WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzisiejszy dzień w pracy był dla niej wyjątkowo ciężki, przez jej własna głupotę jakim było oglądanie całą noc serialu Bridgerton na Netflixie, przez co tak naprawdę w ogóle nie spała. Każda minuta w pracy wydawała się jakby była godzina, a godzina jakimś nowym sposobem na liczenie czasu. Na dodatek było wyjątkowo sporo pracy i to głównie spotkania z klientami (tymi żywymi), którzy dzisiaj niesamowicie działali jej na nerwy. Płacze, próby wyżalenia się jak to teraz jest ciężko, jak sobie nie wyobrażają życia bez nieboszczka, a nawet trafiła się rodzina, która zaczęła się wykłócać o kolor trumny, dobierając go do koloru oczu! W ciągu całego dnia wypiła trzy mocne kawy, a kiedy nadeszła godzina siedemnasta nawet nie zajrzała do Virginii czy Blake’a - z którym nadal nie porozmawiała na temat wydarzeń ze świąt - tylko od razu wsiadła za kierownice swojego nie tak nowego samochodu.
Nie zajechała nawet do sklepu, bo w planach miała długa kąpiel z kieliszkiem czegoś mocniejszego, a później jointa w łóżku z netflixem w tle - tak, paliła w łóżku i nie, jeszcze się nie spaliła - i zapewne odsypianie poprzedniej nocy.
Ale- o bogowie! Czy na jej miejscu parkingowym stał super drogi Aston, zdecydowanie nie należący do niej? Zmarszczyła brwi próbując obczaić czy samochód na pewno stoi pusty, bez właściciela, ale kogo oba chciała oszukać? Ewidentnie nikogo w nim nie było. Wkurzona, dzięki temu trochę pobudzona - okrążyła parking kilkukrotnie z nadzieja, ze jego właściciel w końcu się pojawi i sobie odjedzie, ale to byłoby zbyt proste. Zaparkowała więc jak najbliżej mogła i pospiesznie skierowała się do mieszkania - jak myślała - właściciela tego pięknego woza.
Saoirse słyszała o Alexandrze Win- Hamiltonie. Poza tym, ze był osoba publiczna, a Sao należała do osób, które korzystały z social media, to ich sąsiadka, Karen, zdążyła poinformować ją o szczegółach dotyczących nowego sąsiada. Podczas jej monologu przy skrzynce na listy kilka tygodni temu, zdążyła wypowiedzieć się na jego temat i w dobrym tobie jak i tym typowo karenowym. Wspomniała tez numer jego mieszkania i piętro, które zamieszkuje (nie wnikała skąd to wiedziała) i w tej chwili była jej wdzięczna za te wszystkie sąsiedzkie ploteczki. Dzięki temu nie musi czatować na parkingu czy wypytywać Vex, która może jakimś cudem by wiedziała, a po prostu po wejściu do windy nacisnęła guzik, który zawiezie ja na dziesiąte piętro. Oczywiście chwile to trwało zanim dojechała do celu, dzięki czemu mogła ułożyć w głowie co mu powie. Co prawda Alexander wyglądał na typa, który się nie przejmuje innymi, ona tez kiedyś taka była i obracała się w takim towarzystwie, ale przynajmniej upomni dupka i może następnym razem pomyśli? Może myliła się co do jego osoby, a opinia publiczna - tak, sprawdzała czasami Pereza Hiltona - była stekiem bzdur i- ding! Winda się zatrzymała, a drzwi otworzyły i chociaż Hughes przez sekundę zwątpiła czy był to dobry pomysł, dziarsko ruszyła do drzwi z numerem 243. Najpierw spokojnie zapukała, ale kiedy mężczyzna nie otworzył jej drzwi w ciągu sekundy zrobiła to ponownie tyle, ze głośniej i później jeszcze mocniej, aż waliła w jego drzwi z pieści. Przestała, gdy któreś z jego sąsiadów otworzyło drzwi by sprawdzić co się dzieje, a ona nawet nie zamierzała się tłumaczyć. A kiedy Hiamilton w końcu raczył otworzyć zastał Saoirse z mina wyrażająca wkurzenie, z niezapiętym płaszczem odsłaniającym w pełni jej ubranie - biała koszula i pastelowo-turkusowe cygaretki. Była od niego jakieś dziesięć centymetrów niższa, przez swoje szpilki rzecz jasna, a włosy związane w niski kok.
- Nie wiem co sobie myślałeś, panie Hamilton, parkując na moim miejscu, ale potrzebuję byś przestawił swój samochód. - nie obchodziło ją gdzie go postawi, czy znajdzie miejsce, czy takowe w ogóle posiadał - chociaż patrząc na jego markowe ubranie na pewno wykupił apartament razem z miejscem na swój samochód - ale miał przestawić tego bajecznego Astona i koniec kropka. Miała przecież plany, sama ze sobą, wiec im szybciej, tym lepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

V Wciąż przyzwyczajał się do Seattle. Chociaż miasto było również jednym z największych w kraju, było zupełnie inne od Nowego Jorku czy Londynu, gdzie żyło się trochę jak odrębnej bańce. Nawet do Los Angeles potrafił szybciej się przyzwyczaić, pomimo innej mentalności i stylu życia. Na każdym kroku uderzała w niego normalność, do której w ogóle nie przystawał. Pomimo to, wciąż nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego wybrał życie, a właściwie ucieczkę do tego miejsce. Może dlatego, że dla każdego innego znalazłby świetną wymówkę, przez którą nie udał się nigdzie indziej. Dla Seattle nie potrafił, co czyniło je świetną lokalizacją na ucieczkę.
