WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~9~ Relacje międzyludzkie są skomplikowaną koncepcją. W teorii są niezbędne do poprawnego rozwoju psychicznego w pierwszych latach życia, a później stają się wręcz niezbędne, aby uczestniczyć w tej wielkiej maszynie zwanej społeczeństwem. Jesse z założenia nie miał z tym problemu. Może nie skakał pod sufit na potrzebę wyjścia do większej grupy ludzi, ale spotkania z innymi homo sapiens nie były takie najgorsze. A przynajmniej tak było do niedawna, bo za nic nie spodziewałby się, że jedna nieplanowana rozmowa z Jego Przeszłością przejdzie mu przez życie jak tsunami, rujnując wszystko co tak misternie sobie poukładał.
Musiał coś zmienić.
Praktycznie już w momencie pożegnania z Nico zakręcił się wkoło przekonania, że chociaż dał radę uklepać sobie wygodną egzystencję i względny spokój, praktycznie nic z tego nie miał. Ułożył sobie fort z poduszek, w którym czuł się bezpieczny, rzucił się w rutynę dającą stabilność i okruszki sukcesu, wystarczające aby go nasycić i odciągnąć od prób dalszego rozwijania się. Spotkanie w kawiarni robiło za zimny kubeł z wodą, który uświadomił mu, że stanął w miejscu, a największym newsem, jaki mógł przekazać, był całkowity brak zmian w codziennym życiu, aktualnie robiący niemalże za obelgę wymierzoną w samego siebie.
A więc praca. Niekoniecznie dlatego, że potrzebował kolejnego źródła dochodu, nawet jeśli pomoc w opłaceniu odwyku brata trochę uszczupliła jego oszczędności, a dla wprowadzenia jakiejś zmiany, nawet jeśli kosztem wolnego czasu. Miał już w grafiku studia dzienne, regularne streamy i wolontariat w schronisku, który bezpośrednio przyczynił się do znalezienia Lukrecji. Zdarzało mu się już pojawiać w tym miejscu po wyprowadzaniu psów, a właśnie podczas jednej takiej sytuacji dowiedział się, że szukają pracowników. I ta, dość spontaniczna, decyzja doprowadziła go z powrotem pod drzwi cukierni, na dzień próbny. Wszedł do środka, rozejrzał się po już dość znajomym otoczeniu i skierował w stronę lady, akurat kiedy jego nowy szef opuszczał opuszczał kuchnię.
- Dzień doberek - zaczął, maskując nerwy uśmiechem. - Jesse, ten nowy, chociaż... pan pewnie wie - zaczął, z góry zakładając, że ten mógł już zapomnieć jak wygląda i uznać go za klienta. Nim też już był, ale nie tym razem. - To od czego mam zacząć? - upewnił się, ogłaszając w ten sposób swoją gotowość do wyprowadzenia w obowiązki. Miał już do czynienia z obsługą kasy fiskalnej, bieganiem z tacą i innymi takimi, wątpił, aby w tym miejscu cokolwiek miało go szczególnie zaskoczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dwa tygodnie. Dokładnie tyle zajęło jego jedynej pracownicy przekonanie go, że potrzebują dodatkowej osoby do pomocy w kawiarni i w ogóle na sklepie, na co ostatecznie przystał, choć niechętnie. Trzeba jednak było przyznać Elizie rację, zwłaszcza kiedy wytknęła mu, że gdy tylko wysnuwał się z kuchni koło południa, to straszył klientów. Orion tworzył czekoladę, ale za cholerę nie nadawał się do jej sprzedawania, do tego potrzebował kogoś z ładną buźką i najlepiej z uśmiechem.
Jego dzień na ogół zaczynał się koło południa, no chyba, że trzeba było odwiedzić hurtownię i dopilnować dostaw, wtedy albo zjawiał się wcześniej albo w ogóle nie opuszczał lokalu. Późnym popołudniem gdzieś znikał nie tłumacząc się nikomu, a wracał z wieczora, zaraz przed zamknięciem aby odebrać rozliczenie i przejąć klucze. Noc upływała mu niepostrzeżenie w kuchni, w której bunkrował się jakby prowadził tam jakieś nieetyczne eksperymenty na ludziach, ale prawda była taka - przynajmniej ta oficjalna - że przygotowywał czekoladę na następny dzień. To był jego rewir i nikt nie miał prawa zapuszczać się za te siermiężne drzwi bez zaproszenia, którego nigdy nikomu nie złożył.
Lokal był o tej porze pusty, Eliza zniknęła zjeść coś w ramach elastycznej przerwy jaką jej dobrodusznie zaoferował, więc dźwięk dzwonka sygnalizujący obecność drugiego człowieka w kawiarni na moment wybił go z rytmu. Orion stał za ladą ubrany w zwyczajne jeansy, czarną koszulę z podwiniętymi za łokcie rękawami, w fartuchu i coś liczył w ogromnym zeszycie zajmującym pół blatu. Nerwowe popukiwanie długopisem w papier oznaczało, że coś mu się chyba nie zgadza, a zmarszczka jaka wyrosła mu między brwiami zdawała się potwierdzać tę teorię.
Cukier podrożał. Kurwa.
Podniósł głowę dopiero gdy dzieciak ledwo sterczący zza stosu eklerków zabrał głos. Obdarzył go spojrzeniem człowieka zmęczonego, ale przede wszystkim rozdrażnionego. Wszystko przez ten cholerny cukier. Otaksował młodzika oceniającym wzrokiem, po czym zatrzasnął zamaszyście okładki i wrzucił długopis do szuflady.
