WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na moment wstrzymał oddech, gdy się na nim sadowiła. Wszystko to, co powinien zrobić przestało mieć znaczenie. Instynktownie położył dłonie na zewnętrznej części jej ud; by naraz przesunąć je wyżej pod materiałem sukienki. W odpowiedzi na postawione mu pytanie przemknął wzrokiem po twarzy oraz szyi dziewczyny; ostatecznie wbijając niedoprecyzowane spojrzenie w niebieskie oczy. – Tak. – prosta, szczera odpowiedź. Czemu miałby kłamać, skoro jego ciało mówiło prawdę i zdradzało pożądanie płynące wraz z nurtem krwi bruneta? Wzbierała się w nim chuć. Skoro posiadł jedną z Britton, dlaczego miałby nie wziąć i drugiej? Była na wyciągnięcie ręki. Nawet gdyby sprawa wyszła na jaw, skandal odbiłby się echem na reputacji dziewcząt. Edgar zostałby co najwyżej wyśmiany, lecz w aktualnej pozycji w jakiej się znajdował (dosłownie) Korvenowi nie przeszkadzała perspektywa ewentualnych, drobnych utrudnień w egzystencji braciszka. Istniało w tym coś cholernie niesprawiedliwego – że za grzechy księgowego zapłaciliby wszyscy tylko nie on. Acz tak działał świat. Wysoko postawiony, szanowany dziedzic pozostający równocześnie osobą stroniącą od towarzystwa; nie posiadający zobowiązań w postaci żony lub dzieci nie miał nic do stracenia. Okoliczności życiowe wręcz usprawiedliwiałyby potencjalne ekscesy.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Mijali Woolstreet – drobną mieścinę słynącą ze sprzedaży różnych rodzajów wełny. Powoli docierali do zachodniego podjazdu od którego czekały ich niecałe dwa kwadranse jazdy po piaszczystej ścieżce. Finalnie dojadą do gospodarstwa Korvena, gdzie z pewnością wysiądzie i zostanie pochłonięty przez pustkę niszczejącego dworku. Następnym przystankiem stanie się wakacyjna willa rodzinna. Z pomocą Jeremy’ego Deonne zeskoczy ze schodków, wejdzie na piętro. Nikt nie dowie się co zaszło. – Podobało Ci się? – zapytawszy dosyć gwałtownym (lecz pozbawionym brutalności) ruchem ściągnął kobietę ze swoich kolan. Znowu znalazła się naprzeciwko. Z wnętrza kieszeni kamizelki wyciągnął chusteczkę, by wytrzeć wilgoć z palców. - To samo da się zrobić językiem. - kąciki ust drgnęły mu niezauważalnie. Sytuacja zaczynała go bawić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zamyśle Dei miało być to jedynie pocieszenie - krótki dotyk, spojrzenie - znaczące ciepło w uśmiechu, ale popłynęli; każde z nich nie było w tej sytuacji bez winy - chciała go od samego początku, nawet słysząc opowieści (czy prawdziwe, czy też nie); czuła mrowienie w podbrzuszu. Miał coś w sobie, co kobiety przyciągało - i potrafił tą cechę perfekcyjnie wykorzystywać. Jak mogłaby teraz nie zaryzykować? Swoją reputacją, rodziny - przyszłego męża, cóż odpowiedź zawarta była w tym co teraz czuła, ponieważ przy Eamonie Korvenie czuła absolutnie wszystko.
Siedząc na nim, czując wybrzuszenie - wpatrując się w narastającą czerń w jego oczach; jej emocjom nie towarzyszył strach, a jedynie tlące się i rozrywające od środka podniecenie. - Wiedziałam. - może i nie byli rozsądni, być może ta dzisiejsza letnia noc rozpocznie piekło w ich egzystencji, ale czy te kilka minut bliskości nie jest wartę wiecznej udręki? Dla Britton było, dlatego oddawała się jego dotykowi, wręcz wygłodniała o więcej - fakt, po raz pierwszy zaznając takiej rozkoszy odpływała, właściwie wijąc podczas każdego ruchu dłoni Korvena. Stłumione jęki, odbijały się o małe pomieszczenie - jedną dłoń usadowiła na szybie, drugą zaś zaciskała na ramieniu kochanka; przez cały czas starała się utrzymywać kontakt wzrokowy, lecz ostateczne spełnienie wprowadziło ją w stan całkowitego odizolowania; płonęła, wrzała, wewnątrz aż krzyczała - posiedli się nawzajem i choć napięcie powoli schodziło, Deonne zaczęła odczuwać jakby w tym momencie zapragnęła go jeszcze bardziej.
Zdążyła jedynie opaść czołem na ramie bruneta, wręcz wtulając się w zagłębienie jego szyi, by po chwili znaleźć się na tym samym miejscu co z początku, zanim odebrał jej niewinność (choć czy do końca tak było?) Ciało wciąż drżało, oddech bezustannie był płytki - z początku przetarła swe spocone czoło, by zaraz poprawić suknię, która odkrywała więcej niż powinna. Ponownie go obserwowała, błękitne ślepia najpierw przesunęły się po zakrytej półcieniem twarzy, aby następnie zatrzymać na chusteczce; rozpalenie do jakiego ją doprowadził prawdopodobnie długo nie zejdzie, ale to nie było problemem - problem narodził się w chwili gdy zrozumiała, że nie czuję się winna, nie powstały żadne wyrzuty sumienia - w istocie żałowała, że to już się skończyło. - Gdyby choć jedna z nas wiedziała jaka jest prawda, nie mogłybyśmy przestać o tym myśleć. - czy to była dla niego satysfakcjonująca odpowiedź? W tym momencie blondynka w końcu pojęła wyczyn swojej siostry, jeżeli za każdym razem miałaby przeżywać to samo co dziś - oddawałaby się zawsze, albo nawet sama inicjowała bliższy kontakt - z nim na pewno będzie - dlatego na kolejne wypowiedzenie zdanie aż drgnęła, a z ust jasnowłosej wydobył się cichy śmiech, można było w nim wyczuć nutkę fascynacji połączonej z zdezorientowaniem; znał się na rzeczy i Dea nie tylko odczuła to na „własnej skórze” ale również bezustannie biła od niego seksualność; teraz to dostrzegała, teraz rozumiała czemu te wszystkie kobiety (a stała się jedną z nich ) tak usilnie próbowały wywrzeć na nim dobre wrażenie. Gdyby miał ją dotykać w ten sposób codziennie nie byłaby temu przeciwna. - Opowiedz mi o tym. - niestety, nadal z młódki było można czytać niczym jak z książki, po zaciśnięciu ud i zagryzieniu wargi wbiła w niego swój ciekawski wzrok. - To jest ta sama przyjemność, czy każda z nas przeżywa to inaczej? - po przechyleniu głowy w bok, niepewnie zsunęła głowę w dół. - A co z Twoją przyjemnością? - wzrok powędrował ponownie w górę, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Ty o wszystkim decydujesz, czy ja też mogę? -czyżby Eamon odkrył w niej seksualność? Co się właśnie wykuwało?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie skomentował jej słów. Wpatrując się w ciemność za oknem sprawiał wrażenie nieobecnego duchem. Nawet ręka, jak gdyby w sposób zupełnie automatyczny wycierała resztki wilgoci z palców. Chustka powtórnie została wsunięta w kieszeń. Otumaniona podświadomość wracała do czasu rzeczywistego. Zaniepokojony niewiedzą dziewczyny przymarszczył brwi. Po prawdzie, Eamon chyba nigdy nie miał kontaktu z dziewicą. Wybierał kompanki doświadczone lub uprawiające najstarszy zawód świata. – Każda inaczej, w zasadzie tak. Niektóre mają problem z... zakończeniem. – rozważając grzech jakiego się dopuścił Korven czuł jak myśli transformują mu we wzburzone fale. Raz nadpływały, drugi raz odpływały. Nachodziły na siebie i zanikały w dzikiej pianie. Nie doznawał wyrzutów sumienia. Nie był na siebie zły ni zażenowany swoją słabością. Rozumiał to, do czego tutaj doszło. Docierało do niego, że od samego początku pragnął owego porównania. Chciał wziąć zarówno Róże jak i Deonne. Gdzieś w głębi duszy cieszył się z podobnego rozwiązania wewnętrznych rozterek. – Wolałabyś Ty decydować? – nieco zaskoczony parsknął pod nosem. Spodziewał się po Dei uległości. Zdawała się tą Britton, która rozłoży nogi i niepewnie poczeka na dokonanie aktu. Nie oczekiwał namiętności czy pasji. Zwyczajnie w porównaniu do siostry, przynajmniej na pierwszy rzut oka, była... spięta. „Podręcznikowy przykład dziewczęcia z wyższych sfer”. Ukształtowana w sposób, jaki wymarzył sobie sam Bóg. Jakim zaskoczeniem było dostrzeżenie, że ta istotka również posiada wachlarz mrocznych łaknień.