Życie sąsiedzkie też nie było jego mocną stroną. Nie zakładał, że zostanie tutaj bardzo długo i ewentualnie wróci do swojego ukochanego apartamentu na Upper West Side. Dlatego nie bawił się w żadne zagadywanie sąsiadów, żyjąc sam dla siebie. Oczywiście dostrzegał rzucane na niego spojrzenia dłużej mieszkających lokatorów, lecz zupełnie miał to gdzieś. Domyślał się, że dla jednych stanowi całkiem ciekawą, nową atrakcję, zaś inni dostrzegą w nim zagrożenie, jako osoby cieszącej się największą sławą w budynku. To jednak i tak było nic, w porównaniu z nowojorskimi, bogackimi sąsiadami. Dla niego to była normalność. Tą szkołę dwulicowości przechodził przecież już ponad 30 lat, żyjąc głównie w takim świecie.
Jak każde inne popołudnie w ostatnim czasie spędzał na kanapie, sącząc powoli swojego ulubionego Blue Label. Zajmując się błahostkami albo po prostu się leniąc wyczekiwał godzin wieczornych, kiedy to uda się do swojego niedawno wykupionego klubu, który trochę odświeżył na swoją modłę, starając się zrobić z niego luksusowe i eleganckie miejsce, a następnie na nowo otworzył. Musiał przyznać, że to była jego z lepszych decyzji w ostatnim czasie. Chociaż nadal pragnął stać na czele jednego z największych koncernów farmaceutycznych, to na razie prowadzenie klubu i imprezowanie u siebie przynosiło mu również sporo frajdy.
Jego niczym nie zmącona cisza została nagle przerwana przez pukanie do drzwi. Siedząc w tej samej pozycji przesunął źrenicę w stronę drzwi wejściowych. Gapił się na nie przez parę sekund, gdy nie podjął decyzji, jak zareagować. Ostatecznie olał pierwsze sygnały, nie mając ochoty użerać się z nieznajomymi. Kobiety raczej również nie przychodziły do jego apartamentu tak wcześnie. Naiwnie wierząc, że przybysz za moment sobie pójdzie z rosnącą frustracją słuchał coraz to głośniejszego walenia w jego drzwi. Uderzenia pięściami kompletnie wytrąciły go z równowagi, co wcale nie było jakimś wyczynem, ale czasem lepiej go było nie testować.
- Kurwa, na litość boską. – powiedział do siebie zrywając się z kanapy, po czym przeszedł do wejścia. Otworzył drzwi i ściągnął brwi, patrząc znacząco na młodą kobietę o całkiem niezłym wyglądzie, co jednak nie wpłynęło łagodząco na jego stan. Bez słów, samym mocnym spojrzeniem opieprzał ją za dobijanie się do jego drzwi, nie używając jeszcze ust, gdyż blondynka wyglądająca na zirytowaną szybko przedstawiła mu swoje żale.
- Po pierwsze, nigdy więcej nie wal w moje drzwi. Po drugie, nie mam teraz czasu na twoje małe problemy. Zaparkuj swojego grata gdzie indziej. – odpowiedział jej ostrym tonem, jeszcze przez moment mierząc spojrzeniem. Jeśli myślała o dobrodusznym rozwiązaniu tej sprawy, trafiła pod zły adres. Z resztą, co go to wszystko obchodziło? Miał wiedzieć, gdzie parkować, a gdzie nie? Nonsens.
- Coś jeszcze? – dopytał unosząc jedną brew wyżej, gotowy zamknąć już przed nią drzwi i zostawić ją samą, z wytworzoną przez nią komplikacją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej mina wcale nie złagodniała kiedy Alexander w końcu postanowił ruszyć szanowne cztery litery i pofatygował się, by wysłuchać jej żalu. Co więcej, chyba nawet jeszcze bardziej wkurzyła ją postawa mężczyzny, którego typ wcale nie był jej obcy. Jeszcze przed rokiem obracała się w towarzystwie ludzi bogatych i niestety takich dupków jak on było znacznie więcej niż człowiek by sobie tego życzył.
Oczywiście wcale nie spodziewała się innej odpowiedzi tuż po tym, gdy przestudiowała jego mowę ciała. Nawet prychnęła podczas jego odpowiedzi, wkurzając się jeszcze bardziej, bo Sao nie jeździła przecież gratem. Co prawda nie był to najmłodszy model, ale nie miał prawa z góry zakładać, że nie stać ją było na Astona (nie było, nie bez pieniędzy taty, ale przecież nie musiał tego wiedzieć).
