WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#10

Gabi była podekscytowana z wielu powodów, układało się w jej życiu prywatnym, jak i służbowym, z ukochanym, z przyjaciółkami i tak dalej. Z drugiej strony była też nieco przerażona tym, jak szybko się dzieją rzeczy w jej życiu. Była zadowolona, ale także miała pewne obawy. Obawy, o których nie bardzo mogła komukolwiek powiedzieć, ze względu na to, że były to dość osobiste rzeczy. Z Bartem rozmawiała o tym, ale nie bardzo był osobą, która mogła usłyszeć jej obawy. Przyjaciółkom nie bardzo, bo żadna z nich nie była wielką fanką Jamesa - choć Belle go naprawdę tolerowała, czego nie można było powiedzieć o Amy. Ona jednak miała pewne powody... Gabi wciąż miała wyrzuty sumienia dotyczące tego, jak szybko ją porzuciła gdy jej ukochany zaproponował jej, aby się do niego przeprowadziła.
Wracając jednak do tematów bliższych, zarówno sercu jak i czasowo, to Gabi miała następnego dnia wsiąść z Belle do samolotu lecącego do Kanady. Weekend w hotelu ze spa, zwiedzanie miast w kraju, którego żadna z nich nie znała, a do tego wyścigi samochodowe. Brzmiało idealnie? Tak właśnie było. Blondynka postanowiła się jednak trochę przygotować i ruszyła na zakupy. Wiele nie kupiła, bo jednak w sklepach się jej nic nie podobało, ale postanowiła wejść do księgarni, aby kupić coś na lot w jedną i w drugą stronę. Nie była wielkim molem książkowym, ale czasem lubiła sobie coś przeczytać, głównie właśnie w samolocie, choć z reguły wracając z wyścigów już zajmowała się pracą - teraz miało być inaczej, skoro leciała z przyjaciółką!
- Yael!-powiedziała widząc koleżankę, z którą dawno już nie rozmawiała, jakoś nie było okazji, w końcu tyle się działo w życiu Gabi... Nie myśląc wiele, chwyciła jakieś romansidło i podeszła w tamtą stronę. Dopiero dochodząc do brunetki zauważyła, że ta stoi w dziale poradników, dokładnie na przeciwko tych o macierzyństwie i rodzicielstwie. Spojrzała od razu, co ta trzyma w ręce i doszło do niej, że chyba sama powinna zacząć rozglądać się za takimi rzeczami. W końcu mieli postarać się o dziecko z Jamesem i to w bliższej niż dalszej przyszłości. Co było przerażające i też podniecające.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3 chyba

Pogoda była kiepska, żeby nie powiedzieć, że tragiczna. A Yael dzisiaj bardzo nie chciała zacząć dnia od "kurwa". Mimo to zaczęła, nim jeszcze dobrze podniosła się z łóżka, zahaczając małym palcem o kant nóżki. W duchu podziękowała sobie za te lata dobrze funkcjonującej antykoncepcji, bo znając życie, zrobiłaby raptem dwa kroki żeby wdepnąć w jakiegoś klocka lego czy inne dziadostwo, które tak lubiły rozrzucać małe dzieci. Tylko z tym jej się kojarzyły. Z wiecznym wrzaskiem, wszędobylską śliną, brudem i toną rozrzuconych zabawek, a w tym morderczych pułapek, zwanych LEGO.
Jej mieszkanie też pozostawiało wiele po sobie do życzenia. Piramida brudnych talerzy zdążyła się już zrosnąć, dzięki klejowi z zaschniętego tłuszczu i kilku czekoladowych pałeczek, które w ogólnym rozgardiaszu postanowiły wpaść do zlewu. Nawet nie podjęła się próby ich wyciągnięcia. Mogłaby przysiąc, że ogarnęła ją depresja poporodowa, choć to było fizycznie niemożliwe, ale może chociaż jakaś trauma, bo ewidentnie COŚ rozgaszczało się w jej brzuchu. To coś nawet nie czuło, nie miało kształtu, było wielkości ziarenka piasku albo groszku, a i tak wprawiało w potworny dyskomfort.
