WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/3b/b7/c5/3bb7 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • i.
Wieczory spędzane w pracy nie były Eileen obce. Wręcz stawały się pewnego rodzaju rutyną zawodową, którą próbowała czasami przełamać wszelkimi sposobami. Nie lubiła przenosić obowiązków poza te mury, więc wolała uporać się z nimi na miejscu, by później móc cieszyć się domowym zaciszem w towarzystwie swojego wiernego, czworonożnego kompana, Geralta. Nawet jeśli to oznaczało robotę do późna. Zresztą wszystko, czego do tego potrzebowała, znajdowało się właśnie tutaj i siłą rzeczy była uziemiona dopóki nie skończy.
Nie mogła sobie jednak odmówić przerwy na papierosa...lub dwa, podczas której wietrzyła myśli. Właśnie wracała z jednej z nich, kiedy zastała lekko uchylone drzwi do archiwum i skuszona tym widokiem, weszła do środka. Rola, jaką pełniła w pracy nieczęsto pozwalała jej na to, aby zapuszczać się w tego typu zakątki policyjnego gmachu, tym bardziej w takich godzinach. Dlaczego by nie skorzystać i nie poszerzyć swoich zawodowych doświadczeń, przełamać rutynę? Choć na chwilę. Bardzo możliwe, że ktoś po prostu buszował pośród papierzysk, gdyż niejednokrotnie spotkała się z sytuacją, w której jakiś policjant cierpiący na pracoholizm, ślęczał nad sprawą do późna. Ciekawość jednak zwyciężyła.
Odnalezienie winnego nie było trudne, bowiem wystarczyło podążać za niewielką wiązką światła roztaczającego się w alejce, w której aktualnie się znajdował. Wyłoniła się zza rogu, dostrzegając Rydera. Zapewne kartkował jakiś plik w dłoniach. Właściwie to dostrzegła jego plecy, co od razu zaoowocowało myślą w jej głowie, że opuszczone miejsca takie jak to, nierzadko stanowiły idealne tło różnorakich przewinień i występków, właśnie przez nierozwagę czy nieuważność zainteresowanego. Bo przecież co najstraszniejszego może się stać w policyjnym archiwum, prawda? Można zostać co najwyżej zaatakowanym przez pająka pomieszkującego tutejsze zakamarki.
— Czyli to tutaj trafiają najbardziej zapomniane przez świat historie — odezwała się, omiatając wzrokiem pomieszczenie dookoła w teatralnym geście, by ostatecznie zawiesić go na mężczyźnie, jakby w ten sposób dawała mu do zrozumienia, że jego obecność w tym miejscu również zapisywała się we wspomnianych historiach, co zresztą zwieńczyła rubasznym uśmiechem.
— Za często spotykamy się w tych okolicznościach, nie uważasz? — uniosła brwi wymownie, opierając się bokiem o jedną z półek, przy której stała. Tym razem nawiązywała do późnych godzin (późnych w sensie dawno po obowiązkowej pracy, bo nie wiem, która może być godzina w momencie spotkania), jednocześnie sugerując półżartem, iż po tylu razach, przypadek nie ma z tym nic wspólnego i na pewno stoi za tym jakiś konkretny cel. Tylko po której ze stron?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 ..........Zdaje sobie sprawę, że to dla jego dobra, bo jeszcze nie w pełni wrócił do sprawności po ostatnim postrzeleniu, ale jak matkę kocha, jeszcze parę dni spędzonych nad papierkową robotą i naprawdę oszaleje, a wtedy żaden psycholog mu nie pomoże. Chce działać, chce robić coś, co faktycznie coś znaczy, a nie tylko przewracać kartki i uzupełniać rubryczki. Niby w jaki sposób ma to pomóc? Przecież od wypadku minęło pół roku, rana po operacji zdążyła się już zagoić i nawet już go nie boli. Wrócił już nawet do biegania i lekkich treningów, aby jak najszybciej wrócić do formy i jednocześnie pokazać komendantowi, że może; że wszystko jest w porządku i może wrócić do czynienia pełnej służby.
..........I, faktycznie, z tygodnia na tydzień robi coraz więcej, to trzeba przyznać. Ale zajmowanie się papierkową robotą nadal należy do części jego obowiązków. Z drugiej strony co niby ma lepszego do roboty? Z narzeczoną się rozstał, Stella nagle przestała się do niego odzywać… Nic dziwnego, że po raz kolejny postanawia zostać po godzinach — nic lepszego do roboty dzisiaj nie ma. Już lepsze babranie się w plikach kartek, niż samotne siedzenie we własnym domu przed telewizorem. Raz na tydzień można tak wieczór spędzić, ale nie dzień w dzień.
..........Od jasnego światła jarzeniówek powoli zaczyna boleć go głowa. Na moment więc przymyka powieki, wsłuchując się w ciszę panującą w archiwum. Kiedy jednak czuje, że wystarczy chwila, aby odpłynął, wzdycha ciężko, a potem wstaje i nurkuje w jedną z alejek z zamiarem poszukiwania odpowiednich dokumentów. Literki są tak małe, że musi się nieźle skupić, aby je odczytać. W końcu jednak znajduje odpowiednią teczkę — starą, w jednym miejscu poplamioną i odrobinę na bokach poprzecieraną — po czym zaczyna wertować kartki. Czuje się tu na tyle bezpiecznie, że nawet nie zwraca uwagi na otoczenie, więc nie słyszy, gdy ktoś wślizguje się do archiwum.
..........Na dźwięk cichego głosu z zaskoczeniem odrywa spojrzenie od dokumentów i spogląda w bok. Uśmiecha się półgębkiem, gdy w stojącej nieopodal kobiecie rozpoznaje koleżankę z pracy. Tę samą, na którą ostatnimi czasy notorycznie — choć nie dosłownie — wpada. A, jako że są sąsiadami, zdarza się też, że ją podwozi, gdy oboje mają na tę samą godzinę.
