WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Noce miały jeszcze jedną własność, wpisaną u któregoś z kolei punktu – gdzieś na nieskończonej liście charakterystycznego im cecho-zbioru. Zadanie; nasuwało się na myśl. Bo było to, w rzeczy samej, ich zadanie. Przyświecający cel, by uwydatnić wszystkie targające człowieczą duszą – i jego sumieniem – lęki. Te same, które tak bardzo bały się dziennego światła – i wzdrygały przed najlichszymi chociaż promieniami słońca. Lęki będące wampirami; ale nie krwią się żywiły, a energią. Siłą nie-mechaniczną. Siłą niemierzalną, ale… skończoną. Wyczerpywalną.
Siłą, by iść przed siebie – nawet pomimo kaleczonych podeszw stóp. Nawet pomimo tej kostki brukowej; pomimo kocich łbów wrzynających się w bose, nieozute niczym nogi. Siłą, by każdego dnia wstawać i uśmiechać się do nieznanych sobie ludzi. Siłą, by podawać rękę tym, którzy twojej ręki wcale nie oczekują; ani nawet palca. Siłą, by – po prostu – istnieć.
Tak. Celem nocy było również zdiagnozować nas samych, z precyzją najbardziej profesjonalnych doktorów – pozwolić, by dojrzeć własne bolączki i braki. Te strony marne i zniedołężniałe, które chowało się przed wzrokiem mas. W nocy zostawało się z nimi sam na sam. A zatem – ring wolny.
Pewnie, że możesz. Częstuj się. Nie jest to może ani najlżejsza, ani najszczęśliwsza lektura, ale na pewno otwiera oczy na parę spraw. W tym na poszukiwanie, chwytanie i, przede wszystkim, trzymanie się nadziei. – Przytaknął, dając jej jednocześnie zielone światło. Lubił tę książkę; lubił wierzyć w to niepopularne raczej przekonanie, że… każda forma destrukcji daje początek czemuś nowemu. I nawet jeśli życie obraca się w ruinę, tak w równowadze dla tej tragedii rodzi się nowy byt. Cel – powód, by wygrzebywać się z dna. Z tego przygnębiającego wąwozu niepowodzeń.
W podróży na szczyt nigdy – według bastianowej definicji – nie chodziło o to, by postawić na nim swoją stopę; stawką, o którą toczyła się cała gra, było zobaczyć świat z innej perspektywy. A ludzie, cóż – ludzie zapominali, że perspektywy są wszędzie. I tam, na dnie; ani krztynę mniej wartościowe od tych, po które gnamy ku górze. Chcesz poznać siebie? To musisz zahaczyć o pierdoloną sinusoidę. Dół i Góra. Góra – i Dół.
Czy kiedykolwiek zrozumiemy? Tę potrzebę, by przeżywać podobne noce? Jak zrozumieć innych i świat, i siebie? Hm. – Nim w ogóle udzielił odpowiedzi; Liane już mogła zapoznać się z jego opinią. Lekkie, zaprzeczalne kiwnięcie głowy.
Wiesz, mówią, że człowiek głupi się rodzi i głupi umiera. A ja obawiam się, że człowiek umiera głupszy, niż się rodzi. Bo z wiekiem pojawia się coraz więcej pytań, a odnajduje się coraz mniej odpowiedzi. I nawet te, które się znalazło, często okazują się błędne. Oto nie dość, że jest się głupim, to jeszcze do tego świadomym swojej głupoty. – Zaśmiał się, wzruszając ramionami.
Pamiętam ten jeden komiks Calvina i Hobbesa, na którym leżą pod drzewem. I gdzieś tam, na którymś kadrze, rozważają nad istotą życia. I potem Calvin stwierdza, że kiedy dorosną, to wszystko pewnie zacznie mieć sens. Wiesz co, Li? Tak sobie teraz myślę, że to była największa ściema mojego dzieciństwa. – Pomiędzy źrenicami chłopaka przeskakiwała ta chochlikowa iskierka żartu i niepowagi; tej lekkiej dłoni z jaką rysował w powietrzu gesty prześmiewcze wobec śmiertelnych i raczej mało zabawnych szarości życia.
To prawda. Życie nie miało większego sensu; było jak angaż w filmie, do którego nie dostało się scenariusza. Jedna – Wielka – Improwizacja.
Mam nadzieję, że jednak przyjdziesz do mnie przed tym „milionem”. Mimo wszystko wolałbym, żebyś zatrzymała się… nieco wcześniej. Jestem pewien, że ci się uda. Ale musisz obiecać mi jedno. Że jak już wszystko nabierze sensu – to znaczy, jak już wszystko się ułoży, to będę mógł Ją poznać! Przyprowadzisz ją tu i upewnię się, że ta biedna dziewczyna wie, na co się pisze! – Puścił przyjaciółce porozumiewawcze – i, miał nadzieję, wystarczająco pokrzepiające oczko.