- Wiem - mruknął niezbyt przyjaźnie, bo od uprzejmości miał Elizę. Na nieszczęście dzieciaka, ta akurat konsumowała swoje kanapki i sojowe latte, wisząc przy okazji na telefonie. - Pracowałeś już kiedyś w takim miejscu? - zapytał konkretnie, chcąc wywiedzieć się jak szeroko zakrojonego wdrożenia Jesse potrzebował, a po minie Oriona łatwo było o wniosek, że liczył iż będzie to tylko formalność. Zaplótł przedramiona na piersi i nie kłopocząc się tym, że to niby nie wypada, utkwił w nim nieruchome spojrzenie nie pozwalając sobie na choćby mrugnięcie; tak, jakby faktycznie wszystkie te plotki miały pokrycie w rzeczywistości. A jakże, słyszał już, że jest bezdusznym jaszczuro-ludem, że snu to w ogóle nie potrzebuje, a w kuchni robi nie wiadomo co, ale na bank coś podejrzanego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż od jego ostatniej "normalnej" pracy nie minęła wcale zastraszająca ilość czasu, zdążył odzwyczaić się od potrzeby utrzymywania bezpośredniego kontaktu ze współpracownikami, szefostwem, o klientach już nie wspominając. Ponad to, szeroko pojęta gastronomia była jego utrapieniem, zwłaszcza restauracje, z których wracał roztrzęsiony jakby ktoś napadł go w drodze do domu, więc przez całą drogę w to miejsce prowadził ze sobą małą wojenkę. Dlaczego miałby sobie to znowu zrobić? O dziwo nie był to wcale objaw masochizmu, ani zawiła reakcja na ponowne zetknięcie się z traumatyczną sytuacją jaką było dla niego bieganie między stolikami z tacą, a samoświadomość. Nic nie nauczyło go trzymania gardy jak cierpliwe tłumaczenie klientom jak głupi są, zachowując przy tym maksymalny poziom grzeczności, aby ci sądzili, że idzie im na rękę i rozumie bezpodstawne trucie mu dupy o jakąś błahostkę. Po pewnym czasie zyskał nawet pewność siebie, aby komuś odpyskować i kto wie czy to właśnie dzięki temu nie zdecydował się w końcu odpalić kamerki w laptopie w celu pokazania się światu. Teraz jednak pracował we własnych czterech ścianach, nie był oswojony z tak nieprzychylnymi spojrzeniami jak to aktualnie w nim utkwione. Oczekiwał problemów ze strony klientów, nie spodziewał się, że od pierwszych chwil będzie się czuł jakby przeszkadzał nawet szefowi. Mimo wszystko uprzejmy uśmiech nie zniknął z jego twarzy i skinął głową.
- Tak, nawet w kilku. Głównie restauracje, kilka miesięcy w starbucksie, jedna mniejsza kawiarnia w centrum, ale chyba się już zamknęli. A w faktycznej cukie-... To nie było podchwytliwe pytanie, co nie? W każdej chwili mogę zmienić odpowiedź na "Nie, to miejsce jest jedyne w swoim rodzaju, nie dałoby się skopiować tej atmosfery i jakości czekolady" - wyrecytował, spoglądając nieufnie na zmęczonego życiem faceta. Nigdy nie potrafił tak do końca czytać ludzi, a zwłaszcza jego, bo nie miał nawet z czego czytać. Chciał, aby pracownicy chodzili jak w zegarku i wychwalali firmę na każdym kroku? Da się zrobić, zwłaszcza, że Jesse mógł wystawić im opinię z własnego doświadczenia. - A-ale tak, ogarniam jak wydaje się resztę, umiem nosić tacę, a nawet zmywać naczynia. Z reguły - to ostatnie dodał już ciszej, nie chcąc na wstępie wyrobić sobie u niego kiepskiej oceny, ale wolał postawić na szczerość. Tak, talerze czasem mu uciekały, wielkie mi halo. - Pracuje tu ktoś jeszcze poza panem i tą dziewczyną? - podpytał, odnosząc się do kasjerki, którą miał już okazję poznać. Co prawda nie w roli współpracownicy, ale na wszystko przyjdzie czas. Nikogo więcej tam nie widział, ale po kilku przelotnych wizytach ciężko było mu ocenić czy tak było zawsze, czy zwyczajnie zawsze trafiał na zmianę tej samej osoby.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie bez powodu ogłoszenie z ofertą pracy w Lukrecji wisiało od dłuższego czasu na stronie. Powód stał właśnie przed Fletcherem i patrzył na niego badawczo, a po trochu i ze zniecierpliwieniem. Dobra płaca, możliwość zabrania do domu tego, co zostało niesprzedane za dnia, przerwy na posiłek. Gdzie tu haczyk? Ach, no tak - szef z piekła rodem.
- Oczywiście, że nie dałoby się skopiować tej czekolady - wszedł mu w słowo, akcentując wyraźnie, że w kwestii jakości oferowanych przez lokal produktów nie było kompromisów. Nie po to harował nocami, żeby mu jakiś młodzik teraz wjeżdżał na ambicje. - Po południu i wieczorami mamy większy ruch. Będziesz pracował z Elizą i to do niej przychodź jak pojawi się jakiś problem. O ile zostaniesz. - Jesse miał właśnie najlepszy dowód na to, że o wiele lepiej było, gdy Orion chodził po swojemu nafuczony, bo kiedy się uśmiechał - tak jak teraz - piekło zamarzało. Nie można się było również oprzeć wrażeniu, że w ostatnim zdaniu nie chodziło mu tyle o zaaprobowanie jego kandydatury na stanowisko, co o to, czy dzieciak nie zwieje stąd przed końcem pierwszej zmiany. Pojawiało się jednak światełko w tunelu, bo Orion rzadko wychodził z kuchni i nie ingerował w to, co dzieje się za ladą tak długo, jak rozliczenie się zgadzało, a klienci wychodzili zadowoleni.
- Próbowałeś naszej czekolady? - zapytał nagle, bez kontekstu. Wciąż stał z założonymi na piersi ramionami, a w ciepłym świetle nisko zawieszonych, miedzianych lamp tatuaż oplatający jego ramię zdawał się dosłownie żyć. Tak, jakby poruszał się niczym odrębny organizm, ale cóż - była to wyłącznie gra refleksów. Nie czekając na odpowiedź ruszył się wreszcie i przeszedł za szklany regał obok kasy, nad którym nachylił się i zmrużył oczy. Pedantycznie ułożone czekoladki cieszyły oko, a każdy zestaw był niepodobny do poprzedniego. Różne odcienie samej czekolady łącznie z tą rubinową albo posiadały misterne, jadalne dekoracje, albo były ich pozbawione. Można tu było znaleźć okrągłe talarki wypełnione czymś, co kojarzyło się z domowym dżemem mirabelkowym, obok skrząc się liofilizowaną, drobno posiekaną wiśnią leżały gorzkie i ciemne, inne oszronione zostały kokosem, a jeszcze co poniektóre fantazyjnie nęciły oko cieniutko pokrojoną skórką pomarańczową. Było ich zdecydowanie więcej, ale wymienienie ich zajęłoby zbyt dużo czasu.