Sam żeś grat, Hamilton. – odpowiedziała wściekle, żałując jednak tych słów już po sekundzie. Musiała brzmieć żałośnie, nawet nie było ją stać na dobrą ripostę! Miała ochotę strzelić sobie w czoło z otwartej dłoni, ale nawet się nie ruszyła, tylko prowadziła z nim jakąś dziwną walkę na spojrzenia - kto jest groźniejszy? Kto dłużej nie będzie mrugał? Sama nie wiedziała co miała zamiar tym ugrać, poza tym, ze chciała by przestawił swoje super nowe auto. – Słuchaj, mam to w dupie, ze jesteś Hamiltonem, znam twój typ. Po prostu przestaw swoje auto, bo tak jak i ty chce skorzystać z wolnego po południa i nic nie robić na kanapie z whisky i jointem. – za to ona z góry uznała, ze Alexander nic nie robi, poza piciem i korzystaniem z dobrodziejstw innych używek, niekoniecznie trawki; trochę tez zeszła z tonu, jednak jej zdenerwowanie wcale nie było mniejsze. Po prostu nie chciała robić scen na korytarzu, a już miała wrażenie, ze niedługo będzie na języku Karen, od której zawsze dowiaduje się kilku smaczków o sąsiadach, których nawet nie kojarzyła. Co z tego, ze mieszkała tutaj kilka lat, ale podobnie jak i on, nigdy nie wdawała się w sąsiedzkie przyjaźnie, bo widziała tylko czubek własnego nosa.
Na w razie czego była jednak gotowa, by zablokować mu zamknięcie drzwi, bo jednak nie zamierzała odejść z niczym. Jedna dłoń ułożyła na talii, odchylając nieco swój płaszcz, który miała ochotę z siebie zrzucić. Robiło jej się gorąco - nie dlatego, ze kiedy miała szanse przyjrzeć mu się z bliska, a nie tylko na social media, zauważyła, ze wcale nie był taki nie w jej typie i na dodatek przypominał jej trochę Cedricka Diggory - policzki miała zaróżowione i zdawała sobie sprawę, ze z każda sekunda szanse na przegranie tego dziwnego pojedynku wzrastają, wiec przewróciła oczami, by pokazać mu, jak bardzo ma w nosie jego obelgi. Bo przecież nieważne, co teraz powie, Saoirse za kilka dni prawdopodobnie zapomni o całej kłótni, chyba, ze facet będzie po złości parkował ciagle w tym samym miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tylko jej mu właśnie brakowało do szczęścia. Małej wariatki, której codzienne życie zostało zaburzone przez byle precedens. Patrzył na nią z góry, dosłownie i w przenośni, próbując jakoś uspokoić się wewnętrznie, zarzucony małymi problemami, małych ludzi. Zaskoczyło go tylko lekko jej znajomość nazwiska, które posiadał. Bynajmniej nie była to okoliczność łagodząca. W głowie już wyrobił sobie o niej opinię, że musi mieć tak fascynujące życie, iż nie może oderwać się od różnego rodzaju portali z plotkami i social mediów, śledząc losy pięknych, znanych i bogatych.
- Żegnam. – postanowił ukrócić całe to widowisko chcąc zamknąć drzwi. W połowie łuku natrafił jednak na opór. Spojrzał w dół na jej but, którym blokowała trasę skrzydła. Uniósł pytające i jednocześnie złe spojrzenie na jej oczy a następnie ponowił próbę, która spaliła na panewce tak samo, jak za pierwszym razem. Oboje patrzyli to w dół, to na siebie, nagle jakby zaskoczeni, jakim dupkiem może być ta druga osoba, mając dwa, kompletnie odmienne punkty widzenia na całą tą sytuację.
- Czy naprawdę mam ci pomóc stąd odejść? – ponownie uniósł brew w zapytani już prawie tracąc do niej swoją cierpliwość. To mu zarzucano sporo rzeczy, ale przynajmniej potrafił ogarnąć swoją dupę i problemy, a nie chodzić po ludziach, lamentując o zajęte miejsce parkingowe, jakby innych w ogóle nie było. Tutaj, Saoirse ponownie go zaskoczyła, gdyż wierzył, że wysłowił się wystarczająco dobitnie, iż nie zamierza spełniać jej życzeń. Zamiast uciec, postanowiła mu się odgrozić. W pewien sposób nawet mu to zaimponowało, ale również jeszcze bardziej rozjuszyło. Nie zamierzał zdzierać gardła i tracić czasu na nią, ale najwidoczniej musiał. Powstrzymał się, gdyż w uszach zadźwięczało mu głośniej drugie zdanie wypowiedziane przez blondynkę. Jego cała postawa zmieniła się. Mięśnie nie było już napięte, a sylwetka bardziej wyprostowana. Zmrużył nieco oczy, myśląc o jej osobie zupełnie inaczej.
- Whisky z jointem powiadasz? – zapytał niby w jej kierunku, ale jakby do siebie, analizując całą tą sytuację. Zamiast walki nagle pojawiła się chęć dobicia targu, gdyż sam mógłby uskutecznić w tym momencie jakieś palenie. Nie miał tutaj żadnych stałych kanałów, a jak dotąd nie odnalazł czasu, by ten temat zgłębić. – To pierwsze mogę załatwić, jeżeli załatwisz to drugie. – przedstawił jej ofertę, jakby kompletnie zapominając o kłótni przed momentem. Domyślał się, że alkohol również miała w swoim mieszkaniu, ale powinna jednak do tego momentu przetworzyć w głowie, że dzięki niemu nie będzie musiała się napić jakiejś taniochy do drinków, lecz czegoś naprawdę dobrego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ta mała wariatka naprawdę nie chciała dawać tak łatwo za wygraną! Przecież co to za problem dla niego, zjechać winda z dziesiątego piętra i przestawić ten cholerny samochód? Ona będzie mogła zaparkować na swoim miejscu i zająć się tym czym zawsze zajmuje po pracy - kąpiel, joint, Netflix i social media. Gdyby powiedziała to na głos, zdałaby sobie sprawę z tego jak żałośnie jej życie mogło wyglądać w oczach kogoś takiego jak on, znała go przecież z Instagrama, czytała o jakiejś rodzinnej dramie (ale teraz nie kojarzyła co i jak), wiedziała, ze ten człowiek - chociaż nic nie musiał robić - miał zapewne ciekawsze rzeczy do robienia niż przejmowanie się sąsiadami.