..........Tylko te mające co najwyżej dwadzieścia pięć lat. Reszta leży gdzieś głębiej — odpowiada, zamykając teczkę, po czym wciska ją pod pachę, z zamiarem zabrania ją ze sobą. Znalazł to, czego szukał. — Widocznie oboje mamy problem i popadamy w pracoholizm — śmieje się, wzruszając niemal bezradnie ramionami. Coś w tym jednak musi być, skoro oboje wciąż siedzą na komendzie, choć dawno powinni być w domu.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W pewnym sensie praca Eileen od zawsze była głównie rytualna i nie wykraczała poza konkretne schematy. I choć nie przepadała za zbyt dużymi pokładami monotoni, to nie odczuwała zmian tak bardzo, jak na przykład on, kiedy kolejną godzinę przeglądał stosy papierzysk. Wszelkie oznaki nudy (jak już się pojawiały), odbijała sobie w terenie, przy jakimś wyjątkowo intrygującym i niecodziennym dochodzeniu. To był moment, w którym mogła się wykazać. To były jej pięć minut, podczas których mogła zabłysnąć, a które wykorzystywała do cna.
— Brzmisz, jakbyś spędził tu co najmniej drugie tyle. To by wyjaśniało, dlaczego w ostatnich kilku dniach prawie w ogóle Cię nie widziałam. Już zaczynałam się niepokoić. Kiedy zdążyłeś się przekwalifikować? — zagaiła żartobliwie, w między czasie zerkając porozumiewawczo na teczkę pod jego pachą, z którą gotów był opuścić pomieszczenie. Nie zdziwiałby się jakoś bardzo, gdyby oddelegowany do papierkowej roboty, przestudiował już większość policyjnej dokumentacji archiwalnej. — Obchodzą się z tobą jak z jajkiem. Aż tak jest z tobą źle, Pearson? — przechyliła nieznacznie głowę w bok, taksując go wzrokiem, jakby sama próbowała dojść do odpowiedzi. Gdzie indziej szukać najbardziej wiarygodnych informacji, jak nie u samego źródła? O ile z tego wszystkiego nie pomieszały się jej ramy czasowe, to trochę już sobie urlopuje. Może był tak dobry w tym, czym się zajmuje, że teraz wolą dmuchać na zimne i przetrzymać go tak długo, jak się da. Jedyna dłuższa przerwa, jaka przychodzi jej do głowy w tym momencie, dotyczy Rhysa, ale to już inna bajka. Zdecydowanie inna.
— Już się tak nie chwal, bo jeszcze ktoś nam pozazdrości braku życia prywatnego — przewróciła oczami z rozbawieniem po czym delikatnie odepchnęła się od szafki. — Szczęście, że krew cały czas mnie kręci, bo inaczej faktycznie miałabym problem. Zawsze mogłam skończyć tutaj, prawda? — dodała wymownie, spoglądając na niego z zaczepnym uśmiechem. Oczywiście, że nie drwiła z jego obecnej sytuacji! No... może trochę, ale to bardziej koleżeńskie droczenie, z czego najwidoczniej zdawał sobie sprawę, skoro nadal wychodził z inicjatywą podwożenia jej do pracy. Eileen zdarzyło się czasami przekroczyć niepisaną granicę dobrego smaku, ale jedyne, co w tym wypadku mogło ucierpieć najbardziej, gdyby posunęła się ten jeden krok za daleko w stosunku do niego, to jej harmonogram, którego czasami się trzymała dzięki jego podwózkom. Nie przywiązywała się za bardzo do ludzi, a relacje z nimi wolała utrzymywać bez zbędnych zobowiązań. Jest to jej naturalny mechanizm zachowawczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........On miał swoje pięć minut, gdy uzbrojony po zęby łapał najgorszych przestępców i posyłał ich za kratki. Oczywiście nie należy to do najbezpieczniejszej pracy na świecie, czego zresztą niedawno miał okazję doświadczyć, ale to nie zmienia faktu, że jest to coś, co lubi robić. Nic dziwnego, że nie podoba mu się ta zabawa w papierkową robotę i już chciałby pójść w teren. Doskonale wiedział na co się pisze, gdy składał papiery do SWAT i jedna kulka, nawet ta będąca zagrożeniem dla jego życia, nie sprawi, że nagle zmieni zdanie. Owszem, po wypadku miał sporo czasu na przemyślenie pewnych spraw i na zastanowienie się nad własnym życiem. Zamiast jednak dojść do wniosku, że może lepiej trochę zluzować i nie narażać swojego życia, zerwał z własną narzeczoną, z którą za parę miesięcy miał brać ślub. Cóż, każdy ma inne priorytety. I to nie tak, że woli pracę od niej, bo wciąż mu na niej zależy — i właśnie dlatego pozwolił jej odejść. W swoim głupim rozumowaniu stwierdził bowiem, że będzie dla niej lepiej, gdy znajdzie sobie kogoś, o kogo nie będzie musiała codziennie się martwić. On zresztą też będzie spokojniejszy, gdy będzie miał pewność, że nie zagraża jej jego praca.
..........A ty kiedy zaczęłaś wpychać nos w nie swoje sprawy, co? — pyta z przekąsem, wywracając teatralnie oczami. Dla niego to wcale nie jest zabawne, bo zrobiłby wiele, aby uwolnić się od tego miejsca. Z drugiej strony nie jest tak źle, jak to sobie wyobrażał, bo przez ten czas zdążył odkryć, że jest to miejsce pełne naprawdę ciekawych historii. Niektórych mogłyby one zszokować albo zniesmaczyć, ale Ryder widział w swoim życiu już wystarczająco wiele jako policjant, a potem członek SWAT, że już chyba nic nie jest w stanie go zdziwić.
..........Jest coraz lepiej. Ale dmuchają na zimne, bo nie chcą powtórki z tamtego roku. Pamiętasz Millera? Wrócił za wcześnie i przy większym wysiłku podczas akcji pękła mu śledziona, przez co wykrwawił się na śmierć — odpowiada, powoli kierując się do rzędu biurek, gdzie przy jednym z nich rozbił sobie mini obóz. Kubek z kawą, jakiś pączek, telefon ze słuchawkami, no i papiery. Ogromny stos papierów. — Ale spokojnie, jeszcze trochę i więcej mnie tu nie zobaczysz — dodaje z nadzieją w głosie, bo naprawdę liczy na to, że góra dwa tygodnie i wróci do dawnego trybu. Całe szczęście, że w przerwach mógł korzystać ze strzelnicy, a od kilku tygodni już normalnie wrócił do biegania, bo jeszcze chwila bez jakiegokolwiek ruchu i naprawdę musiałaby go odwiedzać w psychiatryku.
