WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Spotkanie z zarządem było czymś niezwykle inspirującym choć jednocześnie potrafiło człowieka zmęczyć. Enzo wiedział o tym doskonale, dlatego kiedy tylko rozmówił się z Elizabeth na temat oddania jej stażystki (do czego nie dopuści), powrócił do swojego gabinetu.
Dokładnie miesiąc temu "awansował" Pannę Parker, która powinna być wdzięczna za możliwość nabywania nowych umiejętności przy współpracy z tak znamienitą osobą jaką jest on sam. Nie traktował jej źle. Dawał zadania które powinny rozwinąć jej kompetencje na zadowalający poziom. Nawet zaparzanie kawy szło jej coraz lepiej. Mleczko nie było spienione odpowiednio, ale smak był nienaganny, to trzeba przyznać.
Przeglądał dokumenty które Mel akurat dostarczyła.
- Za drzwiami czeka Layla, wpuścić ją? - bo mimo wszystko, szef wszystkich szefów musiał mieć też swój czas aby pomyśleć, a nie tylko wydawać polecenia.
- Tak. - kobiety minęły się w drzwiach a on uśmiechnął się szeroko do ciemnowłosej. - Dzisiaj nasza miesięcznica. - oj widział jak powstrzymuje się przed kolejną ciętą ripostą w jego kierunku. Bawiło go to niezmiernie, ale póki tutaj pracowała była jego pracownicą i mógł z nią zrobić wszystko. No przynajmniej w teorii!
- No nie mów, że praca u mnie nie sprawia Ci przyjemności. Byłoby to nieuprzejme. - oczywiście nawiązywał do ich pierwszej rozmowy w tym gabinecie. Postawił parafkę na pierwszej kartce po czym poprawił krawat, który lekko się zagiął. Wstał od stołu i spojrzał na Laylę. Zlustrował ją od góry do dołu. Trzeba oddać jej to co królewskie - była smacznym kąskiem. Jej ubrania zawsze szykowne, ale niezwykle uwodzicielskie... działające na wyobraźnię. Ciekawe i ilu facetów w firmię się już do niej śliniło.
- Masz może ochotę usiąść? - pokazał na kanapę, ale zaraz zerknął na zegarek. - A nie... przecież spieszysz odebrać dokumentacje od Rancorna z działu komunikacji z klientem. - popukał w cyferblat. - Zależy nam na czasie. Pamiętaj o tym - puścił do niej oczko po czym podał jej jakiś dokument. Wyglądał na bardzo ważny. - To do szefa ochrony, znajdziesz go zaraz przy głównym wejściu. Dziękuję. - powiedział automatycznie po czym skarcił się w myślach. Musi z tym przestać!
-
Właśnie kończyła przygotowywać dla niego kawę, gdy dostała wiadomość od Elizabeth: Nie udało się. Powodzenia. Zacisnęła mocno powieki, po czym nałożyła na usta uśmiech i ruszyła w stronę gabinetu Gomeza. Czekała cierpliwie, a kiedy pozwolono jej wejść, położyła ciepłą kawę na stoliku szefa, witając się z nim. – Dzień dobry, Panie Gomez – rzuciła uprzejmie, a kiedy usłyszała słowo miesięcznica spojrzenie Parker zaczęło rzucać pioruny. Myślał, że nie zdawała sobie z tego sprawy? Liczyła każdy dzień tej męczarni! Wiedziała jednak, że lepiej trzymać przy tym lalusiu język za zębami. Dlatego na ustach brunetki ponownie pojawił się uśmiech. – Wręcz przeciwnie, Panie Gomez. Sprawia tak wielką przyjemność, że nawet nie zwróciłam uwagi, że minął już miesiąc – kłamstwo ukryte pod uroczym tonem i uśmiechem. Wewnetrznie własnie dusiła go w myślach.
Z torturowania Gomeza w myślach wyrwał Laylę jego własny głos. Spojrzała na niego zaskoczona, gdy zaproponował jej, żeby usiadła. Zazwyczaj kazał jej stać – nawet jeśli omawiali jego grafik na dany dzień. Był zwyczajnym dupkiem i właśnie to powinno powstrzymać ją przed postawieniem tego cholernego, pierwszego kroku. Kroku, po którym usłyszała, że nie ma czasu na wygrzewanie jego kanapy. No, gdyby mogła, to udusiłaby go tu i teraz! Zależało jej jednak na pracy, dlatego jedynie uśmiechnęła się sztucznie. – Jak mogłabym zapomnieć – stwierdziła, wbijając mordercze spojrzenie w dokumenty, które jej podał. – Oczywiście. Gdyby potrzebował Pan czegoś jeszcze... – nie zdążyła dodać, bo już słyszała jak krztusi się kawą. – Coś nie tak? – zapytała, udając zaniepokojoną.