Posłał dzieciakowi pełne skupienia spojrzenie, pokiwał do siebie krótko głową mamrocząc jak prawdziwy wariat, ale nikt o zdrowych zmysłach nie rzuciłby mu tego prosto w twarz. Orion wybrał coś w końcu, założył czarną nitrylową rękawiczkę i sięgnął po papier, a potem ostrożnie ułożył na nim wybraną czekoladkę. Mleczna czekolada z ledwo wyczuwalną warstwą musu z marakui.
- No co tak patrzysz? Spróbuj. I powiedz mi co myślisz, tylko nie kłam, bo się dowiem.
Nie wiadomo jak Orion miałby się tego w sumie dowiedzieć, ale jego ciężkie spojrzenie podpowiadało, że byłby zdolny rozróżnić wykręt od prawdy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamilkł jak tylko mężczyzna postanowił wtrącić swoje trzy grosze, mając wrażenie, że popełnił małą gafę. Miał ochotę odpowiedzieć, że oczywiście, nawet nie sugerował niczego innego, a szczerze uważał ich czekoladę za jedyną w swoim rodzaju, ale miał silne wrażenie nieświadomego kopania swojego własnego grobu i zdecydował nie wchodzić z nim w tą dyskusję. Zamiast tego szybko pokiwał głową na zgodę, łapiąc się na nerwowym spleceniu palców jak zawsze, kiedy dostawał naganę od osoby starszej od siebie.
- Elizą? A, tak, wydaje się miła - przyznał, odnosząc się do swoich wcześniejszych wizyt w tym przybytku. Wtedy jednak nie miał zielonego pojęcia, że gdzieś na zapleczu chowa się człowiek, który samym uśmiechem posyłał ciarki w dół pleców Jessa. Kwestią uporu było stanie w miejscu, zamiast ucieczki i podjęcia decyzji, że jednak woli dalej pracować w zaciszu własnych czterech ścian. Jeszcze kilka tygodni temu dokładnie to by zrobił, lekką ręką odrzucając plany na rzecz pozostania w dość ciasnej strefie komfortu, ale nie tym razem. Jeśli dalej będzie unikał niewygodnych kontaktów z ludźmi, na wieki zostanie w tym samym miejscu, z którego próbował się wydostać. A nuż w tej pracy spotka go coś, co całkowicie odmieni jego życie?
- Tak, uh... - zaczął, ale bezwiednie wlepił zaciekawione spojrzenie w tatuaż na ręce szefa i uciekł mu wątek. Planował zrobić sobie kiedyś tatuaż, nawet jeśli panicznie obawiał się bólu związanego ze wstrzykiwaniem sobie tuszu pod skórę, przy czym był fanem raczej delikatniejszych wzorów, ale ten wpadł mu w oko. Wyglądał dobrze, może też dzięki osobie, na której się znajdował. Zamrugał, przywracając się na ziemię i podniósł speszony wzrok na twarz rozmówcy. - Tak, byłem tu już... Znaczy, tak, próbowałem. Kilka razy. Tu obok jest, uh, schronisko i czasem wyprowadzam tam psy i... - urwał, zanim zdążyłby wpaść w słowotok. Byłby w stanie opowiedzieć mu historię całego swojego życia, jeśli nikt by go przed tym nie powstrzymał, więc w sytuacjach takich jak ta wolał przymykać samego siebie. - Macie dobre rzeczy - skończył wywód, przechodząc prosto do sedna i zaciskając wargi, aby przestać trajkotać od rzeczy. Wziął spokojny wdech nosem i zmarszczył brwi, śledząc wzrokiem niespodziewane zachowanie Oriona. Kontrolnie rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie widział nikogo czekającego na swoje zamówienie, więc zdecydował, że ten zwyczajnie nabrał ochoty na przekąskę. Nie mógł go winić, wszystko tam wyglądało zjawiskowo i był to główny powód, dla którego Jesse nie potrafiłby prowadzić takiego biznesu. Jako właściciel podjadałby połowę z tego, co miałby sprzedać. Zbankrutowałby na dniach. I, alleluja, najwidoczniej jego modły zostały wysłuchane, bo najwidoczniej mężczyzna częstował go darmową czekoladą. Kogo obchodzi atmosfera? Słodycze potrafiły naprawić wszystko. Skinął głową, tylko dla formalności, bo kłamać i tak nie zamierzał, po czym sięgnął po zaoferowaną czekoladkę. Miał wrażenie, że to jakiś nietypowy test, przy czym od środka drapały go nerwy, ale mimo wszystko jego twarz rozświetliła się, kiedy poczuł smak czekolady na języku. Dał sobie chwilę na spokojne rozpuszczenie podarunku, dopiero po pewnym czasie wyczuwając coś jeszcze, na co przekrzywił głowę na bok.
- Hmm, czekolada świetna, a to... co tam było? Morela? - zainteresował się, nie potrafiąc do końca rozszyfrować smaku. Jakiś owoc, ale ciężko było mu strzelić, który dokładnie. - Zaskakująco dobre, trochę rozbija słodycz, w tym... w tym dobrym sensie - przyznał, próbując wydać opinię inną niż "smaczne, dzięki". Nie był krytykiem kulinarnym, a jedynie potrafił docenić dobre jedzenie, kiedy miał z nim styczność. - To nowość? - upewnił się, z czystej ciekawości, bo jeśli nie, żałowałby, że nie spróbował tego wcześniej. No nic, najwidoczniej musiał nadrobić braki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Eliza była miła i to był jej problem. Nie było dnia, żeby nie próbowała wymusić na nim zjedzenia czegoś więcej niż standardowego zestawu śniadaniowego - papierosa z kawą - ale została na dłużej. Była całkowicie odporna na gburowatość Oriona, który z czasem zapałał do niej pewną sympatią, wchłaniając ją w swoją codzienność jak dodatkowe młodsze rodzeństwo. A w tej chwili była w kantynie i Hathaway mógł być tak gburowaty jak miał to w naturze.
