WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2

Stronił od wychodzenia z domu odkąd tylko wypuścili go ze szpitala i pozwolili wrócić do domu. Najbardziej w życiu przeszkadzała mu stagnacja i nagłe zmiany, a teraz na swoich barkach niósł ciężar zarówno jednego, jak i drugiego. Nie tylko został przymusowo, ze względu na stan zdrowia, odsunięty od czynnej służby, ale także wrzucono go w zwykłą codzienność. Coś, co zwykli ludzie bardzo cenią, gdzie dookoła panuje cisza, niezmącony spokój, a w czym on zupełnie się nie odnajdował.
Przez ostatnich kilkanaście lat służenia krajowi, bywał w Seattle tylko w trakcie swoich urlopów i przerw między kolejnymi misjami poza granicami Stanów Zjednoczonych. Było to kilka dni, kilkanaście, czasami trzy tygodnie. Teraz jego uziemienie trwało trzeci miesiąc, a wbrew temu co przebąkiwali wojskowi lekarze, doskonale wiedział, że czas rekonwalescencji nie zbliża się ku końcowi.
Ostatecznie dzisiejszego popołudnia, gdy słońce schowało się dawno za horyzontem, postanowił wyjść. Cel miał jasno określony: zabunkrować się w czterech ścianach - dla odmiany nie swoich, a osoby, która jako jedyna na świecie wiedziała o wszystkim od pierwszej chwili. U tej, do której wykręcił numer, gdy tylko się obudził. Tej z którą nie widywał się nagminnie, bo nie był typem faceta uwielbiającego schadzki i przesiadywanie z przyjaciółmi, ale co do jakiej posiadał pewność, że jej drzwi będą otwarte nawet jeśli zjawi się przed nimi po pięciu latach milczenia.
Zaopatrzony w piwo i żarcie na wynos, najkrócej mówiąc - zestaw typowego Amerykanina, zapukał opierając się niedbale o framugę drzwi, a kiedy Posy otworzyła, uśmiechnął się, strzepując śnieg z ubrań na posadzkę w jej korytarzu. - Posprzątasz, widać, że nie masz co robić - rzucił, krocząc do salonu, gdzie rozsiadł się na kanapie i wyciągnął parujące z gorąca pudełka. - Jak tam Nowy Jork? - mogli się nie widywać, ale wiedzieli wiele, czasami dużo za dużo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Faktycznie były osoby, dla których drzwi mieszkania Josephine zawsze będą otwarte. Nawet jeśli technicznie rzecz biorąc to było jej pierwsze własne mieszkanie w życiu. Był mile widziany. Zawsze. Jego obecność zawsze sprawiała, że na twarzy tej drobnej i trochę zagubionej w życiu brunetki zawsze pojawiał się uśmiech. Teraz również. Gdyby nie to, że był w trakcie rekonwalescencji pewnie wraz z tym jak otworzyła mu drzwi – pewnie momentalnie zawisłaby na jego szyi. Nie przejmując się tym, że był mokry i zziębnięty. Chciałaby móc dać się zamknąć w jego ramionach i na chwilę wrócić do czasów, gdy wszystko było jednocześnie cięższe i prostsze. Wojna była ciężka, obrazy na które patrzyli każdego jednego dnia i decyzje, które tam podejmowali – były ciężkie. Ale jednocześnie byli maszynami. Cieszyli się, że było dane im przetrwać kolejny dzień. Pomóc kolejnym cywilom. Wypić butelkę szkockiej i pośmiać się z głupich dowcipów naczelnego błazna. W cywilu, w Seattle trudno było się odnaleźć. Znaleźć sobie miejsce i tak samo cieszyć się z drobnych rzeczy.
Chociażby jak to spotkanie. Albo kolacja, którą przyniósł!
Zamknęła drzwi i ruszyła za nim do salonu, zabierając wcześniej z kuchni otwieracz do piwa i opadając na kanapę obok mężczyzny – Wspaniale, dziękuję że pytasz. – rzuciła kpiąco i prychnęła, co mogło jasno i wyraźnie świadczyć, że ani trochę nie było wspaniale. Czuła się jak skończona kretynka i najgorsze, że znowu dała się w to wciągnąć, znowu wszystko było zniszczone przez faceta. Boże dlaczego ich gatunek musiał wszystko utrudniać? – Ale to akurat mało istotne… – zdecydowała, zabrała sobie jedno z pudełek i rozsiadła się wygodniej na kanapie, bokiem do oparcia, na poduszkach i stopami zapierając się o jego udo – Lepiej mi powiedz, czego się dowiedziałeś po ostatniej konsultacji. Naprawdę byłam grzeczna i nie próbowałam się niczego dowiadywać po znajomości. – uśmiechnęła się pod nosem – I pamiętaj, że wiem jak kłamiesz… tak ci tu wtedy żyłka pulsuje. – pokazała na swojej skroni, gdzie mu ta żyłka pulsowała. Czy mówiła prawdę? Tego nie wiedział, nie mógł mieć pewności. Dlatego lepiej, żeby faktycznie nie kłamał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sanders nie był chodzącym przykładem PTSD, nie miał traumy, nie męczyły go każdej nocy koszmary, nie zalewał wspomnień alkoholem, jednak nie potrafił się odnaleźć w szarej codzienności. Było dokładnie tak jak opisywała to w słowach Posy - choć z pozoru trudniej, o wiele łatwiej było im żyć wśród odgłosów wojny.