-
Podobne myśli przewijały się w głowie Panny Parker, ale on na szczęście tego nie słyszał. W drugą stronę, gdyby jednak Layla zaryzykowała i faktycznie wspomniała o tym określeniu w jego obecności, świat by się nie zawalił. Każdy pracownik mógł mieć swoje zdanie. Nie leży w jego interesie grzebać ludziom w głowie. On robi swoje i nikogo nie udaje. Jeśli się to komuś nie podoba i szuka czegoś innego, zawsze może poszukać innej pracy. Lecz na tym chyba dziewczynie zależało.
Przyjął jej słowa, choć czuł nutkę fałszu w tym uśmiechu i tonie. Nie drążył jednak tematu pastwiąc się nad nią w inny sposób. Dokumenty same się nie zaniosą a on przecież nie będzie biegał po korytarzu swojego imperium. Cesarz, pan i imperator powinien być w jednym wiadomym miejscu, gdzie w razie palącego się Rzymu, zgłoszą mu to natychmiast.
Wziął w dłoń kawę i upił łyk. Jednak nim napój do końca zleciał przez gardło do żołądka, zaczął się krztusić.
- Jasna cholera. - warknął, ponieważ doskonale odczuł sól w swoim napoju. Jak to możliwe? Proste. Widział w tym jedno działanie i to do tego zamierzone. Zawołał Mel, która pojawiła się w mgnieniu oka i zabrała kubek z jego biurka. - Nie dodałaś mleczka, ale to ujdzie. Skąd sól w kubku? - spojrzał na nią pytająco a potem westchnął. Oj, oduczy ją takich dziecinnych zachowań. - To po drodze jak będziesz jechać to kup mi jeszcze kanapkę, z jajkiem, avokado i ostrym sosem. - nie miała trudnego zadania. Na pewno da sobie radę i oby lepiej niż z kawą.
Usiadł z powrotem za biurkiem i wyjął miętówki. Wrzucił jedną do buzi i spoglądał jak Layla opuszcza jego gabinet. Czy ona na peeno tutaj pasuje?
-
Odetchnęła z ulgą, kiedy przyjął kłamstwo, które mu sprzedała, bez żadnego węszenia, czy przypierania do ściany. Brakowało jeszcze tego dzisiejszego poranka. Wystarczyło, że już zdążył zacząć się nieciekawie i musiała biegać w środku zimy w Seattle bez rajstop! Kiedy więc dostała dokumenty i resztę rozkazów od pana i władcy z radością miała zamiar opuścić gabinet króla królów. Przynajmniej przez jakiś czas nie będzie musiała oglądać tej irytującej twarzy, która właśnie się krztusiła. Przyjrzała się Enzo uważniej, nie wiedząc o co chodzi. Czyżby kawa była za gorąca? To chyba nie to. Co niby znowu zrobiła źle? Z trudem powstrzymała się przed wywróceniem oczami, gdy przywołał Mel i oddał dziewczynie kubek. – Sól? – zapytała zaskoczona i Chryste! W ostatniej chwili powstrzymała się przed zaśmianiem. Musiała jednak przyznać. Nieświadomy żart, ale wyszedł idealnie. Dlaczego nie pomyślała o tym wczesniej? Ano właśnie! Bo zależało jej na pracy. Dlatego zaraz dodała szybko. – Przepraszam, musiałam przypadkiem pomylić pojemniki – powiedziała. – Nie powtórzy się to więcej – oznajmiła, by zaraz potem kiwnąć głową. – Oczywiście, Panie Gomez – rzuciła i już jej nie było. Zamknęła za sobą drzwi, wymieniła porozumiewawcze, odrobinę rozbawione spojrzenia z Mel i zniknęła tak szybko, jak wiatr. Załatwiła wszystko, o co panicz ją prosił. Zostało ostatnie zadanie, kupienie kanapki. Zjechała więc windą na odpowiednie piętro. Kupiła dokładnie taką, o jaką ją prosił, jak i kawę dla siebie, a potem ruszyła do paszczy lwa. Gdy znalazła się przy gabinecie Enzo, nie dostrzegła Mel. Prawdopodobnie wyszła na lunch. Sama Parker umierała z głodu. Najpierw jednak obowiązki. Zapukała więc do drzwi, a gdy usłyszała proszę, weszła do środka i... ręce dosłownie opadły brunetce. Jej spojrzeniu ukazał się uśmiechnięty Gomez, który jadł już swój lunch. – Proszę uważać na krawat. Mamy dzisiaj napięty grafik, nie będę mieć czasu biec na zakupy – rzuciła pasywno-agresywnie i... zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do kanapy naprzeciwko tej, na której rozsiadł się Lorenzo i usiadła na niej. Położyła swoją kawę na stoliku i rozpakowała kanapkę, którą ugryzła. – Dobra – przyznała, ignorując pytające spojrzenie Gomeza. – Przyznam otwarcie, że się nie spodziewałam – uśmiechnęła się łobuzersko.