Gdy powóz zatrzymał się przy dworku Eamona, mężczyzna bezustannie wbijał przenikliwe spojrzenie w twarz rozmówczyni. Przez ułamki zdawało się, iż dzielą ich sekundy od rozstania. Tak być powinno. Jednak zdarzyło się coś zupełnie innego. Brunet uderzył ręką w obity welurem sufit karocy, przez na prędce półotwarte okienko krzycząc; by jechali do ojcowskiego majątku. Wszystko zdawało się mieć sens. Decyzjom księgowego towarzyszyły czyste, niewinne pobudki – troskliwość, poczucie zobowiązania oraz odpowiedzialności za przyszłą bratową. Gdyby tylko Jeremy wiedział o co tak naprawdę szło... A może posiadał swe wątpliwości co do zamiarów dziedzica, aczkolwiek nie wnikał w arystokratyczne intrygi? Może przez tyle lat służby u Korvenów nauczył się trzymać język za zębami? Możliwe, iż nie obchodziły go sprawy prywatne jego Panów albo też preferował Eamona ponad opryskliwym, hałaśliwym Edgarem. Koła ruszyły leniwie, zabłoconym traktem. Ciemne czujne oczy bezlitośnie wpatrywały się w blondynkę. – Wiesz, że to; co robimy... czego się dopuścimy... Nic nie znaczy. Nie będę Twoim pierwszym, ale pokażę Ci jak można zostać zaspokojoną. I jak zaspokoić. O ile zechcesz. – wzrok przemknął po ramionach opiętych delikatnym materiałem sukienki. - Nie będę mógł zostać... - ostatecznie choć zwyczajowo goście balu zostawali na noc, należało dmuchać na zimne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W głowie blondyneczki wciąż tliło się wspomnienie sprzed kilku minut: jego ręka pomiędzy jej udami, wciskające się palce, ciężki oddech i te przerażająco czarne oczy, gdy wpatrywał się w nią w stanie spełnienia. Ulżył - wprawdzie, doprowadził do szaleństwa, wprowadził w stan łaknięcia o więcej, aby sekundę później bezczelnie „rozkazać” powrócenia do rzeczywistości. Tylko, że Deonne nie chciała; uparcie próbowała pozostać w tym miejscu - wyciągnąć sytuacji wszystko, aż do „suchej nitki” - być może z obawy, że dana chwila nigdy więcej się nie powtórzy, bądź on nigdy więcej już na nią w taki sposób nie spojrzy; myśl stracenia go (na ten moment!); stawała się większą udręką, niżeli reputacja - każdy swój grzech czyn jaki popełniła - przyciągał ją do człowieka, który znajdował się na przeciwko - choć pozycja arystokraty nie miała żadnego znaczenia, mógłby być nad nią, pod nią - przed nią, (w niej, hehehhehehehe); wystarczyło, że znajdował się blisko - a bezustannie tak się działo; kręcił się wokół, jakby podświadomie rzucając swoją osobą czar zauroczenia; Britton nie znała pojęcia miłości - oczywiście kochała, czy to rodziców - czy rodzeństwo, ale w obecności Korvena, żadne z powyższych uczuć nie wpisywało się w normę. Nikt inny nie odzwierciedlał tych samych emocji - bo nawet w towarzystwie Edgara (szczególnie ostatnio) - czuła bardziej zmęczenie, niżeli jakiekolwiek zainteresowanie. - Bawi Cię to? - oczywiście, Dea znała swoje miejsce w hierarchii, wiedziała że dany świat należy do mężczyzn - oni wyznaczali granicę, oni wszystkim kierowali. - Czasami bym wolała. - bo choć zbliżenie(?) - akt seksualny był czymś nowym, rozkoszującym, a zarazem ukazującym nowe oblicze arystokratki; część jej nie spodobało się, gdy chwilę później ją z siebie zsunął. Nie była przedmiotem, który można sobie wziąć, a następnie zostawić - więc tak: wolałaby sama zdecydować, kiedy z niego zejdzie.
Dojazd do dworku, nieco wybił dziewczę z równowagi, nie chciała aby wysiadał - świadomość, że równocześnie z zatrzaśnięciem za nim drzwiczek, prawdopodobnie zamknie się ich dalsza historia (w końcu, po podobnych lecz nigdy, aż tak rozprzestrzenionych wspólnych chwilach zwykł ją unikać - a Dea raczej by nie miała w tym przypadku odwagi aby to przerwać); spojrzała na ukochanego kochanka spragnionym, a zarazem rozczarowanym wzrokiem. Dlatego gdy ruszyli, tym razem to Deonne poczuła w sobie ukłucie satysfakcji - co automatycznie ujawniło się w wyrazie jej twarzy; nie mogła przestać się uśmiechać, a na buzi blondynki ponownie zawitał rumieniec - cóż, wszystkie decyzje Korvena (rzecz jasna jeżeli były z nią związane) - odbijały się na niej - chciał, nie chciał, pragnął, gardził; nieustannie sprawował kontrolę, przykładu nie trzeba szukać daleko - nawet dzisiejszego wieczora, gdyby nie „zaproponował” jej wyjścia - zostałaby, czując na sobie pogardliwe spojrzenia innych. Nic nie znaczy. Nic nie znaczy. Nic nie znaczy. Nic nie znaczy.
Boże, gdybyś tak naprawdę chłopczę wiedział, co się w tej chwili działo w jej myślach, jak bardzo te „uczucie” które przez ostatnie miesiące odrzucała, a niekiedy pielęgnowała w tym momencie rozprzestrzeniło się po calutkim ciele Twojej nowej ofiary wybranki - mógł kontrolować ruchy, dotyk, zbliżenia - ale nie to jak bardzo Dea wpadała w sidła - jak uporczywie (niezależne od konsekwencji) zaczynała kochać. Niestety, nie umiała rozróżniać miłości od pragnień; dane uczucia się pomiędzy sobą splatały - nikt nie był w stanie ich zatrzymać. - Przecież wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko. - mocne, szokujące (doprawdy?) wyzwanie, a także potwierdzenie jakie oczekiwał Eamon. - Chcę. - czyżby ich relacja przekształciła się w aspekt: nauczyciel i uczennica? Oboje chyba nie mieli świadomości jakie zaczynało to się robić niebezpieczne. - Lubię sposób w jaki na mnie patrzysz. - pierwszy raz zauważyła dany fakt, podczas nocnej przejażdżki konnej - następnie sprytnie próbowała owe spojrzenie sprowokować. Od tamtej pory, spoglądał na nią tak - cztery razy - a teraz był piąty. - A nie możesz chociaż wejść? - zupełnie nieświadoma dwuznaczności własnej wypowiedzi, ulokowała błękitne ślepia na jego oczach, by po chwili z większą pewnością siebie bardziej się przybliżyć. - Chciałabym jeszcze czegoś spróbować... - tak, tak, tak - może jeżeli zacznie być tajemnicza, to brunet chwyci haczyk?


Twój ruch, Mr. Korven.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bawiła go ta sytuacja. Nie powinna, ale bawiła. Powinien odczuwać wyrzuty sumienia. Samowstręt. Nie wsiąść do powozu, tylko odwrócić się na pięcie i wrócić na salę. Przeklęta Helena! Wszystko co się działo pozostawało jej winą. Gdyby nie pojawiła się na szczycie schodów, nie rzucała mu wyzwań ani obelg niemymi zerknięciami zapewne nie zdecydowałby się na wczesny powrót do domu ani tym bardziej nie dopuściłby się zdrady. Chociaż był mężczyzną o wolnym stanie miał na barkach innego rodzaju zobowiązania oraz lojalność. Dzisiejszej nocy zdradził zaufanie brata, ojca, matki. Narażał reputację Deonne, wieloletnią przyjaźń głów rodów, istnienie sojuszu jaki zawiązywali. Korvenowie potrzebowali pieniędzy Brittonów, tak jak Brittonowie potrzebowali prestiżu płynącego z nazwiska Korven.