Nie dała mu zamknąć drzwi, jak wspomniałam nie zamierza dać się spławić. Gdyby on, chociaż odrobinę pomyślał, nie musiałaby pukać do jego drzwi i krzyczeć na niego jak jakaś Grażyna i upominać o miejsce parkingowe. Ba! Nie musiałaby w ogóle z nim rozmawiać, bo widząc jego postawę, czuła, ze nie będą sąsiadami-przyjaciółmi, którzy w razie co będą mogli pożyczyć od siebie nawzajem trochę cukru lub mleka.
Nie odpowiedziała na jego pytanie (to pierwsze), bo przez chwile myślała, ze naprawdę ja zaraz złapie za ramie i wsadzi siłą do windy albo zadzwoni po ochronę, która pojawi się znikąd i...sama nie wiedziała co by zrobiła, ale właśnie przez ten jego tekst zeszła z tonu i oznajmiła, ze zwyczajnie chce iść do domu zapalić i się napić. Czy tacy ludzie są oderwani od rzeczywistości? Miała ciężki dzień, musi pracować, nie to co on.
Następna kwestia zbiła ją z tropu i było to po niej widać. Przez chwile nic się nie odzywała, a nawet cofnęła nogę nie myśląc o tym, ze teraz w tej chwili może trzasnąć drzwiami przed nosem, włączyć głośno muzykę i ignorować jej ewentualne dobijanie się do drzwi. Zmrużyła po chwili oczy, mierząc go najpierw wzrokiem i skrzyżowały ramiona na piersi, nie będąc pewna czy mówi poważnie.
Jeśli przestawisz auto to zgoda. – odezwała się będąc nadal nieco podejrzliwa, dziękując samej sobie w duchu, ze ostatnio zakupiła większa ilość niż zwykle (a i tak nie kupowała w gramach) i ze wspomniała o swoich planach, bo może jednak Hamilton wcale nie był taki zły. Może, ale tylko może, nie stanął na jej miejscu naumyślnie, prawda? Przecież mieszkał tu stosunkowo krótko, pomyłki się zdarzają, no bądź trochę wyrozumiała Saoirse. – Albo nieważne, tylko następnym razem parkuj na swoim miejscu. – odezwała się po chwili, znacznie łagodniej niż do tej pory i po raz kolejny zmierzyła go wzrokiem.
Chyba mogła nazywać się szczęściara, bo ostatnio spędzała czas z muzykiem, a teraz będzie paliła i piła z kolejnym znanym bogaczem. Znowu poczuje się jak za dawnych lat pijąc whisky, na która od dawna ją nie stać, spędzając po południe z dobrze znanym jej typem mężczyzny.
Wrócę za pół godziny. – oznajmiła i obróciła się na pięcie, kierując swe kroki do windy, gdzie wcisnęła przycisk piątego piętra.
W domu pierwsze co zrobiła to mimo wszystko wzięła prysznic, bo chciała ściągnąć z siebie te ubrania i zmyć grobową atmosferę SFH; przebrała się zwykle jeansy, których nogawki sięgały nieco ponad kostkę, do tego zwykła koszulka typu bokserka i białe trampki. Nie czuła potrzeby by się stroić, skoro mieli razem pic to jednak chciała czuć się swobodnie.
Chwyciła niewielka, foliową paczuszkę z szuflady szafki stojącej obok łóżka, w druga dłoń złapała telefon oraz klucze i znowu krzyżując ręce na piersi - tak żeby ciekawscy sąsiedzi czym wita nowego lokatora, nieważne, ze w stanie Waszyngton marihuana była przecież legalna - weszła do windy, przyciskając odpowiedni guzik.
W drodze do mężczyzny zastanawiała się, czy to wszystko nie było tylko próba uciszenia jej, żeby dała już mu spokój z tym problemem z parkingiem i teraz jej zwyczajnie nie wpuści, ale- nie, chyba by jej tego nie zrobił, prawda? A może?
Zreszta zaraz się przekona, bo właśnie, znowu, pukała do jego drzwi, tym razem z pogodniejszym nastawieniem niż za pierwszym razem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tak puścił jej uwagę mimo uszu. Nikt nie będzie mu mówił, gdzie ma parkować. A sam nie zamierzał o to dbać. Postawi swojego Astona tam, gdzie akurat będzie wolne. Co prawda miał dostać swoje miejsce po tym, jak zarejestruje siebie i auto u podmiotu, który zarządza całym tym budynkiem, ale to również była sprawa z gatunku tych najmniej dla niego ważnych. Z resztą, nie planował przecież planować swojej dalszej przyszłości w Seattle. Miał zamiar wrócić do Nowego Jorku, chociaż ostatnio miał wrażenie, że to NY zwala mu się na głowę tutaj.