-
- Mam taką nadzieję. - powiedział niby zniesmaczony, jednocześnie w głowie analizując co zrobić w zamian aby się odegrać. To jest gra psychologiczna, w której on miał sporą przewagę na innymi. Jego pozycja zapewniała mu brak sprzeciwu i potocznego podskakiwania. Cwaniaczek z niego wielki i pomysł sam wpadł, co zrobić aby dziewczyna nielubiła go bardziej.
Rozdzielił jej zadania, co by na pewno się nie nudziła pod jego opieką. Były kompletnie nie związanego z jej działem, ale przecież nie musiały być. Powinna nauczyć się wszechstronności którą on pozwoli jej zdobyć!
Kiedy wyszła zawołał Mel, która pojawiła się z kawą, wspominając coś o spotkaniu które się szykuje z nowymi inwestorami. Przyda mu się ktoś z działu prawnego... czyżby to była szansa dla Parker? Być może... to się jeszcze okaże.
Nie spodziewał się, że asystentka będzie pamiętać o lunchu. Przyniosła mu dokładnie tą samą kanapkę, po którą posłał Laylę. Chciałoby się powiedzieć jedno - ups, ale no cóż, przecież nie odmówi. Później zapewne rzuci coś o punktualności i szybkości wykonywania jego poleceń. Podziękował kobiecie, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie. Właśnie rozpakował kanapkę i ugrył pierwszy kawałek, kiedy do gabinetu weszła ciemnowłosa. Uśmiechnął się do niej.
- Spokojnie, dzisiaj wziąłem zapasowy, jest w moim Ferrari. - puścił jej oczko, ale nie spodziewał się, że zaraz usiądzie z nim tutaj i tak bezczelnie zacznie zjadać kanapkę, która była dla niego przeznaczona.
- Że jestem tak łaskawy i pozwolę Ci zjeść ze mną lunch? Nie ma problemu. - wgryzł się w bułkę i popił kilkoma łykami kawy. - I tak na przyszłość, zadbałem o to aby sól nie stała blisko cukru. - i będzie to skrupulatnie sprawdzał, a raczej kazał sprawdzać swoim podwładnym.
Przyglądał się dziewczynie zastanawiając co tak naprawdę przyciągnęło jej uwagę aby zatrudnić się u niego. Co do wypłat, ustalał je jeszcze jego ojciec, także zapewne nie były to kokosy. Z zamyślenia wyrwał go telefon który rozbrzmiał w gabinecie. Podszedł do biurka i odebrał go.
- Tak wiem Elizabeth, że macie kocioł w związku z ostatnią umową i przydałaby się wam pomoc. Wierze w Ciebie, dacie radę. - rozłączył się, bo wiedział co będzie dalej - rządania oddania jej stażystki. Enzo wrócił na kanapę i spojrzał na dziewczynę.
- Jak widać Ella bardzo Ciebie ceni... zupełnie jak ja - i nie żartował, mówił to całkiem serio, choć mogła to różnie odebrać. - Chcesz uczestniczyć jako doradca prawny w negocjacjach z inwestorem? - spytał ni z gruszki ni z pietruszki, widząc jak oczy jej się zaświeciły. Czyżby propozycja była bardzo kusząca?