Mijająca chwila jawiła się jako wybryk spowodowany nudą oraz podsycony ogniami alkoholowego upojenia. Niemniej, w głowie bruneta rosła inna myśl. Jakaś jego cząstka nie chciała zakończyć rozkwitającego romansu tuż po pierwszym uniesieniu. Pragnęła ciągnąć emocjonalną szopkę tak długo, jak długo blondwłose dziewczę nie znudzi się bądź ich relacja nie stanie się zbyt niebezpieczna. Zbyt bliska wypłynięciu na powierzchnię.
Nigdy wcześniej nie miał dziewicy. Pomysł „uczenia” młódki i pomaganie jej w odkrywaniu seksualności wydawał się całkiem dobrym. Troszkę jak zabranie się za interesującą książkę w pochmurne, mało interesujące popołudnie bądź decyzja o przejażdżce konnej brzegiem morza. Przyjemna rozrywka. Ciekawe co rozsądek pomyśli i jaką drogę wskaże po pozbyciu się z łepetyny miłego szumu.
Słowa Dei przemykały mu przez umysł jak gdyby nie znaczyły nazbyt wiele. Im więcej mówiła tym prędzej dochodził do wniosków, iż lepiej; kiedy kobieta milczy. Przynajmniej póki jest podpita. Była zbyt uległa. Uległość nie wpisywały się w szereg cech preferowanych lub docenianych przez księgowego. – Nie jesteś czasem zbyt chciwa? – oczyma przesunął po szybie i wbił ciemne ślepia w rozmówczynie. – Mamy dużo czasu... – zależy jak na to patrzeć. Z jednej strony mieli go bardzo wiele – dwa miesiące aż do wesela. Z drugiej przyjazd Brittonówny z wolna dobiegał końca.
Wahał się. Z ociąganiem wysunął zegarek z kieszeni kamizelki i otworzywszy zautomatyzowane wieczko zerknął na tarczę. Na parę sekund wnętrze wypełniło żywe tykanie. Koła spowolniły, pojazd zatrzymywał się. Jeremy zsiadł z zajmowanego miejsca i pociągając nogami otworzył skrzeczącą, żelazną bramę. Konie wjechały na posesję. Gdy zatrzymali się powtórnie, po paru prędszych uderzeniach serca Eamon pierwszy złapał za mosiężną klamkę i wysiadł. Chłód powietrza wychłostał mu twarz gwałtownymi porywami. Trzymając drzwiczki posłał Remy’emu lekki uśmiech i pojedynczym kiwnięciem zapewnił; że zajmie się bratową. Tym samym służący został odprawiony i ruszył do tylnego wejścia oraz dobudówki. W międzyczasie brunet wpuścił Deonne do cichego holu. Będąc tuż za nią nachylił się nad uchem dziewczyny i szepnął szybkie: - Na górze.
Nawet jeśli służba spała a Jeremy o ile cokolwiek podejrzewał nie zamierzał nic zrobić rozsądnie zdawało się zachować pozory. Stary pokój Eamona był na piętrze, podobnie jak sypialnia gościnna sióstr. Musieli tylko zdjąć płaszcze (w czym pomógł blondyneczce) i ruszyć przed siebie. Pokonać stopnie, skręcić na lewo, otworzyć dębowe drzwi, przedostać się do bezpiecznego azylu księgowego...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy rzeczywiście była zbyt chciwa? Czy usilna potrzeba przebywania w towarzystwie arystokraty mogłaby zaprzepaścić dalszą wbijającą się na upragnione wyżyny relację? Bardzo możliwe - jednakże, na wytłumaczenie uporczywej Deonne Britton - można stwierdzić to jako fatalne zauroczenie. Każda młoda dziewczyna, która odnajduję swój obiekt westchnień - nie tylko nie widzi w nim żadnych wad (wyższość, pogarda, ignorancja - manipulacja); ale również nie dostrzega ważnego aspektu: bycie ze sobą, bez przerwy - w przeciągu każdej minuty/sekundy - jest zwyczajnie niezdrowe. Z drugiej zaś strony, według jasnowłosej zbliżenie się z starszym Korvenem nie było jedynie formą nauczenia/podszkolenia się w kierunku seksualnym, lecz także czymś zobowiązującym - oddawała mu nie tylko ciało, ale również własną duszę; nawet jeśli nie chciał - był już pierwszym mężczyzną, którego zapragnęła.
Mimo to słowa Eamona, nieco wprowadziły blondyneczkę w ponownym stan nieśmiałości, uśmiech zsunął się z twarzy, a wzrok powolnie zaczął uciekać. - Nie podoba Ci się to? Powiedziałam coś nie tak? - tylko mężczyźni mogą być „brać, zaciągać do łóżka a następnie porzucać?” - odwrotny stan rzeczy już nie wchodził w rachubę? Mogą łamać zasady, niszczyć dane słowo ojca Dei, tylko w chwilach kiedy brunet będzie tego chciał? Pewność siebie ostatecznie zanikła niestety, Eamon posiadał nad nią taką władzę - choć oboje nie byli tego świadomi. Zapewne resztę drogi przebyliby by w ciszy - gdyby mężczyzna nie dałby się „uwieść” ale stało się i niebieskie oczęta skupione na jego twarzy zaświeciły się, a dolna warga została przygryziona.
W końcu dojechali, a kiedy wysiadła pomimo chłodu czuła jedynie rozpalenie - idąc krok w krok obok księgowego odnosiła wrażenie, że od przypływu emocji zemdleje. Co się stanie w środku? Do czego się posuną? Czy jest możliwe chcieć go jeszcze bardziej?
Ściągnięcie płaszcza, delikatne muśnięcie dłoni krok za krokiem, schodek za schodkiem - widok otwierających się drzwi i nagle głośne: - Deonne? - natychmiastowo odwróciła jasną łepetynę, a na samym dole stali Norman z podchmielonym (opierającym się o framugę drzwi) Edgarem. _- Ojcze... - mruknęła cicho, następnie wyprostowała plecy. - Właśnie planowałam położyć się do łoża. Czy możemy tą rozmowę przeprowadzić jutro z rana? - zza plecami słyszała dźwięk skrzypiących drzwiczek, uratował się. - Dobrych snów, kochanie. - papa Britton kiwnął twierdząco głową, złapał (przyszłego) zięcia za ramię i zniknął z pola widzenia blondynki. Deonne doskonale wiedziała o czym będzie poranna pogawędka; wyjście z balu, bez pożegnania i zostawienie narzeczonego na pastwę podłych plotek nie będzie aprobowane - ale nasuwało się również pytanie: czy coś zauważył? Cóż, dziewczę dopiero po kilkunastu sekundach się poruszyło - by znaleźć się w otchłani własnej gościnnej komnaty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O poranku, zanim jeszcze ktokolwiek zdołałby wstać, Eamon wyszedł z dworku i nie robiąc zbyt wiele hałasu (aczkolwiek równocześnie nie chodząc na palcach niczym dziecko zatrwożone wizją ojcowskiego gniewu) wydostał się na świeże powietrze; by równie nieśpiesznym krokiem ruszyć w stronę własnego domu. Kolejne trzy dni minęły mu pod dyktando standardowej rutyny. Można by pomyśleć, iż w regularności powtarzanych czynności oraz codziennych zadaniach mężczyzna utracił wspomnienia tego, co przydarzyło się z Deonnie. Prawda pozostawała jednak inna. Księgowemu przypadła do gustu dominacja z jaką górował nad niedoświadczoną młódką. Zaskakujące odkrycie – zwykle nie przepadał za uległymi podlotkami. Unikał ich jak dzikiego ognia. Jednak tym razem niewinność panny Britton ściągała mu sen z powiek i zostawała ogniem pod namiętność jakiej dopuścił się pod pościelą drugiej nocy od rozpoczęcia romansu. Ponieważ Korven nie miał żadnych wątpliwości: pragnął więcej. Miłość do brata gniła wraz z następnymi interakcjami z Edgarem. Rudowłosy stawał się zgorzniały, nieznośnie złośliwy i w owej złośliwości paskudnie nieudolny. Dwukrotnie w przeciągu minionych dni stawał przy starym płocie i obserwował pracę Eamona, pomiędzy słowa wrzucając kąśliwe uwagi dotyczące „plebsu”. Zdołał nawet zniszczyć jedną ze zbutwiałych desek – niby przypadkiem, lecz brunet mógłby przysiąc; że braciszek napierał na stare drewno zbyt mocno z premedytacją.