Wszedł z powrotem do środka swojego apartamentu i postanowił zabawić się w dobrego gospodarza, przygotowując się na przyjście nowopoznanej sąsiadki. Zadanie nie było zbytnio wymagające i polegało tylko na przyniesieniu dodatkowego szkła do salonu. Usiadł spokojnie na czarnym, skórzanym narożniku, a właściwie mebla, który przypominał połączone w kształt podkowy dwa narożniki, pomiędzy którym stał szklany stolik, na którym znajdował się alkohol, jego szklanka oraz popielniczka, do połowy wypełniony papierosami.
- Otwarte – odpowiedział głośno na jej pukanie, jednocześnie przeglądając nowojorskie media, prasę i strony internetowe, w poszukiwaniu informacji o jego rodzinie, o firmie i o nim samym. Na ten moment tylko tak mógł się dowiedzieć, jak się ma sytuacja. Tak jak jednak podejrzewał, prawnicy i osoby odpowiedzialne za wizerunek zarówno Hamilton’s Pharmaceutic jak i samych Hamiltonów działali prężnie, gasząc pożary i nie pozwalając, by najgorsze rzeczy ujrzały światło dzienne i były w publicznym obiegu. – Nie musisz tam tak stać, wiesz? – odparł nieco sarkastycznie z uniesioną brwią, gdy zauważył, że chociaż Saoirse weszła do środka, to praktycznie dalej się nie porusza. Wydawała się jakby przytłoczona, tylko nie wiedział czy to przez ten apartament czy przez niego. Niemniej, wyglądała przez ten moment dziwnie. Cieszył się, że nie jest żadnym artystą, bo pewnie spotykałby takich i podobnie dziwnie zachowujących się ludzi jeszcze częściej.
Sięgnął wpierw po swoją szklankę, dopijając resztkę porcji, którą miał, by zacząć z blondynką na równi. Na to mimo wszystko było już za późno, bo dzisiaj i tak pewnie był już dwie-trzy szklanki do przodu. Dłonią chwycił butelkę Blue Label, który był jego daily alkoholem, lecz gdy już miał ją przechylić zamarł na parę sekund w bezruchu.
- Nie. – mruknął jakby do siebie, odstawiając Walkera z powrotem i zostawił na chwilę Sao, która w końcu usiadła na bok i zaczęła skręcać im jointy. Podszedł do komody, na której stały wszelakiej maści trunki. Bez najmniejszego namysłu sięgnął po granatową butelkę i wrócił do swojego gościa. Usiadł z powrotem i przysunął obie szklanki bliżej krawędzi, tym samym bliżej siebie, by następnie rozlać pierwsze porcje Chivas Regal Royal Salute 62 Guns. Nie miał żadnego problemu z tym, by wykorzystać taki alkohol do zwykłego siedzenia na kanapie i palenia trawki, co wiele o nim mówiło.
- Skoro ty mnie znasz, to musisz teraz podać swoje imię. – odparł, opadając jednocześnie plecami na oparcie kanapy, przejmując od niej skręta, którego odpalił zapalniczką. Następnie zaciągnął się porządnie, a gdy usłyszał jej imię pozwolił, by kłąb dymu o drażniącym, ale nieco słodszym od zwykłej fajki zapachu uszedł z jego organizmu. – Saoirse? – powtórzył, ale na pewno z jakimś błędem albo złą wymową, słysząc pierwszy raz taką nazwę osoby. – Kto cię tak nazwał? – zapytał, na krótką chwilę zerkając na kobietę, by następnie ponownie wziąć głębszy wdech i raz jeszcze wypuścić dym, odchylając głowę do tyłu z przymkniętymi oczami. – Czym się zajmujesz, Saoirse? – zapytał po chwili pauzy, kiedy w takiej pozycji delektował się towarem, który do niego przyniosła. Zaczął zdawać sobie sprawę, że dobrze mieć w kontaktach kogoś takiego jak Hughes. Kogoś, kto mieszka w takim miejscu, a jednocześnie na obiad serwuje sobie skręta i alkohol. Zupełnie jak on.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była onieśmielona wystrojem apartamentu czy samym Alexandrem, a po prostu przez chwile zastanawiała się czy dobrze zrobiła przychodząc tu. Normalnie nie wchodzi w żadne interakcje z sąsiadami (poza Karen, która zaczepia wszystkich!!), bo każdy żyje swoim życiem, ale...skoro już tu była, w końcu postanowiła wejść i się rozgościć, żeby nie wyjść na jakaś dziwaczkę.
Zreszta na to chyba było już za późno, bo zwrócił na nią uwagę, a ona tylko przewróciła oczami i usiadła wygodnie na kanapie, kładąc foliowe zawiniątko. Obserwowała przy tym co robi Theodore, jakby spodziewając się czegoś niespodziewanego; uśmiechnęła się do siebie, kiedy ten mruczał sobie pod nosem, jakby było to czymś dziwnym, a przecież sama potrafiła czasem na głos mówić swoje myśli, co pomagało jej często na spojrzenie na dana sytuacje świeższym okiem.