Naprawdę wierzył w jej Szczęście. Że odnajdzie je; nawet jeśli dopiero wtedy, kiedy wygrzebie się ze swojego Wąwozu.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brakowało jej sił do kolejnych wspinaczek. Wzbijając się na kolejne szczyty by zaraz z impetem upaść na dno, podnosić się i wschodzić ponownie, traciła siły z każdym krokiem. Momentami traciła też i wiarę w sens, pozostawała sama i opuszczona na swoim osobistym wąwozie czekając, aż czyjaś pomocna dłoń wysunie w jej kierunku linę, która pomoże jej wzbić się choć odrobin wyżej. Ciągle tylko wyżej i wyżej, ciągle mocniej i szybciej, aż upadki zaczynały być nieznośnie bolesne. Im mocniej starała się dotrzeć wyżej, im więcej pokładała w sobie wiary, im więcej dawała z siebie sił, tym mocniej przychodziło jej potem spadać. Zaliczała sinusoidę chcąc jedynie na chociaż chwilę pozostać w punkcie zwyżkowym, nie musząc myśleć o wszystkich utrapieniach, chciała jedynie nacieszyć się tą ulotną chwilą szczytowania bez ponownego spadania na sam dół, z którego z każdym razem było coraz ciężej się podźwignąć. Momentami traciła wiarę, że kiedykolwiek przyjdzie jej stanąć na dłużej tam gdzie jest dobrze. Momentami myślała, że jedyne co jej przeznaczone to ten cholerny wąwóz, w którym uwiła sobie gniazdko. Nocami zaczynała wierzyć, że to gniazdko to jedyne co jej pozostało od życia. Może miała rację.
-Dzięki.- odpowiedziała natychmiastowo chowając książkę w zakamarki swojego plecaka. -Przywykłam do niezbyt szczęśliwych lektur. Takie wydają mi się bardziej... autentyczne. W każdych mimo wszystko, gdzieś w tle, da się odnaleźć to poszukiwanie nadziei, chwytanie się tego co pozostaje, choćby była to najboleśniejsza rzecz świata. Wiesz, nadzieja momentami przypomina żyletki.- a przynajmniej jej nadzieja zbyt często przypominała ostrza wpijające się w odsłoniętą skórę zrozpaczonych dłoni. Chciała wierzyć, że jeszcze kiedyś wszystko jej się ułoży tak jak to sobie wymarzyła, ale jedyne czego nauczyło ją dotychczasowe życie, to nie ufać własnym marzeniom. Marzeniom pięknym i onirycznym, takim, które z każdym kolejnym razem zwodziły ją na manowce.
Mimo tego nierozerwalnie wiązały się z tą felerną nadzieją na lepsze dni, na piękniejsze i spokojniejsze noce, w których snu nie będzie przerywało rozedrganie dłoni szukających w rozpaczaniu drugiej osoby. Osoby, z którą można by dzielić zarówno wzloty i upadki, dzielić tę cholerną sinusoidę życia.
-Myślę, że w życiu nie do końca chodzi o zrozumienie, wiesz? W końcu nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, że rozumie życie, że rozumie samych siebie. Nawet nie jestem do końca pewna co to znaczy rozumieć siebie. Niby znam swoje zachowania, schematy, potrzeby. Wiem, co czuję i jak to przeżywam. Ale chyba nigdy nie będę w stanie powiedzieć, że rozumiem sama siebie.- przerwała na chwilę by ponownie nachylić się nad kubkiem powoli wystygającej herbaty. Pozwoliła słowom Bastiana wybrzmiewać zanim się nad nimi pochyliła. Lubiła go słuchać, sprawiał, że czuła się trochę jakby znalazła swój drugi dom. Bezpieczny zakątek, w którym nikt nic od niej nie wymagał, nic nie oczekiwał, nie oceniał, a jedynie dawał wsparcie i rozmowę, której ostatecznie każdy człowiek potrzebuje. -Masz całkowitą rację. Z każdym rokiem czuję się coraz głupsza, a przecież to dopiero początek.- zaśmiała się krótko, jakby nie do końca śmiechem szczęśliwym, ale w pełni szczerym w swojej melancholii. Rodziła się głupia i naiwna, a umrze głupsza i naiwniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. -Trochę to straszne, że całe życie wmawia nam się, że dorosłość przyniesie odpowiedzi, nie sądzisz? A potem wszyscy lądujemy na kanapie, przy kubku czarnej herbaty i uświadamiamy sobie jak okrutnie i bezlitośnie nas okłamano.