Bez słowa obserwował Fletchera próbującego czekolady, notując sobie w myślach małego plusa za nierozgryzanie jej na samym wstępie. Czyste barbarzyństwo tak mieszać z marszu smaki, które powinny w swoim tempie rozwijać się na języku i łagodnie przechodzić jeden w drugi.
- Marakuja - oświadczył sucho, a na jego bladych ustach pojawił się jednostronny uśmiech. Zdjął rękawiczkę i wyrzucił ją wraz ze zużytym papierkiem do kosza, wsunął obie dłonie do kieszeni spodni. Dał sobie jeszcze moment by oszacować, czy dzieciak w ogóle mu tu pasuje, ale Eliza prawdopodobnie byłaby rozczarowana, gdyby go nie przyjął. Chciał świętego spokoju i pracownika, który zapewni jej towarzystwo, pomoże przy zamówieniach i będzie trzymał się z daleka od kuchni.
- Zostaniesz na tydzień próbny. Potem się zobaczy. - I to by było na tyle, jeżeli chodziło o pogawędki. Orion najwyraźniej nie mógł powstrzymać swojego pedantyzmu i musiał koniecznie poprawić etykietki w lodówce, ponarzekać na pajęcze pismo Elizy i skontrolować, czy stoliki spełniają jego standardy. Czy miał pojęcie, że był człowiekiem trudnym do życia? Owszem. Czy cokolwiek go to obchodziło? Ani trochę.
Z kantyny wyszła drobna blondynka wpatrzona w telefon, uśmiechająca się tak, jakby dostała dobrą wiadomość. W drugiej ręce trzymała kubek z herbatą pachnącą intensywnie cynamonem i pomarańczą, a w kąciku ust miała ślad po konfiturze wiśniowej. Na widok Fletchera i Oriona w jednym pomieszczeniu spojrzała to na jednego, to na drugiego i uśmiechnęła się nerwowo.
- Wyszedłeś z kuchni przywitać nowego? - Miała wyjątkowo przyjemny, ciepły głos przywodzący na myśl świeżo wypiekane rogaliki. Takie domowe, oprószone cukrem pudrem, idealne na zimowe wieczory. Hathaway posłał jej grymas mający być w jego pojęciu szczerym uśmiechem, a wyszło tak, jakby coś go rozbolało.
- Jestem Eliza, to na mnie będziesz skazany.
- Oj będziesz, zapewniam ja ciebie - mruknął pod nosem Orion, zajęty poprawianiem czegoś przy stoliku pod oknem. W kwestii ćwierkania o babskich sprawach dziewczyna miała niewyczerpane pokłady energii, a teraz przynajmniej miała już kogoś, komu będzie mogła zatruwać nimi życie. Hathaway wymiękał po pięciu minutach, ciekawe po ilu odpadnie Jesse.
- I co, zgadza się? - zapytała blondynka, nawiązując zapewne do przetrząsania obszernego zeszytu, którym mężczyzna zajmował się chwilę temu. Dokończył inspekcję, spojrzał przelotnie na zegarek a potem znowu na Elizę, na końcu zaś na Fletchera, jakby niezgodność w rachunkach wynikała z jego niedookreślonej winy.
- Cukier podrożał. Znowu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez przeszywające spojrzenie szefa miał wrażenie jakby z każdym wziętym oddechem coraz bardziej zagłębiał się w pole minowe, a decyzja odezwania się przypominała już bardziej próbę rozbrojenia tego materiału wybuchowego, na który przypadkowo nastąpił. Pomyłkę w określeniu smaku wziął za swoje pierwsze (?) potknięcie, przy czym nikły uśmiech cukiernika wziął go z zaskoczenia. Bardzo by się ucieszył, jeśli Jesse trafiłby za pierwszym razem? Czy może wcale nie miał tego rozpoznać? Odwzajemnił badawcze spojrzenie Oriona, czy raczej przypadkowo je sparodiował, próbując odkryć o co facetowi tak właściwie chodziło, ale nie potrafił go utrzymać i przeskoczył wzrokiem na wystawkę, dając mu czas na dojście do jakichś swoich wniosków.
- Co? Serio? Postaram się pana nie zawieźć - obiecał wesoło, z rozpędu mu salutując, chociaż nie potrafił całkowicie zagłębić się w ten moment ulgi, że nie zostawił aż tak złego pierwszego wrażenia. Wciąż miał przed sobą faceta, którego nastroju nie potrafił rozgryźć, plus nie podał mu jeszcze żadnych wytycznych, tylko zaczął jakąś swoją inspekcję. Wodził za nim wzrokiem aż nie usłyszał kolejnego głosu, kiedy to odwrócił się na pięcie i przywitał Elizę uprzejmym uśmiechem. Na wstawkę ze strony Oriona uniósł pytająco brew i zaśmiał się nerwowo.
- Wątpię, aby miało być tak źle - śmiał się nie zgodzić, zwyczajnie mając dziewczynę za przyjemną osobę. I miał nadzieję, że się nie mylił. - Masz tu plamkę - poinformował ją, lekko stukając się małym palcem w kącik ust, aby ta wiedziała o co dokładnie mu chodzi. Nie lubił wytykać ludziom takich rzeczy, nie chciał aby poczuli się niezręcznie, ale lepsze to niż aby chodzili pół dnia nieświadomi. - Jestem Jesse. Spróbuję za bardzo nie wchodzić ci w drogę - zapewnił, mając oczywiście na myśli te pierwsze dni wkręcania się w działanie nowego miejsca. Zawsze były trochę niezręczne, upstrzone licznymi pytaniami i nauką lokalnego savoir vivre, chociaż i tak miał nadzieję, że w tym miejscu pójdzie to sprawnie. Wolał jednak nie podpaść mężczyźnie-zagadce, który bez dwóch zdań traktował to miejsce poważnie. To nie była sieciówka prowadzona przez menadżerów marzących o rychłej zmianie miejsca pracy, jemu naprawdę zdawało się zależeć na tym co robi. Czując na sobie nagłą uwagę w rozmowie na tematy mu nieznane, rozejrzał się po obecnych osobach.
