WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 21 — Zegarek na ścianie wskazywał dwudziestą pierwszą dwanaście, gdy dotychczas niczym niezmąconą ciszę przerwało głośnie trzaśnięcie drzwiami. Judah od razu wiedział kogo się spodziewać i czyja sylwetka za chwilę mignie mu w korytarzu, na który miał widok kręcąc się po swojej sypialni. Laurence. Laura nigdy wcześniej nie zachowywała się w ten sposób, a nikt inny poza nią i jej bratem nie miał aktualnie kluczy do tego mieszkania. Nikt inny, o kim sam Judah wiedział - nie miał pojęcia przecież, że po sytuacji ze swoją matką, dzięki której dowiedział się, że kiedyś, gdzieś dorobiła sobie za jego plecami swoje własne klucze, które teraz zajmowały specjalne miejsce w nocnej szafce Judaha, Rachel dalej miała zapasowy zestaw. Podobnie jak Johnatan. I Jacob. I zapewne każdy inny Hirsch, z którym dzielił nie tylko nazwisko, ale też geny.
Ale tu się nie pomylił. Kolejne dźwięki dochodzące z kuchni nie wskazywały ani na Rachel, ani na Laurę, ani na żadnego z braci Judaha. Dał więc Lance'owi chwilę zanim wyszedł z sypialni i bez używania słów, bez zdradzania, że też jest w domu, znalazł go stojącego przed otwartą i lekko oświetlającą całe pomieszczenie lodówką. Zapalił więc światło, najpierw jedno, potem drugie, i dopiero gdy najstarszy z nowego pokolenia Hirsch spojrzał w jego stronę, sam się odezwał, krzyżując stanowczo ręce na klatce piersiowej. – Te drzwi nic Ci nie zrobiły, nie musisz nimi trzaskać – jego głos wybrzmiał nadzwyczaj spokojnie, biorąc pod uwagę to jak niespokojnie wyglądał teraz Laurence. Ale tego już nie zauważył, swoją uwagę koncentrując na kartonie z mlekiem, z którego kolejna kropla właśnie wylądowała na podłodze. – To mleko też. Na litość boską, dziecko, idź może na siłownię zamiast wyżywać się tutaj? Dopiero co sprzątałem – o dziwo mimo zniecierpliwionego tonu głosu jeszcze nie zdążył się zdenerwować na tyle, by młodszego syna wyciągać siłą z kuchni i żądać jakichś wyjaśnień. Rozluźnił nawet ręce, wzrok przeniósł na stos naczyń w zlewie i nic sobie nie robiąc z obecności Laurence'a, żeby faktycznie argument dopiero co sprzątałem miał rację bytu, te których nie musiał umyć ręcznie przełożył do zmywarki. Dopiero gdy wszystko było już na swoim miejscu po raz kolejny spojrzał na młodego Hirscha, wiodąc za nim wzrokiem, gdy ten zamiast po sobie posprzątnąć podjął próbę niepostrzeżenie wycofać się do swojego pokoju za plecami Judaha.
A Ty gdzie? Nigdzie nie idziesz. Siadasz tu i mówisz mi o co chodzi – rzucił stanowczo, posyłając Laurence'owi pytające spojrzenie, choćby dlatego, że dostrzegł wreszcie, że coś jest nie tak. Sukces. – Słucham?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamknął oczy i odsunął od ust karton z mlekiem, którego zdążył pociągnąć jedynie łyk. Westchnął ciężko, bo ostatnie na co miał teraz ochotę, to konfrontacja z ojcem. Liczył, że napije się, weźmie jakąś przekąskę do pokoju i odetnie się od całego świata. Od świąt był niemrawy, ale ostatni tydzień to już apogeum jego złego samopoczucia. Poznanie Floriana było najgorszym co go spotkało w 2021, a minął zaledwie miesiąc. Wątpił jednak, aby coś miało to przebić. Facet ogromnie działał mu na nerwach i miał wrażenie, że ostentacyjnie dawał mu do zrozumienia, że Milah był J E G O. Próbował wciąż czasem sobie w głowie przetłumaczyć to wszystko, ale niestety robiło się coraz gęściej. Wiedział przecież, że odczuwał coś do swojego szefa. Nawet jeśli było to irracjonalne i głupie, to nie był w stanie pozostać na to ślepym. Nie po takim czasie, kiedy to wszystko rozrosło się do niebezpiecznego rozmiaru. Brunet oczywiście o niczym jeszcze nie wiedział, bo Laurence kisił wszystko w sobie, ale coś mu mówiło, że Florian chyba dostrzegał prawdę w jego oczach i to jeszcze bardziej go drażniło. Jakby tego było mało, cała ta sytuacja była po prostu nowa. Nigdy wcześniej nie przejawiał zainteresowania innymi przedstawicielami płci brzydkiej, a o tej nieudanej randce z Ashfordem, która była tylko wyjście na piwo, to już w ogóle wolał zapomnieć. Jeszcze nigdy nie zareagował taką paniką, kiedy ktoś mu położył dłoń na kolanie. Dobrze, że nikt znajomy tego nie widział, bo by się zakopał ze wstydu.