-
Ktoś uczył się na błędach. Mruknęła w myślach, ale swojemu ukochanemu szefowi posłała jedynie uroczy uśmiech. Zaraz potem przemierzyła dzielący ją dystans od kanapy i rozsiadła się na niej wygodnie. Czy było to bezczelne z jej strony? Zdecydowanie. Nie przejmowała się tym jednak w tej chwili. Nie zwolnił jej za pierwszym razem, nie zrobił tego po posoleniu jego kawy – przypadkowym, ale szczerze wątpiła, że w to uwierzył. Nie sądziła więc, że zrobi to teraz. Pracowali ze sobą już od miesiąca. Na pewno zdążył zobaczyć, że była dobrym pracownikiem. Parzenie kawy może nadal nie wychodziło brunetce idealnie, ale każde inne zadanie, które jej powierzył, wykonywała bez mrugnięcia okiem i w nienaganny sposób. Uczyła się szybko i była sumienna. Była dobrym dodatkiem do zespołu, jeśli tylko był w stanie to zobaczyć.
- Tak, dokładnie o to mi chodziło. Dziękuję – rzuciła, sięgając po swoją kawę, której się napiła. Prawie się nią zakrztusiła, kiedy wspomniał o soli, dlatego zasłoniła usta i odkaszlnęła lekko. – Przezornie, ale rozmawia Pan ze studentką prawa, swoją drogą bardzo dobrą. Nie robię dwa razy tych samych posunięć, nawet jeśli były przypadkowe – powiedziała, odkładając wolno kubek z kawą na stolik i przyglądając mu się uważnie. Wyprostowała się następnie i oparła o kanapę, by wziąć kolejnego kęsa kanapki. Nie powędrowała wzrokiem za Lorenzo, gdy wstał odebrać telefon. Była zbyt zaskoczona, że zrobił to sam, a nie nakazał jej odebrania połączenia. Słuchała uważnie wymiany zdań z Elizabeth i zacisnęła usta w wąską kreskę. Drań.
Zerknęła na niego, mrużąc lekko oczy. Cenił ją? – Zabawnie to Pan okazuje – przyznała szczerze, ale w jej slowach nie było złośliwości. Raczej nutka zmęczenia. Odłożyła kanapkę na stolik i sięgnęła po kawę. Nagle jakoś straciła apetyt. Jednak wtedy wspomniał o spotkaniu. Spojrzała na niego zaskoczona, a w oczach faktycznie pojawiły się ogniki zainteresowania i ekscytacji. Niemniej, Layla szybko przypomniała sobie, że mogła być to jedynie jedna z gierek Gomeza, żeby zajść jej za skórę. Ugh! – Spotkanie jest o drugiej – znała jego grafik na pamięć, tak! Musiała jednak, żeby wiedzieć, gdzie go odnaleźć, bo lubił nie odpowiadać na jej wiadomości. – Musiałabym się przygotować i... czy to test na sprawdzenie, czy mam wygórowaną ambicję? – zapytała wreszcie, bo byłaby w stanie się przygotować, gdyby zaczęła czytać dokumenty dosłownie w tej sekundzie. Nie dało się jednak ukryć, że posiadał w swoim rękawie lepsze asy od niej. W co on pogrywał?
-
Dlatego wyszedł z tak poważną propozycją. Nie owijał w bawełnę, chciał zobaczyć jak pracuje z prawdziwym klientem i czy nie zachamował jej ambicji aby być najlepszą w tym co robi.
Na jego twarzy pojawił się delikatny i to aż szok - szczery uśmiech.
- Wiesz jeśli nie chcesz znajdę kogoś innego. - wzruszył ramionami, ale doskonale wiedział po tym co zdążył przeżyć z nią w ten miesiąc, że podejmie się wyzwania. Miała tylko kilka godzin na przestudiowanie dokumentacji, sprawdzenie inwestora oraz rozpisanie kruczków prawnych. Da radę! On w nią wierzy. Wstał z kanapy, przeszedł przed nią i przysiadł na stoliku odpinając guzik marynarki. Mogła teraz dokładnie mu się przyjrzeć i poczuć wodę kolońską jaką używa. Wręcz kręciło w nosie od niej. - Taka okazja może się już nie zdarzyć. Chyba że wolisz w tym czasie kiedy ja będę rozmawiał z inwestorem uczyć się pod okiem Mel robienia dobrej nieposolonej kawy. - taka opcja też istniała. Dawał jej wybór, teraz ona musi podjąć decyzję. Uszczypliwość co do jej pomyłki była świadoma. Nie mógł tego ot tak puścić w niepamięć.