Życie w pewien sposób składało się z nieustannych kłamstw powtarzanych sobie samemu i nawzajem innym. Wszyscy gubiliśmy się pomiędzy prawdą, a fałszem i jedynie w noce takie jak ta wybrzmiewała w pełni Prawda, jednak ranki niosły ze sobą powroty do kłamstw. Ranki agresywnie wyrywały z rąk nocny spokój i rozrzewnienie, wyrywały tęsknotę i smutki by w dłonie włożyć odpowiedzialność dorosłego życia.
- Masz moje słowo. Kimkolwiek Ona miałaby być poznasz ją jako pierwszy. Wątpię, że przyjdzie ci kiedykolwiek poznać Arianę, obiekt mych nieustannych westchnień i przyczyna tej niekończącej się tęsknoty, bo wątpię, że przyjdzie nam się jeszcze kiedykolwiek spotkać, ale może to i lepiej. Może niektórych sytuacji nie powinno się do końca rozgrzebywać. Może czasem warto zostawić sprawy tak jak są.- powiedziała nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo się myliła. Nie wiedząc, że już całkiem niedługo przyjdzie jej znów stanąć w cztery oczy z powodem tego całego zamieszania.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Książka była wprawdzie historią opartą głównie na zagadnieniach dotyczących narkomanii; powrotu do zdrowia (czymkolwiek ono było), rekonwalescencji w świecie, który zdawał się nie wybaczać błędów przeszłości. O walce o samego siebie. O odnajdywaniu sensu i o tym, że nie każdy otworzy oczy na tyle szeroko, by go dojrzeć. Tak – w kontekście dosłownym; była o narkomanii. Ale, zdaje się, w dzisiejszych czasach każdy miał swoje uzależnienia. A niektóre z nich, te trzymane nieco bliżej serca – miały nawet imiona.
Wbrew pozorom ćpanie, ciąganie „z gwinta” przed dwunastą czy nawet palenie papierosa – jeden za drugim, jak to się odbywało tutaj – teraz właśnie – niewiele różniło się od ekstatycznego wpływu emocji, jakie rozpychały się w myślach na dźwięk Tego Głosu. I każdy myślał teraz o Tym Głosie – i każdy przywoływał Głos inny (dla Liane był to Głos Ariany – dla niego; Czyjś Inny). Każdy miał przed oczami inną Twarz; innego Muzyka komponującego te dźwięczne aranżacje wychodzące nie spomiędzy ust, ale z rezonansowego pudła duszy. Głos, na którego tle bębniły zderzenia tak bliskich sobie – bliźniaczych niemal, serc.
Fakt. Czasami mam wrażenie, że któregoś dnia… tak, wiesz, za dziesiąt lat… obudzę się i zadam sobie pytanie, że jak to życie nie polega na podejmowaniu wyłącznie złych decyzji? Że w takim razie musiałem się kiedyś przesłyszeć, albo że ktoś nawciskał mi strasznego kitu. – Zaśmiał się. – Ale wiesz, jeśli złe decyzje prowadzą mnie do tego, żeby siedzieć teraz na tej kanapie przy kubku herbaty; i mam tą świadomość, że nie muszę siedzieć na niej sam, to… to znaczy, że jednak postąpiłem dobrze. Może nie słusznie, ale dobrze. Że z tymi złymi decyzjami też da się żyć i one nam czasami wychodzą nawet na lepsze. – Odetchnął, upijając łyk wspomnianego wcześniej napoju; czarnego jak noc tłocząca się mrocznymi kłębami za oknem. Wyeksponowana pięknie przez wysokość tej mieszkalnej bańki, w której się mieścili. W której na ułamek dnia pozwolili się dobrowolnie uwięzić – razem z demonami Nostalgii. – Ale to wszystko znowu perspektywy, no nie? W każdym razie, do czego zmierzam. Chyba lubię tę perspektywę. Jest całkiem w porządku – podsumował nieposegregowane dotychczas myśli. To, że dobrze było mieć taką Liane w swoim życiu.
„Może czasem warto zostawić sprawy tak jak są.”
Uśmiechnął się pod nosem. Możliwe. Możliwe, że miała rację; że czasami należało po prostu pogodzić się ze stanem rzeczy. Tymczasem Oni – lekomani, dla których proszkiem przeciwbólowym była wyłącznie myśl o przyszłości. Każdego dnia pozostająca za horyzontem realnych szans, czy choćby i najbardziej wyrozumiałego rachunku prawdopodobieństwa.