Pobyt Brittonów chylił się ku końcowi, przedłużony o zaledwie trzy doby przez wzgląd na naciski Arthura. Pod pretekstem nadchodzącego festynu organizowanego co roku nad pobliskim jeziorem ojciec starał się zaoszczędzić młodszemu synowi odrobinę czasu na odkupienie win. Rudzielec nie sprawiał wrażenia specjalnie zainteresowanego; choć trzeba przyznać – przeprowadzona z głową rodziny rozmowa wydała na świat owoce i po fatalnym balu Edgar rzeczywiście wydawał się bardziej zainteresowany narzeczoną. Towarzyszył jej podczas spacerów, zaproponował wypad na zakupy, z pokorą (ah, trudno było mu ukrywać frustrację oraz wstyd) przyjmował krzywe uśmiechy ludzi mijanych na ulicach. Nie podołał pamiętnej nocy. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę.
W czwartkowy wieczór Brittonowie oraz Korvenowie (minus najmłodsza oraz średnia z córek – ta druga poczuła się słabo, kiedy wspomniano o spontanicznym spacerze w okolice gospodarstwa Eamona) podążyli w znajomym kierunku. Teraz już nie zaskoczyli Korvena swoim przybyciem, gdyż wyczuwając zamiary małżonka godzinę wstecz Vera wysłała do pierworodnego Jeremy’ego z krótką notatką. Arystokrata miał czas na pomoc Gilly przy szybkim przyrządzaniu chrupkiego, cienkiego ciasta na mleku; wcześniejsze odprawienie rozbrajająco gadatliwej służki do domu i wyciągnięcie zakurzonej butelki brandy. Otworzywszy gościom nie zdawał się inny ani niezręczny. Deę powitał uprzejmym uśmiechem i tak przez długą część odwiedzin nie poświęcał jej czasu. Męska część towarzystwa siedziała przy oknie rozprawiając o nadchodzących wyborach, podczas gdy kobiety zajmowały miejsca przy stole dyskutując o swoich własnych sprawunkach. Ciemne oczy zerknęły na Deonne dwukrotnie. Im bliżej nocy, tym mocniej podchmielone były głowy rodu – najwyraźniej łącząca ich przyjaźń była autentyczna. Wreszcie zasiedli przy stole, aby dokończyć posiłek i wrócić do domu. Gdzieś w tle grzmiało. Pod nieobecność Edgara (obiecał załatwić sprawy związane z marynarką i prędko dołączyć; ale nie zanosiło się na przybycie chłopaka) atmosfera przy stole stała się przyjemna. Konwersacje schodziły na coraz frywolniejsze, lekko strawniejsze tematy. Panował chaos, zadziwiający gwar jak na takie drobne towarzystwo. Wykorzystując okazję dłoń Eamona opadła na kolano siedzącej nieco na ukos blondynki. Bezpiecznie, z daleka od spojrzeń; pod płachtą kremowego obrusa. Palce przetańczyły w dół, zaczepiły o koronkę sukni i posunęły się w górę. Przeskoczyły przez kolano i zacisnęły się na udzie. Istniało coś ekscytującego w tych okolicznościach, w bezczelności tego konkretnego grzechu. Powtórnie zagrzmiało, nieco mocniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nazajutrz tuż po poranku, gdy błękitne ślepia złapały równowagę, a do głowy przysunęły się myśli wczorajszej nocy - po cichutku zerwała się z łóżka, narzuciła na swe drobne ciało szlafrok - i pognała pod drzwi nocnego kochanka. Nie zastała go; świadomość, że wymknął się tak wcześnie - wprawiło jasnowłosą w stan rozczarowania; pragnęła go jeszcze zobaczyć, choćby przy śniadaniu; przez krótki moment, by dostrzec czy żałuję tamtego wydarzenia, ale zniknął - powinna się już przyzwyczaić, że tacy mężczyźni jak Eamon - chodzą swymi własnymi ścieżkami. Niby nic jej nie obiecywał - niby dane słowa mogłaby potraktować jako zmorę, grzech jakiego się dopuścili - ale utrzymywała je jako obietnicę - wolała wierzyć w to, że jej nie opuści.
Dopiero przy obiedzie Norman Britton poinformował całą rodzinę, że swoją gościnę przedłużą o trzy kolejne dni - ciężko było ukryć radość ze strony Deonne - jednakże nie spodziewała się, że nowe postanowienie ojca jest spowodowane głównie z jej przyczyny. Wyjście z balu było spektakularne, sama Rosie rozpoczynała rozmowę przy każdej możliwej okazji, a szczególnie gdy w pobliżu znajdował się Edgar, usilnie próbowała jeszcze mocniej podsycać atmosferę. Był to temat pierwszy, najgłówniejszy - wspominały o nim również matki, jedna dumna - druga zaś nieco skrępowana - nie ma co ukrywać, Deonne zrobiła wejście; choć w tym przypadku może wyjście? Niestety, pozostanie dłużej liczyło się z konsekwencjami - Britton została skazana na notoryczne towarzystwo narzeczonego - gdziekolwiek poszła, tam się pojawiał - wspólne spacery, a nawet (ku przestrodze!) zakupy - gdzie rudzielec zdecydował się na kupno różowej wstążki do włosów - w końcu Dea zwykle nosiła upięty warkocz, ozdoba mogłaby się wpasować - gdyby tylko została podarowana z sercem, a nie z przymusu. Niestety, lecz blondynka pomimo swojej naiwności wyczuwała tą farsę. Edgar został poniżony - a także zbesztany, nie musiała tego słyszeć - ani widzieć, ale ta odmienność miała swoje korzenie - szczególnie, gdy znajdowali się w obecności Arthura - Korven stawał się bardziej spięty, a jego uśmiech wyglądał niczym jak na tych porcelanowych lalkach - udawał i może właśnie dlatego nie czuła się w żadnym przypadku winna? Ponieważ gdy mężczyzna mówił - starał się zainteresować ukochaną myśli Dei bezustannie błądziły po chwilach w karocie - uśmiechy dotyk, gorące powietrze - nawet jeśli Eamona nie było (i o tragizm - nie widziała go); cały czas znajdował się przy nich, w głowie jasnowłosej - zajmował absolutnie każdy ich kąt - nie było miejsca dla młodego kadeta.
Gdy nadszedł] czwartek i dwójka kilkudziesięcioletnich przyjaciół zadecydowała zabrać całą rodzinę, na ponowne zwiedzanie ziemi - tylko Deonne (jak to perfekcyjna córka) - wybrała się na przygodę. Wieczory bywały coraz chłodniejsze, dlatego opatulona szalem szła pod ramię z matką, a jej zapleciony warkocz zdobiła różowiutka wstążką (wymuszenie ze strony ojca). Nie poinformowano jej, że tym razem kolacja odbędzie się w posiadłości Eamona - więc stąd w niej zaskoczenie gdy prawie (już niedługo!) cała rodzina skręciła do drzwi. Była tu tylko raz - i to jedno zdarzenie sprawiło, że wszystko zaczynało się zmieniać. Będąc w środku pierwsze co ulokowała swój wzrok na gospodarzu, ale jak zawsze - nie umiała z niego wyczytać nic - zero. Potrafił aż tak dobrze grać, czy nic go nie obeszło? Poczuła rozczarowanie, ale również złość - nie było minuty, aby o nim nie myślała - a on nawet na nią nie spojrzał - wróć; nie tak jakby chciała.
Kolacja, rozmowy, ploteczki - było jej dobrze pośród obu pań - Vera wywierała taką aurę, że Deonne nieświadomie zaczynała ją traktować jak drugą matkę. Gdyby tylko mogłaby się jej zwierzyć, gdyby tylko powiedziała do czego doprowadzają ją jej synowie... Rzecz jasna, głównie temat był o Edgarze, kobiecina opowiadała o zaletach młodszego Korvena; o jego zawziętości, o chęci walki i ryzykowaniu życia o dobro państwa, ale wzrok Dei co jakiś czas kierował się w stronę mężczyzn - czy któraś z kobiet do dostrzegła? Czy wiedziały, ale wolały ten fakt ignorować?