Chwyciła za paczuszkę z ganją i zanim odpowiedziała ba kolejne pytanie poprosiła go o grinder, bo o ile bletki miała ze sobą, tak nic innego nie zabierała z mieszkania. Nie czekając jednak aż mężczyzna poda jej kruszarkę (czy tam młynek whatever) zaczęła kruszyć zioło w palcach, a mocny zapach lemon haze od razu wypełnił pokój; już po chwili zaczęła skręcać skruszone zioło w bletce, po czym podała mu skręta.
Saoirse. Saoirse Hughes. – przedstawiła się zapominając zupełnie, ze nowy sąsiad nie znał nawet jej imienia, kiedy ona doskonale zdawała sobie kim był. Kiedyś mówiła swoje nazwisko zwiększa dumą, jednakże po całym tym bałaganie i kłótni z rodzicami, czasami zastanawiała się, czy którekolwiek z nich w ogóle przyznawało się do blondynki. – Właściwie mówi się surshuh. - poprawiła go zgodnie z wymowa amerykańska, unosząc przy tym brew, może nawet trochę zirytowana, ze ten nawet nie próbował wymówić jej imienia poprawnie.
Serio? Naśmiewasz się z mojego imienia? Cofnęliśmy się w czasie? Do czasów, no nie wiem, junior high? – co prawda nikt jej nigdy nie dokuczał z powodu imienia, ale zazwyczaj wtedy zaczyna się głupi wiek, w którym każdy próbuje udowodnić swoją fajność kosztem słabszych psychicznie. Ona nie musiała się tym martwić, była bogata, znała swoją wartość, miała tez dobre oceny.
Organizuje pogrzeby, niedługo tez zaczynam kurs na mistrza ceremonii. – odpowiedziała w końcu, kręcąc kolejnego lolka dla siebie i wyciągnęła rękę po zapalniczkę. Zanim się jednak zaciągnęła upiła łyk alkoholu, który zaserwował Theodore i dopiero wtedy wzięła sporego bucha, zatrzymując dym w płucach na dłuższa chwilę.
A co z tobą? Zajmujesz się czymś, czy wydajesz rodzinny majątek? Właściwie to co robisz w Seattle? Wyglądasz na typa, który lepiej by się odnalazł w Los Angeles niż tutaj. Ewentualnie Miami. - lub Londyn, może Paryż, dodała w myślach, ale nie powiedziała tego na głos. I to nie tak, ze chciała go teraz „wygonić” czy coś, po prostu jego vibe lepiej pasował do wymienionych przez nią miast.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc, jak jego nowopoznana sąsiadka przedstawia mu się prawidłowo, nawet nie pokusił się, by spróbować powtórzyć za nią jej imię. Przewrócił tylko oczami, lekko potrząsając głową, zastanawiając się, z której strony wymowa pasuje do pisowni, której etymologię zaczęła mu wyjaśniać.
- A czy wyglądam, jakbym się śmiał? – spojrzał na nią z uniesioną brwią i tą samą poważną, niczym niewzruszoną miną, którą raczył kobietę od otwarcia drzwi. Trudno było oczekiwać, że nawet zielsko złagodzi napięcie mięśni na jego szczęce i doda mu innego wyrazu, ale kto wie? – To nie mój problem, że posiadasz imię, którego trzeba się jeszcze nauczyć wymawiać. – stwierdził, z powrotem zabierając wzrok przed siebie. Przymknął na moment oczy, by znów pociągnąć głębokiego bucha. – Przynajmniej nie jesteś kolejną Jessiką. – dodał dla jej otuchy, a słowa były nieco przytkane przez ciśnienie, jakie wytworzyło się w jego ciele za sprawą jednoczesnej wypowiedzi i wypełnienia mieszkania większą ilością dymu.
W małej przerwie od napełniania się trawą sięgnął po szklankę z whisky i wypił z połowę, prawie się krztusząc na dźwięk zawodu, jaki uprawiała. Przyjrzał się jej raz jeszcze uważniej czując, że czegoś w niej nie dostrzega albo coś mu umyka. Organizacja pogrzebów była chyba ostatnim zawodem, jaki by o nią podejrzewał. Najlepsze w tym wszystkim było jednak wspomnienie o zrobieniu jakiegoś dodatkowego kursu. Zupełnie, jakby była zachwycona, że trafiła do takiego miejsca pracy, który kojarzył mu się raczej ze starymi, smutnymi ludzi, lunatycznie zafascynowanymi obrzędem pogrzebu, opacznie uważającymi za wspaniały akt końca ziemskiej pielgrzymki. Teraz aż umierał z ciekawości, co siedziało w głowie dwudziestoparoletniej blondynki, wciąż tonącej w oparach drażniącego dymu, niczym studentka w akademiku.
- Groby też kopiesz? – zapytał żartobliwie, bo człowiekiem głupim jednak nie był, bo po studiach, więc wiedział albo przynajmniej domyślał się, co ma na myśli przez organizowanie pogrzebów. Kto wie, może jednak trafił i zdarzyło się jej machać łopatą. Mu również nie, chociaż kto wie, czy kiedyś nie będzie potrzebował. Bynajmniej nie będzie to jednak przypominać ceremonii. – Osobiście nie wiem, co jest fascynującego w grzebaniu kości i skrzyni, która potem i tak zrobi się pusta w piachu. Za dużo z tym roboty. I ten patetyzm i przedłużanie agonii. Jakby nie można było po prostu spalić resztki i postawić wazon na kominie. – odparł sucho, samemu nie przywiązując wagi do tego, co się stanie z nim, jako żywym ciałem po śmierci. Dużo ważniejsze było z pewnością to, by jego dorobek, sukcesy i pamięć o jego czynach przetrwały długo.