Dał jej czas na zastanowienie wracając na kanapę i kończąc kanapkę. Dopił kawę i uśmiechnął się.
- No więc? Mam zawołać Mel? - bo zapewne asystentka czekała na wiadomość dotyczącą osoby z działu prawnego która będzie dzisiaj uczestniczyć z nim w spotkaniu.
-
Zmylił ją szczery uśmiech na twarzy Lorenzo. Chyba widziała ów po raz pierwszy. Był zupełnie odmienny od tych zdawkowych uśmiechów, którymi obdarzał wszystkich dookoła. Zapatrzyła się więc dłużej, niżby wypadało, na twarz swojego szefa, zapominając odpowiedzieć na jego słowa. Z zawieszenia wyrwały studentkę prawa kolejne słowa Lorenzo. Stanęły one dziewczynie na odcisk. Nawet jeśli węszyła tutaj jakiś podstęp, nie było opcji, aby wycofała się w tym momencie. Uśmiechnęła się więc łagodnie i sięgnęła po swoją kawę oraz kanapkę. – Nie będzie to konieczne. Widzimy się na spotkaniu o drugiej, Panie Gomez – powiedziała, wstając z kanapy. Rzuciła mu jeszcze jedno spojrzenie, ale zamiast powiedzieć cokolwiek, odwróciła się i wyszła z gabinetu. Pędem pobiegła wręcz do windy. Nie miała, ani chwili do stracenia. Kiedy winda zatrzymała się na jej piętrze, wpadła do niej jak burza i nacisnęła odpowiedni przycisk. Zaczęła już w jej wnętrzu zacząć wyszukiwać potrzebne jej informacje na telefonie. Wypadła z windy równie szybko, jak się w niej znalazła i pospiesznym krokiem ruszyła do swojego pokoju. Odłożyła wszystko, co miała w rękach, włączyła komputer i zaczęła przygotowania, ignorując każde słowo, które padało w jej kierunku. Nie miała czasu na pogaduszki i nawet nakleiła karteczkę na tyle swojego monitora z podobną informacją. Stażyści, którzy z nią siedzieli, nabijali się, że Gomez znowu próbuje wyssać z niej życie. W tym momencie jednak nie odpowiadała na ich żarty. Dostała bowiem wręcz życiową szansę od Pięknego Drania. Kto by pomyślał, że jednak miał serce. Pracowała więc w skupieniu, a kiedy zamknęła teczkę z potrzebnymi dokumentami była 13:50. Idealnie. Z tą myślą wstała od biurka, zabrała potrzebne rzeczy i ruszyła na odpowiednie piętro na spotkanie. Weszła do sali konferencyjnej. Nie było w niej nikogo. Wzięła głębszy wdech i żeby uspokoić nerwy zaczęła sprawdzać, czy wszystko jest gotowe. Była tak skupiona, że kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, podskoczyła lekko. Zerknęła w tamtą stronę i zobaczyła Gomeza. – Wszystko gotowe – powiedziała, przesuwając tacę ze szkłem i wodą na biurku. Zerknęła na zegarek. Była 13:58. – Lobby? – zapytała, bo przecież musieli odebrać klientów przy głównym Lobby, nikt nie miał prawa plątać się po firmie bez celu.
-
- Do zobaczenia Panno Parker. - powiedział z uśmiechem, po czym odprowadził ją wzrokiem. Widać było, że zaintrygował ją tym zadaniem. Miała niewiele czasu na przyswojenie wszystkich informacji, ale podejrzewał, że to pikuś.
Ella uniosła wyżej brew widząc jak Layla wpada do siebie. Czyżby Gomez już jej odpuścił. Szczerze w to wątpiła dlatego, zamiast pytać sama udała się do jego gabinetu.
- Mogę wiedzieć co Ty za zadanie dałeś Parker? - podpytała wchodząc bez żadengo wcześniejszego pozwolenia od jego asystentki. Czuła się na tyle pewnie w firmie, aby zrobić coś podobnego. Ktoś inny już by całował klamkę.
- Będzie dzisiaj ze mną na spotkaniu. Wygryzła Cię. - zaśmiał się, opierając o oparcie skórzanego fotela. - Zobaczymy czy jest taka dobra jak mówisz. Będę ją uważnie obserwował. - poprawił mankiet marynarki i spojrzał na kobietę. Nie wyglądała na zadowoloną, ale nic nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie, mijając w wejściu Mel.