..........Ha, ha, śmieszne — prycha, siadając na swoim krześle, po czym przysuwa drugie, stojące przy sąsiednim biurku, aby Eileen mogła do niego dołączyć. Skoro tu jest, to chyba oznacza, że na ten moment nie ma za dużo do roboty i nie musi wracać do swojej jaskini zwanej laboratorium. — Żebyś się z czasem nie zdziwiła. Znajdą kogoś lepszego na twoje miejsce, a ciebie wyślą tutaj. Nie, żebym ci tego życzył, ale wiesz… Wszystko jest możliwe — mówi, a potem posyła jej szeroki uśmiech. Tak już wygląda ich relacja — przytyki i żarty, które oboje rozumieją i akceptują. Zero obrażania się czy kłótni. A mimo to wcale nie są wielkimi przyjaciółmi, którzy po pracy chodzą wspólnie na drinka. Ich znajomość ogranicza się głównie do pracy i bycia sąsiadami.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Pomyśl o tym bardziej jak o koleżeńskiej trosce — odparła z lekkim przekąsem w odpowiedzi na zarzut wtykania nosa w sprawy, które jej nie dotyczą. Oczywiście, że w większości przemawiała przez nią zwykła ciekawość i to faktycznie mógł jej zarzucić, ale nie miała w zwyczaju zagłębiać się w rzeczy, które jej nie dotyczą i prędzej przeszłaby obok nich obojętnie niż okazała zainteresowanie. Prawdopodobnie jedynym powodem, jaki stał za zadanym przez nią pytaniem i jaki automatycznie wyróżniał go na tle reszty załogi w tym temacie, to fakt, że czasem zamienią kilka zdań.
— Ah, tak... Biedaczek. Przynajmniej dostał ładny wieniec — wzruszyła delikatnie ramionami, bo ani nie była blisko ze wspomnianym nieboszczykiem, ani też nie uważała, żeby wieniec, na który żłożyli się wszyscy pracownicy, był szczególnie ładny. Swoją część roboty wykonała, więc reszta niespecjalnie ją interesowała. Pracowała w środowisku, w którym śmierć była na porządku dziennym. Można powiedzieć, że trochę się z nią oswoiła i każda kolejna robiła na niej mniejsze wrażenie. Też miała problem ze zrozumieniem, dlaczego prawie cały zespół był pogrążony w dziwnym (i po dłuższym czasie uciążliwym) przygnębieniu w kolejnych dniach, przez co jej znikome pokłady entuzjazmu (przynajmniej w porównaniu z wówczas panującą atmosferą, bo normalnie też nim nie tryskała), z jakim zjawiła się w pracy po weekendzie, dzierżąc w dłoniach pudełko z pączkami dla najbardziej łakomych, zostały przyjęte tak chłodno. Ona akurat nie lubiła długo rozpamiętywać i żyć wydarzeniami, na których i tak nie ma się większego wpływu. — Cieszę się, że poprawnie odczytałeś prawdziwe intencje idące z tym pytaniem. Musiałbyś mieć naprawdę wyjątkowego pecha, żeby po takiej mobilizacji w postawieniu Cię na nogi, złamać nawet paznokcia — uśmiechnęła się półgębkiem po czym niespiesznym krokiem podążyła za Ryderem.
— Nie ma nikogo lepszego ode mnie, Pearson — wtrąciła jeszcze w połowie jego zdania, tonem tak nonszalanckim, jakby była już zmęczona tym brakiem wiary w jej umiejętności, przy tym w kółko powtarzając jedną i tą samą kwestię. — Nawet jeśli, to nie musisz się obawiać, że zwrócę się do Ciebie o wytyczne. Wolę samodzielną eksplorację — dodała, siadając na podsuniętym krześle, a jej usta wykrzywiły się w przekornym wyrazie. Może dlatego była takim dobrym graczem. — Poza tym nie masz pewności czy mój następca wykaże się tak anielską cierpliwością i będzie w stanie znosić twoje towarzystwo, więc nie kracz — rzuciła z nutą rozbawienia w głosie.
— To co właściwie robisz, kiedy nikt nie patrzy? — uniosła brwi, wskazując na akta w jego dłoniach, na wypadek gdyby miał wątpliwości i przyszło mu do głowy, żeby zacząć przybliżać jej sytuacje z innej sfery swojego życia. Co prawda podejrzewała, że szanse na to są marne i nie musiała się o to martwić, ale jak to kiedyś ktoś powiedział: strzeżonego... i tak dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Już dawno stwierdził, że Eileen to raczej samotny, wycofany wilk. Zdziwiło więc go to, że od czasu do czasu wymienią parę zdań, a nawet to, że zgodziła się, gdy zaproponował jej podwózki do pracy. Nie widują się zbyt często, a i tak ma wrażenie, że w pracy jest osobą, która ma z nią najczęstszy kontakt. Nie żeby narzekał, bo lubi jej towarzystwo — jest zdecydowanie bardziej ciekawe, niż towarzystwo policjantów po pięćdziesiątce, którzy siedzą przy biurkach i nie mają zbyt dużo do powiedzenia. Nawet banda facetów, z którymi dogaduje się dużo lepiej, czyli jego jednostka, czasem go męczy i zamiast piwa przy meczu, ma ochotę po prostu z kimś porozmawiać. Eileen może i jest specyficzna, nie nadaje jak najęta, w przeciwieństwie do większości kobiet, ale to właśnie w niej ceni.
..........Ceni też to, że jako jedna z nielicznych nie jest fałszywa. Ci wszyscy ludzie chodzący posmutniali po śmierci Millera? Kłamstwo. Widział przecież, jak tego samego dnia, co był pogrzeb, część z tych osób bawiła się wieczorem w barze niedaleko komisariatu. Nie twierdzi, że jego śmierć ich nie obeszła, bo nawet i jemu było przykro, choć mężczyzny prawie wcale nie znał, ale odrobinę przesadzali. I po co? Aby pokazać jacy to byli z nich przyjaciele? Na to chyba już trochę za późno.
..........W ich zawodzie śmierć nie powinna być zaskoczeniem. Albo inaczej — śmierć sama w sobie nie powinna być zaskoczeniem. Ludzie rodzą się i umierają; umierają z przyczyn naturalnych, przez chorobę, a czasem przez zupełny przypadek. Wie jednak, że trudno się na nią przygotować. I nie tyle, co na swoją, a swoich bliskich — rodzinę, przyjaciół, dzieci, miłość swojego życia. Żałobę tych jeszcze może zrozumieć, ale po co roztrząsać śmierć osoby, którą się ledwo znało? Ani nie pomoże to nam, ani nieboszczykowi. Trzeba żyć dalej, pomimo ludzi umierających dookoła.