- Sorry - mruknął cicho, krzyżując spojrzenie z papciem. W głowie pojawiła mu się inna, mniej grzeczna odpowiedź, ale na ten moment potrafił się jeszcze ugryźć w język. Nie chciał konfliktu, nie chciał dodatkowego zmartwienia, nawet jeśli ojciec był wyjątkowo czepialski. Wypuścił powoli powietrze nosem, gdy poleciała druga uwaga. Spokojnie, Laurie, spooookojnie. - Nie widać - również dostrzegł naczynia w zlewie i tym bardziej odpowiedział mu już bardziej złośliwie. Te dwie kropelki mleka były wybitnie nieistotny, nikogo nie obchodziły i czy on naprawdę musiał teraz być tak drobiazgowy? Odłożył karton z powrotem, odpuszczając sobie wybór przekąski. Wolał być głodny niż narażać się na kłótnię ze starym. Ruszył więc do pokoju, ale zostało mu to uniemożliwione kolejną zaczepką. - Nie mam pięciu lat - rzucił, idąc dalej w swoim kierunku. Zatrzymał się jednak kawałek za kuchnią i westchnął, zerkając na moment przez ramię. - O nic mi nie chodzi, po prostu wróciłem zmęczony z pracy, a Ty tylko czekałeś żeby wyjść z pokoju i się doczepić o coś - no przykro mi bardzo, ale tak to właśnie wyglądało z jego strony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie czekał aż Laurence wróci do mieszkania, nie czekał na żadną okazję, żeby zwrócić mu uwagę. Nie o to chodziło. A przynajmniej tak Judah lubił sobie powtarzać. Naprawdę był aż tak złym ojcem, że już nawet we krwi miał ten okropny nawyk przyczepiania się? Nie zauważał tego, nie widział co robi? Przecież nie chciał taki być. Nie chciał kreować się na wroga numer jeden swoich dzieci, nie chciał być dla nich tylko tym surowym ojcem z zasadami, nawet jeśli od zawsze to on był tym bardziej stanowczym rodzicem, w tej kategorii zostawiając Liz daleko w tyle. Z drugiej strony nadal daleko mu było do idealnego ojca, który nie krzyczy zdecydowanie za często, nie zapomina, interesuje się i robi kanapki do szkoły.
Ale taki naprawdę nie chciał być.
Mimo to upór również miał we krwi, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, więc na nic zdał się komentarz Laurence'a, którym w tej sytuacji dolał tylko przysłowiowej oliwy do ognia.
Też mi się tak wydawało, ale czasem zachowujesz się tak, jakbyś tyle właśnie miał – na dobrą sprawę takie momenty miał każdy, a wytykanie tego było co najmniej nie na miejscu, jeśli samemu można było postawić sobie podobne zarzuty. Jednym zdaniem? Hipokryzja w czystej postaci. Czy w takim razie Judah też był hipokrytą, jeśli mając ponad czterdzieści lat przez ostatnich kilkanaście miesięcy swojego życia zachowywał się może nie jak pięciolatek, ale ktoś o co najmniej dwie dekady młodszy? Czy wystarczy wspomnieć, że to ten kryzys, o którym mówić, a już tym bardziej słuchać, nie chciał? – Uważaj na słowa, Laurence – w takich momentach Judah nie miał w sobie pobłażliwości i nic dziwnego, że ton jego głosu wybrzmiał znacznie ostrzej niż by tego chciał. A może podświadomie to miał właśnie na celu? Pokazać Laurence'owi, że z nim nie ma żartów i nawet w gorszych momentach powinien o tym pamiętać? Zupełnie tak jakby przykład prawie wydziedziczonego Taylora jeszcze tu nie wystarczał i nie był wystarczającym powodem dla którego warto ojca szanować. – Po prostu to posprzątaj, a potem rób sobie co chcesz – dorzucił, upierając się przy swoim, co wraz z obojętnością przebijającą się przez ton jego głosu mogło tworzyć przedziwny dysonans. – Chciałem z Tobą o czymś porozmawiać i może coś Ci zaproponować, ale skoro tak się zachowujesz, to sprawa raczej nieaktualna – a może tylko próbował wymusić na nim zmianę? I jakby w odpowiedzi na to właśnie pytanie nieznacznie wzruszył ramionami, wymijając Laurence'a w drodze do otwartego na kuchnię salonu, gdzie słowa dopiero co sprzątałem też nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknął jadowitym śmiechem i pokręcił lekko głową. - Bo rozlałem mleko? - zapytał z głęboko podszytą kpiną, którą kierował teraz w stronę ojca. Nie było to może rozważne z jego strony, bo doskonale wiedział jak męczące potrafiły być sprzeczki z papciem, ale nie był w stanie się powstrzymać. Judah aż sam się prosił, aby mu pyskować.
- Wooooo - wydał z siebie dźwięk, który miał imitować ducha i znów się zaśmiał w ten wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Odpuść Laurie, odpuuuść. Na jego polecenie zareagował od razu i przejechał stopą po podłodze, wycierając skarpetą te parę plamek, o które ojciec się doczepił. Chyba już starość go dopadała, skoro był tak drobiazgowy i traktował się tak przesadnie poważnie. Oczywiście nie miał zamiaru zgodzić się z Taylorem i przyznać, że Judah był najgorszy, ale no... dzisiaj niestety wolałby być team żaden rodzic. Na domiar złego pisała do niego jeszcze matka.... oszaleć było można. Tyle miał spokoju, wszystko koncentrowało się na rodzeństwie, a teraz nagle przypomniało im się o nim? Wolał kiedy robił swoje, a oni byli zbyt zajęci, aby mu zawracać gitarę. - No i zajebiście - rzucił za nim i sam również ruszył do pokoju. Jeśli staruszek myślał, że go czymkolwiek przekona swoim szantażem emocjonalnym, to się grubo mylił.
  • zt

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”