W tym momencie przypomniał sobie o swoich dziadkach, którzy byli mu ostatnimi znanymi, zmarłymi osobami, które zapewne doczekały się wspaniałej uroczystości w otoczeniu znakomitych ludzi i dużej rodziny, jaką się otaczali. Wciąż jeszcze nie odwiedził ich nagrobku czy co tam im w ogóle wybudowali. Miejsce pochówku nigdy nie było dostatecznie blisko, by tam wpaść i załatwić fizjologiczną ludzką potrzebę, w pobliżu jakiejś upamiętniającej ich tablicy. Gdyby to od niego zależała ich ostatnia droga, to przystanął by między nimi, pokazał co myśli o ostatniej woli, jaką sprezentowali całej rodzinie, dzieląc ją być może nieodwracalnie, drąc skrawki z wypisanymi ich słowami nad ich truchłami, które zostawiłby na długą zgniliznę, gdzieś koło jakiejś oczyszczalni czy innego wysypiska, by nie zatruwali innym życia nawet po śmierci.
Zaciągnął się jeszcze mocniej, kiedy temat został przerzucony na jego osobę. Patrzył się tępo na ścianę, odmawiając na razie odpowiedzi. Nie za bardzo lubił, kiedy inni myszkowali w jego życiu, chociaż przyzwyczaił się do tego, mając do czynienia z tym na co dzień przez różnego rodzaju tabloid bądź media społecznościowe. Z drugiej strony, chyba nadal zastanawiał się, dlaczego wybrał wegetację w Seattle.
- W Los Angeles mam za dużo nierozwiązanych spraw. Miami jest za blisko [Nowego Jorku]. Od Londynu muszę odpocząć. Paryż to już nie to samo. Rzym jest wkurzający. Tokio, nie przepadam za azjatycką kulturą. Sydney leży za daleko. W Moskwie pewnie znów bym się z kimś pobił. Kanada jest zbyt nudna. – niespodziewanie mógłby wymieniać tak dalej, w dziwny sposób utwierdzając się w przekonaniu, że tylko północno-zachodnie Stany były dla niego na ten moment jedyną, sensowną opcją. – Cóż, ja chyba… próbuję ogarnąć swoje życie. – odparł z lekkim niesmakiem do samego siebie, co prawie nigdy mu się nie zdarzało. Ciężko było mu się pogodzić z faktem, że przechodzi coś takiego, niczym zwykli śmiertelnicy, bo przecież to, z czym się borykał, było o wiele większe niż głupie, ogólnie nic nie znaczące małe, człowiecze dramaty. Wypił alkohol do końca i od razu dolał sobie więcej, przy okazji zgniatając skręta w popielniczce w połowi wypełnionej zwykłymi papierosami.
- Co jeszcze o mnie wiesz? – zapytał, chociaż tak naprawdę nie przejmował się tym, kto, co ile o nim wie. Niemniej, jako że sam nigdy nie czytał na swój temat, był całkiem ciekaw, jakie informacje rozchodzą się na jego temat, zwłaszcza na tym wybrzeżu. Kto wie, może znała jakieś ostatnie wieści na temat całej jego rodziny, którą w ogóle się nie interesował i zostawił daleko stąd, a właściwie w jego mniemaniu, to on został pozostawiony przez nich.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zamierzała mu odpowiadać na jego pytanie [retoryczne] czy nawet późniejszy komentarz, ale jeśli miała być szczera, to Alexander w ogóle nie wyglądał na osobę, która często by się śmiała. Na pierwszy rzut oka wyglądał na gbura, na drugi - na smutnego człowieka. Co prawda miał pieniędzy jak lodu, nazwisko znane w całych Stanach Zjednoczonych (nie tylko przez jego przodka), ale zastanawiała się czasami, czy on - Alexander Hamilton - był tak szczerze szczęśliwy.
Dziwne myśli dotarły do jej świadomości i to tylko przez jeden głupi komentarz na temat jej imienia.
W każdym razie ziemia do Saoirse, trzeba przestać się na niego gapić próbując robić jakaś dziwna, całkowicie amatorską, analizę psychologiczną, bo dopiero teraz będzie zabawnie. Jak na przykład reakcja mężczyzny na wykonywany przez nią zawód. Chyba po raz pierwszy ktoś się zakrztusił słysząc, ze urządza pogrzeby i chociaż pewnie nie powinna, to kciuk ust lekko drgnął jej do góry, bo jednak uznała to za zabawne.