..........Ostatnio ten pech coś mocno się mnie trzymał, mam więc nadzieję, że wreszcie mi odpuści — mówi, krzywiąc się nieznacznie. Postrzał to jedynie czubek góry lodowej, zaraz po tym wszystko wzięło w łeb, choć część to pewnie tylko i wyłącznie jego wina. Nikt mu przecież nie kazał zrywać z narzeczoną, to nie ona odeszła od niego, to była jego decyzja, chociaż w jego głowie mocno wiąże się to z owym wypadkiem na służbie. Stara się jednak o tym nie myśleć; stara się zamknąć ten rozdział w swoim życiu i skupić się na czymś innym.
..........To już zdążyłem zauważyć — mówi, uśmiechając się pod nosem. — I to nie tak, że w ciebie nie wierzę, żeby nie było. Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś jedną z najlepszych i byliby głupi, gdyby chcieli się ciebie pozbyć — mówi, tym razem już poważnie. To, że sobie dogryzają, wcale nie oznacza, że jej nie docenia. Zdaje sobie sprawę, że odwala naprawdę dobrą robotę, bo pamięta jej poprzednika i… Cóż, nie wspomina go zbyt dobrze. Następca mógłby być równie niekompetentny i irytujący, więc w zasadzie musi przyznać jej rację — powinien się cieszyć, że wciąż tu jest i na razie nigdzie się nie wybiera.
..........Czytam akta co ciekawszych spraw, słucham muzyki, jem — odpowiada ze śmiechem, wskazując na pudełko po pizzy ze wczoraj, którego wciąż nie uprzątnął. Ale i tak nie przychodzi tu ostatnio nikt oprócz niego, więc to małe faux pas na pewno przeszło niezauważone. — Nic ciekawego, tak po prawdzie. A ty co? Zabrakło dla ciebie pracy, że wyszłaś w końcu ze swojej jaskini? — pyta z ciekawością, bujając się nieco na swoim krześle.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Czy mi się wydaje czy ty się nad sobą użalasz? — spytała, a jej usta wygięły się w kąśliwym uśmiechu. Czyżby trafiła w czuły punkt? — Zawsze wiem, kiedy się pojawić — daleko jej było do pocieszycielki, więc jak tylko orientowała się, że robi się ckliwie, to wolała się ulotnić. Nie potrzebowała wysłuchiwać czyiś gorzkich żalów. To pewnie powód, dla którego trzymała się (o ile można to tak nazwać) z Ryderem w tutejszym kręgu; nie obarczał jej w ten sposób, ani ona jego, co jednak nie jest takim częstym zjawiskiem. Oczywiście wcale mu nie zazdrościła, bo gdyby to ona znalazła się na jego miejscu, nie mogąc wykonywać tego, w czym jest najlepsza, to szlag jasny by ją trafił. A jednak nie okazywała swojej wyrozumiałości aż nadto. No dobra, na pozór wcale jej nie okazywała, a przynajmniej można było tak wywnioskować, jeśli w ogóle jej się nie znało. — To zaraźliwe? — zażartowała, wypowiadając te słowa z wyraźną swobodą i jednoczesną świadomością tego, iż jest to niemożliwe, gdyż każdemu przysługuje jego własna porcja pecha. Dlatego też nie utraciła swojego początkowego entuzjazmu, ciągnąc temat dalej.
— Sam raczej się nie odczepi. Dlaczego by miał? — z różnych doświadczeń i obserwacji Eileen wynikało, że ludzie z natury są ofiarami losu, a przynajmniej lubią na takich pozować. Tak już zostali skonstruowani, to nieuleczalne schorzenie. — Zazwyczaj trzeba mu pomóc — dodała trochę nieco bardziej sugestywnym tonem. Mimo, że to wydaje się dość oczywistym rozwiązaniem, to nie zawsze takowe przychodzi do głowy w pierwszej kolejności. Właśnie dlatego, że jest tak bardzo oczywiste.
— Gdyby jednak, to liczę, że powtórzysz te słowa przed właściwymi osobami — przewróciła oczami, naturalnie, nie mówiąc poważnie. Nie dlatego, że nie potrzebowała wstawiennictwa, ale taki scenariusz był jej zdaniem daleki od powodzenia. Miała na swoim koncie kilka...naście spóźnień, ale chyba żadne z nich jeszcze nie przybliżyło jej do zwolnienia. Jeśli to ostatecznie spóźnialstwo doprowadziłoby do zakończenia policyjnej kariery, to cały jej wysiłek włożony w przewinienia faktycznie godne potępienia nie miał sensu i poszedł na marne.
— Brzmi jak super zabawa. Prościej by było powiedzieć, że tu mieszkasz — skwitowała, uśmiechając się półgębkiem, kiedy tak przemykała wzrokiem bo jego niezbędnych rzeczach przy pracy. Nawet wstała, żeby móc lepiej się co poniektórym przyjrzeć, jakiemuś stosikowi akt zalegającym na biurku, z których odczytała temat sprawy. — Uznałam, że to tego obrazka nędzy i rozpaczy brakuje tylko mnie. Mam nadzieję, że protokół nie zabrania przyjmowania gości — uniosła brwi, dając złudne wrażenie, że faktycznie zamierza się do czegoś dostosowywać. Zawiesiła spojrzenie na mężczyźnie i oparła się pośladkami o mebel, przy którym stała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........I znów wywraca oczami. Chyba jeszcze nie do końca przyzwyczaił się do tego, że czego nie powie, Eileen zawsze znajdzie sposób, aby wbić mu niewielką szpilkę. Nie żeby miał jej to za złe, gdyby mu się to nie podobało, unikałby jej jak ognia, ale czasem po prostu się zapomina. Wszakże nie wszyscy są tacy, jak ona, a w zasadzie ze świecą szukać drugiej takiej kobiety — co dla jednych mogło być plusem, dla innych minusem. Trzeba przyznać, że panna Shepherd jest dość wyjątkowa i zdecydowanie inna, niż większość przedstawicielek płci pięknej.