I właśnie dlatego uważam też, że niezależnie od tego ile jeszcze prób przed tobą; czy jedna, dwie, czy pół miliona, czy może nawet pęknie kilka baniek, to nigdy nie jest stracona sprawa. Ludzie to uparte bestie, Liane. Czasami nawet potrafią to dobrze wykorzystać. – Trącił ją lekko łokciem. – W każdym razie… trzymam cię za słowo. Chcę być absolutnie pierwszym. Choćbyś miała wpaść tu z nią w środku nocy. Tak jak dzisiaj. – Zebrał się powoli, dźwigając na równe nogi. „Złaź, Rufus”; i poczochrał najpierw po łbie tego przeklętego czworołapa – i taką samą czułością obdarzył czuprynę dziewczyny.
Zostaniesz? Wolałbym, żebyś nie wracała o tej godzinie sama. Przyniosę ci jakiś koc i poduszkę – rzucił, ale nie czekał na odpowiedź; po prostu ruszył w kierunku szafy.

// myślę, że możesz kończyć w następnym poście! <33

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatecznie oboje odnajdywali się w rolach narkomanów, lecz nie tych pochylających się nad kolejną równo usypaną kreską, czy tych uderzających opuszkami palców o płyn wypełniający strzykawkę, lecz tych, którzy nocami takimi jak ta pochylali się nad swoimi żałosnymi losami z utęsknieniem wracając do chwil minionych. Do chwil, które odejść powinny w niepamięć, a jednak uporczywie powracały wieczorami męczącymi i nocami ciemnymi oświetlanymi jedynie błyskiem latarni miejskich. Do chwil, które powinny zniknąć, a mimo to uporczywie pojawiały się na nowo i nowo w opustoszałym umyśle, który resztkami sił wbijał się hardo w przepływające przezeń wspomnienia. Wracali do momentów, które powinni zakopać w grobach, których nie mieli sił wykopać. Wracali do ludzi, którzy jednocześnie byli w ich życiu i żywi i martwi, jednocześnie dla świata w pełni sprawni, a dla nich wybrakowani przez ich absencję w ich życiu. Szukali głosów, których usłyszeć już nie powinni, głosów, które na zawsze już odeszły, choć nie mogli się pogodzić z wyrokiem wydanym przez los wierząc, że zawsze nie jest na tyle wiążące na ile brzmi.
- Myślę, że oboje obudzimy się któregoś dnia i usłyszymy od Mędrca Czasu, że okropnie się pomyliliśmy i w życiu jednak da się podejmować decyzje lepsze niż nasze, że gdzieś po drodze zbłądziliśmy i okropnie się pomyliliśmy.- odparła w pełni świadomości, że kiedyś czeka ją taki dzień, dzień sądny, w którym dowie się jak wiele zawiniła.-Ale mam gdzieś z tyłu nadzieję, że może faktycznie to my tutaj mamy rację, że może odkryliśmy sens życia i nawet nie zdajemy sobie sprawy. Bo dla mnie tym sensem nie są same decyzje jako tako, nie pomyłki podejmowane po drodze, a to do czego one prowadzą. A raczej do kogo. Do ludzi, z którymi można dzielić noce i jak dla mnie to najlepsze co można dostać od losu.- mówiła całkowicie szczerze w pełni doceniając obecność Bastiana w jej życiu mimo płynącej za nim melancholii i nostalgii, mimo ciężaru ich rozmów i atmosfery ich bytu poniekąd grobowej, doceniała, że ma go obok i, że choć teraz dzielą się smutnymi momentami, to kiedyś przyjdzie im dzielić wspólne radości.
Nachyliła się nad kubkiem już letniej herbaty by dopić jego zawartość. Niepohamowanie ziewnęła pozwalając sobie zostać zaatakowaną przez falę zmęczenia. Dopiero teraz jej ciało uświadamiało sobie ile drogi dziś przebyło, ile pracy wykonało, zarówno tej fizycznej na cmentarzu jak i psychicznej przy budowaniu grobu Ariany.
-Zobaczymy ile jeszcze tych prób zostało, ale myślę, że gdy przyjdzie mi wrócić w swoje białe cztery ściany to spróbuję po raz kolejny. Zobaczymy co z tego wyjdzie.- zdecydowała się nie wiedząc jeszcze, że zanim przyjdzie jej dokończyć ostatni z listów spotka osobę, o której tyle myślała w okolicznościach, których się zupełnie nie spodziewała. -Spokojnie, nie ukryłabym czegoś takiego przed tobą.
Pozwoliła sobie na kolejne przeciągłe ziewnięcie za ręką przytrzymywaną przy ustach. Rzuciła krótkie pardon jednocześnie głaszcząc spoczywającego przy nich Rufusa.
-Tak, jasne, chętnie zostanę.- odpowiedziała z uśmiechem przyjmując na dłonie podane jej przez Bastiana koce i poduszki. Nawet nie miała sił myśleć o powrocie do domu, choć znajdował się zaledwie parę klatek dalej. To nie była noc na spanie u siebie.

zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „132”