Nie bardzo potrafiła odpowiedzieć na pytanie, kiedy postanowiła wybrać się do księgarni, ani tym bardziej dlaczego, skoro szukała klinik aborcyjnych, trafiła do działu o macierzyństwie. Może po prostu podświadomie ciągnęła ją do tego chęć kupna tego typu dzieł i spalenia ich na stosie, kultywując pokazywanie środkowego palca temu panu na górze, który postanowił ją zapłodnić. To znaczy nie do końca, bo to nie tak, że Yael nagle niepokalanie poczęła, ale była pewna, że któraś z tych niedziałających gumek była prezentem od Boga. Wyjątkowo nieśmiesznym żartem. Jak święty Mikołaj.
Drgnęła, kiedy usłyszała swoje imię. Chociaż nie. Wyskoczyła na dobrych kilka centymetrów do góry, jak gdyby ktoś przyłapał ją na złym uczynku. Cholera. Nie była jeszcze gotowa na to żeby wszystkim na prawo i lewo opowiadać o tym, że jest w ciąży. Zwłaszcza, że w niedługim czasie planowała się tego pozbyć, ale.... To też ją przerażało. To całe grzebanie we wnętrznościach i te obleśne filmy, które atakowały, niespodziewanie wyskakującymi okienkami, które tak dobrze się maskowały w kodzie html. Nie było to jakieś szczególnie pokrzepiające.
- G-Gabi! - pisnęła nieswoim głosem, należącym do nastolatki, której matka pojawiła się akurat w momencie, w którym próbowała kupić alkohol na fałszywy dowód. Głos Yael był niski, zachrypnięty, co było zasługą niezdrowej ilości jointów i papierosów, zalewanych tanim alkoholem albo ajałaską. - Hm, co słychać? O, widzę, że jakiś romansik będzie grany - pokiwała głową z uznaniem, plecami równocześnie próbując zasłonić półkę za sobą. - To do domu pod kocyk, czy na jakiś wyjazd? Jezu, nie widziałam Cię ze sto lat! Masz ochotę na jakąś kawę, czy coś? - najlepiej byłoby się ewakuować. Natychmiast!
  • Ale w nocy zawsze było to samo.
    Ta wariatka wrzeszczała i rzucała we mnie
    czym popadło: telefonami, książkami
    telefonicznymi, butelkami, szklankami
    (pustymi i pełnymi), radioodbiornikami,
    torebkami, gitarami, popielniczkami,
    słownikami, pękniętymi paskami od zegarków,
    budzikami… Niezwykła z niej była kobieta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogoda może była kiepska, ale to było tylko Seattle, a nie Hawaje, więc tak naprawdę czego się spodziewać... Gabi z cukru nie była, twardo też stąpała po ziemi, więc nie ma obawy, że byle wiatr ją porwie. Ona jednak tego w ogóle nie zauważała. Normalnie była dość optymistycznie nastawioną osobą, A jak miała dobry humor, tak jak tego dnia, to w ogóle nie było o czym rozmawiać, takie drobne rzeczy jak niska temperatura czy ciemne chmury zupełnie jej nie interesowały, nie zauważała tego.
Jeśli mieszkanie jest dramatem, to trzeba z niego wyjść, nie ma co się zastanawiać. Jak się czegoś nie widzi, to jakoś to nie boli. Gorzej, jeśli trzeba było tam wrócić, bo domu jednak nie da się podpalić, niezależnie w jakim stanie był. Konieczność ogarnięcia tego była równie przerażająca jak i nieuniknione...
W temacie macierzyństwa, problemów z prezerwatywami i bogiem, Gabi nie mogła się wypowiadać. Totalnie nie wiedziała nic w tych tematach i jedynie jeden z nich zamierzała poruszyć. Oczywiście ten pierwszy, ale to jeszcze nie był ten moment. Na pewno nie zamierzała wziąć książki "how to expect while expecting" na wycieczkę z Belle, bo ta by zadawała milion niepotrzebnych pytań, na które Gabi jeszcze nie była gotowa. Zwłaszcza, że ta wcale nie do końca pałała miłością do Barta, chłopaka Moreno. Z tą miłością, to wiadomo, chodzi metaforycznie, ona go po prostu nie lubiła.