..........Skądże znowu. Za kogo ty mnie masz? — prycha, kładąc nogi na biurku, bo kto mu zabroni? I tak mało kto tutaj przychodzi, więc można uznać, że na ten moment, to on jest panem tego miejsca, a to oznacza, że może robić to, co mu się żywnie podoba. Gdyby ktoś widział co wyprawia, zapewne już dawno zwrócono by mu uwagę, a tymczasem jeszcze nikt mu nic nie powiedział. — Nie martw się, niczym nie zarażam — dodaje ze śmiechem. Gdyby pechem dało się zarazić, ludzie najpewniej omijaliby się szerokim łukiem. Niestety pech trzyma się wszystkich, po prostu w różnym nasileniu. Czasem siedzi cichutko, aby uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie, niekiedy robiąc z życia piekło. Zazwyczaj jednak to nie pech, a decyzje innych ludzi i, tak zwany, efekt motyla. Bo nie zawsze mam kontrolę nad swoim życiem, nawet jeśli niektórzy chcieliby, aby tak było.
..........Staram się jak mogę. — Wzrusza ramionami, ale nic więcej nie dodaje, bo gdyby Ryder i Eileen zaczęli rozmawiać na poważne tematy, z zagłębianiem się we własne życia i problemy, na dodatek bez przytyków i żartów, świat najpewniej by się kończył. To nie ten typ relacji, gdzie zwierzasz się osobie, której prawie nie znasz, bo łatwiej wygadać się komuś obcemu, kto cię prawie nie zna, niż bliskim. Ryder nawet obcym nie wyjawia swoich najskrytszych myśli, głównie dlatego, że sam nie jest jeszcze ich świadomy.
..........Masz to jak w banku — mówi poważnie, kiwając głową, bo akurat tutaj nie żartował. Może i nie są zbyt blisko, ale gdyby trzeba było jej pomóc w jakikolwiek sposób, zapewne by się zaoferował do tej pomocy, bo taki już jest. Zawsze chce dobrze, choć nie zawsze mu to wychodzi — jak w przypadku swojej narzeczonej. Niby chciał, aby była szczęśliwa i znalazła sobie kogoś, o kogo nie będzie musiała się tyle martwić, a i tak ją zranił i złamał jej serce, czego jest boleśnie świadom. O tym jednak zdecydowanie nie ma zamiaru rozmawiać z koleżanką z pracy.
..........Gdybym tu mieszkał, to również bym tu spał i brał prysznic, ale jak widzisz, nie uświadczysz tu ani łóżka, ani prysznica — wytyka jej, rozkładając bezradnie ręce. Gdyby się uparł, mógłby jednak skorzystać z pryszniców na komendzie, a i łóżka polowe można zapewne gdzieś znaleźć, ale jednak nie ma to jak swoje łóżko. — Niemniej goście są tu zawsze mile widziani. No, chyba że chodzi o Collinsa. Collinsa tu nie wpuszczamy. Naprawdę nie wiem jakim cudem tak nierozgarnięta osoba została policjantem — wzdycha, krzywiąc się nieznacznie na myśl o koledze z pracy. Gdyby jeszcze był stary i ślepy, miałby jakąś wymówkę, ale nie, koleś ma niewiele ponad czterdziestkę, nawet nie nosi okularów, a i tak zawsze się o coś potknie albo coś wywróci. I jeśli ktoś ma pecha, to na pewno jest to Collins.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Kto to wie? Może następnym razem przy skaleczeniu podczas golenia, powołają osoby do stałej obserwacji, dochodząc do wniosku, że w ten sposób targnąłeś się na własne życie — powiedziała z jawnym rozbawieniem. Jego obecna sytuacja i zawieszenie, w którym tkwił, choć niewątpliwie przykre w ogólnym rozrachunku, dawały jej duże pole do popisu w kwestii naigrywania się z niego. Mimo że minęło już trochę czasu, a jego rekonwalescencja przebiegała prawidłowo, jak widać, to jeszcze długo będzie z tego żartować. Przynajmniej dopóki się nie znudzi albo nie znajdzie innego obiektu do żartów. — Musisz znaleźć inne miejsce do ukrywania się przede mną, skoro to już znam — dodała w odniesieniu do dokazywania i dużego prawdopodobieństwa, że może to być dla niego uciążliwe, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to trochę jak niezobowiązująca zapowiedź nachodzenia go. Cóż, ona nie zamierzała przestać tylko ze względu na ten fakt, więc jeśli już miałyby zostać wszczęte jakieś środki zapobiegawcze, to prędzej z jego inicjatywy.
— Nie wiem, czy to znowuż jest takie dobre — skomentowała słowa odnośnie tego, że niczym nie zaraża. W jej mniemaniu nawet negatywne nastawienie, jakie zazwyczaj rozsiewała czy przenosiła na nieco mniej odporne jednostki dookoła siebie, było już lepsze niż jedno wielkie nic. Spojrzała na niego badawczo i dodała: — W porządku. Nie będę cię bardziej dobijać. Przynajmniej na razie. Cała tutejsza ekipa robi to chyba najlepiej ze wszystkich. — Gdyby ktoś nie znał Eileen w ogóle, mógłby pomyśleć teraz, że przez jej twarz przebiegł cień czegoś w rodzaju współczującego uśmiechu. Miała nadzieję, że Ryder nie należał do tych śmiałków i wysoko rokujących schizofreników. W przeciwnym razie trochę by go pożałowała mimo wszystko.
— Wbrew pozorom to wcale nie są rzeczy, bez których nie można się obejść. Wydaje mi się, że przebywałeś w gorszych warunkach. — Spojrzała na niego wymownie, rzecz jasna mając tu na myśli jego prace i warunki, w jakich czasami się odbywała, bo źeby znaleźć się tu, gdzie jest, zapewne musiał najpierw przejść jakąś rekrutację czy też szkolenia. Nie wiedząc czemu założyła, że w tym celu, kilka razy w swojej karierze musiał biegać i tarzać się po błotnistych polach, umorusany po pachy, a sen w ciepłym, wygodnym łóżeczku, to ostatnia rzecz, o jakiej myślał, dla większego powodzenia. Przynajmniej z początku czy w trakcie akcji, bo po wszystkim wydaje się to być czymś tak palącym, że wręcz dalekim od osiągnięcia. — Zgaduję, że wszystkie miejsca w budkach z hot-dogami były już zajęte — mruknęła tylko w odpowiedzi na wzmiankę o Collinsie i podniosła się do pionu, kierując w stronę wyjścia. Zatrzymała się jeszcze przy końcu alejki i obejrzała na mężczyznę.