Gdy trójka panów powróciła do stołu z zamiarem dokończenia posiłku i cała rozmowa przeszła na spokojniejsze tematy, wyścigów - „jacy byli gdy się poznali” - dziewczyna z wielkim uśmiechem wsłuchiwała się w opowieści; co jakiś czas śmiejąc się razem z towarzystwem z tego względu przestała być czujna; nie wiedziała co roi się w głowie siedzącego nieopodal „człowieka zagadki” - choć może to i dobrze, bo by na to nie pozwoliła?
Kiedy wyczuła jego dłoń, głowa automatycznie odwróciła się na bok - z pomiędzy ust wydobyło się ciche westchnięcie - nie miała pojęcia, że aż tak brakowało jej tego dotyku - błękitnymi tęczówkami przesunęła po twarzy oprawcy bruneta. a swe uda delikatnie rozchyliła - przyzwalając mu na dalsze ruchy. - Boże... - słowo wypowiedziane niemo, jedną dłoń zacisnęła na sztućcu - by kątem oka zerknąć na dwie pary, które zainteresowany były wyłącznie sobą - wtedy zadecydowała się dyskretnie nachylić. - Co Ty wyprawiasz...? - ponownie rozpoczął się cały rollercoaster emocjonalny - Eamon, jego dłoń, a jej drżące ciało. Nie powinien. Nie powinna. Nie powinni - ale co z własnymi rządzami? Przegłosowane. Wolną rękę zsunęła pod obrus, kładąc na jego - po części aby nie przesadził, bo nie wiedziała ile wytrzyma - a po części, aby być z nim przy tym doznaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dławił drażniącą chuć, przez moment ignorując szept dziewczęcia. Kąciki ust mężczyzny uniosło lekkie rozbawienie. Niemalże niedostrzegalna zmiana na surowym obliczu utkwiła na parę sekund na twarzy księgowego; by ostatecznie spłynąć z następnym łykiem starej brandy. Nie wypił zbyt wiele, nie na tyle; by jego czyny pozostawały podyktowane alkoholowym oszołomieniem. W tym momencie wszystko co robił, robił z pełną świadomością. Wreszcie, kiedy wiedział; iż nic nie jest w stanie im przeszkodzić i tymczasowo znaleźli się poza zasięgiem zainteresowania zwrócił ciemne oczy ku blondynce. Paraliżujące, chłodne spojrzenie posiadało uwieszoną gdzieś w głębi połyskującą, jasną gwiazdę. Błyszczała na nieboskłonie czekoladowych tęczówek. – Nie mam pojęcia o czym mówisz. – palce drażniły delikatną skórę ud przez materiał sukienki i halki. Jak gdyby uparcie poszukiwały miejsca, gdzie mogłyby wślizgnąć się pod jedwabie. – Słyszałem, że spędzacie z Edgarem coraz więcej czasu. Wczoraj prawie na Was wpadłem na mieście. – na pierwszy plan wychodziła osobliwa bezczelność Korvena z której istnienia ludzie zdawali sobie sprawę; niemniej niewielu umiało jej doświadczyć. Z ręką sunącą w górę, zatrzymującą się tuż przy biodrach oraz kobiecości Britton bez problemu ani żenady podpytywał o relację Dei z bratem. – Wyglądaliście obezwładniająco uroczo. – zabrawszy dłoń oderwał pojedyncze winogrono i wsunął je pomiędzy swoje wargi. Grzmoty wzmagały na sile, gdzieś w pobliżu piorun przeciął senne chmury. Pani Britton podskoczyła na siedzeniu. – Chyba nie wyjedziecie w taką pogodę?Nonsens!! Droga nie jest zbyt daleka! – jak na zawołanie druga błyskawica wydawała się gruchnąć jeszcze bliżej. Arthur poprawił okulary na spoconym nosie. – Nie masz przygotowanych pokoi, chłopcze. – handlowiec przemknął ślepiami po sylwetce syna, jakby oczekując zaprzeczenia. Zapadła dłuższa cisza. Całe towarzystwo wyczekiwało na nowiny o postępie w renowacjach. – Pokoje są, brakuje im tylko wygód do których zapewne jesteście przyzwyczajeni. Widzi Pan, Panie Britton... moje domostwo jest autentycznym gospodarstwem. Nie nowobogacką karykaturą. – kilka sekund milczenie wisiało w powietrzu, aby finalnie Panowie wybuchli śmiechem przerywanym wesołym „ojej!”; kiedy trzeci piorun przegryzł nocne niebo. – Damy sobie radę, damy radę. To zawsze jakieś nowe doświadczenie. Z pewnością lepsze i bardziej wartościowe od chorowania podczas wyjazdu; czyż nie? – Norman posłał małżonce uśmiech nie wiedząc na jak bardzo rustykalny wypoczynek się zgadzał.
Pokoje, w istocie, nie wpisywały się w sztab eleganckich. Rzecz jasna daleko im było do wiejskich chałup – podłogi były wyczyszczone, okna naprawione; acz firanki powyżerały mole, na nieużywanych komodach leżały warstwy kurzu a w kątach wisiały miękkie pajęczyny. Eamon oddał własną sypialnię rodzicom, w dużej gościnnej ulokował Brittonów a Deonne zaoferował najmniejszy pokój w odcieniach zieleni (przerobione niegdysiejsze pomieszczenie dla służby, niepotrzebne skoro dworek był tak blisko wioski). Sam zdecydował się zasnąć w małej biblioteczce pełniącej funkcję biura.
Burza rozhulała się na dobre a myśli bruneta szybowały w stronę drobnego, przerobionego lokum na prawo od kuchni. Serce motało się niby klatce. Nie, zaraz.. to nie było serce – ono wciąż przynależało wyłącznie do właściciela. Nie szło tu o miłość lub romantyczne uniesienia a fizyczność oraz pożądanie. Blisko trzeciej w nocy wstał i przeszedł po skrzypiących deskach do salonu. Tam, po wypiciu ostatniego małego kieliszka trunku zawiesił spojrzenie na wciąż pozbawionej ładu, napiętnowanej radością minionego wieczora przestrzeni. Oczy utkwiły mu na bordowym kocu przewieszonym przez fotel. Złapawszy pled ruszył przez hol i skręcił w prawo. Drzwi były zamknięte. Zapukał. Zero odpowiedzi. Zamiast obrócić się, by odejść delikatnie nacisnął klamkę. Zmęczenie rozsypało jasne włosy na białej poduszce. Zaciekawiony błękit przeszywał go na wskroś. Nie spała. – Noce są tu chłodniejsze niż w rezydencji ojca. – uniósł trzymany materiał jak gdyby był on odpowiednim wytłumaczeniem tego „wtargnięcia”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Teraz wszystko to co znajdowało się wokół przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, głosy obu małżeństw przeplatające się między sobą znikały w oddali - nie wiedziała o czym rozmawiają, choć kątem oka spoglądała czy przypadkiem nie patrzą. Całe ciało Dei zalewało się zimnym potem, choć ku zaskoczeniu czuła gorąc nie tylko pomiędzy udami, ale również w calutkim organizmie. Serce łomotało, oddech stawał się cięższy, dłonie zaciskały się mocniej. Przypływ adrenaliny jaki posiadała w tym momencie był tak wysoki, że z ledwością mogła na czymkolwiek się skupić - ponownie ulokowała jasne spojrzenie na jego twarzy. Dlaczego to robił? Odczuwał satysfakcję w chwilach gdy prawie mdlała od jego dotyku? Kiedy palce zbliżały się zbyt blisko - automatycznie wypuszczała gorące powietrze z warg; doskonale wiedział jak na nią wpłynąć - a zahipnotyzowane dziewczę płynęło z nurtem domagania się nowych doświadczeń. Wcale nie była taka niewinna - pomimo uległości świadomie decydowała się brnąć w dalszą relację i to blondynka w większości przypadków doprowadzała do sytuacji dwuznaczno-niebezpiecznych, właściwie to można nawet rzec, że to ostatecznie Eamon się poddał i pozwolił by ich romans się ziścił.