- Nie. Nie nadaje się do tego typu pracy. - zmrużyła lekko oczy zaciągając się sporym buchem skręta. Lubiła ładnie wyglądać nawet w pracy, poza tym machanie łopatą wymagało...no, machania. Zdecydowanie wolała siedzenie za biurkiem, oprowadzanie po zakładzie, czy nawet słuchanie płaczów i jęków ludzi pogrążonych w żałobie. Nie wymagało to zbytniego zaangażowania fizycznego, nie zostawiało tez odcisków na dłoniach. - W tych czasach nie musisz nikogo stawiać nad kominkiem. - właściwie prochów, ale nadal był to nieboszczyk - Możesz sobie z kogoś zrobić kamień, który wyglada jak diament albo zamienić kogoś w rafę koralową. - poinformowała go zniekształconym głosem poprzez przetrzymywanie dymu w płucach, który wypuściła zaraz po skończeniu wypowiedzi. Sama nie wiedziała tez czemu mu o tym opowiada, przecież to nie tak, ze Alexander był naprawdę zainteresowany jej pracą.
Zaskoczyło ją jednak wyznanie Hamiltona, bo spodziewała się jakiejś odpowiedzi na odczepnego, a skończyło się...no właśnie. Czyżby jej wcześniejsze [pochopne] wnioski nie mijały się tak bardzo od rzeczywistości? Nawet nie wiedziała przez chwile co powiedzieć, wiec zwyczajnie się na niego patrzyła dopóki nie zadał kolejnego pytania, które nie wiedziała jak odczytać. Śmiał się z niej? A może wkurzało go to, ze cała Ameryka wiedziała o jego problemach z narkotykami, czy tymi w rodzinie. Pokręciła wiec głową, zaciągając się po raz ostatni i idąc śladem bruneta zgniotła wypalonego skręta w popielniczce i otrzepała dłonie.
- Tylko tyle. Zresztą to co piszą tabloidy to i tak kropla w morzu. - bo ile z tych historii było zmyślonych, a ile miało drugie dno? Tak naprawdę przecież gówno o nim wiedziała. Narkotyki mogły być ucieczką od problemów rodzinnych, imprezy zapomnieniem smutnej codzienności, kochanki próba wypełnienia pustki i samotności. Oczywiście nie spodziewała się jakichś głębszych wyznań, tylko dlatego, ze była jego sąsiadka, ale postanowiła, ze nie będzie ocenić go pod kątem tego co o nim wyczytała. - Nie chciałbyś czasami być anonimowy? Wiesz, robić co chcesz, bez myśli, ze zaraz dowiedzą się wszyscy o tym co robisz. - nie pytała czy chciałby się pozbyć fortuny w zamian za wtopienie się w tłum, bo przecież byli ludzie bogaci, których imię i nazwisko kojarzyło mało Amerykanów nie powiązanych z dana branżą, w której zdobyli majątek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wypuścił z siebie ostatnie kłęby dymu, a niedopałek dołączył do reszty w popielniczce. Obniżył swoją pozycję na półleżącą i doprawił się jeszcze alkoholem. Teraz czekał już tylko na mocniejsze efekty. Dawno nie palił trawki, więc liczył, że chociaż z tego coś będzie, a nie, jak w przypadku alkoholu czy narkotyków, gdzie czasem był zmęczony ciągłością ich zażywania, czekając na finalne skutki.
- Nie interesuje cię ile najwięcej wydałem w jedną noc albo jak całuje ta czy tamta aktorka, tylko to, czy chciałbym być anonimowy? Zabawne. – zerknął na swojego gościa, ale wcale się nie zaśmiał. Rozmowy o życiu powracały jak bumerang. Zwłaszcza przy szklaneczce. Teraz Saoirse musiała zmagać się z ciszą, podczas gdy Alexander zastanawiał się nad tym problemem. Odpowiedź niby była oczywista, ale czy na pewno? Nieco pogubiony w ostatnim czasie więcej myślał o tym, czy istnieje życie po życiu. Po jego życiu, które skończyło się wraz z wydziedziczeniem i wyrzuceniem z firmy. – Chyba nie potrafię myśleć w tak abstrakcyjny sposób. O czymś, co jest mi praktycznie nieznane. Mogę co najwyżej zapuścić brodę, włosy, wyrobić sobie fałszywe ID i wyjechać do jakiegoś kraju trzeciego świata. Gdym się trochę bardziej natrudził, zapewne mógłbym zorganizować moją, fałszywą śmierć. Już nawet wiem, kto mógłby zorganizować fałszywy pogrzeb. – odparł znacząco, kierując te słowa ku niej.
Na moment pochylił się do przodu, by dolać im więcej alkoholu, chociaż nie skończyli jeszcze pierwszej kolejki. Powrócił do poprzedniej pozycji i wsunął między wargi zwykłego papierosa, którego zapalił, odrzucając paczkę na stolik, co miało znaczyć, że mogła się poczęstować, jakby chciała.
- Nie wytrzymałbym zbyt długo. Wiem to. Muszę coś robić. Muszę… To nie jest nawet kwestia pieniędzy. Ani własnej sławy. I żadnych innych pieprzonych rankingów. Po prostu… nie chcę umrzeć, mając poczucie nic nie znaczącej egzystencji. – innymi słowy, chciał pozostawić coś po sobie, aby podtrzymać rodzinny status, dla przyszłych pokoleń. Wiele ludzi na pewno dałoby się pokroić za życie, jakie mógłby pędzić, mając takie środki jak on. Alexander bynajmniej nie czuł się tym usatysfakcjonowany. A Saoirse miała unikatową okazję, by o tym wszystkim usłyszeć.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”