- Uh... Dietetyczne jedzenie jest na czasie, można spróbować bezcukrowe opcje - wymamrotał od razu, w stresowej sytuacji wskakując prosto w próbę wybronienia się humorem. Nie był do końca pewny czy użył żartobliwego tonu, ale zaraz po wypowiedzeniu się zalało go przekonanie, że mógł zwyczajnie się nie odzywać.
- Jak wygląda sprawa z kodami na kasie? Wszystkie smaki wchodzą na osobny, tylko rodzaje, czy..? - przeciągnął, ratując się zmianą tematu na coś faktycznie przydatnego w jego przyszłych obowiązkach, przy czym nie był do końca przekonany do kogo kierować pytania i zaczął przeskakiwać spojrzeniem między obojgiem współpracowników.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kraciasty obrus nie wymagał już jego uwagi, ale i tak sterczał przy stoliku. Regularnie co kilka godzin Orion wysnuwał się ze swojej kuchni, kręcił za ladą i mruczał pod nosem, jakby był niespełna rozumu. Jak nie było akurat gości, zabierał się za lustrowanie lokalu, ale przynajmniej pod tym jednym względem dało się z nim żyć; dostrzegając mankamenty w postaci wniesionego przez klientów brudu, zagnieceń obrusa czy luźno porzuconych paragonów nie narzekał na pracowników, tylko sam zabierał się do roboty.
- Ajć. Czekaj, zaraz... - Eliza włączyła kamerę w telefonie by namierzyć ślad po konfiturze. Pozbyła się go pospiesznie i poprawiła włosy, a jej uwaga na nowo skupiła się na blondynie. - Dzięki.
Dziewczyna przemierzyła te kilka metrów od kasy do Fletchera i musiała najwyraźniej podłapać pewne odruchy od Oriona, bo bezwstydnie zlustrowała go od stóp do głów. Z tym, że w jej oczach łatwo było dostrzec wesołe, ciepłe ogniki, a nie niewypowiedzianą żądzę mordu. Jesse otrzymał akceptujące klepnięcie po ramieniu co w jej języku oznaczało, żeby się nie przejmował. Oboje z Orionem podnieśli na niego zaskoczone spojrzenie, gdy zasugerował opcję dietetyczną. Wymowne milczenie można było rozumieć na wiele sposobów, ale Hathaway swoim wariantem się nie podzielił.
- Przeciętna czekoladka to około sześćdziesiąt kalorii. Jakoś tego nie widzę - wypalił sucho. Eliza w przeciwieństwie do szefa uniosła z zainteresowaniem brew, ale nie powiedziała ani słowa, za to w jej rękach z powrotem zagościł kubek przyprawionej cytrusami oraz cynamonem herbaty.
Orion zacisnął usta, zupełnie jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie mógł tego z siebie wydusić. To, że tak naprawdę niemal w ogóle nie używali cukru było poniekąd wiadome, natomiast tajemnicą już to, czym go zastępowali. Wbrew obiegowej opinii Hathaway nie doprawiał pralinek skradzionymi dziecięcymi uśmiechami, ale cóż to za składnik sprawiał, że słodycz utrzymywała się na języku na długo po rozpuszczeniu się kostki - tego nie wiedział nikt poza Orionem.
- Mamy osobny kod na każdy rodzaj. Zaczekaj, zaraz pokażę ci listę - zaoferowała Eliza, wciskając bez ogródek Fletcherowi swój kubek w ręce. Otworzyła szufladę, zsunęła długopisy na bok i... o zgrozo. Plik rozwijającego się papieru sięgnął jej aż po koniuszki beżowych trampek. - Nie przejmuj się, z czasem zapamiętasz. No i co jakiś czas Orion wprowadza nowości, wykreśla co się nie sprzedawało. Chcesz kopię? - Blondynka błysnęła uśmiechem, tak, jakby rzucała mu wyzwanie. To, że do szefa mówiła po imieniu i to w jego obecności najwyraźniej było tu na porządku dziennym i nikomu nie przeszkadzało. Wręczyła spisaną pajęczym, odręcznym pismem listę w wolną rękę współpracownika odbierając przy okazji swój emaliowany kubek.
- Dałeś mu już umowę? - zapytała jadowicie słodkim głosem, z determinacją o jaką trudno na pierwszy rzut oka posądzać kogoś tak niewielkiego. Nie bez powodu została tu najdłużej spośród wszystkich kandydatów, którzy przewinęli się przez Lukrecję; uporem dorównywała właścicielowi.
- Jeszcze nie. Jest na tygodniu próbnym, zobaczymy, czy wróci tu jutro - odparł w tym samym niepokojąco uprzejmym tonie. Pośród tej wszechobecnej słodyczy stanowili dla otoczenia odpowiednio wyważoną równowagę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyjazne klepnięcie w ramię pomogło mu się odrobinę rozluźnić, a przynajmniej na tę krótką chwilę zanim nie ściągnął na siebie uwagi nieproszonym otwarciem jadaczki. Odwzajemnił spojrzenia towarzyszy rozmowy, jakby tą wypowiedzią dał radę zaskoczyć samego siebie, aż w końcu doczekał się odpowiedzi ze strony szefa. Nie znał go zbyt długo, ale i bez tego doświadczenia nietrudno było zauważyć jego niezadowolenie, które zdawało się być podstawowym stanem rzeczy. Istniała też możliwość, że Jesse zwyczajnie trafił na kiepski dzień, ale tę teorię da radę zbadać dopiero jak spędzi w jego towarzystwie trochę więcej czasu. Dokładnie to też zamierzał zrobić, nawet jeśli Orion z jakiegoś powodu sugerował mu, że nie poradzi sobie w tym miejscu na dłuższą metę.