— Mam całkiem pokaźny szereg odstręczających cech, więc jakbyś uznał, że przydadzą się w odstraszaniu pecha, to znasz drogę do jaskini — rzuciła bez większego przekonania. — Doceń to, normalnie nie jestem taka hojna i wspaniałomyślna. — Uśmiechnęła się nonszalancko po czym zniknęła za regałami, a po niej został już tylko dźwięk zamykanych drzwi do archiwum, które opuściła.
  • zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

6.
Outfit

Tak, jak Ethel słusznie przypuszczała, po wizycie w prosektorium, ich śledźtwo nadal stało w tym przeklętym, martwym punkcie. Owszem, otrzymali obiecany raport z sekcji zwłok, lecz tak naprawdę niewiele wniósł on do prowadzonego dochodzenia, gdyż zawierał informacje, które śledczy posiadali już w swej wiedzy, a przynajmniej wiekszość z nich. Kobieta żywiła jednak cichą nadzieję na to, że w końcu uda im się trafić na coś, co popchnie sprawę do przodu. Oby tylko nie było to kolejne zabójstwo...
Poza pracą, która obecnie była najważniejszym elementem egzystencji Pani Detektyw, jej życie powoli zaczynało wracać do normalności, będąc już chyba na tych najwłaściwszych torach. Tak, jak brunetka obiecała samej sobie, kilka dni temu udała się na swoją pierwszą w życiu sesję z terapeutą. Choć początkowo była do tego wszystkiego sceptycznie nastawiona, wychodząc stamtąd zmieniła zdanie, decydując o kontynuowaniu rozpoczętej przez siebie terapii, poprzez regularne wizyty w gabinecie, które miały odbywać się co dwa tygodnie. Dodatkowo, odzyskując swoją psychiczną równowagę, Farrow postanowiła, że trochę uważniej przyjrzy się śmierci Bena.
Oczywiście kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że być może swym postępowaniem, rozpęta prawdziwą burzę, wciąż pamietając o tym, jak przełożeni kategorycznie zakazali jej uczestnictwa w dochodzeniu, dodatkowo wysyłając ją na przymusowy urlop. Jakież wielkie bylo jej zdziwienie, kiedy po zaledwie dwóch tygodniach, gdy wróciła do czynnej pracy, okazało się, że śledztwo zostało zamkniete, a sama śmierć Barrowsa, uznana za nieszczęśliwy wypadek. Akurat... Ethel dałaby sobie rękę uciąć za to, że sprawa śmierci jej byłego partnera, została najzwyczajniej w świecie zamieciona pod przysłowiowy dywan, bo tak było wygodniej, a przede wszystkim, bezpieczniej dla tych wszystkich ewentualnych "głów" które mogłyby posypać się, gdyby prawda jednak wyszła na jaw.
Niestety ciemnowłosa, nie mogła nikomu powiedzieć o swych planach, czy przypuszczeniach. Nawet Lio nie miał prawa wiedzieć. Kobieta zdążyła poznć go już na tyle dobrze, aby zakładać, że zapewne ten zechce odwieść ją od tego szalonego planu. Zresztą tak naprawdę, nikt nie wierzył jej, gdy ta otwarcie mówiła o zabójstwie Bena. Dlatego też brunetka korzystając z luźniejszego dnia na komendzie, wybrała się do archiwum, aby tam móc w spokoju przejrzeć akta sprawy, czy ogólnie poszperać w papierach, które mogłyby ją na cokolwiek naprowadzić.
Ethel była tak pochłonięta swym obecnym zajęciem, że nawet nie zorientowała się, że w pomieszczeniu nie jest sama. Dopiero, gdy poczuła na sobie czyiś wzrok, uniosła znad dokumentów swe uważne spojrzenie zielonych oczu, dostrzegając niestety przed sobą samego Crane'a
- Jezu Lio! Chcesz mnie do zawału doprowadzić? - Warknęła szeptem, zamykając jednocześnie akta, tak aby Lionel nie dostrzegł, co kobieta tak namietnie przeglądała...
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śledztwo stanęło w martwym punkcie, tak jak ówcześnie podejrzewał. Zbyt mało dowodów, poszlak czy pozyskanych informacji, aby pchnąć wszystko do przodu. Na chwilę obecną, mieli tylko jedną ofiarę. Tylko jedną dziewczynę, która tak łudząco przypominała mu Lily - przez to wariował, dobitnie. Myślami zawsze gdzieś daleko, przenosił się na niebezpieczne rejony makabrycznych obrazów. Utożsamiał córkę z denatką; niekiedy zastanawiając się, co by się z nim stało, gdyby to rzeczywiście była ona. Już teraz podupadł na zdrowiu psychicznym, toteż w tej brutalnej i kryzysowej sytuacji zarazem, zapewne wylądowałby w zakładzie dla umysłowo chorych.
- Chyba się starzeję - rzucił do siebie w myślach, gdy kończył już dzisiejszego popołudnia drugą kawę - Jeszcze chwila, a pikawa mi siądzie - na owe stwierdzenie wręcz zrobił nietęgą minę i z wyrazem odrazy zerknął na opróżniony już kubek. Kofeina była złem, głupim uzależnieniem, a nie lekiem. Przede wszystkim nie na bezsenność, która mu towarzyszyła od ostatnich tygodni. Odruchowo też swym zmęczonym i bezbarwnym wzrokiem omiótł akta prowadzonej sprawy. Po kilku sekundach zatrzasnął je, mając już dość wgapiania się w zdjęcia z przeprowadzonej sekcji zwłok. Przecież to nie przyniesienie mu niczego dobrego; poza zwodniczymi obrazami, wyjętymi wprost z horrorów.
Był sam. W ciasnym biurze, które stało się jego drugim domem już lata temu. Deszcz mocno zacinał o szkło okienne, gwarantując jakąś ogłuszającą muzykę, przypominającą ten młodzieżowy dubstep, za jakim ani trochę nie przepadał.
Nagłe urwanie pogodowe chyba każdemu dało się we znaki. A co gorsza, w prasie, telewizji i radiu zapowiadano, że to dopiero początek zdradliwych anomalii atmosferycznych.