- Tu jest reszta dokumentów. - rzuciła pospiesznie i wyszła z gabinetu. Lorenzo w tym czasie zadzwonił w kilka miejsc. Rozwiązał spór dotyczący podwyżki osób z działu technologicznego i był gotów aby znaleźć się oko w oko w inwestorem. Przeszedł do sali konferencyjnej z czarną teczką na dokumenty. Zauważył tam czekającą już Laylę.
- Przed czasem... to się szanuje. - po czym pokiwał głową. Musieli zejść po swoich gości.
Mustafa Khalif-al Saher okazał się być nikim innym jak dubajskim szejkiem, który szukał możliwości na rozwój swojego pienięznego imperium. Angażując się w produkcję broni miał dostać, rownież kilka procent zysków, zaś dzięki jego pieniądzom, Gomez Industries będzie mogło rozwijać coraz to nowsze technologie. Obupulna korzyść. Tak się przynajmniej mogło wydawać.
- Widzę, pewne uchybienia. - powiedział szejk przeglądając dokumentacje, która była też prawną podstawą do zawarcia umowy. Pokazał w których miejscach oczekując wyjaśnień. Miały one nadejść od radcy prawnego jego firmy. Lorenzo spokojnie czekał, a kiedy zauważył, że Pannę Parker lekko zmroziło, położył dłoń na jej udzie.
Delikatnie ją miział, jakby w ramach uspokojenia. Przecież nic złego się nie stało.
- Chcieliśmy dostępności do Państwa broni również w Dubaju. Dlaczego nie jest to możliwe? - spytał spoglądając na ciemnowłosą. Kruczki prawne, to czaaarna magia, dlatego Enzo robił jedynie to co najlepiej potrafi - wyglądał i pomagał się odprężyć swojej podwładnej.
-
Spotkanie biegło swoim torem. Spokojnie i bez większych wybojów. Layla zdążyła się odprężyć i to właśnie wtedy usłyszała pytanie od szejka. Znała odpowiedź. Znała ją świetnie. Było to jak podstawy podstaw. Niemniej, nagle zamarła. Nie była pewna dlaczego. Nie obawiała się mężczyzn z władzą. Udowodniła to miesiąc temu, pyskując swojemu nowo poznanemu szefowi. Jednak sposób w jaki szejk z Dubaju wypowiedział te słowa, które wręcz echem odbiły się od ścian ogromnej, szklanej sali konferencyjnej sprawiły, że Layla na moment poczuła się nie na miejscu. Była w końcu stażystką. Wiele jeszcze pracy przed nią i zdobywania doświadczenia. Nie powinna była tutaj się znajdować… Z panicznego biegu myśli wyrwała ją dłoń Lorenzo, którą poczuła na udzie. Wzięła głębszy wdech, czując jak zalewa ją fala ciepła i spojrzała na Gomeza. Poczuła, jak porusza kciukiem po jej udzie i w dziwny sposób przywróciło to równowagę dziewczyny. Spojrzała na inwestora, uśmiechając się łagodnie.
- Zgodnie z prawem działającym w Stanach Zjednoczonych, nie jesteśmy w stanie bezpośrednio dostarczyć broni do Dubaju. Kruczek nie został więc zawarty w umowie. Pracujemy jednak nad porozumieniem z jednym z Europejskich krajów. Kiedy sprawa zostanie zamknięta, dostarczone zostaną przez nich wszelkie potrzebne dokumenty – wyjaśniła spokojnie. Odrobiła swoją pracę domową. Na sekundę jednak zabrakło jej pewności siebie. Nigdy nie pomyślałaby, że odzyska ją dzięki Gomezowi. Nigdy!
Okazało się, że inwestorowi podobna opcja odpowiadała. Spotkanie zostało zakończone pomyślnie, a oni pożegnali się z klientem pewni, że będzie to owocna współpraca. Kiedy Layla została sam na sam z Lorenzo, założyła pasmo włosów za ucho. - Dziękuję - odchrząknęła cicho. - Za tę możliwość i... wsparcie - miała na myśli jego dłoń na swoim udzie, co raczej profesjonalne nie było, ale nie mogła zaprzeczyć, że zadziałało.
-
Zakończyli spotkanie uściskiem dłoni i zrobieniem pamiątkowego zdjęcia na które nalegał ich nowy znajomy. Lorenzo nie miał nic przeciwko, dlatego ustawili się ładnie, a nastrępnie Mel odprowadziła gości, bo poza szejkiem pojawiło się również kilka osób z jego świty.