-Chyba Cię nie przestraszyłam? Wiem, że się dziś nie umalowałam...-zażartowała, bo tego wzdrygnięcia, czy wręcz przerażenia nie dało się nie zauważyć. Choć wiadomo, była czasem sierotką i można było ją przestraszyć i tak dalej, ale to zachowanie to było coś jednak innego. Nie bójmy się tego powiedzieć. -Na wyjazd, lecę z przyjaciółką do Kanady na mały babski wyjazd-wyjaśniła. Lekka lektura na coś takiego musiała być dobrym pomysłem, choć na pewno było o wiele ciekawych książek - te jednak będzie czytać jak będą długie, mokre jesienne wieczory. -Jasne, dlaczego nie?-zapytała, choć już za późno dla Yael, Moreno widziała, co to za książki znajdują się na najbliższym regale. Ją samą może to wkrótce zainteresować, nie bójmy się tego powiedzieć. Jednak ona dla pewności zamówi takie pozycje przez internet, aby nikt niepowołany na tym jej nie nakrył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby nic takiego, zwykłe spotkanie w księgarni, a mimo wszystko, Yael czuła się w obowiązku żeby wytłumaczyć się z tego co robiła. Dlaczego tak usilnych starań dokładała do zasłaniania całego regału, i dlaczego w zasadzie w tak dalekie księgarniane odmęty się zapuściła.
Gdyby mogła jeszcze raz przemyśleć plan na dzisiejszy dzień, lepiej by się zakamuflowała albo po prostu lepiej sprawdziła teren, nim jej stopa przekroczyła próg tego miejsca. Może nawet rozważyłaby próbę podpalenia własnego lokum albo jeszcze lepiej - rezydencji Kingsley'ów, choć na niekorzyść tego drugiego przemawiały wyrzuty sumienia, jakie poczułaby, dorzucając kolejną cegiełkę na stos, który przygotowała własnemu bratu.
- Nie, nieeee, wyglądasz pięknie! - zaprzeczyła rzecz jasna, zamaszyście kręcą głową. Gdyby Gabi nie była jej przyjaciółką i przy okazji orientację zmieniła chociaż na "bi", Yael prawdopodobnie szybko wyszłaby z inicjatywą, ale mowa tu o czasach zamierzchłych, a ten pociąg już dawno odjechał. Niemniej to nie brak makijażu tak Kingsley wystraszył. - Po prostu, nie spodziewałam się, że tu kogoś spotkam. Zwłaszcza o tej porze! No i leje - to ostatnie było już samo w sobie punktem kulminacyjnym, który mówił przeciwko wychylaniu się z mieszkań podczas takiej pogody. Albo po prostu Yael była rozpieszczona, rozpuszczona hawajskimi realiami i ciężko było jej się przyzwyczaić do chujowej rzeczywistości, która czekała na nią w Seattle. Nienawidziła Seattle.
- Kanada? Gdzie? Możesz mi przywieźć magnes albo syrop klonowy! - nieco zbyt duży entuzjazm wezbrał w jej głosie. Panika z jego wybijała, a i sama Yael nerwowa się coraz bardziej robiła, z sekundy na sekunde, tak że już pierdolić trzy po trzy zaczęła.
- No i świetnie - odetchnęła z niekrytą ulgą. - Masz jakieś upatrzone miejsce, do którego chciałabyś pójść? Ach, no i chodźmy do kasy najpierw, bo nie będziesz miała czego czytać w samolocie - wszystko byle tylko stąd spierdolić.
  • Ale w nocy zawsze było to samo.
    Ta wariatka wrzeszczała i rzucała we mnie
    czym popadło: telefonami, książkami
    telefonicznymi, butelkami, szklankami
    (pustymi i pełnymi), radioodbiornikami,
    torebkami, gitarami, popielniczkami,
    słownikami, pękniętymi paskami od zegarków,
    budzikami… Niezwykła z niej była kobieta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było zwykle spotkanie, zwykła księgarnia, bo choć o wiele łatwiej było zamówić na amazonie i mieć następnego dnia pod drzwiami, ale czasem wizyta w takich miejscach jest konieczna. Albo wymarzona, bo można przeczytać tył okładki, może coś nowego wpaść w oko, albo zapytać sprzedawcę. Jednak będąc Yael, czy też jak będzie sobą i będzie szukała pierwszych książek o macierzyństwie, a nie będzie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział, to na bank skorzystałaby z księgarni internetowej. Jednak nie zamierzała tego wypominać koleżance, bo... nie oszukujmy się, te jej wszystkie próby zasłonięcia regału, nie pokazania książki, którą się interesowała spełzały na panewce. Gabi wiedziała, jakiego typu tam książki się znajdują, i szczerze mówiąc.... Miała mnóstwo pytań, bo przecież sama będzie się starać o dziecko z Bartem, więc brunetka mogłaby jej nieco pomóc. Chyba.