- Kalorii? A, tak, też ich nie widzę. I chyba właśnie w tym problem - dodał, zwyczajnie nie potrafiąc wyjść z trybu kiepskiego komedianta. Milczenie i potakiwanie może i było znacznie lepszym pomysłem, jak i zwyczajnie bezpieczniejszym sposobem radzenia sobie z sytuacją, ale stres robił swoje, a Jesse posiadał na niego zaledwie kilka sprawdzonych metod. Usunięcie się w cień było jedną z nich, ale już od jakiegoś czasu pozbywał się lęków przed odzywaniem się. Nie zamierzał znowu zacząć się wycofywać.
Odebrał od Elizy kubek, przez chwilę oddychając głównie zapachem parującego wywaru i obserwując jak ta grzebie w szufladzie, przy okazji notując sobie w głowie co się tam znajdowało. Zdecydowanie przyda się na przyszłość. Podobnie jak pojemny mózg, bo lista kodów zdawał się nie mieć końca. Spojrzał na nią, potem kolejno na Elizę i Oriona, przekazując im niewerbalne "serio?", po czym sięgnął po wręczony mu kawałek papieru i oddał właścicielce herbatę. Przebiegł wzrokiem po kilku pierwszych pozycjach, zadowolony przynajmniej z faktu, że pismo nie było szczególnie drobne.
- Wiesz co, chętnie. Dorzucę ją sobie do notatek na jakieś kolokwium, na pewno wejdzie szybciej niż jakakolwiek definicja - zauważył z nutą rozbawienia w głosie. - Co schodzi najczęściej? - zainteresował się, korzystając z chwilowego braku klientów, aby odnaleźć się w sytuacji. Spodziewał się, że z początku jego rola będzie opierać się na przynieś, podaj, pozamiataj, ale niektóre rzeczy warto było wiedzieć. Dał sobie chwilę na odszukanie wzrokiem słodyczy odpowiadających nazwom odczytanym z trzymanej listy, próbując trochę lepiej odnaleźć się w przestrzeni i rozkładzie asortymentu. Z tego zajęcia wyrwała go wymiana zdań na temat jego umowy i zwyczajnie nawet by się tym nie przejął, gdyby nie interesujący wybór tonu i coś, co brzmiało niemalże jak groźba ze strony Oriona.
- Dlaczego zaczynam mieć wrażenie, że na zapleczu dzieje się coś kompletnie innego niż produkcja czekoladek? - palnął, unosząc pytająco brwi i przebiegając wzrokiem po obojgu zainteresowanych. Jeszcze w żadnej jego wcześniejszej pracy szef nie oczekiwał od niego, że ucieknie z krzykiem po pierwszym dniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Orion nie skomentował żartu, na krotochwile rzadko miewał czas. Poza tym łatwo było zauważyć, że czekoladę traktował poważnie aż do przesady, ale możliwe, że była to bolączka każdej osoby, która posiadała jakąś pasję w życiu.
Razem z Elizą obserwował, jak Jesse przebiega wzrokiem po niekończącej się liście. Dziewczynie ogarnięcie wszystkich pozycji zajęło tydzień, więc poprzeczka była zawieszona wysoko.
- Nie martw się, nie zostawię cię samego na kasie - obiecała dobrodusznie, upijając kilka łyków tej swojej doprawionej herbaty. Nie przejmując się takimi głupotami jak czyjaś strefa komfortu, Eliza oparła mu łokieć na ramieniu i posłała Orionowi bardzo jednoznaczne spojrzenie; zwolnij go, a zostaniesz z tym pierdolnikiem sam.
- Najczęściej schodzi wszystko, co ma truskawki. Wiśnia była w modzie na jesieni, teraz w zimie mamy czekoladki w stylu chai, więc cynamon, kardamon i anyż gwiazdkowy, ale Orion podobno pracuje nad czymś nowym.
Hathaway istotnie miał coś na warsztacie, ale wciąż doskonalił przepis. Nie dotarł jeszcze do fazy testów, co raz coś zmieniał, odejmował, dodawał, jednak wciąż nie był zadowolony. Mus orzechowy nie wychodził mu tak lekki, jak to sobie wymyślił i dostawał szału, bo nigdzie nie mógł dostać pinii w rozsądnej cenie.
- Im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz - oświadczył wymijająco, oswajając się powoli z gorzką myślą, iż bez względu na to czy Fletcher wypadnie dobrze czy coś spieprzy, i tak będzie musiał go tu zatrzymać. Eliza była gotowa spalić go żywcem w jego własnym piecu, miał nóż na gardle. Znów wskoczył za ladę i sprężystym krokiem pomknął do firmowego ekspresu do kawy, żeby zaparzyć sobie ulubioną południową porcję smoły. Nie zapytał, czy Jesse ma na coś ochotę, od tego była Eliza ze swoją dobrocią, empatią i milionem bzdurnych babskich opowieści.
- Do kuchni nie zaglądaj, ja nigdy tam nie byłam. Ale dopóki jego czekolada jest najlepsza, równie dobrze może tam składać dziewice w ofierze, to by tłumaczyło dlaczego ten facet nie potrzebuje snu - szepnęła chłopakowi na ucho, choć wiedziała, że Orion wszystko słyszy. Zignorował to z gracją człowieka kompletnie niezainteresowanego tematem i po tym jak ekspres wydusił z siebie ostatnie krople kawy, zniknął z kubkiem w odmętach kuchni, zatrzaskując za sobą ciężkie, okute żeliwem drzwi.
