę i zajęła jeden z wolnych stolików, z ulgą zauważając, że nie ma dookoła zbyt wielu osób. Czy to aby na pewno był dobry pomysł? Nie wiedziała. Prawdopodobnie, gdyby spytała Parkera, od razu by jej to odradził, aczkolwiek wolała podjąć decyzję samodzielnie. Niezależnie od wątpliwości, było już za późno, żeby się wycofać – dlatego zamiast wykręcić się i uciec, raz za razem zerkała w kierunku drzwi, czekając na przybycie Thompsona.
Ostatnio zmieniony 2021-02-26, 17:11 przez vern hartwood, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="tel0"> <div class="tel1"><div class="cname">- 3 -</div></div> </div> </div></table>

Wręczając dziewczynie służbową wizytówkę, wcale nie liczył na to, że ta zdecyduje się na telefon, a tym bardziej spotkanie. Ich przypadkowe spotkanie w kancelarii rozdrapało kilka starych ran, które przed laty uparcie starali się opatrywać, więc spodziewał się raczej, że napotykając go, przypomni sobie jak bardzo ją zranił i tę całą niechęć, która rosła w niej przez cały ten czas. Kiedy zaproponowała spotkanie, nie do końca wiedział czego się spodziewać. Spokojnej, dojrzałej rozmowy czy raczej chciała wyzbyć się całego żalu, który kumulowała w sobie przez dłuższy czas? Nie był jednak tchórzem i niezależnie od jej pobudek, postanowił przyjąć zaproszenie.
Thompson nie należał do punktualnych osób, jednak na miejscu zjawił się zaledwie minutę przed czasem. Nie chciał zgarnąć kolejnych minusowych punktów już na samym wejściu, więc starał się jak mógł by zdążyć na czas. Po wejściu do kawiarni rozejrzał się dookoła i kiedy dostrzegł siedzącą przy stoliku Hartwood, zerknął na swój zegarek by zrewidować czy aby na pewno się nie spóźnił. Przywitał ją ciepłym uśmiechem i odsunął krzesło na którym przewiesił swoją kurtkę. Zajął swoje miejsce i nie do końca wiedział jak powinien się zachować. Odkąd otrzymał od niej zaproszenie czuł się spokojny i wyluzowany, miał wszystko pod kontrolą. Teraz, kiedy siedział naprzeciw niej nie potrafił wydusić z siebie słowa. <br> — Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się twojego telefonu — zaczął w końcu, chcąc poznać powody dla których zdecydowała się na takie spotkanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zatem jest nas dwoje pomyślała, gdy podzielił się z nią pierwszą myślą. Zamiast jednak wspomnieć o tym na głos, obdarzyła go zadziwiająco ciepłym uśmiechem, rzuciła krótkie: - Cześć – i delikatnie kiwnęła głową na przywitanie. Nie zamierzała ponownie się wściekać i absolutnie nie planowała robić mu wyrzutów. Była osobą dojrzałą, która już dawno powinna zapomnieć o młodzieńczych problemach – i tak też planowała się zachować. Puścić to wszystko w zapomnienie. Minęło ile? Dziesięć lat? Ponad? Wracanie do przeszłości – przynajmniej pod kątem emocjonalnym – nie miało więc najmniejszego sensu. Jedyne, co chciała zdobyć, to informacje. – Napijesz się kawy? Mają też tutaj przepyszne ciasta. Koniecznie spróbuj szarlotki – rzuciła, odwracając głowę, by móc zerknąć na menu. Sama nie jadała w miejscach publicznych, a słodycze odrzuciła już wieki temu, aczkolwiek komentowanie jedzenia już dawno weszło jej w nawyk. W zamyśleniu sięgnęła po swoją kawę, na sekundę zapominając o tym, że wypadałoby się odezwać; ostatecznie to ona zwołała to spotkanie i to na niej, w tym momencie, skupiła się zapewne uwaga Brando. – Okej, więc … nie będę przepraszać za to, że byłam dość oschła przy naszym ostatnim spotkaniu. Nie spodziewałam się, że cię tam zobaczę – odparła, nachylając się nieco w jego stronę. Zaskoczenie oraz złość, która wcześniej znajdowała się zapewne w stanie uśpienia wzięły górę. – Uznałam, że dobrze będzie oczyścić atmosferę – dodała. Stanowczo tego nie przemyślała. Potrzebowała oczyszczenia atmosfery, o którym sama wspomniała? Nie, jeśli nie zamierzała kontynuować tej znajomości – a to, zdecydowanie, nie leżało w jej interesie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uspokoił się, kiedy przywitała go ciepłym uśmiechem. Nie był świadom tego jak bardzo mu go brakło na przestrzeni lat, dlatego odwzajemniając ten miły gest, wyszczerzył się ciepło i zajął swoje miejsce. Ostatnie czego pragnął to tego by chowała urazę i rzucała kąśliwe uwagi w jego stronę, dlatego wierzył, że uda im się dojść do porozumienia w cywilizowany, dojrzały sposób.
Tak, zamówię kawę i spróbuje też szarlotki, skoro tak ją polecasz — odparł, wychylając się i wzrokiem poszukując kelnerki, przyjmującej zamówienia po drugiej stronie lokalu. Nie był wielkim fanem słodyczy, jednak raz na jakiś czas pozwalał sobie na odrobinę łakoci, jak choćby kawałek ciasta do kawy czy baton w przerwie od pracy. — Wierzę, że nie spróbowałabyś mnie otruć — dodał żartobliwie i kiedy przy ich stoliku pojawiła się pani z notesem, zamówił kolejno kawę oraz dwie porcje szarlotki - dla siebie oraz dla niej. Nie przyszli jednak wymieniać się kulinarnymi doświadczeniami, dlatego zanim ponownie otworzył usta, pozwolił mówić brunetce. — Nie powinnaś mnie za nic przepraszać. Jedyną osobą, która powinna prosić o darowanie winy jestem ja ale też uznałem, że przypadkowe spotkanie w korytarzu to nie jest dobre miejsce na tego typu rozmowy — odpowiedział i oparł się o stolik, pochylając się w jej stronę. Może i minął szmat czasu ale uważał, że sprawa nie ulegała przedawnieniu i powinien złożyć jakieś wyjaśnienia, które pomogły by im poodmykać sprawy.
Nie chce szukać wymówek i zwalać wszystkiego na to, że byłem młody i przestraszony, bo w rzeczywistości było zupełnie inaczej — urwał i zwilżył językiem usta, próbując zebrać przemyślenia do kupy — Znaczy się tak było ale dałem ciała, bo postawiłem na karierę. Po upływie tego czasu wiem, że gdybym pojawił się wtedy na tym peronie, pewnie nie znalazłbym się tu gdzie teraz ale mimo wszystko szczerze żałuje — dokończył i zamilkł, kiedy kelnerka znalazła się ponownie przy ich stoliku z kawą oraz dwoma talerzykami z ciastem
Przepraszam, Vern. Nie tak powinienem to wszystko załatwić — dodał, kiedy dziewczyna w służbowym uniformie oddaliła się i zniknęła za ladą. Nie był dobry w przeprosinach i przyznawaniu się do błędów ale starał się. Był szczery i liczył, że Hartwood w jakikolwiek sposób to doceni.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”