Pytania o Edgara sprawiały, że blondynka jeszcze bardziej odpływała - choć było to bezczelne i złe (wręcz okrutne!), odczuwała w sobie narastające podniecenie. Ciężki oddech i tym razem granatowe spojrzenie zogniskowała na wargach bruneta; gdyby znajdowali się w pomieszczeniu tylko we dwoje nie byłaby w stanie się już opanować; w tej chwili zapragnęła go poczuć - poczuć to jak ją posiada. - Jeszcze chwila, a pomyślę że jesteś zazdrosny. - dane zdanie choć praktycznie wydukane nie było wypowiedziane w sposób drwiący, a raczej z nutką zaciekawienia. - Dlaczego się nie przywitałeś? - zapewne gdyby go wtedy ujrzała druga część dnia stałaby się lepsza; nawet jeśli musiałaby udawać przed wszystkimi obojętność. - Dostałam od niego wstążkę. - przesunęła warkocz na prawy bok, by mógł dostrzec bladoróżowy przedmiot. - A Ty...? Co mi dasz Eamonie? - kolejny orgazm?
Gwałtowne uderzenie pioruna, oraz bezczelnie zabranie dłoni powróciło myśli Dei do rzeczywistości - tak, mieli niedługo wyjechać, być może była ostatnia okazja by go zobaczyć - zwłaszcza, ze Edgar znajdował się w pobliżu coraz częściej. - Tatku, jedna noc tutaj nie zrobi nam różnicy, prawda? Eamon jest taki gościnny. Zawsze możemy się im przecież odwdzięczyć i kiedyś go zaprosić. - uśmiechnęła się, zaciskając swoje uda i starając się włączyć do rozmowy - by przypadkiem nikt nie dostrzegł jak nadal oszołomiona jest minioną chwilą.
Kolacja się skończyła, każdy został przydzielony do własnego pokoju - dla Dei był ciasny, malutki w ich rodzinnej posiadłości zapewne uchodziłby za łazienkę. Burza stawała się coraz silniejsza, grat uderzał o okna, które poruszały się i wywierały głośne skrzypnięcia. Rozebrawszy się do jedynie halki, ułożyła swe ciało na jednoosobowym łóżku. Próbowała zasnąć, przez pierwszy kwadrans przewracała się na boki by ostatecznie poddać się i ułożyć na plecach - jej niebieskie tęczówki skupione były na suficie, wpatrywała się w pęknięcie. Świadomość, że był obok, tak blisko zabierało jej zdrowy rozsądek - poprzez dźwięki niczym jakby zerwała się chmura; nie słyszała pukania - ocknęła się dopiero w momencie gdy „intruz” wtargnął do środka. - O dziwo, jest mi bardzo gorąco. - odpowiedziała, praktycznie szeptem zdając sobie sprawę, z owego faktu - gdyby on nie przyszedł, bardzo możliwe że sama by do niego poszła. Powolnie ściągnęła z siebie kołdrę; by po chwili całkiem boso ustać na chłodnej podłodze; poprzez światło podające co i rusz od błysków burzy - mógł dostrzec, że halka była prześwitująca i ukazywała zarysy jej sylwetki. - Nie mogę zasnąć. - dodała, by zaraz zrobić kilka kroków w kierunku arystokraty, minąć go i zamknąć za nim drzwi. Dopiero teraz pojęła jak blisko siebie się znajdują - więc serce z automatu powróciło do szaleńczego łomotania; uniosła łepetynę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy - następnie delikatnie zagryzła dolną wargę. Chcąc przejąć inicjatywę - obie dłonie ułożyła na klatce piersiowej mężczyzny, zaczynając rozpinać guziki od koszuli; gdy tors był już nagi - w głowie blondyneczki powstały wspomnienia: to zabawne, jeszcze nie tak dawno obserwowała go z oddali, podziwiała piękne, zbudowane ciało - morskiego boga a dziś - tego samego człowieka, tajemniczego, charyzmatycznego, miała we własnym pokoju - we własnym posiadaniu. - Zostaniesz? - jedna z rąk zsunęła się niżej, niebezpiecznie blisko dolnej części ciała, a usta złożyły muśniecie pomiędzy piersiami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był od rozpieszczania dziewczęcia ani rzucania obietnic ani nawet zajmowania się jej dobrostanem – co również nieuprzejmie zakomunikował po pytaniu rozmówczyni. Nie zamierzał również odpowiadać na kwestię braku powitania. Czy nie pozostawało oczywistym, iż relacje między braćmi stawały się coraz bardziej napięte? Przynajmniej z perspektywy starszego wydawało się jak gdyby linia powinowactwa łącząca tę dwójkę transformowała, gięła się i zmieniała w coś coraz bardziej, bardziej napiętego. Absurdem byłoby połączenie owego rozkładu braterskiej miłości z zaręczynami podoficera, ale w istocie niechęć dziedziców narastała od przyjazdu do Brittonów. Norman wykazywał większe zainteresowanie Eamonem, Rosie strzelała do niego przeciągłymi zerknięciami spod kurtyny ciemnych rzęs. Niewidzialna rywalizacja oraz zazdrość Edgara stawały się dostrzegalne przez najbliższych członków rodziny. Złośliwości rudzielca powoli zaczynały działać księgowemu na nerwy i być może z owego względu doszło do ostatniego „incydentu”. Może stał w sypialni z półnagą Deonne, ponieważ czuł się sprowokowany przez braciszka... Marne wymówki.
Nie krył się z lustracją sylwetki blondynki ani faktem, że widok młodej kobiety podniecał go i rodził mroczne pragnienia. Niemniej Korven umiał ukrywać swoje popędy. Nawet stojąc przed nią, gdy byli tylko we dwójkę; kiedy nikt nie był w stanie im przeszkodzić – brunet jawił się jako nieco zobojętniały, zdystansowany oraz nieczuły na czarujący obrazek. Dopiero doświadczając dotyku chłodnych palców na skórze przymknął powieki wyobrażając sobie jak przyjemnie byłoby się w niej znaleźć. Pomimo rosnącej w podbrzuszu pasji rozłożył koc, uniósł go na barki Dei i posłał pannie Britton delikatny uśmiech. – Wątpię, by moja obecność zdziałała cuda czy pomogła z bezsennością. – delikatnie przesunął palcami po bladym policzku.
Bawił się okolicznościami. Można również rzecz, że bawił się samą Deonne; acz uważał swe zachowanie za usprawiedliwione. Obydwoje wiedzieli jaka jest stawka, że nie mogą posunąć się za daleko. Obydwojgu wystarczało balansowanie na granicy. Prawda?
Pomimo wyraźnej odmowy nachylił się i złożył pocałunek na wargach przyszłej bratowej. Z początku powolny, lekki; z czasem głębszy, maźnięty głodem. Prawą ręką przesunął po szczupłej talii, by finalnie ułożyć dłoń na dole pleców Britton i gwałtownie przycisnąć ją do siebie. Nie odrywając ust od jej ust sunął dalej, eksplorując kształty jasnowłosej. Wreszcie, odsunąwszy się przemknął oczyma po buzi arystokratki. – Dobranoc. – i tyle. Puścił ją, zostawił opatuloną kocem; bezgłośnie otworzył drzwi i zamierzał odejść. Posiadał kontrolę nad sytuacją, nad tym co się między nimi działo. I póki miał ową władzę, nie doznawał poczucia zagrożenia...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Deonne nie dostrzegała tej rywalizacji pomiędzy braćmi - oczywiście nie trudno było zauważyć, że Edgar uwielbiał przebywać w centrum uwagi, wyróżniać się z tłumu i wdawać się w dyskusję, a szczególnie przemawiać - aczkolwiek nie sądziła, że Eamon przyjął pojedynek, odkąd zaczęła mu się przyglądać (czyli praktycznie od początku); trzymał się na uboczu, nie wychylał - mało z kim rozmawiał, a nawet jeśli to Dea mogłaby przysiąść, że nie był z jakiejkolwiek pogawędki zadowolony. Zdaniem blondynki nie wyczuwał w młodszym bracie zagrożenia, a nawet wydawało się, że próbuję go wciągnąć na szczyt - w końcu to nie wina Eamona, że wzbudzał w innych większe zainteresowania, z reguły ci cichsi, tajemniczy są źródłem plotek, każdy chcę ich poznać, a niestety nie było możliwości by Edgar kiedykolwiek przejął cechy pierworodnego - był zbyt chaotyczny, otwarty - głośny; zapewne trudno by mu było przystosować się do takiego trybu życia. Niestety, Britton była zbyt zapatrzona w jednego brata, by zauważyć rozterki emocjonalne tego drugiego.