Crane westchnął przeciągle, po czym wierzchem dłoni przetarł twarz. Ethel, jego partnerka powinna już przecież wrócić z kolejną dawką gorącej i tak kuszącej kawy. Chyba, że gdzieś po drodze zbłądziła, albo ekspres znacząco odmówił posłuszeństwa.
Lio zatem postanowił wyruszyć na jej poszukiwania - nieco niechętnie zatem zwlókł się z miejsca i opuściwszy biuro, skierował się w stronę pomieszczenia gospodarczego, które mieściło się kilka pokoi dalej. Ku zdziwieniu, nie dostrzegł tam detektyw Farrow, co zwiększyło jego czujność i obudziło wątpliwości.
Może skoczyła po coś do jedzenia?
Raczej by go o tym poinformowała, w razie, gdy sam zapragnąłby coś wrzucić na ząb.
- Hej, Ryan. Widziałeś gdzieś Ethel? - zaczepił na korytarzu barczystego blondyna, który na powitanie posłał mu lekki uśmiech.
- Tak, cześć. Widziałem, jak schodzi do archiwum. .
To zadziałało jak bodziec, pierdolona plachta na byka. Nie siląc się na dalsze pogawędki, darując sobie dziękuję , Crane poddenerwowanym krokiem ruszył do miejsca ówcześnie mu wskazanego.
Drzwi od archiwum pchnął tak delikatnie, że nawet płytko drzemiący duch, nie zanotowałby jego przyjścia. Kilka schodków pokonał w podobnym tonie maskowania. Aż finalnie stanął tuż za plecami Ethel. Od razu wyłapał akta, które raz po raz kartkowała.
Bem Burrows. Jej partner, który zginął w nieszczęśliwym wypadku kilka miesięcy temu i w co, jak wiedział od przełożonego, panna Farrow nie wierzyła.
- Przestań wreszcie węszyć w tym podstęp - rzucił twardo, gdy kobieta z niepokojem odkryła, że nie jest tu sama.
Jakoś mało dbał o to, że bezczelnie ją wystraszył.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę powiedziawszy, pójście po kolejną już tego dnia kawę, od samego początku do końca, było tą okazją, na którą kobieta czekała. Zwyczajnym pretekstem, jaki pozwoliłby jej wymknąć się chociażby na kilka minut z dzielonego z Lionelem biura, po to aby móc zakraść się do archiwum, nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń. W końcu, jakby na to nie patrzeć, od śmierci Bena, minęło kilka miesięcy, podczas których, Ethel siedziała grzecznie na swoich zgrabnych czterech literach, pracując zawzięcie nad kolejnymi sprawami, czy poprawą swoich obecnych relacji z nowym partnerem. Wszystko po to, aby uśpić czujność, przyglądających się jej z uwagą przełożonych. Gdyby troszkę dłużej nad tym pomysleć, brunetka dałaby sobie rękę uciąć za to, że przydzielenie jej do współpracy akurat Crane'a wcale nie było dziełem przypadku. Każdy na tym pieprzonym posterunku wiedział, że ten konkretny mężczyzna jest wyjątkowo trudny w obsłudze. Choć ta dwójka nigdy nie poruszała tego trudnego dla Pani Detektyw tematu, Farrow była przekonana niemalże w stu procentach, że jej nowy partner, przy zleconej współpracy z nią, otrzymał także odpowiednie instrukcje, które miały na celu, utrzymać ją z dala od grzebania w sprawie związanej ze śmiercią Burrowsa.
Właśnie dlatego ciemnowłosa, użyła tego niewinnego podstępu, aby móc w spokoju i bez żadnych wyrzutów sumienia, zajrzeć do tych pierwotnie zakazanych dla niej akt. To nagłe i niespodziewane swoja drogą, pojawienie się Lio, jak widać na załączonym właśnie obrazku, skutecznie pokrzyżowało plany kobiety. - Dlaczego tu jesteś? Nie byłeś przypadkiem zajęty? - Zapytała dość wyzywająco jak na nią, jednocześnie świdrując mężczyznę spojrzeniem swych kocich, zielonych oczu. Nie spodobało jej się to, że zakłócał jej obecne zajęcie. Do tego ten ton...za kogo on się uważał?! - Nikomu krzywdy nie zrobię tym, że sobie do nich zajrzę. Zresztą, to nie Twoja sprawa, więc się do tego nie mieszaj. - Auć, to nie było zbyt miłe i Ethel doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Niestety nic nie mogła poradzić na to, że był to wyjątkowo drażliwy dla niej temat.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był podirytowany - tak, to chyba trafne określenie stanu, w którym obecnie trwał.
Wyruszając ówcześnie na poszukiwania Ethel, był niemal pewny, że natrafi na nią w pomieszczeniu gospodarczym, gdzie w najlepsze oddawałaby się plotkom z jakąś zaprzyjaźnioną policjantką, toteż zapomniałaby o bożym świecie.
Wystarczyło jednak, aby Ryan rozwiał jego wątpliwości, aby przedstawił faktyczny stan rzeczy, który jednoznacznie rozjuszył Lio; zachęcił do ataku. W jednej chwili począł przypominać byka, którego drażni na oczach wszystkich widzów Matador.
Od jakiegoś czasu nie był sobą, co wiązało się przecież z prowadzonym śledztwem. Czasami brodził gdzieś głową w chmurach, stając się nieobecny na otaczającą go rzeczywistość oraz ludzi w niej trwających. W kolejnej chwili zaś wkurzał się bez większej przyczyny, jakoby bezradność gromadząca się w jego wnętrzu, pchała do działania bodziec odpowiedzialny za gniew.
Podzielał skrajnie odmienne zachowania, jakie stopniowo zbliżały go do doznania meritum szaleństwa.
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Nie, nawet to kurwa nie działało!
Zakradł się zatem do wnętrza archiwum. Pokonując jeden stopień po drugim przywodził na myśl jakiegoś pieprzonego ducha. Żądnego krwi drapieżcę, czającego się w mroku na swą ofiarę.
Zaczaił się wśród ciszy, przerwanej jedynie dźwiękiem kartkowanych akt. Słyszał też oddech kobiety, gdy stanął praktycznie tuż za nią. Pierw spokojny, acz głęboki. Po kilku sekundach jednak zyskał na sile - stał się przyspieszony, nieco urwany. Tak jakby ciemnowłosa dokopała się do czegoś w policyjnej dokumentacji, co jednoznacznie pobudziło adrenalinę do zwiększonej produkcji. Zwęszyła niedogodności. Coś, co ewidentnie nie dawało jej umęczonemu wnętrzu wyraźnego spokoju.