Dziwnie było usłyszeć z ust Layli słowo dziękuję, jednak spisała się i to trzeba jej przyznać. Mając tak mało czasu, przygotowała się bezbłędnie i mimo chwili zawieszenia, dała radę się ocknąć.
- Nie słyszałem. - zgrywał się z niej, palec przykładając do ucha, jakby chciał usłyszeć powtórkę pierwszego słowa. Cóż, trudno mu było uwierzyć, że je faktycznie usłyszał!
- Do usług. - puścił jej oczko i spojrzał na zegarek. Zeszło im na tym spotkaniu sporo czasu, ale było warto, bo przekonał się dlaczego Elizabeth tak sobie ceni swoją stażystkę.
- Teraz czas na świętowanie. - w oczach pojawiły się ogniki a usta wykrzywił w cwaniackim uśmieszku. - Możesz przekazać Elli że wszystko się udało, zanieść papiery i za 10 minut widzimy się u mnie w gabinecie, Panno Parker. -tylko tyle i aż tyle, powiedział kierując się do wyjścia.
- Rozumiem, że mam nikogo nie wpuszczać? - Mel musiała domyślić się po minie inwestora, że transakcja się udała i rozumiała co szef teraz będzie robił.
- Tylko Parker... no i obiad. - zamknął za sobą drzwi i sięgnął do skrytki gdzie chował swoją ulubioną whisky. Bez niej nie ma świętowania. Wyjął dwie szklaneczki oraz odebrał swoją "pudełkową dietę" którą miał zamiar podzielić się z dziewczyną.
Kiedy weszła, akurat otwierał butelkę.
- Jeśli pogardzisz moją whisky to kolejne miesiące spędzisz na parzeniu kawy. - powiedział złośliwie, ale dało się zauważyć na jego twarzy zadowolenie i przede wszystkim, szczery uśmiech.
Wlał trochę trunku do szklaneczek i otworzył pudełko z jedzeniem.
- Dodatkowo nie będziesz dzisiaj głodna latać z papierami. - podał jej dodatkowy komplet sztućców i pozwolił jako pierwszej skosztować, wołowiny z puree ziemniaczanym i sałatką w pakiecie.
Upił łyk whisky i stanął przy wielkich oknach biurowca. Lubił ten widok i to nawet bardzo.
- Od jutra wracasz pod skrzydła Elizabeth - powiedział, dalej spoglądając na przechodniów tam na ziemi. Byli jak malutkie mróweczki.
-
Nie mogła jednak ukryć, nawet jeśli bardzo chciała – gdyby nie Enzo, istniała możliwość, że blokada nie zostałaby złamana. Musiała mu więc podziękować. Zarówno za pozwolenie wzięcia udziału w spotkaniu, jak i wsparcie. Nawet jeśli zrobił to w odrobinę nieodpowiedni sposób. Na szczęście stół nie był szklany i nikt nie mógł dostrzec, gdzie znajdowała się ręka Pana Gomeza. Kiedy jednak zaczął się zgrywać i udawać, że nie dosłyszał, uśmiechnęła się z niedowierzaniem, kręcąc lekko głową. – Pana strata – rzuciła z zaczepnym błyskiem w oczach. Nie było jednak opcji, żeby to powtórzyła. Wystarczająco trudno przyszło jej powiedzenie tych słów za pierwszym razem!
Nie zareagowała w żaden sposób na słowa Lorenzo i jego cwaniacki uśmiech. Nie sądziła bowiem, że kiedy mówił o świętowaniu, miał na myśli wspólne. Kiedy więc kazał zanieść brunetce dokumenty do działu prawnego, kiwnęła głową. Utkwiła jednak zaraz potem lekko zaskoczone spojrzenie w szefie, który stał już do niej plecami. Odprowadziła go wzrokiem, lekko oniemiała. Będziemy świętować razem? Pytanie to odbijało się echem w głowie Parker, która zbierała dokumenty, a zaraz potem ruszyła na odpowiednie piętro. Załatwiła szybko sprawy z Elizabeth, którą przeprosiła za wygryzienie ze spotkania, a potem ruszyła do gabinetu Gomeza.