Znowu tak patrzył - tak jakby chciał przejrzeć ją na wskroś, dotrzeć do duszy i nią zawładnąć; w tym spojrzeniu było coś demonicznego, a zarazem agresywnego; jednakże na sam widok tych ciemnych ślepi, na ciele blondyneczki pojawiła się gęsia skórka - drżała, choć nawet jeszcze jej nie dotknął. - Kto powiedział, że byśmy spali? - broda zadrżała jej z rozbawienia, lecz na buzi ukazał się delikatny uśmiech; oczywistym było, że chciała aby został - aby obydwoje odpłynęli w podobnej rozkoszy, jaką sprawił jej trzy dni wstecz.
Zmrużyła oczy, czując palce bruneta na swym policzku, by ponownie je otworzyć i z całym skupieniem przyglądać się jego buzi. Nie miała pojęcia co mężczyzna zamierza, więc trudno było się jej psychicznie przygotować na jakikolwiek gest - dopiero gdy się nachylał zdała sobie sprawę, że w dniu dzisiejszym dostanie to - o czym bezustannie myślała. Nigdy nikt jej nie całował, z żadnym innym mężczyzną nie znajdowała się w tak bliskiej odległości jak teraz z Korvenem, mimo to przymknęła powieki oddając się temu pocałunkowi, starając się odwzajemnić go z równą pasją i namiętnością. Jej dłonie, które przedtem gładziły tors arystokraty - teraz były zawieszone na jego szyi. Samoistnie dociskała się do jego ciała - próbując chłonąć jeszcze więcej; płonęła z podniecenia, miłości, rozkoszy - zapragnęła aby ich „umowa” w tej chwili utraciła ważność i aby poddali się instynktowi - ale przerwał. Niebieskie oczęta zerknęły na niego z zaskoczeniem, a w sobie poczuła się tak jakby odebrano jej wszystko; uczucie trwało zaledwie kilka sekund, ale ewidentnie jej się nie spodobało. - Nie. - odpowiedziała szybko, bez pomyślunku - patrząc jak się odwraca z zamiarem zniknięcia. Nie nie mógł przez cały wieczór jej podjudzać, a teraz tak po prostu wyjść. Zbliżyła się, dociskając klatką piersiową do jego pleców i owinęła go rękoma w pasie - prawa dłoń powędrowała do spodni mężczyzny, wślizgnęła się pod ciemny materiał i delikatnie zacisnęła - nie do końca wiedząc co robić, w pewnym momencie zaczęła nią poruszać. Usta rozpoczęły wędrówkę wzdłuż kręgosłupa - a z czasem dłoń zwiększała swoje tempo. - Zostań. - było coś podniecającego w tym, że drzwi na korytarz były otwarte - a cała sceneria działa się w przejściu.
Tak, przejęła kontrolę.
Tak, zaczynała go sobie brać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział czy blondynka w stu procentach rozumie to co właśnie mówi. Czy zdaje sobie sprawę z sedna sugestii oraz składanych między wersami propozycji. Pokazał jej kawałek „dorosłego” świata (jakkolwiek zabawnie lub rozkosznie by to nie brzmiało), acz bezustannie wiedziała o nim cholernie mało: o fizyczności, pożądaniu, posiadaniu drugiego człowieka. Eamonowi zdawało się, że Dea niezbyt orientuje się w sprawie z tego w co właściwie się pakuje. Działała pod wpływem impulsu, niekoniecznie świadoma konsekwencji. Z drugiej strony, jakiś diabełek na ramieniu księgowego podpytywał czy powinien obawiać się o cnotę, reputację bądź inne istotne aspekty życia przyszłej bratowej? Pałał do niej delikatną sympatią, to prawda. Działała na niego, choć owe działanie spowodowane pozostawało uroczą naiwnością; którą nie pierwszy raz w życiu posiadał na wyciągnięcie ręki, lecz dopiero teraz zachciał jej zasmakować. Symultanicznie nie zobowiązywał się do niczego a i w głębi duszy nie czuł się zbyt dobrze wchodząc w romans z nie jedną a dwiema siostrami. Oczywiście, kłamstwem byłoby stwierdzenie; iż całkowicie tego żałował – dziewczęta były różne, niemniej równie apetyczne i zachęcające. Problem polegał na moralności oraz autentycznej niechęci względem mieszania młódkom w głowach (do czego, niestety, zdążyło dojść w obydwu przypadkach). Być można istniało w tym jakieś ziarnko prawdy – być może nie tylko kobiety potrzebowały mężów; lecz mężczyźni potrzebowali żon zdolnych stać się ich kompasem oraz zaspokajać w sypialni, aby nie dochodziło do podobnego rodzaju niezręczności.
Gdzieś w głębi wahał się i brzydził się swojego wahania. Równocześnie potrzeba spełnienia rosła w nim z każdym kolejnym ruchem ręki Deonne, która najwyraźniej podążała za naturalnym instynktem. Na moment zacisnął dłoń na jej ręce, nie zabierając jej a raczej pomagając – niemalże współpracując z niekiedy zbyt pośpiesznymi i zdesperowanymi ruchami młodej blondyneczki. Przymknąwszy powieki czuł jak jego klatka piersiowa unosi się, by gwałtownie opaść; lekko się unosi i znowu gwałtownie opada. Owa rytmika z połączeniu z regularnością jaka działa się nieco niżej wprowadzała w stan błogości z każdą sekundą rosnącym niby zaciekłe crescendo. O dziwo, w pewnym momencie ręka jaką zaciskał na ręce kobiety niespodziewanie wyzwoliła pulsujący członek z objęć długich palców. Dłuższą chwilę trzymał za szczupły nadgarstek, obrócony bokiem w kierunku panienki Britton. W świetle księżyca zawsze wydawała się mniej niewinna a wręcz cwana. Kto wie czy czasem jej nie doceniał, może tak naprawdę to ona rozdawała karty? Trzeba przyznać, że chociaż istniało małe prawdopodobieństwo; że właśnie o to chodzi – taka perspektywa wielce go intrygowała. Cmoknąwszy lekko pokręcił łepetyną. Wzburzona czarna czupryna zatrzęsła się na głowie księgowego jak gałęzie posępnego drzewa. – Niegrzeczna... – a mimo to, gdzieś w półmroku dało się dostrzec nieduży uśmieszek. – Ciekawe co powiedziałby Twój narzeczony. – nie dając okazji do odpowiedzi puścił ją wolno. – Dobranoc. – wydobyte spomiędzy warg słowo, tym razem posiadało większy nacisk na poszczególne sylaby. Było niemalże cedzone przez półzaciśnięte szczęki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Festyn.
Organizowany głównie przez (bądź i dla...) biednych, by zaznali nieco bajecznego życia, a za to idealny pretekst dla tych bogatszych by mogli się pokazać - i świecić na „prawo i lewo” swoimi majątkami. Według samej Deonne było to trochę śmieszne i wymuszone - część niej nie chciała tam iść - ukazać się u boku swojego narzeczonego, udawać szczęście i bezustannie posyłać każdemu swój bialutki uśmiech - głównym powodem jej pesymistycznego nastawienia była sytuacja sprzed trzech dni; wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej wtedy odmówił - by następnie zniknąć; tak jak zawsze to robił. Nieustannie wspominała dźwięk zatrzaskujących się drzwi; i ten chłód, który przeszedł przez półnagie ciało - gdy stała po środku pokoju całkiem sama. Czy nie tego właśnie chciał? Czy w tej ich dziwacznej „umowie” nie chodziło o bliskość gorących ciał? Czy w ten sposób również nie da się do niego dotrzeć? Bo choć relacja jaka ich połączyła była niezwykle fascynująca - dla samej Britton to nie wystarczyło - blondynka chciała więcej; wielkiej, niezapomnianej miłości - złączenia dusz, porozumienia się wzajemnie - związek cielesny nie był złą decyzją - ale Dea marzyła, by w końcu ją zauważył - dostrzegł to jak ona ich widzi - dlaczego, aż tak bardzo się od tego wzbraniał? Czy to co mówią wszyscy wokół (a w co dziewczę z całych sił nie chcę wierzyć) jest prawdą? Eamon James Korven nie ma serca?