Swą naglą obecnością wzbudził jej niepokój. Nakrył na gorącym uczynku. Odkrył jej tajemnicę, bowiem zapewne przychodziła tu nie od dzisiaj. Wiedział to od swoich przełożonych, którzy nakazywali mu trzymać Ethel z dala od śmierci jej poprzedniego partnera. Gmeranie w takowych śmieciach zawsze prowadziło do obłędu - bo nie oszukujmy się, ale szukanie drugiego dna tworzyło nić wyczuwalnej paranoi. Przekłamaych faktów i zmyślonej rzeczywistości.
A byli przecież tacy, którzy chcieli, aby detektyw Farrow utrzymała trzeźwość umysłu. Aby nie dała się zatracić. By nie zaprzedała swej duszy diabłu.
- Owszem, byłem zajęty, dopóki nie uświadomiłem sobie, że przyrządzenie kawy było Twoim jebanym pretekstem do tego, aby grzebać w tym syfie - skinieniem głowy wskazał na akta, które uprzednio kobieta zatrzasnęła; w obawie, że Lio kątem oka dostrzeże ich treść. Przyswoi rząd słów ozdabiających jasne kartki.
Słowa, a raczej ich sedno uruchomiły niewidzialny zapłon. Uaktywniły silny bodziec, który sprawił, że ciemnowłosy w następnej sekundzie chwycił Ethel za ramiona i przy pomocy wyczuwalnej siły przyszpilił ją do pobliskiego regału. Plecy musiały odczuć dyskomfort, gdy bez pardonu zderzyły się z zakurzonymi półkami. Aczkolwiek, Crane miał to gdzieś.
Bo kurwa nie był sobą. Znowu nie był sobą.
- Tak się składa, że to również moja sprawa - ze złością wycedził przez zęby - Bo w jakimś stopniu jestem za Ciebie odpowiedzialny. Czy to Ci się podoba, czy też nie...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko Panna Farrow wiedziała, że zostanie tak szybko zdemaskowana, z całą pewnością nieco bardziej, przyłożyłaby się do powierzonego samej sobie kilka miesięcy temu zadania. Wciąż pamiętała tę przeklętą po wsze czasy, wizytę w prosektorium. To właśnie tam, widziała swojego zawodowego partnera, wieloletniego przyjaciela, a nawet i brata po raz ostatni. To własnie w tamtym miejscu, stojąc nad ciałem, w którym niestety nie było już żadnych oznak życia, poprzysięgła samej sobie, że zrobi wszystko co tylko znajduje się w jej mocy, aby rozprawić się z tymi, którzy przyczynili się do śmierci tak wspaniałego człowieka, jak Ben. Kochającego męża i ojca, oraz świetnego policjanta. Ta przysięga miała znacznie większe znaczenie, niż jakiekolwiek zakazy, bądź nakazy przedstawione jej przez przełożonych.
Choć z początku Ethel bardzo się starała, ostatecznie zupełnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego do jasnej cholery absolutnie nikt jej nie wierzył? Przecież w całej tej sprawie, związanej z rzekomym, śmiertelnym wypadkiem Burrowsa, coś ewidentnie było nie tak. Całe to niby dochodzenie, jak i jego przebieg, śmierdziały na kilometr. Zresztą, jakby na to nie patrzeć, gdyby faktycznie było tak, jak twierdzą wszyscy dookoła, wtedy nikt nie patrzyłby z taką uwagą na ręce, oraz niemalże każdy krok postawiony przez Panią Detektyw. To nagle zainteresowanie przełożonych jej osobą, niemalże od razu, stało się nawet bardziej, niż podejrzane. A co więcej, tylko mocniej utwierdzało brunetkę w tym wysnutym przez nią wcześniej przekonaniu.
Czy wroga wręcz postawa Crane'a ją dziwiła? W żadnym wypadku. Jeśli faktycznie dobrze przypuszczała i dostał on odpowiednie "nstrukcje z góry" to nic dziwnego w tym, że irytuje go fakt, że kobieta usilnie próbuje się wychylić przed szereg, uparcie grzebiąc w czymś, w czym absolutnie grzebać nie powinna. Jednak w danej chwili ciemnowłosa, miała to najzwyczajniej w świecie w nosie. Teraz przynajmniej dla niej, liczył się tylko i wyłącznie cel, jaki sobie wyznaczyła. - Co Ci do tego, Crane? - Rzuciła niezmiernie oschle, jednocześnie mierząc go przy tym dość wymownym spojrzeniem. Kobieta już na końcu języka, miała starannie przygotowaną wiązankę siarczystych przekleństw, którymi chciała obrzucić swojego partnera, lecz zwyczajnie nie zdążyła tego uczynić, gdyż jego nagłe, niespodziewane swoją drogą zachowanie, sprawiło że Farrow naprawdę zwątpiła.
Gdy jej plecy z dosyć dużą siłą, zderzyły się z pobliskim regałem, kobieta wydała z siebie cichy jęk. Ogromne zdziwienie w połączeniu z bólem, doprowadziły do tego, że i w niej irytacja, wraz z gniewiem, zapłonęła ze zdwojoną wręcz siłą. Właśnie dlatego, Ethel zacisnęła obie, wyraźnie drżące od emocji dłonie na połach koszuli, należącej do detektywa po czym silnym szarpnięcem, przyciągnęła go do siebie. - Następnym razem, jak będziesz chcia...- Zaczęła nawet coś mówić, ale nagle urwała wpół zdania. W tym właśnie momencie, kobieta zdała sobie sprawę z tego, że Lio znajduje się znacznie bliżej niej, niż ona sama by sobie tego życzyła. W milczeniu, wpatrywała się w te niemalże czarne, zimne oczy, czując jednocześnie kojące ciepło, bijące od jego muskularnego ciała. Przy nim, Ethel popadała ze skrajności w skrajność, nieoczekiwanie pragnąc czegoś, co pierwotnie winno być dla niej nieosiągalne. W końcu, nie na darmo powiadają, że to co zakazane smakuje nalepiej, prawda? - Pieprzyć to... - Mruknęła, po czym wspięła się na palce, wpijając w usta Crane'a z żarliwością, o jaką nigdy wcześniej nie podejrzewałaby samej siebie...
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”