Zostali sami, a bez Oriona dyszącego im w karki mogli porozmawiać swobodniej. Wydawać się mogło, że nawet słońce przychylniej zajrzało w okna kawiarni, skoro zagrożenie już minęło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ah, czyli trafił mu się pan poważny. Potrafił z tym żyć, oczywiście, że tak, w końcu nie każdy musiał podzielać jego poczucie humoru, ale i tak przyjrzał się mężczyźnie uważniej, jakby analizował ciężkie równanie matematyczne. Nie mógł nikogo zmusić do uśmiechu, czy wręcz śmiechu, jeśli miał cokolwiek do powiedzenia w tym temacie, ale mógł i zamierzał próbować. Bycie dobrym pracownikiem nie wykluczało rzucania żarcików, więc wątpił w możliwość wylecenia za coś takiego. Zdezorientowany rzucił okiem na opierający się o niego łokieć, decydując się tego nie skomentować, przede wszystkim dlatego, że wziął to za dobry znak. Kiedy dziewczyna zaczęła wymieniać popularne smaki, spróbował je zlokalizować dla późniejszej wygody. Jeśli była jedna rzecz, której wprost nienawidził, to próby szybkiego czytania małych etykietek pod presją czasu i wyczekującym wzrokiem klientów. I tak go to nie ominie, ale wolał ułatwić sobie ten proces jak najbardziej się dało.
- To... ani trochę mnie nie uspokaja - przyznał szczerze, wodząc wzrokiem za szefem, po czym wsłuchał się w ostrzeżenie Elizy z nerwowym uśmiechem. Nie żeby miał uwierzyć na słowo w rytuały o dziewicach, ale aura tajemniczości otaczająca pomieszczenie za drzwiami, przypominającymi bardziej wejście do sali tortur niż do kuchni, nie działała najlepiej na jego wyobraźnię. - Przy piciu tak czarnej kawy to nic dziwnego, że nie śpi - mruknął, kiedy Orion znalazł się już w swojej komnacie, i jeszcze raz rozejrzał się po lokalu, oddychając głębiej, jakby wraz z kliknięciem zamka w drzwiach z jego ramion zniknął przytłaczający ciężar. W rzeczywistości sprawa miała się inaczej, Eliza dalej się o niego opierała, więc skorzystał z okazji, aby poprosić ją o małe oprowadzenie i wyjaśnienie gdzie co leży, i jak działa, zanim pojawi się następny klient.

Kilka kolejnych godzin upłynęło w miarę sprawnie, dzięki dość regularnym falom ludzi i brakiem dłuższej chwili na oddech. Zdarzyły się momenty, kiedy Eliza zawołała go na kasę, aby sprawdzić jak sobie radzi pod jej czujnym okiem i z niezbędną pomocą co do nieszczęsnych kodów, ale większą część dnia spędził na sprzątaniu stolików, noszeniu zamówień i ogarnianiu podłóg w spokojniejszych chwilach, kiedy była pewność, że nikomu nie podstawi miotły pod nogi. W międzyczasie raz pomylił stolik i raz prawie wylał niesioną kawę, ale obyło się bez tragedii. Zanim się zorientował, świat za oknem spowiły szarości, ogłaszając nadejście godzin wieczornych i końcówkę pracy. Gdy do zamknięcia został kwadrans, a kawiarnia opustoszała, Eliza zniknęła na zapleczu i zostawiła go do ogarnięcia bałaganu pozostawionego przez ostatnich gości. Po zniesieniu naczyń zabrał się za odkładanie na miejsce wyjętych książek. Nikt ich tak właściwie nie czytał, ale zdaje się, że przeglądali asortyment, bo na stoliku pozostał mały stosik literatury. Jesse kucnął przed biblioteczką, próbując ogarnąć system w jakim dzieła były posegregowane, zanim zaczął je wkładać na miejsce. I przekładać, bo ciągle coś mu w tym układzie nie pasowało. Po zakończonej robocie i dwukrotnym przeliczeniu kasy wrócił do domu, nieco wystraszonym myślą o kolejnym spotkaniu z nowym szefem, ale jednocześnie podekscytowany na następne dni.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~2~ Mógł się tego spodziewać. Mógł, nawet przez jakiś czas faktycznie się spodziewał, a jednak dzień po swojej małej eskapadzie w domu zaskoczyła go matka, niemalże dymiąc z uszu na widok jego odrobinę niedzisiejszego stanu. Nie był w stanie iść na trening, pewnie przez tego nieszczęsnego drinka koloru odpadów radioaktywnych, bo spędził parę morderczych godzin wisząc bez życia nad muszlą klozetową i zmieniając kolory jak lampki choinkowe migające uparcie nad drzwiami wejściowymi, jako że nikomu nie chciało się iść zdejmować. Następnego ranka nie było już tak ulgowo, został pogoniony równo ze wschodem słońca i pod czujnym okiem swojego własnego smoka wawelskiego został na lodzie dopóki nogi były w stanie go utrzymać. Coś takiego spokojnie podpadałoby pod znęcanie się, zarówno fizyczne jak i psychiczne, ale wiedział doskonale skąd ta kara i przyjął ją spokojnie. To jest, jeśli nie liczyć plucia jadem i planowania poderżnięcia matce gardła jak tylko dotknie głową poduszki w swojej norze. Taki stan rzeczy miał utrzymywać się jeszcze przez kilka tygodni, z wyjątkiem tego jednego dnia na regenerację, który zarządził jego trener. Była to jedyna osoba mogąca jakkolwiek wpłynąć na surowość kar, nawet jeśli on też nie wiedział o wszystkim, co działo się za zamkniętymi drzwiami. Poza ćwiczeniami w ruch poszła także dieta. Czy raczej jej brak. W tym wypadku nawet liczenie kalorii nie miało sensu, bo nie miał czego liczyć. Miał przecież spalić ten cały alkohol, który w siebie wlał, a w domu był pod całodobową obserwacją. Tak więc, jak tylko dostał zielone światło na wyjście, z oczywistą godziną policyjną o dwudziestej drugiej, wybył na spacer, aby odetchnąć i zjeść coś innego niż plasterki ogórka z ewentualnym dodatkiem rzodkiewki.
Pchnął drzwi do znalezionej na chybił trafił kawiarni, od razu krzywiąc się na dźwięk dzwoneczka, który obrzucił nieprzychylnym spojrzeniem. Pierwszy minus, nie miał cierpliwości do takich dźwięków. Wyjmując z uszu słuchawki beznamiętnie rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do lady, aby zorientować się, co tak właściwie mógł tam dostać.