- Czyli bez zmian? – rzuciła odrobinę złośliwie, ale w większości zaczepnie. Zaraz potem odebrała od Gomeza szklaneczkę z whisky, dziękując. Zamoczyła usta w trunku, który palącym strumieniem spłynął w dół gardła. Był to jednak przyjemny ogień. W pozytywny sposób, palące zwycięstwo. Odstawiła szklankę na stolik i wzięła od Gomeza sztućce. – Wow, nie boi się Pan, że znowu się spoufalę? – rzuciła zaczepnie, ale zaraz potem ukroiła kawałek wołowiny i wsunęła go do ust. Był pyszny. Dobrze więc, że zdążyła go przełknąć, kiedy usłyszała kolejną nowinę. Lorenzo zaskoczył ją ostatnim zdaniem tak bardzo, że na pewno zakrztusiłaby się mięsem. – Dlaczego? – wyrwało jej się zanim zdążyła pomyśleć dwa razy. Na litość wszystkich borów! Naprawdę musiała bardziej trzymać przy nim język za zębami. – To znaczy… skąd taka nagła zmiana zdania? – dodała więc pospiesznie, bo przecież nie chciała zostać pod jego skrzydłami. Cały miesiąc pragnęła, żeby wrócić do swojego działu. Dlaczego więc teraz poczuła dziwne ukłucie w żołądku? Napiła się, aż whisky, żeby zagłuszyć nonsens, który próbował wkraść się do jej głowy.
-
Jednak wszystko kiedyś ma swój kres. Musiał ją oddać, w końcu jest jakimś draniem, który będzie się nią bawił. Miał asystentkę, która już wystarczająco odpoczęła dzięki Layli. Była jego przynieś, wynieś, pozamiataj przez miesiąc, a Elizabeth wciąż naciskała, bo "dział prawny nie funkcjonuje bez Parker". Trele morele, on miał wrażenie, że po prostu chce go pozbawić dobrego towarzystwa!
Aż odwrócił się na słowa dlaczego.
- To proste. Więcej się tu nie nauczysz. Kawę umiesz zaparzyć, znasz piętra, wiesz gdzie co jest, podtykasz mi dokumenty pod długopis. Miesiąc chyba wystarczy Ci u mnie, nieprawdaż? - to podpisanie umowy było testem. Sprawdzał czy faktycznie jest tak dobra. Może marnowała się tam w dziale prawnym? Z jednej strony tak, ale z drugiej... tam należy.
Upił kolejne kilka łyków whisky i usiadł koło Layli.
- Smacznego. - wziął swój widelec i nalożył trochę sałatki na niego. Oczywiście nie przewidział, że rukola wraz z sosem vinegret spadnie na krawat. Ale to chyba był znak, że następnym razem powinien rozłożyć sobie serwetkę pod brodą. Zdjął marynarkę i krawat, zostając w koszuli. Rozpiął dwa guziki pod szyją i wziął kolejną porcję, tym razem ziemniaczków.
- Jest co świętować. Mamy pieniądze i możemy robić nowe inwestycje. - uniósł szkło i uśmiechnął się. - Za dobry kontrakt i naszą miesięcznicę współpracy. - stuknął szklaneczką o szklaneczkę i upił kilka łyków.
-
- Wzajemnie - powiedziala, kiedy usiadl obok niej. Nie byl zbyt blisko, ale swietnie mogla poczuc znajomy zapach wody kolonskiej, ktory ja owial. Zerknela na niego w tym samym momencie, w ktorym rukola spadla n jego krawat. Zasmiala sie cicho, krecac lekko glowa. - And here we go again - rzucila, sama nakladajac na widelec salatke i wsuwajac ja do ust bez zadnych ubraniowych szkod. Mogli doliczyc przynajmniej jedna rzecz do listy, w ktorej Layla byla w czyms lepsza od Lorenzo. Uniosla nastepnie szklo i spojrzala na Enzo. Dostrzegla wtedy, ze nie tylko sciagnal marynarke oraz krawat, ale i rozpial kilka guzikow u koszuli. Bylo mu tak do twarzy. Nie mogla ukryc. Niemniej, zostawila dla siebie ten komentarz. Usmiechnela sie lagodnie. - Za dobry kontrakt i nasza miesiecznice - powtorzyla po nim, po czym zamoczyla usta w alkoholu. Spedzili reszte czasu zadziwiajaco uprzywilejowanie, a nawet mozna bylo powiedziec, ze milo, po czym Parker wrocila do swoich obowiazkow, by nastepnego dnia powrocic do dzialu prawnego.
/ztx2