Niemniej nie po to dzisiaj tutaj przyszedł, nie chciał rozmawiać o niczym złym, narzekać, nie chciał wspominać, a spędzić wieczór z przyjaciółka, będącą dla niego jak siostra. Ładna siostra. Bardzo ładna siostra. Niestety wciąż siostra. Bez względu na miejsce i okoliczności. Nie patrzył na nią jak na potencjalną dziewczynę, którą mógłby zaciągnąć do łóżka, żeby się rozluźnić, a nazajutrz zapomnieć jej imienia. Tych miał na koncie kilka, Alderidge traktował z należytym szacunkiem. I nie był przy tym niesamowitym bucem.
- Wchodzę na grząskie grunty? - zapytał, otwierając zapaliczką dwie butelki, stawiając je na stole obok żarcia. Wybrał co lepsze, wyciągnął przed siebie nogi i zaczął jeść, przyglądając się jej profilowi. - Nie sądzisz chyba, że odpuszczę? Co tam robiłaś, że wyjazd był aż tak kiepski? - nie wiedział o jej koneksjach z Jakubem, bo mówili sobie wiele, ale pewne tematy należało poruszać z przyjaciółmi płci żeńskiej, bo Sanders był ostatnią osobą, której mogła się radzić. Nie bez powodu był trzydziestokilkuletnim singlem.
- Jest coraz lepiej - odpowiedział zgodnie z prawdą, skinąwszy głową. - Ale wciąż daleko od ideału. Oddycha mi się lżej, żebra się zrosły, jednak nikt nie potrafi podać nawet orientacyjnej daty - wzruszył ramionami, pakując do ust sporą porcję jedzenia, którą popił piwem. Nie lubił o tym mówić, nie lubił uchodzić za słabego, bezsilnego, nie znosił sytuacji nad którym nie miał kontroli. A jego stan zdrowia do takowych się zaliczał - nie miał na to wpływu, cokolwiek robił i czego nie robił. - Wkurwiam się i jestem chodzącą bombą. Nienawidzę siedzenia na dupie - wyrzucił wreszcie, bo wiedział, że zrozumie. I że przy niej może.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie uważała go za buca, ani przez chwilę ich znajomości. Gdy była dzieciakiem, żółtodziobem, który kręcił im się w bazie pod nogami i wzbudzał być może większe zainteresowanie niż powinien. Bo niewiele było tam kobiet. I chociaż była lekarzem, chociaż trzymała się z lekarzami to niewątpliwie ciągnęła ją też do… nich. Zawsze przejawiała dziwną słabość do mundurowych – zapewne zasługa ojca i tego, że zawsze go podziwiała. Jego i jemu podobnych. Zdobyła przyjaciół, zdobyła miłość i rodzinę, która tak daleko od domu znaczyła więcej niż można było przypuszczać. Brian do niej należał. Był członkiem jej rodziny – skrzywionej, trochę niestabilnej, ale rodziny.
- To, co zawsze… zadawałam się z nieodpowiednimi facetami. – rzuciła pół żartem, pół serio. Bo nie facetami, facetem… jednym i bardzo konkretnym – Ale nie wydaje mi się, że chcesz słuchać o tym z kim sypiam, z kim nie powinnam sypiać chociaż bardzo bym tego chciała. Chociaż do grupy „nie powinnam, a chciałabym” sam mógłbyś należeć. – dodała już zdecydowanie bardziej żartobliwie, uśmiechnęła się przy tym promiennie i sięgnęła po butelkę z piwem, przykładając szyjkę do ust – Ale oprócz tego było świetnie. Podoba mi się Nowy Jork… myślę, że bym się tam odnalazła. – zaskakująco często przechodziło jej to przez myśl od czasu powrotu z konferencji. Może to naprawdę było rozwiązanie dla niej? Może naprawdę powinna uciec do tej miejskiej dżungli, do miasta które nigdy nie śpi… Upiła kolejny łyk piwa i wbiła wzrok w mężczyznę siedzącego obok niej na kanapie – To nie siedź… znajdź sobie jakieś tymczasowe zajęcie. Albo nie tymczasowe… bardzo na stałe. I zostaw pustynie za sobą. Nawet jeśli nie jest to najbezpieczniejsze miasto w Stanach to ciągle statystyki wyglądają lepiej… masz większe szanse dożyć czterdziestki jeśli zostaniesz w mieście. – zaproponowała, całkiem swobodnie i zapchała się na moment przyniesionym przez niego jedzeniem – Sama myślałam po powrocie, ale wiem, że wróciłabym w trumnie… i nie jest to myśl, która powinna mnie pociągać. – a jednak czasami to właśnie robiła. Święty spokój. Raz na zawsze.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”