- Ile musimy tu jeszcze zostać, abyś mu wybaczyła? - chaotyczny, a zarazem mocny głos Rositty wyrwał zdezorientowaną Deę z wpatrywania się we własne odbicie - gwałtownie odwróciła łepetynę w jej stronę. - Co? O czym Ty mówisz? - poprawiła swoje blond włosy by po chwili unieść się do pozycji stojącej. - Przecież wszyscy wiedzą, że nasz pobyt przedłużył się przez ten głupi bal i przez to co zrobił Edgar. - dodała krzyżując ramiona tak mocno, że Dea dostrzegła jak gniecie swoją fiołkową suknię. - Nie bądź śmieszna, Rosie. - mijając siostrę - starsza Britton kpiącą wywróciła oczyma. - Państwo Korven są po prostu bardzo gościnni. Dlaczego wszędzie widzisz ukrytą intrygę, hm? Nie mało już Ci kłopotów, zaczynasz się nudzić? - uśmiechnęła się szczerze, starając się ze wszystkich sił nie zmienić swojej miny. Wiedziała, że Róża zna ją zbyt dobrze - poza tym intrygi to jej specjalność. - Dlaczego musiałaś wyjść akurat z nim? - po wyrazie buzi młodszej można było dostrzec nutkę rozczarowania, a kiedy dziedziczka przyjrzała się bardziej ujrzała coś czego w Róży nie cierpiała: zawiść.. - Rosie...
- Chcesz mi coś powiedzieć? - głośniejszy, wręcz bardziej wyrazisty ton.
- Nie.
- Gdzie wtedy pojechaliście?
- Do domu.
- Łżesz. Czy Ty...?
- Nie! A ty...?
- Dziewczynki! Pospieszcie, już wychodzimy!
Dwie jasne głowy odwróciły się w tym samym momencie, by po chwili ujrzeć radosną matkę. - Co wy macie takie naburmuszone miny? - kobieta przysunęła się do córek, by złapać jedną za policzki, a następnie dokładnie to samo zrobić drugiej. - Nie mogę uwierzyć, że aż tak wyrosłyście. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Deonne, Edgar już na Ciebie czeka. Pomyśleliśmy razem z ojcem, że będziecie dziś szli obok siebie. Powinniście pokazać innym, że wszystko się ułożyło. - Dobrze, mamo. - starsza zniknęła zza drzwiami. - Rosie, chcielibyśmy z Tobą dzisiaj porozmawiać. - młodsza kiwnęła głową i również wyszła.
Droga nad zatokę minęła zaledwie w dwa kwadranse, Dea idąc ramię w ramie z ukochanym większość czasu milczała; ciężko jej było przebywać w obecności Edgara - wydawać się mogło, że blondyneczka straciła już wiarę, że kiedykolwiek się dogadają. Poza tym w jej jasnej główce bezustannie wisiało pytanie Róży: „Czy Ty..?” - co mogła mieć na myśli? Czyżby jej niewiarygodny „szósty zmysł” już wyniuchał dramat starszej siostry?
I wtedy...
Pojawił się znikąd - stał pomiędzy swoimi rodzicami, z fajką w dłoni - czyżby w każdym wydaniu musiał sprawiać, że serce dziewczyny wyrywało się z piersi? - Kiedy wrócił...? - właściwie nie zorientowała się, iż owe pytanie wymsknęło się z pomiędzy jej warg - ale widok twarzy Edgara sprawił, że jeszcze bardziej zaczynała się wahać - czy dzisiejsze wyjście jest dobrym pomysłem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyjazd do Londynu był dosyć spontaniczny. Lord Graveroy od dłuższego czasu nalegał na przyjazd Eamona. Z początku księgowemu zdawało się, że chodzi o próby swatów mężczyzny z jedną z młodych córek. Jednak z czasem stawało się jasnym, iż zamiary Daniela są zdecydowanie inne. Pięćdziesięciolatek posiadał mandat poselski i szukał dobrego kandydata do reprezentacji okręgu w którym mieścił się letni majątek Korvenów. Chociaż brunetowi brakowało doświadczenia w polityce – posiadał szeroką wiedzę, sympatię zarówno wielu wysoko postawionych arystokratów jak i pospólstwa. Znał się na geografii i nie szczędził dzielenia się swoimi nieco kontrowersyjnymi opiniami w większym gronie. Wpisywał się w wąską grupę na tyle charyzmatycznych osobników, iż wiele rzeczy uchodziło mu na sucho. Posiadał reputację owianą mitem tajemniczości. W zależności od tego gdzie się udał szeptano o nim pochwały bądź wyzywano od łajdaków. Czy jednak podobna popularność zapewniłaby mu poparcie osób posiadających prawo głosu? Graveroy uważał, że tak. Trzy dni zapraszał Eamona na niekończące się dyskusje przy kominku i obiady; by wreszcie ostatniego wieczora określić swoje zamiary i złożyć dziedzicowi propozycję. Korven nie lubił podejmować decyzji zbyt pochopnie, więc złożył obietnicę dać lordowi odpowiedź najpóźniej w pierwszym tygodniu września. Po powrocie wymienił z ojcem porozumiewawcze spojrzenia, acz nie zdołali jeszcze omówić bieżącej sytuacji. Z resztą, co tu było do omawiania? Arthur w pełni poparłby synowskie przebranżowienie nawet jeżeli oznaczałoby to przymus zatrudnienia nowego księgowego i częstsze doglądanie spraw najemców.
Biorąc pod uwagę powyższe, w drodze na festyn brunet sprawiał wrażenie zamyślonego i nieobecnego. Na miejscu wypił jedno piwo, odpalił fajkę i w końcu udało mu się wyłapać ojcowską sylwetkę. Mężczyźni pogrążyli się w rozważaniach dotyczących panujących w kraju nastrojów; dopóki Eamon nie przekierował dyskusji na nieco swobodniejsze tematy i nie wyraził radości z powodu „cudownego ozdrowienia” dziecka Gilly. Przez jakiś czas dwójka Korvenów wpatrywała się w tłum, jak gdyby poszukując szczęśliwego brzdąca. Ostatecznie dwie pary oczu odnalazły nadchodzących w ich kierunku Brittonów. Eamon nie wyrywał się do powitań. Po prawdzie, chwilom namiętności z Deonnie nie poświęcał zbyt wielkiej atencji. Działo się zbyt wiele spraw, w jego egoistycznym mniemaniu, znacznie istotniejszych. Poza tym, czarne oczęta bezwiednie zerknęły na Rosie. Więdnący kwiatek, którego potraktował tak okrutnie i niesprawiedliwie. Mimowolnie posłał dziewczęciu słaby, lecz jakże szczery uśmiech. – Pięknie wyglądasz, Rosalie. – mruknąwszy pomiędzy powitaniami rodziców nie spostrzegł, że jego komentarz doprowadził do rozkwitu nagłej ciszy. – Prawda, braciszku? Obydwie siostry prezentują się przepięknie. Dobrze Cię widzieć. – przed szereg wybił się Edgar. Wydawał się zadziwiająco bystry i radosny. Wysunął długie ramię, by dosyć niezręcznie złapać brata w pół-objęcie i poklepać po plecach. Mięśnie księgowego spięło odczucie żenady. – Planowaliśmy przejść się z Deonne na spacer wzdłuż strumienia. Podobno sprzedają tam wianki z okazji pomyślnych zbiorów. – nie, niczego nie zaplanowali. Rudowłosy improwizował, naprędce wymyślając jak odciągnąć braciszka od blondynki równocześnie mając ich na oku. Nie wiedział co między nimi zaszło, ale bezustannie wyczuwał... Właśnie, co to właściwie było? Coś wisiało w powietrzu i podoficer dostawał szału na myśl, iż może to być wyłącznie jego głupia zazdrość. – Fantastyczny pom-...Może weźmiesz Rosaline? – zanim zdołałby dokończyć zdanie rudy wyszczerzył zęby. Czekoladowe oczy zerknęły z ukosa na Różę. Wahał się, ale nie trwało to na tyle długo by wzbudzić podejrzenia. – Jeśli Rose by zechciała...
Kilka chwil później szli za Edgarem i Deą. Eamon wpatrywał się w plecy jasnowłosej, by finalnie spojrzeć na dziewczynę idącą u jego boku. Wcale nie umniejszała siostrze urodą. – Przykro mi z powodu naszego ostatniego spotkania. – podjąwszy odsunął szyjkę fajki od warg. – Lubię Cię, nie chciałem; aby doszło do czegoś gorszącego. – z lekkim odkaszlnięciem podrapał się po ogolonym policzku.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alternatywna rzeczywistość”