- Czarną kawę - zaczął swoje zamówienie i zajrzał do stojącej obok gablotki pełnej czekoladek. Na samą myśl o znajdującym się w nich cukrze zaczęło zbierać mu się na mdłości. Jeszcze raz, po co on tam w ogóle przyszedł? - Macie tu cokolwiek co nie powoduje przynajmniej trzech różnych chorób serca? - podpytał, nie mając w głosie zbyt wiele nadziei. Mógł skoczyć na sałatkę owocową. Czemu nie wpadł na to wcześniej? Zastukał palcami w ladę, mając ochotę się od niej odepchnąć i wrócić na ulicę, ponownie budząc do życia ten irytujący dzwonek, ale się powstrzymał. Może dadzą radzę go zaskoczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cokolwiek podkusiło go tego dnia, aby dać obojgu pracownikom wolne, miało przejebane. Sam sobie pluł w twarz, że w ogóle się na to zgodził - Koncert Elizy i jakieś tam sprawy prywatne Fletchera - bo od rana biegał między kuchnią, zapleczem i lokalem. Przez pierwsze kilka godzin nawet się uśmiechał. Książkowo, oszczędnie, ale wystarczyło, żeby parę młodych dziewcząt zabawiło przy stoliku dłużej i zamówiło więcej, później było już gorzej. I tak zastał go wieczór, ostatnie dwadzieścia minut przed zamknięciem, a Hathaway miał nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy zaglądać tu o takiej porze. Błąd. Piekielny dzwoneczek sprawił, że obrócony tyłem do kasy Orion aż się wyprostował i przerwał analizowanie wydruku z terminala.
Klient. Świetnie.
Słyszał kroki, jeden za drugim, bliżej lady, a potem żadnego tam "dobry wieczór", "przepraszam", tylko bezpardonowe żądanie kawy. To jeszcze mógłby zrozumieć, ale po ostatnim zdaniu aż poruszył barkiem, który strzelił donośnie. Obrócił się powoli i otaksował przeciągłym spojrzeniem sterczące mu przed ladą chuchro, z uśmiechem tak sztucznym, że cycki Rihanny to przy tym mały chuj.
- Owszem. Mamy zaskakująco ładne drzwi wyjściowe po drugiej stronie, to najbezpieczniejsza opcja. - Kurtuazyjny ton świadczył o resztkach dobrze zachomikowanej cierpliwości, aczkolwiek było jej niewiele. Podszedł bliżej z tym samym bezbarwnym wyrazem twarzy, oparł się przedramionami o ladę i zmrużył oczy. Ciemne, brązowe, o barwie gorzkiej czekolady. - To nie Salad Story czy inny Starfucks, więc decyduj się bo zaraz zamykam. - Ot i tajemnica rozwikłana; dlatego na wydawca zawsze miał Elizę, od niej klienci nie uciekali w popłochu. Jesse też okazał się być w tym niezły, pierwszy raz od otwarcia ludzie zaczynali zostawiać napiwki.
Na kuchni czekała na niego nowa partia ziaren, a także te, które z grubsza zmielił i musiał jeszcze mozolnie oddzielić łuski. Użeranie się z jakimś szczeniakiem na drakońskiej diecie cud nie było wliczone w grafik.
Sekundy mijały, a on niezrażony ciszą wciąż nie ruszał się z miejsca i bezczelnie mierzył blondyna wzrokiem. Orion potrafił być diabelnie cierpliwy gdy było trzeba, a wywoływanie w ludziach poczucia braku komfortu leżało w jego gadziej naturze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczekiwał normalnej obsługi, a wyszło na to, że piekielny dzwonek nad drzwiami spełniał też rolę sygnału budzącego pobliskie demony. Inaczej nie potrafiłby określić faceta za ladą, szczerzącego się jak Pennywise gotowy zaoferować mu papierową łódeczkę jeśli tylko pójdzie z nim na zaplecze. Na zuchwałą odpowiedź uniósł brew, zaintrygowany brakiem typowej dla pracowników kawiarni tolerancji jego niekoniecznie uprzejmego zachowania. Owszem, był tego świadom, ale nieszczególnie go to obchodziło. Nie spotkał jeszcze nikogo, kto zasługiwałby na gram szacunku z jego strony. Jednocześnie podskoczył też jego, już i tak przebijający się przez sufit, poziom irytacji całym otaczającym go światem.
-A jednak klaun. Chyba minąłeś się z powołaniem. Jak ta buda jeszcze stoi z takim pajacem za kasą? - zainteresował się, śledząc pracownika wzrokiem, gdy ten opierał się o ladę. Powinien wyjść, właściwie miał na to ochotę, ale wtedy zrobiłby dokładnie to, czego buc od niego chciał, a tak się składa, że tego próbował uniknąć. Zwłaszcza na informację o rychłym zamknięciu, o czym nie miał wcześniej zielonego pojęcia. Nie utrudniał sobie życia czytaniem karteczek na drzwiach, jak były otwarte to zwyczajnie wchodził do środka. Mógł, tak samo jak mógł siedzieć w tym miejscu tak długo jak tylko mu się podobało, bo był tu klientem, a na takich biznesom powinno zależeć. Imitując jego zachowanie pochylił się nad ladą po swojej stronie, podparł na łokciach i podłożył sobie smukłą dłoń pod brodę, rytmicznie stukając palcami w zaróżowiony od chłodu policzek. Niezrażony wymierzonym w siebie stalowym spojrzeniem zwyczajnie je odwzajemnił, w zestawie ze złośliwym uśmiechem rozciągającym wargi. - Chyba jednak nie zamykasz - zauważył, lekko wzruszając ramionami jakby nic nie mógł poradzić na ten stan rzeczy. Może okazałby mu trochę litości i wyszedł, gdyby nie była to kwestia dumy. - Zadałem pytanie i nie spodobała mi się odpowiedź. Spróbuj jeszcze raz - polecił spokojnym tonem, nie do końca pewny czy szczerze chciał cokolwiek od nich kupować, czy robił to tylko w celu zirytowania sprzedawcy. Jedno było pewne, zamierzał wypić tam kawę i to w tak nieznośnie wolnym tempie, aby mężczyzna musiał przesiedzieć z nim przynajmniej dodatkową godzinę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Interbay”