-Jasne, jasne-zaśmiała się. Gabi potrafiła się odstrzelić i wyglądać jak milion dolarów ze swoją buzią i figurą. Co prawda nigdy ją nie ciągnęło w stronę dziewczyn, nawet nie była ciekawa, jak to może być, ale takie stwierdzenie ze strony Kingsley pewnie by mile połechtało jej ego. A z drugiej strony, jakby jaj Bart miał być zazdrosny jeszcze o otaczające ją kobiety, to nie byłby tak naprawdę fajnie.
-To prawda. Większość osób teraz siedzi w pracy-przytaknęła, bo akurat obecność kogoś znajomego również ją zaskoczyło. -Okolice Toronto. Mogę przywieźć magnes, nie ma sprawy-stwierdziła, bo dopiero teraz pomyślała o tym, że mogłaby zrobić zapasy pysznego syropu klonowego. Tam w Kanadzie na pewno jest większy wybór niż w przeciętnym, sklepie w Seattle.
-Nie krępuj się, też weź tą ksiażkę, którą oglądałaś-zwróciła się do koleżanki. Tak, koniec udawania tego, że Yael udało się ukryć wszystko, co tak naprawdę robiła. Trochę grała na jej korzyść, ale nie oszukujmy się, -Obojętnie, możemy wejść do najbliższej kawiarni, chyba kilka drzwi dalej będzie jakaś-stwierdziła. A nawet jeśli nie, to na najbliższym rogu na pewno jest Starbucksa, a on choć tak super nie jest, to na pewno można tam coś przyjemnego zakupić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Yael była na przegranej pozycji i w zasadzie już powoli zaczynało to do niej docierać. Przegrała to starcie, chociaż Gabi prawdopodobnie nawet nie wiedziała, że bierze w nim udział. Gdyby Kingsley nie była na obecnym etapie swojego życia, zastanawiając się jak wyplenić to co w niej siedzi, a równocześnie rozważając "a co by było gdyby jednak to zostawiła", być może byłaby lepszą mentorką i łatwiej byłoby jej doradzić koleżance, bo nie dotyczyłoby to bezpośrednio jej, a w tym momencie... Była po prostu zbyt przerażona przyznaniem się, że rzeczywiście, jest w niej dziecko, bo oznaczałoby to, że RZECZYWIŚCIE to się dzieje naprawdę. Jakkolwiek ta pokraczna logika brzmiała.
- Słowo harcerza - stwierdziła zupełnie poważnie, unosząc dwa palce ku górze, chociaż nigdy w życiu harcerką nie była. Nawet kiedy brała udział w szkolnych kiermaszach ciastek, raczej je zjadała niżeli próbowała przyczynić się chociaż odrobinę do zbicia na tych działaniach jakiegokolwiek utargu. Była tym członkiem "drużyny", którego przeważnie nazywano "pasożytem", bo nic nie robił. Ale to nie miało znaczenia. Naprawdę uważała, że Gabi wygląda super i nieporównywalnie lepiej do niej samej, na której twarzy utrapienie było wymalowane fioletowymi sińcami i zamknięte w ramce z potarganych włosów.
- Trzymam za słowo! A dla siebie możesz przywieźć jakiś zapas syropy klonowego, bo chyba Kanada z tego słynie, więc warto skorzystać - normalnie jakby Yael jej czytała w myślach albo po prostu skojarzyła, że gdzieś tam na kanadyjskiej fladze jest chyba listek klonowy, więc może dobrze było sięgnąć do tej wiedzy.
- Słuchaj... - teraz poczuła, że zaczyna się pocić. - To nie tak, że chciałam. Po prostu... Rozważam pewne opcje, bo... No nie wiem, jak myślisz, jak to jest z dziećmi? Jesteśmy jeszcze młode, nie za młode? - musiała zadać to pytanie, skoro już i tak wydało się po co tu jest. - Może następnym razem ją wezmę, ale serio, chodźmy najpierw do kawiarni i tam przegadamy temat
  • Ale w nocy zawsze było to samo.
    Ta wariatka wrzeszczała i rzucała we mnie
    czym popadło: telefonami, książkami
    telefonicznymi, butelkami, szklankami
    (pustymi i pełnymi), radioodbiornikami,
    torebkami, gitarami, popielniczkami,
    słownikami, pękniętymi paskami od zegarków,
    budzikami… Niezwykła z niej była kobieta.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”